Plagi Świata - ebook
Plagi Świata - ebook
Dżuma, ospa prawdziwa, cholera, wąglik te plagi pozbawiły życia miliony ludzi. Pandemia koronawirusa uświadomiła nam, że choroby zakaźne nie należą do przeszłości i wciąż są groźne. Niektóre z nich nie powodują już znanych z lekcji historii straszliwych epidemii, nad innymi udało się zapanować. Nie znaczy to jednak, że możemy bagatelizować zagrożenie.
Żyjemy w globalnej wiosce i wybuch choroby w egzotycznym kraju w szybkim tempie może się przerodzić w globalną epidemię. Co możemy zrobić, by tego uniknąć? Jak przygotować się na ewentualną plagę w przyszłości? Jak zapewnić sobie bezpieczeństwo i zdrowie? W tej książce znajdziesz odpowiedzi na te pytania w formie rzetelnej wiedzy, a nie pseudonauki; faktów, a nie fake newsów. Poznaj historię powracających chorób zakaźnych. Dowiesz się, jakie nowe infekcje wkrótce mogą zacząć gnębić ludzkość. A może już zaczęły?
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8103-848-5 |
Rozmiar pliku: | 2,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Czy plagi nadal istnieją? Czy choroby zakaźne wciąż są groźne? Nawet jeśli odpowiedź na drugie pytanie byłaby twierdząca, szczególnie w dobie pandemii COVID-19, to czy podobnie byłoby w wypadku odpowiedzi na pierwsze pytanie? Czy plagi: dżuma, ospa prawdziwa, cholera czy wąglik – zarazy nękające ludzkość, które szalały na świecie w minionych wiekach, okaleczając i zabijając miliony ludzi – wciąż są niebezpieczne? A może należą do przeszłości i stanowią dla nas cenną lekcję?
Otóż choroby zakaźne nie przestały być groźne i nadal nam towarzyszą. Niektóre z nich nie powodują już znanych z historii straszliwych epidemii i pandemii. Inne udało się wyeliminować w poszczególnych regionach i na poszczególnych kontynentach lub całkowicie się ich pozbyć. Mimo to choroby zakaźne są obecne, niekoniecznie tylko w biedniejszych rejonach świata. Często są niezauważane jako problem, bagatelizowane. Mikroorganizmy powodujące choroby zakaźne znajdują się w środowisku, zakażają zwierzęta i ludzi, czasem udaje im się nawet przekroczyć barierę między jednym gatunkiem a drugim. Na skutek łatwości przemieszczania się po całym świecie i ludzi, i zwierząt (także żywych), i towarów również mikroorganizmy chorobotwórcze podróżują na niewielkie odległości czy z jednego krańca świata na drugi.
Skutki zakażeń chorobami zakaźnymi mogą być krótko- i długofalowe, medyczne, społeczne, ekonomiczne czy kulturowe. Infekcje często wywołują powikłania obniżające jakość życia i zdolność do normalnego funkcjonowania, nierzadko są powodem śmierci. Strata bliskiej osoby, zmniejszenie przychodów, a zatem zubożenie danej rodziny, a na większą skalę – zmiany w zatrudnieniu pracowników w różnych zawodach oraz przemieszczenie się osób pracujących uprzednio na wsiach do miast w poszukiwaniu pracy to przykłady konsekwencji społecznych, ekonomicznych i socjalnych. Coraz lepiej udokumentowanymi następstwami epidemii, pandemii i działań mających na celu ich ograniczenie (np. izolacji czy kwarantanny) są problemy psychiczne i mentalne, w tym depresje czy zaburzenia lękowe. Pośrednim efektem chorób zakaźnych o zasięgu epidemicznym jest tzw. infodemia (opisana przez Światową Organizację Zdrowia w związku z pandemią choroby COVID-19). Charakteryzuje ją nie tylko nadmiar fake newsów (fałszywych wiadomości) i spiskowych teorii na temat przyczyn choroby i metod jej zapobiegania, ale także nadmiar informacji w ogóle oraz pomieszanie wiadomości prawdziwych i fałszywych. Infodemia powoduje dezorientację społeczeństwa, frustrację, niemożność oddzielenia faktów od nieprawdy, a w konsekwencji – utratę zaufania do autorytetów medycznych, informacji przekazywanych przez ośrodki naukowe, naukowców i ludzi do siebie nawzajem. Wszystko to może zmniejszyć efektywność działań instytucji powołanych do walki z epidemią / pandemią oraz mieć poważne skutki zarówno medyczne, jak i społeczne.
Jak widać, występowanie chorób zakaźnych nie tylko wiąże się z bezpośrednimi skutkami medycznymi dla poszczególnych chorych, ale także powoduje globalne konsekwencje ekonomiczne i społeczne. O towarzyszących nam chorobach zakaźnych nie wolno więc zapominać. Z wieloma z nich nie udało nam się poradzić, z częścią właśnie przegrywamy, niektóre z nich powracają po przerwie i ponownie stają się dla nas niebezpieczne. Nie należy ich lekceważyć, trzeba o nich wiedzieć jak najwięcej. Celem niniejszej książki jest przegląd wielkich plag ludzkości, powracających chorób zakaźnych, a także nowych infekcji i zagrożeń, które wkrótce mogą zacząć gnębić ludzkość. Albo już zaczęły.DŻUMA
Kiedy zastanawiamy się nad plagami nękającymi ludzkość w przeszłości, na myśl przychodzi nam przede wszystkim dżuma. Obecna w świadomości ludzkiej, dokumentach historycznych, dziełach literackich, rzeźbiarskich czy malarskich, a nawet w powiedzeniach i przysłowiach, niewątpliwie zasługuje na miano wielkiej plagi, zguby czy zarazy. Jej epidemie powodowały ogromne zmiany społeczne, demograficzne, ekonomiczne i kulturowe. Ponadto historia dżumy może budzić zrozumiałe obawy o to, czy coś takiego jak epidemia czarnej śmierci może się znów wydarzyć. Czy wciąż grozi nam ta plaga? A może to tylko historia, doświadczenie ostrzegające przed chorobami zakaźnymi? Czy dżuma nadal istnieje, czy jej patogen wciąż jest obecny w naszym środowisku, czy może nie ma się czego obawiać?
