- W empik go
Pisma krytyczne. Tom 1: staraniem rodziny ogłoszone drukiem - ebook
Pisma krytyczne. Tom 1: staraniem rodziny ogłoszone drukiem - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 209 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
NAKŁADEM BIBLIOTEKI MEDYCKIEJ
NA SKŁADZIE GŁ. W KRAKOWSKIEJ SPÓŁCE WYDAWNICZEJ
1929
BIBLIOTEKI MEDYCKIEJ
OPUS 6
CZCIONKAMI DRUKARNI NARODOWEJ W KRAKOWIE
Niewiadomą odtworzył panią mistrz nieznany.
Z wieków głębi, z otoka rzeźbionych obramień
Twarz niewieścia majaczy w tle, jak drogi kamień,
Umarłego malarza sen o zapomnianej.
Niby słońca mierzchnący blask, na skroń jej sieje
Złotą barwę dni złotych, dawności patyna, –
Tej – co sama dziś siebie już nie przypomina.
Mglą się perły, wenecki aksamit modrzeje…
Nienazwana, znikniona… Prochów jej atomu
Nieodpytać po grobach, nieznanych nikomu.
Któżby szukał w pamięci niesłyszanej pieśni?
Jeno usta przyśnionej na mistrzowskiem płótnie
Śmieją się na pół chytrze a na poły smutnie, –
Bo któż wie, czy ją kiedy znali jej współcześni?
I.
DZBANEK MALIN
GODZINA KTÓREJ NIE BYŁO…
I.
Dnie całe i całe noce
Słowikiem ogród dygoce.
Jakby w kochaniu zawziętem
Ptak krzesał o diament diamentem.
W nut rozsypanych bezsensie
Staw żabim chórem się trzęsie;
W lesie, kukułka tętniąca
Bije godzinę bez końca.
Kłamie w zielonym zapale
Wydzwania z upartą siłą
Godzinę której nie było
I jakiej niebędzie wcale…
Tak mi sic usta milczeniem znużyły, te dziś, choć wolno – mówić juz nie zdołam.
Możem odwykła – moie niemam siły –
Tylko cię sercem po imieniu wołam.
Tylko z twym cieniem witam się cichaczem,
O ty mój miły! miły – miły – miły –
I w trawy, twarzą, padam z wielkim płaczem!
Na dno zapadam kwitnących traw.
Niebo nademną… jaskry i szczaw.
Słońcem opiły klonowy liść –
I tak jest cudnie, źe mógłbyś przyjść…
I tak jest cudnie, źe trwaćbyś mogł.
Nim w słońcu zblednie różowy głóg.
Nim weroniczki zwiędną i ślaz –
Mógłbyś się sercu śnić jeszcze raz,
Nim wiatr z pokwiatu odmuchnie mlecz
Potembyś sobie znów poszedł precz–
4.
Na trawy leżę płytkiem dnie – wciśnięta
Twarzą w szczaw chłodny… Wiatr pachnie i mięta.
Wszystko jest wokół latem i niedzielą,
Gdzieś tam… wysoko, obłoki się bielą.
Wolno upływa dzień, jak miód ze słoja –
I każda we mnie kropla krwi – jest twoja!
Jako się sączy krew z otwartej rany.
Cicho upływa czas nietamowany…
PRZEZ ZŁOTY LAS…
i
Było Święto Zielone, majowe.
Roześmiana w drzwiach stała pogoda.
Byłam krasna, radosna i młoda –
A zaś szuwar miał usta różowe!
Łąko w rosach! Jać stopą nie trącę!
Cieniem jeno po wiośnie twej brodzę…
Mdlały liście w słonecznej pożodze –
A zaś szuwar miał usta pachnące!
Maju… maju! znów maju mi nałam
I natargaj szuwaru z jeziora!
Była wczesna, niewrócona pora –
W same usta szuwar całowałam!
2
Brakło mi w skrzyni chust na niedziel?,
Więc bielę płótno w miesięcznym blichu,
W sadzie je śpiącym na trawach ścielę.
Na łąk je smugu włóczę po cichu;
Niechże się bieli, niechże się śnieży,
Brakło mi w skrzyni godnej odzieży…
Nieszła mym rękom praca robocza,
Ni mi sic kiedy siew szczęścił ziarny…
Dziś – byle jeno dopieść warkocza
I przyodziewek zładzić cmentarny…
Bielę me płótno w miesięcznym blichu,
Nocami, chyłkiem, tkane na strychu…
Rano je z rosy zdejmę wilgotne,
Przed słońca wschodem zamknę w komorze,
A potem nocą, zmierzę i potnę,
Duchem zeszyję i na się włożę…
Niech się nie żali ta ziemia miła,
Żem sobie do niej płótna skąpiła!
Biały ci daję
Z lnu przyodziewek.
Sobiem go tkała.
Tobie niech służy!
Niech ci nie zbraknie
Chleba ni śpiewek.
Mnie sen drzymotą
Powieki mruży…
Niczego mi już nie trzeba!
