- W empik go
Pilot morski w tarapatach - ebook
Pilot morski w tarapatach - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 161 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Przygotować się! – Zakomenderował starszy pilot przy sterze. – Trudno będzie do niego podejść na tak wysokiej fali. Ale słuchaj no, Wiktor, zbliżymy się od zawietrznej od strony rufy, żebyś mógł wskoczyć na takielunek i dostać się na pokład… Teraz zwrot! Gotowe!
Kiedy kuter zawrócił, podpłynął do leżącego w dryfie brygu.
– Dziwne, że nie wychodzi z dryfu! Widzicie jakieś światła na pokładzie?
– Nie! Ani żadnych świateł topowych! Cała naprzód! Wiktor przygotuj się!
Kuter szedł bardzo szybko.
Wiktor stał przy relingu od nawietrznej i gdy nadeszła wysoka fala, chwycił za wanty brygu. W tym czasie kuter zawrócił i skierował się w stronę światła wejściowego do portu. W połowie drogi do salingu Wiktor zatrzymał się, by złapać oddech, po czym zeskoczył na pokład. Znalazłszy się na dole, natychmiast ruszył do steru, gdzie przecież było jego miejsce. Łatwo sobie wyobrazić, jak się przeraził, kiedy nie zastał tam nikogo. Zawołał "hop, hop", ale nie usłyszał żadnej odpowiedzi.
Na pewno siedzą gdzieś w środku i piją, pomyślał i podszedł do okienka kajuty. Nie, nie było tam nikogo! Zajrzał wobec tego do kambuza i kubryku, ale i tam nie było żywej duszy. Zrozumiał wtedy, że statek został opuszczony, prawdopodobnie przecieka i tonie. Rozejrzał się za kutrem pilotowym, ale ten zniknął w ciemnościach. Niemożliwe było żeglowanie w kierunku lądu, gdyż obsługiwanie brasów, gordingów i bulin oraz jednoczesne stanie przy sterze wydawało się nie do pomyślenia.
Nic nie dało się zrobić, tylko pozwolić statkowi dryfować, mimo że dryfował na otwarte morze. Nie było się z czego cieszyć, ale marynarz musi być przygotowany na wszystko. Jakiś żeglarz powinien przecież przepływać w pobliżu. Trzeba tylko zdobyć światło, by móc dawać sygnały. Poszedł więc do kambuza, by poszukać zapałek i latarni. Zdziwiło go, że mimo wysokiej fali nie zauważył na statku najmniejszego poruszenia. Jeszcze bardziej się zdziwił, kiedy przechodząc koło grotmasztu, zobaczył, że idzie po parkiecie, na którym leży długi, biało-niebieski chodnik w małą kratkę. Szedł po nim i szedł, nie widząc ani końca chodnika, ani kambuza. Było to oczywiście straszne, ale jednocześnie trochę zabawne, bo zupełnie nowe.
Chodnik nie kończył się nawet tam, gdzie marynarz się zatrzymał, a mianowicie przed wejściem do pasażu z oświetlonymi sklepikami.
Na prawo stała waga i jakiś automat.