- W empik go
Piórem przez epoki - ebook
Piórem przez epoki - ebook
Wielokrotnie pragnęłam napisać wspaniałą powieść traktującą, bądź to o czasach w których aktualnie żyłam, bądź o czasach minionych. Jednak podejmowane przeze mnie próby zazwyczaj kończyły się niepowodzeniem.
Ponieważ jestem niecierpliwa i wszystko co robię chcę skończyć jak najprędzej, by móc, od razu zacząć coś nowego wielkie plany zamieniały się w małe planiki, a z powieści najczęściej wychodziły opowiadania, które, niejednokrotnie mnie samą zaskakiwały swoim zakończeniem. A jeśli czegoś nie potrafiłam wyrazić prozą, wówczas sięgałam po rymy.
I w ten sposób, na przestrzeni dwudziestu z górą lat zebrał się mały zbiorek nieco satyrycznych opowiadań i wierszy pod wspólnym tytułem „Piórem przez epoki”
Kategoria: | Opowiadania |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7859-148-1 |
Rozmiar pliku: | 672 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Mała poprawka do Pisma Świętego
Wielka Bogini przez pięć dni pracowała ciężko i z mozołem. W pocie swego boskiego czoła tworzyła świat cały: gwiazdy i planety, drogi mleczne i mgławice, słońca i układy planetarne.
I komety – zwariowane gwiazdy, mknące nie wiadomo dokąd i po co, merdając po drodze ogonem.
Spośród wszystkich planet we wszystkich układach planetarnych wybrała tę jedną, tę najważniejszą, na której stworzyła cudowny ogród, w którym nie zabrakło drzew, krzewów i kwiatów. Ryb, ptaków i wszelakiej zwierzyny.
Jednak pusto było w Raju i smutno, czegoś w nim brakowało. Brakowało w nim istoty pięknej, mądrej i rozumnej.
Wówczas, w szóstym dniu stwarzania, zebrała Bogini swe Anielice i rzekła:
– Słuchajcie, patrzcie i zapamiętajcie sobie. Oto dzisiaj stworzymy istotę najważniejszą. Ukoronowanie całego dzieła naszego. Stworzymy, na wzór i podobieństwo nasze, istotę piękną, mądrą i rozumną. Stworzymy kobietę, która zapanuje nad całą Ziemią.
Zatem zabrała się Bogini ochoczo do dzieła. Zebrała wszystko, co najlepsze było w Ziemi: złoto, srebro i platynę. Perły i diamenty. Szmaragdy i szafiry. Zebrała i stworzyła cud natury. Stworzyła wspaniałą, piękną i rozumną kobietę. Tchnęła w nią życie irozpoczęła ona swoje panowanie.
Przez dzień cały kobieta poznawała swoje otoczenie. Dowiadywała się, co wolno jej robić, co jeść i co pić.
– Jedynie z tego drzewa owoców spożywać ci nie wolno. Jest to drzewo wiadomości złego i dobrego. Owoce jego są dla ciebie zakazane.
I posłuszna swej stworzycielce kobieta owoców owych nie ruszała.
Dnia siódmego Bogini i jej Anielice odpoczywały w cieniu drzew, kiedy niespodziewanie nadeszła kobieta.
– O Bogini! – rzekła. – Stworzyłaś świat tak cudowny i piękny, że oczy moje się radują, kiedy na niego spoglądam. Stworzyłaś potężne zwierzęta i ryby w wodzie. Rośliny cudowne, ptaki śpiewające i mnie, istotę piękną, mądrą i rozumną. Ale o Bogini! Mnie jest nudno! Nie mam z kim rozmawiać, nie mam do kogo się uśmiechnąć ani dla kogo przyodziać nowy listek figowy! O Bogini! Stwórz dla mnie mężczyznę!
– Odejdź, kobieto – odparła Bogini. – Jestem zmęczona.
– Tak cię proszę!
– Jestem zmęczona!
– Ale mnie jest nudno!!!