Historia
Dżuma nęka ludzkość od co najmniej VI w. n.e., co zostało udokumentowane historycznie. Od tego czasu na całym świecie opisano trzy pandemie tej choroby oraz wiele lokalnych epidemii. W Europie dżuma spowodowała największe szkody w okresie między XIV a XVII w., znacząco wpływając na liczebność populacji. W ciągu tych mniej więcej 300 lat wybuchło ok. 20–30 epidemii (o tylu wiemy ze źródeł historycznych). Liczba ludności w Europie utrzymywała się wówczas na stosunkowo niskim poziomie i zaczęła wzrastać w szybszym tempie dopiero po połowie XVII w. Ocenia się, że na przestrzeni dziejów dżuma spowodowała śmierć ok. 200 mln ludzi.
Istnieją podejrzenia, że pierwsza odnotowana epidemia dżumy wybuchła nawet wcześniej niż w VI w. n.e. Opisy chorób znane z Biblii, z tekstów pisanych 1000 lat p.n.e., jak również podawane przez greckiego lekarza, żyjącego na przełomie I i II w. n.e. Rufusa z Efezu, mogą wskazywać na dżumę, ale mogą być także świadectwami wybuchów epidemii innych chorób zakaźnych, np. ospy prawdziwej. Pierwszym niekwestionowanym przypadkiem szeroko rozprzestrzenionej epidemii dżumy była tzw. dżuma Justyniana (od imienia ówcześnie panującego cesarza bizantyjskiego). Nazwana pierwszą pandemią, rozpoczęła się prawdopodobnie w północnej Afryce w 532 r., rozprzestrzeniła na tereny basenu Morza Śródziemnego i dotarła do Konstantynopola. Za niekwestionowany początek pierwszej pandemii dżumy uważa się wybuch masowych zakażeń tą chorobą w stolicy Cesarstwa Bizantyńskiego, Konstantynopolu, w latach 541–542. Następnie zaraza rozniosła się na kontynencie europejskim aż do rejonów północnych, środkowej i wschodniej Azji i północnej Afryki, gdzie aż do 750 r. wybuchały pomniejsze epidemie dżumy. Istnieją informacje wskazujące, że do 565 r. na dżumę zmarła połowa mieszkańców Bizancjum (najprawdopodobniej te dane są przesadzone). Hipokrates i Galen winili za pandemię szkodliwe miazmaty i trujące wyziewy unoszące się w powietrzu. Uważali też słusznie, że możliwe jest przeniesienie zakażenia bezpośrednio od osoby chorej na zdrową.
Druga pandemia dżumy stanowi najstraszniejszą epidemię choroby zakaźnej albo przynajmniej jedną z najstraszniejszych, jakie dotknęły ludzkość. Początki pandemii choroby znanej jako czarna śmierć objawiły się w Azji Środkowej, skąd w latach 1332–1346 rozprzestrzeniła się ona na zachód do Europy i na tereny Azji i Afryki Północnej. W Europie pojawiła się prawdopodobnie najpierw na Sycylii za sprawą przywiezionych na statkach szczurów i bytujących na nich zarażonych pcheł. Czarna śmierć szalała na kontynencie europejskim przez kolejne lata, zabijając wielu ludzi. W Londynie i w Wenecji zmarło ok. 100 tys. mieszkańców, w Genui – przynajmniej 40 tys. (połowa populacji miasta). Ogółem czarna śmierć zabiła, jak się oblicza, od 15 do ponad 25 mln Europejczyków, unicestwiając ok. jednej czwartej–jednej trzeciej ludności kontynentu. Straszliwe skutki przyniosła nie tylko ta pandemia, ale też następujące po niej liczne epidemie dżumy, nękające ludzkość aż do początku XVIII w. W latach 1349–1665 tylko kilka dekad było wolnych od epidemii tej choroby. Ponieważ przyczyna zarazy nie była znana i wciąż obowiązywała teoria o szkodliwych wyziewach w powietrzu, ludzie stosowali odpowiednie środki zaradcze i lecznicze. W czasie epidemii noszono specjalne stroje z charakterystycznymi długimi pelerynami i przede wszystkim z wydłużonymi na kształt ptasiego dziobu maskami: dzioby te zawierały substancje zapachowe mające chronić przed zatrutym powietrzem (chroniły przed odorem rozkładających się zwłok). Na ulicach palono ogniska, co, jak sądzono, również miało uzdatniać niezdrowe powietrze. Zabijano koty, uważane za roznosicieli zarazy. Ubrania noszone przez zmarłych palono. Zamykano publiczne łaźnie, gdzie, jak uważano, dochodziło do roznoszenia choroby. Nie obeszło się bez szukania kozłów ofiarnych w społecznościach mniejszości – w czasie pandemii dochodziło do pogromów Żydów, których obwiniano o zatruwanie wody zarazą. Z tamtych czasów pochodzi koncepcja kwarantanny. Jej nazwa wzięła się od nakazu 40-dniowej izolacji chorych, wprowadzonego na terenach wokół Morza Śródziemnego w XIV w.
Druga pandemia dżumy, czarnej śmierci, podobnie jak następujące po niej epidemie, jest dobrze udokumentowana w literaturze, także pięknej (_Dekameron_ Boccaccia, _Dziennik roku zarazy_ Daniela Defoe i inne), jak również w sztuce – w malarstwie czy rzeźbie (taniec śmierci, przedstawienia św. Rocha, o którego wstawiennictwo proszono w czasie epidemii tej choroby). Pamięć o dżumie przetrwała w powiedzeniach i przysłowiach wielu narodów.
