- W empik go
Piromanka - ebook
Piromanka - ebook
Przeznaczenie Ostatniej Wiedźmy wypełnia się krok po kroku, a jej kolejne wizje mrożą krew w żyłach. Spotkana w Inferno Piromanka staje się towarzyszką w walce z demonem, którego głównym celem jest zabicie Alicji. Podróż Al i Sky nie należy do łatwych, pomimo pomocy Lisa i Lalki. Śmiertelnie niebezpieczne moce, ukryte w niewinnym ciele Gizeli, wciąż depczą im po piętach, zostawiając za sobą kolejne trupy. Oto drugi tom przygód Ostatniej Wiedźmy, wypełniony po brzegi krwawą, mroczną fantastyką.
Kategoria: | Proza |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8324-155-5 |
Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Bar, piwo, śmiech, zakład, dziewczyna, samochód, przebłysk. Niebezpieczeństwo. Głupota, porwanie, dużo alkoholu, demon, krzyk…
Obudziła się z potwornym bólem głowy. Miała sucho w ustach. Nie była w stanie otworzyć oczu, każdy dźwięk wydawał się wwiercać w jej mózg. To kac.
— Bzdura — jęknęła, przykrywając głowę poduszką.
Nie wiedziała, gdzie jest ani jak się tu znalazła. Wiedziała tylko tyle, że cierpi potworne katusze. Wszyscy mogli cierpieć, ale nie ona! Tak, tego była pewna, choć nie do końca jeszcze kojarzyła, kim w ogóle jest. No trudno. Potem to odkryje. Teraz zdrzemnie się jeszcze godzinkę, może dwie, góra — całą wieczność. Tak, będzie spała, póki nie przestanie ją, do cholery, boleć.Porwana
Młoda dziewczyna z długimi blond włosami otworzyła powoli swoje ogromne, błękitne oczy. Przez chwilę leżała bez ruchu, uważnie nasłuchując. Bała się. Znalazła się w obcym miejscu. Znowu.
Powoli zamrugała powiekami, potem niepewnie rozejrzała się dookoła. Próbowała cokolwiek sobie przypomnieć, ale w głowie miała kompletną pustkę. Czyli to się znowu stało? Znowu straciła nad sobą panowanie i pozwoliła, by… Z zamyślenia wyrwał ją dziwny dźwięk. Miała wrażenie czyjejś obecności w drugim pokoju. Nasłuchiwała, wciąż leżąc w bezruchu. Kto mógł tam być? Po raz pierwszy od dawna zaczęła się modlić. Bóg nigdy nie przychodził jej z pomocą, ale co niby lepszego mogła teraz robić? Dźwięk nie powtórzył się, a ona — choć wiedziała, że to głupie — westchnęła z ulgą. Zdawała sobie sprawę, że w końcu będzie musiała JAKOŚ stąd wyjść, opuścić ten obcy pokój i stanąć twarzą w twarz z właścicielem lokalu. „W końcu” i „jakoś”, ale jeszcze nie teraz, jeszcze nie w tym momencie.
— Jeszcze nie teraz — szepnęła, przymykając oczy. — Jeszcze nie w tym momencie.
Poczuła, jak łzy napływają jej do oczu. W co tym razem się wpakowała? To bez sensu. Była cichą, nieśmiałą, drobną blondyneczką. Ani jej ciało, ani jej umysł nie zostały stworzone do stawiania czoła jakimkolwiek przeciwnościom losu. Powinna siedzieć zamknięta w wieży i czekać na swojego księcia z bajki, a nie budzić się w łóżku u obcego faceta. Łóżku? Czy ona w ogóle leżała w łóżku? Pociągnęła nosem, westchnęła cicho, a potem wzięła się w garść. Powoli przewróciła się na brzuch, uniosła i usiadła niepewnie. Czuła się dobrze. Nie bolało ją ciało, nie miała tego dziwnego uczucia tam, na dole… tam, między…
— Ojej — jęknęła cicho, zawstydzona własnymi myślami.
Tak czy inaczej, mogła chodzić normalnie, a to było coś nowego. Spojrzała na łóżko, na którym siedziała, i delikatnie dotknęła szarego materiału narzuty. Czy ona tutaj…? Potrząsnęła głową, po czym krytycznym okiem oceniła swoje ubranie. Nie, nie wyglądało na to… Nagle pękła tama, popłynęły łzy. To takie niesprawiedliwe, pomyślała. Tak strasznie niesprawiedliwe!Słodki Jezu
Nie wiedziała, ile dokładnie spała, ale widocznie bardzo tego potrzebowała. Gdy po raz drugi tego dnia zmusiła się do otworzenia oczu, odzyskała przynajmniej świadomość tego, kim jest.
— Mam na imię Alicja — wychrypiała i od razu tego pożałowała.
Dźwięk wciąż sprawiał jej ból. Musiała być cicho, bardzo cicho. Poruszyła ręką, chcąc odgarnąć włosy z twarzy. Szelest pościeli przypominał odgłos walącego się budynku, a może huk załamującej się fali tsunami? W każdym razie był potwornie, niewyobrażalnie wręcz głośny i niszczył jej aparat słuchu, czymkolwiek się on teraz nie stał. Ucho? Czy ona miała uszy? Musiała mieć, bo była człowiekiem… chyba. Chyba była człowiekiem, a przynajmniej kiedyś nim była. Musiała być, bo miała to w dowodzie, ale od kiedy takie rzeczy wpisuje się do dowodu? A jeśli nie była człowiekiem, to czym w takim razie?
Za dużo myśli. Ich przelatywanie w jej głowie też sprawiało ból, obezwładniało i też wyrządzało jej wielką, okrutną krzywdę.
— Mmmm… — mruknął ktoś obok niej.
Alicja momentalnie otworzyła oczy, mając w pogardzie rażące je promienie zachodzącego słońca. Powoli, jak w zwolnionym tempie, zsunęła poduszkę z głowy. Ktoś spał obok niej. Co się tu, do licha, dzieje? Nie, powinna raczej zapytać: „Gdzie ja, kurwa, jestem?”. Skupiła się, zmuszając mózg do posłuszeństwa, i pomału zaczęła przywoływać wspomnienia. Miała na imię Alicja, była wysoką, szczupłą i cholernie genialną brunetką, a do tego — ostatnią żyjącą wiedźmą. Jej rodzice zginęli tragicznie wypadku, gdy miała sześć lat, potem trafiła pod opiekę demona imieniem Nielekarz (za wolno, w tym tempie może za rok dotrze do teraźniejszości). No cóż, potem przyszło wiele nauki, wiele złamanych kości, wielki dom posiadający samoświadomość, ostry seks, powrót do kraju… Inferno!
Ta nazwa pojawiła się w jej umyśle niczym rozjarzony neon palący się w środku nocy. Znalazła bar z jej pieprzonej wizji, weszła do środka, spojrzała w kąt i tam ujrzała kobietę. Piromankę. Dosiadła się. Zamówiła piwo, potem drugie. Rozmawiały, ale o czym? Nie mogła sobie przypomnieć. Nagle dotarło do niej, dlaczego wcześniej nigdy tyle nie piła. Alkohol był złem, którego zawsze należało się wystrzegać. Cholera jasna, żeby tak urwał się jej film? Do tego jeszcze ten ból głowy i pustynia w gardle. Alkohol zaburzył naturalny rytm funkcjonowania jej ciała, zniszczył wypracowywany latami wzorzec. Musiała go przywrócić — tylko tyle. Gdy go przywróci, ustąpią te przeklęte dolegliwości, wszystko wróci do normy, a ona dowie się wreszcie, gdzie właściwie trafiła. Tak, teraz musi się skupić na tym. Musi!