– Chętnie bym to dla ciebie zrobiła – rzekła po namyśle Bogini. – Ale nie mam pod ręką żadnego odpowiedniego materiału.
– Ależ Bogini! Stwórz go z tego, co masz. Stwórz go z gliny. Bo mnie jest okropnie nudno!
Zebrała więc Bogini zalegającą w pobliżu glinę. Zgarnęła na kupkę i zaczęła formować mężczyznę. Była jednak zmęczona i spod jej palców wyłaniać się zaczął twór potężny, niezgrabny, zwalisty. Stojący, co prawda, na dwóch nogach, ale nogi te były nieco krzywe i wystawała z nich trawa. Również na piersiach tworu wiele było owej trawy. Twarz jego nie była tak delikatna i gładka jak twarz kobiety, gdyż Bogini nie miała siły ani ochoty na jej wygładzanie. Kiedy twór nareszcie ożył, przypominał porośniętego włosem zwierza i we wszystkim różnił się od pięknej i zgrabnej kobiety. Poruszał się ciężko, a mówił głosem grubym i chrapliwym.
– No cóż… – rzekła Bogini niepewnie. – Nie jest on najpiękniejszy, ale po pierwsze jestem zmęczona, a po drugie materiał, z którego powstał, nie był najwyższej jakości. A w ogóle został wykonany poza planem i w godzinach nadliczbowych, więc nie ma się co dziwić, że jest taki, jaki jest. Zabierz swojego mężczyznę i odejdź. – po tych słowach Bogini wróciła na swoje posłanie. Kobieta zaś wzięła swego mężczyznę za rękę i poprowadziła do groty, gdzie uczyła go wszystkiego.
Pierwsze dni wspólnego życia kobiety i mężczyzny minęły spokojnie. Mężczyzna poznawał świat i kobietę. Dowiadywał się, jak onegdaj kobieta, co wolno mu robić i co jeść.Aldona
Dramat w jednym akcie,
z jedną odsłoną, ale za to w kilku scenach.
Osoby:
Aldona – starsza siostra
Ksymena – młodsza siostra
Król – ojciec dwóch sióstr
Młody bóg
I bóg tak zwana góra
II bóg
I Starzec – rada
II Starzec – starszych
Strażnik – pilnuje lochu
Kat – nie ma co robić
Chór – wyje bez potrzeby
Tudzież chmury różnego rodzaju.
Scena obrotowa
Prolog
Cela w lochu niedużym. Młoda dziewczyna, przykuta łańcuchem do muru, siedzi na obskurnej pryczy. Przy niej siedzi druga, tak samo młoda dziewczyna. Po ścianach spływa woda.
W celi jest ciemno. Przez małe okienko wpada niewiele światła słonecznego. Przy drzwiach stoi strażnik, wsparty na halabardzie, i drzemie.
Ksymena
Ach! Siostrzyczko ukochana, czemuś ty to uczyniła?! Wszak nam dobrze było razem! Teraz pozostanę sama! Jakżeż, jakżeż będę żyła?!
Aldona
Nie rozpaczaj, siostruniu. Jam jest bardzo szczęśliwa!
Ksymena
Ale tyś się prawu sprzeciwiła! Wszak wiesz doskonale, że spożywanie alkoholu przez ludzi jest zakazane. Alkohol szkodzi zdrowiu i zamęt w głowie czyni!
Aldona
Aleć przyjemny to zamęt. Bogowie dobrze o tym wiedzą, sami ciągle się opijając.
Ksymena
Im wolno! Oni prawa ustanawiają. Nie nam o tym decydować. Zakaz jest wyraźnie postawiony: ludziom alkoholu spożywać nie wolno!
Aldona
Toć i rada starszych z ludzi się składa. I ojciec nasz człowiekiem jest przecie. Czemuż zatem oni alkohol spożywać mogą? A i ty, siostruniu kochana, kielichem wina dobrego nie gardzisz. I ja kosztuję trunku onego dość często.
