- promocja
- W empik go
Pieśń prorocza - ebook
Pieśń prorocza - ebook
Powieść nagrodzona Nagrodą Bookera w 2023 roku
Mocna, klaustrofobiczna i przerażająco prawdopodobna…
„Guardian”
Pewnego ciemnego wieczoru w Dublinie Eilish Stack, naukowczyni i matka czwórki dzieci, zastaje pod drzwiami dwóch funkcjonariuszy nowo utworzonej irlandzkiej tajnej policji. Przybyli, by przesłuchać jej męża, działacza związkowego.
Irlandia się rozpada. Ucisk rządu zwracającego się w stronę tyranii dotyka cały kraj. Kiedy jej mąż znika, Eilish zostaje rzucona na pastwę koszmarnej logiki społeczeństwa w rozkładzie. I będzie musiała zdecydować, ile jest gotowa poświęcić, by ocalić najbliższych.
Zatrważająca Pieśń prorocza to dzieło oszałamiająco oryginalne, opisujące druzgocącą wizję stopniowej utraty wolności w państwie totalitarnym, a zarazem poruszający portret matki próbującej utrzymać rodzinę blisko siebie, przy życiu.
Znakomita, nagrodzona Bookerem powieść to historia zła, które wydarza się na naszych oczach, choć przecież tak bardzo staramy się go nie zauważać. To przepowiednia tego, w co może zmienić się świat, jeśli się nie opamiętamy. To krzyk, żądanie natychmiastowego wstrzymania procesów, które – a wiemy to doskonale z lekcji historii – zawsze prowadzą do tragedii. Jeszcze nie jest za późno, jeszcze możemy się otrząsnąć, przekonuje Paul Lynch. Nie sposób mu nie wierzyć.
Michał Nogaś
Koniec świata potrafi się zacząć całkiem niewinnie. Drobne elementy rzeczywistości przestają pasować, ale wciąż można to zbyć machnięciem ręki: to nic takiego. A później nie ma już odwrotu. Duszna, dławiąca proza. Olśniewa stylem, oddaje najskrytsze lęki. I choć człowiek chciałby przestać czytać, nie może, musi wiedzieć, co będzie dalej.
Natalia Szostak
Prorocze arcydzieło.
„Washington Post”
Piękna i mocna. Lynch jest wybitny, gdy ukazuje biurokratyczne zawiłości popadania w chaos.
„New York Times”
To nie jest książka przedstawiająca ucisk polityczny jako problem intelektualny, który należy rozwiązać. Ona celuje w układ limbiczny i nie chybia.
„Los Angeles Times”
Kategoria: | Powieść |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-68226-56-0 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zapadła noc, a ona stała przy oknie wychodzącym na ogród i nie usłyszała pukania. Jakże bezgłośnie mrok spowija drzewa wiśni. Zbiera ostatnie liście, a one wcale mu się nie opierają, tylko przyjmują ciemność szeptem. Znużona, dzień prawie za nią, tyle jeszcze do zrobienia przed snem, dzieci usadowione w salonie, to uczucie chwilowego wytchnienia przy szybie. Patrzy na ciemniejący ogród i pragnie zespolić się z tą ciemnością, wyjść na zewnątrz i położyć się razem z nią, leżeć pośród opadłych liści i czekać, aż noc przeminie, a potem obudzić się o brzasku i powstać na nowo wraz z nadejściem poranka. Ale to pukanie. Słyszy, jak wdziera się w jej myśli, ostry, natarczywy stukot, marszczy czoło, tak zdecydowane jest każde uderzenie. I wtedy Bailey też zaczyna pukać w szklane drzwi do kuchni, woła ją, mamo, wskazuje na korytarz, nie odrywając wzroku od ekranu. Eilish rusza z dzieckiem w ramionach w stronę przedpokoju, otwiera drzwi wejściowe, a przed szybą werandy stoją dwaj mężczyźni, w mroku niemal pozbawieni rysów twarzy. Zapala światło na werandzie i natychmiast poznaje ich po postawie, chłodne