Płonące ziemie - ebook
Jak „Gra o tron”, ale prawdziwa.
„The Observer”
Bernard Cornwell tworzy najlepsze sceny batalistyczne spośród wszystkich pisarzy, których czytałem.
George R.R. Martin
Piąty tom bestsellerowej serii Bernarda Cornwella o losach bohaterskiego Uhtreda z Bebbanburga. Na jej podstawie BBC realizuje serial „Upadek królestwa”.
Duńczycy wciąż zagrażają królestwu Alfreda: jarl Haesten przywiódł do wybrzeży Wessexu osiemdziesiąt okrętów, a kilka tysięcy wikingów pod wodzą Haralda Krwawowłosego pustoszy Kent. Uhtred, dowodzący teraz załogą Londynu, chce walczyć z Haestenem, ale z woli władcy układa się z nieprzyjacielem. Alfred rozkazuje mu też wyruszyć do Aescengum – tam bowiem zamierza rozgromić armię Krwawowłosego. W drodze do warowni Uhtred rozbija oddział dowodzony przez piękną i niebezpieczną Skade, kochankę i wieszczkę Haralda...
| Kategoria: | Proza |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8135-812-5 |
| Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W czasach anglosaskich sposób zapisu nazw geograficznych cechowała pewna dowolność – brakowało konsekwencji w pisowni, a nierzadko nawet zgody co do samej nazwy. I tak na przykład Londyn często określany był mianem Lundonii, Lundenbergu, Lundenne, Lundene, Lundenwicu, Lundenceasteru, a także Lundres. Bez wątpienia znajdą się czytelnicy, którzy będą zwolennikami innych wariantów nazw aniżeli te, których zdecydowałem się użyć w powieści i których wykaz zamieszczam poniżej. W swoim wyborze kierowałem się zazwyczaj pisownią zaproponowaną w _Oxford Dictionary of English Place-Names_ lub w _Cambridge Dictionary of English Place-Names_ dla okresu przypadającego na lata panowania Alfreda, to jest 871–899, lub możliwie mu najbliższego. Mam jednak pełną świadomość, że nawet ta strategia czasami okazywała się zawodna. Na przykład nazwa Hayling w 956 roku zapisywana była zarówno jako Heilincigae, jak i Haeglingaiggae. Przyznaję, że i ja nie zawsze byłem wierny przyjętemu kluczowi: wolałem posługiwać się współczesną nazwą Anglia niż staroangielskim terminem Englaland, a zamiast Nordhymbralond wybrałem Northumbrię, by uniknąć posądzenia o to, iż sugeruję, że granice tego historycznego królestwa były zbieżne ze współczesnymi granicami hrabstwa Northumberland. Dlatego prezentowaną tu listę nazw – jak i samą ich pisownię – cechuje swoista kapryśność.
(tłum. Amanda Bełdowska)
----------------- ----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Aescengum Eashing, hrabstwo Surrey
Aethelingaeg Athelney, hrabstwo Somerset
Beamfleot Benfleet, hrabstwo Essex
Bebbanburg zamek Bamburgh, hrabstwo Northumberland
Caninga Canvey Island, hrabstwo Essex
Defnascir hrabstwo Devonshire
Dumnoc Dunwich (dziś w większej części zabrane przez morze), hrabstwo Suffolk
Dunholm Durham, hrabstwo Durham
Eoferwic York, hrabstwo Yorkshire
Ethandun Edington, hrabstwo Wiltshire
Exanceaster Exeter, hrabstwo Devon
Farnea Islands wyspy Farne, hrabstwo Northumberland
Fearnhamme Farnham, hrabstwo Surrey
Fughelness wyspa Foulness, hrabstwo Essex
Grantaceaster Cambridge, hrabstwo Cambridgeshire
Gleawecestre Gloucester, hrabstwo Gloucestershire
Godelmingum Godalming, hrabstwo Surrey
