- W empik go
Płomienne Gody - ebook
Płomienne Gody - ebook
"Kobierzycki zapłacił dorożkarza i krokiem spokojnym, równym, odmierzonym jak wahania zegara, zaczął wstępować na schody. Nie zatrzymał go nikt w drodze — szedł jak przeznaczenie chłodny i nieubłagany...
Oto długi, półmrokiem okryty kurytarz z dwiema pierzejami cel... Zatrzymał się pod numerem 15 i sięgnął po coś do kieszeni żakieta...
Z wnętrza doszły go w tej chwili jakieś głosy: nizki męzki baryton i spazmatyczne łkania kobiety. Pocisnął klamkę i wszedł do środka...
Na sofie w objęciach Paderny leżała jego żona. Na skrzyp drzwi lekarz zerwał się, zasłaniając odruchowo głowę, Na próżno! Huknął strzał."
Kategoria: | Opowiadania |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-63625-39-9 |
Rozmiar pliku: | 409 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kobierzycki spojrzał na zegarek. Była trzecia po południu. W zakładzie dr. Paderny wolno było odwiedzać chorych dopiero o czwartej: pozostawała zatem jeszcze cała, długa godzina...
Kobierzycki rzucił okiem raz jeszcze na świeżo sporządzony testament, którym zapisywał cały swój wielki majątek przytułkowi dla ubogich, przebiegł raz jeszcze parą początkowych linji pisma i złożywszy akt we czworo, schował go do szuflady biurka.
Mimowoli spojrzawszy w lustro naprzeciw, smutno uśmiechnął się: w świetnie skrojonym żakiecie z białą, pikową kamizelką i czarnym, artystycznie związanym krawatem było mu bardzo do twarzy; Stacha tak lubiała go w tym stroju. Biedna, nieszczęśliwa Stacha...
Utkwił spojrzenie w portret bujnej, przepysznej kobiety, zawieszony nad łóżkiem. Dziś ledwo cień pozostał z dawnej krasy. Okropna choroba umysłowa zwarzyła jej egzotyczne piękno prawie zupełnie. I to w tak krótkim stosunkowo czasie! Rok niespełna!
A winą ponosił on, tylko on — Władysław Kobierzycki, ceniony niegdyś powszechnie chemik i wynalazca.
Wina — cha, cha, cha! Jego wina! Tragedja raczej, nieszczęście, zrządzenie losu, wszystko, tylko nie wina!
Bo cóż był winien on, że okrutny jakiś przypadek stworzył zeń zwyrodniałą anomalje, jakiegoś wyjątkowego osobnika, który nie umiał spełniać zadań życiowych, jak inni ludzie, nie mógł używać życia i jego rozkoszy w zwykły, normalny sposób? W czem tu zawinił on, dziecko poczęte może w szale płomieni, w grozie pożaru, co tysiącem purpurowych wstąg zawisnął nad łonem matki w godziną miłosnych spełnień?...
Opuścił głowę na piersi i zamyślił się...
KONIEC WERSJI DEMO