nocne powietrze zdaje się wisieć, gdy Eilish rozsuwa drzwi na patio, podmiejska cisza, krople deszczu opadające niemal bezgłośnie na St Laurence Street, na czarny samochód zaparkowany przed domem. Jakże gęstą atmosferę nocy roztaczają wokół siebie ci mężczyźni. Eilish przygląda im się ze swojej ochronnej przestrzeni, młody mężczyzna po lewej pyta, czy jej mąż jest w domu, i coś w jego spojrzeniu, zdystansowanym, a jednocześnie przenikliwym, sprawia wrażenie, jakby próbował pochwycić jakąś cząstkę jej wnętrza. Eilish szybko omiata wzrokiem ulicę, widzi samotną postać spacerującą pod parasolem z psem u boku, wierzby kiwające się w deszczu, stroboskopowe rozbłyski wielkiego ekranu telewizora w domu Zajaców po drugiej stronie ulicy. Potem sama przywołuje się do porządku, niemal parska śmiechem, ach, to nieodłączne poczucie winy, gdy policja puka do drzwi. Ben zaczyna wiercić się w jej ramionach, a starszy policjant po prawej przygląda się dziecku, twarz mu łagodnieje, więc Eilish zwraca się do niego. Wie, że on także ma dzieci, takie rzeczy zawsze się wie, ten drugi jest na to o wiele za młody, za schludny i hardy, zaczyna mówić, świadoma nagłego drżenia swojego głosu. Niedługo wróci, za jakąś godzinę, mam do niego zadzwonić? Nie, to nie będzie konieczne, pani Stack, kiedy już wróci, czy mogłaby mu pani powiedzieć, żeby skontaktował się z nami jak najszybciej, oto moja wizytówka. Mam na imię Eilish, może ja mogłabym wam jakoś pomóc? Obawiam się, że nie, pani Stack, to sprawa pani męża. Starszy policjant po cywilnemu uśmiecha się serdecznie do dziecka, a ona przez chwilę przygląda się zmarszczkom wokół jego ust, to twarz wykrzywiona powagą, nieodpowiednia do tej pracy. Nie ma się czym martwić, pani Stack. Dlaczego miałabym się martwić? Tak, w rzeczy samej, pani Stack, nie chcemy zabierać pani więcej czasu, już i tak strasznie zmokliśmy, cały wieczór chodzimy po domach, ciężko nam będzie się wysuszyć w samochodzie. Eilish zasuwa drzwi na taras, trzymając wizytówkę w dłoni, patrzy, jak dwaj mężczyźni wracają do samochodu, obserwuje, jak samochód rusza ulicą, hamuje przed skrzyżowaniem, a tylne światła nabierają intensywności, tworzą parę rozżarzonych ślepi. Spogląda jeszcze raz na ulicę, ponownie spowitą wieczorną ciszą, wchodzi do środka, wprost w ciepło holu i zamyka drzwi wejściowe, po czym stoi przez chwilę, przyglądając się wizytówce, i zauważa, że wstrzymała oddech. To uczucie, że coś wdarło się do domu, Eilish chce odłożyć dziecko, chce stać i myśleć o tym, jak to coś towarzyszyło dwóm mężczyznom i wkroczyło do holu o własnych siłach, bezkształtne, a jednak wyczuwalne. Eilish, gdy przechodzi przez salon i mija dzieci, ma wrażenie, że to czai się obok niej, Molly trzyma pilota nad głową Baileya, on wymachuje rękami w powietrzu, odwraca się do Eilish z błagalnym spojrzeniem. Mamo, powiedz jej, żeby przełączyła z powrotem na mój program. Eilish zamyka drzwi do kuchni i kładzie dziecko w bujaku, zaczyna sprzątać ze stołu laptopa i pamiętnik, ale nagle nieruchomieje i zamyka oczy. Uczucie, które pojawiło się w domu, podążyło za nią. Eilish sięga po telefon, waha się, wysyła Larry’emu wiadomość i znów staje przy oknie, patrzy na to, co dzieje się na zewnątrz. Ciemniejący ogród nie wydaje się już taki pożądany, bo coś z tego mroku wdarło się do domu.