Bo z mojej mąki
Chleba nie wypiec.
Wszystek na węgiel
Zgore najczęściej.
Błogosław Boże
Strunom twych skrzypiec.
Niech ci się ścieżka
Włóczebna szczęści!
Byłeś ty sam miał dość chleba!
Przez złoty las zaklęty.
Przez złoty las,
Mam iść do ciebie miły,
Mam iść – juz czas.
Przez mroczny gaj brzozowy,
Przez gąszcz i chrust –
Gdzie jawą sny się stają,
A świat się śni,
Ty czekasz mnie na skraju
U białych pni,
Lecz skoro warg mych sięgnie
Płomień twych ust,
Musi dziś serce pęknąć
Jednemu z nas.
Precz – w dziedzinie dalekiej
Na zielonem dnie rzeki
Dusza moja zimuje –
Do wiosny, do nowej…
Nikt się o niej dowie.
Chyba jedni rakowie.
Chyba nieme szczeźuje.
Do wiosny, do nowej…
Długo będzie czekała.
Nim stopnieje powała.
Nim ją słońce przyzowie rn
Do wiosny, do nowej…
KRZYWDA.
Otom prawdą otruta i oślepła jawą.
Otom jak źródło leśne, kamieniem zmącona.
Życia sąd mnie zapozwał i dosięgło prawo.
Na nic opór i własna, własnych spraw obrona!
Wszystko marność i marność wszystko! Precz, Z zabrzeża,
Gdzieś od lądów przyśnionych, od tęsknot zarzeczy,
Kirem skrzydeł się długich nademną rozszerza
Bezkarna, ciężka krzywda, zapomnianych rzeczy!
WOŁANIE.
Wielka, biała gwiazdo.
Rozgorzała nad jodłowym lasem.
Gdy dogore słońce.
Gdy o niebieskim zmierzchu
Wonne powietrze gór.
Pocznie wilgnąć rosa i ostygać.
Gdy zioła leśne zamykają swe pobożne wargi,
By, zawściągnąwszy woń.
W noc pełną szeptów bożych i objawień.
Milczeć stokroć święci ej niż we dnie –
Bądź ty mi… wielka biała gwiazdo, pomocną!
Użycz sił… nam ludziom jeszcze żyjącym.
I sprawić racz.
By kiedyś, gdy się w nas wszystko ściszy
I dokona. #
Śmiertelne milczenie nasze
Chwaliło Bożego Ducha śpiewniej niż śpiew.
Goręcej niźli miłość.
Pokorniej niż płacz!
Ucz mnie ty.
Pogodnego jaśnienia samotnych.
Szczęścia spokojnej dalekości
Twoich pustce strażujących,
Niestrudzenie czujnych sióstr,
Przeczyście jasnych,
Bezmiernie dalekich gwiazd,
Albowiem zbyt bliska jestem jeszcze siebie
I wszystkiej rzeczy, która umrze!
I odpuść mi świetlana,
Ty, której dla niewysłowionej twej piękności,
Nie wazę się dawać imienia,
Że oto śmiem wołać do ciebie,
Wielka, biała, wysoko jaśniejąca gwiazdo,
Ja, która żyję oto
I noszę jeszcze imię,
Jako rzecz!
SZCZYTOM SKOLSKIM.
Wiele zapomnę… Lecz i w życiu wtórem,
Gdy myśl człowiecza już na Bożą czas ma.
Za tym rodzonym moich gór konturem
Zatęsknię… Modre ich przypomnę pasma.
Każde jastrzębich skrzydeł odemknięcie.
Każde czerwone ognisko pastusze
I czarne po nich na łąkach pieczęcie
I ziół oddechy, słodkie, jako żadne!
Choć mi tam Pan Bóg ułaskawi duszę.
Tęsknota ciężka, choć bez krwi i ciała.
Zawsze jak kamień będzie w dół leciała.
Póki na lasu mego dno nie padnę.
Póki nie wrócę. Bóg wie z jak wysoka.
Napić się wody z mojego potoka!
Nigdym jej, nigdy, do woli nie piła!
Niech wichru smolne, surowe podmuchy.
Co w serce nasion nawiewały siła.
Znów mnie oblecą! Siedmioma łańcuchy
Zakujcież wy mnie znów, umiłowane.
Co się dróg do was nigdy nie oduczę.
Za wrót siedmiorgiem, na trzy tajne spusty.
Na żórawiane zamknijcie mnie klucze,
Do stóp dziś waszych znów przypadam usty
Bom wasza była i wasza zostanę!
W GRZMOCIE…
W grzmocie wyznawam Ciebie i w piorunie.
Gdy bór, jak niedźwiedź, krwią broczący z rany,
Zda się na łapy powstawa… nim runie,
Wichrem w pas gięty i za sierć targany!
Wyznawam Ciebie, gdy w błyskawic łunie,
Chmur gradonośnych rozrywasz łachmany,
I nagle z szumem wody wzbierasz rzecznej –
Ten sam co wtedy – straszny i odwieczny…