Haethlegh Hadleigh, hrabstwo Essex
Haithabu Hedeby (dawne miasto duńskie, obecnie stanowisko archeologiczne w granicach Niemiec)
Hocheleia Hockley, hrabstwo Essex
Hothlege rzeka Hadleigh
Hwealf rzeka Crouch, hrabstwo Essex
Lecelad Lechlade, hrabstwo Gloucestershire
Liccefeld Lichfield, hrabstwo Staffordshire
Lindisfarena Lindisfarne (Holy Island – Święta Wyspa), stanowi część hrabstwa Northumberland
Saefern rzeka Severn
Scaepege wyspa Sheppey, hrabstwo Kent
Silcestre Silchester, hrabstwo Hampshire
Sumorsaete hrabstwo Somerset
SuTHriGanaweorc Southwark, Wielki Londyn
Thunresleam Thundersley, hrabstwo Essex
Tine rzeka Tyne
Torneie nieistniejąca już wyspa Thorney (w okolicy West Drayton), zniszczona podczas rozbudowy lotniska Heathrow
Tuede rzeka Tweed
Uisc rzeka Exe
Wiltunscir hrabstwo Wiltshire
Wintanceaster Winchester, hrabstwo Hampshire
Wzgórze AesCA Ashdown, hrabstwo Berkshire
Yppe Epping, hrabstwo Essex
Zegge fikcyjna wyspa fryzyjska
----------------- ----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Z uwagi na funkcjonujące spolszczenia w tłumaczeniu postanowiono posługiwać się współczesnym terminem Londyn w miejsce proponowanego przez autora Lundene. Ten sam zabieg zastosowano w przypadku Tamizy (w dosłownym tłumaczeniu: rzeka Temes). (Wszystkie przypisy pochodzą od tłum.).Rozdział Pierwszy
Niedawno zatrzymałem się w klasztorze, gdzieś na ziemiach należących do Mercji. Zmierzałem w rodzinne strony, wiodąc dwunastu wojowników. Czas był zimowy, lecz nie mroźny, tylko słotny, rozglądałem się więc za schronieniem dla siebie i swoich ludzi, gdzie moglibyśmy odtajać i zaspokoić głód. Mnisi przywitali nas niechętnie, sądząc zapewne, że pod ich bramy zajeżdża zgraja wikingów. Sława musiała mnie wyprzedzić, ponieważ gdy usłyszeli, że stoi przed nimi Uhtred z Bebbanburga, przelękli się, jakby nastała ich ostatnia godzina.
– Wierzę, że podzielicie się z nami chlebem – wyłożyłem zlęknionym zakonnikom. – Nadto przydałby się ser i odrobina ale, gdyby ojcowie byli tak łaskawi. – Cisnąłem garść monet na klasztorną posadzkę. – Chleb, ser i ale tudzież godziwe posłanie. Oto, czego potrzebujemy!
Następnego ranka wietrzysko przygnało nawałnicę podobną do tej, jaka ma ponoć zwiastować zmierzch świata, toteż pozostaliśmy w opactwie, czekając, aż przejmujący, smagający deszczem wicher przycichnie. Z braku lepszego zajęcia przechadzałem się po gmaszysku klasztoru, aż wilgotnymi korytarzami zawędrowałem do izby, w której trzech młodych, ale ponurych mnichów pochylało się nad manuskryptami. Pieczę nad nieszczęśnikami sprawował sędziwy kleryk otulony obszytą futrem stułą. Ściągnięte wzgardliwym grymasem oblicze starca okalał wieniec siwych włosów, w rękach zaś nadzorca trzymał skórzany batog, służący zapewne do zagrzewania skrybów do wytężonej pracy.
– Nie wolno niepokoić kopistów, panie – przestrzegł mnie usadowiony na taborecie staruch. Ogrzewał się przy mosiężnym kotle pełnym żarzących się węgli, od którego biło ciepło, nieobejmujące wszakże swym kręgiem zgarbionych nad pulpitami młodzieńców.
– Tutejszy wychodek trzeba wylizać do czysta – sarknąłem. – A ty, zdaje się, nie masz żadnego zajęcia.