Ksymena
Nam takoż wolno. My bliżej bogów się znajdujemy. Jeno ludowi prostemu od alkoholu wara! Nie przyrównuj ludzi wielkich do pospólstwa, z którym ucztować zapragnęłaś, przez co prawo święte złamałaś!
Aldona
A cóż to za prawo, które tak nierównym jest?! Wszak prawo powinno być jedno! Nikogo wyróżniać nie powinno!
Ksymena
Nie bluźnij, siostro! Prawo jest jedno! Jeno różnie bywa interpretowane. Tak przecie było zawsze. Ty sama tego nie zmienisz.
Aldona
Zmieniłabym, gdybyś mię zawczasu nie wydała. Po cóżeś się wtrącała?!
Ksymena
Jeno powinność moją spełniłam. Chociaż serce mi się krajało, bo siostra moja rodzona przeciwko prawu wystąpiła. Ta sama, która strzec prawa powinna!
Strażnik
(obudził się)
Niechaj panienka kończy te pogaduszki. Czas wrota zamykać. Śniadanie wnet przyniosą. Nie trza, coby panienka siostrze do miski zaglądała.Czasy prasłowiańskie
Trzej bracia
Na pagórku, w lasu głuszy,
Gdzie się wilka jeno słyszy,
Trzej się bracia dogadali
Domy swe pobudowali.
Czech postawił dom nieduży,
Siadł na ganku, fajkę kurzy.
Rus się za robotę złapał,
Ale osłabł jego zapał,
Bo przemęczać się nie lubił,
Czym się zawsze chętnie chlubił.
Lech, choć począł dom budować,
Wciąż się nie mógł zdecydować,
Czy fundament najważniejszy,
Czy też dach jest najpilniejszy?
A opodal, w leśnej kniei
Prus się rozsiadł, z tą nadzieją,Średniowiecze
Aby rozjaśnić mroki średniowiecza,
ówcześni ludzie od czasu do czasu
zapalali jakiś stos.
Rzecz o rycerzu walecznym, królu sprawiedliwym i księżniczce wielce cnotliwej.
Gród to nie był duży ani szczególnie piękny. Znajdował się jednak w przepięknej okolicy. Zbudowano go na niewielkim wzniesieniu, górującym ponad malowniczą równiną, na której pola uprawne się znajdowały.
Władzę w grodzie sprawował książę mądry i sprawiedliwy, który lud swój kochał okrutnie. Jedną książę miał córkę − piękną i kapryśną zarazem. Nigdy z niczego nie była zadowolona. Ze złością nogą tupała, potrząsała złotymi lokami i wrzeszczała przy tym na całe gardło, przez co książęta niechętnie w konkury do niej przybywali.
Zaś u podnóża grodu, jak to zwykle bywa, w niedużej pieczarze smok sobie zamieszkiwał. Wygodnie mu się tam żyło i spokojnie. On ludzi nie zaczepiał i ludzie jego spokoju nie zakłócali, gdyż nigdy potrzeby takiej nie było.
Za to książę nie ustawał w wysiłkach swoich. Po grodach okolicznych co jakiś czas wieści rozsyłać przykazywał, że córkę swoją jedyną odda za żonę dzielnemu księciu lub rycerzowi. A w wianie, wraz z ręką księżniczki, gród cały we władanie śmiałek ów otrzyma. Jednak odzewu ciągle nie było.
Aż tu nagle, w przecudny dzień wiosenny, pod bramą grodu Semko stanął − rycerz znamienity i bardzo odważny. Honoru dam różnych zaciekle broniący. Toteż czym prędzej przed oblicze księcia go zaprowadzono, by tam o czynach swoich wielkich opowiedział.
Ucieszył się książę jak małe dziecko, rycerza zobaczywszy. Zaraz też córkę swoją mu przedstawił, po czym w te słowa się odezwał:
– Wiedz, Semko mój luby, że ta oto córka moja Bogumiła w strasznym niebezpieczeństwie się znalazła. Smok straszliwy, który u podnóża grodu naszego się zagnieździł pożarciem jej zagroził, jeżeli ślubu z nim nie weźmie i wspólnie w pieczarze nie zechce zamieszkać.
