Plan uwodzenia - ebook
Plan uwodzenia - ebook
Honor i jej trzy siostry po śmierci ojczyma, hrabiego Backington, znalazły się na łasce przyrodniego brata, dziedzica tytułu, i narzeczonej Moniki. Monika chce, by zaraz po ślubie wyniosły się na daleką prowincję i żyły o głodowej pensji. Honor nie zamierza się poddać. Udaje się do domu hazardu, by znaleźć George’a Eastona, słynnego w pewnych kręgach uwodziciela i hazardzistę. Prosi go, aby uwiódł Monikę i w ten sposób doprowadził do zerwania zaręczyn. Aby plan się powiódł, potrzebna jest pomoc Honor…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-1602-9 |
Rozmiar pliku: | 975 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kłopoty zaczęły się wiosną tysiąc osiemset dwunastego roku w jaskini hazardu położonej na południe od Tamizy w obskurnej, rojącej się od złodziei dzielnicy Southwark.
To doprawdy niepojęte, jakim cudem stary budynek, wzniesiony jeszcze przez wikingów, stał się jednym z najmodniejszych lokali dla dżentelmenów z towarzystwa. Wnętrze o nisko zawieszonym suficie uderzało przepychem, ciężkie draperie z czerwonego aksamitu i kosztowne drewno robiły wrażenie. Każdej nocy wysoko urodzeni panowie ściągali tu ze swych statecznych rezydencji w Mayfair, przyjeżdżali do tego siedliska złodziei w uzbrojonych po zęby karetach, żeby przegrywać do siebie nawzajem bajońskie sumy. A kiedy któryś z dżentelmenów stracił już pieniądze przeznaczone na grę, mógł się pocieszać w towarzystwie francuskich kokotek w jednym z licznych prywatnych gabinecików.
W pewną przeraźliwie zimną noc na miesiąc przed rozpoczęciem wiosennego sezonu – kiedy to dżentelmeni nieuchronnie zostaną zmuszeni do wyrzeczenia się hazardu na rzecz balów w eleganckich salach Mayfair – pięć debiutantek zdołało nakłonić grupkę młodych sportsmenów, by pozwolili im rzucić okiem na tę jaskinię hazardu.
To był głupi i niebezpieczny postępek, bo narazili na szwank bezcenną reputację panien, a tym samym ich szanse na korzystne małżeństwo. Ale młodzieńcy, butni i żywiołowi, bez trudu dali się uprosić młodym damom. Nie przejmowali się ani obowiązującym w szulerni kategorycznym zakazem wstępu dla kobiet, ani rozmaitymi nieszczęściami i przestępstwami, których ofiarami mogły paść młode damy. Dla nich to była przygoda, która wnosiła trochę życia w zimową monotonię.
I właśnie tam, w jaskini hazardu w Southwark, George Easton zawarł znajomość z jedną z owych debiutantek: panną Honor Cabot.
Nie zwrócił uwagi na zamieszanie, które powstało, gdy w drzwiach stanęli młodzieńcy ze swymi skarbami – zarumienieni z podniecenia własną odwagą i pękający z dumy, że udało się im namówić odźwiernego, aby je wpuścił. George był tak skoncentrowany na pozbawieniu trzydziestu funtów pana Charlesa Rutherforda, nałogowego hazardzisty, z którym rozgrywał partię commerce, że nie zauważył tego, co się działo.
– Co, u licha? – zawołał Rutherford i George dopiero w tym momencie dostrzegł młode dziewczyny, które zbiły się w stadko na środku sali, zupełnie jak ptaszki trzepoczące skrzydłami i stroszące piórka. Spod kapturów wyglądały śliczne, roześmiane twarzyczki i błyszczące oczy, rozglądające się po tłumie mężczyzn, którzy oglądali je jak piękne konie na padoku.
– A niech to wszyscy diabli! – wymamrotał George i odłożył karty.
– Co one tu robią, do licha? – Rutherford zerwał się na równe nogi. Nieszczęsna dziwka, która siedziała na jego kolanach, o mało nie spadła na podłogę. – To skandal! – ryknął. – Te dziewczęta muszą natychmiast zostać stąd wyprowadzone!
Trzej młodzieńcy, sprawcy awantury, popatrzyli po sobie. Najmniejszy z nich zawadiacko zadarł głowę.
– One mają takie samo prawo tutaj być jak pan, sir.
Jedno spojrzenie na twarz Rutherforda pozwoliło George’owi zorientować się, że groził mu atak apopleksji, więc odezwał się niedbałym tonem:
– W takim razie pozwólcie im usiąść i zagrać. W przeciwnym razie będą tylko rozpraszać obecnych tu dżentelmenów.
– Zagrać? – Rutherford wybałuszył oczy tak, że o mało nie wyszły mu z orbit. – One nie potrafią grać!
– Ja potrafię – rozległ się kobiecy głos.
George wychylił się zza Rutherforda, żeby zobaczyć, która z nich ośmieliła się odezwać.
Jedna z młodych dam nieśmiało wysunęła się naprzód. George’a zaskoczył intensywny błękit jej oczu okolonych ciemnymi rzęsami i atramentowa czerń włosów wokół twarzy o skórze białej jak mleko. Trudno się spodziewać tutaj takiej piękności.
– Panna Cabot? – zapytał Rutherford z niedowierzaniem. – Co pani, u licha, tutaj robi?
Dygnęła, jakby stała na środku sali balowej, i złożyła przed sobą ręce w rękawiczkach.
– Przyszłyśmy tu z koleżankami, żeby zobaczyć na własne oczy, jak wygląda miejsce, w którym znikają wszyscy dżentelmeni niemal każdego wieczoru.
