Planeta Kaukaz - ebook
Planeta Kaukaz - ebook
"Wojtek Górecki napisał świetną książkę. Jest ona wynikiem jego fascynacji światem nie tak znów odległym od Polski, ale jakże zupełnie nieznanym nam i obcym. I oto, dzięki autorowi Planety Kaukazu, opisani przez niego Czeczeńcy i Inguszowie, Osetyńcy i Abchazi stają się nam znajomi, bliscy, sąsiedzcy. To wielka zasługa autora przyczynić się swoim pisaniem do poznania innych, a przez poznanie – do zrozumienia i zbliżenia.
Górecki pokonał ogrom trudności, na jakie w tamtych stronach napotyka reporter i dotarł do miejsc najbardziej niedostępnych, gdzie spotkał ludzi niezwykłych, ujmujących nas swoją prostotą i sercem. Pod jego żywym i precyzyjnym piórem nie tylko cały Kaukaz Północny, ale i poszczególne zamieszkujące go społeczności przekształcają się w osobne, małe planety, tak, że w rezultacie otrzymujemy cały bogaty i różnorodny 'Kosmos Kaukaz'. Pasja autora, jego wysiłek, wytrwałość i wiedza dały w sumie książkę stanowiącą jedną z najbardziej wartościowych pozycji w dorobku młodego pokolenia polskich reporterów".
Ryszard Kapuściński (o pierwszym wydaniu książki)
"Abchazowie są narodem górali i żeglarzy, z kolei mieszkający o tysiąc kilometrów na wschód Kałmucy - narodem żeglarzy i pasterzy. Kałmucja, która geograficznie odnosi się do pasa stepów, stanowi drugą bramę regionu, ale otwartą w kierunku Azji, w stronę koczowniczego Turkiestanu. Pomiędzy oboma biegunami - Kałmucją na wschodzie i Abchazją na zachodzie - rozciąga się planeta Kaukaz".
Wojciech Górecki
"Jezu, skąd on nabrał takich eksponatów!? Kałmucki prezydent Kirsan Ilumżynow, który gada z kosmitami, dziwak Lew Wozniak z Machaczkały, tajemniczy znikający Bajramow z miasteczka Kuba, archeolog Łowpacze z Majkopu… A wszyscy na maleńkiej planecie, o powierzchni podobnej do Szwecji".
Jacek Hugo-Bader
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7536-308-1 |
Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Paweł Smoleński Izrael już nie frunie
Mariusz Szczygieł Gottland
Włodzimierz Nowak Obwód głowy
Maciej Zaremba Polski hydraulik i inne opowieści ze Szwecji
Renata Radłowska Nowohucka telenowela
Martin Pollack Dlaczego rozstrzelali Stanisławów
Jacek Hugo-Bader Biała gorączka
Klaus Brinkbäumer Afrykańska odyseja
Jean Hatzfeld Strategia antylop
Włodzimierz Nowak Serce narodu koło przystanku
20. 20 lat nowej Polski w reportażach według Mariusza Szczygła
Jacek Hugo-Bader W rajskiej dolinie wśród zielska
Wojciech Tochman Bóg zapłać
Peter Fröberg Idling Uśmiech Pol Pota
Witold Szabłowski Zabójca z miasta moreli. Reportaże z Turcji
W serii ukażą się m.in.:
Chloe Hooper Wysoki. Śmierć Camerona Doomadgee
Swietłana Aleksijewicz Wojna nie ma w sobie nic z kobiety
Wojciech Tochman Dzisiaj narysujemy śmierć
Motto
Każdego, kogo spotkałem w podróży, pytałem o przeszłość. Tylko w ten sposób można było zrozumieć teraźniejszość.
Robert D. Kaplan, 1990
Kaukaz Północny. Mapa polityczna
* * *
Mineralne Wody-Moskwa. To bez wątpienia była najbardziej niezwykła w moim życiu podróż samolotem.
