Plan uwodzenia - ebook
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Plan uwodzenia - ebook
Zach Marcum, zabójczo przystojny architekt, jest gwiazdą tabloidów, które z lubością odnotowują jego miłosne podboje. Budową zaprojektowanego przez niego luksusowego hotelu kieruje piękna Anastasia Clark. Zach chętnie by z nią poromansował, Ana jednak nie jest łatwa zdobyczą...
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-3005-6 |
Rozmiar pliku: | 629 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
ROZDZIAŁ PIERWSZY
− Jaki miły widok! Szef nadzorujący ekipę.
− Szefowa − sprostowała Anastasia Clark, śledząc pracę ludzi i starając się za wszelką cenę nie patrzeć na przystojnego mężczyznę, który nagle wyrósł tuż przed nią. − Ciągle przekręcasz to słowo.
− Ano tak.
Zaryzykowała jednak i zerknęła w jego stronę. Zach Marcum był tak samo postawny i atrakcyjny jak wówczas, gdy prawie dwa lata temu ujrzała go w firmie Victora Lawsona. Czy on, u licha, musi być aż tak seksowny?
− Chodźmy do biura – zaproponował, przyglądając się jej zza ciemnych szkieł. − Musimy porozmawiać.
− A nie możemy tutaj? − Ana odwróciła się twarzą do niego, przyciskając do piersi notatnik.
Była wdzięczna, że lustrzane „lotnicze” okulary kryją jego spojrzenie i nie musi patrzeć mu w oczy. Te ciemne egzotyczne oczy, które każdą kobietę przyprawiają o utratę tchu. Każdą, ale nie ją. Boże, zlituj się! Na środkowym zachodzie, skąd pochodziła, nie spotykało się aż tak seksownych facetów.
− Nie, tu jest za gorąco. − Zach wykrzywił wargi.
Obrócił się na pięcie i skierował do jej przyczepy, tak jakby było oczywiste, że ma iść za nim. On jest taki sam jak jej ojciec. A przecież to, że jest jednym z najprzystojniejszych mężczyzn, jakich spotkała, nie oznacza jeszcze, że wolno mu być bezczelnym.
Nigdy nie pracowała z tak aroganckim i… dobrze zbudowanym szefem projektu. Dosyć! Nie myślmy o głupstwach, wartych tyle co zwykły popołudniowy deszcz w Miami. Ważna jest praca.
Gdyby tego ośrodka nie budował Victor Lawson, światowej sławy potentat branży hotelowej, Ana pewnie odrzuciłaby tę propozycję. Nie narzekała na brak zleceń, miała też bardziej niż stabilną sytuację finansową, zwłaszcza odkąd przestała wydawać pieniądze na zachcianki. Wszystko, co pozostawało po spłaceniu rachunków – a były wśród nich też karciane długi ojca – inwestowała w akcje, oszczędzała albo oddawała matce.
Praca z Victorem i z Agencją Marcumów to jednak wielka szansa. Ich projekt może w niewyobrażalny sposób podnieść jej zawodową renomę. Brat bliźniak Zacha, Cole, i jego narzeczona Tamera to znakomici architekci i projektanci, wspaniali ludzie. Ana słyszała, że swój związek zawdzięczają Victorowi Lawsonowi, który zatrudnił zarówno agencję Marcumów, jak i biuro projektowe prowadzone wcześniej przez Tamerę.
Ana nie poznała jeszcze młodszej siostry bliźniaków, Kayli, ale o niej też mówiło się w samych superlatywach. Pozostaje Zach…
W każdej rodzinie jest ktoś taki. Osoba, która musi być gwiazdą każdego show, skupiać na sobie – czy na to zasługuje, czy nie – powszechną uwagę. Zach to dokładna kopia jej ojca. A przynajmniej człowieka, którym jej ojciec był, zanim nie przepuścił w kasynach całego majątku. Ojciec był przystojny, miał więcej pieniędzy, niż można sensownie wydać, afiszował się wszystkim, a szczególnie czarem zniewalającym całe rzesze kobiet.
Okej, jeśli Zach myśli, że ją coś takiego bierze, musi wiedzieć jedno: ona jest, i zawsze była, profesjonalistką. Nie może pozwolić, by jego architektoniczne ego mąciło jej umysł i przeszkadzało w pracy nad projektem życia.
Tu zresztą nie chodzi tylko o nią samą. Jest przecież odpowiedzialna za pracowników oraz ich rodziny. Nie mówiąc o ojcu, który właśnie dzwonił, prosząc o kolejne dziesięć tysięcy. Dlaczego matka się z nim nie rozwiedzie? Za pieniądze, które pochłania nałóg ojca, można by zbudować wymarzony domek dla mamy. A ojciec niech się sam o siebie martwi. Już dawno powinien stanąć na własnych nogach i zachowywać się jak mężczyzna, za którego zresztą się uważa.
Odwróciła się i w zakurzonych butach poszła za Zachem do swojego „biura”. Zach wszedł pierwszy. Siadając na żółtym plastikowym krześle naprzeciwko biurka, pokazał, że czuje się tu jak u siebie.
− O co chodzi? − zapytała, zamykając drzwi, by nie zniweczyć dobrodziejstw klimatyzacji.
Zsunął z twarzy te seksowne okulary i rzucił je na szkice zalegające biurko. Potem powiódł po jej twarzy zmysłowym spojrzeniem, jakby spodziewał się, że ona natychmiast zemdleje.
Piekielny upał Miami chyba właśnie jej zaszkodził, bo naprawdę zrobiło jej się słabo.