W tłumie rozległy się tłumione chichoty.
– Panno Cabot… to nie jest miejsce dla przyzwoitej młodej damy – powiedział Rutherford, wyraźnie poruszony, jakby czuł się odpowiedzialny za ten brak etykiety.
– Pan wybaczy, sir, ale nie pojmuję, jak miejsce odpowiednie dla przyzwoitego mężczyzny może być nieodpowiednie dla przyzwoitej młodej damy.
George nie zdołał powstrzymać się od śmiechu.
– Może dlatego, że nie istnieje coś takiego jak przyzwoity mężczyzna.
Niesamowicie błękitne oczy po raz drugi spoczęły na twarzy George’a i nagle poczuł jakieś dziwne trzepotanie w piersi. Dziewczyna przeniosła spojrzenie na karty.
– Commerce? – zapytała.
– Tak. – George był pod wrażeniem, że rozpoznała grę. – Do licha, jeśli ma pani ochotę zagrać, panienko, to proszę to zrobić.
W tym momencie cała krew odpłynęła z twarzy Rutherforda i George z lekkim rozbawieniem skonstatował, że jego partner do gry był bliski omdlenia.
– Nie. – Rutherford pokręcił głową i zatrzymał dziewczynę ruchem ręki. – Proszę o wybaczenie, panno Cabot, ale ja nie mogę nakłaniać pani do popełnienia tego szaleństwa. Proszę natychmiast wracać do domu.
Panna Cabot była wyraźnie zawiedziona.
– W takim razie ja to zrobię – oświadczył George i nogą odsunął krzesło przy swoim stoliku. – Kogo mam przyjemność nakłaniać do złego? – zapytał.
– Pannę Cabot – odpowiedziała dziewczyna. – Z Beckington House.
Córka hrabiego Beckington? Czyżby powiedziała to, żeby zrobić na mnie wrażenie? – zastanowił się i wzruszył ramionami.
– George Easton. Z Easton House.
Dziewczęta za jej plecami zachichotały, ale panna Cabot nie poszła za ich przykładem.
– Miło mi, panie Easton – powiedziała ze ślicznym uśmiechem.
George podejrzewał, że wcześnie nauczyła się tak uśmiechać, aby dostawać wszystko, na co miała ochotę. Doszedł do wniosku, że była piekielnie atrakcyjna.
– Tutaj nie gramy w gry salonowe, panienko. Ma pani pieniądze?
– Mam – odparła i pokazała mu sakiewkę.
– Lepiej niech ją pani schowa – poradził. – Pod jedwabnym szalem albo do cholewki wyglansowanych bucików, bo w tych murach roi się od złodziei.
– My przynajmniej mamy sakiewki, Easton, nie utopiliśmy całego majątku w statkach – ktoś zawołał.
Kilku dżentelmenów roześmiało się, ale George zignorował tę uwagę. Zdobył fortunę dzięki inteligencji i ciężkiej pracy i niektórzy mu tego zazdrościli.
Wskazał pannie Cabot krzesło.
– Wydaje się pani zbyt młoda, by rozumieć zasady takiej gry jak commerce.
– Doprawdy? – Uniosła brew i z wdziękiem usiadła na krześle, które odsunął dla niej jeden z panów. – A ile trzeba mieć lat, pana zdaniem, żeby dorosnąć do gier losowych?
Zbite w gromadkę panienki za jej plecami szeptały coś gorączkowo, ale panna Cabot spokojnie mierzyła wzrokiem George’a, czekając na odpowiedź. Uświadomił sobie, że nie była w najmniejszym stopniu onieśmielona, ani przez niego, ani przez sytuację, w jakiej się znalazła.
– Nie zamierzam pytać pani o wiek – zapewnił szarmancko. – Dla mnie wygląda pani jak dziecko. Ale czy jest pani gotowa stracić wszystkie pieniądze, które ma pani ze sobą?
Roześmiała się dźwięcznie.
– Nie zamierzam ich stracić.
Dżentelmeni ponownie parsknęli śmiechem. Rutherford wodził zaszokowanym wzrokiem od panny Cabot do George’a, a potem powoli i niechętnie usiadł na swoim miejscu.
– Mam rozdawać? – zapytał George, unosząc do góry talię kart.
– Proszę – odparła panna Cabot i starannie ułożyła rękawiczki obok stosiku swoich kilku monet. Kiedy George tasował karty, ona rozglądała się po sali. – Da pan wiarę, że jeszcze nigdy nie byłam na południe od Tamizy? Całe życie spędziłam w Londynie i w jego pobliżu, ale nigdy nie postawiłam stopy na południe od rzeki?
– Wyobrażam sobie – mruknął i rozdał karty. – Pani zaczyna, panno Cabot.
Przyjrzała się swoim kartom i położyła szylinga na środku stołu.
– Z szylingiem niewiele pani zwojuje w tej grze – stwierdził George.
– Akceptuje pan tę stawkę?
– Tak. – Wzruszył ramionami.
Uśmiech był jej jedyną odpowiedzią.
Rutherford poszedł za jej przykładem, a kobieta, która okupowała jego kolana prawie przez cały wieczór, wróciła na swojej miejsce i rzuciła pannie Cabot wyzywające spojrzenie.
– Och – szepnęła panna Cabot i odwróciła wzrok.
– Jest pani zaszokowana? – zapytał rozbawiony George.
– Odrobinę – przyznała panna Cabot i odważyła się znowu rzucić okiem na młodą prostytutkę.
George tymczasem spojrzał na karty – para królów. To będzie łatwe zwycięstwo, pomyślał i dorzucił się do puli.