Larry Stack krąży po salonie z wizytówką w ręku. Wpatruje się w nią, marszczy brwi, po czym odkłada ją na stolik i potrząsa głową, opada z powrotem na fotel i zaciska dłoń na brodzie, a Eilish przygląda mu się w milczeniu, poddaje motywowanej zażyłością ocenie, na pewnym etapie życia mężczyzna zapuszcza brodę nie po to, by wejść w wiek męski, ale po to, by odgrodzić się od młodości, a Eilish z trudem przypomina go sobie bez zarostu. Patrzy, jak jego stopy szukają pantofli, jak twarz mu się wypogadza, gdy Larry rozsiada się w fotelu, myśli chyba o czymś innym, ale nagle ściąga brwi, a na czole pojawia mu się zmarszczka. Larry pochyla się do przodu i znów sięga po wizytówkę. To pewnie nic takiego, mówi. Kołysze dziecko na kolanach, przygląda mu się uważnie. Larry, jak to nic takiego? On wzdycha i przeciąga grzbietem dłoni po ustach, wstaje z fotela i zaczyna szperać na stole. Gdzie odłożyłaś gazetę? Chodzi po pokoju, rozgląda się, ale nie widzi, być może zapomniał już o gazecie, szuka czegoś w cieniu własnych myśli i nie może tego odnaleźć. Odwraca się i spogląda na żonę, która karmi dziecko piersią, widok ten dodaje mu otuchy, sens życia zawężony do obrazu tak przeciwstawnego podłości, że rozgorączkowane myśli stygną. Podchodzi do niej i wyciąga rękę, ale cofa, gdy kobieta kieruje wzrok w jego stronę. Urząd Spraw Narodowych Garda, mówi, USNG, to nie są zwykli funkcjonariusze, komisarz u naszych drzwi, czego oni od ciebie chcą? Larry wskazuje na sufit, czy ty się wreszcie nauczysz mówić ciszej? Idzie do kuchni, zaciskając szczęki, bierze szklankę z ociekacza, stawia ją pionowo i odkręca kran, spogląda ponad swoim odbiciem w ciemność, drzewa wiśniowe są stare i wkrótce zgniją, być może trzeba będzie je ściąć na wiosnę. Pije długo, po czym wraca do salonu. Posłuchaj, mówi, i niemal widzi, jak jego głos zniża się do szeptu. Jestem pewien, że to nic takiego. Z każdym słowem jego wiara słabnie, jakby nalał sobie wody w dłonie. Eilish przygląda się, jak Larry ponownie opada na fotel, jego ciało wiotczeje, a ręka automatycznie przełącza kanały w telewizorze. Mężczyzna odwraca się i zauważa, że uwięziło go jej spojrzenie, po czym pochyla się do przodu i wzdycha, pociągając się za brodę, jakby chciał oderwać ją od twarzy. Słuchaj, Eilish, wiesz, jak oni działają, czego szukają, zbierają informacje, robią to dyskretnie i podejrzewam, że trzeba im je przekazać w ten czy inny sposób, nie ma wątpliwości, że prowadzą sprawę przeciwko nauczycielowi, więc to uzasadnione, że chcą ze mną porozmawiać, uprzedzić nas, możliwe, że przed aresztowaniem, słuchaj, zadzwonię do nich jutro albo pojutrze i dowiem się, czego chcą. Ona wpatruje się w jego twarz, świadoma jakiejś pustki wewnątrz swojego jestestwa, umysł i ciało wyczekują, że sen zwycięży, Eilish za chwilę pójdzie na górę i włoży koszulę nocną, będzie odliczać godziny do pobudki i karmienia dziecka. Larry, mówi i patrzy, jak on się wzdryga, jakby podała mu do ręki ładunek elektryczny. Powiedzieli, żebyś zadzwonił jak najszybciej, zadzwoń do nich teraz, numer jest na wizytówce, pokaż im, że nie masz nic do ukrycia. On marszczy brwi, a potem wolno wciąga powietrze, jakby oceniał coś, co nad nim