Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • Empik Go W empik go

Piosenka ostatniej nocy - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
24 stycznia 2025
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Piosenka ostatniej nocy - ebook

Niekiedy to, co straciliśmy, powraca do nas w najmniej oczekiwanym momencie!

Emory Henderson wie, czym jest cierpienie. Brutalne rozstanie z Greysonem Sheridanem rzuciło jej życie w otchłań mroku, a marzenia o muzycznej karierze rozpadły się na kawałki. Po latach spotykają się ponownie – ona, próbująca odbudować swoje życie z popiołów przeszłości, i on, gwiazda rocka otoczony blaskiem sławy.

Ich drogi splatają się na nowo, a minione wydarzenia powracają niczym widma, odkrywając przed nimi głęboko skrywane tajemnice. W cieniu pogróżek, niewyjaśnionych zdarzeń i niegasnącego uczucia Emory i Greyson odnajdują siebie na nowo, wyruszając w trudną podróż ku przebaczeniu i odkryciu prawdy, która może okazać się równie bolesna, co wyzwalająca.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8373-483-5
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Przeszłość

Deszcz coraz bardziej się wzmaga, mocząc kompletnie moją letnią sukienkę i białe trampki. Jakiś czas temu wyciągnęłam z niewielkiej walizki cienki sweter, ale teraz on też był już totalnie przemoczony i zaczynało mi się robić zimno. Pocieram więc energicznym ruchem ramiona, mając nadzieję, że w ten sposób jakoś się rozgrzeję. Patrzę w górę, licząc na to, że ujrzę chociaż skrawek przejaśniającego się nieba, ale nic z tego. Gęste, ciemne chmury przesłaniają wszystkie gwiazdy, gasząc ostatni promyk nadziei, jakby chciały mi przekazać, że moje życie schrzani się zaraz po całości jak dzisiejsza pogoda.

Wyciągam z kieszeni smartfon z pękniętą szybką, ale wciąż zero powiadomień. Zero wiadomości. Zero połączeń. Nic. Jakby kompletnie zapadł się pod ziemię. Wykręcam ponownie ten sam numer, próbując dodzwonić się jeszcze raz. Gdy słyszę ponownie głos automatycznej sekretarki oznajmiającej, że abonament jest nieosiągalny, żołądek podchodzi mi do gardła. To po prostu niemożliwe… Wysyłam więc kolejnego SMS-a:

„Cały czas czekam. Wszystko w porządku? Chociaż daj znać, że nic ci nie jest. Martwię się.”

Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że moja noga cały czas podskakuje, więc wstaję i zaczynam chodzić wokół przystanku autobusowego, biorąc długie, kojące oddechy. Ponownie siadam w małej wiacie, ale dosłownie po minucie wstaję znowu i krążę tam i z powrotem. Patrzę po raz kolejny na zegarek. 22.37. To już o dwie i pół godziny za długo. Zastanawiam się, czy może nie zajrzeć do niego do domu, aby sprawdzić, czy wszystko w porządku, ale boję się, że miniemy się po drodze. Nie. Lepiej zostać.

Spoglądam na walizkę, wyliczając w myślach, czy na pewno zabrałam ze sobą wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy, ale gdy zamierzasz uciec, zabierasz ze sobą jedynie gotówkę, bieliznę na zmianę i ładowarkę oraz kilka ubrań, więc nie mam tam za wiele. Wyliczanie pomaga mi na ledwie kwadrans, a potem zaczynam czuć, jak moje płuca kurczą się, powietrze zaś staje się coraz gęstsze. Wbijam paznokcie w skórę dłoni, aby się ocknąć i dać sobie mentalnego kopa. Uspokój się. Wszystko będzie dobrze. Więc czekam i zaczynam odliczać kwadransami.

Gdy mijają dwa, wykonuję połączenie po raz ostatni.

Gdy mija trzeci, moja nadzieja to ledwie iskra, która karmi się wspomnieniami.

Gdy mija czwarty, po policzku spływa mi pierwsza łza.

Gdy mija piąty, deszcz przestaje padać.

Z oddali kątem oka widzę światła nadjeżdżającego samochodu. Gdy srebrny prius zatrzymuje się przede mną, umieram w środku. Zaczynam wpatrywać się w swoje trampki, jakby to była najbardziej interesująca rzecz na świecie. Słyszę łupnięcie drzwiami oraz odgłos zbliżających się kroków. W moim polu widzenia pojawiają się eleganckie, lśniące buty. Jakim cudem są takie czyste, gdy wokół jest pełno kałuż oraz błota?