Służący z półmiskiem przeszedł obok nich, zmierzając do stolika, który zakończył rozgrywkę. Panna Cabot pobiegła za nim wzrokiem.
– Panno Cabot – odezwał się George. – Pani kolej.
– Och. – Przyjrzała się swoim kartom, wyjęła kolejnego szylinga i położyła go na środku stołu.
– Panowie, stawka wzrosła do dwóch szylingów. Będziemy mieli szczęście, jeśli uda nam się zakończyć przed świtem.
Panna Cabot uśmiechnęła się, w jej błękitnych oczach zalśniło rozbawienie. George musiał napomnieć samego siebie, żeby nie dać się rozproszyć.
Przy następnym rozdaniu Rutherford zapomniał o swej początkowej niechęci do gry z debiutantką. W kolejnym panna Cabot postawiła dwa szylingi.
– Proszę uważać. Chyba nie chce pani przegrać wszystkich pieniędzy już w pierwszej grze – ostrzegł jeden z młodzieńców i zachichotał nerwowo.
– Nie sądzę, żeby przegrana w pierwszej grze była bardziej bolesna niż w szóstej, panie Eckersly – odparła pogodnie.
George wygrał w tym rozdaniu, ale panna Cabot nie wyglądała na zniechęconą.
– To ciekawsza gra od wista.
– Pod warunkiem że się wygrywa – odezwał się ktoś z tłumu.
– I że gra się pieniędzmi ojca – dodała żartobliwie panna Cabot ku uciesze niewielkiej, ale stale rosnącej grupki gapiów oraz stadka barwnych ptaszyn, które przyszły tu wraz z nią.
W ten sam sposób przebiegała także dalsza gra, panna Cabot stawiała szylinga i od czasu do czasu rzucała w tłum jakiś żarcik. To nie była gra o wysokie stawki, w jakich lubował się George, ale panna Cabot podobała mu się bardzo. Zupełnie nie pasowała do jego wyobrażeń o debiutantce. Była inteligentna i dowcipna, cieszyła się swymi drobnymi zwycięstwami i rozmawiała na temat swoich kart z każdym, kto stanął za jej plecami.
Po godzinie zawartość sakiewki panny Cabot skurczyła się do dwudziestu funtów. Zaczęła rozdawać karty.
– Czy możemy podnieść stawkę? – zapytała wesoło.
– Ja jestem za, jeśli może pani sobie na to pozwolić – odparł George.
Rzuciła mu szelmowskie spojrzenie.
– Stawiam dwadzieścia funtów – oznajmiła i zaczęła rozdawać.
– Ale to wszystko, co pani ma – zauważył George.
– Przyjmuje pan mój zakład? – powiedziała i podniosła na niego oczy.
Niech Bóg ma go swojej opiece! Dziewczyna wyraźnie go prowokowała! George uśmiechnął się. Nie zwykł odmawiać damom, szczególnie tak intrygującym.
– Ustępuję – powiedział i z gracją skłonił głowę. – Przyjmuję pani zakład.
Wieść o tym, że Easton przyjął wyzwanie panny Cabot, szybko rozeszła się po sali i w ciągu paru minut jeszcze większa grupa bywalców jaskini hazardu skupiła się wokół nich, żeby być świadkiem tego, jak debiutantka przegrywa wszystko w rozgrywce z nieślubnym synem zmarłego księcia Gloucester.
Rutherford, który nie potrafił znieść myśli, że debiutantka mogłaby być mu winna pieniądze, wycofał się z rozgrywki. Zostali tylko George i panna Cabot. Dziewczyna wyglądała na nieporuszoną. Jakie to typowe dla ludzi z Mayfair, pomyślał George. Nie przejmowała się tym, ile pieniędzy ojca przegra – dla niej zakłady i pieniądze brały się z powietrza.
Kiedy podniosła stawkę do stu funtów, George spasował. Podziwiał ducha tej dziewczyny, ale nie miał sumienia wygrywać tak wysokiej kwoty od debiutantki.
– Czy ojczulek na pewno zgodzi się zasilić pani sakiewkę taką sumą, panno Cabot? – zapytał.
Otaczający ich mężczyźni nagrodzili to pytanie gromkim śmiechem.
– To chyba zbyt osobiste pytanie, panie Easton. Może to ja powinnam zapytać, czy aby na pewno pan ma w kieszeni sto funtów w razie przegranej?
Pyskata ta mała! George wyobrażał sobie, jaki zachwyt wzbudziły jej słowa wśród obecnych dżentelmenów. Rzucił na stół garść banknotów i puścił do niej oko.
– Bardzo proszę.
George wyłożył sekwencję trzech kart, z których najstarsza była dziesiątka. Mogła go pobić jedynie triconem lub trójką.
– Jestem pod wrażeniem! – stwierdziła panna Cabot.
– Od dawna grywam w tę grę.
– Wierzę. – Podniosła wzrok i uśmiechnęła się do niego; w tym momencie George pojął, że został pokonany. Jej uśmiech był zbyt frywolny, zbyt triumfalny.
Kiedy wyłożyła swoje karty, wokół stolika rozległy się westchnienia, a potem wybuchł aplauz. Panna Cabot pobiła go triconem, trzema dziesiątkami. George popatrzył na karty, a potem spojrzał jej w oczy.
– Mogę? – zapytała i obu rękami zaczęła wpychać do sakiewki monety i banknoty ze stołu. Zabrała wszystko aż do ostatniego grosika, do swej małej, wykwintnej torebeczki. Podziękowała George’owi i Rutherfordowi za to, że pozwolili jej poznać atmosferę jaskini hazardu, narzuciła pelerynę, wciągnęła rękawiczki i dołączyła do gromadki dziewcząt.