− Czym ci się naraziłem? − zapytał.
Bezceremonialność tego pytania niemile ją uderzyła.
− Słucham? − wykrztusiła.
Zach trzymał ręce na opiętych dżinsami biodrach.
− Znam się na ludziach − odparł. − Wiesz, w naszej rodzinie jestem tym najbardziej cichym, zawsze z boku, uważnym obserwatorem. I widzę, że ty masz mnie za nic.
Tłumiąc śmiech, oparła się biodrem o kant biurka. Nie chciała siadać. Tu jest jej teren i tu ona musi mieć oko na wszystko. Chciała mu dać po głowie notesem, ale opanowała się i odłożyła go na biurko. Profesjonalnie i spokojnie.
− Zach, przecież ja cię ledwie znam. Nie mam żadnych problemów ani z tobą, ani z naszymi zawodowymi kontaktami − powiedziała.
Przysunął się bliżej i ściągnął brwi.
− Nie, tu nie chodzi o sprawy zawodowe. Jesteście jednym z najbardziej profesjonalnych zespołów, z jakimi dotychczas się stykałem. Chodzi o ciebie. O to, jak prostujesz sylwetkę, jak ostentacyjnie podnosisz głowę, gdy przechodzę obok. To takie drobiazgi, ale twoja postawa staje się nagle sztucznie oficjalna. Zaczynam podejrzewać, że chcesz coś ukryć.
− Postawa? Może nie bawmy się w analizę postaw ani w wycieczki osobiste. Po co tu przyszedłeś?
− Gdzie jest reszta pracowników? − zapytał.
Powstrzymała niespokojny ruch dłoni. Zach nie może poznać, że jest zdenerwowana czy rozdrażniona.
− Będą tu za tydzień − odparła, patrząc mu w oczy i ignorując przyśpieszone bicie serca. − Właśnie kończymy pewien projekt w Seattle, a tamtejsze ulewy opóźniły prace o miesiąc. Matka natura nie trzyma się terminów.
Zach zmniejszył dystans, kładąc ręce na biurku tuż przy jej boku.
− Ryzykujesz realizację wielomilionowego kontraktu tylko dlatego, że nie radzisz sobie z pogodą?
Tym razem stanęła wyprostowana, choć on i tak miał nad nią przewagę niemal dziesięciu centymetrów.
− Ja radzę sobie ze wszystkim, panie Marcum. I zawsze mieszczę się i w budżecie, i w harmonogramie.
Uśmiech złagodził szorstkość jego twarzy.
− O, widzę jeszcze jedną drobną zmianę postawy − zauważył. − Doszliśmy do tego, że jestem panem Marcumem. Parę minut temu byłem Zachem.
Zach może i jest milionerem, ale w gruncie rzeczy to niegrzeczny chłopczyk, który doprowadza ją do szału. Dlaczego musi mieć tyle tego cholernego wdzięku? I dlaczego w dodatku jest tego świadomy? Ale najważniejsze pytanie brzmi: dlaczego on ją tak piekielnie pociąga i złości jednocześnie?
− Możesz zacząć mówić do mnie po imieniu − ciągnął z bezczelnym uśmieszkiem. − Przy tym projekcie poznamy się tak gruntownie, że będziemy jak stare dobre małżeństwo.
Ana odgarnęła włosy ze spoconego czoła.
− Umieram ze szczęścia! − Obdarzyła go przesłodkim, sarkastycznym uśmiechem.
− Nie wątpię − odwdzięczył się. − Beton ma być dowieziony w poniedziałek. Mam nadzieję, że twoja załoga będzie już w komplecie?
Ana skinęła głową, zaciskając usta. Mimo że była w każdym calu profesjonalistką, zżerały ją nerwy. Nie mogła tego dać po sobie poznać, ale pragnęła, by Zach się udusił tym swoim wdziękiem. Za nic nie da mu odczuć, że w jakikolwiek sposób działa na kobiecą cząstkę jej duszy.
Zastanowiła się, czy kiedykolwiek został odrzucony przez kobietę? Pewnie nie. I nie dlatego, że jest Bóg wie kim. To jeden z wielu facetów. Ona, „wychowana” na placach budowy, dobrze ich wszystkich zna.
Łatwo jednak nabrać się na tak bezbłędnie skonstruowany wizerunek seksownego buntownika. Obowiązkowo wytarte dżinsy, przyciasny czarny T-shirt. Tylko ona wie, że za tą fasadą przyczaił się bogaty playboy. Była pewna, że facet spełnia także pozostałe kryteria stylu życia niegrzecznego chłopca. Czyli rozbija się harleyem i ma co najmniej jeden tatuaż. Ach, jak chętnie poszukałaby tego rysunku na jego ciele…
− Jesteś rozgrzana – usłyszała nagle.
− Co takiego? − drgnęła.
Dotknął jej policzka.
− Jesteś bardzo ciepła. Napij się wody.
Napić się… czego? Boże, zupełnie nie mogła myśleć. Nie wtedy, gdy jego palec gładził jej policzek. Jeszcze trochę, a skończy się to wszystko jakimś udarem.
Jak jej ciało mogło jej to zrobić? Tak ją zdradzić? Przecież za żadne skarby nie chciała, nie mogłaby zaliczać się w poczet tych lalek Barbie, które zadeptują się nawzajem, by tylko paść Zachowi do stóp.
− Czuję się dobrze − odrzekła, odsuwając jego rękę. − Muszę tam wracać.