zawisło, odwraca się i spogląda jej prosto w twarz, oczy ma zwężone z wściekłości. Co to znaczy, pokazać im, że nie mam nic do ukrycia? Wiesz, o co mi chodzi. Nie, nie wiem. Słuchaj, to tylko takie wyrażenie, Larry, proszę, zadzwoń do nich teraz. Dlaczego ty wiecznie robisz cholerne problemy, mówi mężczyzna, słuchaj, nie zamierzam do nich dzwonić o tej porze. Larry, zrób to teraz, proszę, nie chcę, żeby USNG znów dobijało się do naszych drzwi, słyszałeś, co się mówi, co podobno dzieje się od kilku miesięcy. Larry pochyla się do przodu w fotelu, jakby nie mógł wstać, marszczy czoło, a potem podchodzi do niej i bierze dziecko. Eilish, proszę, posłuchaj mnie uważnie, szacunek to coś, co działa w obie strony, oni wiedzą, ile mam na głowie, jestem zastępcą sekretarza generalnego Związku Nauczycielstwa Irlandzkiego, nie będę biegł na ich wezwanie. Wszystko pięknie, Larry, ale powiedz mi, dlaczego przyszli do domu o tej porze, a nie do twojego biura w ciągu dnia. Słuchaj, kochanie, zadzwonię do nich jutro albo pojutrze, a na razie możemy to zostawić do rana? Jego ciało nadal stoi przed nią, chociaż oczy patrzą już na ekran telewizora. Jest dziewiąta, dlaczego Marka nie ma jeszcze w domu, mówi, chcę posłuchać wiadomości? Eilish spogląda na drzwi, czuje, jak sen chwyta ją w talii, ale podchodzi do Larry’ego i wysuwa niemowlę z jego objęć. Nie wiem, mówi, poddałam się i już go nie pilnuję, miał dziś wieczorem trening piłkarski i pewnie zjadł kolację u kolegi, a może poszedł do Samanthy, ostatnio zrobili się nierozłączni, po prostu nie wiem, co on w niej takiego widzi.
Larry, jadąc przez miasto, coraz bardziej się na siebie irytuje, myśli krążą tam i z powrotem, napierają na coś, czego on szuka, ale zarazem czuje potrzebę, by przed tym uciec. Głos w słuchawce brzmiał rzeczowo, wręcz uprzejmie, przepraszam za późną porę, panie Stack, nie zajmiemy panu zbyt wiele czasu. Parkuje przy uliczce tuż za rogiem, blisko od posterunku Garda na Kevin Street, myśli o tym, jak zazwyczaj kiedyś wyglądała główna droga nocą, z całą pewnością była bardziej ruchliwa, to miasto ostatnimi czasy stało się stanowczo zbyt ciche. Mimowolnie zaciska zęby, gdy podchodzi do okienka i rozciąga usta w uśmiechu, myśląc o dzieciach, Bailey na bank zorientuje się, że wyszedł, ten dzieciak ma uszy dookoła głowy. Obserwuje bladą, piegowatą dłoń oficera dyżurnego, który mówi coś niewyraźnie do telefonu. Na spotkanie wychodzi mu młody śledczy, kościsty i dziarski, w koszuli z krawatem, z uprzejmym wyrazem na woskowatej twarzy, o tym samym głosie, co wcześniejszy rozmówca. Dziękuję za przybycie, panie Stack. Proszę za mną, postaramy się nie zabierać panu zbyt wiele czasu. Larry podąża metalowymi schodami, idzie korytarzem, mijając pozamykane drzwi, po czym zostaje wprowadzony do pokoju przesłuchań z szarymi krzesłami i szarą okładziną na ścianach, gdzie wszystko wygląda jak nowe. Śledczy wychodzi, a Larry siada i wpatruje się w swoje dłonie. Czyta coś na telefonie, a potem wstaje i zaczyna krążyć po pomieszczeniu, myśli o tym, jak potraktowano go z góry, jak okazano mu brak szacunku, jest już dobrze po dziesiątej wieczorem. Kiedy wchodzą, prostuje skrzyżowane dotąd na piersi