Dżuma zmieniła bowiem nieodwracalnie życie ludzi, podejście do życia i praktyk medycznych, a także całą geopolitykę kontynentu europejskiego, jego demografię i zatrudnienie ludzi w poszczególnych gałęziach gospodarki. Wpłynęła na zależności ekonomiczne i kulturowe. Upowszechnienie stosowania perfum wiąże się z powstaniem pierwszej zapachowej wody kolońskiej (_eau de Cologne_), opracowanej w 1709 r. w Kolonii właśnie, i stosowanej jako lekarstwo chroniące przed dżumą (w celach leczniczych propagowane były wówczas rozmaite substancje pochodzenia roślinnego). Dziś wiemy, że ekstrakty, np. ziołowe, zawarte w perfumach nie są skutecznymi środkami dezynfekcyjnymi, ale niewątpliwie maskują nieprzyjemne zapachy. W czasie tej pandemii, w 1656 r., powstało pierwsze dzieło naukowe autorstwa niemieckiego jezuity i badacza Athanasiusa Kirchera (wydane w 1658 r.), sugerujące, że za wywoływanie dżumy odpowiedzialne są mikroorganizmy. Kircher wprawdzie obserwował raczej zlepione krwinki niż bakterie (na tyle pozwalał ówczesny mikroskop), ale takie spostrzeżenie i wniosek opisał. Ostatnie epidemie w ramach drugiej pandemii dżumy w Europie wystąpiły w drugiej połowie XVIII w. Były to epidemie w Mesynie w 1743 r. i w Moskwie w latach 1770–1771.
W XIX w. wybuchła trzecia pandemia dżumy. Rozpoczęła się najprawdopodobniej w prowincji Junnan w Chinach w 1855 r. (data jest sporna). Następnie rozprzestrzeniła się w Azji, obu Amerykach, Australii i Afryce – tym razem w Europie w mniejszym stopniu niż w czasie poprzedniej pandemii. Kiedy choroba dotarła w 1894 r. do prowincji Guangdong i do Hongkongu, rządy japoński i francuski wydelegowały tam w celach badawczych swoich naukowców: Shibasaburō Kitasato i Alexandre`a Yersina. Obaj niemal jednocześnie i niemal natychmiast odkryli w materiałach pobranych od pacjentów i w organizmach padłych w tym rejonie szczurów nieznany mikroorganizm. Pierwszy odkrycie opisał Kitasato, ale jego artykuł opublikowany w naukowym czasopiśmie „The Lancet” (w 1894 r.) zawierał dość istotne błędy, podważające nawet fakt odkrycia przez niego czynnika sprawczego dżumy (być może Kitasato oglądał próbki zanieczyszczone innymi bakteriami). Za odkrywcę bakterii powodującej dżumę uznano więc oficjalnie Yersina. Drobnoustrojowi nadano nazwę _Bacterium pestis_, potem _Bacillus pestis_, _Pasteurella pestis_, a wreszcie _Yersinia pestis_ od nazwiska odkrywcy (polska nazwa: pałeczka dżumy). W kolejnych latach Yersin opisał związek między dżumą, ludźmi a szczurami. Japoński badacz Masanori Ogata zaproponował teorię głoszącą, że za przenoszenie dżumy odpowiedzialne są pchły. Te ważne odkrycia pozwoliły na opracowanie i wdrożenie adekwatnych metod zapobiegawczych (insektycydy, środki walki ze szczurami, szczepionki i antybiotyki) w celu skutecznego ograniczenia występowania epidemii dżumy. W XXI w. dzięki analizom genetycznym ostatecznie udowodniono, że _Yersinia pestis_ rzeczywiście była odpowiedzialna za wywołanie wszystkich znanych w historii pandemii dżumy.
Bakteria powodująca dżumę
_Yersinia pestis_ jest niewytwarzającą przetrwalników (form pozwalających bakteriom przetrwać w niekorzystnych warunkach środowiska) Gram-ujemną pałeczką, która może zakażać różne gatunki zwierząt, w tym człowieka. Bytuje głównie w organizmach małych ssaków (ważną grupę stanowią gryzonie), a także pasożytujących na nich pcheł. Liczne czynniki zjadliwości posiadane i wytwarzane przez bakterię pozwalają wysoce skutecznie adaptować się i do organizmu ssaka, i do organizmu bezkręgowca, unikać odpowiedzi immunologicznej zakażonych organizmów, a także przenosić się z udziałem pcheł. Dżuma należy do zoonoz, czyli chorób zakaźnych człowieka, którymi możemy zakazić się od zwierząt. Do zakażenia u ludzi może dojść przez ugryzienie zakażonej pchły, kontakt z zakażonymi materiałami i tkankami (zwierzęcymi i ludzkimi), a także drogą kropelkową, przez wdychanie kropelek lub aerozolu od zakażonych pacjentów z tzw. postacią płucną choroby. Wrażliwi na zakażenie są wszyscy ludzie niezależnie od płci i wieku, choć w ostatnich latach dżumą zarażają się głównie dzieci. Nieleczona dżuma charakteryzuje się bardzo wysoką śmiertelnością: 30–100%.
Objawy dżumy
Rozwój dżumy następujący po zakażeniu _Yersinia pestis_ jest gwałtowny. Okres wylęgania choroby trwa zwykle kilka dni (na ogół 2–3), rzadko daje niespecyficzne objawy wstępne, jak zmęczenie czy brak apetytu. Pierwszymi objawami dżumy są gorączka, dreszcze i bóle głowy (są dla niej tak typowe, że czasem jest zwana chorobą głowy, ang. _head disease_). U chorego obserwuje się problemy z chodzeniem, zaburzenia mowy i słuchu, skóra staje się gorąca i sucha, twarz nabrzmiała i czerwona. Pacjent sprawia wrażenie, jakby był pod wpływem alkoholu bądź innych środków odurzających. Następnie bakterie z miejsca na skórze, gdzie wniknęły do organizmu poprzez ugryzienie przez zakażoną pchłę (powstaje tam rosnąca bolesna zmiana skórna), wędrują układem limfatycznym do najbliższego węzła chłonnego, gdzie się namnażają. W węźle powstaje stan zapalny, węzeł powiększa się (nawet do wielkości jaja kurzego) i staje się bardzo bolesny. W bardziej zaawansowanym stadium choroby taki węzeł może się otwierać, tworząc ranę wypełnioną ropą. Zakażone przez _Yersinia pestis_ węzły chłonne nazywamy dymienicami. Taka postać dżumy – dżuma dymienicza – występuje najczęściej. Zakażenie od człowieka z tą postacią dżumy jest rzadkie.
