- W empik go
Piraci 2 - ebook
Piraci 2 - ebook
Książka opowiada o losach załogi kapitana Johna, jego syna Philipa i synowej Rose. Gdy wydaje się już, że ich życie będzie biegło sobie spokojnie swoim tempem na przeszkodzie staje im Czarna Wdowa i były narzeczony Rose — Bill. To przez ich ciemne moce księżniczka traci pamięć a oni postanawiają wmówić jej nieprawdziwe fakty na temat piratów i jej samej a także chcą wykorzystać ją do zdobycia Kamiennej Gwiazdy i nieśmiertelności. Czy uda im się zniszczyć życie piratów i skłócić Rose i Philipa?
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8126-321-4 |
Rozmiar pliku: | 675 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Najlepszym, najwspanialszym przyjaciółkom:
Marcie, Oli i Marzence…
Dziękuję Wam za Waszą obecność, dobre słowo, wsparcie, szczerość i serce pełne przyjaźni!
Dziękuję mojej kochanej mamie — Eli, babci — Ani,
cioci a zarazem matce chrzestnej Ani — one wszystkie zawsze o mnie dbają i wiem,
że na nie zawsze mogę liczyć.
Największe podziękowania kieruję
do siostrzyczki Kasi — jej maleńka,
ale szczera miłość jest dla mnie źródłem motywacji.
Kocham Was moje dziewczyny!Rozdział I — Spotkanie po latach
Tego dnia pogoda na pełnym morzu niezwykle dopisywała piratom. Przestrzenie majestatycznego, błękitnego oceanu rozcierały się przed okrętem dumnego Johna z wielką gracją, niczym elegancki dywan. Wiatr praktycznie zanikł, jakby poszedł spać w środku dnia. Niebo było czyste, bez żadnych chmurek a słońce wydawało się świecić tak mocno, jakby chciało swoim ciepłem wyparować całą wodę znajdującą się pod obłokami. Ocean delikatnie kołysał się, jakby w rytm miłej kołysanki, robił to praktycznie niezauważalnie dla ludzkich oczu.
Wspaniały, wyremontowany dokładnie statek Johna płynął sobie prosto przed siebie. Nie było widać suchego krańca ziemi, ale piraci woleli zapach świeżej bryzy morskiej niż życie zwykłych szczurów lądowych.
Załoga nie miała konkretnie sprecyzowanego celu do którego teraz podążała. Zdawało się, że wszystkie drogocenne skarby, wyspy i inne takie są już znalezione.
Na razie nie martwili się, gdyż bieda piratom nie groziła. Mieli jeszcze trochę skarbów od Kathariny z Wyspy Umarłych (kim byłą Katherina? Jak być może pamiętamy była to dobra i bardzo młoda czarodziejka, która służyła piratom pomocą zawsze i wszędzie, była ich dobrym aniołem za to, że kiedyś uratowali ją i troszczyli się o nią). Załoga pływała po błękitnym oceanie bez celu.
Dostojny John z wielkim, czarnym kapeluszem na głowie stał oczywiście przy sterze wykonanym z mocnego drewna cedrowego, trzymając go w rękach z wielką pasją i zaangażowaniem. Miał on wymarzony okręt, który budził strach wśród innych piratów i ludzi. Krążyły już o nim nawet legendy a wszystko to przez znalezione kiedyś jednego z największych skarbów, drogocennego naszyjnika — Serca Oceanu. To ono wskrzesiło piratów i ich historie do życia. Przez ostatnie miesiące po przygodzie na Wyspie Umarłych załogę nie spotykały żadne ciekawe, ani pamiętne przygody. Piraci odpoczywali, czcili swoje stare zwycięstwo i mniej więcej tyle robili. Johnowi i reszcie towarzyszy brakowało adrenaliny, ale cóż mogli zrobić, nie było w ich pobliżu niczego ciekawego, co pobudziło by ich do działania.
Wieczorami John przeglądał książki, stare mapy skarbów — szukał idealnego celu, ale jakoś na razie nie znalazł. Większość bajek o skarbach było wymyślonych. Sprawdzanie ich pewnie oderwało by piratów od rutyny, ale po prostu się im obecnie nie chciało. Piraci nadal czekali na odpowiedni bodziec by wzbudzić w sobie wolę zwycięstwa, odnalezienia czegoś wielkiego… Czegoś niezwykłego, co na pewno jeszcze bardziej wysławiłoby ich imiona na morzach i oceanach.
John, albo jak inni na niego czasem mówili — Johnny, mimo swojego dojrzałego wieku nadal wyglądał na bardzo przystojnego mężczyznę. Ramiona miał silne, w głowie poukładane, był inteligentnym człowiekiem, wydawał się niepodważalny przez nikogo we wszystkich możliwych kwestiach, drewniana proteza zamiast nogi nadawała mu tylko odwagi w oczach innych a ciemne karnacja podkreślała jego egzotyczną urodę. Z jego ust nigdy nie schodził sarkastyczny lecz przyjemny uśmieszek.