George odprowadził ją wzrokiem, bębniąc palcami o blat stołu. On, doświadczony hazardzista, uległ debiutantce!
I w tym momencie zaczęły się jego kłopoty z Honor Cabot.ROZDZIAŁ DRUGI
Coroczne wiosenne wieczory muzyczne u lady Humphrey, powszechnie znane jako Wydarzenie, wyznaczały tendencje mody, które miały obowiązywać w nowym sezonie, i każdego roku jedna dama wyróżniała się spośród pozostałych. W tysiąc siedemset dziewięćdziesiątym ósmym roku lady Eastbourne pokazała się w sukni z krótkimi rękawami kimonowymi, które zostały uznane za niezwykle risqué, ale tak pomysłowe zarazem, że przez kilka tygodni stanowiły temat rozmów w Mayfair. W tysiąc osiemset czwartym panna Catherine Wortham zaszokowała wszystkich deklaracją, że będzie nosiła taką bieliznę, aby każdy mógł dostrzec pod cieniutką, muślinową suknią zarys jej nóg.
A piękną, wczesną wiosną tysiąc osiemset dwunastego największe wrażenie zrobiła panna Honor Cabot swą dopasowaną kreacją z wyzywająco głębokim dekoltem. Suknia musiała kosztować krocie – nie tylko z uwagi na bogate hafty i koraliki zdobiące jej obszycie, ale przede wszystkim dlatego, że została uszyta z najlepszego jedwabiu sprowadzonego z Paryża, a Wielka Brytania była w stanie wojny z Francją. Jedwab w kolorze piersi pawia cudownie podkreślał barwę jej oczu i odbijał się w drobnych kryształkach wpiętych w czarne jak noc zimowa włosy.
Tak, nie ulegało wątpliwości, że panna Honor Cabot była zjawiskowo piękna. Zawsze doskonale skrojone stroje stanowiły jedynie dodatek do jasnej cery o kremowym odcieniu, z którą kontrastowały ciemne rzęsy oraz pełne, czerwone jak rubin wargi i zdrowy rumieniec na policzkach. Była pogodna z natury i miła w obejściu, a jej oczy skrzyły się radością, gdy rozmawiała ze śmiechem z licznymi przyjaciółkami i wielbicielami płci przeciwnej.
Miała reputację panny, która zdecydowanie wykraczała poza normy oczekiwanej od debiutantek układności i nieśmiałości. Wszyscy słyszeli o jej niedawnej eskapadzie do Southwark. Panowie z towarzystwa żartobliwie przylepili jej etykietkę awanturnicy. Ale pewnego wieczora, w miejskiej rezydencji Humphreyów przy Hanover Square na kolacji, to nie piękna, wyzywająca suknia awanturniczej panny Cabot wprawiła w ruch języki wszystkich plotkarzy w Londynie. Tym razem chodziło o czepek. Prawdziwe dzieło sztuki! Zdaniem lady Chatham, samozwańczej ekspertki w dziedzinie stroju, musiał powstać w renomowanym zakładzie kapeluszniczym Lock and Company z St. James Street, który w swojej dziedzinie stanowił niedościgniony ideał.
Czepek został wykonany z czarnej krepy i ciemnoniebieskiej satyny, zebranej z jednego boku w niewielki wachlarzyk, który trzymał się dzięki przypięciu błyszczącym akwamarynem. Z tego wachlarzyka zwisały dwa niezwykle długie pawie pióra, które, zdaniem lady Chatham, musiały przypłynąć aż z Indii, ponieważ, jak powszechnie wiadomo, indyjskie pawie pióra zdecydowanie przewyższały pióra angielskich ptaków.
Panna Monica Hargrove na widok tego czepka, zawadiacko osadzonego na ciemnej główce Honor, o mało nie dostała ataku apopleksji.
Wieści rozchodziły się w Mayfair tak szybko, że informacja o scysji, do jakiej doszło między panną Cabot i panną Hargrove w damskiej toalecie, dotarła do miejskiej rezydencji hrabiego Beckington jeszcze przed powrotem panny Cabot.
Honor nie zdawała sobie z tego sprawy, wślizgując się do domu, gdy piały pierwsze kury. Wbiegła szybko po schodach do swej zacisznej sypialni, rzuciła czepek na szezlong, zdjęła suknię uszytą specjalnie dla niej przez panią Dracott i natychmiast zapadła w głęboki sen. W jakiś czas później została brutalnie obudzona, a kiedy otworzyła zaspane oczy, zobaczyła nad sobą buzię trzynastoletniej siostry, Mercy.
– Augustine prosi, żebyś przyszła – powiedziała Mercy, przyglądając się jej badawczo zza szkieł okularów w drucianych oprawkach. Mercy, podobnie jak Honor, miała czarne włosy i niebieskie oczy, podczas gdy pozostałe siostry, Grace – zaledwie o rok młodsza od dwudziestodwuletniej Honor – oraz szesnastoletnia Prudence były blondynkami o orzechowych oczach.
– Augustine? – Honor stłumiła ziewnięcie. Nie była w nastroju na spotkanie z przyrodnim bratem z samego rana. Z samego rana? Spojrzała na zegar na kominku; wskazywał wpół do dwunastej. – A czego on chce?
– Nie wiem – odparła Mercy i usiadła w nogach łóżka. – Dlaczego masz sine kręgi pod oczami?
Honor jęknęła.
– Spodziewamy się dzisiaj jakichś gości?
– Tylko pana Jetta – powiedziała Mercy. – Zostawił swoją kartę wizytową.