– Wracajmy do domu.

W sumie one zawsze tak wyglądają. Ciekawe, co by zrobił, gdyby nasz kot do nich nasrał. Uśmiecham się pod nosem na tę myśl, a on to od razu zauważa.

– Bawi cię to? Wiesz, jak się o ciebie martwiliśmy? – Stara się nie podnosić głosu, ale znam go zbyt dobrze i wiem, że jest krok od wybuchu – Pogadamy w domu.

Szczękam zębami, ale udaję, że go nie słyszę, i nadal wpatruję się w swoje buty. Traci chyba cierpliwość, ponieważ najpierw wrzuca moją walizkę do bagażnika, a potem podchodzi do mnie i kuca, po czym łapie za ramiona i mocno mną potrząsa.

– On nie przyjdzie, słyszysz!

– Nie! – Wyrywam mu się, odskakując jak oparzona. – Mylisz się!

– Sama w to przecież nie wierzysz, córko. – Podnosi się i rozkłada ręce, jakby się poddawał. – Ile tu już czekasz, co?

– Nie masz pojęcia…

– O czym mówię? Obudź się wreszcie. Wiesz, że mam rację. – Podchodzi do mnie, jakbym była jakimś rozjuszonym zwierzęciem. Jego spojrzenie nie wyraża jednak jak zawsze żadnych emocji. Tym razem ja również odwzajemniam mu się pustym spojrzeniem. – Chodź do domu.

– Nie! – brzmię jak zdarta płyta, ale on nie rozumie, że mój cały świat właśnie się rozpada. – Nigdzie nie idę, nie…

Wściekła na wszystkich ciągnę za swoje włosy, a on podchodzi do mnie i przyciąga mnie do klatki piersiowej, przytulając tak jak wtedy, gdy miałam pięć lat i rozwaliłam sobie kolano. Uderzam go pięściami, krzycząc, aż w końcu moja złość zamienia się w rozpacz i łkam mu w szyję, pragnąc, aby to wszystko okazało się snem. Nie wiem, jak długo tak stoimy. Ojciec bierze mnie na ręce i zanosi do samochodu. Opieram głowę o szybę, a mijający krajobraz rozmywa mi się przed oczami. Gdy docieramy do domu, wpadam od razu do swojego pokoju, mijając w korytarzu zaniepokojoną mamę, i siadam przy pianinie. Uznałam, że muzyka ukoi mój i oraz nerwy. Nie chciałam myśleć o tym, co się wydarzyło, choć w głębi duszy wiedziałam, co to oznacza.

Grałam więc, dopóki nie zdrętwiały mi palce.

Grałam, dopóki nie miałam już łez.

Grałam, dopóki moja muzyka się nie skończyła.

A potem nie było już nic.

Ani muzyki, ani jego.

Zostałam sama.

I ten dzień okazał się początkiem mojego upadku.ROZDZIAŁ 1

Pędzę szybko na backstage, patrząc cały czas pod nogi, aby przypadkiem, Boże dopomóż, nie wybić sobie zębów przed występem. To by było megasłabe, a sukces, na który tyle czasu pracowaliśmy, jest dosłownie na wyciągnięcie ręki. Czuję to w kościach, jednak gdy otwieram drzwi do wspólnego pokoju, obraz, który zastaję, sprawia, że z szoku prawie dostaję udaru.

– Chyba sobie jaja robicie…

Spodziewałam się zastać ekipę w stanie największej gotowości, przygotowującą się do występu, ale to, co widzę, to zupełnie coś innego. Nasz zespół składa się z pięciu osób wraz ze mną, a obecnie połowa znajduje się w jakiejś totalnej rozsypce. Spoglądam na Larę, która żuje gumę i gra w… tetrisa? Genialnie. Chociaż jest to zdecydowanie lepsze niż odgłosy wymiotowania, które właśnie dobiegają z łazienki. Szukam wzrokiem Ashtona, naszego głównego gitarzysty, i znajduję go przy małym barku, akurat w momencie, gdy wychyla shota. Składam ręce do nieba, gdy odnajduje mnie wzrokiem.

– No co? Na mnie nie patrz, to tak dla kurażu. – Ashton uśmiecha się do mnie cwaniacko. – Zajmij się lepiej Herveyem, myślę że już nic mu z żołądka nie zostało.