Księżniczka głowę podniosła i oczy swoje ogromne na ojca wybałuszyła, gdyż po raz pierwszy wiadomość tę usłyszała.
– Spójrz, jak biedaczka jest przerażona! – książę kontynuował. – Nawet oczu ze strachu domknąć nie potrafi. Jak zając, z rozdziawionymi ślepiami zasypia. Stale smoka wypatruje − czy gdzieś się nie skrada cichaczem?
– Książę! – zawołał rycerz głosem donośnym. – I ty, księżniczko! Dziś jeszcze walkę ze smokiem stoczę! Smoka zabiję i ciebie uratuję! Pozwól mi być twoim rycerzem!
– Pozwalam, pozwalam. – niechętnie księżniczka odpowiedziała. – Ale idź już sobie, bo zbyt wiele hałasu robisz.
– Zatem idę! Zaraz smoka rozgromię!
– Ależ nie! – zawołał książę, nieco przestraszony. – Dzisiaj do boju nie stawaj. Wypocząć musisz. Jutro tą sprawą zajmować się będziesz, kiedy sił nowych nabierzesz.
– Stanie się wedle twojej woli. Idę wypoczywać, a jutro skoro świt na dziedzińcu zamkowym się stawię. W pełnym rynsztunku.
– Nie spiesz się z tym za bardzo – dodał książę, kiedy rycerz salę opuszczał. A kiedy już drzwi za nim się zamknęły, wrzasnęła księżniczka na ojca:
– I czego się tatko do smoka przyczepił?! Przecie nikomu on tu nie wadzi! A gdyby się ze mną ożenić zapragnął, tatko pierwszy wepchnąłby mnie do jego pieczary, byle tylko zięcia móc nareszcie zdobyć!
– Cichaj, córko. Plan mam przedni i myślę, że go zrealizuję. Zaraz do maga pójdę i nakażę mu, by napój miłosny czym rychlej wyszykował. Jutro skoro świt rycerza nim poczęstujesz. Już on nam się nie wymknie!
– A ja nie wiem, czy ja chcę! – zawołała Bogumiła za odchodzącym ojcem.
Książę tymczasem do maga poszedł, wszystko z nim ustalił, zadowolony do swej komnaty wrócił i spać się położył.
Księżniczka również do swojej komnaty się udała i położyła do łóżka, ale niezadowolona bardzo.Pozytywizm
A oni szli...
Las zawzięcie szumiał im nad głowami, grzmiał głosem ponurym, szelestem gałęzi ostrzegał: „Zawróćcie!”. W krzakach wołało: „Wracajcie, gdzie wasze miejsce!”. Echo ostrzegało z oddali: „Nic wam z tej wędrówki dobrego nie przyjdzie!”.
A oni szli. Nie zważając na lasu ostrzeżenia, wędrowali przed siebie, nie oglądając się.
Za sobą dom zostawili – chałupę krzywą, wilgotną, zapadłą. Pola ledwo kawałek, tak kamieniami usianego, że nawet trawa przez nie przebić się nie potrafiła. I mogiły przodków swoich, którzy tak jak i oni głód i biedę jedynie cierpieli.
Nie żal im było tego wszystkiego. Tam, za odległym horyzontem, nowy świat przed nimi się otwierał. Mamił obietnicą pracy. Kusił domem czystym i miską pełną na stole.
Tam, w mieście, o którym tyle słyszeli, ludzie pracę w fabrykach znajdują, pieniądze za pracę swoją otrzymują i żyć mogą godnie!
Szedł zatem mężczyzna krokiem pewnym i stanowczym, przy jego boku kobieta dreptała z głową nisko opuszczoną i dziecko nieduże wiodła za rękę.
– Matulu, a jak w tym mieście wygląda? – dzieciak nagle zapytał.