− Zanim padniesz w tym upale, napijesz się wody − powiedział, podchodząc do małej lodówki za biurkiem, skąd wyjął butelkę wody mineralnej. − Proszę, pij. Nie mogę dopuścić, żeby moja kierowniczka ekipy poległa jeszcze przed postawieniem pierwszego dźwigara.
Wzięła butelkę i odkręciła nakrętkę. On ma rację.
− Dziękuję − wyszeptała.
Zimna orzeźwiająca woda – tak, potrzebowała jej. Ale za nic nie zdradzi się z tym przed Panem Rozdęte Ego. A już na pewno nie przyzna się, że to jego dotyk dokonał tego, czego nie mógłby dokonać żar słońca Miami.
Boże, jaka w tym człowieku jest siła. W jego spojrzeniu czai się grzech. Może ma prawo do tej swojej wyniosłości…
− Już lepiej – stwierdził, obserwując jej twarz. − W taką pogodę powinnaś mieć pod ręką butelkę z wodą.
− Mam tu chłodziarkę dla mnie i dla pracowników − odparła. − Wiesz, to nie jest moja pierwsza robota.
− Wiem, znam twoje referencje. − Uśmiechnął się szerzej.
Co to ma znaczyć? Namiętny ton i dumny gest nadały tym słowom zupełnie nowe znaczenie. Jakby dawał do zrozumienia, że wie, z kim była związana.
W całym ciele poczuła coś w rodzaju mrowienia. Nie chciała takich emocji. Nie ma czasu na głupstwa. Zdarzył się jej seksowny i zarozumiały współpracownik, a jego senne spojrzenie, cień zarostu na policzkach i cała ta postawa samca alfa powodowały dreszczyk nawet tam, gdzie nigdy dotąd go nie odczuwała.
− Panie Marcum…
− Zach − poprawił ją natychmiast.
− Zach. Bardzo miło mi siedzieć tu obok klimatyzatora i sączyć wodę, ale niestety muszę wracać na budowę. Chcesz jeszcze czegoś ode mnie?
Arogancki uśmieszek znikł, zastąpiony lekkim wzruszeniem ramion.
− O tak, lista moich życzeń nie ma końca, ale na początek zadowolę się tym, że cię nawodniłem.
Aha, więc trzeba uważać na słowa. Anastasia nie mogła oprzeć się poczuciu, że przy tym facecie wszystko staje się dwuznaczne. Chwyciła butelkę i otworzyła drzwi, pokazując Zachowi gestem, że ma wyjść.
− Do jutra! − zawołał i podszedł w stronę błyszczącego motocykla, który z pewnością kosztował więcej, niż wynoszą roczne zarobki niektórych jej pracowników.
Poczuła, że potrzebuje dodatkowej porcji wody. Widok oddalającego się mężczyzny plus nieznośny upał równa się konieczność maksymalnego nawodnienia.
Szybko przypomniała sobie, że jej ojciec także miał w sobie wdzięk całego świata. On też osiągnął szczyt kariery w budownictwie. Ale zamiłowanie do hazardu i liczne miłostki odarły go w oczach Any z uroku bohatera.
Jej problemy gwarantowałyby zajęcie każdemu psychoanalitykowi. Ale po co płacić obcemu człowiekowi? Sama wie, dlaczego trudno jej się angażować. To ojciec zniszczył całe zaufanie do świata, jakim dysponowała. Podobnie jak wie, dlaczego żyje skromnie, mimo że stać by ją było na ekstrawagancje. Po prostu nie chce ryzykować utraty kontroli nad życiem.
Wróciła na plac budowy, ale na dźwięk silnika pojazdu, na którym oddalał się Zach, aż się wzdrygnęła. Litości, ten człowiek działa na nią nawet wtedy, kiedy go nie widać.
Molestowanie seksualne. Za to grozi proces. Gdyby Ana nie okazała w porę swego nieprzejednania… Flirtował, to fakt. Wprawdzie dość subtelnie, ale jednak w jego stosunku do Any Clark motywy zawodowe podszyte były pragnieniem przyjemności.
A z drugiej strony, jak ma zachowywać dystans? Przecież kieruje projektem od strony architektonicznej. Zawsze znajdą się powody, by przystanąć i pogadać. To przecież dopiero drugi tydzień prac.
A jeśli reszta jej zespołu nie pojawi się do końca tygodnia, będzie go miała na głowie cały czas. Abstrahując od spraw osobistych, prace muszą zmieścić się w ramach budżetu i terminów.
A dziś dobrze zrobił, zatrzymując się w drodze do biura. Ta szalona kobieta była na granicy udaru cieplnego. Zakłopotana młoda dama… jego ulubiony gatunek. Takie kobiety zawsze docenią pomoc i odwdzięczą się, ulegając jego czarowi. Z tym, że Ana ani nie uległa mu tak łatwo jak większość kobiet ani nie doceniła jego pomocy. Krótki czas spędzony z nią pozwolił na stwierdzenie, że jest niezależna, uparta i zamknięta w sobie. Od kobiet tego typu normalnie uciekał jak najdalej, a jednak tym razem przeciwnie – chciał się zbliżyć, odkryć tajemnicę.
Była wrażliwa i bezbronna, przypominała mu młodszą siostrę. Obie chciały uchodzić za silne, odporne na ciosy, a jednak miały w sobie jakąś kruchość.
