- nowość
- W empik go
Plan. Zostań ze mną. Tom 2 - ebook
Plan. Zostań ze mną. Tom 2 - ebook
Anna Smith, studentka architektury na Uniwersytecie Oksfordzkim, wiąże się z milionerem Siergiejem Taredovem. Dla mężczyzny porzuca nie tylko swoje dotychczasowe życie, ale też młodzieńczą miłość, Lorcana Maidleya.
Wkrótce jednak opada złoty brokat i nowa rzeczywistość pokazuje swoją zakulisową odsłonę. Walka o dominację w biznesie biopaliw, emocjonalna szarpanina, chore ambicje i polityka. Anna zaczyna się zastanawiać, dlaczego Siergiej, wiecznie nieobecny i emocjonalnie niedostępny, wybrał właśnie ją. Rozpoczyna się niezwykła gra o miłość, w której role się odwracają, a uczucia wielokrotnie zmieniają kierunek.
„Plan. Zostań ze mną” Patrycji Gryciuk to drugi i ostatni tom tej fascynującej historii. Anna Smith, Anna Taredov, a może Anna Maidley. Kilka nazwisk. Jedna dziewczyna. Dwóch mężczyzn. Jedna decyzja. A jeśli to wszystko było już z góry ukartowane?
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-91-8076-370-7 |
Rozmiar pliku: | 2,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jego wzrok krąży po pokoju. Skanuje wszystko pospiesznie, jakby czegoś szukał, aż w końcu siada na podłodze i zanurza usta w zimnym drinku. Żubrówka z sokiem jabłkowym. Sadowię się naprzeciwko i też piję. Musimy pogadać. Tylko jak ja mam mu to powiedzieć? Najpierw ułożę to sobie w głowie. Pozwolę, aby alkohol zadziałał i pomógł mi wybrać odpowiednie słowa. Luz. On też jeszcze się nie odezwał. Czas płynie powoli. Czekam więc na wenę, wpatrując się w jego mleczną skórę i spierzchnięte blade usta. Ma na policzkach takie krostki, które można wyczuć pod palcami w miejscu, gdzie się goli. Dostrzegam je, bo pamiętam, że tam właśnie są. Wyżej jest już gładko i miękko, a potem ten las rzęs. Zerka na mnie i widzi teraz, że się na niego gapię. Cholera. Nie podtrzymuję jego spojrzenia, odwracam wzrok. To będzie megatrudne. Nie wiem, czy dam radę.
– Co jest? – pyta i opiera głowę o ścianę, przybierając poważny wyraz twarzy. Chyba to po mnie widać. Nie odważę się.
– Muszę powiedzieć coś, co ci się nie spodoba – wypycham z siebie na siłę te słowa. Jakoś muszę zacząć. Nabieram powietrza jak na zapas.
– Skąd wiesz, że mi się nie spodoba? – Oblizuje wargi i zaczyna przeglądać nasze stare zdjęcia porozwalane na podłodze. Udaje, że woli ten widok.
– Po prostu wiem.
Wzrusza ramionami i włącza muzykę z telefonu. Elektroniczne nerwowe dźwięki. Wzdymam policzki, wypuszczam powietrze ustami, ale przez tę muzykę nie słychać mojego cierpienia. Zauważa jednak moją reakcję, zmienia utwór i ścisza. Wie, co lubię.
– Co się dzieje? – pyta w końcu zniecierpliwiony i zaczyna mechanicznie porządkować fotki. – Tylko nie mów, że znowu gdzieś wyjeżdżasz. I tak się już prawie nie widujemy.
Szkoda, że nie chodzi o to. Gdyby chodziło o kolejną podróż, od razu bym mu powiedziała. Odstawia szklankę i wbija we mnie wzrok. Zdobywa się na lekki uśmiech, choć widzę, że jest to wyraz niepewności. Mam teraz jego całą uwagę. Głęboki oddech i…
– Siergiej poprosił mnie o rękę… – informuję.
Szczęka mu opada. Dosłownie. Otwiera usta ze zdziwienia.
– I? – Nutka nadziei w głosie.
Kurwa.
– Zgodziłam się.
Spuszczam wzrok. Nie potrafię na niego spojrzeć. Nie ośmielam się. Poprosił mnie o rękę dokładnie w tym samym miejscu, w którym Lorcan teraz siedzi. Wiem, że to dopiero początek tej rozmowy, ale już mam jej dosyć. Poinformowałam go, zrobione, teraz chcę zmienić temat. Ale na razie panuje tu jednak cisza.
– Mała, chyba nie mówisz poważnie?