Philip i Rose pływali na okręcie Johna z resztą załogi. Od ich ślubu minął już ponad rok a mimo to oboje nadal całym sercem się kochali, to było najczystsze uczucie, jakie można było zobaczyć. Kobieta przyzwyczaiła się do życia na pełnym morzu i z tyloma mężczyznami obok. Złotowłosa, piękna Rose nadawała blasku okrętowi pirackiemu, była jego ozdobą. Wyglądała jak nimfa morska wyłoniona z piany. Jej mąż Philip również nie był brzydki a wręcz wyglądał jak młody bóg o ciemnych oczach. Oboje tworzyli wręcz perfekcyjną parę. Każdy dzień był dla nich idealny, bo spędzali go razem.
— Kochanie… — powiedziała Rose do Philipa siedząc sobie w bocianim gnieździe z którego wszystko było dobrze widać. Lubiła tam przebywać, gdyż nikt jej nie przeszkadzał w rozmyślaniu nad życiem.
— Tak? — przytulił ją ukochany.
— Myślę, że już czas byśmy mieli dziecko… — zaśmiała się zmieszana. Wiedziała, że piraci raczej boją się zostać ojcami, ale to w zasadzie normalne zachowanie wśród mężczyzn.
— Dziecko? — zdziwił się Philip.
— Tak, a czemu nie?
— Zdziwiłaś mnie… Myślisz, że dobrze będzie się żyło dziecku na pirackim okręcie? Z dala on innych dzieci? Od stałego lądu? Nie wiem kochanie.
— Ty tak żyłeś…
— Ale to nie było najlepsze rozwiązanie… Nie czuję się jeszcze gotowy na malucha i osobiście wolałbym wychować dziecko na stałym lądzie…
— Ja… Nie chcę już żyć na ziemi. Chcę zostać tutaj…
— Aż tak pokochałaś morze? — zapytał zdziwiony Philip.
— Tak. Jestem pewna, że tutaj zapewnimy naszemu dziecku wszystko czego zapragnie. Pokocha zapach bryzy morskiej jeszcze bardziej niż my! — uśmiechnęła się.
Małżonkowie nie kłócili się nigdy, zawsze starali się załatwić wszelkie sprawy pokojowo. Philip czuł się za młody na dziecko, Rose wręcz przeciwnie, akurat w tej kwestii było im trudno się porozumieć.
— Kocham cię…
— A ja kocham ciebie. — wyszeptała śliczna Rose.
— Moja ukochana. Porozmawiamy o tym innym razem? — temat dzieci zamknął się. Pół księżniczka a zarazem pół piratka wtuliła się w pierś męża i zaczęła wspominać swoją rodzinę.
— Już dawno nie widziałam moich przyrodnich braci Philipie… Edward ma tyle lat… Chyba dziewiętnaście! Młody król Serene, mój braciszek. Wiktor też już jest dorosły, szesnastoletni książę. Czas tak szybko płynie. — zasmuciła się złotowłosa królewna. Dla poddanych z Serene nadal nią przecież była, w końcu zawsze ją kochali a po uratowaniu królestwa przed wiedźmą Kre jeszcze bardziej sławili jej imię jako księżniczki Serene. Philip przytulił ją mocno i ucałował.
— Musimy ich odwiedzić. Poddani też muszą za tobą tęsknić. Myślę, że ty też kochanie trochę tęsknisz do lądu.
— Nie do lądu tylko do mojej rodziny! — zezłościła się.
— Dobrze kochanie.
Słońce bardzo mocno błyszczało a każdy jego promień odbijał się od oczu pięknej Rose, która niespodziewanie zobaczyła obcy okręt.
— Co to jest? — zapytała wyciągając lunetę.
— Jakiś obcy okręt… Jaki duży! Nie wiem czy jest piracki. — zdziwił się Philip i zawołał do załogi by przygotowali się. Nigdy nie wiadomo czego może chcieć od piratów taki statek. Był jeszcze bardzo daleko, ale z każdą chwilą przybliżał się do okrętu Johna. Zazwyczaj wszystkie obce statki omijały Piracki skarb, bo tak nazywał się okręt na którym przebywali chyba, że próbowały się z nim zmierzyć inni piraci, ale oczywiście rzadko się to zdarzało. Wszyscy lękali się statku, który przetrwał Wyspę Umarłych i próby na niej. Obcy okręt był bardzo duży, wykonany z ciemnego drzewa. Miał czarne żagle, a na nich narysowana była perła i dwie kości piszczelowe za nią. Najdziwniejsze było, że załoga składała się z tylko kilku mężczyzn (co widać było przez lunetę), których skóra była bardzo blada. Wyglądali bardziej na martwych, niż żywych. Nie zwracali uwagi na to co dzieje się wokoło nich. Nie ruszali się.