Anie pewnie nie spodobałoby się, że tak szybko odkrył w niej tę cechę. On to rozumiał, sam był mistrzem skrywania uczuć. Obecnie przeżywał kłopoty z powodu byłej żony, która znów chciała namieszać w jego życiu. Kiedyś przejechała się po nim jak czołg, a teraz zjawia się i chce, by do siebie wrócili. To żałosne. Tym razem nie zamierzał ustąpić. Czasami trzeba dać komuś drugą szansę, ale jego była żona mu jej dać nie chciała. Przynajmniej nie wtedy, gdy opuszczała miasto z facetem, którego Zach uważał za swego przyjaciela. Nie zostawiła nic poza nędzną karteczką z pożegnaniem.
Przechodząc do rzeczy bardziej przyjemnych, Zach odnotował, że policzek Any niemal płonął, gdy jej dotknął. Jej milczenie trwało zbyt długo, by można je było przypisać zmęczeniu czy upałowi.
I jeszcze jedna rzecz go w niej zaintrygowała. Zdarzało mu się pracować z kobietami, ale na żadnej z nich znoszone dżinsy i biała skórzana kamizelka nie leżały tak świetnie. A może to sprawa upiętych niedbale ciemnorudych włosów? A może cichego wyzwania, które mu rzucała? I zawodowo, i prywatnie.
Taaak, nawarzył sobie piwa. Anastasia to dziewczyna, której wygląd mówi, jaka jest naprawdę, choćby nie wiem jak starała się ukryć uczucia.
On był raczej przyzwyczajony do błyskotliwych, banalnych bywalczyń salonów. W sumie mu to odpowiadało. Nie szukał trwałych związków ani nowego małżeństwa. Od życia nie oczekiwał już teraz niczego poza niezobowiązującą zabawą.
A jednak uśmiechnął się na myśl o odkrywaniu kolejnych intrygujących warstw osobowości Any. Z pewnością skrywa głęboko jakąś pasję, a dotarcie do niej może być kolejną znakomitą odskocznią od problemów, które zaserwowała mu jego eks, Melanie.
Zach zajął swoje miejsce parkingowe przed siedzibą firmy Marcumów. Odnotował, że miejsce Cole’a jest puste. Odkąd brat zaręczył się z Tamerą Stevens, ukochaną z czasów studenckich, Zach widywał go coraz rzadziej.
Niech im będzie, byle papużki nierozłączki nie zechciały spróbować zabawy w swaty. Wszyscy zakochani uważają, że cały świat marzy o miłości. A Zach przeciwnie, chce pozostać singlem. Kocha każdą minutę kawalerskiego życia, chce sam leczyć własne serce, kleić je z drobnych kawałków i więcej nie oddać nikomu.
Wszedł do biura, skinął asystentce Becky, która jak zwykle ze słuchawką przy uchu ustalała terminy spotkań i odpowiadała na zapytania.
Zamknął drzwi pokoju, co było posunięciem może nie najmądrzejszym, gdyż skazywało go na sam na sam z myślami krążącymi wokół panny Clark i jej rudych włosów. Ma pewnie niezły temperament, rude podobno takie są. Zaraz poczuł, że ten stereotypowy osąd może destrukcyjnie wpłynąć na ich kontakty zawodowe, nie mówiąc o tym, że przecież sam nie chce się wplątywać w żadne prywatne relacje.
Energią i temperamentem Ana dorównuje jego byłej. Może dlatego pociąga go i odpycha jednocześnie.
Czy to jej wina, że przypomina mu kobietę, która złamała przysięgę małżeńską? Nie, ale to jej wina, że nie może przestać o niej myśleć. Gdyby nie była tak intrygująca, nie byłoby problemu. Irytowało go, że ta osoba przypomina mu siostrę, którą kocha nad życie, a zarazem kobietę, która zrobiła z niego marmoladę.
Ana miała w branży świetną opinię. Etyka pracy i jakość wykonania bez zarzutu. Jej firma budowlana była jedną z wiodących w kraju, oceniał zatem, że wybór Any w przetargu był świetnym posunięciem, nawet biorąc pod uwagę, że dotychczas nie pracowała przy tak wielkich projektach. On i Cole wierzyli, że tym bardziej będzie się starała. Wiedział, że firmę tworzyła od podstaw, cegiełka po cegiełce. Umiał to docenić, bo on sam, Cole i Kayla również swoją firmę budowali początkowo tylko na nadziejach i modlitwie.
Ta dziewczyna wprowadziła zamęt w jego myśli. Nie umiał rozstrzygnąć, czy ma ją ścigać, czy uciekać od niej jak od zarazy. Ach, ma przecież rok na to, aby się zdecydować. Nie to, by potrzebował aż tyle czasu na poznanie kobiety. Chemia albo jest, albo jej nie ma. Tym razem zdecydowanie się pojawiła.
Zach siadł za biurkiem, pozamykał arkusze kalkulacyjne w komputerze i otworzył kalendarz. Jeśli firma Any pojawi się w komplecie nawet tydzień później, to i tak będą do przodu z terminami. Jednak wolał nie ryzykować. Jeśli teraz poluzuje, cały projekt może się w przyszłości zawalić. Muszą pracować zgodnie z harmonogramem lub nawet z wyprzedzeniem. Z Victorem Lawsonem nie ma innej opcji.
Ten facet jest władny zapewnić ich spółce architektonicznej i firmie Any, Clark Construction, klientów z najwyższej półki. To jeszcze jeden powód, by z Aną utrzymywać ścisły kontakt.
− Zach? − Głos asystentki przerwał jego rozmyślania.
− Tak, Becky. − Nacisnął przełącznik.
− Pani Clark na pierwszej linii.