– W mieście, syneczku, domy ogromne stoją. Mieszkań w nich dużo, a każde mieszkanie ciepłe i jasne. I czyste do tego! Okna w mieszkaniach wielkie, przez co słońce stale do mieszkań tych zagląda!
– A ulice, matulu? Jakie to są te ulice?II Wojna Światowa
Co będzie dalej?...
Na ganku niedużego dworku, otoczonego pięknym i zadbanym ogrodem, grzejąc się w przyjemnych promieniach wiosennego słońca, czterech mężczyzn z zapamiętaniem wielkim grało w karty.
– Ale, niechże ksiądz wyjmie tego asa z rękawa. Nie uchodzi osobie duchownej kompanów swoich tak niecnie oszukiwać! – zawołał starszy pan, wyjmując z ust wielką fajkę i odsuwając z czoła jasny słomkowy kapelusz.
– Co też pan dziedzic opowiada?! – Oburzył się proboszcz. – Żadnego asa w rękawie nie trzymam – dodał i machnął gwałtownie ręką. W tym momencie z szerokiego rękawa księżej sutanny wysunęła się karta i lekko sfrunęła na podłogę.
– A to co?! – Trzeci z mężczyzn pochylił się i podniósł sponiewieraną w rękawie damę kier. – Koniec świata! – zawołał ze zgrozą. – Jeżeli nawet ksiądz oszukuje, to gdzie można znaleźć uczciwego człowieka?!
Ksiądz spojrzał na kartę zdziwiony, nie rozumiejąc, jakim sposobem mógł się tak pomylić.
–No? Co to jest? – Wójt nie dawał za wygraną. – Przecie z księdza rękawa ta karta wypadła, chyba ksiądz nie zaprzeczy?
– Ale to wcale nie jest as, tylko dama – dumnie proboszcz zaznaczył. – A o damie w ogóle mowy nie było. Zatem nie skłamałem mówiąc, że asa w rękawie nie mam. – Po czym dodał ze złością:
– I niech mnie wójt nie obraża bezpodstawnymi podejrzeniami! Jako osobie duchownej szacunek mi się należy! To powiedziawszy, zadarł głowę wysoko do góry, żeby wszyscy widzieli, że wcale mu nie wstyd i że dumny jest ze swojej prawdomówności.
Wójt spojrzał na księdza zdumiony i już miał mu udzielić stosownej odpowiedzi, gdy niespodziewanie od strony lasu nadjechała chłopska furmanka, zatrzymując się przed gankiem.
–Niech będzie pochwalony! – zawołał siedzący na furze chłop, przy czym sięgnął ręką do głowy, za czapkę się złapał, chwilę zastanowił, uniósł lekko czapkę do góry i dwoma palcami w głowę się podrapał.
– Na wieki wieków – zgodnie odpowiedzieli mężczyźni.
– A cóż tam, Macieju, w lesie słychać? – z niezbyt dużym zainteresowaniem zapytał wieśniaka gospodarz.Więzienne rozważania, czyli jak nie zostać artystą
– Słuchaj, chłopie! – Diabeł rozsiadł się wygodnie na więziennej pryczy. – Malarzem jesteś marnym. Kariery w tej dziedzinie nie zrobisz.
– Ale ja lubię malować! – zauważył cicho więzień.
– I co z tego, że lubisz? – prychnął diabeł. Założył nogę na nogę i splótł paluchy na kosmatym kolanie. – Z samego malowania nie wyżyjesz. Te twoje próby literackie też na niewiele się zdadzą. Ale dobrze kombinujesz. To, co ci się układa w głowie, to całkiem niezły plan. Tylko musisz mieć odpowiednie poparcie i mądrych doradców.
– Skąd wiesz o mojej książce?! Nikomu jej nie pokazywałem.
– I Bogu… tfu! I całe szczęście! Gdybyś ją komuś pokazał, to tylko byś się ośmieszył. Zredagujemy tę twoją książeczkę jeszcze raz. Dzięki niej zyskasz wieczną sławę.
– A potem?