Poczciwy pan Jett po prostu nie przyjmował do wiadomości, że Honor nie wyrażała zgody na jego konkury.
Honor poznała głębię uczuć w roku swojego debiutu. Zakochała się po uszy w lordzie Rowley, przystojnym, czarującym, młodym dżentelmenie. I miała wszelkie powody spodziewać się rychłych oświadczyn. I oświadczył się… ale o rękę Delilah Snodgrass.
Honor usłyszała o tym podczas proszonej herbatki i straciła panowanie nad sobą do tego stopnia, że Grace była zmuszona ją usprawiedliwiać, bo wybiegła bez słowa i wróciła do domu. Miała złamane serce, tygodniami cierpiała. Została odrzucona ze względu na niższą pozycję społeczną jej rodziny.
Rana zadana tamtego lata nadal paliła żywym ogniem, nigdy tak naprawdę się nie zasklepiła. Honor przysięgła sobie i swoim siostrom, że już nigdy nie znajdzie się znowu w takiej sytuacji.
Ziewnęła i spojrzała na Mercy.
– Powiedz, proszę, Augustine’owi, że już schodzę.
– Dobrze, ale lepiej się nie guzdraj. Jest na ciebie wściekły.
– Dlaczego? Co takiego zrobiłam?
– Nie wiem. Na mamę też jest wściekły – dodała Mercy. – Podobno uprzedzał mamę, że zaprosił Hargrove’ów na wczorajszy obiad, ale mama twierdzi, że nic jej nie mówił. Nie zaplanowała menu, a oni się zjawili.
– O, nie! – jęknęła Honor. – I co się stało?
– Zjedliśmy gotowanego kurczaka – odparła Mercy. – Muszę już iść – rzuciła lekko i wybiegła z pokoju.
Honor jęknęła znowu i odrzuciła kołdrę. Właściwie lubiła Augustine’a. Już od dziesięciu lat był jej przybranym bratem. Miał obecnie dwadzieścia cztery lata, był korpulentny i raczej niewysokiego wzrostu. Nigdy nie przepadał za spacerami czy polowaniem, popołudnia najchętniej spędzał nad książką albo w swoim klubie, gdzie dyskutował z przyjaciółmi o manewrach floty brytyjskiej, co relacjonował potem z boleśnie drobiazgową dokładnością w domu przy kolacji.
Ale nie można mu było zarzucić niczego poza śmiertelnie nudnym życiem: Augustine Devereaux, lord Sommerfield, był dobrym, troskliwym człowiekiem. Choć słabym i chorobliwie nieśmiałym w stosunku do kobiet. Honor i Grace latami naginały go do swojej woli. To uległo zmianie, kiedy zakochał się w Monice Hargrove i poprosił ją o rękę. Byliby już z pewnością małżeństwem, gdyby jego ojciec, hrabia Beckington, nie podupadł na zdrowiu. Ojczym Honor cierpiał na suchoty. Rozliczni lekarze, którzy przewijali się przez ich dom, dawali mu miesiące, jeśli nie tygodnie życia.
Honor włożyła prostą, codzienną sukienkę i wyszczotkowała włosy, ale zostawiła je rozpuszczone, bo była zbyt zmęczona, aby je upiąć. Zeszła na dół. Augustine’a i wszystkie swoje siostry zastała w pokoju śniadaniowym i widok jedzenia wystawionego na kredensie poprawił jej humor. Honor nie pamiętała już, kiedy ostatnio coś zjadła.
– Dzień dobry wszystkim – zawołała wesoło. Podeszła do kredensu po kosztownym dywanie Aubusson i sięgnęła po talerz.
– Honor, kochanie, czy mógłbym się dowiedzieć, o której właściwie wróciłaś do domu? – zapytał Augustine uszczypliwym tonem.
– Niezbyt późno – odparła, starannie unikając jego wzroku. – Nie zamierzałam zostać tak długo, ale lady Humphrey zainicjowała grę w faraona i rozgrywka tak mnie pochłonęła…
– W faraona! To ordynarna gra, popularna wśród prostaków w tawernach! Na litość boską, Honor, czy ty nigdy nie myślisz o tym, że przez swoje zachowanie możesz dostać się na języki?
– Zawsze o tym myślę – zapewniła Honor zgodnie z prawdą.
Augustine skrzywił się i postanowił zmienić taktykę.
– Jaki dżentelmen zechce wziąć debiutantkę, która uprawia hazard do białego rana i przepuszcza w karty fortunę ojczyma? – zapytał.
– Nie przepuszczam fortuny ojczyma, Augustinie! Stawiam pieniądze, które uczciwie wygrałam! – Honor śmiało spojrzała w oczy przybranemu bratu. Nie zamierzała za to przepraszać. Niespełna miesiąc temu wygrała sto funtów od pana George’a Eastona w Southwark. Do dziś pamiętała bezbrzeżne zdziwienie w jego oczach.
– Opowiedz nam lepiej o wczorajszym koncercie – poprosiła gorąco Prudence, nie przejmując się kłótliwym nastrojem Augustine’a. – Czy muzyka była boska? Kto był obecny? Co panie miały na sobie?
– Co miały na sobie? – powtórzyła Honor w zamyśleniu i usiadła obok Augustine’a. Postawiła przed sobą talerz pełen serów i biszkoptów. – Naprawdę nie zauważyłam. Pewnie to, co zawsze: muślin i koronki. – Lekko wzruszyła ramionami.
– A może masz coś do powiedzenia o czepkach? – zapytał surowo Augustine i podkradł biszkopt z talerza Honor.
Od razu zrozumiała, że wiedział już o jej kłótni z Monicą. Zawahała się tylko na moment, po czym wyprostowała się na krześle i zwróciła do przybranego brata z uśmiechem.