– Świetnie. – Biorę długi uspokajający wdech. – A ty nie mogłeś mu sam wcześniej pomóc?

– Taa, jasne. Sam bym się chyba porzygał.

Patrząc na zegarek, uświadamiam sobie, że zostało nam zaledwie pół godziny, aby się pozbierać.

Podbiegam do drzwi łazienki i delikatnie pukam.

– Harvey? Wszystko w porządku?

– Nic mi nie jest! – odkrzykuje, po czym następuje długi kaszel.

O nieee. Muszę go jakoś stamtąd wyciągnąć.

– Ashton zabrał ci twoje pałeczki, tak tylko mówię.

– Cooo?

To zawsze działa. Po sekundzie słyszę odgłos spłukiwanej wody. Harvey wychodzi lekko pozieleniały, ale zauważam, że jego twarz zaczyna nabierać wypieków ze złości. Jedna podstawowa zasada działania naszego zespołu: nigdy nie dotykać pałeczek do perkusji Harveya. Może to skutkować ogoleniem głowy albo zatruciem pokarmowym. Przed pomyśleniem w ogóle o czymś takim skonsultuj się z lekarzem bądź farmaceutą.

– Ja nic nie brałem. Odwal się ode mnie. – Ashton odskakuje, zanim dostaje cios w brzuch. – Zrobiła cię w balona, żebyś tylko stamtąd wyszedł, a ty jak zwykle dałeś się nabrać. Zobacz, tam leżą.

Gitarzysta wskazuje na stolik, a Ashton wzdycha z ulgą i przytula swoje pałeczki. jakby były małym dzieckiem, potem wsadza je w tylną kieszeń spodni. Podchodzę do niego i ściskam za ramiona.

– Będzie dobrze, nie masz się czym denerwować, będziemy tam wszyscy razem. A tobie pójdzie świetnie jak zwykle.

Czochram jego blond kręcone włosy, żeby się trochę rozluźnił, aż w końcu na jego twarzy pojawia się cień uśmiechu i znika trochę napięcie mięśni. Przełyka ślinę i patrzy na mnie z ciekawością.

– A ty się nie denerwujesz?

Spoglądam na ekran transmitujący właśnie na żywo występ Mercedes Briggs, która wykonuje piosenkę solo i wychodzi jej to niesamowicie. Jestem urzeczona jej głosem. Następnie operator przesuwa kamerę na wiwatujący tłum i wtedy mój żołądek się zaciska. Może faktycznie trochę się denerwuję, ale kto by tego nie robił przed debiutanckim występem na żywo dla tylu tysięcy osób. Pod sceną Hollywood Bowl rozlegają się oklaski, a ja przypominam sobie wszystkie wydarzenia, które mnie tutaj zaprowadziły, i nabieram pewności, że to moje miejsce.

Dano nam szansę, o której wielu może tylko pomarzyć. Do tej pory graliśmy tylko małe koncerty przeważnie jako supporty innych zespołów, a gdy Michael Goldberg, łowca talentów, podszedł do nas po jednym z nich z propozycją współpracy, to przez godzinę nie mogłam zebrać szczęki z podłogi. Po miesiącu spędzonym w studiu zaproponował nam występ na jednym z największych festiwali w Ameryce, gdzie grają największe gwiazdy walczące o tournée praktycznie po całym świecie i reprezentowanie Stanów Zjednoczonych.

Festiwal _House of Melody_ odbywa się tylko raz na trzy lata i może pojawić się na nim tylko jeden debiut. W tym roku tę szansę dano nam, ale każde z nas ma świadomość, jak ciężka droga nas czeka, zwłaszcza że do tej pory nikt o nas tak naprawdę nie słyszał. Umowa ma chyba na celu wywołanie dreszczyku emocji, który towarzyszy debiutom. Występujemy jako ostatni i musieliśmy wchodzić od zaplecza, aby nikt nas nie widział. Nie żebym bardzo narzekała, przez ostatnie sześć lat mojego życia pragnęłam pozostać niewidzialna, ale koniec z tym. Pora wyjść z cienia.

– Myślę, że na pewno. Ale to takie zdrowe nerwy, nie po to zaszliśmy tak daleko, żeby teraz się poddać, co nie?