Nie odpowiadam, podnoszę wzrok na jeden krótki moment. Patrzy na mnie z politowaniem.
– Ślub? – kontynuuje z niedowierzaniem.
Przytakuję bezgłośnie. Walczę już ze łzami napływającymi do oczu. Cholera!
– Po co? Po co wam pieprzony ślub? Kto wychodzi za mąż w wieku dwudziestu lat?! – Przysuwa się nagle do mnie i siedzi teraz przy mnie, bliżej, niż powinien. Stara mi się spojrzeć w oczy, ale specjalnie go unikam, bo wiem, że wtedy już zupełnie się rozkleję. Doskonale odczytuje ten komunikat. Podnosi moją twarz i ustawia ją w kierunku swojej. Nie mam wyjścia, patrzę w tej chwili prosto na niego, na bezdechu.
– Dlaczego się zgodziłaś? Kto w dzisiejszych czasach w ogóle bierze ślub? Jesteś w ciąży?
– Nie! – odpowiadam z przerażeniem.
– Więc? – nalega. Jego dłoń nie puszcza mojej twarzy. – Nie rób tego. Błagam, nie rób mi tego… – prosi. Jest nad wyraz spokojny i opanowany.
Myślałam, że wpadnie w szał i zacznie wywracać wszystko dookoła, albo wstanie i wyjdzie trzaskając drzwiami, tymczasem siedzi tu przy mnie i po prostu próbuje mnie od tego odwieść.
– Ja pierdolę. Odbierasz mi wszystkie szanse, wszelką nadzieję. Z mężem nie będę konkurował…
Mam ochotę go zabić za te słowa, za jego dobroć i za to opanowanie. A dalej będzie już tylko gorzej, bo przykleja swój nos do mojego i nie odrywając ode mnie wzroku, szepcze, a nasze usta prawie się dotykają:
– Kocham cię, wiesz o tym. Kocham cię, jak nigdy nikogo nie kochałem. Nie możesz mi tego zrobić. Nie możesz za niego wyjść. To po prostu niemożliwe!
Boże! Dlaczego ja? Dlaczego on? Dlaczego to się przytrafia właśnie nam?! Nie umiem znaleźć odpowiednich słów. I nie wiem już, kto bardziej potrzebuje tu pocieszenia: on czy ja? Nagle wyczuwam strach. Boję się, bo do tej pory wiedziałam, że podjęłam dobrą decyzję, ale teraz, na jeden straszny moment wątpię w jej słuszność. To jest przerażające. Teraz nic już nie wiem. Mam ochotę wstać i wyjść. Jak zwykle: uciec, tak jak wtedy, kiedy po raz pierwszy powiedział mi, że mnie kocha. Tyle że na ten moment jest to o wiele trudniejsze. Teraz jest już za późno. Powiedziałam „tak”, a już mam tę niepewność, to wahanie zasiane w sobie. Nasza historia pisze się na żywo w moim sercu czarnym atramentem. Wzbiera we mnie panika, rośnie, a nie chcę mu tego pokazywać.
– Powiesz coś w końcu? Powiedz, że to nieprawda! Taki żart roku, co? Proszę! – Nie ułatwia mi sprawy. Wręcz przeciwnie, nalega z tymi swoimi błękitnymi oczami słodkiego szczeniaczka, które pierwsze się uśmiechają. Potem niechętnie dołączają jego usta. Patrzę na ten uśmiech: uśmiech niepewności i błagania o miłość. Mam ochotę go odwzajemnić, ale mięśnie twarzy mnie nie słuchają. Smutek i strach wygrywają. Jestem przerażona. Odebrałam mu wszystkie możliwe szanse…
–To nie żart. Przepraszam. – W końcu udaje mi się wycedzić to przez łzy i zupełnie się rozklejam. Jego twarz cały czas jest przy mojej twarzy, a nasze ciała są teraz bardzo blisko siebie. Opiera swój policzek o mój, czuję jego ciepły oddech i zapach, jak zwykle lekko tytoniowy. Teraz każda komórka mojego ciała pragnie być jego. To muszą być jakieś czary, bo nie rozumiem, co się ze mną dzieje.
Całuje mnie. Tak jak zawsze, tak jak wtedy na plaży: rzuca się na mnie z przejęciem, bez ostrzeżenia. Wargi na wargi. Skóra na skórę. Otwieram szeroko usta, żeby zaczerpnąć powietrza, i wtedy czuję jego język. Jestem zupełnie obezwładniona tym zachowaniem, jego odwagą i miłością. Garbię ramiona i wpadam w jego objęcia, odwzajemniam pocałunek.