– Przypominam sobie tylko swój czepek.
– No i masz, Augustinie! – zawołała Grace triumfalnie. – Widzisz? To niemożliwe, żeby ukradła czepek Monice.
– Ukradła? – powtórzyła Honor.
– Honor bywa niekiedy irytująca, ale zapewniam cię, że nie ma w niej cienia nieuczciwości – kontynuowała Grace, jakby Honor nie siedziała naprzeciw niej przy stole. – Wręcz przeciwnie! Jeśli można ją za coś krytykować, to za nadmiar uczciwości!
– Czy człowiek może być nadmiernie uczciwy? – zainteresowała się Prudence. – Jest albo uczciwy, albo nie.
– Uczciwości panny Hargrove również nie można nic zarzucić – odparł surowo Augustine. – Nie wystąpiłaby do mnie z taką skargą, gdyby to nie była prawda. – I jakby dla podkreślenia mocy tych słów włożył do ust ostatni kawałek biszkopta i żuł go energicznie, spoglądając potępiająco na Honor.
Honor powstrzymała się od stwierdzenia, że Monice Hargrove bardzo wiele można było zarzucić. Znały się z Monicą od szóstego roku życia, ponieważ ich matki uznały za stosowne zatrudnić dla obu dziewczynek jednego nauczyciela tańca. Instruktor – mizdrzący się głupek z ostrym nosem i długimi, cienkimi ramionami – darzył sympatią Monicę i dawał jej zawsze najlepsze role w recitalach. Co więcej, kostiumy Moniki zawsze miały skrzydełka, a kostiumy Honor nigdy, co Honor mogłaby znieść, gdyby Monica nie demonstrowała swojego zadowolenia tak ostentacyjnie.
– Może w przyszłym roku, jak będziesz lepiej tańczyć, to dostaniesz ten kostium – mówiła, obracając się najpierw w jedną, a potem w drugą stronę, żeby Honor mogła obejrzeć temat rozmowy w całej okazałości.
Przez następnych szesnaście lat ich rywalizacja przybierała na sile.
– Monica wyolbrzymiłaby przed tobą najlżejsze nieporozumienie między nami, żeby tylko pokazać się w korzystniejszym świetle – stwierdziła Honor.
– Zaprzeczasz, że to panna Hargrove zamówiła ten czepek w Lock and Company? – zawołał Augustine po przełknięciu biszkopta. – I że była oburzona, kiedy zobaczyła go na twojej głowie podczas koncertu? To musiał być dla niej straszny szok! Biedaczka…
Mercy, która przewracała stronice książki, nie patrząc nawet na słowa, parsknęła śmiechem. Grace natychmiast spiorunowała ją karcącym spojrzeniem i zwróciła się do Augustine’a, żeby załagodzić sytuację.
– To z pewnością jakieś drobne nieporozumienie.
– Nie. – Augustine pokręcił głową. – Panna Hargrove poinformowała mnie osobiście, że podczas obiadu doszło do konfrontacji z Honor i Honor, naturalnie, wszystkiemu zaprzeczyła. Ale gdy panna Hargrove powiedziała, że musiała słono zapłacić za zamówiony przez nią czepek, Honor odparła: „Nie był wcale taki drogi”. Rozumiesz? W ten sposób przyznała się pośrednio, że zabrała czepek pannie Hargrove!
– Miałam na myśli jedynie to, że kiedy ja nabyłam ten czepek, jego cena nie wydała mi się wcale wygórowana – wtrąciła słodko Honor.
Na policzkach Augustine’a pojawiły się czerwone plamy, jak zawsze gdy był wzburzony albo zmieszany.
– Honor, to… – Urwał, jego pierś unosiła się gwałtownie w rytm głębokich oddechów, kiedy próbował się opanować i odzyskać autorytet. – To nic nie da.
– Co nic nie da? – zapytała i podniosła swój talerz, podsuwając mu kolejny biszkopt. – Zachwyciła się moim czepkiem i zaczęła twierdzić, że należy do niej. Ale jak mógłby do niej należeć, pytam cię, skoro modystka sprzedała go mnie? Możesz zapytać w Lock and Company, jeśli masz ochotę.
Wyraz dezorientacji na twarzy Augustine’a pogłębiał się w miarę, jak próbował rozwikłać zagadkę czepka.
– Nie zamierzam dyskredytować twojej narzeczonej, Augustinie – ciągnęła Honor. – Chciałabym, żebyśmy były przyjaciółkami. Naprawdę! Ale wyznam ci szczerze, że chwilami obawiam się jej prawdziwych intencji.
– Jej intencje są jak najlepsze! – oświadczył Augustine. – W całym Londynie nie ma słodszej dziewczyny niż ona. – Nagle sięgnął po rękę Honor, ale natrafił na talerz. – Ja naprawdę… nalegam, żebyś już więcej nie zabierała jej czepków. Ani… ani nie kupowała takich, które się jej podobają – dokończył niepewnie.
Grace za jego plecami przewróciła oczami.
– Masz moje słowo – powiedziała Honor uroczyście. – Nie będę zabierać czepków Monice.
Zdławiony chichot, który dobiegł jej uszu, wyrwał się Prudence, która robiła, co mogła, żeby nie ryknąć głośnym śmiechem.
– Nie zniosę kłótni między wami – kontynuował Augustine. – Jesteś moją przybraną siostrą, a ona będzie moją żoną. Nie obchodzi mnie to, co mówi się o was obu na mieście, ale to nie jest dobre dla taty.
– Masz rację, oczywiście. Masz rację – powiedziała Honor, nieprzejęta reprymendą. – Jak hrabia się dzisiaj czuje?