Nadzorca od razu stracił rezon i nie czynił mi dalszych wstrętów, gdy powodowany ciekawością zaglądałem skrybom przez ramię. Pierwszy z nich, młodzian o pozbawionej wyrazu nalanej twarzy, przepisywał żywot Świętego Kierana. Historia ta opowiada o wilku, borsuku i lisie – owe leśne zwierzęta miały jakoby dopomóc świętemu w budowie pewnego kościoła w Irlandii. Zażywny kopista, noszący powalany atramentem habit, wydymał pełne usta i kiwając miarowo głową, pod którą zwisało wydatne wole, z zapamiętaniem poskrzypywał piórem. Przemknęło mi przez myśl, iż by dawać wiarę podobnym bzdurom, sługa boży musiał być takim głupcem, na jakiego wyglądał. Drugi skryba mozolił się nad odpisem aktu własności, czyli z pozoru całkiem dorzecznym zajęciem, choć – jak mniemam – przykładał rękę do oszustwa. Za klasztornymi murami bowiem nierzadko sporządza się celowo postarzane akty, które kłamliwie poświadczają, że ten czy inny na poły zapomniany król zrzeka się swych rozległych włości. Na rzecz Kościoła, ma się rozumieć. Podrobione akty pozwalają wyrugować prawowitych właścicieli bądź też wymusić na nich wysoką grzywnę – tytułem zadośćuczynienia za wyimaginowane nieprawne użytkowanie ziem. Swego czasu i mnie próbowano okpić w podobny sposób. Jakiś klecha pojawił się w mych progach, wymachując pożółkłym pergaminem. Obryzgałem oszukańcze pismo szczynami i posłałem dwudziestu wprawnie władających mieczem mężczyzn, by strzegli spornych terenów. Nadto pchnąłem umyślnego do biskupa, zawiadamiając go, że jeśli pragnie zająć mą dziedzinę, niech próbuje swych sił. Przechera nie podjął wyzwania. Prości ludzie upominają swe pociechy, że gorliwość poparta gospodarnością to podstawa wszelkiej pomyślności. Równie dobrze mogą wpierać dziatwie, że borsuk, lis i wilk, gdyby tylko się zawzięły, zdołałyby wznieść kościół. Wiadomo przecież, że jeśli ktoś pragnie dochrapać się majątku, winien osiąść na biskupstwie bądź objąć opactwo, po czym powołując się na przyzwolenie niebios, uciekać się do matactw i łgarstw.
Ostatni młodzian przepisywał kronikę. Odwiodłem ręką jego dzierżącą pióro dłoń, by przeczytać ostatnią linię, którą skreślił.
– Czyżbyś znał pismo, panie? – nagabnął mnie stary zakonnik. Z pozoru niewinne zapytanie podszyte było kąśliwą ironią.
– „Owego roku – zacząłem czytać na głos – poganie raz jeszcze naruszyli granice Wessexu. Nieprzeliczone hordy, jakich nigdy wcześniej nie widziano, poczęły siać spustoszenie, niosąc zagładę pobożnej ludności. Wtedy wszakże, z łaski Pana naszego Jezusa Chrystusa, na ratunek pospieszył ealdorman Aethelred z Mercji, by stając na czele armii pod Fearnhamme, wygubić pogańskie zastępy”. – Wskazując palcem dopiero co przeczytany ustęp, zapytałem: – A kiedyż to się zdarzyło?
– Roku Pańskiego osiemset dziewięćdziesiątego drugiego, panie – odrzekł niepewnie młody mnich.
– A co to w ogóle ma być? – zapytałem, trącając dłonią kopiowane przez mnicha pergaminy.
– Roczniki – odpowiedział z godnością siwy zakonnik. – _Annały Mercji_. Jedna jedyna kopia, panie. Sporządzamy jej odpis.
– Aethelred ocalił Wessex? – zdumiałem się, obrzucając wzrokiem świeżo zapisaną kartę.
– Zaiste – odparł z przekonaniem zakonnik. – Z Boskim wspomożeniem.
– Zaiste! Boskim! – wykrzyknąłem. – I moim! Albowiem Sasów wiodłem do bitwy ja, nie Aethelred!
Mnisi oniemieli, wytrzeszczając oczy. Jeden z mych wiernych towarzyszy, pojawiwszy się w drzwiach, uśmiechnął się szeroko, ukazując przy tym niepełne uzębienie.