Drugą postacią dżumy jest postać rozsiana, kiedy to albo po fazie zajęcia węzłów chłonnych, albo bez tej fazy bakterie dostają się do układu krwionośnego i tą drogą zakażają narządy wewnętrzne organizmu. Dochodzi wówczas do sepsy, zapalenia płuc, zapalenia opon mózgowo-rdzeniowych, a wreszcie niewydolności wielonarządowej. Tę postać dżumy nazywamy posocznicową.
Ciężką postacią choroby jest dżuma płucna. Do zakażenia dochodzi drogą kropelkową, poprzez wdychanie kropelek wydzieliny z dróg oddechowych osoby zakażonej, ewentualnie na skutek rozsiania bakterii po organizmie człowieka.
Postać płucna dżumy często rozwija się piorunująco, czas inkubacji może wynosić tylko 24 godziny. Objawami są ciężkie zapalenie płuc, wysoka gorączka, kaszel, trudności z oddychaniem, krwioplucie. Postać płucna dżumy jest prawie zawsze śmiertelna, jeśli szybko nie zostanie rozpoczęte leczenie.
Zdrowienie jest długotrwałe, pełne komplikacji, okresy względnej poprawy przeplatają się z okresami pogorszenia. W leczeniu stosuje się antybiotyki pojedynczo albo w połączeniach (gentamycyna, streptomycyna, doksycyklina, a także fluorochinolony). Antybiotyki są skuteczne w terapii choroby, a ich błyskawiczne zastosowanie ratuje życie.
Jak wygląda obecna sytuacja?
Formalnie rzecz biorąc, trzecia pandemia dżumy nadal trwa, jesteśmy zatem w jej trakcie. Na szczęście dżuma nie jest już aż tak destrukcyjna jak w czasie epidemii występujących w poprzednich stuleciach. Dżuma nigdy na dobre nie zniknęła, nie została zlikwidowana, a wybuchy niewielkich lokalnych epidemii wciąż zdarzają się to tu, to tam. Najnowsza historia odnotowuje epidemię w Indiach w 1994 r. i w Algierii w 2003 r. Ogniska choroby opisywano w USA, Chinach, a także na Madagaskarze w 2017 r. (ta epidemia wywołała poważne zaniepokojenie ze względu na nieoczekiwanie duży odsetek chorych z dżumą płucną). Na Madagaskarze zresztą występuje 75% wszystkich obecnie wykrywanych przypadków choroby, rocznie zapada tam na nią 200–700 osób. WHO informuje, że poza Madagaskarem dwoma innymi krajami, gdzie dżuma występuje endemicznie (cały czas jest obecna), są Peru i Demokratyczna Republika Konga. W skali świata w latach 2010–2015 odnotowano 3248 przypadków dżumy i 584 zgony z jej powodu. Podejmowane przez dekady w wielu państwach próby systematycznego i całkowitego wyeliminowania dżumy (eradykacji) i jej źródeł nie przyniosły skutku, choć zmniejszyły liczbę przypadków.
Dżuma nadal jest źródłem niepokoju ze względu na jej potencjalne zastosowanie jako broni biologicznej. Niektórzy specjaliści uważają wprawdzie, że obawy te są przesadzone m.in. dlatego, że _Yersinia pestis_ nie jest bakterią wytwarzającą przetrwalniki, co utrudnia jej użycie w tym celu. Jednakże historyczne próby używania pałeczki dżumy do ataków bioterrorystycznych, wysoka zakaźność dżumy (wystarczy niewiele komórek bakterii do wywołania zakażenia), a także dramatyczny, a zatem wpływający na morale, przebieg zakażenia odmianą płucną choroby nie pozwalają zapomnieć o ewentualnych pomysłach zastosowania pałeczki dżumy do przeprowadzenia masowej zbrodni. M.in. w celu ochrony ludzi przed atakiem biologicznym prowadzone są badania nad nowymi, lepszymi niż dotychczas stosowane szczepionkami przeciwko dżumie, skutecznymi w zapobieganiu zwłaszcza postaci płucnej.WĄGLIK
Wąglik jest chorobą znaną ludzkości od starożytności. Wzmianki o wybuchach epidemii (prawdopodobnie) wąglika pojawiają się już w Starym Testamencie (piąta plaga egipska miałaby być wąglikiem). O wągliku wspominał Wergiliusz, chorobę tę opisywano także w średniowieczu. Mimo że i dziś zaniepokojenie budzą doniesienia, nieliczne na szczęście, o wągliku u ludzi (obliczono, że pod koniec XX w. na świecie występuje ok. 2000 przypadków zachorowań na wąglik rocznie), jest to choroba głównie zwierzęca, atakująca przede wszystkim ssaki roślinożerne, w tym bydło, kozy, owce i konie. W rejonach, gdzie szczepionki weterynaryjne nie są szeroko dostępne, do zakażeń u zwierząt, w tym gospodarskich, dochodzi także współcześnie. Możliwe są również, na szczęście niezbyt częste, zakażenia u ludzi. Wąglik jest zoonozą, co oznacza, że do infekcji u ludzi dochodzi poprzez kontakt z zakażonymi zwierzętami bądź z zakażonymi materiałami zwierzęcymi. (Wielbiciele kryminałów Agathy Christie pewnie pamiętają, że do zbrodniczych celów można użyć zakażonego wąglikiem pędzla do golenia. Nauka potwierdziła taką możliwość: niedostatecznie czyste pędzle ze zwierzęcego włosia bywały niegdyś źródłem infekcji). Ryzyko nabycia infekcji od drugiego człowieka jest raczej nieduże. Takie przypadki były opisywane, ale należą one do rzadkości.
Co jest przyczyną wąglika?
Wąglik wywołuje bakteria _Bacillus anthracis_ (po polsku: laseczka wąglika). Ta duża bakteria o wydłużonym kształcie barwi się Gram-dodatnio i wytwarza przetrwalniki. To pozwala jej przetrwać niekorzystne warunki środowiska, np. niskie temperatury czy brak czynników odżywczych, a kiedy te się zmienią – wrócić do swojej zwykłej formy i powodować zakażenia nawet po dziesiątkach lat od chwili wytworzenia przetrwalników. Gdy przetrwalniki dostaną się do organizmu zwierzęcia (droga wziewną bądź pokarmową) albo do organizmu człowieka, uaktywniają się, a powstające bakterie zaczynają się namnażać, wydzielać bardzo silną toksynę (będącą w rzeczywistości połączeniem trzech białek o różnym działaniu) i powodować objawy choroby. Dawka zakaźna jest trudna do określenia. Z badań eksperymentalnych wynika, że może to być od kilku do kilkudziesięciu tysięcy przetrwalników, czyli mikroskopijna ilość.