Spoglądam na każdego z moich przyjaciół po kolei, którzy zgodnie przytakują mi głowami. Nawet nasz ostatni członek zespołu, najlepszy basista na świecie, Drew odrywa się od strojenia swojego sprzętu i podnosi kciuki w górę. Właśnie w tym momencie do naszego pokoju wchodzi uśmiechnięty od ucha do ucha Michael, nasz mentor. Z wyglądu przypomina mi dużego pluszowego misia, a z masy bliżej mu do futbolisty, którego wepchnięto w garnitur, niż do łowcy gwiazd, ale to jeden z najmilszych ludzi na świecie, jakich poznałam, mimo wszystko jednocześnie umie walczyć o swoje.

– Jak tam moi drodzy, gotowi? – pyta, posyłając nam pokrzepiający uśmiech.

– Bardziej chyba już nie będziemy. – Lara ostatni raz strzela balonem z gumy, po czym wypluwa ją do kosza. – A ty jesteś?

– Dla mnie już jesteście gwiazdami – stwierdza, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. – I jestem bardzo z was dumny. Trzymam mocno kciuki, pokażcie, kto tu rządzi. Wchodzicie za piętnaście minut.

Czuję niespokojną energię rozchodzącą się po ciele i mam wraże…

„A teraz przed państwem złote dzieci Ameryki, od sześciu lat nieschodzą z list przebojów. Zespół Kings of Hell…”

Dalsze słowa komentatora znikają gdzieś w tle, a cała iskrząca we mnie energia pęka jak balon Lary przed paroma minutami. Nawet nie muszę patrzeć na ekran, by wiedzieć, co się właśnie rozgrywa na scenie. Ogłuszający pisk fanek słychać prawdopodobnie nawet w Teksasie. Mimo wszystko i tak kątem oka spoglądam na telewizor. Płynne ruchy i wkurzający dołeczek w policzku wyryły mi się w pamięci już chyba na dobre, ale patrząc na jego twarz, wzniecam w sobie ponownie ten płomień oparty na wściekłości i złamanym sercu. Zamykam oczy, gdy jego głęboki głos zaczyna roznosić się po scenie.

_Słodka dziewczyno, powiedz mi, czego pragniesz._

_Opowiedz mi o swoich marzeniach._

_Słodka dziewczyno, twoje słowa są dla mnie rozkazem…_

Oczywiście, wiedziałam, że muszą zacząć od swojego największego hitu _Believe_. Gdy po raz pierwszy usłyszałam tę piosenkę, byłam w takim momencie w swoim życiu, że nie mogłam przestać płakać, a telewizor wylądował za oknem.

O tak, do tego momentu w naszej historii również dojdziemy.

Otrząsam się ze wspomnień, gdy czuję ciepły, delikatny dotyk dłoni na ramieniu. Spoglądam w szare oczy Lary, pytające niemo, czy wszystko w porządku. Jest jedną z czterech osób na świecie, które znają całą moją historię. Oprócz niej są jeszcze moi rodzice oraz Michael, któremu musiałam opowiedzieć, co się działo, aby krył mój tyłek, w razie gdyby pojawiło się za dużo ciekawskich dziennikarzy. Bezgłośnie odpowiadam jej, że wszystko okej.

Okrzyki pod sceną wzmagają się, gdy Zander, drugi wokalista, zrywa z siebie koszulkę. Och, błagam, nic się nie zmienił. Znam tych chłopaków jak własną kieszeń i wciąż widzę te przebłyski małych chłopców, którymi byli kiedyś i pewnie gdzieś w głębi duszy wciąż są. Jedyne, co się zmieniło, to, że stali się jedną z najlepszych kapeli rockowych na świecie. Cóż za mały, ale istotny szczegół.

– Dobra, chodźcie tu wszyscy – zwołuję ekipę po raz ostatni przed występem. – Jesteśmy rodziną i trzymamy się razem. To po prostu kolejny koncert. Zrobimy tam swoje, a potem ruszamy w dalszą drogę. Rozwalmy tę scenę w cholerę, tak?

– Jasne, siostro!

– Raz się żyje.

– Na to czekaliśmy!

– No i właśnie to chciałam usłyszeć…

Zabieramy sprzęt ze sobą, a Michael prowadzi nas za kulisy. Im bliżej sceny jesteśmy, tym więcej ludzi spotykamy, od dźwiękowców, przez operatorów sprzętu, aż po niektórych celebrytów, którzy są już po swoich występach i zaczynają nam się przyglądać z ciekawością. Podnoszę głowę wysoko i próbuję sprawiać wrażenie, jakbym to już robiła setny raz. Nie mam pojęcia, na ile mi się to udaje, gdyż z każdym krokiem i każdą minutą żołądek podchodzi mi coraz bardziej do gardła. Stajemy z boku sceny, po drugiej stronie w cieniu, w momencie gdy Kings of Hell kończą właśnie swój występ.