– Walczyłem pod Fearnhamme! – rzuciłem gniewnie i chwytając jedyną kopię _Annałów Mercji_, począłem przerzucać sztywne karty. Co rusz natykałem się na imię ealdormana Mercji, lecz nigdzie nie dostrzegłem swojego. Kilkakroć trafiłem na wzmianki o królu Wessexu Alfredzie, wszelako kronikarz w ogóle nie wspomniał ani mnie, ani Aethelflaed. Za to wszędzie biło w oczy to samo imię: Aethelred, Aethelred, Aethelred. Odszukałem na powrót urywek traktujący o zdarzeniach pod Fearnhamme i podjąłem: – „Tegoż samego roku dzięki Bożej przychylności ealdorman Aethelred i stający z nim ramię w ramię aetheling Edward poprowadzili zbrojny lud mercyjski do Beamfleot, skąd krwawo rozprawiwszy się z poganami, powrócili z obfitą zdobyczą”. – A zatem to Aethelred i Edward prowadzili Sasów pod Beamfleot? – zapytałem szorstko, mierząc siwego mnicha bacznym spojrzeniem.
– Tak mówią przekazy, panie – ozwał się staruszek, do reszty tracąc pewność siebie.
– Przecież to ja wtedy wiodłem saskie wojska, bękarcie! – warknąłem na dobre już rozwścieczony. Zgarnąłem z pulpitu zarówno annały, jak i stos skopiowanych kart, po czym obróciłem się ku kociołkowi z żarem.
– Wstrzymaj się, panie! – Nadzorca skryptorium stanął mi na drodze.
– To wierutne kłamstwa – rzekłem niewzruszony.
Mnich uniósł dłoń, pragnąc ostudzić mój gniew.
– Przez cztery dziesięciolecia ślęczeliśmy nad pulpitami, sporządzając te oto roczniki, panie – rzekł błagalnym tonem. – To dzieje naszego ludu! Jedna jedyna kopia!
– Tyle że nie ma w nich krzty prawdy! – stwierdziłem. – Walczyłem na wzgórzach Fearnhamme, a potem szturmowałem otoczony fosą Beamfleot. A ty, mnichu, gdzie wtedy bawiłeś?
– W owym czasie byłem dzieckiem, panie – odrzekł z pokorą wiekowy zakonnik.
Cisnąłem manuskrypt w żar. Z gardła mnicha wyrwał się zdławiony jęk. Staruszek rzucił się, by ratować zajmujący się ogniem pergamin. Pochwyciłem go za kościstą rękę.
– Byłem pod Fearnhamme – stwierdziłem dobitnie, przyglądając się ciemniejącym i skręcającym się w trzaskających płomieniach kartom. – Byłem tam – powtórzyłem głucho.
– Trud czterech dziesięcioleci! – wykrztusił z niedowierzaniem nadzorca.
– Jeśli pragniecie poznać prawdę – zwróciłem się do zakonników na odchodnym – przybądźcie do Bebbanburga.
Mercyjscy mnisi nigdy nie zawitali w mym domu, czemu wcale się nie dziwię.
Naprawdę walczyłem pod Fearnhamme. Posłuchajcie zatem prawdziwej historii o tamtych wydarzeniach.
Święty Kieran (lub Kiaran) z Saigir – irlandzki biskup i opat, urodzony na Cape Clear, wysepce u południowo-zachodnich wybrzeży Zielonej Wyspy. Zmarł około 530 roku w klasztorze Saigir, który założył. Jest uznawany za jednego z dwunastu apostołów Irlandii.
_Aetheling_ (stang.) – pierwotnie, w czasach pierwszych państw anglosaskich w Brytanii, słowo to oznaczało każdą szlachetnie urodzoną osobę (od _aethel –_ szlachetnie urodzony/szlachetność). Potem (najpóźniej w X wieku) określano tak pretendujących do tronu członków dynastii królewskiej. W najstarszym staroangielskim eposie _Beowulf_ „synem aethelinga” nazwano herosa Sigemunda.