Zamknęła oczy i skupiła się. Bardzo się skupiła i… nic. Spróbowała jeszcze raz, ale z równie marnym skutkiem. „Bez sensu” — pomyślała. „To powinno zadziałać” — krzyknęła w myślach, a potem westchnęła najciszej, jak potrafiła. To nie mogło zadziałać. Wiedziała o tym. W tym stanie mogłaby co najwyżej dowlec się do kibla, wyrzygać się i czekać, aż przejaśni jej się w głowie.
— Nigdy więcej alkoholu — obiecała sobie szeptem, przyjmując wszystkie dolegliwości jako zasłużoną karę od losu.
— Słodki Jezu… — Usłyszała zachrypnięty głos osoby leżącej obok niej. — Ciszej, kurwa.
Alicja nie miała ochoty odwracać głowy i sprawdzać, kto to. W ogóle wolałaby wyprzeć tę całą absurdalną scenę ze swojego umysłu. Nagle dotarło do niej, jakie to wszystko jest tanie. Schlana, wylądowała w czyimś łóżku. Pewnie rżnęli się całą noc, a potem zarzygała podłogę. Nie, pewnie nie zarzygała, bo teraz czułaby się odrobinę lepiej. Chyba. Tak jej się przynajmniej wydawało, ale nie mogła być tego pewna, bo jeszcze nigdy, absolutnie nigdy nie doprowadziła się do takiego stanu! Czuła się sobą rozczarowana — tak cholernie i okropnie rozczarowana. Problem jednak polegał na tym, że czasu nie dało się cofnąć, a ona nie należała do osób, które uciekałyby przed konsekwencjami własnych wyborów. Nienawidząc się za to, co prawdopodobnie zrobiła, przewróciła się na drugi bok. Była pewna, że zaraz zobaczy śmierdzącego, tłustego wieprza, ale…
— O… — wyrwało jej się z ust.
Tuż obok niej leżała kobieta. Nie jakaś tam kobieta, ale dokładnie ta z jej wizji. Była ubrana, a przynajmniej miała na sobie… cokolwiek. Dopiero wtedy dotarło do niej, że i ona jest w swoich ciuchach. Przynajmniej ostry seks mogła wykluczyć.
— Nie — powiedziała druga kobieta stanowczo, choć cicho i dokładnie w momencie, gdy Alicja otworzyła usta i spytała:
— Zarzygałam ci podłogę?
Wiedźma przetarła oczy, ziewnęła cicho, a potem… Nie potrafiła ocenić, czy to „nie” stanowiło odpowiedź na jeszcze niezadane pytanie, czy może raczej jakąś…
— Pytałaś, to odpowiadam — rzekła.
Ułamek sekundy później Alicja zapytała:
— To „nie” to w odpowiedzi na moje pytanie?
Coś tu było nie tak. Wiedźma jeszcze raz przetarła oczy, ignorując ból i mdłości. Używanie mózgu wydawało się wskazane, ale trudne, dlatego nie do końca chyba jeszcze rozumiała, co właściwie się dookoła niej dzieje. Czy to ona z opóźnieniem rejestrowała pewne fakty, czy raczej ta druga miała jakieś nadludzkie przyśpieszenie?
— W moim mieszkaniu — odpowiedziała kobieta ściskająca się za głowę, gdy Alicja chwilę później spytała:
— Gdzie jesteśmy?
— Tak — oznajmiła tamta, po czym wiedźma wyrzuciła z siebie:
— Ty tak zawsze?
Zapadła dość niezręczna cisza. Obie panie spojrzały na siebie niepewnie.
— Mam kaca — stwierdziła właścicielka mieszkania. — To dlatego.
Alicja nic już nie powiedziała. Nie wiedziała, co ma kac do tego, co się działo, czymkolwiek by to nie było, i — prawdę powiedziawszy — nic ją to w tej chwili nie obchodziło. Patrzyła dalej na towarzyszkę niedoli, wyglądającą jak siedem nieszczęść. W głowie zagościła jej całkowita, odprężająca wręcz pustka, z której nie chciała teraz za nic rezygnować. Później. Zajmie się tym wszystkim później. Najlepiej zrobi, jak wróci do tej kwestii dopiero wtedy, gdy jej mózg zacznie znów normalnie funkcjonować. Tak, dopiero wtedy.
— Drzwiami na korytarz i pierwsze z lewej — oznajmiła tamta, tak po prostu.
Wiedźma mrugnęła, po czym poczuła się zobowiązana do zadania pytania, na które właściwie uzyskała już odpowiedź.
— Gdzie prysznic?
Po tych słowach wstała i udała się mocno chwiejnym, zbolałym krokiem we wskazanym kierunku.
Stała pod prysznicem, pozwalając, by ciepła woda obmywała jej ciało. Powoli, bardzo powoli zaczęła wracać do siebie. Ból głowy stał się znośny, każdy dźwięk –mniej dudniący, a zapalone światło — wcale nie tak rażące jak na początku. Nawet mózg zaczął trochę inaczej działać. Znowu czuła siebie, swoje ciało, płynącą w nim moc. Nie tak, jak przed chlaniem, ale na pewno lepiej niż po przebudzeniu. Pomału, spokojnie zaczęła sprawdzać swój ogólny stan. Nigdy nie przypuszczała, że jedna popijawa może wyrządzić aż takie spustoszenie w jej organizmie. Cholera jasna, tak właśnie powinno się antyreklamować picie alkoholu. Hej, dzieciaki, patrzcie! Trochę wódy i wasz organizm świruje! Pijecie, bawicie się, a wzorzec szlag trafia!
— Bez sensu — szepnęła do siebie. — Oni nie mają pojęcia o przepływie mocy, a ja dalej jestem pijana.
Westchnęła cicho i ponownie skupiła się na swoim ciele. Większość kluczowych punktów przepływu mocy się przestawiła, kilka mniejszych wręcz się zablokowało. Pewnie część sama wróciłaby do normy zaraz po tym, gdy organizm odtrułby się do końca. Problem jednak taki, że Alicja nie miała ochoty marnować czasu. Ostrożnie — najostrożniej, jak tylko potrafiła — zaczęła przywracać prawidłowy przepływ energii. Zmuszenie się to takiego wysiłku miało swoją cenę, ale była gotowa ją zapłacić. Nawet uczucie wbicia między oczy rozżarzonego pręta nie mogło jej zniechęcić.
— Nigdy więcej się nie schleję. — Obiecała sobie, czując, jak nogi się pod nią uginają, a żołądek wykręca na drugą stronę. — Nigdy więcej!
Zwymiotowała, choć w żołądku nie zostało zbyt wiele treści poza żółcią. Wszystko spłynęło od razu do ścieków, nie pozostawiając po sobie najmniejszego śladu. Skurcze szarpały nią jeszcze chwilę, ale gdy tylko ustały, Alicja poczuła wreszcie prawdziwą ulgę. Organizm zaczął działać tak, jak go zaprogramowała, a przynajmniej takie miała wrażenie. Kobieta wyprostowała się dumnie, a potem szybko i sprawnie umyła się żelem stojącym pod prysznicem.
— Taki sam jak mój. — Zauważyła z rozbawieniem.
Opłukała ciało, wytarła się ręcznikiem i spojrzała w zaparowane lustro.
— Pora odkryć, o co tu chodzi — warknęła, czując, jak duszący ją wstyd zostaje przekuty na wolę walki. — Dowiemy się tego, a potem zmyjemy tę plamę na honorze.