Czy ta kobieta ma szósty zmysł? On tu o niej myśli, a ona w tym samym czasie dzwoni i zakłóca coś, co mogłoby być wspaniałym snem na jawie.
− Połącz, proszę. – Wcisnął guzik. − Anastasia?
− Zach, mamy problem.
− Jaki miły widok! Szef nadzorujący ekipę.
− Szefowa − sprostowała Anastasia Clark, śledząc pracę ludzi i starając się za wszelką cenę nie patrzeć na przystojnego mężczyznę, który nagle wyrósł tuż przed nią. − Ciągle przekręcasz to słowo.
− Ano tak.
Zaryzykowała jednak i zerknęła w jego stronę. Zach Marcum był tak samo postawny i atrakcyjny jak wówczas, gdy prawie dwa lata temu ujrzała go w firmie Victora Lawsona. Czy on, u licha, musi być aż tak seksowny?
− Chodźmy do biura – zaproponował, przyglądając się jej zza ciemnych szkieł. − Musimy porozmawiać.
− A nie możemy tutaj? − Ana odwróciła się twarzą do niego, przyciskając do piersi notatnik.
Była wdzięczna, że lustrzane „lotnicze” okulary kryją jego spojrzenie i nie musi patrzeć mu w oczy. Te ciemne egzotyczne oczy, które każdą kobietę przyprawiają o utratę tchu. Każdą, ale nie ją. Boże, zlituj się! Na środkowym zachodzie, skąd pochodziła, nie spotykało się aż tak seksownych facetów.
− Nie, tu jest za gorąco. − Zach wykrzywił wargi.
Obrócił się na pięcie i skierował do jej przyczepy, tak jakby było oczywiste, że ma iść za nim. On jest taki sam jak jej ojciec. A przecież to, że jest jednym z najprzystojniejszych mężczyzn, jakich spotkała, nie oznacza jeszcze, że wolno mu być bezczelnym.
Nigdy nie pracowała z tak aroganckim i… dobrze zbudowanym szefem projektu. Dosyć! Nie myślmy o głupstwach, wartych tyle co zwykły popołudniowy deszcz w Miami. Ważna jest praca.
Gdyby tego ośrodka nie budował Victor Lawson, światowej sławy potentat branży hotelowej, Ana pewnie odrzuciłaby tę propozycję. Nie narzekała na brak zleceń, miała też bardziej niż stabilną sytuację finansową, zwłaszcza odkąd przestała wydawać pieniądze na zachcianki. Wszystko, co pozostawało po spłaceniu rachunków – a były wśród nich też karciane długi ojca – inwestowała w akcje, oszczędzała albo oddawała matce.
Praca z Victorem i z Agencją Marcumów to jednak wielka szansa. Ich projekt może w niewyobrażalny sposób podnieść jej zawodową renomę. Brat bliźniak Zacha, Cole, i jego narzeczona Tamera to znakomici architekci i projektanci, wspaniali ludzie. Ana słyszała, że swój związek zawdzięczają Victorowi Lawsonowi, który zatrudnił zarówno agencję Marcumów, jak i biuro projektowe prowadzone wcześniej przez Tamerę.
Ana nie poznała jeszcze młodszej siostry bliźniaków, Kayli, ale o niej też mówiło się w samych superlatywach. Pozostaje Zach…
W każdej rodzinie jest ktoś taki. Osoba, która musi być gwiazdą każdego show, skupiać na sobie – czy na to zasługuje, czy nie – powszechną uwagę. Zach to dokładna kopia jej ojca. A przynajmniej człowieka, którym jej ojciec był, zanim nie przepuścił w kasynach całego majątku. Ojciec był przystojny, miał więcej pieniędzy, niż można sensownie wydać, afiszował się wszystkim, a szczególnie czarem zniewalającym całe rzesze kobiet.
Okej, jeśli Zach myśli, że ją coś takiego bierze, musi wiedzieć jedno: ona jest, i zawsze była, profesjonalistką. Nie może pozwolić, by jego architektoniczne ego mąciło jej umysł i przeszkadzało w pracy nad projektem życia.
Tu zresztą nie chodzi tylko o nią samą. Jest przecież odpowiedzialna za pracowników oraz ich rodziny. Nie mówiąc o ojcu, który właśnie dzwonił, prosząc o kolejne dziesięć tysięcy. Dlaczego matka się z nim nie rozwiedzie? Za pieniądze, które pochłania nałóg ojca, można by zbudować wymarzony domek dla mamy. A ojciec niech się sam o siebie martwi. Już dawno powinien stanąć na własnych nogach i zachowywać się jak mężczyzna, za którego zresztą się uważa.
Odwróciła się i w zakurzonych butach poszła za Zachem do swojego „biura”. Zach wszedł pierwszy. Siadając na żółtym plastikowym krześle naprzeciwko biurka, pokazał, że czuje się tu jak u siebie.
− O co chodzi? − zapytała, zamykając drzwi, by nie zniweczyć dobrodziejstw klimatyzacji.
Zsunął z twarzy te seksowne okulary i rzucił je na szkice zalegające biurko. Potem powiódł po jej twarzy zmysłowym spojrzeniem, jakby spodziewał się, że ona natychmiast zemdleje.
Piekielny upał Miami chyba właśnie jej zaszkodził, bo naprawdę zrobiło jej się słabo.
− Czym ci się naraziłem? − zapytał.
Bezceremonialność tego pytania niemile ją uderzyła.
− Słucham? − wykrztusiła.
Zach trzymał ręce na opiętych dżinsami biodrach.