– Dzięki, Hollywood! – Greyson kłania się, odgarniając włosy z twarzy i szerokim uśmiechem żegna ludzi szalejących pod sceną.

W momencie gdy kumple z jego drużyny, czyli Zander, Noah i Weston, znikają za kulisami, on niespodziewanie się odwraca i patrzy prosto w naszą stronę. To niemożliwe, aby mnie zobaczył, ponieważ odległość jest zbyt duża, a poza tym stoję na końcu, za Ashtonem i Drew, który jest wielki jak drzewo. Mimo wszystko jednak czuję, jakby przesuwał po mnie wzrokiem, na co mimowolnie się spinam. I tak nie ma szans, że rozpoznałby mnie z takiej odległości, zwłaszcza że wyglądam trochę inaczej niż kiedyś. Chyba musiał w słuchawce usłyszeć kogoś, ponieważ przykłada palec do ucha, a następnie znika ze sceny.

Wypuszczam powietrze, gdy prowadzący zapowiada nasz występ. Ashton i Lara ustawiają się z przodu, Drew bardziej po środku, a Harvey na samym tyle zaczyna wygrywać rytm pałeczkami. Słysząc pierwsze riffy gitary, zatracam się w rytmie i przenoszę w miejsce, które w tym momencie jest dla mnie jak dom. W mój własny świat.

_Spójrz na mnie teraz._

_Czyż nie byłam marionetką w twoich rękach?_

_Czyż nie mówiłeś mi tych wszystkich kłamstw?_

_Już nie będę więcej twoją rozrywką_

_Teraz staliśmy się dla siebie strasznymi wrogami…_

Przechodzę na środek sceny, gdzie pada na mnie światło reflektorów. Patrzę na tłum przede mną i jeszcze dalej, na gwiazdy, próbuję przekazać wszystko, co czuję. Całą historię, ból, śmiech i łzy. Gdy zaczyna się refren, do mojego głosu dołącza głos Lary i nie przesadzam, twierdząc, że dajemy z siebie wszystko, a nawet więcej niż kiedykolwiek. Przez moment wydaje mi się, że nawet zapominamy, gdzie jesteśmy, i jest dokładnie tak jak na próbach. Ta muzyka daje mi wolność, o której marzyłam.

Kończąc utwór, powoli ściszam głos, światła przygasają. Przez jedno mocne uderzenia serca w Hollywood Bowl zapada cisza, a następnie ogłuszający ryk, który tak bardzo mnie oszałamia, że nawet nie jestem w stanie usłyszeć, co Ashton do mnie mówi, jedynie okręca mnie z szerokim uśmiechem dookoła. Wydaje mi się, że Harvey krzyczy z tyłu coś w stylu „Udało nam się!”.

Tak. To prawda. Udało nam się. Naprawdę nam się udało. Właśnie zdmuchnęłam ten twój zamek z kart, Greyson.

– Jesteśmy Blind Glory!

A ja odbiorę to, co mi się należy. Już niedługo.ROZDZIAŁ 2

Przeszłość

Czytam chyba już po raz dziesiąty to samo zdanie, ponieważ jestem tak bardzo podekscytowana, że kompletnie nie mogę się skupić na tym, co się dzieje właśnie w życiu głównych bohaterów książki, którą pożyczyła mi mama. Nie mówię, że jest zła, jest wręcz wciągająca, ale to, co się dzieje w moim życiu obecnie, i dostarcza mi tak wiele emocji, że nie muszę uciekać w świat fantazji.

Siedzę na parapecie w swojej sypialni na piętrze, a gdy światła w pokoju rodziców gasną, mój uśmiech rozciąga się od ucha do ucha. To moja ulubiona pora dnia. Zabieram telefon oraz plecak i prawie bezszelestnie otwieram okno, wchodząc ostrożnie na rosnące obok mojego pokoju drzewo. Jest potężne i może poza pierwszym razem, gdy prawie złamałam sobie kostkę, potrafię zejść na dół w ciągu minuty, chwytając się odpowiednich gałęzi, bez żadnych urazów.

Tym razem również mi się to udaje.