Mineralne Wody to wielki, przesiadkowy port lotniczy - jak Frankfurt, tyle że na południu Rosji. A w samolocie tylko dwie kategorie podróżnych: strzaskani na mahoń rosyjscy wczasowicze, którzy na Elbrusie hulali na nartach (nabuzowani pozytywną energią, radośni, wybyczeni, odpasieni, dotlenieni i, rzecz jasna, wszyscy na lekkiej bani), a obok nich ludzie z dziwnym obłędem w oczach, jaki mają ci, co właśnie wyrwali się z piekła. To tacy jak ja zagraniczni korespondenci wojenni oraz Ingusze i Czeczeni, pierwsi uchodźcy pierwszej wojny czeczeńskiej.
Trudno było powiedzieć, że to istoty tego samego gatunku. Jakby rybę i chomika wpakować do jednego akwarium. Takie samo wrażenie odnoszę, kiedy czytam Wojtkową Planetę. Jezu, skąd on nabrał takich eksponatów?! Kałmucki prezydent Kirsan Ilumżynow, który gada z kosmitami, dziwak Lew Wozniak z Machaczkały, tajemniczy znikający Bajramow z miasteczka Kuba, archeolog Łowpacze z Majkopu... A wszyscy na maleńkiej planecie, o powierzchni podobnej do Szwecji.
Jacek Hugo-Bader
* * *
Faiz powiedział mi: „Lubię poezję europejską, ale nie podoba mi się jej wyrafinowanie. Lubię poezję azjatycką, ale nie odpowiada mi jej filozofia. Nie jestem Europejczykiem i nie jestem Azjatą. Nie czuję się też Kaukazczykiem. Najwyżej geograficznie. Na Kaukazie współżyją Gruzini, Ormianie, Azerbejdżanie, Czeczeni, Czerkiesi, Osetyjczycy. Tutaj są muzułmanie, chrześcijanie, czciciele ognia. Wyglądamy podobnie, mamy jednak różne kultury i odmienne charaktery. Bo Kaukaz to cały świat. Cała planeta”.
Planeta zamyka się między Morzem Czarnym na zachodzie a Morzem Kaspijskim na wschodzie oraz między równiną Donu na północy a Turcją i Iranem na południu. Mierzy czterysta czterdzieści tysięcy kilometrów kwadratowych. Tyle, co Szwecja. Niewiele. A jeśli nie liczyć pasa stepów - jeszcze mniej. Wypełnia tę przestrzeń zagmatwana mozaika ludów, kultur, języków i religii. Autorzy piszący o Kaukazie najczęściej porównują go do wielkiego tygla, albo - ponieważ to ziemia niespokojna, obfitująca w wojny, konflikty, krwawe zamieszki - do beczki prochu.
Ta książka jest poświęcona Kaukazowi Północnemu, a szczególnie górskim republikom Federacji Rosyjskiej. Istnieje jeszcze Kaukaz Południowy, na który składają się trzy niepodległe państwa: Armenia, Azerbejdżan i Gruzja. Granica między Kaukazem Północnym a Południowym jest wyrazista - przebiega grzbietem kaukaskich gór. Jest także umowna, bo niektóre narody zamieszkują tereny po obu stronach grzbietu. Dlatego Kaukaz Południowy pojawia się w książce siłą rzeczy. Pojawiają się również nadkaspijskie stepy i kozackie stanice.
Jest to opowieść o zwykłym życiu na niezwykłej ziemi. Interesowały mnie miejsca, gdzie nie dotarła telewizyjna kamera, oraz ludzie, którzy nigdy nie trafią na pierwsze strony gazet. Nie próbowałem nadążyć za uciekającą historią - za przychodzącymi i odchodzącymi politykami, za szaleńczą dynamiką konfliktów. Odwieczny puls Kaukazu bije z dala od siedzib władzy i linii frontów.
Odwiedzałem Kaukaz Północny wiele razy, spędziłem tam w sumie dwa lata. Na każdym kroku doświadczałem serdeczności i przyjaźni. Przygodni znajomi podwozili mnie, karmili, nocowali, ostrzegali przed niebezpieczeństwem. Trzykrotnie uratowali życie. Nie mam słów, by wyrazić im wszystkim swoją wdzięczność.
Obecne wydanie Planety Kaukaz nieco różni się od pierwszego, które ukazało się w 2002 roku. Dodałem fragmenty moich najnowszych notatek, wybrałem inne fotografie i zrezygnowałem z aneksu.
WG
Elbrus
Tylko z daleka Elbrus wydaje się zastygły i niemy. W rzeczywistości, w śniegach i lodach pokrywających górę, a także pod nimi, we wnętrzu skalnego olbrzyma, trwa nieustanny ruch.