Pierwsze medyczne opisy objawów wąglika pochodzą z końca XIX w. Zaobserwowano, że na wąglik chorują ludzie mający częsty kontakt z materiałami zwierzęcymi, a dokładniej z sierścią. Z tego powodu wąglik nazywano kiedyś chorobą sortowaczy wełny (ang. _wool sorters’ disease_). W 1877 r. wybitny niemiecki mikrobiolog Robert Koch wyizolował laseczkę wąglika w laboratorium, jak również wykazał związek między bakterią a objawami chorobowymi. W 1881 r. powstała pierwsza szczepionka przeciw wąglikowi, opracowana przez francuskiego mikrobiologa Ludwika Pasteura.
Przebieg choroby
Człowiek może zarazić się wąglikiem drogą pokarmową, przez wdychanie przetrwalników, ale najczęściej przez skórę (95% przypadków), uszkodzoną np. przez skaleczenia lub ukąszenia owadów. Skórna postać wąglika jest jednocześnie najłagodniejszą postacią tej choroby. Na zakażenie tą drogą szczególnie narażeni są hodowcy zwierząt gospodarskich czy weterynarze. Z dostających się przez uszkodzoną skórę przetrwalników _Bacillus anthracis_ szybko (najczęściej w ciągu 1–6 dni, choć może to trwać nawet 2 miesiące) powstają zdolne do namnażania się komórki bakteryjne. Namnażają się one w miejscu wniknięcia, tworząc pęcherzyk z zabarwionym na czarno płynem, który po wyschnięciu zamienia się w otoczony wyraźną opuchlizną czarny strup. Stąd nazwa wąglika _anthrax_ (od greckiego słowa ἄνθραξ –„węgiel”). Ten charakterystyczny dla wąglika strup jest bezbolesny. Chorzy zgłaszają bóle głowy, złe samopoczucie i gorączkę. Po 1–2 tygodniach strup odpada i następuje proces wracania do zdrowia, zwykle (w 90%) bez żadnych powikłań, ale jeśli się one pojawią, mogą być bardzo poważne. Postać skórna wąglika daje się z sukcesem leczyć antybiotykami, czasem niezbędne są także inne leki, np. sterydy. Terapia powinna być zastosowana bezzwłocznie. Śmiertelność wynosi wówczas poniżej 1%. Nieleczony skórny wąglik wiąże się z 5–20-procentową śmiertelnością.
Kiedy przetrwalniki _Bacillus anthracis_ dostaną się do organizmu człowieka przez układ pokarmowy, np. przez spożycie źle przygotowanego mięsa zakażonych zwierząt, mamy do czynienia z wąglikiem żołądkowo-jelitowym. Ta postać wywołuje objawy choroby 2–5 dni po spożyciu przetrwalników i dzieli się na dwa odrębne typy: wąglik gardła i jamy ustnej oraz wąglik jelitowy. W pierwszym przypadku obserwuje się zmiany wąglikowe na migdałkach, gardle i podniebieniu. Wydzielanie toksyny skutkuje bólem oraz trudnościami w przełykaniu i mówieniu, a także w oddychaniu. Do zakażenia wąglikiem jelitowym dochodzi, kiedy przetrwalniki dostaną się do śluzówki jelit. Zmiany wąglikowe, pojedyncze lub w grupach, występują w jelitach i towarzyszy im powiększenie lokalnych węzłów chłonnych. Znaczne powiększenie tych węzłów wraz z licznymi zmianami mogą powodować niedrożność jelit, ich perforację i krwawienia. Chorzy skarżą się na bóle brzucha, biegunkę i wymioty. Ponieważ ta postać wąglika występuje głównie w biedniejszych rejonach świata, gdzie zgłaszanie przypadków chorób zakaźnych bywa problematyczne, ocena śmiertelności waha się od 4 do 50%. Do śmierci pacjenta dochodzi z powodu krwotoków, wstrząsu i sepsy.
Najgroźniejszą postacią wąglika jest postać płucna, powstająca na skutek wdychania przetrwalników po ok. 6 dniach od ekspozycji. W przypadku wąglika nie jest to typowe zapalenie płuc, dochodzi raczej do zajęcia okolicznych węzłów chłonnych przez rozwijające się bakterie, a na skutek wytwarzanej przez nie toksyny następuje krwotoczne zapalenie węzłów chłonnych i gromadzenie płynu w jamie opłucnej. W pierwszej fazie choroby pacjenci mają niezbyt wysoką gorączkę i skarżą się na bóle głowy i mięśni, zmęczenie oraz lekki dyskomfort w klatce piersiowej. Po jedno- lub kilkudniowej poprawie następuje druga faza zakażenia, czyli znaczne i gwałtowne pogorszenie stanu zdrowia pacjenta, cechujące się bardzo wysoką gorączką, zaburzeniami oddychania, sinicą i sepsą. Na skutek rozprzestrzenienia się infekcji po całym organizmie może także dochodzić do zaatakowania pozostałych narządów, np. w połowie przypadków stwierdza się krwotoczne zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych i mózgu z obfitym gromadzeniem krwi w tkance mózgu i przestrzeniach podoponowych.
Wąglikowe zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych i mózgu niemal zawsze jest śmiertelne. Postać płucna również charakteryzuje się wysoką śmiertelnością: 100%, jeśli nie zostanie rozpoczęte leczenie, 95%, jeśli do podjęcia leczenia dojdzie później niż 48 godzin od pojawienia się objawów. Szybko wdrożona agresywna terapia może obniżyć śmiertelność do 45%.