– Co „potem”?Socrealizm
Miłość kolektywna
Pierwsza zmiana – chłopy barczyste,
Druga zmiana – baby sążniste.
Pierwsza zmiana z drugą zmianą
Spotykały się na zmianę
I mijając się na zmianie,
Wpadły w zachwyt niespodzianie.
Tęgie chłopy z pierwszej zmiany
Były w babach zakochane.
Zasię baby z drugiej zmiany
W sercach swych poczuły zmianę,
Bowiem one w pierwszej zmianie
Były również zakochane.
Pierwsza zmiana, tuż o zmianie,
Poszła złożyć sprawozdanie.Radosne życie w PRL-u
Pamiętnik wczasowicza
Poniedziałek
Złożyłem podanie o urlop. Myślę, że po całym roku wydajnej i solidnej pracy należy mi się zasłużony wypoczynek. Pojadę na tydzień w góry, potem nad morze. Będę żył jak pustelnik, z dala od zgiełku i tłumów, pod namiotem.
Wtorek
Dzisiaj dowiedziałem się, że urlop został mi przyznany. Tak więc w piątek po raz ostatni pójdę do pracy, a od soboty będę mógł wypoczywać.
Środa
Po trzech godzinach stania w kolejce w „Orbisie” dowiedziałem się, że wszelkie rezerwacje na wszystkie pociągi w góry i nad morze zostały wykupione. Mam się dowiadywać w kasie w dniu wyjazdu. Może ktoś zwróci.
Czwartek
Zwolniłem się wcześniej z pracy. Namiotu nie kupiłem. Za to okazyjnie kupiłem plecak i narty. Poza tym, udało mi się kupić sporo konserw. Będę się żywił sam!Czasy walk solidarnych
Świat widziany zza miotły, czyli wspomnienia starej sprzątaczki
Ja tu byłam zawsze. Jeszcze wtedy, kiedy nasz zakład był taki malutki, że nikt prawie o nim nie wiedział, i potem, kiedy się powiększył i rozbudował.
Zawsze miałam ten sam przydział: jedną miotłę, dwie ścierki, wiadro i całe biuro do sprzątania. Bo na warsztatach to się raczej nie sprzątało. Nie było po co.
Za to w biurze musiał być porządek. Bo jak sobie dyrektor ze swoim zastępcą zrobili naradę, a na drugi dzień miała przyjechać komisja albo ktoś inny, to trzeba było posprzątać, żeby tym z komisji nie było żal, że ich na tę naradę nie zaprosili.
A jakie butelki po takiej naradzie zostawały! Same zagraniczne! To i języków obcych mogłam się przy okazji nauczyć.
Pamiętam raz, w andrzejki, jak dyrektor wezwał do siebie swojego zastępcę i kierowników działów, to potem gabinetu nie mogłam poznać. A było wtedy wesoło!
Dyrektor na tę imprezę przeznaczył jedną trzecią z funduszu na premie dla robotników. Chłopcy dostali mniej, ale żaden nie miał pretensji, bo dyrektor napisał, że pieniądze te wykorzystano na remont i wymianę bramy wjazdowej.
Bramę potem pomalowali na zielono i wyglądała jak nowa. Nikogo w oczy nie kuło, a dyrekcja wesoło się zabawiła.
A jakie wróżby przy tym były! Dyrektor kazał przetopić ten puchar, który nasz zakład dostał za dobrą pracę i zdyscyplinowanie załogi. Potem się powiedziało, że puchar zginął i nikt nie wiedział gdzie. Za to dyrektorowi się wywróżyło, że dostanie nowy samochód. No i dostał.
Przysłali na zakład jednego fiata 131, którego dyrekcja miała rozdzielić między załogę… A że załogę mamy dużą, a fiat był tylko jeden, to dyrektor przydzielił go sobie − w nagrodę za działalność społeczną na terenie zakładu pracy. Zapisał się na kurs prawa jazdy, a że był zdolny, to za trzy dni go skończył i na czwarty dzień przyjechał do pracy swoim nowym samochodem.