ręce, powoli przyciąga krzesło i siada, obserwuje tego samego szczupłego funkcjonariusza i drugiego, bliższego mu wiekiem, który w dłoni trzyma pokryty rozbryzgami kawy kubek. Mężczyzna zdaje się patrzeć na Larry’ego Stacka z delikatnym uśmiechem, a może to tylko łagodność drzemiąca w zmarszczkach wokół jego ust. Dobry wieczór, panie Stack, jestem komisarz Stamp, a to detektyw Burke, napije się pan czegoś, kawy lub herbaty? Larry spogląda na brudny kubek i unosi dłoń w geście odmowy, przygląda się twarzy rozmówcy, szuka w niej obrazu, który wydaje mu się znajomy. My się już spotkaliśmy, mówi, na boisku w Dublinie, w meczu z Gaelsami grał pan na pozycji pomocnika UCD, byliśmy wtedy potęgą, tamtego roku was rozgromiliśmy. Komisarz przypatruje się twarzy Larry’ego, zmarszczki wokół ust zniknęły, spojrzenie stało się nieprzeniknione, w pokoju zapanowała nieodgadniona cisza. Mężczyzna odpowiada, nie poruszając głową. Nie wiem, o czym pan mówi. Larry jest teraz wyczulony na dźwięk własnego głosu, gdy się odzywa, słyszy go, tak jakby on też obserwował przesłuchanie w tym pokoju, widzi siebie po drugiej stronie stołu, widzi siebie przez wizjer w drzwiach, nie da się inaczej zajrzeć do środka, nie ma tu lustra weneckiego, takiego jak w telewizji. Słyszy, jak do jego głosu wkrada się fałszywa nuta, może nawet nadmierna wylewność. To na pewno pan, grał pan jako pomocnik w UCD, nigdy nie zapominam rywali. Funkcjonariusz upija łyk z kubka i przecedza kawę przez zęby, wpatruje się w Larry’ego, aż ten spuszcza wzrok na stół, przejeżdża palcem po porysowanym lakierze, po czym ponownie spogląda na komisarza. Rysy z pewnością zgrubiały, postura nabrała tęgości, ale to, co mówią oczy, nigdy się nie zmienia. Proszę posłuchać, mówi Larry, chcę mieć to już za sobą, powinienem być w domu z rodziną i szykować się do snu, powiedzcie mi, jak mogę wam pomóc? Detektyw Burke porusza otwartą dłonią. Panie Stack, wiemy, że jest pan zapracowany, dlatego cieszymy się, że mamy okazję z panem porozmawiać, wpłynęło do nas bardzo poważne doniesienie, które dotyczy pana bezpośrednio. Larry Stack patrzy na obu mężczyzn i czuje, że zasycha mu w ustach. W pomieszczeniu coś się porusza, on to teraz wyczuwa, na moment zastyga, a potem spogląda w górę i widzi kopulastą lampę sufitową, w której uwięziona ćma szaleńczo tłucze się o szkło, oranżową półkulę, brudną i wypełnioną truchłami poprzednich ciem. Detektyw Burke otworzył teczkę, a Larry Stack widzi przed sobą bezkrwiste dłonie księdza, widzi umieszczoną na blacie między nimi kartkę zadrukowanego papieru. Larry zaczyna czytać, mruga powoli, po czym zaciska zęby. Kroki przemykają długim korytarzem i cichną rozgrzeszone przez zamknięte drzwi. Słyszy stłumiony trzepot ćmy, przez chwilę ma wrażenie, że coś w jego wnętrzu zaczyna obumierać. Podnosi wzrok i widzi, że detektyw Burke przygląda mu się z drugiej strony stołu, oczy wpatrują się w niego, jakby mogły swobodnie wnikać w jego myśli, jakby starały się wyłuskać z niego coś, czego tam nie ma. Larry spogląda w stronę komisarza, który otwarcie go teraz obserwuje, po czym chrząka i usiłuje uśmiechnąć się do mężczyzn. Panowie, wy sobie chyba robicie ze mnie żarty? Patrzy