Gdy statek zbliżył się całkowicie nastała ciemność, ale było widać stojącą na pokładzie kobietę, całą ubraną na czarno. Wyglądała na kapitana obcego okrętu w sukience. Jej oczy były czarniuteńkie jak węgiel, miała czarne i długie włosy, była blada jak pozostała część załogi i niezwykle młoda. Dziewczyna miała cygańską urodę. Pewnie była w wieku Rose. Obok niej, nagle pojawiła się druga dama, ale wiele starsza, co widać było po kilku dobrze ukrywanych zmarszczkach na jej twarzy. Miała w sobie wielką charyzmę i widać było, że rozkazywała załodze i młodszej kobiecie, co wskazywało, że musiała być kapitanem okrętu. Kobieta mogła być też matką młodszej panieneczki. Była całkiem do niej podobna. Długie, czarne, piękne, bogate suknie kobiet rozwiewał silny wiatr.
Gdy obcy okręt podpłyną, na statku Johna czuć można było chłód. Kapitan napadłby na ten niezwykły statek, ale złota mu nie brakowało, więc nie było potrzeby. Załoga doświadczonego Johna nie szykowała się więc do bitwy.
Obie damy na interesującym wszystkich statku, wyglądały jakby były w żałobie… Ich załoga zresztą również.
— Kim jesteście i czego chcecie? — zapytał John, gdy okręty stały równolegle do siebie.
Obce kobiety stały z ponurymi minami i patrzyły na piratów, były naprawdę bardzo dziwne.
— Może jeszcze o mnie nie słyszeliście… — zaczęła mówić starsza kobieta — Jestem Czarną Wdową! — powiedziała z uśmieszkiem na ustach. Rose poczuła coś niespotykanego, jakby niebezpieczeństwo wkradało się powoli do jej życia, więc wtuliła się w Philipa i słuchała dialogu między nią i kapitanem Johnem.
— I co? Nie znam takiej! Po co tu przypłynęłaś? Na tych wodach nie ma dla was miejsca… Jesteście kobietami a to już was przekreśla, jako piratów! Czarna Wdowa… co za beznadziejna ksywka! Chcesz na nas zapolować o pani? — zapytał uśmiechnięty John, jakby drwił z dziwnych dam.
— Mogłabym, ale nie chcę, nie teraz. Może potem. Dziś przypłynęłam tylko po nią. Chcę tylko jej! — wskazała palcem na Rose. Piraci zdziwili się. Śliczną Rose przeszedł dreszcz, zwykle nie bała się, ale przy tych kobietach traciła całą odwagę, nie umiała tego wytłumaczyć.
— Po mnie? Dlaczego? Ukochany… czuła, że coś jest nie tak… Nie oddawaj im mnie! — poprosiła cicho załamana dziewczyna. Jeszcze nigdy tak się nie bała, nawet nie wiedziała czego, po prostu czuła, że stanie się zaraz coś złego.
— Nigdy! Nie oddamy jej! — krzyknął Philip z wielką odwagą w sercu.
— Oddacie jeśli nie chcecie, abym was zniszczyła, pozabijała każdego na waszym okręcie. — powiedziała złowieszczo i skierowała wzrok na swoją córkę, tak to wyglądało. Nagle z drzwi na statku kobiet wyszedł mężczyzna, którego twarz skrywała się pod kapeluszem, który był wielki. Nie można było go poznać. Wyglądał zwyczajnie, jak pirat. Nikt nie mógł dostrzec twarzy tego człowieka!
— Witam… — powiedział głośno i wyraźnie.
Rose poznała ten głos. To nie możliwe! To był Bill! Gubernator! To on miał kiedyś zostać mężem księżniczki Rose, ale ona wolała piratów! To ten człowiek niechcący wepchnął swój miecz w ukochaną, zamiast w Philipa a potem zniknął… Jak to możliwe? Wszyscy myśleli, że on nie żyje! Przecież skoczył prosto na skały…
Bill ściągnął kapelusz i wszyscy go rozpoznali. Nastała panika. Załoga Johna była zamurowana widokiem starego znajomego.
— To ty! — krzyknęli piraci. Philip nienawidził Billa za to jak próbował rozdzielić go z Rose. Na początku wszyscy myśleli, że widzą ducha, ale jednak on był prawdziwy. Bill podszedł bliżej i stanął pomiędzy dwoma nietypowymi kobietami.
— To Czarna Wdowa i jej córka Sara. Lepiej się ich bójcie! To bardzo groźne kobiety… — ostrzegł były gubernator spokojnie.
— Czego chcesz? Jak ty wyglądasz? Jak… pirat! Ty żyjesz? — zapytała Rose z wielkim zdziwieniem w oczach.
— Szukałem cię… Nie dam rady żyć, gdy nie jesteś ze mną! Wiem, że przeze mnie prawie umarłaś, ale nie dopuszczę już nigdy więcej do tego! Będę dbał, aby nigdy więcej nic ci się nie stało. Ze mną będziesz bezpieczna. — odpowiedział Bill patrząc w oczy byłej narzeczonej.
Darmowy fragment