Siergiej Anisimow, 1927
- Sięgnąłem po Nostradamusa - zwierzył się Igor. - Znalazłem fragment mówiący, że wielki car Alanów porazi Europę wodą, ziemią, ogniem i lodem. Włosy stanęły mi dęba. Przecież tak wygląda wybuch wulkanu!
- Tam było inaczej - przerwał mu Andriej. - Nostradamus napisał, że car ze Wschodu poruszy swym berłem wodę, ziemię i lód, zadając straszny cios Alanii, Tartarii oraz Armenii, a następnie rzuci berłem w Bizancjum. Alania to Kaukaz Północny, Alanowie żyli tu w pierwszym wieku i byli przodkami Osetyjczyków. Tartaria to południowa Rosja. Armenia to Zakaukazie. Bizancjum to Azja Mniejsza. Masz rację, ten opis kojarzy się z erupcją!
Rozmowa o Nostradamusie toczyła się jeszcze dobrą chwilę. Igor, geolog z imponującym stażem pracy w terenie, doktor nauk przyrodniczych oraz Andriej, historyk i archeolog, badacz kaukaskich odgałęzień Jedwabnego Szlaku, przygotowujący się właśnie do habilitacji, okazali się miłośnikami astrologii, okultyzmu i wiedzy tajemnej.
Na Kaukazie Północnym, podobnie jak w całej Rosji, nastawał złoty wiek czarnej magii. Księgarnie i uliczne stragany zdominowały pozycje z dziedziny szeroko pojętej parapsychologii. Do gabinetów niezliczonych magów i uzdrowicieli ustawiały się długie kolejki ludzi oczekujących na cud. Mnożyły się i szybko zdobywały zwolenników sekty o najdziwniejszych, najbardziej karkołomnych doktrynach. Szaleństwo nie ominęło szczytów władzy. Powtarzała się historia z poprzedniego przełomu wieków i przełomu dziejów. Wtedy - sto lat temu - carską familię uwiódł półpiśmienny Griszka Rasputin. Teraz, na oficjalnych stronach internetowych wybranego w 2000 roku prezydenta Władimira Putina znalazły się horoskopy oraz „potwierdzone kosmofizycznie” wróżby, proroctwa i przepowiednie.
A jednak wybuch, którego obawiali się Igor i Andriej, jest realny. Chodziło o Elbrus. W połowie lat osiemdziesiątych ten wulkan - uchodzący za wygasły - zaczął przejawiać oznaki życia. W połowie lat dziewięćdziesiątych stało się jasne, że budzi się ze snu.
Elbrus jest najwyższą górą Kaukazu. Ma dwa wierzchołki. Zachodni liczy 5642 metry, wschodni 5621 metrów. Sąsiadujące z Elbrusem szczyty są niższe o dobre półtora kilometra i wyglądają przy nim jak młodsi bracia. W pogodny dzień charakterystyczną stożkową sylwetę widać z odległości trzystu kilometrów.
Wyższe partie Elbrusu pokrywają lodowce. Ich powierzchnia przekracza sto czterdzieści kilometrów kwadratowych, a grubość dochodzi do czterystu metrów. Z lodowców bierze początek Kubań i kilka mniejszych rzek.
Elbrus położony jest w Paśmie Bocznym, odchodzącym od głównego grzbietu Kaukazu na północ. Głównym grzbietem biegnie granica rosyjsko-gruzińska, a także, jak chcą niektórzy geografowie, granica pomiędzy Europą a Azją. Większość geografów jest zdania, że Europa kończy się bliżej - na dońskich stepach. Dlatego w atlasach i encyklopediach Elbrus wraz z całym Kaukazem zaliczany jest zwykle do Azji. (Istnieje jeszcze szkoła rozszerzająca granice Europy na kraje Zakaukazia, zwłaszcza na Armenię i Gruzję, które pierwsze w świecie przyjęły chrześcijaństwo - ale ma niewielu zwolenników).
Kaukazu nie sposób podzielić ani przypisać mechanicznie do tego czy tamtego kontynentu. Alpiniści, którzy chcą zdobyć koronę Ziemi, czyli najwyższe szczyty wszystkich kontynentów, muszą wspiąć się i na Everest, i na Mont Blanc, i na Elbrus.
