Pieśń dla wieloryba - ebook
Pieśń dla wieloryba - ebook
Dwunastoletnia Iris jest technicznym geniuszem – potrafi naprawić każde, nawet
najstarsze radio. Te ponadprzeciętne umiejętności to niejedyna rzecz, która ją wyróżnia.
Dziewczynka nie słyszy – jest jedyną głuchą osobą w szkole. To sprawia, że nauczyciele i inni uczniowie często nie traktują jej zbyt poważnie, przez co Iris czuje się samotna i wyobcowana.
Któregoś dnia dziewczyna dowiaduje się o wielorybie, który nie potrafi komunikować się
z innymi wielorybami. Iris rozumie, co musi czuć osamotnione zwierzę, i postanawia coś
dla niego zrobić. Tworzy więc pieśń, która – ma nadzieję – trafi do wieloryba i dzięki której nie będzie się czuł opuszczony…
Poruszająca historia o wielkiej pasji i determinacji. Dla każdego, kto kiedykolwiek czuł się samotny.
| Kategoria: | Dla dzieci |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8387-977-2 |
| Rozmiar pliku: | 3,4 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Do ostatniego lata myślałam, że jedyną rzeczą, jaka łączy mnie z tamtym wielorybem z plaży, jest imię.
Zebraliśmy wtedy z dziadkiem muszelki, kawałki drewna wyrzuconego na brzeg i dzikie kwiaty rosnące na wydmach, i usiedliśmy. Muszelki i drewno były dla babci, a kwiaty dla wieloryba. Dziadek zapytał, jak mi idzie w szkole. Odpowiedziałam, że bez zmian, czyli kiepsko. Chodziłam do tej szkoły już od dwóch lat, ale nadal czułam się tam nowa.
Dziadek poklepał piasek obok siebie.
– Wiedziałaś, że ona prawdopodobnie też była głucha? – zamigał.
Nie musiałam pytać, kogo miał na myśli. Samica wieloryba była tam pochowana od jedenastu lat, a rodzice mnóstwo razy opowiadali mi o wydarzeniach tamtego dnia.
Potrząsnęłam głową. Nie wiedziałam o tym, nie wiedziałam też, dlaczego dziadek zmienił temat. Może z kolei on nie wiedział, co jeszcze powiedzieć w sprawie mojej szkoły.
Wielorybica znalazła się na plaży w lutym, w dniu moich narodzin. Kiedy pojawiła się w płytkich wodach Zatoki Meksykańskiej, jacyś ludzie stanęli na brzegu i tylko patrzyli, jak się zbliża. Babcia za to wbiegła do zimnego oceanu i próbowała odepchnąć ją od lądu, jakby dzięki temu czterdziestotonowe zwierzę miało zmienić zdanie i popłynąć w innym kierunku. To było naprawdę niebezpieczne. Choć wielorybica była już wtedy osłabiona, jedno porządne pacnięcie ogonem czy płetwą mogło załatwić babcię. Nie wiem, co sama bym wtedy zrobiła – wskoczyła tak jak ona czy po prostu tam stała.
– Nie urodziła się głucha tak jak my – ciągnął dziadek. – Naukowcy, którzy ją badali, powiedzieli, że po prostu tak wyszło. Może była w pobliżu, gdy eksplodowała platforma wiertnicza albo zdetonowano bombę w ramach testów.
Gdy dziadek opowiadał jakąś historię, widziałam ją tak wyraźnie, jakby rozgrywała się przed moimi oczami. Jego migające dłonie pokazywały mi wielorybicę, która nagle ucichła i pływała to tu, to tam w poszukiwaniu jakichś dźwięków. Może dlatego znalazła się tutaj, na naszej plaży w Zatoce Meksykańskiej, zamiast w głębokich wodach oceanu, gdzie było jej miejsce. Sejwale nie podpływały tak blisko brzegu. Tylko ona, tamtego dnia.
– Wieloryb nie jest w stanie odnaleźć drogi w świecie bez dźwięku – dodał dziadek. – Oceany, które pokrywają większość powierzchni Ziemi, są pogrążone w ciemności. Wieloryby kierują się w nich dźwiękami i rozmawiają ze sobą przez oceany.
Gdy znajome odgłosy oceanu zniknęły, wielorybica zgubiła się w swoim nowym, cichym świecie. Grupa ratownicza przyszła na plażę i próbowała uratować zwierzę. Nazwali ją Iris. Babcia poprosiła rodziców, aby nazwali tak i mnie, bo przyszłam na ten świat, gdy samica wieloryba z niego odchodziła.
Po tym, jak biolodzy morscy dowiedzieli się o niej wszystkiego, co mogli, pochowano ją tu na plaży, wraz z pytaniami, co właściwie sprowadziło ją na ten brzeg.
Mieszkaliśmy na tamtym wybrzeżu do lata po drugiej klasie, kiedy to moja rodzina przeprowadziła się do Houston w związku z nową pracą taty. Odtąd wracaliśmy tam tylko raz czy dwa razy latem. Nasz nowy dom miał tę zaletę, że mieliśmy teraz bliżej do dziadków. Cieszyłam się, że mogę spędzać z nimi więcej czasu, zwłaszcza że oboje byli głusi, jak ja. Ale wszyscy tęskniliśmy za plażą, a ja tęskniłam za towarzystwem rówieśników podobnych do mnie. Choć w mojej starej szkole było tylko kilkoro głuchych, to wystarczyło. Mieliśmy razem lekcje i mieliśmy siebie.
– Ale w naszym wypadku jest inaczej – zamigał dziadek. – Tu jest więcej światła i potrzebujemy niewielkiej własnej przestrzeni, aby poczuć się jak w domu. Czasem poukładanie wszystkiego zajmuje trochę czasu. Ale dasz radę. Znajdziesz swoją drogę.
Żałuję, że nie zapytałam go wtedy, ile czasu to zajmie.