Wszystkie wyżej opisane postaci wąglika były znane medycynie od zawsze. Stosunkowo niedawno, bo w 2000 r., opisano nowy rodzaj choroby – wąglik u osób wstrzykujących sobie dożylnie narkotyki (heroinę). Do pierwszego takiego przypadku doszło w Norwegii, na przełomie 2009 i 2010 r. ponad 100 osób zachorowało w Szkocji, a kolejna epidemia wybuchła w 2012 r. w Szkocji, choć przypadki wąglika notowano też w Walii i Anglii, jak również w Niemczech, we Francji i w Danii. Wąglik u osób wstrzykujących sobie heroinę jest zakażeniem ciężkim, wiąże się nie tylko ze zlokalizowanymi w miejscu zastrzyku zmianami, ale również z uogólnioną reakcją całego organizmu, w tym z krwotocznym zapaleniem opon mózgowo-rdzeniowych i niewydolnością wielonarządową. Ponad jedna trzecia pacjentów umiera.
Leczenie wąglika polega na zastosowaniu antybiotyków (np. amoksycyliny, doksycykliny, klindamycyny, cyprofloksacyny i innych) pojedynczo albo – w ciężkich przypadkach – w skojarzeniu kilku leków. Terapia wspomagająca np. oddychanie bywa niezbędna w postaciach uogólnionych. Chorym podaje się także antytoksynę celem zneutralizowania toksyny bakteryjnej. Antybiotyki stosuje się także prewencyjnie (w przypadku kiedy ktoś zetknął się z wąglikiem, ale nie ma objawów zakażenia). Istnieje szczepionka przeciwko wąglikowi. Jest ona zalecana nie populacji ogólnej, a jedynie osobom w szczególny sposób narażonym na zakażenie (np. pracownikom laboratoriów, w których bada się wąglik, czy weterynarzom), oraz jako ewentualny środek profilaktyczny podawany po ekspozycji na wąglik.
Czy musimy martwić się o wąglik?
Może i był on plagą nękającą ludzkość w czasach historycznych, ale czy zagraża nam obecnie?
Rzeczywiście, nie notuje się zbyt wielu przypadków choroby, szczególnie w krajach europejskich. Z kilku względów sytuacja jest jednak na tyle poważna, że warto pamiętać o wągliku.
Po pierwsze, wąglik może być użyty jako broń biologiczna. Został zaklasyfikowany do grupy A czynników bioterrorystycznych, czyli należy do tych najgroźniejszych: łatwych i tanich w produkcji i transporcie, szerzących się szybko, wywołujących dramatycznie przebiegającą infekcję, budzącą strach, a nawet panikę. Jak uczy chociażby historia listów z wąglikiem, czyli czterech czy pięciu nadanych w 2001 r. w Stanach Zjednoczonych do mediów oraz do amerykańskich senatorów listów zawierających przetrwalniki bakterii _Bacillus anthracis_, zastosowanie wąglika jako narzędzia bioterroru nie jest niemożliwe. Przetrwalniki bakterii były wówczas specjalnie przygotowane tak, aby łatwo rozprzestrzeniały się w formie aerozolu. Ogółem zakażeniu uległy 22 osoby, z czego 20 było pracownikami urzędów pocztowych albo pracownikami mediów lub przebywało w pobliżu budynków, w których znajdowały się zawierające wąglik listy (choroba dwóch osób, które nie miały żadnego kontaktu z listami, do dziś stanowi zagadkę). Pięć z tych osób zmarło z powodu płucnej postaci wąglika, przy czym uważa się, że liczba ta byłaby znacznie wyższa, gdyby nie szybko zastosowane postępowanie profilaktyczne.
Nie było to pierwsze zastosowanie wąglika w takim celu. Jako broni bakterii wąglika prawdopodobnie używały armie brytyjska i japońska w czasie drugiej wojny światowej. Największa tragedia związana z wąglikiem, pokazująca przy okazji nie tylko skuteczność bakterii _Bacillus anthracis_, ale i to, jak nieprzewidywalnym narzędziem jest broń biologiczna w ogóle, wydarzyła się w Związku Radzieckim w 1979 r. Związek Radziecki prowadził wówczas badania nad bronią biologiczną w bliskim sąsiedztwie miasta Swierdłowsk (obecnie Jekaterynburg), w specjalnych tajnych zakładach badawczych o nazwie Biopreparat. Pewnego wieczoru prawdopodobnie na skutek błędu pracownika (prawdopodobnie, bo władze radzieckie, aby zachować zdarzenie w tajemnicy, skutecznie niszczyły dowody) na zewnątrz zakładu wydostała się chmura sproszkowanego wąglika, którą wiatr rozproszył po okolicy.
Z powodu płucnej postaci choroby zmarło przynajmniej 66 osób pracujących i mieszkających w promieniu 4 km od Biopreparatu (nieoficjalne dane mówią o 105 zgonach).
Po drugie, w najbliższych latach możemy się spodziewać zwiększenia liczby przypadków wąglika na świecie, i to niekoniecznie tego zastosowanego w celach zbrodniczych, ale występującego niejako naturalnie.
Przypadki zakażeń będą również skutkiem niechlubnej aktywności człowieka. Wąglik zaczyna bowiem znów nam zagrażać w związku z globalnym ociepleniem i staje się nieoczekiwanym wskaźnikiem stopnia zaawansowania obecnego kryzysu klimatycznego.
Mogliśmy się o tym przekonać w 2016 r., kiedy w Jamalsko-Nienieckim Okręgu Autonomicznym w obrębie Federacji Rosyjskiej na wąglik zachorowało ok. 40 osób, przede wszystkim dzieci, padło też wiele reniferów. Przyczyną epidemii były nadzwyczajnie wysokie temperatury panujące wtedy w Arktyce, które spowodowały stopienie fragmentów wiecznej zmarzliny. Znajdowały się w niej zamrożone ciała padłych wiele lat wcześniej reniferów wraz z zamrożonymi w nich przetrwalnikami laseczki wąglika. Na skutek rozmrożenia przetrwalniki dostały się do gleby. Rozwinęły się z nich bakterie, które następnie zaraziły ludzi i zwierzęta. Po trzecie, jak wspomniano wyżej, wąglik może niespodziewanie zacząć powodować zakażenia u osób, u których tego typu infekcji wcześniej nie opisywano. Mowa tu o ludziach zażywających heroinę.