Przetarła taflę lustra, spojrzała sobie prosto w oczy, krytycznie oceniła własny wygląd. Odruchowo sięgnęła po antyperspirant, stojący w jej mieszkaniu zawsze po prawej stronie umywalki. Ze zdziwieniem odkryła, że i tu znajduje się on dokładnie w tym samym miejscu. Nawet był to ten sam produkt, którego zawsze używała. Co tu się działo? Wszystkie kosmetyki nowej znajomej okazały się takie same jak Alicji. Ich ustawienie też się zgadzało. Wystrój łazienki — identyczny, ręczniki — też… Po kręgosłupie dziewczyny przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Właściwie w co się tym razem wpakowała?
Rozejrzała się uważniej po pomieszczeniu. Zgadzało się wszystko, dosłownie wszystko. „Absurd” — skarciła się w myślach, wyszukując na siłę jakichś różnic. „To przecież niemożliwe” — zapewniała samą siebie. Problem pojawił się tylko taki, że im dłużej nie mogła wymienić choćby jednej jedynej różnicy między tą przeklętą łazienką a jej własną, tym bardziej wpadała w panikę. W końcu, w akcie desperacji, zajrzała do kosza na brudną bieliznę — była tam, w tym koszu!
— Zaraz… co? — jęknęła jeszcze raz, zaglądając do kosza, po czym oznajmiła poirytowanym głosem: — To moje gacie. Moje gacie i moja cholerna łazienka!
Tak, to jej łazienka. Jak mogła tego nie zauważyć? „Bez sensu” – pomyślała, ubierając się powoli. Dopiero teraz wyczuła swoją własną energię w otaczających ją przedmiotach. Z niedowierzaniem pokręciła głową. Stanowczo nigdy więcej picia!
W czasie gdy Alicja pomału odkrywała, że jest u siebie, druga kobieta przekręciła się na plecy i zmusiła do otworzenia oczu.
— Matko… — jęknęła, przymykając je na moment.
Dała sobie chwilę, a potem zmusiła do ponowienia próby. Z pomieszczenia obok dobiegł ją głos Alicji, ale słowa zdawały się niezrozumiałe. Nie przejęła się tym. Bardziej skupiła się na ponownym opanowaniu sztuki spoglądania na świat dłużej niż trzy sekundy. Po kilku nieudanych próbach wreszcie się to udało, a kobieta z zadowoleniem spojrzała na swój ulubiony obraz… który gdzieś zniknął.
— Co do… — szepnęła, przenosząc wzrok na podwójną szafę na wymiar, której nigdy nie miała.
Różne rzeczy zdarzało jej się robić po pijaku, ale żeby od razu przemeblowywać cały pokój? Z drugiej jednak strony stylowa… no, jak to się nazywało… to głupie słowo wypadło jej zupełnie z głowy. No, w każdym razie ten stylowy mebel, przy którym od dziś będzie się malować i poprawiać włosy, bardzo jej się podobał. Otomana pod oknem jakoś do niej nie przemówiła, ale wysoka komoda obok — jak najbardziej. Tamtego badziewia pozbędzie się jutro. Gdy właśnie planowała, czego jeszcze będzie musiała się pozbyć, do pokoju weszła naga nieznajoma. Kobieta przyjrzała jej się krytycznym okiem, dochodząc do wniosku, że choć na ogół nie pociągała jej płeć piękna, to i tak to ciało było lepsze niż kilku innych pajaców, z którymi czasem budziła się rano.
— Niezła jesteś — oznajmiła, chwaląc swój pijacki wybór.
Tamta całkowicie ją zignorowała. Jak gdyby nigdy nic podeszła do stylowej komody, otworzyła drugą od góry szufladę, po czym wyjęła drogi komplet koronkowej bielizny.
— Dlaczego wyjmujesz z MOJEJ komody MOJĄ bieliznę? — zapytała kobieta z poirytowaniem, wciąż lekko pijana. — I dlaczego, do cholery, ona na ciebie pasuje? Dlaczego mam u siebie pasującą na ciebie bieliznę? Dlaczego wiesz, gdzie ją trzymam? Jesteś ładna, ale trochę zbyt śmiało sobie poczynasz, jak na mój gust. Wytłumacz mi to natychmiast! — zażądała, oburzona bezczelnością gościa.
Nieznajoma, której imienia za nic nie mogła sobie przypomnieć, spojrzała na nią oczami pełnymi pogardy, po czym głosem zimnym jak lód oznajmiła:
— Bo to, kurwa, moje mieszkanie.
W sypialni na chwilę zapanowała cisza.
— To nie są moje nowe, stylowe meble? — spytała niepewnie kobieta leżąca na łóżku.
— Nie.
— Ani moja nowa, droga bielizna?
— Nie.
— Ani moje mieszkanie?
— Nie.
— Ani moja łazienka?
— Nie.
— Jesteś tego pewna? — spytała, wyraźnie zszokowana.
— Tak, jestem — wysyczała wściekła Alicja.
Na moment znowu zapadła cisza. Już-nie-gospodyni musiała zrozumieć, dlaczego pozbawiono ją jej małego, przytulnego gniazdka, na które tak ciężko pracowała. Przecież to bez sensu. Trzy lata na nie odkładała i jeszcze nie do końca spłaciła kredyt, a tu ktoś tak po prostu chciał je zabrać? Nie, to nie mogła być prawda.
— Kłamiesz — oznajmiła z powagą, a potem, by jeszcze bardziej podkreślić swoje oburzenie, zerwała się na równe nogi.
— Uważaj! — Usłyszała krzyk „złodziejki” i zatonęła w ciemności.
Alicja w ostatniej chwili doskoczyła do mdlejącej idiotki i zdołała ją złapać, nim ta upadła na jej piękny stolik nocny, robiony na zamówienie. „To jakiś żart” — pomyślała, układając ją ostrożnie na podłodze i delikatnie cucąc. „Po co to robię?” — skarciła samą siebie w myślach. No właśnie. Po co to robiła? To tylko jakaś przeklęta nieznajoma, którą spotkała wczoraj w barze. Przecież nic by się jej nie stało, jakby pieprznęła tym pustym łbem o podłogę.
— Śniłaś mi się — szepnęła, wiedząc, że kobieta jej nawet nie słyszy. — Śniłaś mi się, piromanko.
Tak, śniła jej się — i to nie raz. To nie przypadek, że ich drogi się zeszły. Ich losy zostały w jakiś sposób zespolone. Dopóty nie zrozumie dlaczego, dopóki nie pozbędzie się jej ze swojego życia.
— Kim ty jesteś? — szepnęła jeszcze ciszej, przyglądając się bladej twarzy piromanki.
Nie doczekała się żadnej odpowiedzi, choć i na tym etapie nie była do końca pewna, czy chciałaby ją poznać. Patrzyła na nieprzytomną kobietę, a coś w jej wnętrzu drgnęło niebezpiecznie, jakieś dawno zapomniane wspomnienia, obrazy, które niemal pozbawiły jej powietrza w płucach. Potrząsnęła głową. Nie chciała tego doświadczać, nie chciała czuć tego potwornego, rozrywającego bólu.
— Wystarczy — rozkazała sama sobie. — Już dość.
Wszystko ustało jak ręką odjąć. Pozostała tylko pustka i to dziwne, wręcz obezwładniające przeświadczenie, że musi się zaopiekować tą pijaną kretynką.
— Dlaczego? — spytała, podnosząc kobietę z ziemi tak, jakby tamta nic nie ważyła. — To idiotka, niepotrzebna mi ani trochę.
„Idiotka” — powtórzyła w myślach, wiedząc, że to nieprawda. Ona nie była idiotką, na pewno nie. Była pijana, nieprzytomna, trochę śmierdząca, ale nie głupia.
Alicja potrząsnęła kobietą, lekko poklepała ją po twarzy, ale na niewiele się te zabiegi zdały. Zestresowana sytuacją, wstała, wzięła kobietę na ręce, po czym zaniosła ją do łazienki. Już otworzyła drzwi do kabiny prysznicowej, aby ją tam zostawić, już miała odkręcić lodowatą wodę, gdy tamta wrzasnęła, ile tylko miała sił w płucach:
— Nie! Tylko nie lodowata woda!