– Jest słaby – odparł Augustine. – Zajrzałem do niego po śniadaniu i poprosił, żebym zaciągnął zasłony, bo chciał się przespać po kolejnej bezsennej nocy.
Augustine wstał od stołu, ocierając się brzuchem o blat. Obciągnął kamizelkę, która miała tendencje do podjeżdżania do góry, kiedy siedział, i wyciągnął serwetkę zza kołnierzyka.
Po jego wyjściu Grace wyprosiła z pokoju młodsze siostry oraz lokaja, który usługiwał im przy śniadaniu, po czym utkwiła w Honor mroczne spojrzenie orzechowych oczu.
– Co zrobiłaś? – zapytała cicho.
– Nic! – zapewniła Honor, ale nie zdołała zapanować nad uśmiechem, który pojawił się na jej ustach. – No, dobrze. Kupiłam ten czepek. – Włożyła do ust kawałek sera.
– To dlaczego Monica jest taka poirytowana?
– Pewnie dlatego, że… zamówiła go dla siebie. – Honor uśmiechnęła się szeroko.
Grace wpatrywała się w siostrę przez chwilę, po czym parsknęła śmiechem.
– Dobry Boże, jesteś niepoprawna! Ty nas zrujnujesz!
– To nieprawda. Jestem bardzo poprawna.
– Honor! – zawołała Grace, nie przestając się śmiać. – Uzgodniłyśmy, że nie będziesz jej więcej drażnić.
– Och, to tylko czepek! – Honor odsunęła od siebie talerz. – Był na wystawie Lock and Company i bardzo mi się spodobał. Ekspedient poinformował mnie z niekłamaną satysfakcją, że panna Monica Hargrove zamówiła go przeszło miesiąc temu, ale dotąd nie przyszła, żeby go odebrać i zapłacić. A on tak kusząco wyglądał w tym oknie wystawowym, Grace… Taki piękny czepek! I, szczerze mówiąc, kompletnie nie pasował kolorystycznie do bladej cery Moniki. Ten biedny sklep poniósł wydatki, które nie zostały uregulowane! Ekspedient był przeszczęśliwy. I naprawdę nie obchodzi mnie ani trochę, że to Monica zamówiła ten czepek. Ona jest taka niesympatyczna! Wiesz, co mi powiedziała wczoraj wieczorem? – Honor pochyliła się nieco do przodu i szyderczo zniżyła głos, nadając mu złowieszcze brzmienie. – Powiedziała: „Wiem, do czego zmierzasz, Honor Cabot. Ale to ci się nie uda. Augustine i ja weźmiemy ślub, nie zdołasz temu zapobiec. A kiedy już weźmiemy ślub, to, zapamiętaj sobie, znajdziesz się w wiejskiej chacie koło Cotswolds i nie będziesz już potrzebowała pięknych czepków!”. – Honor usiadła prosto i czekała, aż znaczenie tych słów dotrze do siostry.
Grace głośno wciągnęła powietrze.
– Cotswolds! Czemu nie wyśle nas od razu na afrykańską pustynię? Och, Honor, dokładnie tego się obawiałyśmy. I zobacz, co narobiłaś!
Honor prychnęła i sięgnęła po następny kawałek sera.
– Naprawdę sądzisz, że Monica ma aż taki wpływ na Augustine’a? Że nie zależy mu na siostrach?
– Tak! – zawołała Grace z naciskiem. – Tak, myślę, że ona ma na niego ogromny wpływ! I choć Augustine’owi może na nas naprawdę zależeć, to kiedy hrabia umrze, Monica nie zechce dzielić się z nami ani Beckington House, ani wiejską posiadłością Longmeadow, ani niczym innym.
Honor westchnęła. W londyńskim towarzystwie panowało powszechne przekonanie, że nowy hrabia Beckington i jego jeszcze nowsza żona nie zechcą zatrzymać przy sobie trzeciej żony zmarłego hrabiego oraz jego czterech pasierbic.
– Sobą możesz się nie przejmować – ciągnęła Grace. – Ale co z Prudence i Mercy? Co z mamą?
Perspektywy ich matki na znalezienie następnego męża były znikome, szczególnie że musiałby wraz z nią przyjąć również jej cztery niezamężne córki o dość wygórowanych oczekiwaniach wobec stylu życia i zapewnić im posag.
Co gorsza, było niemal pewne, że panny Cabot zostaną usunięte na margines towarzystwa, jeśli ktoś domyśli się tego, co Honor i Grace już wiedziały: że ich matka powoli, ale wyraźnie popadała w obłęd. Zaczęło się to dwa lata temu po wypadku w Longmeadow. Powóz, którym jechała, przewrócił się i matka wypadła na drogę. Od tamtej chwili miała zaniki pamięci. Raz opowiadała beztrosko o spotkaniu z siostrą w Vauxhall, jakby jej siostra nadal żyła. Innym razem nie mogła sobie przypomnieć tytułu hrabiowskiego.
– A chyba nie muszę ci mówić, że hrabia od dwóch dni nie wstaje z łóżka – dodała Grace.
– Wiem, wiem – odparła smętnie Honor. Usiadła na krześle na podwiniętych nogach. – Grace… tak sobie myślę… – odezwała się ostrożnie. – Co by było, gdyby Monica nie wyszła za Augustine’a…?
– Oczywiście, że za niego wyjdzie! – przerwała jej siostra. – Kompletnie zawróciła mu w głowie. Łasi się do niej jak szczeniak.
– A gdyby tak… gdyby to Monica została uwiedziona przez kogoś innego?
– Co? – Grace popatrzyła na Honor z rezerwą. – Jak? Dlaczego?
– Przyjmijmy tylko takie założenie. Gdyby została uwiedziona, to dałoby nam trochę czasu na załatwienie naszych spraw. Pomyśl tylko, Grace.
– Zapominasz, że Augustine ją kocha? – zapytała siostra, starając się zachować spokój.
– Nie zapominam. Ale on jest mężczyzną, prawda? Szybko o niej zapomni i znajdzie sobie inną.
– Nasz Augustine! – zawołała Grace z niedowierzaniem. – Monica Hargrove to pierwsza kobieta, na którą podniósł oczy, a i tak musiało upłynąć ładnych parę lat, zanim się na to odważył!
– Wiem. – Honor skrzywiła się lekko. – Staram się tylko znaleźć sposób, żeby opóźnić nieco ich ślub.
– Do czasu aż…?
– Jeszcze tego nie przemyślałam – przyznała Honor.
Grace wpatrywała się przez chwilę w twarz siostry, po czym pokręciła głową.
– To śmieszne. Dziwaczne! Monica go nie wypuści z garści, choćby Augustine oślepł i oniemiał. A poza tym ja mam lepszy plan.
– Jaki? – zapytała Honor sceptycznie.
Grace wyprostowała się na krześle.
– My pierwsze wyjdziemy za mąż. Jak najszybciej. Po ślubie nasi mężowie nie będą mieli wyboru i po śmierci hrabiego będą musieli przyjąć pod swój dach nasze siostry i mamę.
– I kto tu ma śmieszne pomysły? – mruknęła Honor. – Wydaje ci się, że można znaleźć męża, ot tak? Za kogo mamy wyjść?
– Za pana Jetta…
– Nie! – krzyknęła Honor. – To fatalny plan, Grace. Po pierwsze, żadna z nas nie otrzymała jeszcze propozycji małżeństwa. Po drugie, ja nie chcę na razie wychodzić za mąż.
– Naprawdę nie chcesz wyjść za mąż, Honor? – zapytała Grace, lekko zaskoczona. -Nie chcesz miłości, bliskości, dzieci?
– Oczywiście, że chcę – odparła Honor, trochę niepewnie. Ceniła wolność. Nie spieszyło jej się do ślubu i dzieci jak innym kobietom w jej wieku. – Na razie jednak nikogo nie kocham, a nie mam ochoty wyjść za mąż tylko dlatego, że tego się ode mnie oczekuje.
– Ale są inni, którzy muszą na nas polegać – odparła Grace z myślą o Prudence i Mercy. – Poza tym na twój osąd ma wpływ historia z Rowleyem… Nie mówię tego, żeby ci zrobić przykrość. Ale nie pozwalasz nikomu zbliżyć się do siebie. – Zanim siostra zdążyła zaprotestować, Grace dodała: – Zgadzamy się przynajmniej co do jednego:coś trzeba zrobić.
– Tak, oczywiście. I dlatego uważam, że Monica musi zostać uwiedziona. I znam człowieka, który mógłby to zrobić.
– Kogo? – zapytała Grace sceptycznie.
Honor uśmiechnęła się, zachwycona własną bystrością.
– George’a Eastona!
Grace szeroko otworzyła oczy.
– Czy ty kompletnie straciłaś rozum?
– Nie straciłam – odparła Honor stanowczo. – To idealny mężczyzna do tego zadania.
– Czy mówisz o tym George’u Eastonie, od którego wygrałaś sto funtów podczas tej skandalicznej wyprawy do Southwark?
– Tak – przyznała Honor i poruszyła się niespokojnie na krześle.
– Żeby wszystko było całkowicie jasne. Czy mówisz o mężczyźnie, który mieni się nieślubnym synem zmarłego księcia Gloucester? O mężczyźnie, który traci fortunę z równą łatwością, z jaką ją zdobywa?
– Tak – odparła Honor. – Jest przystojny, spokrewniony z królem i aktualnie przy forsie.
– Ale to człowiek bez nazwiska. Bez koneksji! Powszechnie wiadomo, że to syn zmarłego księcia Gloucester, ale sam książę nigdy go nie uznał. Nie wspominając już o tym, że obecny książę Gloucester – przyrodni brat Eastona, jeśli wierzyć w jego zapewnienia – szczerze go nienawidzi i nie pozwala nawet w swojej obecności wymieniać jego nazwiska! Na litość boską, Honor, on nie korzysta z żadnych przywilejów związanych z jego domniemanym ojcem! Monica Hargrove za nic w świecie nie zrezygnuje dla niego z tytułu hrabiny Beckington. Choćby piekło zamarzło.
– Może zrezygnować – stwierdziła Honor z uporem. – Jeżeli zostanie uwiedziona.
Grace opadła na krzesło, oparła ręce na kolanach i wbiła wzrok w siostrę.
– To niebezpieczny, niegodziwy pomysł. Obiecaj mi, że tego nie zrobisz.
– Niegodziwy! – Honor poczuła się dotknięta, że siostra nie doceniła jej błyskotliwego planu. – Chcę tylko, żeby ją uwiódł, nie żeby ją skompromitował!
– Nieważne – powiedziała Grace. – Obiecaj mi, że nie zrobisz czegoś tak głupiego.
– No, dobrze, już dobrze. – Honor niecierpliwie machnęła ręką. – Obiecuję – powiedziała z emfazą i zajęła się znowu jedzeniem. – Ależ ja jestem głodna.
Honor miała szczery zamiar dotrzymać obietnicy. Zawsze starała się dotrzymywać obietnic. Ale zupełnie niespodziewanie tego właśnie popołudnia natknęła się na George’a Eastona.