Przez stulecia kaukascy górale wierzyli, że zwykły śmiertelnik nie może wejść na Elbrus. „Kto ośmieli się wstąpić na stoki Wielkiej Góry, zginie!” - ostrzegali starcy. Na śmiałków czyhały śnieżne zamiecie i lawiny, burze i mrozy, gotowe zamienić intruza w bryłę lodu. Elbrus, dźwigający na swych wierzchołkach niebo, był siedzibą bogów i służących im duchów.
Dwugłowy szczyt obrósł tysiącem mitów, legend, podań, baśni i klechd. Do kaukaskich skał - może właśnie do skał Elbrusu? - Zeus kazał przykuć Prometeusza, który wykradł z nieba ogień, aby podarować go ludziom. Nad unieruchomionym tytanem krążył zgłodniały orzeł i każdego dnia wyjadał mu odrastającą w nocy wątrobę. Ptaszysko zabił w końcu Herakles.
Podobny motyw przewija się w rozpowszechnionym na Kaukazie eposie o starożytnych herosach - Nartach. Według jednej z wersji wódz Nartów Nasren Długobrody po długiej walce z siłami zła odzyskał ogień, który zabrał jego współziomkom okrutny bóg Pako. Za swą zuchwałość Nasren został przykuty do Elbrusu. Starca oswobodził niejaki Bataraz.
(Archeolog Andriej uważa, że ogień, który tak często występuje w kaukaskich mitach, to echo niegdysiejszego wybuchu Elbrusu. Ci, którzy przeżyli, mogli uznać, że erupcja była karą, jaka słusznie spotkała ludzkość za próbę wdarcia się do krainy bogów. Wybuch miał miejsce około 50 roku naszej ery, a popioły pokryły cały obszar dzisiejszego Kraju Stawropolskiego. Niewykluczone, że Elbrus wybuchał również wcześniej. Są poszlaki świadczące, że wydarzyło się to 8-10 tysięcy lat temu).
Gdzieś w okolicach Elbrusu żyły Amazonki - wojownicze kobiety, które obcinały prawą pierś, aby łatwiej naciągać cięciwę łuku. Według Plutarcha, Strabona i Ptolemeusza, Amazonki były sąsiadkami Scytów, a ich siedziby znajdowały się na Kaukazie Północnym. Topograficzne szczegóły zawarte w miejscowych legendach pozwalają zawęzić ten obszar do trójkąta między Czerkiesją, Swanetią a Kabardyno-Bałkarią.
Elbrus jednym przynosił pecha, innym szczęście. Nie można było go zdobyć, ale jeżeli popatrzyło się nań z daleka i wypowiedziało życzenie, góra je czasem spełniała. Tak sądzili Kabardyjczycy i Czerkiesi, którzy nazwali go Górą Szczęścia - Oszchomacho. Natomiast Bałkarzy i Karaczajowie, będący pod wrażeniem ogromu masywu wulkanu, doszli do wniosku, że mieści on w sobie tysiące pomniejszych szczytów. W ich języku nazywa się Mingitau - Podobny do Tysiąca Gór.
Słowo „Elbrus” jest najpewniej pochodzenia perskiego i znaczy Wysoka Góra.
W końcu ludzie zapragnęli sięgnąć po tajemnicę bogów. W lipcu 1829 roku pod Elbrusem rozbił obóz pułk Kozaków i kompania żołnierzy pod dowództwem generała Georgija Emmanuela, kawalerzysty, bohatera walk z Napoleonem. Przewodnikiem ekspedycji, w składzie której było kilku uczonych z rosyjskiej Cesarskiej Akademii Nauk, został kabardyjski chłop, Chillar Chaczirow. On też, jako pierwszy człowiek, postawił nogę na niższym, wschodnim wierzchołku Elbrusu.
Trzydzieści dziewięć lat później wyczyn powtórzyli alpiniści angielscy. Wyprawą kierował Douglas Freshfield, który kilka tygodni przed przyjazdem na Kaukaz bez powodzenia szturmował Ararat. Przewodnikami byli Bałkarzy - Achija Sottajew i Diaczi Dżappujew (pierwszy zmarł w roku 1918, ponoć w wieku stu trzydziestu lat, w rodzinnej wsi Urusbijewo, która dziś nazywa się Islamej).