Po czwarte, co jest zupełnie zaskakujące, inne bakterie mogą przejąć rolę wąglika. Nowe szczepy laseczki _Bacillus cereus_, dotąd wiązanej z na ogół niezbyt groźnymi objawami ze strony układu pokarmowego, w ostatnich latach na skutek naturalnych procesów ewolucji zaczęły powodować chorobę do złudzenia przypominającą wąglik. Takie wąglikopodobne zakażenia notowano u ludzi i różnych gatunków ssaków, a opisano je w Stanach Zjednoczonych, Chinach i krajach afrykańskich.
Warto więc, aby lekarze i naukowcy pamiętali o wągliku i jego objawach – by ewentualne nowe przypadki choroby, powodowane i przez laseczkę wąglika, i przez bakterie ją naśladujące, można było szybko rozpoznawać i leczyć.TRĄD
Trąd (zwany także chorobą Hansena) wydaje się kolejną chorobą budzącą grozę kiedyś, ale już nie dzisiaj. Rzeczywiście, taka opinia jest częściowo słuszna. Trąd z listy zagrożeń dla zdrowia publicznego (według definicji WHO dana choroba należy do tej grupy, kiedy liczbę przypadków ocenia się na powyżej 1 na 10 000 osób w populacji) usunięto w 2000 r. Ale czy to oznacza, że zupełnie nie musimy się tą chorobą przejmować? Że nastąpiła jej eradykacja? Niestety nie. Trąd cały czas towarzyszy ludzkości. W 2018 r. odnotowano ponad 200 tys. nowych przypadków zachorowań na świecie. Ok. 2–3 mln ludzi zostało okaleczonych przez tę chorobę. W dodatku często były to dzieci. Są one szczególnie narażone na zakażenie. Liczba zakażeń u dzieci i młodzieży poniżej 15. r.ż. wciąż jest stosunkowo wysoka. W 2016 r. odnotowano blisko 19 tys. nowych infekcji u dzieci, a w 2017 r. – niemal 17 tys. Nawet jeśli te liczby nie robią dużego wrażenia, a trąd nie wzbudza aż takiego strachu jak kiedyś, to związane są z nim dodatkowe problemy, nie tylko medyczne, lecz także społeczne oraz psychologiczne, w znaczący sposób wpływające na życie i komfort życia trędowatych. Choroba Hansena bowiem często wiąże się z ubóstwem, niedożywieniem, ze stłoczeniem ludzi na małej przestrzeni, z trudnościami z dotarciem do opieki lekarskiej, ale również z dyskryminacją i ze stygmatyzacją chorych, w tym należących do uprzednio marginalizowanych grup, np. kobiet. Stygmatyzacja chorych na trąd jest uznawana za poważny ukryty problem (ang. _hidden burden_) związany z tą chorobą.
Historia
Trąd jest uważany za jedną z najstarszych chorób znanych ludzkości. Należy jednak pamiętać, że to, co chociażby w Biblii określa się mianem trądu, oznaczało najprawdopodobniej inne choroby / zakażenia skórne, zresztą znacznie bardziej zakaźne niż trąd. Co nie zmienia faktu, że w świadomości ludzkiej związek między trądem a nieczystością, grzechem, klątwą, strachem przed zakażonymi i chęcią odizolowania trędowatych od zdrowych członków społeczności istniał i nadal istnieje. Nawet jeśli wiadomo, że strach przed infekcjami czy stygmatyzacja chorych są pochodnymi przez wieki wykształconej u ludzi chęci ochrony społeczeństw przed chorobami, dającymi się zrozumieć w przypadku chorób wysoce zakaźnych, to w wypadku trądu trudno znaleźć takie wytłumaczenie. Dyskryminacja chorych jest zdecydowanie ostrzejsza, niż wynikałoby to z zagrożenia tą chorobą.
Trąd jest wywoływany przez bakterie o nazwie _Mycobacterium leprae_ (prątki trądu), należące do tego samego rodzaju, co prątki gruźlicy. Prątki trądu są bardzo trudne do badania. W odróżnieniu od wielu gatunków bakterii nie udaje się hodować ich na sztucznych podłożach, dostępne są tylko modele zwierzęce, przede wszystkim pancerniki. Mimo że trąd jako choroba nie stanowi szczególnej niespodzianki dla ludzkości, trudności w pracy nad _Mycobacterium leprae_ są jedną z przyczyn, dla których nauka wciąż nie wie wszystkiego o tej chorobie i wywołującym ją drobnoustroju. Dotyczy to zwłaszcza epidemiologii, bytowania bakterii i ich rozprzestrzenienia. Trąd jest chorobą, która w pewnym momencie historii była obecna na większości kontynentów. Nieregularność występowania trądu wciąż jest zagadką dla naukowców. Kojarzy się go z rejonami o ciepłym klimacie tropikalnym i subtropikalnym, tymczasem jego występowanie np. w niektórych krajach skandynawskich jest całkiem nieźle udokumentowane. Co ciekawe, liczba zakażeń na całym świecie spadła, nim jeszcze została opracowana i wdrożona skuteczna terapia. Dziś trąd jest obecny przede wszystkim w pięciu krajach (Indie, Brazylia, Indonezja, Bangladesz i Etiopia). Odnotowuje się w nich ponad 80% nowych zakażeń, ale nawet tam rozmieszczenie przypadków trądu jest nierównomierne. Są rejony, gdzie tych przypadków jest dużo, i rejony, gdzie jest ich mało. Rocznie notuje się ok. 200 tys. nowych przypadków na całym świecie.
Przyczyna trądu została wyjaśniona pod koniec XIX w. Gerhard Armauer Hansen, norweski lekarz zajmujący się pacjentami chorymi na trąd i praktykujący w okolicach miasta Bergen, na podstawie swoich obserwacji doszedł do wniosku, że jest to choroba zakaźna.