na nich, czuje, jak uśmiech znika mu z warg, podnosi kartkę i nią macha. Przecież to obłęd, mówi, poczekajcie, aż sekretarzyni generalna się o tym dowie, od razu powiadomi ministra, gwarantuję wam to. Młody śledczy kaszle elegancko w pięść, po czym spogląda na komisarza, który uśmiecha się i zaczyna mówić. Jak pan zapewne wie, panie Stack, to trudny czas dla naszego państwa, dlatego polecono nam poważnie traktować wszystkie zgłaszane oskarżenia–– O czym pan, do cholery, mówi? pyta Larry, to nie jest żadne oskarżenie, to nie ma sensu, przekręcacie coś, bierzecie coś i zamieniacie to w coś innego, wygląda na to, że sami to napisaliście. Panie Stack, bez wątpienia znana jest panu ustawa o uprawnieniach nadzwyczajnych, która weszła w życie we wrześniu tego roku w odpowiedzi na utrzymujący się w państwie kryzys, ustawa, która nadaje dodatkowe kompetencje i uprawnienia USNG, niezbędne do ochrony porządku publicznego, musi pan zatem zdawać sobie sprawę z tego, jak to wygląda z naszej perspektywy, pańskie działanie można odebrać jako zachowanie osoby podżegającej do nienawiści wobec państwa, kogoś, kto sieje zamęt i niepokój, kiedy konsekwencje danego czynu wpływają na stabilność na szczeblu państwowym, to mamy do czynienia z dwiema możliwościami: pierwsza to taka, że ów podmiot jest agentem pracującym na szkodę państwa, a druga, że jest on nieświadomy swoich czynów i postępuje bez takich intencji, ale tak czy inaczej, panie Stack, skutki w obu przypadkach są takie same, taka osoba wysługuje się wrogom państwa, a zatem, panie Stack, apelujemy, by dokonał pan rachunku sumienia i upewnił się, że tak nie jest. Larry Stack milczy przez dłuższą chwilę, patrzy na kartkę, chociaż jej nie widzi, a potem odchrząkuje i zaciska dłonie. Jeśli dobrze rozumiem, mówi, oczekujecie ode mnie dowodu, że moja działalność nie ma charakteru wywrotowego? Tak, zgadza się, panie Stack. Ale jak miałbym dowieść, że nie zajmuję się podburzaniem, skoro po prostu wykonuję swoją pracę jako związkowiec, korzystając z przysługującego mi na mocy konstytucji prawa? To już zależy od pana, panie Stack, chyba że uznamy, iż sprawa wymaga dalszego dochodzenia, a w tym przypadku nie będzie to już zależało od pana, ale od nas. Larry z knykciami przyciśniętymi do stołu mimowolnie podrywa się z krzesła. Na twarzy przed nim wypisana jest wola, Larry widzi ją i rozumie, że sprowadzono go tu, by go tą wolą złamać, tą wolą, ale też sankcją jakiegoś absolutu, który ma moc, by zmienić „tak” w „nie”, a „nie” w „tak”. Chciałbym, żeby to było bardzo jasne, mówi, minister się o tym dowie i wynikną kłopoty, nie możecie zastraszać wysokiej rangi związkowca i skłaniać go do zaniechania obowiązków, nauczyciele w tym kraju mają prawo negocjować lepsze warunki i brać udział w pokojowych protestach, które nie mają nic wspólnego z tym tak zwanym kryzysem, z jakim boryka się państwo, a teraz, jeśli nie macie nic przeciwko temu, wracam do domu. Drugi śledczy powoli otwiera usta i Larry jest prawie pewien, że to widzi, myśli o tym, gdy idzie z powrotem do samochodu i długo siedzi w środku, przyglądając się drżącym dłoniom na kolanach. O tym, jak z ust funkcjonariusza wyfrunęła, zdawałoby się, ćma.