− Znam się na ludziach − odparł. − Wiesz, w naszej rodzinie jestem tym najbardziej cichym, zawsze z boku, uważnym obserwatorem. I widzę, że ty masz mnie za nic.
Tłumiąc śmiech, oparła się biodrem o kant biurka. Nie chciała siadać. Tu jest jej teren i tu ona musi mieć oko na wszystko. Chciała mu dać po głowie notesem, ale opanowała się i odłożyła go na biurko. Profesjonalnie i spokojnie.
− Zach, przecież ja cię ledwie znam. Nie mam żadnych problemów ani z tobą, ani z naszymi zawodowymi kontaktami − powiedziała.
Przysunął się bliżej i ściągnął brwi.
− Nie, tu nie chodzi o sprawy zawodowe. Jesteście jednym z najbardziej profesjonalnych zespołów, z jakimi dotychczas się stykałem. Chodzi o ciebie. O to, jak prostujesz sylwetkę, jak ostentacyjnie podnosisz głowę, gdy przechodzę obok. To takie drobiazgi, ale twoja postawa staje się nagle sztucznie oficjalna. Zaczynam podejrzewać, że chcesz coś ukryć.
− Postawa? Może nie bawmy się w analizę postaw ani w wycieczki osobiste. Po co tu przyszedłeś?
− Gdzie jest reszta pracowników? − zapytał.
Powstrzymała niespokojny ruch dłoni. Zach nie może poznać, że jest zdenerwowana czy rozdrażniona.
− Będą tu za tydzień − odparła, patrząc mu w oczy i ignorując przyśpieszone bicie serca. − Właśnie kończymy pewien projekt w Seattle, a tamtejsze ulewy opóźniły prace o miesiąc. Matka natura nie trzyma się terminów.
Zach zmniejszył dystans, kładąc ręce na biurku tuż przy jej boku.
− Ryzykujesz realizację wielomilionowego kontraktu tylko dlatego, że nie radzisz sobie z pogodą?
Tym razem stanęła wyprostowana, choć on i tak miał nad nią przewagę niemal dziesięciu centymetrów.
− Ja radzę sobie ze wszystkim, panie Marcum. I zawsze mieszczę się i w budżecie, i w harmonogramie.
Uśmiech złagodził szorstkość jego twarzy.
− O, widzę jeszcze jedną drobną zmianę postawy − zauważył. − Doszliśmy do tego, że jestem panem Marcumem. Parę minut temu byłem Zachem.
Zach może i jest milionerem, ale w gruncie rzeczy to niegrzeczny chłopczyk, który doprowadza ją do szału. Dlaczego musi mieć tyle tego cholernego wdzięku? I dlaczego w dodatku jest tego świadomy? Ale najważniejsze pytanie brzmi: dlaczego on ją tak piekielnie pociąga i złości jednocześnie?
− Możesz zacząć mówić do mnie po imieniu − ciągnął z bezczelnym uśmieszkiem. − Przy tym projekcie poznamy się tak gruntownie, że będziemy jak stare dobre małżeństwo.
Ana odgarnęła włosy ze spoconego czoła.
− Umieram ze szczęścia! − Obdarzyła go przesłodkim, sarkastycznym uśmiechem.
− Nie wątpię − odwdzięczył się. − Beton ma być dowieziony w poniedziałek. Mam nadzieję, że twoja załoga będzie już w komplecie?
Ana skinęła głową, zaciskając usta. Mimo że była w każdym calu profesjonalistką, zżerały ją nerwy. Nie mogła tego dać po sobie poznać, ale pragnęła, by Zach się udusił tym swoim wdziękiem. Za nic nie da mu odczuć, że w jakikolwiek sposób działa na kobiecą cząstkę jej duszy.
Zastanowiła się, czy kiedykolwiek został odrzucony przez kobietę? Pewnie nie. I nie dlatego, że jest Bóg wie kim. To jeden z wielu facetów. Ona, „wychowana” na placach budowy, dobrze ich wszystkich zna.
Łatwo jednak nabrać się na tak bezbłędnie skonstruowany wizerunek seksownego buntownika. Obowiązkowo wytarte dżinsy, przyciasny czarny T-shirt. Tylko ona wie, że za tą fasadą przyczaił się bogaty playboy. Była pewna, że facet spełnia także pozostałe kryteria stylu życia niegrzecznego chłopca. Czyli rozbija się harleyem i ma co najmniej jeden tatuaż. Ach, jak chętnie poszukałaby tego rysunku na jego ciele…
− Jesteś rozgrzana – usłyszała nagle.
− Co takiego? − drgnęła.
Dotknął jej policzka.
− Jesteś bardzo ciepła. Napij się wody.
Napić się… czego? Boże, zupełnie nie mogła myśleć. Nie wtedy, gdy jego palec gładził jej policzek. Jeszcze trochę, a skończy się to wszystko jakimś udarem.
Jak jej ciało mogło jej to zrobić? Tak ją zdradzić? Przecież za żadne skarby nie chciała, nie mogłaby zaliczać się w poczet tych lalek Barbie, które zadeptują się nawzajem, by tylko paść Zachowi do stóp.
− Czuję się dobrze − odrzekła, odsuwając jego rękę. − Muszę tam wracać.
− Zanim padniesz w tym upale, napijesz się wody − powiedział, podchodząc do małej lodówki za biurkiem, skąd wyjął butelkę wody mineralnej. − Proszę, pij. Nie mogę dopuścić, żeby moja kierowniczka ekipy poległa jeszcze przed postawieniem pierwszego dźwigara.
Wzięła butelkę i odkręciła nakrętkę. On ma rację.
− Dziękuję − wyszeptała.
Zimna orzeźwiająca woda – tak, potrzebowała jej. Ale za nic nie zdradzi się z tym przed Panem Rozdęte Ego. A już na pewno nie przyzna się, że to jego dotyk dokonał tego, czego nie mógłby dokonać żar słońca Miami.
Boże, jaka w tym człowieku jest siła. W jego spojrzeniu czai się grzech. Może ma prawo do tej swojej wyniosłości…
− Już lepiej – stwierdził, obserwując jej twarz. − W taką pogodę powinnaś mieć pod ręką butelkę z wodą.
− Mam tu chłodziarkę dla mnie i dla pracowników − odparła. − Wiesz, to nie jest moja pierwsza robota.
− Wiem, znam twoje referencje. − Uśmiechnął się szerzej.
Co to ma znaczyć? Namiętny ton i dumny gest nadały tym słowom zupełnie nowe znaczenie. Jakby dawał do zrozumienia, że wie, z kim była związana.
W całym ciele poczuła coś w rodzaju mrowienia. Nie chciała takich emocji. Nie ma czasu na głupstwa. Zdarzył się jej seksowny i zarozumiały współpracownik, a jego senne spojrzenie, cień zarostu na policzkach i cała ta postawa samca alfa powodowały dreszczyk nawet tam, gdzie nigdy dotąd go nie odczuwała.
− Panie Marcum…
− Zach − poprawił ją natychmiast.
− Zach. Bardzo miło mi siedzieć tu obok klimatyzatora i sączyć wodę, ale niestety muszę wracać na budowę. Chcesz jeszcze czegoś ode mnie?
Arogancki uśmieszek znikł, zastąpiony lekkim wzruszeniem ramion.
− O tak, lista moich życzeń nie ma końca, ale na początek zadowolę się tym, że cię nawodniłem.
Aha, więc trzeba uważać na słowa. Anastasia nie mogła oprzeć się poczuciu, że przy tym facecie wszystko staje się dwuznaczne. Chwyciła butelkę i otworzyła drzwi, pokazując Zachowi gestem, że ma wyjść.
− Do jutra! − zawołał i podszedł w stronę błyszczącego motocykla, który z pewnością kosztował więcej, niż wynoszą roczne zarobki niektórych jej pracowników.
Poczuła, że potrzebuje dodatkowej porcji wody. Widok oddalającego się mężczyzny plus nieznośny upał równa się konieczność maksymalnego nawodnienia.
Szybko przypomniała sobie, że jej ojciec także miał w sobie wdzięk całego świata. On też osiągnął szczyt kariery w budownictwie. Ale zamiłowanie do hazardu i liczne miłostki odarły go w oczach Any z uroku bohatera.
Jej problemy gwarantowałyby zajęcie każdemu psychoanalitykowi. Ale po co płacić obcemu człowiekowi? Sama wie, dlaczego trudno jej się angażować. To ojciec zniszczył całe zaufanie do świata, jakim dysponowała. Podobnie jak wie, dlaczego żyje skromnie, mimo że stać by ją było na ekstrawagancje. Po prostu nie chce ryzykować utraty kontroli nad życiem.
Wróciła na plac budowy, ale na dźwięk silnika pojazdu, na którym oddalał się Zach, aż się wzdrygnęła. Litości, ten człowiek działa na nią nawet wtedy, kiedy go nie widać.
Molestowanie seksualne. Za to grozi proces. Gdyby Ana nie okazała w porę swego nieprzejednania… Flirtował, to fakt. Wprawdzie dość subtelnie, ale jednak w jego stosunku do Any Clark motywy zawodowe podszyte były pragnieniem przyjemności.
A z drugiej strony, jak ma zachowywać dystans? Przecież kieruje projektem od strony architektonicznej. Zawsze znajdą się powody, by przystanąć i pogadać. To przecież dopiero drugi tydzień prac.
A jeśli reszta jej zespołu nie pojawi się do końca tygodnia, będzie go miała na głowie cały czas. Abstrahując od spraw osobistych, prace muszą zmieścić się w ramach budżetu i terminów.
A dziś dobrze zrobił, zatrzymując się w drodze do biura. Ta szalona kobieta była na granicy udaru cieplnego. Zakłopotana młoda dama… jego ulubiony gatunek. Takie kobiety zawsze docenią pomoc i odwdzięczą się, ulegając jego czarowi. Z tym, że Ana ani nie uległa mu tak łatwo jak większość kobiet ani nie doceniła jego pomocy. Krótki czas spędzony z nią pozwolił na stwierdzenie, że jest niezależna, uparta i zamknięta w sobie. Od kobiet tego typu normalnie uciekał jak najdalej, a jednak tym razem przeciwnie – chciał się zbliżyć, odkryć tajemnicę.
Była wrażliwa i bezbronna, przypominała mu młodszą siostrę. Obie chciały uchodzić za silne, odporne na ciosy, a jednak miały w sobie jakąś kruchość.
Anie pewnie nie spodobałoby się, że tak szybko odkrył w niej tę cechę. On to rozumiał, sam był mistrzem skrywania uczuć. Obecnie przeżywał kłopoty z powodu byłej żony, która znów chciała namieszać w jego życiu. Kiedyś przejechała się po nim jak czołg, a teraz zjawia się i chce, by do siebie wrócili. To żałosne. Tym razem nie zamierzał ustąpić. Czasami trzeba dać komuś drugą szansę, ale jego była żona mu jej dać nie chciała. Przynajmniej nie wtedy, gdy opuszczała miasto z facetem, którego Zach uważał za swego przyjaciela. Nie zostawiła nic poza nędzną karteczką z pożegnaniem.
Przechodząc do rzeczy bardziej przyjemnych, Zach odnotował, że policzek Any niemal płonął, gdy jej dotknął. Jej milczenie trwało zbyt długo, by można je było przypisać zmęczeniu czy upałowi.
I jeszcze jedna rzecz go w niej zaintrygowała. Zdarzało mu się pracować z kobietami, ale na żadnej z nich znoszone dżinsy i biała skórzana kamizelka nie leżały tak świetnie. A może to sprawa upiętych niedbale ciemnorudych włosów? A może cichego wyzwania, które mu rzucała? I zawodowo, i prywatnie.
Taaak, nawarzył sobie piwa. Anastasia to dziewczyna, której wygląd mówi, jaka jest naprawdę, choćby nie wiem jak starała się ukryć uczucia.
On był raczej przyzwyczajony do błyskotliwych, banalnych bywalczyń salonów. W sumie mu to odpowiadało. Nie szukał trwałych związków ani nowego małżeństwa. Od życia nie oczekiwał już teraz niczego poza niezobowiązującą zabawą.
A jednak uśmiechnął się na myśl o odkrywaniu kolejnych intrygujących warstw osobowości Any. Z pewnością skrywa głęboko jakąś pasję, a dotarcie do niej może być kolejną znakomitą odskocznią od problemów, które zaserwowała mu jego eks, Melanie.
Zach zajął swoje miejsce parkingowe przed siedzibą firmy Marcumów. Odnotował, że miejsce Cole’a jest puste. Odkąd brat zaręczył się z Tamerą Stevens, ukochaną z czasów studenckich, Zach widywał go coraz rzadziej.
Niech im będzie, byle papużki nierozłączki nie zechciały spróbować zabawy w swaty. Wszyscy zakochani uważają, że cały świat marzy o miłości. A Zach przeciwnie, chce pozostać singlem. Kocha każdą minutę kawalerskiego życia, chce sam leczyć własne serce, kleić je z drobnych kawałków i więcej nie oddać nikomu.
Wszedł do biura, skinął asystentce Becky, która jak zwykle ze słuchawką przy uchu ustalała terminy spotkań i odpowiadała na zapytania.
Zamknął drzwi pokoju, co było posunięciem może nie najmądrzejszym, gdyż skazywało go na sam na sam z myślami krążącymi wokół panny Clark i jej rudych włosów. Ma pewnie niezły temperament, rude podobno takie są. Zaraz poczuł, że ten stereotypowy osąd może destrukcyjnie wpłynąć na ich kontakty zawodowe, nie mówiąc o tym, że przecież sam nie chce się wplątywać w żadne prywatne relacje.
Energią i temperamentem Ana dorównuje jego byłej. Może dlatego pociąga go i odpycha jednocześnie.
Czy to jej wina, że przypomina mu kobietę, która złamała przysięgę małżeńską? Nie, ale to jej wina, że nie może przestać o niej myśleć. Gdyby nie była tak intrygująca, nie byłoby problemu. Irytowało go, że ta osoba przypomina mu siostrę, którą kocha nad życie, a zarazem kobietę, która zrobiła z niego marmoladę.
Ana miała w branży świetną opinię. Etyka pracy i jakość wykonania bez zarzutu. Jej firma budowlana była jedną z wiodących w kraju, oceniał zatem, że wybór Any w przetargu był świetnym posunięciem, nawet biorąc pod uwagę, że dotychczas nie pracowała przy tak wielkich projektach. On i Cole wierzyli, że tym bardziej będzie się starała. Wiedział, że firmę tworzyła od podstaw, cegiełka po cegiełce. Umiał to docenić, bo on sam, Cole i Kayla również swoją firmę budowali początkowo tylko na nadziejach i modlitwie.
Ta dziewczyna wprowadziła zamęt w jego myśli. Nie umiał rozstrzygnąć, czy ma ją ścigać, czy uciekać od niej jak od zarazy. Ach, ma przecież rok na to, aby się zdecydować. Nie to, by potrzebował aż tyle czasu na poznanie kobiety. Chemia albo jest, albo jej nie ma. Tym razem zdecydowanie się pojawiła.
Zach siadł za biurkiem, pozamykał arkusze kalkulacyjne w komputerze i otworzył kalendarz. Jeśli firma Any pojawi się w komplecie nawet tydzień później, to i tak będą do przodu z terminami. Jednak wolał nie ryzykować. Jeśli teraz poluzuje, cały projekt może się w przyszłości zawalić. Muszą pracować zgodnie z harmonogramem lub nawet z wyprzedzeniem. Z Victorem Lawsonem nie ma innej opcji.
Ten facet jest władny zapewnić ich spółce architektonicznej i firmie Any, Clark Construction, klientów z najwyższej półki. To jeszcze jeden powód, by z Aną utrzymywać ścisły kontakt.
− Zach? − Głos asystentki przerwał jego rozmyślania.
− Tak, Becky. − Nacisnął przełącznik.
− Pani Clark na pierwszej linii.
Czy ta kobieta ma szósty zmysł? On tu o niej myśli, a ona w tym samym czasie dzwoni i zakłóca coś, co mogłoby być wspaniałym snem na jawie.
− Połącz, proszę. – Wcisnął guzik. − Anastasia?
− Zach, mamy problem.
więcej..