Zeskakuję z gracją na dół i wymykam się tylną furtką w stronę parku. Dopiero gdy jestem przecznicę dalej od domu, oddycham z ulgą, że nikt nie mnie nie widział. Ojciec od razu wszcząłby alarm i dostałabym szlaban na miesiąc. No i zero komórki. I internetu. I pewnie zabrałby mi pianino. I wolę nie myśleć, co jeszcze. Oczywiście, najważniejszym powodem zakazów byłby chłopak, który siedzi na ławce w kolejnej alejce w parku. Zero Greysona, a dzień bez niego to dzień stracony. Nie żeby ojciec pochwalał nasz związek, wręcz jest kompletnie jemu przeciwny, dlatego widujemy się nocami, jak wspomniałam, to moja ulubiona pora dnia.

Związuję swoje ciemne blond włosy w koński ogon i podkradam się do ławki od tyłu, próbując go wystraszyć. Cieszę się, że założyłam wygodne adidasy i legginsy, ponieważ ostatnio noce robią się coraz chłodniejsze. Gdy już jest ode mnie dosłownie na wyciągnięcie ręki i mam zamiar zrobić wejście smoka, on, ku mojemu zaskoczeniu, się odwraca i przerzuca przez ławkę w taki sposób, że ląduję mu prosto na kolanach. Piszczę i wiercę się, próbując się wyrwać, gdy zaczyna bezlitośnie mnie łaskotać.

– Błagam, nie! Zostaw! – Śmieję się tak bardzo, że mam wrażenie, że zaraz się posikam. – Już dość!

– Ty nigdy się nie nauczysz.

W końcu przestaje mnie łaskotać i składa szybkiego całusa na moich ustach. Gdy udaje mi się otrzeć łzy po tym całym starciu, w końcu zauważam na jego twarzy z dołeczkami szeroki uśmiech. Przenoszę wzrok wyżej, na najbardziej olśniewające oczy, jakie w życiu widziałam. Są tak krystalicznie niebieskie, że pierwszy raz, gdy się spotkaliśmy, myślałam, że Greyson nosi soczewki, ale im dłużej się im przyglądałam, tym wyraźniej widziałam niewielkie szare plamki niedaleko źrenic.

Podnoszę rękę do jego twarzy, jakbym chciała ich faktycznie dotknąć, a on całuje wnętrze mojej dłoni i kładzie ją na policzku.

– Cześć, piękna.

– Cześć. – Nie mogę przestać się szczerzyć. – Jak ci minął dzień?

– Teraz, gdy tu jesteś, stał się o wiele lepszy.

Wzdycha ciężko, opierając głowę o oparcie ławki, i zamyka oczy. Mój humor pogarsza się, gdy zauważam ciemne plamy pod jego oczami, jakby od dawna nie spał.

– Hej… – Odwracam głowę chłopaka w swoją stronę. – Co się dzieje? Coś z Nadią? Pogorszyło jej się?

– Nie do końca. To znaczy, nie jest ani lepiej, ani gorzej. Po prostu… – Zaciska zęby i kręci głową, sprawiając, że jego ciemne kosmyki opadają mu na czoło. – W warsztacie ostatnio pojawia się coraz mniej klientów. Nie mam pojęcia, o co chodzi. Pomagam tacie, ile mogę, ale to, co uda nam się zarobić, ledwo starcza na pokrycie rachunków, leki i leczenie Nadii.

– Czemu nic wcześniej o tym nie wspominałeś?

– Nie chciałem cię martwić, to po pierwsze, a po drugie, i tak niczego by to nie zmieniło.

– Mogłabym poprosić rodziców…

– Daj spokój, Emory. Twój tata przecież mnie nie znosi, nic nie mam do twojej mamy, ale ona nic nie zrobi bez jego wiedzy.

Widzę, jak jego ramiona zapadają się w sobie, gdy opiera łokcie o kolana i chowa twarz w dłoniach. Mimo że nie chcę tego przyznać, ma rację. Nie wiem, dlaczego mój ojciec jest tak negatywnie nastawiony do Greysona i jego rodziny. Przypuszczam, że to przez to, że nie są tak bogaci jak on. Kiedyś nie chciałam widzieć, jak bardzo zadufanym jest człowiekiem i że interesuje go tylko status społeczny i korzyści, jakie może mieć ze znajomości z kimś. Dopiero w momencie, gdy poznałam Greysona, uderzyło mnie to jak pięścią w twarz. Był rocznikiem wyżej ode mnie i poznaliśmy się na próbach do recitalu szkolnego, gdy za karę musiał przygotowywać dekoracje. Zdecydowanie jednak od jego beznadziejnego talentu dekoratorskiego porwał mnie niesamowity głos, kiedy pomagał mi przezwyciężać tremę przed występem. Do czasu ostatecznego wystawienia recitalu wpadłam po uszy bez żadnych hamulców. Nigdy nie sądziłam, że na czyjś widok moje serce będzie pragnęło wyrwać się z piersi. Czasami to wręcz aż bolało, a wzmogło się jeszcze bardziej, gdy chciałam przedstawić Greysona rodzicom. Mój ojciec spojrzał na niego wtedy z odrazą, jakby coś nieprzyjemnego przyczepiło mu się do buta.