Najpierw Ben do żłobka, a potem dzieci do szkoły, Molly wysiada ze słuchawkami na uszach, Bailey zatrzaskuje tylne drzwi, Eilish ogląda się przez ramię i widzi za szybą jego pointylistyczną sylwetkę ciągnącą za kaptur kurtki. Już ma wyjechać na drogę, kiedy czyjaś ręka uderza w okno, Molly krzyczy, żeby się zatrzymała, drzwi się otwierają, a dziewczynka chwyta z podłogi swoją torbę na siłownię i znika. W tym zimowym świetle, zimnej listopadowej poświacie, Eilish prowadzi z pełną świadomością wyczerpania emocjonalnego, jej ruchy są automatyczne, odpoczywa na czerwonym świetle, nie widzi nadchodzącego dnia, ale to, jak przeminie on bez śladu, kolejny dzień zapomniany i wchłonięty przez cichą rachubę upływającego czasu, widzi siebie w pracy i to, jak nie postrzega już jej jako kariery, prawdziwa praca mikrobiolożki to wielogodzinne stanie przy stole w poszukiwaniu dowodów, sprawdzanie hipotez w konfrontacji z rzeczywistością, wbrew temu, w co dana osoba chciałaby wierzyć, a odpowiedź, prawdziwa lub fałszywa, zawarta jest w wynikach. Teraz spędza dni na pisaniu mejli i rozmowach przez telefon, ze specjalistki staje się generalistką bez białego kitla, zarządza personelem, odpływa myślami podczas spotkań, zadaje niewłaściwe pytania. Siada przy biurku, przegląda pocztę i przekłada rozmowę na siedemnastą trzydzieści. Chwyta za telefon i dzwoni do Larry’ego. Wypełniłeś formularze paszportowe, tak jak prosiłam? pyta. Słuchaj, kochanie, wciąż jestem trochę roztrzęsiony, nie mogę przestać o tym myśleć. Mówi tak, jakby powietrze uszło z niego przez sen, po przebudzeniu stwierdził, że jest wypompowany, i usiadł na skraju łóżka, wpatrując się w podłogę. Powiedziałeś o tym w pracy? pyta Eilish. Słyszy, jak on przez chwilę z kimś rozmawia, zakrywając dłonią mikrofon. Zostawiłem je na biurku na górze. Co zostawiłeś na biurku na górze? Formularze paszportowe. Larry, powinieneś zadzwonić do Seana Wallace’a i z nim porozmawiać, w tym kraju wciąż obowiązują prawa konstytucyjne. Chcę to przekazać bezpośrednio sekretarzyni generalnej, ale nie ma jej dziś, złapała wirusa. Powiedz mi, czy Sean nadal prowadza się z tą małolatą? Sean Wallace jest teraz zagrzebany po uszy w procesie Fitzgeralda, nie chcę go niepokoić, słuchaj, a kto dziś gotuje obiad? Nadal uważam, że powinieneś do niego zadzwonić, twoja kolej na gotowanie. Mam spotkanie o osiemnastej trzydzieści, ale odwołam je, nie jestem w nastroju. Larry. Co, kochanie? Nic, kupiłam wczoraj mielone mięso, możesz zrobić burgery, muszę lecieć. Rozłącza się, ale przez chwilę siedzi z telefonem w ręku, świadoma złych przeczuć. Spogląda na komórkę i wraca myślami do rozmowy, podąża za swoim głosem do męża, sygnał musi być przekazany dalej, zanim dotrze do telefonu Larry’ego, zostaje odebrany i przesłany przez nadajnik sieciowy. Nagle słyszy własny głos, jakby dobiegał z innego pomieszczenia. I z nim porozmawiać, w tym kraju wciąż obowiązują prawa konstytucyjne. Robi jej się zimno, gwałtownie wstaje z krzesła i rusza w kierunku biurowej kuchni, myśli, w innych krajach owszem, ale u nas nic takiego się nie zdarza, gardaí, państwo, nie wolno im podsłuchiwać rozmów, wybuchłoby wielkie oburzenie. Myśli o samochodzie zaparkowanym zeszłej nocy przed domem, myśli o USNG i szeptach, które słyszała o tym, co podobno się dzieje, wchodzi do kuchni i przez chwilę ma wrażenie, że nie zna tego pomieszczenia. Paul Felsner, nowy globalny account executive, stoi przy ekspresie do kawy, szarpiąc za mankiet koszuli. Urządzenie przestaje warczeć z cichym plaśnięciem, a on odwraca się i uśmiecha, ale uśmiech nie dociera do jego oczu. Och, Eilish, miałem nadzieję, że cię zobaczę, nie odpowiedziałaś na moją wiadomość głosową, musieli przełożyć tę wideorozmowę z Asakuki na osiemnastą. Eilish wydaje się, że w jego twarzy jest coś fałszywego, oczy powinny być ciemne, ale zamiast tego są zielone, a jej wzrok przyciąga przypinka partyjna Sojuszu Narodowego w klapie jego marynarki, PSN, to nowe godło państwa. Spogląda ponownie na jego dłonie i widzi, że są trochę za małe. Och, nie zauważyłam, mówi, obawiam się, że nie dam rady, ale dzięki, że mnie uprzedziłeś.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------