Ponadto w materiałach klinicznych pobranych od chorych zaobserwował bakterie. Nie udało mu się jednak odpowiednio zabarwić tych drobnoustrojów ani udowodnić, że są one odpowiedzialne za wywołanie objawów choroby. Pokazał swoje odkrycia niemieckiemu bakteriologowi Albertowi Neisserowi, który w tamtym czasie przyjechał do Bergen. Neisserowi udało się zabarwić bakterie. Co więcej, natychmiast opublikował on swoje spostrzeżenia bez wspominania nazwiska Hansena, przypisując sobie całą zasługę. Hansen nie dał za wygraną i również opublikował swoje wyniki. Rozpoczęła się dyskusja między badaczami. Ostatecznie ówczesne autorytety ogłosiły, że odkrywcą prątka trądu jest Hansen. Od tego czasu zaczęto nazywać trąd chorobą Hansena. Dodatkowo Hansen, aby udowodnić związek między bakterią a schorzeniem, próbował zakazić jedną ze swoich pacjentek próbką pobraną od innego pacjenta chorego na trąd. Zrobił to bez zgody owej pacjentki. Kobieta złożyła zażalenie na to, jak potraktował ją lekarz, co skończyło się postępowaniem administracyjnym wobec Hansena. (Przy okazji warto dodać, że i Neisser nie był wolny od nieetycznego zachowania wobec pacjentek. Kobietom, w większości prostytutkom, bez ich zgody na przeprowadzane na nich doświadczenia i wiedzy o nich wstrzykiwał surowicę pobieraną od chorych na kiłę). Historyczny wyrok był ważny ze względu na przenikające wówczas do postępowania medycznego takie istotne kwestie etyczne jak doświadczenia medyczne z udziałem ludzi czy zgoda pacjenta na interwencje medyczne.
Objawy trądu
Wbrew dość powszechnemu mniemaniu trądem jest się trudno zarazić. U ogromnej większości dorosłych ludzi (do 95%) nawet po dość dużej ekspozycji na potencjalne zakażenie nie dojdzie do rozwoju choroby. Nie da się zarazić wskutek zwykłych codziennych kontaktów z chorą osobą, takich jak rozmowa, uścisk dłoni czy siedzenie w jej pobliżu. Ludzie są w zasadzie jedynym źródłem infekcji, choć istnieją domniemania, że możliwe jest także zakażenie od zwierząt przenoszących trąd, przede wszystkim pancerników. Bakterie przenoszą się między ludźmi najprawdopodobniej drogą kropelkową, chociaż być może również inną, np. przez skórę. _Mycobacterium leprae_ jest drobnoustrojem powoli namnażającym się, więc okres inkubacji choroby jest bardzo długi. Średnio oblicza się go na 5 lat, ale może dochodzić do 20 i więcej. Bakteria woli namnażać się w niższych temperaturach, stąd zmiany chorobowe pojawiają się zwłaszcza na fizjologicznie chłodniejszych partiach ciała.
Trąd jest chorobą przewlekłą. Dotyczy głównie nerwów obwodowych, skóry i błon śluzowych. Podejrzewa się trąd, jeśli obserwuje się jeden lub kilka z następujących objawów: obecność bladych lub czerwonawych plamek na skórze, zanik albo zmniejszenie czucia w obrębie tych zmian, widoczne pogrubienie nerwów obwodowych, uczucie drętwienia albo mrowienia w dłoniach lub stopach, osłabienie rąk albo stóp, guzki na skórze twarzy albo na małżowinach usznych wraz ze zniekształceniami tych części ciała czy niebolesne rany na rękach lub nogach.
Charakterystyczne dla trądu są stan zapalny w okolicach nerwów oraz infekcja komórek nerwowych. Jak się uważa (choć nie jest to do końca zbadane), ten stan wraz z zakażeniem szczególnej populacji komórek w układzie nerwowym (komórek Schwanna) stanowi główną przyczynę uszkodzenia nerwów w przebiegu trądu. Potwierdzenie zakażenia można uzyskać poprzez wykrycie prątków w wycinkach skóry pacjenta. Istnieje kilka różnych klinicznych klasyfikacji trądu. Jedną z głównych jest podział na typ z niewielką liczbą prątków – łagodniejsza postać choroby, w której występuje tylko do pięciu zmian na skórze (nie jest ustalone, czy tacy chorzy są zakaźni dla otoczenia) – oraz na typ z dużą liczbą prątków – kiedy zmian na skórze jest więcej niż pięć. Choroba przebiega w różnych formach, przede wszystkim w formie gruźliczopodobnej (plamkowo-znieczulającej) i lepromatycznej (guzowatej), dzielonych na pośrednie grupy. Degeneracja nerwów może prowadzić do utraty funkcji motorycznych i czuciowych. Choroba może atakować również oczy, jądra, wątrobę, śledzionę czy szpik kostny, a także niszczyć kości i prowadzić do zniekształcenia ciała i kalectwa.
Postępowanie w wypadku trądu
Trąd jest chorobą uleczalną. Pierwsza skuteczna terapia – lek dapson – pojawiła się w latach czterdziestych XX w. Wydawało się nawet, że ludzkości uda się całkowita eliminacja trądu za pomocą tego leku. Z czasem jednak prątki stały się na niego oporne, co spowodowało zmianę zaleceń terapeutycznych WHO. Obecnie w leczeniu trądu stosowane jest połączenie trzech leków: dapsonu, ryfampicyny i klofazyminy. Leczenie trwa długo, sześć miesięcy w przypadku typu z niewielką liczbą prątków, rok w wypadku typu z dużą liczbą prątków, ale skutecznie zabija bakterie i doprowadza do wyleczenia chorego. Od 1995 r. leczenie trądu zapewniane przez WHO jest darmowe.
W zapobieganiu wystąpieniu choroby częściowo skuteczna jest szczepionka przeciwgruźlicza (BCG). Prace nad lepszymi szczepionkami, które zabezpieczałyby zarówno przed gruźlicą, jak i przed trądem, są w toku.
W przyjętej przez WHO strategii walki z trądem niezwykle ważna jest likwidacja stygmatyzacji i dyskryminacji chorych. Dotyczy to w szczególności kobiet, narażonych z powodu trądu na wyrzucenie poza nawias społeczeństwa, rozwody (w niektórych krajach rozwód z powodu trądu współmałżonka jest legalny), bezdomność, brak zabezpieczenia finansowego i niemożność zapewnienia opieki dzieciom. Trąd u kobiet stanowi zatem prawdziwą plagę, wpływającą nie tylko na samą chorą, ale też na członków jej rodziny i całą społeczność.