To był pierwszy i ostatni raz, kiedy się widzieli. Nie wstydzę się związku z nim, ale nie chcę, żeby przez takie nieprzyjemności jeszcze więcej takiego gówna zrzucano mu na barki. Zwłaszcza że w tamtym roku porzucił swoje marzenia o Julliard, aby pomóc ojcu prowadzić warsztat samochodowy, ze względu na swoją siostrę. Nadia choruje na białaczkę, a leczenie pochłania tak naprawdę ich cały zarobek. Jego mama pracuje jako nauczycielka w szkole, Greyson wieczorami dorabia dodatkowo w barze i gra z chłopakami na scenie, ale to i tak kropla w morzu potrzeb.

– Ej, spójrz na mnie. – Ciągnę go za ramię i serce mi pęka, gdy widzę tego silnego mężczyznę, który chyba po raz pierwszy załamuje się przy mnie. – Proszę.

Podnosi głowę i z napięciem stara się uśmiechnąć, jakby nic się nie działo. Przykładam swoje czoło do jego, patrząc mu prosto w oczy. Szare przeciwko niebieskim.

– Jestem tutaj, widzisz? I nigdzie się nie wybieram. Nie musisz sobie ze wszystkim radzić sam. Damy sobie radę, mamy plan, tak?

– Mamy, ale jeśli…

– To tylko formalność. Rozmawiałeś z rodzicami?

– Tak. Martwią się, ale obiecałem im, że jeśli w ciągu pół roku nam się nie uda, to wrócimy do domu. I tak praktycznie tata sobie ostatnio sam radzi. – Greyson przyciąga mnie jeszcze bliżej do siebie tak, że dzieli nas zaledwie centymetr.

– Za pięć dni jest zakończenie roku szkolnego i wyjeżdżamy. Nadal masz kontakt z tym agentem, który przesłuchiwał nasze demo? – pyta, na co przytakuję. – To świetnie. W takim razie nie zapraszałby nas, gdyby nie chciał podpisać z nami umowy, prawda? Kilka papierków, a potem zdobędziemy pieniądze dla Nadii i rozwiniemy skrzydła. Musi nam się udać.

W jego spojrzeniu powoli zaczyna wracać ten błysk determinacji, który tak kocham. Niespodziewanie przyciska swoje usta do moich, ochoczo je rozchylam. Smakuje kawą i masłem orzechowym, które tak uwielbia. Wędruje dłonią wzdłuż mojego kręgosłupa, niżej, aż zatrzymuje się ostatecznie na pośladkach i je ściska. W moim wnętrzu zaczyna rozpalać się żar, zwłaszcza gdy jego palce kontynuują podróż dalej i znikają pod gumką moich majtek.

– Cholera… Czy ja ci dzisiaj już mówiłem, jak mocno cię kocham?

– Myślę, że musisz powtórzyć. – Przygryzam jego dolną wargę i ciągnę ją, drocząc się z nim. – Albo możesz pokazać – mruczę, przyciskając swoje biodra do jego, na co dostaję klapsa w tyłek. – Ej!

– Flirciara. – Greyson uśmiecha się zwycięsko, ponieważ dobrze wie, co ze mną wyczynia. – Już nie mogę się doczekać, aż w końcu normalnie będziemy mogli być razem. I będziemy mieli więcej prywatności niż teraz.

– Już niedługo.

Gdy siadam na nim okrakiem, pod moim kolanem coś szeleści. Odrywam się od jego ust i spoglądam w dół.

– Co to jest? – Próbuję wyciągnąć to coś spod kolana, ale Greyson stara mi się to utrudnić najbardziej, jak potrafi, składając mokre pocałunki na mojej szyi. Koniuszkami palców jednak skutecznie udaje mi się dorwać kawałek papieru. – Aha! – wydaję z siebie okrzyk satysfakcji i siadam obok, na co słyszę jęk pełen niezadowolenia.