Lorcan jest zaskoczony. Odrywa na chwilę swoje usta od moich warg i spogląda na mnie z mieszanką euforii i przerażenia. Wstrzymuję oddech, ale on już rozumie, że nie mam zamiaru się przed nim bronić. Zaczyna całować mnie jeszcze bardziej. Pozwalam. Ba! Mało tego, zachęcam! Przysuwam się i ściskam. Dlaczego Lorcan Maidley całuje tak cudownie? Gdzie się tego nauczył? Wracają jego miętowy smak i wygłodniałe usta. Robi to teraz bardzo zachłannie, wręcz łapczywie, jakby bał się, że zaraz się rozmyślę. Nic takiego jednak nie planuję. Ja w ogóle niczego nie planuję. Ja to po prostu robię. Biernie w tym uczestniczę, choć moje ciało jest bardzo aktywne. Przypomina mi się nasz pierwszy pocałunek: tu, w tym pokoju, koło drzwi. Wtedy też się nie broniłam. Teraz jest mi jeszcze goręcej niż wtedy: teraz płonę. Nie mogę dłużej oszukiwać ani siebie, ani mojego ciała. Chcę tego. Natychmiast. Odpycha mnie jednak.
Spoglądam z grymasem zdziwienia. O co chodzi? Lorcan mierzy mnie wzrokiem, wrogo, z ciężkim, zwierzęcym oddechem, odsuwa dłonie. Rozumiem, że teraz moja kolej. Mój ruch. Chwytam za klamrę i rozpuszczam włosy, potem zaczynam rozpinać bluzkę. On zdejmuje T-shirt. Znowu rozumiemy się bez słów. Komunikacja, mowa ciała, w swej najczystszej formie, cały czas między nami działa. Raz on, raz ja. Niech będzie. Wszystko po kolei. Rozbieramy się szybko, siedząc naprzeciwko i patrząc na siebie. A jest na co: jest ciągle oszałamiająco przystojny. Po prostu olśniewa. Już jesteśmy tu nago, na ziemi, na drewnianej, ciepłej podłodze. Wysuwa dłoń w moim kierunku i dotyka mojej skóry. Ogień! Ręka gładzi moje wpółotwarte usta, a palce wsuwają się powoli do środka i przesuwają w głąb po moim języku. Nie spuszcza ze mnie wzroku. Głośno oddycha. Teraz wyciąga dłoń i sunie nią w dół, po mojej szyi, pozostawiając mokrą od śliny ścieżkę na klatce piersiowej. Przesuwa się niżej i niżej, nagle ściska mocno moje sutki. Jęczę głośno, nie wiem, czy z bólu, czy z rozkoszy. A może z zaskoczenia… Zbliża się z szybkością światła, mocno uderzając wargami o moje usta, fantastyczna kolizja, i znowu czuję jego zwinny język w sobie. Palce wbijają się mocno w moje biodra, zostawia czerwone ślady na skórze. Już nie wytrzymam dłużej tego napięcia, chcę jak najszybciej poczuć go w sobie. Litości! Nie każ mi dłużej czekać… Już mam mu to powiedzieć, kiedy bez uprzedzenia czuję go nagle, jak wślizguje się we mnie szybko i z zadziwiającą siłą, która rozwala mnie na drobne kawałki. To jest tak dobre, że wręcz niemożliwe.
Oddaję mu się bezgranicznie i całkowicie. Słodko i drapieżnie. Zupełnie. Jego ruchy są bardziej niż podniecające. To jest ekstaza za ekstazą. Nowy wymiar. Wbija się we mnie mocno i miarowo, nie spuszczając wzroku z moich źrenic. Cudowne napięcie rośnie wraz z ruchami jego miednicy i odciskami jego ust na moich ustach. Odpycham go, żeby przyciągnąć jeszcze bliżej siebie. Ale już bliżej się nie da. Nasze oddechy przekrzykują się jeden przez drugi, tłumiąc cichą muzykę wygrywaną przez telefon. Teraz w pokoju rozbrzmiewa majestatyczna i mistrzowska symfonia naszych ciał. Harmonijny, czarodziejski rytm. Chcę go wygrywać i słuchać jednocześnie. Porywający koncert... Nagle tysiące spadających gwiazd zawisa nieruchomo na moim niebie. Przytrzymuje mnie rękami i patrzy na mnie jak złodziej na swój łup, ani na chwilę nie zwalniając… O tak… Poddaję się dosyć szybko, bo to jest zbyt rozkoszne. Czuje, co się ze mną dzieje, zatrzymuje się i pyta ze zdziwieniem:
– Już?
– Nie przestawaj – odpowiadam, zawstydzona nagle tym szybkim orgazmem, ale chcę mu dać to, co on mi daje. Nie wiem, co we mnie wstąpiło, ale pragnę go jeszcze bardziej. Jeszcze i jeszcze. Ciągle i od nowa.
Przyspiesza. Ściska mnie ciasno w ramionach. Nie chcę i nie umiem teraz przestać. Boska namiętność… Znowu czuję jego długie rzęsy na policzku. Tak jak kiedyś. Przypominam sobie ich niespodziewanie miękki dotyk. Kończy z przejęciem i po raz pierwszy od początku zamyka oczy. Jest mi z nim dobrze, tak bardzo dobrze. Zadziwia mnie. Nie wiem, czy się z nim kocham, czy tylko uprawiam seks. Czy jest w tym jakaś różnica? Z nim jest zupełnie inaczej…
– Cóż za zachłanność – ogłasza i pada koło mnie na podłogę. Oddycha jeszcze szybko, a jego klatka piersiowa wznosi się i opada miarowo niczym po maratonie. Dopiero po chwili otwiera oczy i oblizuje usta. Uśmiech satysfakcji pojawia się na jego twarzy. Ma na myśli mnie czy siebie z tą zachłannością?
Jesteśmy cali mokrzy. Spływa po nas idealna kompozycja soków, zapachów i rozkoszy. Leżę i oddychałam tą cudowną miksturą, zapachem szczęścia, gapiąc się na niego nieprzerwanie. Chcę odpowiedzieć coś sensownego, ale zanim cokolwiek zdołam wymyślić, dodaje, rzucając mi seksowne spojrzenie:
– Ja naprawdę nie rozumiem kobiet.
Potem zaczynamy się śmiać, ale w moim przypadku śmiech dosyć szybko przeradza się w płacz.
Lorcan podnosi się i znów bierze mnie w ramiona. Uspokaja i pociesza. Zaraz potem chce, żebym odwołała ślub, odeszła od Siergieja i zaczęła wszystko od nowa z nim. Od teraz. Od zaraz. Wysuwa rękę z telefonem w moim kierunku i żąda:
– Zadzwoń do niego. Zadzwoń i powiedz, że między wami wszystko skończone.
Nie rozumie, że nie mogę tego zrobić. Ja sama tego nie rozumiem, ale wiem, że to, co łączy Siergieja i mnie, jest poza jego zasięgiem, poza czyimkolwiek zasięgiem. Tej siły przyciągania nie da się pokonać. Czy tego chce, czy nie. Czy tego chcę, czy nie. Biorę komórkę z jego ręki, odkładam na podłogę i szepczę, wbijając wzrok w sufit:
– Nie mogę. Nie zrobię tego. Wiem, że teraz zabrzmi to okropnie, ale ja go kocham. Musisz to zrozumieć… – Następuje cisza. Mam ochotę zwymiotować własnymi słowami. I chyba naprawdę zaraz zwymiotuję.
Lorcan spogląda na mnie z wyrzutem. A może jest to wzrok kogoś, kto nie dowierza… Bierze T-shirt i wyciera nim swój ociekający potem kark.
– Ja? Ja nic nie muszę – mówi, podnosi się i zakłada ubranie.
– Co robisz? – pytam, patrząc, jak zapina spodnie.
– A jak myślisz? Znam już twoją decyzję. Mogłem się domyślić, że to wszystko nic dla ciebie nie znaczy.
– Wiesz, że to nieprawda – podnoszę głos, kiedy jest już przy drzwiach.
– Zadziwiasz mnie, nie mogę tego zrozumieć… To tak, jakbym cię w ogóle nie znał. Kupił cię. On cię po prostu kupił… – Chwyta za klamkę.
Mam ochotę wstać i zamknąć drzwi na klucz.
– Nikt mnie nie kupił – odpowiadam z obrzydzeniem.
Co za ohydny pomysł! Jak on śmie? Podnosi dłoń tak jakby chciał, żebym przestała mówić, ale tego nie robię:
– Nie zostawiaj mnie tu tak! Słyszysz?! Porozmawiajmy! Nie możesz tak po prostu teraz wyjść!
– Nie mogę? – pauzuje, kiedy ja przestaję oddychać. – To patrz! – Odwraca wzrok i wychodzi. Nawet nie trzaska drzwiami. Ani grama złości. Zero furii. Mistrzostwo świata…
Czuję, że zaraz wybuchnę. Jak nie cała ja, to już na pewno moje serce. Rozbije się na kawałki. Nie zostanie z niego żadna część. Rozkruszy się w drobny pył.