Alicja zamarła, niepewnie patrząc na pijaną.
— Domyśliłam się. — Zapewniła Alicję, nim ta spytała:
— Skąd wiedziałaś?
Zapadła niezręczna cisza.
— Nie — powiedziała, gdy Alicja stwierdziła z lekkim niedowierzaniem:
— Czytasz w myślach.
Tym razem cisza stała się wręcz krępująca dla kobiety wciąż trzymanej na rękach.
— Kurwa — wymknęło się jej w końcu, a nim Alicja zdołała na to w jakikolwiek sposób odpowiedzieć, tamta zeskoczyła z jej rąk i błyskawicznie odkręciła lodowatą wodę.
Dwa piskliwe odgłosy oznajmiły światu, jak głupim okazało się to pomysłem. Z drugiej jednak strony krótkowłosa brunetka wolała chwilę cierpienia niż serię uciążliwych pytań, na które na pewno nie odpowiedziałaby zbyt mądrze, zważywszy na ilość alkoholu krążącą w jej żyłach.
Alicja siedziała, owinięta w koc, na jednym z dwóch foteli znajdujących się w salonie. Na drugim dygotała nieznajoma, owinięta w mokry ręcznik.
— Nie jesteś… zbyt… gościnna, prawda? — spytała krótkowłosa kobieta, ledwie dając radę wypowiedzieć tych kilka słów bez odgryzienia sobie języka.
— Nie bardzo — odpowiedziała wciąż wściekła Alicja, upijając łyka gorącej kawy.
— Zrobiłam… tylko to… co i tak… planowałaś mi zrobić… — Oburzyła się.
Gospodyni upiła z lubością kolejny łyk, ale nie odezwała się ani słowem. Przymrużonymi oczami obserwowała bacznie niechcianego gościa i analizowała całą sytuację.
— Daj kawy! — jęknęła zmarznięta, ale całkiem już trzeźwa kobieta.
Alicja zastanowiła się nad tą desperacką prośbą, po czym z szerokim, złośliwym uśmiechem pokręciła głową. Ofiara jęknęła przeciągle, a potem głośno czknęła, zasłaniając sine usta jeszcze bardziej sinymi dłońmi.
— Proszę! — krzyknęła między kolejnymi czknięciami.
Długowłosa brunetka z namysłem upiła kolejny łyk, po czym niechętnie odstawiła kawę na blat stolika, podniosła się, zdjęła z ramion ciepły koc i owinęła nim swojego gościa.
— Chcesz kawy? Dostaniesz ją, jak odpowiesz mi na kilka pytań — warknęła i zbliżyła swoją twarz do twarzy zmarzniętej towarzyszki zeszłonocnego picia, patrząc jej groźnie w oczy.
Chłód, jaki bił z jej spojrzenia, sposób, w jaki pochyliła się nad swoją ofiarą, i mrok, jaki wręcz emanował z jej ciała, wszystko to zrobiłoby duże wrażenie na siedzącej, przykrytej kocem kobiecie, gdyby nie fakt, że niemal od razu czknęła gospodyni prosto w twarz.
— Przepraszam! — rzuciła pośpiesznie, a potem zatkała sobie dłońmi usta.
Alicja wyprostowała się, nie kryjąc zniesmaczenia.
— Marnujesz mój czas — warknęła, siadając z powrotem na swoim fotelu.
— Mhm — przytaknęła tamta, kradnąc pozostawioną bez opieki kawę i łapczywie upijając łyk. — Za mało słodka. Powinnaś więcej słodzić.
Alicja westchnęła z rezygnacją. Z jakiegokolwiek pokręconego powodu los postawił tę dziwną kobietę na jej drodze, musiał mieć ku temu cholernie dobry powód. Chciała w to wierzyć, bo tylko to powstrzymywało ją przed zamordowaniem tej irytującej wszy.
— Jak masz na imię? — spytała po dłuższej chwili, nie kryjąc własnej niechęci.
Tamta spojrzała na nią lekko zagubionym wzrokiem, po czym, jak gdyby nigdy nic, dopiła kawę. Alicja była cierpliwa, dlatego spokojnie czekała na odpowiedź. Nie pozwoliła sobie na okazanie słabości, nie chciała, by pękła chłodna maska obojętności i wyższości, spod której prześwitywałaby czysta wściekłość. Tak jej się przynajmniej wydawało.
— Mów mi Sky — powiedziała w końcu nieznajoma, odstawiając filiżankę kawy. — Przedstawiłam ci się wczoraj, ale chyba nie pamiętasz zbyt wiele z naszej rozmowy.
Alicja mogłaby próbować kłamać, ale mijało się to z celem. Faktycznie, niewiele pamiętała z wydarzeń, które miały miejsce minionego dnia.
— Nie przejmuj się, nie każdy musi mieć mocną głowę — zapewniła bez cienia złośliwości Sky, po czym dodała: — Nie każdy też musi mieć zdrową głowę.
— Słucham? — zapytała natychmiast Alicja, a ton jej głosu wydawał się tak zimny, że Sky mogłaby przysiąc, iż powietrze w pokoju aż rozbłysło od kryształków lodu. Mimo to dziewczyna nie dała się tak łatwo zastraszyć i z ironicznym uśmieszkiem na ustach wyjaśniła:
— Nie ja podawałam się za ostatnią wiedźmę na ziemi.
Alicja mogła to zignorować. Właściwie doskonale wiedziała, że powinna to zignorować, ale miała dziś wyjątkowo paskudny dzień, a do tego wciąż dusiło ją uczucie wstydu po doprowadzeniu się do tak kiepskiego stanu.
— Ejże! — krzyknęła nagle Sky. — Tylko żartowałam.
Alicja spojrzała na nią niepewnie.
— O co ci chodzi?
— O nic — zapewniła piromanka, zdecydowanie za szybko. — Po prostu zobaczyłam twoją minę i zrozumiałam, że trochę przesadziłam. Nic wielkiego. Nie musisz się przecież aż tak denerwować, prawda?
„Kłamstwo” — pomyślała Alicja, przyglądając się kobiecie jeszcze uważniej.
— Co ty ukrywasz?
— Nic — odpowiedziała Sky. — Nic a nic.
Alicja nie odezwała się słowem. Myślała. Potrzebowała odrobiny skupienia, wyciszenia. Normalnie już by to rozgryzła, ale alkohol…
— Kurwa — warknęła sama do siebie, ignorując zdziwione spojrzenie niechcianego gościa.
Wiedziała, że irytowanie się niewiele zmieni. Pewnie gdyby się postarała, udałoby się jej uaktywnić część mocy i przeskanować otoczenie. Ale nie. O czym ona w ogóle bredzi? Jej głowa wciąż była ciężka, a bodźce wydawały się dziwnie przytłumione. Nie miała już kaca. Organizm cały czas się odtruwał, ale pozostawał jeden istotny szczegół — wciąż pozostawała ślepa na płynącą dookoła moc. Zupełnie jakby ktoś o połowę zmniejszył jej pole widzenia albo zatkał jedno ucho. Musiała bazować na swoim intelekcie, zdolnościach analitycznych i dedukcji. „Kogo okłamuję” — pomyślała, mając pełną świadomość faktu, że właśnie znalazła się w kurewsko trudnej sytuacji. Nauczyła się już całkowicie polegać na swoich talentach i bez nich jej umiejętności analityczne błagały o litość. Potrzebowała przynajmniej jeszcze kilku godzin albo głębokiej medytacji, podczas której by to wszystko naprawiła. Obie te możliwości w tej chwili nie wchodziły jednak w rachubę. No trudno. Myślała o tym, co jeszcze mogłaby zrobić, jak samą siebie naprawić, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Poziom frustracji zaczął rosnąć i nie musiała być w szczytowej formie, by zrozumieć, do czego to doprowadzi. Spróbowała wziąć kilka głębszych oddechów, opanować się, odpuścić, ale gdy napięcie powoli zaczęło ustępować, spojrzała na siedzącą obok Sky i coś w niej pękło. Nagle panującą do tej pory ciszę przerwał piskliwy wrzask krótkowłosej kobiety, która odrzuciła kubek z kawą na drugi koniec pokoju. Ten, nim zdołał dolecieć do ściany, dosłownie eksplodował, wciąż będąc w powietrzu. Kawałki szkła rozleciały się na wszystkie strony, a fusy z ostatnim łykiem napoju rozlały się na podłogę.
— Co to było?! — wrzasnęła Sky, kuląc się pod kocem.
Alicja patrzyła na resztki kubka leżące na jej cholernie drogich panelach z tą samą obojętną miną. Właśnie dotarło do niej, co dokładnie się stało. To ona sama nieświadomie zniszczyła to cholerne naczynie, ale jakimś cudem piromanka wiedziała wcześniej, że tak się stanie. Piromanka… „Potem dowiem się, czemu nazywam ją piromanką” — pomyślała, dodając od razu, że teraz skupi się na kwestii eksplodującego kubka. Tłumacząc to samej sobie, odwróciła powoli głowę, spojrzała na skuloną kobietę i spróbowała wyczuć jej talent. Uaktywniła część swojej mocy, próbowała ją ukierunkować, ale nie potrafiła utrzymać koncentracji. Energia rozpierzchła się, a obraz stał się nieczytelny. No tak, mogła się domyślić, że to nie jest zwykły człowiek.
— To ja cię powinnam spytam, co to niby było — powiedziała w końcu.
— Zobaczyłam pająka i… — Sky zaczęła się nieporadnie tłumaczyć, ale Alicja weszła jej w słowo, stwierdzając chłodno:
— …i wiedziałaś, jakie zadam pytanie.
— Nie, ja po prostu…
— Jesteś jasnowidzem? Potrafisz czytać w myślach? — zapytała jeszcze chłodniej.
Może coś w wyrazie twarzy Alicji, a może coś w tonie jej głosu uświadomiło Sky, że czas żartów dobiegł końca.
— Nie chcesz wiedzieć — stwierdziła, beznamiętnie zakopując się jeszcze głębiej pod koc.
— Chcę — zapewniła spokojnie wiedźma.
— Dobrze, to ja nie chcę tego powiedzieć. Mówiłam ci wczoraj i wyśmiałaś mnie — warknęła, naciągając sobie koc na głowę.
Jakiś przebłysk, cień wspomnienia, coś zaświtało na chwilę w umyśle Alicji, ale zniknęło, nim zdołała się na tym skupić. Widząc, że Sky nie zamierza się szybko odezwać, wiedźma bez problemu podjęła decyzję. Zamknęła oczy, rozluźniła się, odliczyła od dziesięciu do jednego, a potem… nie stało się kompletnie nic. To był kolejny z tych dni, które mogła śmiało nazwać nie najlepszymi.
— Mów, do cholery, albo zamiast kubka rozwalę ci ten ukryty pod kocem łeb — warknęła Alicja, zaciskając dłonie w pięści.
Sky bardzo powoli wysunęła głowę. Miała wielkie, przestraszone oczy i zaciśnięte nerwowo usta.
— Nie zrobiłabyś tego, prawda?
— Robiłam gorsze rzeczy, dziewczyno — odpowiedziała Alicja, szeroko się przy tym uśmiechając.
Oczywiście, że blefowała. Nie w kwestii robienia gorszych rzeczy, ale w kwestii zdolności do dokonania czegokolwiek w takim stanie. Zresztą wiedźma nie była tak głupia, by zabijać kogoś we własnym mieszkaniu. Co niby miałaby potem zrobić z ciałem? Zmielić i nakarmić nim bezpańskie psy?
— Dobra, powiem ci, jeśli odpowiesz mi na jedno pytanie — zaproponowała Sky, a gdy Alicja niechętnie skinęła głową, spytała: — naprawdę jesteś wiedźmą?
— Tak. A teraz gadaj.
Krótkowłosa kobieta pokiwała lekko głową, potem jeszcze przez chwilę przyglądała się niepewnie Alicji, aż wreszcie oznajmiła:
— Jestem trzydziestosekundowym jasnowidzem.
Tym razem to wiedźma obserwowała ją w ciszy. Jej mózg próbował znaleźć sens usłyszanego komunikatu, ale nie szło mu najlepiej. Z uniesionymi brwiami wyrzuciła z siebie tylko jedno słowo:
— Co?
Głowa Sky znów skryła się pod kocem i to spod niego dobiegł przytłumiony, zawstydzony i pełen pretensji krzyk:
— Widzisz?! Znowu się ze mnie naśmiewasz! Ostatnio też tak zareagowałaś!
— Nie naśmiewam się, tylko nie rozumiem! — Oburzyła się Alicja. — Co to znaczy, do cholery? Czyli że masz trzydziestosekundowe przebłyski?
Koc poruszył się lekko, dzięki czemu wiedźma domyśliła się, że jej rozmówczyni zaprzeczyła. Cała ta sytuacja coraz bardziej działała jej na nerwy, więc — nie myśląc zbyt wiele — wychyliła się w stronę drugiego fotela i szarpnęła za brzeg koca, w połowie zsuwając go z kobiety i przewracając stolik.
— Więc co to właściwie znaczy? — spytała z wymuszonym uśmiechem.
— Ten uśmiech wcale nie wygląda przyjaźnie. Ty nie wyglądasz przyjaźnie. Mówię to tylko dlatego, że się ciebie boję. Chcę, żebyś to wiedziała. W każdym razie to znaczy, że moje wizje pokazują mi tylko to, co zdarzy się trzydzieści sekund naprzód. — Sky, obrażona na cały świat, wyrzuciła z siebie potok ledwie zrozumiałych słów, po czym odwróciła głowę i zaczęła intensywnie wpatrywać się w ścianę.
Alicja zaniemówiła. Nagle tak po prostu wszystkie słowa uleciały jej z głowy, a mózg odmówił przywołania ich. Słyszała o wielu dziwnych rzeczach, o niepojętych umiejętnościach, ale to przekraczało jej najśmielsze oczekiwania.
— Widzisz tylko trzydzieści sekund do przodu? — powtórzyła, jakby chciała się upewnić, że dobrze zrozumiała. — Nic poza tym? Tylko trzydzieści sekund?
— Tak! — wrzasnęła Sky, splatając ręce na piersi. — Tak, tylko tyle!
Alicja zamrugała i spojrzała na sufit, jakby to na nim spodziewała się znaleźć odpowiedź na nurtujące ją pytania. Przeczesała włosy palcami prawej dłoni, przeniosła wzrok w stronę okna, ale nic już nie powiedziała.
— Odezwij się — poprosiła nieśmiało kobieta. — Powiedz cokolwiek.
— To najbardziej bezużyteczny talent, o jakim kiedykolwiek słyszałam — oznajmiła Alicja w końcu, z pełną powagą.
Sky jęknęła przeciągle i znów naciągnęła koc na głowę, mówiąc jednocześnie:
— Wczoraj powiedziałaś dokładnie to samo! Wiedziałam, że teraz też tak zareagujesz! Nie prosiłam się o niego, wiesz?! Możesz go sobie wziąć! A poza tym nie raz uratował mi życie, ale co ty możesz o tym wiedzieć?! Nic! Nic o tym nie wiesz, bo nie pamiętasz! To właśnie ten bezużyteczny talent tobie też uratował życie. Nikt inny, tylko ja ogłuszyłam tę wariatkę, która próbowała cię wczoraj zagryźć! No, ale nie ma sprawy. To tylko bezużyteczne trzydzieści sekund! Idź i napawaj się swoim zwycięstwem, i nie przejmuj się tak nieutalentowaną jednostką jak ja. Przynajmniej nie przedstawiam się jako wiedźma!
Alicja słyszała słowa kobiety, ale już ich nie słuchała. Na granicy świadomości majaczył obraz. Już, już prawie sobie przypomniała. „Próbowała mnie zagryźć” — powtórzyła w myślach i nagle — jakiś błysk, seria obrazów, strach.
— Kto? — spytała beznamiętnym głosem. — Przed kim mnie uratowałaś?
Piromanka milczała i z lękiem spoglądała na siedzącą nieopodal Alicję. Coś się w niej zmieniło. Powietrze znowu rozbłysło i temperatura wyraźnie spadła.
— Wczoraj nie miałaś dookoła siebie tej aury morderczyni — oznajmiła zszokowana, ale gdy tylko wymówiła te słowa, natychmiast zakryła usta dłońmi, spod których krzyknęła: — Nie chciałam!
— Pytam: kto? — powtórzyła wiedźma, zaciskając dłonie na oparciu fotela.
— Ta wariatka, którą porwałyśmy po pijaku! — wyjaśniła szybko Sky. — Ta mała blondyna.
Bar, blondynka, niebieskie oczy, śmiech, alkohol, głupie wyzwanie, samochód, krzyk. Obrazy przesuwały się zbyt szybko, zbyt gwałtownie, by mogła je zrozumieć. Próbowała spowolnić ich przepływ, w jakikolwiek sposób je zatrzymać, obejrzeć dokładniej, ale nie potrafiła. Coś blokowało ją od środka. Alkohol już prawie wyparował, ale nie tak powinna się czuć.
— Co się tam stało? W samochodzie? — spytała wściekła Alicja.
— Ogłuszyłam ją pustą butelką, ty ją związałaś i zawiozłyśmy ją do twojego… to znaczy, do mojego mieszkania.
Nie. To nie było tak. Wiedźma nie potrafiła sobie wszystkiego przypomnieć, ale gdzieś głęboko w środku czuła wyraźnie, że to, co mówi Sky, bardzo mija się z prawdą. Tak, był samochód, było ogłuszenie, było mieszkanie, ale coś jeszcze, coś ważnego.
— To wszystko? Tylko tyle?
Brunetka o krótkich włosach niepewnie wzruszyła ramionami, ale mina Alicji zmusiła ją do dodania jeszcze jednego:
— Byłaś dziwna. Zupełnie jakbyś nagle wytrzeźwiała. Patrzyłaś na mnie przytomnie, gdy mówiłaś, co mam robić i co mam ci potem powiedzieć.
W pokoju zapanowała idealna cisza. Wiedźma patrzyła na swojego niechcianego gościa wzrokiem, który wręcz palił, a temperatura w pokoju zdawała się spadać w zatrważającym tempie.
— Co kazałam ci powiedzieć? — spytała w końcu, a każde słowo wycedziła starannie przez zęby, zaciśnięte z całej siły.
— Jakieś bzdury — zapewniła pośpiesznie Sky, lekceważąco wzruszając ramionami i nerwowo wyłamując sobie palce lewej dłoni. — Powiedziałaś, że jak się obudzisz, to mam ci powiedzieć, że popełniłaś ten sam błąd, ale tym razem na herbacie zagotowanej w żołądku się nie skończy. Powiedziałaś też, że ten jest gorszy i będzie tropił, ale jest potrzebny i można go wykorzystać, a także, że masz więcej nie pić i póki nie wytrzeźwiejesz, nie masz co liczyć na zdjęcie blokady, bo jak ją zdejmiesz, to już jesteś martwa, a w ogóle to potem…
— Dość. — Przerwała Alicja, wstając z fotela i przeczesując długie włosy palcami prawej dłoni. — Idę do sypialni pomedytować. W ciszy ubierzesz się, a potem zjesz coś i napijesz się herbaty. Też, kurwa, w ciszy. Gdy wyjdę z sypialni, masz być gotowa do wyjścia. Jeśli mi przeszkodzisz w jakikolwiek sposób, wypatroszę cię, Sky, i ugotuję na tobie rosół, którym z lubością nakarmię bezdomnych. Czy wyraziłam się jasno?
Sky z przerażeniem pokiwała głową, po czym uniosła bez słowa dłoń, niczym uczennica zgłaszająca się do odpowiedzi.
— Co? — spytała opryskliwie Alicja.
— Dokąd pojedziemy?
Po czym usłyszała w odpowiedzi coś, czego na pewno usłyszeć nie chciała:
— Do ciebie, Sky. A gdzie, kurwa, chciałaś jechać?Blokada
Alicja weszła do sypialni i z trzaskiem zamknęła za sobą drzwi. Była wściekła. Nie potrafiła powiedzieć, z jakiego dokładnie powodu, ale właśnie tak się czuła. Coś jej umykało, coś ciągle się przed nią chowało, intuicja milczała, a pojawiające się znikąd obrazy wręcz rozsadzały jej mózg. Czuła, jakby sama siebie oszukała. Nagle jej ciało zgięło się, ręce oplotły głowę, a usta otworzyły w niemym krzyku.
_Leżała na ziemi z połamanymi niemal wszystkimi kośćmi. Nie miała twarzy, została z niej jedynie krwawa miazga. Demon stał nad nią, szykując się do wepchnięcia jej torebki herbaty do żołądka. Żółty kartonik. Cholerny żółty kartonik, do którego przyczepiono najzwyklejszą, najpospolitszą herbatę. Właśnie rozważał, czy nie pominąć przy tym wpychaniu ust i gardła, ale nie był to łatwy wybór._
Wizja — lub raczej wspomnienie — dobiegło końca równie gwałtownie, jak się zaczęło. Obolała i wystraszona Alicja zrozumiała, że leży na podłodze, a z nosa płynie jej krew. Co to było? Co się z nią działo? Drżąc i wciąż nie mogąc uspokoić walącego w jej klatce piersiowej serca, usiadła powoli i wzięła kilka głębszych wdechów. „Już po wszystkim” — pomyślała, niepewnie opierając się plecami o bok łóżka. Już dobrze. Otarła krew wierzchem dłoni. Już dobrze. Przeżyłam to.
Patrzyła w sufit i oddychała przez usta. Wspomnienie. Cokolwiek je przywołało, mogło sobie darować. Nigdy nie zapomni tamtego dnia, nie zapomni bólu, upokorzenia oraz pewności, że kolejna minuta będzie minutą jej śmierci. Nie zapomni swojej lekkomyślnej decyzji ani jej cholernych konsekwencji. Nigdy więcej nie popełni tego samego błędu. Nigdy.
— Kurwa — zaklęła pod nosem, ocierając rąbkiem kołdry wciąż płynącą po jej górnej wardze krew. — Dowiem się, o co tu chodzi.
Po tych słowach zamknęła oczy, rozluźniła mięśnie i zagłębiła się we własnym umyśle. Powoli, bardzo powoli odliczyła od dziesięciu do jednego, a potem…
Otworzyła oczy. Otaczał ją mrok i nic poza nim. Nie była pewna, czy jej się udało, czy dotarła tam, gdzie planowała. W tym stanie, tuż po ostrej libacji, z przytłumionymi zmysłami, nie mogła być niczego pewna. Wszystko mogło pójść nie tak. Jeden błąd i mogła nigdy nie odzyskać świadomości. Gdyby miała więcej czasu, nie ryzykowałaby w ten sposób. Problem polegał na tym, że wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że najzwyczajniej nie ma więcej czasu.
— Podświadomości! — zawołała niepewnie.
Gdzieś nieopodal niej zafalował mrok i wyłoniła się z niego mała dziewczynka — Alicja w wieku trzech, może czterech lat. Dziecko podeszło bliżej, ale nie tak blisko jak zwykle. Pyzatą buzię wykrzywiał grymas pełen złości i frustracji. Małe piąstki pozostały zaciśnięte, a główka — lekko pochylona.
— Podświadomości, potrzebuję cię — powiedziała dorosła Alicja, kucając przed dziewczynką i próbując pogłaskać jej policzek, ale w odpowiedzi usłyszała:
— Nie dotykaj mnie!
Dłoń zawisła w powietrzu, a po chwili opadła na kolano kobiety.
— Co się stało? — spytała Alicja niepewnie.
— Nie kochasz mnie! — krzyknęła dziewczynka, a z jej oczu popłynęły łzy. — W ogóle mnie nie kochasz, nie dbasz o mnie, nie słuchasz mnie!
Próbowała bić kucającą przed nią kobietę, ale ta złapała ją za ręce, a potem mocno przytuliła, czekając, aż największa złość powoli się wypali. Dziecko wyrwało się, potem głośno krzyczało, aż wreszcie dało za wygraną i, łkając, wtuliło się w ramiona kobiety.
— Dlaczego tak mówisz? — spytała w końcu Alicja, głaszcząc cały czas dziewczynkę po głowie.
— Bo krzyczałam, żebyś nie piła, żebyś się nie ujawniała. Ona patrzyła na nas, a to, co było w niej, poluje na nas.
Na swój sposób kobieta zaczęła wreszcie rozumieć. Zagłuszyła alkoholem głos podświadomości, a pijana — nie była w stanie wyczuć zagrożenia. W barze poza piromanką był ktoś jeszcze, albo raczej coś jeszcze, co na nią czekało. Nie wiedząc, co się dzieje, nie mogła się bronić.
— Gdybyś użyła mocy, ono by zaatakowało. Gdybyś uaktywniła rezerwę po pijaku, straciłabyś kontrolę i zniszczyła nasze ciało.
Kobieta skinęła głową ze zrozumieniem. Czytała nie raz, że manipulowanie energią po spożyciu alkoholu jest niewskazane. Człowiek mógł przyciągnąć niepożądane byty, jak choćby duchy. Pijany człowiek mógł wiele, co więc zrobiłaby pijana wiedźma?
— Założyłaś blokadę? — spytała w końcu, odsuwając od siebie dziewczynkę i zmuszając, by ta spojrzała jej w oczy.
Dziecko milczało przez chwilę, aż wreszcie skinęło niechętnie głową.
— Tylko tyle mogłam zrobić.
— Dlaczego zablokowałaś też wspomnienia?
Zapłakane oczy dziecka znów zapłonęły złością, gdy odpowiedziała:
— Bo byłaś pijana!
Alicja nie potrafiła do końca zrozumieć tej zależności, ale prawda okazała się taka, że i nieszczególnie zależało jej na tej wiedzy. Miała teraz ważniejsze sprawy na głowie, którymi chciała się bardzo pilnie zająć. Bez dalszego dopytywania przywołała na twarz możliwie najbardziej skruszoną minę, na jaką było ją stać, i powiedziała:
— Przepraszam, podświadomości. To wszystko moja wina i obiecuję, że więcej się to nie zdarzy. Odblokuj wspomnienia. Jestem już trzeźwa.
Dziewczynka spojrzała na nią i nagle cała złość, jaka płonęła w jej oczach, po prostu zgasła, pozostawiając jedynie zakłopotanie.
— Nie wiem, czy dam radę — odpowiedziała zawstydzona, spuszczając wzrok.
Nim Alicja zdołała o cokolwiek zapytać, za jej plecami wyłoniło się z głuchym hukiem coś ogromnego. Wystraszona kobieta spojrzała przez ramię tylko po to, by ujrzeć tam potężny, opleciony grubymi, ciężkimi łańcuchami sejf o wymiarach trzy na trzy metry. Już miała powiedzieć, że Podświadomość trochę poniosło, ale w porę ugryzła się w język. To nie był dobry moment na sarkazm. Teraz musiała się skupić na łańcuchach.
— Wiem, że cię wcześniej nie słuchałam, ale teraz bardzo chętnie to zmienię i poproszę cię pięknie o radę — powiedziała, uśmiechając się przyjaźnie do dziecka.
— Trzeba było mnie słuchać wcześniej. Teraz nie mam ci nic do powiedzenia — wybąkała dziewczynka, patrząc na swoje czerwone buciki.
„Kurwa jego pierdolona mać” — pomyślała kobieta, wstając i podchodząc do sejfu. Łańcuchy miały grubość jej uda, bez żadnej kłódki, żadnego punktu zaczepienia. To jednak jej umysł. Takie kwestie nie powinny nastręczać problemów. Powinna móc wyobrazić sobie wielkie nożyce do metalu albo jakiś wielki palnik… Ale to, niestety, tak nie działało. Zagubiona, patrzyła na wznoszącą się przed nią konstrukcję stworzoną w panice i wykutą z lęku. W głowie miała pustkę. Kompletną i absolutną pustkę. Zniechęcona własnym brakiem pomysłów, odwróciła się na pięcie i oparła plecami o zimny metal. Co, do cholery, miała z tym teraz zrobić? „Nielekarz pewnie by wiedział” — pomyślała i natychmiast skarciła się za tę niedorzeczną myśl. Nie, na pewno nie wpuściłaby go dobrowolnie do swojej głowy.
— Sam by tu wszedł i nie potrzebowałby naszego zaproszenia. — Poinformowała ją podświadomość, wciąż wyraźnie zła.
Alicja popatrzyła na dziecko i skinęła jedynie głową. Mała miała rację. Ten sukinsyn sam by tu wszedł, nawet gdyby mu tego zabroniła. Nieważne, jak silny stawiałaby opór, on po prostu przeniknąłby przez wszystkie jej bariery… No właśnie. Gdyby ona potrafiła tak po prostu je przeniknąć…
— Mnie o to nie pytaj. I tak nie interesuje cię moje zdanie — oznajmiła dziewczynka, tupiąc przy tym nóżką ze złości.
— Przepraszam, naprawdę mi przykro — powiedziała Alicja, nie widząc sensu w kłóceniu się z częścią samej siebie. — Postaram się to wszystko naprawić.
„Ciekawe jak” — pomyślała, a potem wyobraziła sobie, jak ten wielki sejf się rozwarstwia. Setki cieniutkich warstw, które wcale na siebie nie nachodzą, które wcale nie są tak szczelne, jak jej się wydawało. Jeśli przeszłaby między nimi, ta lita forma przestałaby być spójna. Stałaby się jedynie powiewającymi na wietrze, cienkimi płatami żelaza, tak cienkimi, że aż można by je przerwać rękoma. Niemal przezroczyste — takie je sobie wyobraziła. Powoli, jedna po drugiej, mijała je lub rozrywała. Zabawna myśl i dziwnie satysfakcjonująca. W swoim wyobrażeniu Alicja przeniknęła właśnie lub raczej ominęła ostatnią warstwę i znalazła się w środku. Już miała powiedzieć sobie, że dość myślenia o niebieskich migdałach, że trzeba brać się do roboty, gdy nagle… coś popchnęło ją do tyłu. Boleśnie upadła na pośladki, choć przecież nie definiowała tego mroku jako coś twardego.
— Co, do cholery? — spytała, odwracając się i nie widząc nic poza jaśniejącą tuż obok kulą. — Co to?
— To twoje wspomnienia — odpowiedziała podświadomość, zaskoczona jeszcze bardziej niż Alicja. — Nie myślałam, że dasz sobie radę.
— No to byłyśmy dwie — odpowiedziała kobieta, do której dopiero teraz dotarło, że sejf zniknął. — Nieźle.
Podniosła się ostrożnie i powoli obeszła emanującą białym światłem, lewitującą kulę. To były jej wspomnienia? Dziwnie duże. Problem to jednak nie ich wielkość, lecz kwestia, jak wtłoczyć je z powrotem w odpowiednie miejsce w mózgu. Od czego zacząć? Podejść i dotknąć? Wypowiedzieć jakąś formułkę?
— Po prostu dotknij — poradziła zrezygnowana dziewczynka. — Nic nie wiesz. Beze mnie już byś nie żyła.
Alicja zignorowała ostatni przytyk i bez słowa uniosła dłoń w kierunku jaśniejącej kuli. Na początku nic się nie wydarzyło, kompletnie nic. Potem coś zaczęło jej się przypominać. Powoli — wciąż niepełne — zaczęły pojawiać się obrazy. To zdawało się nawet przyjemne. „Nic gwałtownego, nic obezwładniającego, nic bolesnego” — pomyślała, a gdy ta myśl zdołała się uformować, wszystko się zmieniło. Wielka kula rozbłysła. Obrazy ją zalały — tak wyraźne, tak ostre, jakby widziała to wszystko w tej chwili, jakby dokładnie w tym momencie działo się to wszystko. Kilka długich i pełnych wrażeń godzin, skróconych do kilku sekund. Nic dziwnego, że głowa jej pękała, a słowa nie chciały przejść przez usta.
— Teraz rozumiesz, dlaczego musiałam to zrobić? — oznajmiła podświadomość.
Tak, rozumiała to aż za dobrze. Teraz wszystko stało się jasne.
— Dziękuję — wydusiła z siebie Alicja po dłuższej chwili. — Uratowałaś mnie.
Dziewczynka skinęła głową, ale na jej małej twarzyczce wciąż brakowało uśmiechu. Uniosła maleńką dłoń i paluszkiem wskazała na wyłaniające się z mroku drzwi, mówiąc:
— Idź już i załatw tę sprawę. Nie chcę robić tego wszystkiego jeszcze raz.
Po tych słowach dziewczynka zniknęła, a Alicja poczuła znów płynącą przez jej ciało moc. Prawdziwą moc, nad którą znowu miała kontrolę.Trzynaście fragmentów apokalipsy
_Już jej się to kiedyś śniło. To pustkowie, ta wyschnięta ziemia i wszechobecny kurz. Dookoła, jak okiem sięgnąć, nie było nic widać. Ani jednego żywego organizmu. Niebo pokrywały chmury przypominające tumany pyłu. Wszystko szare, brudne, skażone. Nawet słońce nie dawało rady się przebić. Było jasno, ale nie tak, jak powinno. W tym umierającym świecie nic nie zdawało się takie, jakie powinno._
_Wiedziała, co teraz ujrzy. Czekała na nich, nieświadomie wstrzymując oddech. Nie trwało to długo, ale dla niej każda chwila wydawała się wiecznością. W końcu wyszli zza linii horyzontu. Tak, dokładnie tak to pamiętała. W równym szeregu, równym krokiem, uparcie ciągnęli naprzód. Co jakiś czas znikali, aby pojawić się bliżej, niebezpiecznie bliżej. Już niebawem dało się ich policzyć, a chwilę potem — określić mniej więcej, jak wyglądają. Zacisnęła dłonie w pięści, wbiła paznokcie w skórę. Zabolało, ale ten ból okazał się dobry. Ten ból przypominał jej, kim jest._
_Było ich trzynastu, trzynastu morderców doskonałych. Zasłonięte twarze, ubrani w czerń. Szli w równym rzędzie, bo między nimi nigdy nie wskazywano lepszych. Ostatnim razem widziała ich wszystkich. Mogła im się przyjrzeć, mogła dokładnie zobaczyć każdy szczegół. Teraz było inaczej. Rozmywali się, zmieniali, przekształcali. Nie potrafiła ich określić, nie potrafiła dostrzec niczego w tej plątaninie obrazów, a nawet gdy już jej się wydawało, że tym razem obrazy się wyostrzają, jej umysł natychmiast o wszystkim zapominał._
_„Czy jesteś dość dobra?”_
_Te słowa wypełniły jej umysł. Boleśnie dudniły w nim raz po raz i zatykanie uszu nic nie dawało. Trzynastu zbliżało się nieuchronnie, a ona stała tuż przed nimi. Nagle zrozumiała, że zabiją ją, jeśli się nie usunie. Chciała uskoczyć w bok, ale nie mogła. Nogi wrosły jej w ziemię, do kolan stały się spękaną gliną. Próbowała krzyczeć, ale nie potrafiła wydobyć z gardła choćby jednego słowa._
_„Zbliża się moment, gdy będziesz musiała tchnąć w nich życie, wpoić nowe zasady. Czy dasz radę zdefiniować ich tak, jak ona ich definiowała?”_
_Kolejne obezwładniające dudnienie. Wiedziała, że te słowa są kluczem, ale ból, jaki w niej wywoływały, zdawał się zbyt silny, by mogła z nim wygrać. Nie myślała logicznie. W ogóle nie myślała. Istniały tylko lęk i świadomość nadchodzącego końca._
_Ktoś zadął w róg. Po drugiej stronie pustkowia wyłoniło się ogromne wojsko, doskonale zdyscyplinowane i uzbrojone. Ludzie wszystkich kolorów i ras. Tysiące, miliony, miliardy i wciąż ich przybywało, choć ich liczba i potęga nie robiły najmniejszego wrażenia na trzynastu mordercach._
— _Mordercy — szepnęła Alicja, spoglądając na trzynastu nieznajomych, gdy nagle dotarło do niej, że się myli. — Nie… Oni nie są mordercami. Oni są…_
_Słowa ugrzęzły jej w gardle i nie chciały przez nie przejść. Kręciła głową, chciała wyrzucić z siebie tę absurdalną myśl. To przecież nie mogła być prawda. Tylko że patrzyła w te ich lśniące oczy i widziała w nich niezachwianą pewność zwycięstwa. I już wiedziała…_
— _...bogami — dokończyła, ale to ostatnie słowo zagłuszył potworny huk._
_Po raz drugi ktoś zadął w róg i armia ludzi przegrupowała się, szykując do natarcia. Alicja wiedziała, co teraz nastąpi. Zamknęła oczy. Nie chciała już na to patrzeć. Nie chciała widzieć tego mroku. Wtedy ktoś zadął w róg po raz trzeci i ostatni. Otworzyła oczy. Wiedziała, że to sygnał do ataku, ale żaden z ludzkich żołnierzy nie odważył się ruszyć z miejsca. Zamiast tego unieśli wysoko tarcze i sformowali szyk obronny. Wiedzieli, że czeka ich śmierć. Tak, oni wszyscy mieli umrzeć, ale najpierw zginie ona. Alicja ostatni raz szarpnęła się, ale jej nogi nawet nie drgnęły. Wzięła głęboki oddech, zamknęła oczy, czekała na nieuniknione. Cały strach zniknął, pozostał tylko kojący jej serce spokój płynący z pogodzenia się z własnym losem._
— _I tak nigdy nie kochałam tego życia aż tak, bym miała o nie walczyć — szepnęła i ze zdziwieniem odkryła, że się uśmiecha._
_„To wciąż za mało!” — ryknął głos, który wybudził Alicję ze snu._