Wierzchołek zachodni poddał się w 1874 roku, zdobył go Anglik Florence Crauford Grove.
Rosyjski topograf Andriej Pastuchow był pierwszym, który prowadził ekspedycje na oba wierzchołki, chociaż sam nie zdobył żadnego. Miał kłopoty z aklimatyzacją. (Niektóre źródła podają, że w roku 1890 udało mu się wejść na wierzchołek wschodni, ale to bardzo wątpliwe). Imieniem Pastuchowa nazwano grupę skał, znajdującą się kilometr poniżej szczytu. Podczas jednej z prób uczony rozbił tam obóz.
W roku 1910 dwaj Szwajcarzy zdobyli oba wierzchołki jednego dnia.
Rok później był na Elbrusie działacz bolszewicki Siergiej Kirow.
Po zwycięstwie rewolucji październikowej załopotała na szczycie czerwona flaga. Stało się jasne, że nie ma tam żadnych bogów.
Związek Radziecki uczynił alpinizm sportem masowym. Okolice Elbrusu - wąwóz rzeki Baksan oraz dolina zwana Przyelbrusiem, leżąca u podnóża Oszchomacho - stały się największym w kraju ośrodkiem turystyki wysokogórskiej. Wybudowano dziesiątki hoteli, domów wczasowych i sanatoriów, wytyczono setki kilometrów pieszych szlaków. Marzeniem tysięcy przyjezdnych było wejście na Elbrus. W kierunku dwóch wulkanicznych wierzchołków ruszyli obok doświadczonych alpinistów ludzie zupełnie nieprzygotowani: pionierzy, wczasowicze, uczestnicy wycieczek zakładowych.
Atak na szczyt rozpoczynał się w Schronisku Jedenastu, na wysokości 4200 metrów. Do schroniska można było dojechać samochodem (droga kończy się trzysta metrów niżej) albo kolejką linową, a następnie wyciągiem krzesełkowym (górna stacja wyciągu leży na 3750 metrach). Infrastrukturę uzupełniał niewielki barak ulokowany w siodle między dwoma wierzchołkami, na wysokości 5350 metrów. Korzystali z niego ci, których podczas wspinaczki zaskoczyła noc.
Zdobycie Elbrusu nie jest technicznie trudne i nie wymaga specjalnego sprzętu. Wystarczą raki i kijki narciarskie. Trasę wyznaczają rozstawione co sto metrów tyczki. Stromizna rzadko przekracza dwadzieścia pięć stopni.
Mało która góra jest jednak bardziej zdradliwa!
Biada naiwnym, którzy ulegli złudzeniu, że szczyt leży na wyciągnięcie ręki. Droga może zająć nawet dwanaście godzin. Biada nierozważnym, którzy zboczyli z wyznaczonej trasy. Pod gładkim lodem kryją się uskoki i przepaściste szczeliny. Biada lekkoduchom, którzy nie przygotowali się na nagłe zmiany pogody. W ciągu paru sekund ciepły letni dzień może zamienić się w mroźną zimową noc, temperatura spaść grubo poniżej zera, a mgła przesłonić cały świat. Jak w dawnej legendzie - żywioły naprawdę mogą zamienić człowieka w lodowy posąg. A wszystko dlatego, że Elbrus jest tak eksponowany, że wyrasta ponad otoczenie i niczym piorunochron ściąga deszcze, wichury i zamiecie.
Nikt nie wie, ilu ludzi straciło tu życie. Radzieckie władze nie prowadziły takich statystyk, informacje o katastrofach nie trafiały do gazet. Największa chyba tragedia wydarzyła się zimą roku 1936. Na Elbrus wspięła się wówczas jednego dnia duża grupa komsomolców. Podczas zejścia pijani sukcesem młodzi ludzie zapomnieli o ostrożności. Nie zauważyli, że pod cienką warstwą śniegu kryje się lód. Przewracając się, ciągnęli za sobą jeden drugiego. Spadali odbijając się od stoku jak pingpongowe piłeczki. Większość roztrzaskała się na Skałach Pastuchowa. Zginęło kilkadziesiąt osób.
W 1998 roku spłonęło Schronisko Jedenastu.
Futurystyczną, przypominającą sterowiec budowlę, znaną ze wszystkich przewodników i albumów o Kaukazie, wzniesiono w roku 1939, na miejscu mniejszego schroniska o tej samej nazwie (w latach dwudziestych obozowało tam jedenastu naukowców). Opływowe kształty, metalowe ściany i podwójne okna zabezpieczały gości przed wszystkimi kaprysami pogody.
Przyczyną pożaru była awaria spirytusowej maszynki któregoś z turystów. W schronisku przeznaczonym dla stu dwudziestu osób była tylko jedna kuchenka. Z gotowaniem wody i przyrządzaniem posiłków każdy musiał radzić sobie sam.
Rzucono się do gaszenia ognia. Ktoś chwycił stojący w korytarzu kanister. Myślał, że jest tam woda, w środku było jednak paliwo. Nastąpił wybuch - ze schroniska pozostał metalowy szkielet.
Kolejka linowa i wyciąg krzesełkowy funkcjonują do dziś. Na stacji „Mir”, gdzie trzeba się przesiąść, cały czas czynne jest Muzeum Bojowej Chwały Obrońców Elbrusu i Kaukaskich Przełęczy w Latach Wielkiej Wojny Ojczyźnianej.
Bitwa o Kaukaz rozpoczęła się w lipcu 1942 roku i trwała kilkanaście miesięcy. Niemcy chcieli przebić się do pól naftowych Morza Kaspijskiego. Szybko zdobyli Noworosyjsk i kilka większych miast regionu.
Zdarzało się, że górale pochodzący z małych, od wieków poniżanych przez Rosjan narodów, witali hitlerowców jak wyzwolicieli. Takie przypadki dały Stalinowi pretekst do wysiedlenia Inguszów i Czeczenów, Bałkarów, Karaczajów i Kałmuków.
W połowie sierpnia specjalna jednostka Dywizji Alpejskiej „Edelweiss” pod dowództwem kapitana Heinricha Grotta przekroczyła przełęcz Chotiutau i zajęła Schronisko Jedenastu. Wkrótce na Elbrusie zawisła flaga ze swastyką.
Historia najwyżej położonego frontu drugiej wojny światowej wciąż kryje tajemnice. Sowiecka propaganda długo utrzymywała, że niemiecką jednostkę zlikwidował bohaterski pilot, który zbombardował schronisko. Później okazało się, że podczas bombardowania ucierpiał tylko jakiś skład, a Niemcy wycofali się sami, kiedy załamała się ich ofensywa na południe. Sowiecka flaga wróciła na Elbrus w lutym 1943 roku. Boje na Kaukazie Północnym ostatecznie zakończyły się późną jesienią.
Na przełomie wieków w Muzeum Bojowej Chwały Obrońców Elbrusu przeciekał dach i nie było prądu.
Dlaczego Elbrus został uznany za wulkan wygasły - nie wiadomo. W okolicy wschodniego wierzchołka czuć wyziewy siarki. Źródła, które biją obok wypływających z lodowców Elbrusu rzek, mają wysoką temperaturę, a w wodzie zawarte są znaczne ilości dwutlenku węgla.
Rankiem 6 października 1906 roku zdumieni i przerażeni górale po raz pierwszy ujrzeli Elbrus zupełnie nagi, bez śnieżnej czapy na wierzchołkach. Najprawdopodobniej śnieg stopił się od magmy buzującej w trzewiach olbrzyma.
Następnego dnia wierzchołki znów były białe.
Wulkan drzemał tylko, spał płytkim snem.
- Od połowy lat sześćdziesiątych Elbrus znajdował się pod stałą obserwacją naukowców - opowiadał mi geolog Igor. - Uruchomiono zespół stacji sejsmograficznych, które badały ognisko magmatyczne, czyli roztopioną masę skalną znajdującą się w głębi Ziemi. W pewnym momencie zaobserwowaliśmy, że podnosi się ona około stu pięćdziesięciu-dwustu metrów na rok. Nie była to szybkość niepokojąca, jednak magma szła w górę i był to proces ciągły. Na początku lat dziewięćdziesiątych szybkość zwiększyła się do dwustu pięćdziesięciu-trzystu metrów, a w połowie dekady doszła do czterystu-pięciuset. Stało się jasne, że Elbrus się budzi. Wtedy obserwacje wstrzymano.
Nie mogłem nie spytać, dlaczego.
- Wysoki urzędnik, którego zapoznałem z wynikami badań, powiedział, że klęski były, są i będą. Zaraz potem drastycznie obcięto nam budżet. Poodchodzili naukowcy. Nie dziwię się, bo pensje zaczęto płacić głodowe, a rodzinę trzeba z czegoś utrzymać. Przepadła masa specjalistycznego sprzętu, aparatura. Nie miał się nią kto zajmować. Lawiny zniosły stacje sejsmograficzne. Została jedna stacja obserwacyjna w Kisłowodzku, w rejonie Mineralnych Wód.
Po jakimś czasie, dzięki zapaleńcom, którzy nie patrzyli na pieniądze i niechęć władz, zdołaliśmy uruchomić parę stacji na nowo. Przepuściliśmy jednak moment. Wyszło tak, że przez pół roku nikt Elbrusu nie obserwował, nie było żadnych badań. Nikt nie wie, o ile w tym czasie podniosła się magma, jak przebiegała aktywizacja. Tymczasem, by zestawić krzywą wzrostu, potrzebna jest obserwacja ciągła.
Fatalizm, przekonanie, że problemu, o którym się nie mówi, nie ma, zaklinanie rzeczywistości: radzieckie to czy rosyjskie?
W roku 1843 markiz de Custine zauważył: Zresztą nawet gdyby ilość samobójców w Rosji była wielka, nikt by o tym nie wiedział: znajomość liczb jest tam przywilejem policji; nie wiem, czy nawet do cesarza docierają dokładnie. Wiem natomiast, że za jego rządów żadne nieszczęście nie trafia do prasy, jeżeli on się nie zgodzi na to upokarzające przyznanie się do przewagi Opatrzności. Pycha despotyzmu jest tak wielka, że rywalizuje z potęgą Boga.
A w roku 1863 Teofil Łapiński notował: Chociaż Kaukaz winien być zaliczany jeszcze do Europy, jednakowoż kraina ta znana jest niewiele lepiej niż najbardziej oddalone i najniedostępniejsze miejsca na ziemi. Geograficzne, etnograficzne i statystyczne opisy tych dzielnic, które znalazły się pod rosyjską okupacją, są bardziej niż skąpe, przy czym zauważyć należy, że większość relacji z Kaukazu pochodzi od cudzoziemców, szczególnie od niemieckich podróżników. Rosyjskie dane z trudem zasługują na poważną uwagę, gdyż oprócz swej skąpości, są jeszcze ze sobą sprzeczne. Niedbalstwo to ze strony Rosjan, czy - polityka?
- Jak w przybliżeniu wyglądałby wybuch? - dopytuję Igora.
- Elbrus to straszny wulkan. Po pierwsze sam w sobie jest ogromny, ma gigantyczną masę. Po drugie na Elbrusie znajduje się około ośmiu kilometrów sześciennych lodu. Gdy temperatura się podniesie, te osiem kilometrów roztopi się w godzinę-półtorej. Taką rzeką jak Kubań pójdzie fala wody o wysokości dwudziestu-trzydziestu metrów. Miasta leżące nad Kubaniem zostaną po prostu zniesione. Ogromny wał wody pójdzie również rzeką Inguri i przerwie tamę. Abchazja, która leży nad tą rzeką, nie zdąży utonąć. Rzuci ją morzem do Turcji. Zagrożone zasypaniem bądź zalaniem są też takie miasta, jak Nalczyk, Baksan, Karaczajewsk i Czerkiesk. Będzie to ogromna katastrofa, do której trzeba się przygotowywać. Trzeba przeprowadzać ciągłe obserwacje i badania oraz publikować raporty naukowe. Niestety, w Rosji rozpowszechniać takich rzeczy nie wolno. Nie wiem, jakie racje przemawiają za urzędnikami, nikt nigdy nie powiedział mi niczego wprost. Najprawdopodobniej chodzi im o niewywoływanie paniki albo po prostu nie wiedzą, jak ewakuować ludność.
- Ilu ludzi mieszka w strefie zagrożonej zniszczeniem?
- Około dwóch milionów.
- I o niczym nie wiedzą?
- I to jest problem. Myślę, że winna jest przede wszystkim miejscowa administracja, domyślam się, że to ona blokuje publikacje. Wcześniej, co by nie mówić, istniała przynajmniej obrona cywilna, która była w stanie utrzymywać ludność choć w najmniejszym stopniu gotowości i mogła koordynować przygotowania do ewakuacji. Teraz nikt takich funkcji nie spełnia. Wszystkie te organy nie istnieją, te instytucje nie istnieją.
- Nie próbowałeś drukować swoich materiałów na Zachodzie?
- Biję się w piersi. Kiedy mieliśmy jeszcze możliwość prowadzenia normalnych obserwacji, nie było bezpośredniego zagrożenia. Oczywiście, trzeba było trzymać rękę na pulsie, jednak wiedzieliśmy, że na przykład jutro jeszcze nie wybuchnie. Dlatego nie szukaliśmy kontaktów za granicą.
- Czy jesteś aż tak pewien, że dojdzie do erupcji?
- Jestem pewien na sto procent.
- Kiedy należy się jej spodziewać?
- Do wybuchu zostały dosłownie lata. Najbardziej niebezpieczne są dni 22 czerwca i 22 grudnia, czyli te momenty, kiedy Ziemia, krążąc po swej eliptycznej orbicie, najbardziej zbliża się do Słońca. Wówczas, mówiąc obrazowo, skorupa ziemska rozciąga się. Potem zaczynamy się od słońca oddalać i zagrożenie maleje.
- Co jeszcze oznaczać będzie erupcja Elbrusu?
- Wybuch odbije się na całej planecie. Bezpośrednim jego wynikiem może być aktywizacja Kazbeku, a nawet Araratu. Rozpoczną również działalność mikrowulkany, takie jak Biesztau czy Maszuk. Gdzieś w tych okolicach powstaną nowe górki.
Autor sowieckiego folderu o Elbrusie opisał świt na Kaukazie: Jeszcze wierzchołki gór posępnie podpierają szare niebo, jeszcze sosny kulą się z zimna. Ale oto pierwszy promień słońca dotknął szczytów Elbrusu, które nagle ożyły, zarumieniły się, pokraśniały. Wokoło cisza. A w królestwie wiecznego śniegu już zabrzmiała muzyka ledwie rozpoczętego ranka. I tak każdego dnia. Przez wieki. Tysiąclecia.
Któryś z nadchodzących dni rozpocznie się zupełnie inaczej.
Z notatek (1)
10 maja 2007
Mail od Krzysztofa Dąbrowskiego, twórcy strony internetowej Kaukaz.pl, z wykształcenia, jak podkreśla, geografa. Wątpi, by przebudzenie Elbrusu zaktywizowało Kazbek i Ararat: Wulkany te są zbudowane z całkowicie odmiennych skał (Elbrus - bazalt, Kazbek - andezyt, ryolit), co świadczy o innej genezie magmy, a co za tym idzie - różnym i niepowiązanym ze sobą źródle zasilania.
Uważa, że gdyby nawet doszło do erupcji, to w żadnym razie nie grozi to zalaniem Abchazji czy nawet Swanetii. Wody ze stopionego lodowca fieldowego na Elbrusie spłynęłyby „tylko” na północ, do rzek Kubań i Baksan.
O popiele wulkanicznym nie wspomina.
18 kwietnia 2010
Pył z islandzkiego wulkanu Eyjafjallajökull zatruł niebo nad Europą.
W przeszłości częściej wybuchały Hekla i Katla, a erupcja wulkanu Laki w 1783 roku była zapewne największą w historii świata (Wybuch zaczął się rano 8 czerwca, w Zielone Świątki i trwał aż do stycznia następnego roku - czytamy u Sigurdura Thorarinssona).
Teraz Eyjafjallajökull.
W Eddzie Starszej, zwanej Poetycką, znajduję ustęp z Wieszczby Wölwy:
Słońce ciemnieje, ziemia osuwa się w morze,
Spadają z nieba jasne gwiazdy,
Szaleją dymy i ogień, co życie ożywiał,
Płomieni żar wysoko strzela pod niebo.
Eyjafjallajökull i Elbrus - dwa krańce Europy.