Przebiegam wzrokiem po kartce i otwieram usta ze zdziwienia.

– To nowa piosenka? Greyson, to jest…

– Nic takiego. Nie jest jeszcze skończona.

– Chciałam powiedzieć, że jest przepiękna.

– Naprawdę?

– Nie rozumiem, czemu się dziwisz. Kiedy to napisałeś?

– Część w przerwie na próbach, część w warsztacie, a najwięcej w momencie, gdy za tobą tęskniłem.

Spoglądam na niego i mrugam, aby odgonić napływające do oczu łzy. Ostatnio chyba zrobiłam się zbyt wrażliwa. Już skłaniam się ku niemu, aby ponownie złączyć nasze usta, gdy dzwoni jego telefon.

– Co jest? – odbiera z pomrukiem niezadowolenia.

Nasłuchuję, starając się usłyszeć coś z rozmowy, ale po okrzykach w tle jestem jedynie w stanie wyłapać głos Zandera.

– Tak, tak, już jesteśmy w drodze. – Greyson rozłącza się, nie dając mu dojść do słowa, i wzdycha. – Niestety chyba bez nas się pozabijają. Lećmy na szybką próbę, a potem cię odprowadzę.

Wskakuję mu na barana, a w drodze do garażu Noah opowiadamy sobie, jak minął nam dzień, i snujemy plany dotyczące przyszłości, gdy już znajdziemy się na Brooklynie. Droga mija nam szybko, ale jak to mówią, szczęśliwi czasu nie liczą.

Gdy docieramy na miejsce, spod drzwi garażowych wydobywa się smuga światła. Wchodzimy do środka, trzymając się za ręce, gdzie pierwszy wita nas Noah.

– Siemanko, stary. – Chłopaki zbijają sztamę.

– Cześć, pani Greyson. – Noah podnosi mnie i okręca dookoła.

Jest najbardziej pozytywną osobą na świecie, jaką znam. Jego uśmiech zawsze mnie rozbraja, zielone oczy błyszczą łobuzersko jak u pięciolatka, który tylko czeka, aby coś zbroić. Nie jest tak wysoki jak Greyson, któremu sięgam do brody, ale i tak muszę podskakiwać lekko, aby strzelić go czasami w tył głowy. Weston spogląda jedynie na nas ze znudzeniem, kiwając głową, i znowu wraca spojrzeniem do telefonu. Cóż, ja i Weston… ciężko powiedzieć, że się lubimy, raczej tolerujemy. Mam wrażenie, że nie pasuje mu moja obecność w zespole, mimo że zawsze starałam się być dla niego miła. Postaram się to z czasem jednak zmienić, aby się do mnie przekonał.

– Co tak poźno? Na baraszkowaniu wam się pewnie zeszło. – Za nami pojawia się Zander, który staje pomiędzy nami i ściska nas za ramiona.

Spalam buraka, spuszczając wzrok na swoje stopy. Słyszę jednak uderzenie po mojej lewej stronie, jakby Greyson uderzył kumpla w okolicę żeber.

– Mógłbyś się czasami ogar…

– Cśś. – Przykłada palec do ust i niucha powietrze. – Czujecie to?

Patrzę na mojego chłopaka, ale on też, widzę, że ma wypisaną konsternację na twarzy, jakby jego przyjaciel postradał zmysły.

– Paliłeś coś?

– Nie, moi drodzy. To po prostu zapach wolności. Nie czujecie? Już prawie jesteśmy za granicą tego zapyziałego miasta. Mam nadzieję, że już pakujecie manatki.

– Zamiast się pakować, Emory powinna popracować nad swoją tremą na scenie.

Ignoruję zgryźliwy komentarz Westona i kręcę do swojego chłopaka głową, żeby dał sobie spokój, gdy widzę, że ma zamiar się wtrącić. To nie pierwszy raz i z każdym kolejnym coraz mniej biorę to do siebie. Wyjmuję z plecaka ciastka, które piekłam dzisiejszego popołudnia z mamą, ponieważ wiem, że kluczem do serca tych chłopaków jest jedzenie.

Gdy zaczynają pałaszować, jestem z siebie dumna. Czuję silne ramiona obejmujące mnie od tyłu, a potem słodki ciepły pocałunek składany na moim policzku.

– Kocham cię bardziej niż misiowe żelki.

– A ja cię kocham bardziej niż poranną kawę.

– Zawsze.

– I na zawsze.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: