Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Pisarka - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
14 czerwca 2023
Ebook
35,90 zł
Audiobook
44,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pisarka - ebook

Ukradłaś mi moją historię.
Przez ciebie moje życie straciło na jakości.
Jesteś tam, gdzie oczami wyobraźni widzę siebie.
To nie ty powinnaś być szczęśliwa, tylko ja.

Laura Ruta to bestsellerowa autorka thrillerów. Właśnie świętuje premierę najnowszej powieści, która zbiera entuzjastyczne recenzje. Dzień po spotkaniu z czytelnikami pisarka dostaje tajemniczą przesyłkę, której zawartość przypomina jej groźbę sprzed lat. Kto jest nadawcą? Jak zdobył adres Laury? I wreszcie skąd wie, kiedy skończy się jej życie. Czy właśnie oznajmił, że planuje ją zabić?

Kilka dni później Laura Ruta znika bez śladu. Ruszają poszukiwania, policja przesłuchuje świadków i podejrzanych, a media spekulują, czy to zaplanowany, marketingowy performance czy jednak ktoś uprowadził pisarkę.

Co się stało z Laurą Rutą? Czy kobieta wciąż żyje?

Przejmujący thriller, który zanurzy Cię w mroku niespełnionej zemsty, wykreowanej przez chorą wyobraźnię.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67790-74-1
Rozmiar pliku: 2,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Laura

– Nie boi się pani, że sama pad­nie ofiarą wła­snej wy­obraźni? – Przez jego twarz prze­biega lekki uśmiech. – A wy­my­ślone przez pa­nią hi­sto­rie zisz­czą się w rze­czy­wi­sto­ści? – do­daje.

W jego oczach do­strze­gam trudną do okre­śle­nia emo­cję.

Czy to jest groźba? Czy on coś su­ge­ruje? Od­ry­wam od niego spoj­rze­nie i prze­ły­kam ślinę, po czym zbli­żam mi­kro­fon do ust.

– Nie. – Kręcę prze­cząco głową, spo­glą­da­jąc na salę po brzegi wy­peł­nioną ludźmi. – Ab­so­lut­nie o tym nie my­ślę. Moi czy­tel­nicy cze­kają, a przede wszyst­kim za­słu­gują – po­pra­wiam się – na ka­wa­łek do­brej i moc­nej li­te­ra­tury, a ja wła­śnie to im do­star­czam.

– Ocie­ka­jącą krwią rze­czy­wi­stość, którą pani kreuje, na­zywa pani ka­wał­kiem do­brej li­te­ra­tury? – drąży pro­wa­dzący.

Koł­nie­rzyk jego bia­łej ko­szuli zdra­dza żółte za­bru­dze­nia od we­wnętrz­nej strony. Albo tak się de­ner­wuje i nad­mier­nie poci, albo wło­żył nie­świeżą. Skry­wa­jąc obrzy­dze­nie, od­wra­cam głowę i znów spo­glą­dam na salę, w któ­rej za­jęte są wszyst­kie krze­sła. Przy­zwy­cza­iłam się do nie­na­gan­nej fre­kwen­cji pu­blicz­no­ści, ale nie za­wsze tak było – mu­sia­łam so­bie na to za­pra­co­wać. Po­pra­wiam się na krze­śle, pró­bu­jąc ze­brać my­śli, użyć ja­kiejś zna­nej mak­symy lub na­wet wpleść w wy­po­wiedź aneg­dotę. Lu­dzie to lu­bią, a ja po­tra­fię sy­pać jak z rę­kawa sen­ten­cjami, które po­tem cy­tują dzien­ni­ka­rze.

W pierw­szym rzę­dzie sie­dzi mój mąż. Se­ba­stian jak za­wsze wpa­truje się we mnie z po­dzi­wem. Od czasu gdy za­czął no­sić kil­ku­dniowy za­rost, jest jesz­cze bar­dziej sek­sowny, co nie ucho­dzi uwa­dze dwóch dziew­czyn, które za­jęły miej­sca obok niego i za­miast pa­trzeć na mnie, co chwilę zer­kają to na swoje smart­fony, to na mo­jego męża – je­stem pewna, że wy­mie­niają wia­do­mo­ści mię­dzy sobą na te­mat sie­dzą­cego obok przy­stoj­niaka.

W ostat­nim rzę­dzie do­strze­gam mo­jego agenta. Ar­tur ma na so­bie gra­na­towy gar­ni­tur, a w kie­szonce na le­wej piersi chu­s­teczkę z mo­ty­wem li­te­rek, jak na mi­ło­śnika li­te­ra­tury przy­stało. Gdy tylko skoń­czy się spo­tka­nie, z końca sali w bły­ska­wicz­nym tem­pie prze­nie­sie się do ką­cika sprze­daży ksią­żek, nie po­zwa­la­jąc ni­komu wyjść bez za­opa­trze­nia się w mój naj­now­szy na­tu­ra­li­styczny thril­ler. Stara się, na­prawdę robi wszystko, że­bym sprze­da­wała jak naj­wię­cej. Mój suk­ces to jego suk­ces, moje za­robki to jego za­robki, je­ste­śmy so­bie po­trzebni i od sie­bie za­leżni, za­wsze po­wta­rza.

Długo wzbra­nia­łam się przed de­cy­zją o współ­pracy z agen­tem, nie chcia­łam dzie­lić się z ni­kim do­cho­dami. Tak na­prawdę po­cząt­kowo nie było na­wet czym się dzie­lić, ale gdy sta­łam się po­czyt­niej­sza, a moja skrzynka mej­lowa pę­kała w szwach od pro­po­zy­cji współ­pracy, spo­tkań li­te­rac­kich i udzia­łów w fe­sti­wa­lach, za­czę­łam po­waż­nie my­śleć nad czy­jąś po­mocą. W za­sa­dzie chcia­łam wy­na­jąć ja­kąś ogar­niętą stu­dentkę, która od­pi­sy­wa­łaby na mejle i za­jęła się opra­co­wy­wa­niem tras au­tor­skich, ale wtedy moja ser­deczna przy­ja­ciółka po pió­rze Bar­bara Bo­jar­czuk skon­tak­to­wała mnie z Ar­tu­rem. Sama ko­rzy­stała z jego usług, a kiedy wy­szła za mąż za Fran­cuza, za­szła w ciążę i na stałe prze­nio­sła się do Pa­ryża, po­sta­no­wiła od­stą­pić mi swo­jego agenta.

– Fa­cet ma głowę na karku, jest naj­lep­szy w branży. Uwierz mi, nie bę­dziesz ża­ło­wać. Ja za­mie­rzam na ja­kiś czas za­wie­sić moją ak­tyw­ność pi­sar­ską – do­dała, gdy w je­den z wa­ka­cyj­nych week­en­dów wy­cią­gnęła mnie do SPA. – Chcę od­dać się wy­cho­wa­niu dziecka i sma­ko­wa­niu Pa­ryża, a za­robki Ga­stona nam to umoż­li­wią. – Po­sła mi swój uwo­dzi­ciel­ski uśmiech, na który rok wcze­śniej zła­pała Ga­stona.

Nie mó­wi­łam BiBi, że ja­kiś czas temu od­rzu­ci­łam pro­po­zy­cję Ar­tura, i to dwu­krot­nie. Po­tem ża­ło­wa­łam, gdy dzięki jego za­an­ga­żo­wa­niu jej książki pięły się po li­ście be­st­sel­le­rów. Przy­zna­łam się przed sobą, że być może po­peł­ni­łam błąd i po­win­nam była sko­rzy­stać z jego pro­po­zy­cji, więc gdy z po­le­ce­nia BiBi po raz trzeci za­dzwo­nił do mnie Ar­tur Ko­nar­ski z ofertą współ­pracy, od razu zgo­dzi­łam się z nim spo­tkać. Po kilku ty­go­dniach pod­pi­sa­li­śmy umowę i jak do tej pory nie ża­łuję. To spo­tka­nie to też jego za­sługa – jedno z wielu na mo­jej tra­sie au­tor­skiej pro­mu­ją­cej naj­now­szy thril­ler In­spi­ra­cja.

– Każdy, kto sięga po thril­lery – mó­wię, od­po­wia­da­jąc na za­dziorne py­ta­nie pro­wa­dzą­cego – ocze­kuje emo­cji i moc­nych wra­żeń, a ta­kie są moje hi­sto­rie: praw­dziwe.

Zer­kam na fa­ceta. Jego skon­cen­tro­wane na no­tat­kach spoj­rze­nie zdra­dza mi, że wy­szu­kuje na swo­jej li­ście ko­lejne nie­wy­godne py­ta­nie, ma ochotę za­pę­dzić mnie w kozi róg. Naj­wy­raź­niej nie przy­pa­dli­śmy so­bie do gu­stu.

– A czy to nie ży­cie pi­sze naj­lep­sze sce­na­riu­sze? – wtrąca.

– Oczy­wi­ście – przy­znaję. – Ja nie ry­wa­li­zuję z ży­ciem, ja je opi­suję, do­da­jąc coś od sie­bie. Moi bo­ha­te­ro­wie to zle­pek praw­dzi­wych lu­dzi. Od jed­nych za­po­ży­czam wy­gląd, od in­nych oso­bo­wość czy spo­sób by­cia, a hi­sto­rie, które opi­suję, zo­stały gdzieś za­sły­szane, po­dej­rzane, po­głę­bione o moje fan­ta­zje i wy­obra­że­nia.

– Oby nikt nie chciał ze­mścić się na pani, gdy doj­rzy w tych thril­le­rach sa­mego sie­bie – mówi pro­wa­dzący, pod­no­sząc się z fo­tela. – Pa­nie i pa­no­wie, go­ściem dzi­siej­szego wie­czoru była Laura Ruta.

W sali sły­chać bu­rzę okla­sków. Wstaję, uśmie­cham się i kła­niam. Ką­tem oka wi­dzę, jak Ar­tur prze­miesz­cza się w stronę sto­iska z książ­kami. Gdy brawa milkną, się­gam po to­rebkę i zmie­rzam w stronę sto­lika, przy któ­rym przez na­stępną go­dzinę, jak nie dłu­żej, będę pod­pi­sy­wać książki. W po­ło­wie drogi do­ga­nia mnie mój mąż.

– Ko­cha­nie, po­cze­kam na ze­wnątrz – mówi. – Za­dzwoń, jak skoń­czysz.

– Jedź do domu. – Ści­skam go za ra­mię. – We­zmę tak­sówkę. Nie ma sensu, że­byś cze­kał.

Kiwa głową i mo­men­tal­nie zo­staje po­chło­nięty przez tłum lu­dzi, który usta­wia się w gi­gan­tyczną ko­lejkę. Ar­tur wyj­muje te­le­fon i za­czyna pstry­kać zdję­cia, żeby było z czego wy­bie­rać przy wie­czor­nym wpi­sie na so­cial me­dia – dba o wszystko, ja wła­ści­wie tylko od­po­wia­dam na ko­men­ta­rze pod po­stami. Sia­dam na krze­śle, wyj­muję z to­rebki wieczne pióro, pre­zent od mo­jego agenta, i uśmie­cham się do pierw­szej ko­biety w ko­lejce, mło­dej blon­dynki z wło­sami ob­cię­tymi na long boba.Jo­anna

Bie­rze do ręki moją książkę, to zna­czy książkę jej au­tor­stwa, która na­leży już do mnie, bo ją przed chwilą ku­pi­łam. Cie­kawa je­stem tej no­wej hi­sto­rii. In­spi­ra­cja, cóż za obie­cu­jący ty­tuł. Laura Ruta spo­gląda mi w oczy i pyta, dla kogo au­to­graf.

– Dla Aśki – mó­wię, pa­trząc, jak jej ręka po­ru­sza się, wy­pi­su­jąc de­dy­ka­cję.

A mo­gła­bym być na jej miej­scu, sie­dzieć na obi­tym we­lu­rem krze­śle i trzy­mać dro­gie pióro w dłoni. Mój agent la­tałby wo­kół mnie, dba­jąc o to, że­bym czuła się jak kró­lowa. W czym ona jest lep­sza? W ni­czym. Po pro­stu miała wię­cej szczę­ścia. Do­brze pi­sze, to trzeba jej przy­znać. Umie wzbu­dzić emo­cje, trzy­mać w nie­pew­no­ści, wo­dzić za nos i jest mi­strzy­nią su­spensu, ale ja też to po­tra­fię. Tylko dla­czego od lat nie mogę zna­leźć wy­dawcy? Wy­sła­łam swoją książkę do wielu wy­daw­nictw i nic. Od­po­wie­dzi nie nad­cho­dzą ty­go­dniami, a gdy na­pi­szę mejla z prośbą o ko­men­tarz, otrzy­muję same od­mowy albo wy­dawcy w ogóle mnie ole­wają. Cóż za nie­wdzięczni i za­du­fani w so­bie lu­dzie. Ro­zu­miem, że są za­pra­co­wani, że ta­kich jak moja pro­po­zy­cja pew­nie do­stają na pęczki, ale wcale ich to nie uspra­wie­dli­wia. Mam na­dzieję, że ich też ktoś kie­dyś po­trak­tuje w tak podły spo­sób. Co prawda je­den z re­dak­to­rów po­ku­sił się o kilka słów ko­men­ta­rza do mo­jego tek­stu: „sama hi­sto­ria jest dość cie­kawa, ale po­winna pani po­pra­co­wać nad sty­lem”. Wku­rzy­łam się. Nie wi­dzę róż­nicy w tym, jak pi­szę ja, a jak Laura Ruta – ta sama nar­ra­cja, ten sam czas, ten sam ga­tu­nek. Czy ją ko­piuję? Na­wet je­śli, to prze­cież każdy może być pi­sa­rzem; nikt nie ma na to mo­no­polu. Ruta łą­czy w swo­ich książ­kach bru­tal­ność z na­mięt­no­ścią. Emo­cje na dwóch prze­ciw­staw­nych bie­gu­nach, ale tak samo mocne w prze­ka­zie. Sceny prze­mocy opi­suje z nie­zwy­kłą do­kład­no­ścią, po­dob­nie jak sceny seksu nie są po­zba­wione szcze­gó­łów. W tym tkwi jej se­kret, to wła­śnie lep na czy­tel­ni­ków. In­spi­ruje mnie, sama jed­nak na pewno też szuka na­tchnie­nia, czy­ta­jąc książki in­nych au­to­rów. Na­wet się z tym nie kryje – po­daje na spo­tka­niach na­zwi­ska swo­ich mi­strzów, Chris Car­ter, Jo Nesbø. Ostat­nio prze­czy­ta­łam w jed­nym z wy­wia­dów, że Laura Ruta to pol­ski Gu­il­laume Musso w spód­nicy. Roz­ba­wiło mnie to. Na­prawdę po­nio­sło tę dzien­ni­karkę, tym bar­dziej że w ani jed­nej książce Ruty nie ma wąt­ków pa­ra­nor­mal­nych, w prze­ci­wień­stwie do mo­jej pro­po­zy­cji li­te­rac­kiej, a Musso robi mię­dzy­na­ro­dową ka­rierę, pod­czas gdy ona nie do­cze­kała się ani jed­nego tłu­ma­cze­nia na inny ję­zyk.

Je­stem pierw­sza w ko­lejce – ce­lowo, nie mo­gła­bym prze­cież wyjść bez au­to­grafu, ale gdy­bym była ostat­nia, mo­gła­bym za­dać kilka py­tań, a na­wet po­pro­sić, żeby prze­czy­tała mój tekst, po­le­ciła mnie tu czy tam.

Kilka dni temu też mia­łam ku temu oka­zję, bo Laura Ruta zja­wiła się w skle­pie me­blo­wym, w któ­rym pra­cuję. Przy­je­chała z mę­żem, wy­bie­rali stół do ja­dalni – ona ob­stu­ki­wała każdy blat, py­tała o ro­dzaj drewna i kraj pro­duk­cji, a jej fa­cet nie był za­in­te­re­so­wany. Może gdyby wy­bie­rali łóżko do sy­pialni, wy­ka­załby więk­sze za­an­ga­żo­wa­nie? Cho­dzi­łam za nią krok w krok i od­po­wia­da­łam na py­ta­nia, nie przy­zna­łam się jed­nak, że wiem, że jest znaną pi­sarką, a ja je­stem jej fanką. By­łam spięta i cze­ka­łam na od­po­wiedni mo­ment, żeby po­wie­dzieć, że ją roz­po­zna­łam i chcia­ła­bym po­pro­sić o kilka wska­zó­wek dla po­cząt­ku­ją­cej pi­sarki, ale się nie zło­żyło. Cały czas był obok jej mąż, a ona co chwilę od­bie­rała te­le­fony. Czu­łam, że je­śli za­cznę roz­mowę, spławi mnie. Dzi­siaj jest ku temu lep­sza oka­zja, w końcu na spo­tka­nie au­tor­skie przy­szła dla nas, dla swo­ich czy­tel­ni­ków, jed­nak tłum za mo­imi ple­cami nie uła­twia za­da­nia. Laura wrę­cza mi książkę, uśmie­cha­jąc się, i już wzro­kiem przy­wo­łuje na­stępną osobę w ko­lejce. Dzię­kuję, przy­ci­skam eg­zem­plarz do piersi i usu­wam się w głąb sali. Sia­dam na wol­nym krze­śle i drżą­cymi dłońmi otwie­ram na stro­nie z wpi­sem.

Trak­tuj prze­szkody jako oka­zje. Nie­chaj będą dla cie­bie źró­dłem in­spi­ra­cji.

An­thony Do­err, Świa­tło, któ­rego nie wi­dać

Dla Jo­asi z ży­cze­niami uda­nej lek­tury In­spi­ra­cji

Laura Ruta

Kręci mi się w gło­wie, po pro­stu brak mi tchu. Po raz drugi czy­tam de­dy­ka­cję, wiem, że te słowa na­wią­zują do In­spi­ra­cji, ale ja od­czy­tuję je jako prze­sła­nie. Skie­ro­wane do mnie se­kretne za­klę­cie, które po­może speł­nić moje naj­skryt­sze ma­rze­nia o zo­sta­niu pi­sarką. To za­pro­sze­nie do pod­ję­cia walki, nie­usta­wa­nia w dro­dze do pu­bli­ka­cji mo­jego de­biutu. Prze­jeż­dżam pal­cem po de­dy­ka­cji – tusz jesz­cze do­brze nie wy­sechł i słowa się roz­ma­zują, ga­nię sie­bie w my­ślach za ten po­śpiech. Na szczę­ście au­to­graf po­zo­staje bez skazy. „Trak­tuj prze­szkody jako oka­zje. Nie­chaj będą dla cie­bie źró­dłem in­spi­ra­cji”. Czy­tam po­now­nie słowa z książki, któ­rej nie znam, obie­cu­jąc so­bie, że od razu za­mó­wię ją w księ­garni in­ter­ne­to­wej. W mo­jej wy­obraźni ry­suje się li­sta prze­szkód: sy­tu­acji, osób i wy­da­rzeń, które utrud­niają mi zo­sta­nie pi­sarką, wręcz unie­moż­li­wiają. Nie szko­dzi, po­ko­nam je, wy­ko­rzy­stam jako źró­dło in­spi­ra­cji. To bę­dzie próba wy­obraźni – mogę dać się jej po­nieść, na­pi­sać swoją hi­sto­rię. Naj­pierw na kar­tach po­wie­ści, a po­tem w ży­ciu. A może od­wrot­nie?Ar­tur

– Kura zno­sząca złote jajka. – Sły­szę za ple­cami.

Od­wra­cam się. Z kie­lisz­kiem wina w ręku stoi fa­cet, który roz­ma­wiał z Laurą, Pan Wy­mą­drzal­ski. Działa mi na nerwy, ale ma ogromne za­sięgi w so­cial me­diach, dla­tego za­pro­po­no­wa­łem mu pro­wa­dze­nie tego spo­tka­nia. Więk­szość lu­dzi w sali to jego za­sługa, ścią­gnął mi­ło­śni­ków swo­jego pro­filu, któ­rzy te­raz ocho­czo ku­pują książki Laury. Taki wła­śnie był plan.

– Wina? – pyta i nie cze­ka­jąc na od­po­wiedź, wrę­cza mi lampkę, a sam sięga po ko­lejną sto­jącą na stole przy­kry­tym bia­łym ob­ru­sem.

– Dzię­kuję – mó­wię bez słowa pro­te­stu, bo może być mi jesz­cze kie­dyś po­trzebny.

– Jak to jest zło­wić taką gwiazdę? – pyta, ru­chem głowy wska­zu­jąc na Laurę.

Nie mam ochoty z nim roz­ma­wiać. Uno­szę kie­li­szek i choć naj­chęt­niej wy­lał­bym za­war­tość na jego głowę, pla­miąc ko­szulę czer­wo­nym wi­nem ni­czym krwią, tylko stu­kam nim w jego lampkę.

– Za udane spo­tka­nie. Świet­nie je pan po­pro­wa­dził.

Gość wy­pina klatkę pier­siową, ego do­słow­nie go roz­dyma. Mi­ro­sław Zna­niecki, bez­czelny, bez­kom­pro­mi­sowy, na­dęty du­pek, z któ­rym raz na ja­kiś czas mu­szę mieć stycz­ność. Są­dząc po ko­lejce do Laury, pod­pi­sy­wa­nie po­trwa około go­dziny, a nie mam za­miaru stra­cić jej z tą za­du­faną w so­bie kre­aturą. Jego vlog i ka­nał na Tik­Toku cie­szą się ogromną po­pu­lar­no­ścią – robi z sie­bie pa­jaca, a to po­doba się lu­dziom. Od­no­szę wra­że­nie, że słabo ra­dzi so­bie z pi­sa­niem, może na­wet ma dys­lek­sję, tylko wsty­dzi się do tego przy­znać. W roz­mo­wie jest do­bry, po­trafi za­dać cie­kawe i kon­tro­wer­syjne py­ta­nia, ale opa­trzony w zdję­cia je­dy­nie z hasz­ta­gami pro­fil na Fa­ce­bo­oku czy In­sta­gra­mie zdra­dza we­dług mnie nie­umie­jęt­ność pi­sem­nego sfor­mu­ło­wa­nia my­śli. Może to pchnęło go do pracy z pi­sa­rzami? Chce być bli­żej lu­dzi, któ­rzy są jego nie­do­ści­gnio­nym wzo­rem? Po­trze­buje obok sie­bie ko­goś, kto bawi się sło­wem, uwo­dzi, ma­ni­pu­luje, cza­ruje ma­gią wy­ra­zów za­mknię­tych w zda­nia, wer­sety, roz­działy, cza­sem wręcz prze­ło­mowe, a nie­kiedy po­nad­cza­sowe dzieła? Wie­rzy, że prze­by­wa­jąc z ta­kimi oso­bami, za­razi się ich swo­bodą pi­sa­nia? Nie zdzi­wił­bym się, gdyby oka­zało się to prawdą.

– Tak, nie­skrom­nie przy­znam panu ra­cję – od­zywa się.

W pierw­szej chwili nie wiem, o czym mówi, a gdy orien­tuję się, że dzię­kuje mi za słowa uzna­nia pod jego ad­re­sem, chce mi się śmiać, bo już dawno za­po­mnia­łem o po­win­szo­wa­niach.

– A przy oka­zji chciał­bym o coś za­py­tać. – Na­chyla się w moją stronę i ści­sza głos. – Na ja­kim pro­cen­cie pan pra­cuje?

– Nie­stety to ta­jem­nica za­wo­dowa. – Nie chce mi się wie­rzyć, że jest tak bez­czelny. Mimo wszystko mia­łem o nim lep­sze zda­nie.

– Ta­jem­nica, ta­jem­nica – po­wta­rza, wy­dy­ma­jąc usta. – A w śro­do­wi­sku i tak wszy­scy wie­dzą.

Skoro wie­dzą, po co mnie pyta.

– Po­wiem prawdę. – Od­sta­wia kie­li­szek na stół i po­now­nie na­chyla się w moją stronę. – Mam za­miar roz­sze­rzyć za­kres swo­jej dzia­łal­no­ści. Chciał­bym zo­stać tak jak pan agen­tem li­te­rac­kim.

O mało nie dła­wię się wi­nem.

– O, pro­szę się nie bać – śmieje się, bez­błęd­nie od­czy­tu­jąc moją re­ak­cję. – Nie będę dla pana kon­ku­ren­cją, przy­naj­mniej nie na po­czątku – do­daje z uśmiesz­kiem i te­atral­nie kilka razy ude­rza mnie otwartą dło­nią w plecy.

Mocno. Za mocno. Kaszlę.

– A poza tym niech pan po­wie prawdę. – Znów wy­pina pierś i sięga po swój kie­li­szek. Jest nie­na­tu­ral­nie ni­ski i wą­tły, wręcz fi­li­gra­nowy. Jed­nak jego siła cha­rak­teru jest od­wrot­nie pro­por­cjo­nalna do syl­wetki. Gdyby kie­dy­kol­wiek krę­cono pol­ską wer­sję kry­mi­na­łów Pierre'a Le­ma­itre'a, je­stem pe­wien, że bez ca­stingu do­stałby rolę ko­mi­sa­rza Ca­mille’a Ver­ho­evena. – Ilu au­to­rom pan od­ma­wia? No, tak szcze­rze.

To prawda, nie mogę być agen­tem wszyst­kich, któ­rzy się do mnie zwra­cają. Mam pod swoją pie­czą cztery au­torki, sta­ram się spra­wie­dli­wie dzie­lić mię­dzy nie czas i za­an­ga­żo­wa­nie, jed­nak sie­bie nie okła­mię: nu­me­rem je­den jest Laura Ruta i to jej po­świę­cam naj­wię­cej uwagi.

– No wła­śnie – cią­gnie. – A au­to­rów po­trze­bu­ją­cych ko­goś, kto po­kie­ruje ich ka­rierą, po­może od­na­leźć się w świe­cie re­ki­nów biz­nesu, jest wielu. To tacy nie­po­radni ży­ciowo lu­dzie, nie wszy­scy, rzecz ja­sna, ale więk­szość po­trze­buje wła­snego im­pre­sa­rio. Nie mam za­miaru do końca ży­cia pro­wa­dzić ka­nału o książ­kach czy spo­tkań au­tor­skich. Za­wsze kie­ro­wała mną am­bi­cja, lu­bię się roz­wi­jać, no i za­ra­biać, rzecz ja­sna – uśmie­cha się. – A są­dząc po pana au­cie, ra­czej pan nie bie­duje, oj nie!

Nie zno­szę wścib­stwa. Mam fa­ceta dość. Za­czy­nam ukła­dać w gło­wie plan, jak się od niego uwol­nić, gdy na­gle ra­tuje mnie ja­kaś dziew­czyna ści­ska­jąca w dłoni książkę Laury. Nie­śmiało pod­cho­dzi do nas i zwraca się do mnie, pa­trząc mi w oczy:

– Prze­pra­szam, nie chcia­ła­bym prze­szka­dzać, ale czy mogę za­jąć panu chwilę?

– Oczy­wi­ście! – re­aguję en­tu­zja­stycz­nie. – Prze­pra­szam naj­moc­niej, za chwilę wra­cam – zwra­cam się w stronę Pana Wy­mą­drzal­skiego i od­cho­dzę na bok.

Spa­dła ni­czym anioł z nieba, na­wet tro­chę go przy­po­mina – ja­sne pro­ste włosy ni­czym au­re­ola ota­czają jej drobną twarz. Ką­tem oka wi­dzę, jak Mi­ro­sław Zna­niecki opusz­cza salę, naj­wy­raź­niej po­czuł się ura­żony. I do­brze, mam na­dzieję, że już dzi­siaj nie wróci.

– Moje na­zwi­sko nic panu nie po­wie. Jo­anna Ser­necka – przed­sta­wia się.

Rze­czy­wi­ście nic mi to nie mówi. Ja­kaś blo­gerka, może dzien­ni­karka, chce umó­wić się na roz­mowę z Laurą?

– Ar­tur Ko­nar­ski. – Od­wza­jem­niam uścisk dłoni.

– Tak, wiem. Znam pana, jest pan agen­tem pani Laury.

– To prawda. W czym mogę po­móc?

– Nie bar­dzo wiem, od czego za­cząć. To dla mnie bar­dzo ważne i trudne jed­no­cze­śnie.

– Naj­le­piej od po­czątku – uśmie­cham się. – Może wina dla ku­rażu?

Naj­chęt­niej bym ją spła­wił, ale wolę po­ga­wędkę z nią niż z tym dur­niem, gdyby jed­nak po­sta­no­wił wró­cić i nę­kać mnie swoim py­szał­ko­wa­tym to­wa­rzy­stwem.

– Nie, dzię­kuję. Przy­je­cha­łam sa­mo­cho­dem, nie piję – tłu­ma­czy, po czym do­daje: – Na­pi­sa­łam de­biu­tancką książkę.

Czuję, że wkra­czam na nie­bez­pieczny grunt. Od lat nie pra­cuję z de­biu­tan­tami, ta­kie mam już za­sady. Wolę roz­po­zna­walne na­zwi­ska – wszystko jest wtedy prost­sze i ozna­cza więk­szą kasę. Oczy­wi­ście wśród żół­to­dzio­bów mogą kryć się praw­dziwe ta­lenty, sławy, dzięki któ­rym w szyb­kim cza­sie da się zbić for­tunę, ale zda­rza się to nie­zwy­kle rzadko, więc le­piej nie ry­zy­ko­wać. Poza tym nie mam na to czasu. Mógł­bym pod­su­nąć dziew­czy­nie Pana Wy­mą­drzal­skiego, jed­nak wy­daje się na­prawdę sym­pa­tyczna i nie chcę wpa­ko­wać jej na minę.

– O, wspa­niale – mó­wię, od­sta­wia­jąc swój kie­li­szek na blat stołu. Grze­bię w we­wnętrz­nej kie­szeni ma­ry­narki i wyj­muję wi­zy­tówkę. – Pro­szę przy­słać mi swój tekst. – Wrę­czam ją dziew­czy­nie, wie­dząc, że na­wet nie zer­knę do tego mejla. – Zo­ba­czymy, co da się z tym zro­bić.

Roz­e­mo­cjo­no­wana ści­ska kar­to­nik, a ja ją prze­pra­szam, mó­wiąc, że mu­szę wy­ko­nać pilny te­le­fon.Se­ba­stian

– Mó­wi­łem ci, że masz tu nie przy­cho­dzić – ce­dzę przez za­ci­śnięte zęby.

– Bo co? – obu­rza się. – Bo­isz się, że się wyda?! Gówno mnie to ob­cho­dzi!

– Cii... – Chwy­tam ją za przed­ra­miona i od­cią­gam za róg ka­mie­nicy.

Moja ko­chanka naj­wy­raź­niej osza­lała, bo wła­śnie przy­szła na spo­tka­nie au­tor­skie Laury. Wie­lo­krot­nie tym stra­szyła i w końcu do­trzy­mała obiet­nicy. Te spo­tka­nia w War­sza­wie za­wsze bu­dzą we mnie obawy. Wo­lał­bym, żeby moje kłam­stwa nie wy­szły na jaw.

– Nie od­bie­ra­łeś te­le­fo­nów, mar­twi­łam się – mówi, pró­bu­jąc do­tknąć dło­nią mo­jej twa­rzy. Od­su­wam się.

– Prze­cież mó­wi­łem ci, że od rana będę z Laurą – tłu­ma­czę. – Obie­ca­łem, że za­dzwo­nię wie­czo­rem, i tak wła­śnie bym zro­bił. Na­wet wpadł­bym do cie­bie, ale ty oczy­wi­ście – kręcę głową – mu­sia­łaś wszystko po­suć.

– Prze­stań. Naj­le­piej zwa­lić winę na mnie. To ty zdra­dzasz żonę, a ja mam już tego dość. Ile mam cze­kać? – pyta. – No, po­wiedz ile. Kiedy w końcu od niej odej­dziesz?

– Mó­wi­łem ci, że te­raz nie jest do­bry czas...

– Ni­gdy nie jest do­bry! – prze­rywa mi z wy­rzu­tem w gło­sie. – Te­raz nie, bo ma trasę au­tor­ską, wcze­śniej nie, bo pi­sze książkę. Obie­ca­łeś, że to zro­bisz!

No cóż, te­raz na pewno nie jest do­bry czas na taką roz­mowę. W każ­dej chwili może po­ja­wić się ktoś, kto wie, że je­stem mę­żem Laury. Roz­mowa w pu­stej uliczce z ko­bietą, która co chwilę pró­buje mnie czule do­tknąć, może ścią­gnąć na mnie pro­blemy.

– Zro­bię – kładę jej rękę na ra­mie­niu – ale daj mi chwilę...

– Chwilę?! – wy­bu­cha. – To trwa pra­wie dwa lata! Ile mam na cie­bie cze­kać? Czy ty w ogóle wiesz, jak ja się czuję? Stale ta druga...

Wik­to­ria ma dwa­dzie­ścia pięć lat, jest młod­sza ode mnie i Laury o po­nad de­kadę, za­bawna, bez­pro­ble­mowa i świetna w łóżku. Nie żeby mo­jej żo­nie bra­ko­wało cze­goś w tej kwe­stii, o nie – ona po pro­stu prze­stała się mną in­te­re­so­wać. Dla niej cie­kaw­sze są fik­cyjne światy, które two­rzy, niż rze­czy­wi­stość, która ją ota­cza.

Po­zna­li­śmy się na stu­diach. Laura była na fi­lo­zo­fii, ja na ban­ko­wo­ści. Od­mienne światy, ale czy prze­ci­wień­stwa się nie przy­cią­gają? Dzia­ła­li­śmy na sie­bie jak ma­gnesy o róż­nych bie­gu­nach. Na­dal po­żą­dam mo­jej żony, na­dal za­chwyca mnie jej piękny umysł, choć też cza­sem prze­ra­sta. Ma­ka­bra w jej po­wie­ściach jest czę­sto prze­sa­dzona, ale za­ra­zem opi­sana z naj­mniej­szymi de­ta­lami, co spra­wia złudne wra­że­nie praw­dzi­wo­ści. Do tego ta pi­kan­te­ria, nie­sa­mo­wite sceny seksu. W te książki po pro­stu się wpada, ich mroczny świat uza­leż­nia i mimo że jest pa­skudny i bez­względny, nie chce się go opusz­czać. Na tym po­lega siła Laury Ruty – po­chła­nia czło­wieka bez reszty. Wik­to­ria ni­gdy jej nie do­równa, zdaję so­bie z tego sprawę. In­te­li­gen­cja, bły­sko­tli­wość mo­jej żony nie znają gra­nic i to wła­śnie naj­bar­dziej mnie w niej pod­nieca, a cza­sem wręcz prze­raża, jak hi­sto­rie, które two­rzy. Oczy­wi­ście jest też zja­wi­skową ko­bietą, cza­ru­jącą, uwo­dzi­ciel­ską, gdy tylko ma na to ochotę, ale w moim to­wa­rzy­stwie już od dawna nie ma.

Wik­to­ria przy­szła ra­zem ze swoją przy­ja­ciółką. Sia­dły obok mnie, spra­wia­jąc, że go­dzinne spo­tka­nie au­tor­skie prze­ro­dziło się w ge­hennę. Stale pi­sała do mnie ese­mesy. Czu­łem, jak mój te­le­fon wi­bruje w kie­szeni ma­ry­narki, pró­bo­wa­łem sku­pić całą uwagę na Lau­rze, ale Wik­to­ria mi to utrud­niała. Ba­łem się, że za chwilę zrobi ja­kąś głu­potę, przy­su­nie się do mnie, usią­dzie mi na ko­la­nach lub po­ca­łuje w usta na oczach mo­jej żony, na oczach wszyst­kich czy­tel­ni­ków. Na szczę­ście tego nie zro­biła, ale wła­śnie oznaj­miła mi, że je­śli nie odejdę od żony, weź­mie sprawy w swoje ręce.

– Pro­szę cię, nie te­raz. Po­ga­damy o tym ju­tro, kiedy do cie­bie przy­jadę.

– Kiedy przy­jeż­dżasz, je­steś za­in­te­re­so­wany wy­łącz­nie moim cia­łem. Za­wsze tak jest, Seba, za­wsze. – Za­krywa twarz dłońmi. – Ja ci ule­gam, po­tem wy­cho­dzisz i je­dziesz do niej, a wiesz, jak ja się czuję? Jak dziwka. – Jej ręce opa­dają i znów spo­gląda mi w oczy.

Mu­szę ją uspo­koić, bo za­czyna mó­wić co­raz gło­śniej, prze­ma­wiają przez nią emo­cje i jest zde­ner­wo­wana, a to może pchnąć ją do głu­pich czy­nów.

– Po­ga­dam z nią, obie­cuję – kła­mię. – Idź już. Za­mó­wię ci tak­sówkę.

– Nie trzeba, Pau­lina na mnie czeka. – Wska­zuje na sa­mo­chód za­par­ko­wany przy chod­niku.

W miej­scach pu­blicz­nych nie oka­zu­jemy so­bie uczuć, to zbyt ry­zy­kowne, zwłasz­cza tu­taj, gdzie pełno lu­dzi, któ­rzy znają Laurę i mnie.

– Ju­tro do cie­bie wpadnę – obie­cuję i wtedy ką­tem oka za­uwa­żam, jak agent mo­jej żony wy­cho­dzi z bu­dynku. – No idź już! – po­na­glam ją.

Nie cze­ka­jąc, aż Wik­to­ria wsią­dzie do sa­mo­chodu przy­ja­ciółki, ru­szam z po­wro­tem do bi­blio­teki. Mam na­dzieję, że Ar­tur nie za­uwa­żył mnie z dziew­czyną, która wła­śnie prze­biega przez ulicę.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: