- W empik go
Plotkara 9: Tylko w twoich snach - ebook
Plotkara 9: Tylko w twoich snach - ebook
Na zaproszenie Marcusa Blair wyjeżdża z nim do Londynu. W ramach romantycznej niespodzianki Marcus przedstawia jej Camilę. Twierdzi, że jest jego kuzynką i mogą razem spędzić lato. Serena gra główną rolę w filmie, w którego produkcję zaangażowana jest Vanessa.
Perypetie bogatej młodzieży z Nowego Jorku relacjonuje tajemnicza osoba o pseudonimie „Plotkara".
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-265-3586-0 |
Rozmiar pliku: | 392 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
plotkara.net
_TEMATY ◄ WSTECZ DALEJ ► WYŚLIJ PYTANIE ODPOWIEDŹ_
Wszystkie nazwy miejsc, imiona i nazwiska oraz wydarzenia zostały zmienione lub skrócone, po to by nie ucierpieli niewinni. Czyli ja.
Lato zaczęło się jakieś pięć minut temu, a już miejskie chodniki mają po sto stopni. Dzięki Bogu wreszcie możemy cisnąć w kąt sfatygowane, paskudne biało-granatowe mundurki szkolne – i to na dobre. Chyba że reaktywujemy je na pierwsze studenckie przyjęcie Halloween. Spódniczki w szkocką kratę doprowadzają facetów do szaleństwa!
Mamy za sobą ciężkie cztery lata liceum. To nie lada wysiłek, połączyć imprezowanie, zakupy, naukę, imprezowanie i zakupy. I to z takim wdziękiem i stylem, żeby wylądować w Ivy League. No, ale nam się udało, mamy świadectwa – i prezenty na ukończenie szkoły (brum, brum!) – na dowód.
Na wypadek gdybyście przespali cały rok, informuję, że my to dzieciaki, które bawią się równie intensywnie jak kupują. A teraz, gdy mamy nową fantastyczną letnią garderobę, czas się poważnie zabawić. Znacie nas i powiedzmy sobie szczerze: chcielibyście być jednym z nas. My to dziewczyny spacerujące po Manhattanie w świeżutkich plażówkach Marni i klapkach Jimmy’ego Choo. Zniszczą się? Co z tego? My to chłopcy na dachu Metropolitan Opera. Opaleni po feriach zimowych na Karaibach, sączymy gin z tonikiem ze srebrnych piersiówek. Nadeszło lato i koniec z bzdurami typu testy i egzaminy. Najbliższe miesiące wypełnią same przyjemności: miłość, seks, sława i niesława. A skoro o tym mowa…
NAJSŁYNNIEJSZA DZIEWCZYNA W MIEŚCIE STANIE SIĘ JESZCZE BARDZIEJ SŁAWNA
Już teraz jest lokalną legendą, ale zanosi się na to, że będzie jeszcze bardziej sławna. Powiedzmy, okładki w „Vanity Fair” i czerwone dywany na premierach filmowych? Na to wygląda, bo S zdobyła jedyną wakacyjną pracę, o którą warto się starać – zagra główną rolę w hollywoodzkim filmie, w reżyserii być może niepoczytalnego łajdaka, Kena Mogula, a jej partnerem będzie cudowny megagwiazdor T. SŁODKI ze złotym zarostem. Znając życie i przeszłość S, T będzie jej partnerem także poza ekranem. Niektóre to mają szczęście.
Choć wszyscy byli przekonani, że do tej roli wręcz stworzona jest B, ona sama chyba już się pogodziła, że znowu przegrała z najlepszą przyjaciółką. Może już do tego przywykła, a może za bardzo pochłaniają ją igraszki między prześcieradłami z egipskiej bawełny w londyńskim hotelu Claridge, ze smakowitym nowym chłopakiem. Tak jest. Jej błyskawiczny romans z uroczym angielskim dżentelmenem, lordem M zmienił miejsce akcji – z parnego Nowego Jorku na elegancki Londyn. Domyślam się, że dobrze wykorzystują hotelowy apartament B. Co prawda mówi się, że rezydencja lorda M jest jeszcze piękniejsza, niż hotel Claridge – o ile to w ogóle możliwe – więc dlaczego nie mieszka u niego? Wkrótce się dowiemy. Wiadomości o jej eskapadach już do nas docierają zza oceanu.
Do miasta docierają także skandaliczne wieści o naszym ulubieńcu, wiecznie upalonym i wiecznie pięknym N, choć on wyjechał znacznie bliżej, do rozkochanego w lecie Hamptons. Przechodzi ciężkie chwile na Long Island po tym żałosnym epizodzie z kradzieżą viagry trenerowi – mało brakowało, a nie skończyłby szkoły. W każdym razie teraz jest już opalony i wiecznie spocony od reperowania dachu na domku trenera. Mieszkanki okolicznych wiosek podobno przejeżdżają tamtędy niby przypadkiem tylko po to, żeby go zobaczyć bez koszuli. Tymczasem tutaj, z tej strony Long Island – na Brooklynie, jakby ktoś nie wiedział – widziano V rozkoszującą się pozostałościami krótkiego okresu, gdy mieszkała z nią B. Witaj, czarna suknio Diane von Furstenberg! Tylko B mogłaby zostawić coś takiego jak starą szczoteczkę do zębów. Nie wiadomo, czy V miała romans z obojgiem przyrodniego rodzeństwa, ale i A, i B ruszyli dalej. Dosłownie. Z tego, co ostatnio słyszałam,
A związał się z wytatuowaną tancerką brzucha w Austin w Teksasie, która ma dwa szczeniaki bokserki. Dzięki Bogu za D – widziano go, jak włóczy się po mieście z obłędem w oku, jak turysta. Wygląda jak człowiek ogarnięty nostalgią na myśl o jesiennym wyjeździe na zachód.
WASZE E-MAILE
-
-
P: Droga Plotkaro
-
-
Byłem właśnie na lotnisku Heathrow – wybieram się do okropnej szkoły z internatem, na którą tego lata uparli się moi rodzice – i kogo nagle widzę jak nie B, czyli dziewczynę moich marzeń. Myślałem, że moje problemy się skończyły, ale przyjechałem do szkoły i dowiedziałem się trzech bardzo niepokojących rzeczy:
1.
Nie dość, że B się spotyka jakimś angielskim dupkiem, ona jest z nim zaręczona.
2.
A on już jest zaręczony z inną.
I najbardziej szalone z tego wszystkiego:
3.
Lord de Dupek nie zaspokaja potrzeb B, jeśli wiesz, co mam na myśli. Może za bardzo go wyczerpują spotkania z narzeczoną?
Pomóż nieszczęśnikowi. Oszaleję, jeśli nie spotkam zaraz dziewczyny, która wie, czym się różni futbol amerykański od piłki nożnej. A może B znowu jest wolna?
PS. Ja mogę całą noc.
-
-
O: Mój drogi
-
-
Nie wiem, jak to jest w Anglii, ale tu w Stanach siedemnaście lat to stanowczo za mało na ślub. Rany, przecież jeszcze nawet nie znamy współlokatorów z akademika! Spokojnie. Nic nie trwa wiecznie…
-
-
Plotkara
-
-
PS. Całą noc, co? A jak wyglądasz?
-
-
P: Droga Plotkaro
-
-
Kosztowało mnie to mnóstwo błagań i próśb, ale w końcu namówiłam ojca i wynajął domek w Southampton dla mnie i moich znajomych. Jesteśmy tu, ale nie ma nikogo więcej. Co się dzieje?
-
-
Brak Seksu na Plaży
-
-
O: Droga BSNP
-
-
Jeśli już musisz wiedzieć, zbyt wczesny przyjazd do Hamptons to oznaka… cóż, złego gustu, chyba że musisz tam być, jak niektórzy moi znajomi. A skoro już jesteś, rozkręć imprezę! Masz do dyspozycji cały dom – wykorzystaj prześcieradła jako togi i wczuj się w atmosferę uniwersytetu!
-
-
Plotkara
NA CELOWNIKU
B oskarża pracownika linii lotniczych Virgin Atlantic, że ukradł jedne z jej licznych koronkowych stringów Cosabella z torby Tumi. Tak to jest, jak się lata rejsowymi samolotami! S czyta – Czyta? Ej, rok szkolny się już skończył!
– Sfatygowany egzemplarz _Śniadania u Tiffany’ego_ na zacienionej ławce w Central Parku. Na pewno będzie to kiedyś wspominała w wywiadach. Spocony N pedałuje przez East Hampton na wiekowym czerwonym rowerze. A gdzie się podział range rover? V w Bonita, malutkiej, tradycyjnej meksykańskiej knajpce w Williamsburgu, prosi kelnera, żeby wytarł stolik, zanim przy nim usiądzie. Może naprawdę nauczyła się czegoś od B. D godzinami jeździ w tę i z powrotem West End Avenue – niby gdzie ma zaparkować gigantycznego błękitnego buicka, którego dostał na zakończenie szkoły?
To na razie tyle. Spadam stąd. Jakby nie było, nie trzeba być matematycznym geniuszem w drodze do Massachusetts Institute of Technology, żeby wiedzieć, że lato ma tylko jedenaście tygodni, zaledwie siedemdziesiąt siedem dni, zanim trzeba się będzie zająć innymi sprawami, takimi jak wybór akademika, przedmiotu głównego (na przykład projektowania mody), czy fakultatywnym romansem z profesorem literatury angielskiej – słodziutkim pod tweedową marynarką i muszką. Ale nie uprzedzajmy faktów; na dworze jest gorąco i temperatura ciągle rośnie. Że już nie wspomnę o słodkich dziewczynach w bikini w groszki i chłopakach w pastelowych szortach. Lato, bez zasad i planów, to idealna pora, by się źle zachowywać. W tej chwili zabieram moje nowe jasnoróżowe okulary słoneczne Gucciego, francuskie wydanie „Elle”, krem do opalania Guerlaina, faktor 45, rozkoszny turkusowo-pomarańczowy ręcznik Missoni i idę do parku. Gdzie dokładnie? Chcielibyście wiedzieć!
Wiecie, że mnie kochacie.
plotkaraNOWOŻEŃCY
– Dzień dobry pani! – zaświergotał kobiecy głos z ultrabrytyjskim akcentem.
Blair Waldorf z westchnieniem przewróciła się na bok. Od jej przyjazdu do Londynu minęły już trzy dni, ale nadal nie uporała się ze zmianą czasu. Nie szkodzi; to i tak niewygórowana cena za szansę na spotkanie z nowym chłopakiem, filmowo przystojnym, najprawdziwszym angielskim arystokratą, lordem Marcusem.
Wendy, jedna z trzech pokojówek, które przez całą dobę dbały o apartament Blair w hotelu Claridge, zastukała obcasami na jasnym parkiecie i postawiła ciężką mahoniową tacę na ogromnym łożu. Było tak duże, że Blair podzieliła je na cztery części: jedna do spania, jedna do jedzenia, jedna do oglądania telewizji i wreszcie ostatnia – do uprawiania seksu. Póki co, z tej nie korzystała ani razu. Wendy rozsunęła grube brązowe zasłony i cały apartament zalało światło słońca. Odbijało się od złoconego sufitu i luster na toaletce.
– Au! – syknęła Blair i zakryła sobie oczy jedną z wielkich puchowych poduszek.
– Śniadanie zgodnie z pani życzeniem, panno Waldorf – oznajmiła Wendy i uniosła srebrną przykrywę z tacy, prezentując obrzydliwą wodnistą jajecznicę, ogromne tłuste kiełbaski i duszone pomidory.
Klasyczne angielskie śniadanie. Tak…
Blair wygładziła zmierzwione kasztanowe włosy, wyrównała ramiączka miękkiej różowej koszulki Hanro, którą włożyła na noc. Jedzenie wyglądało okropnie, ale pachniało smakowicie. No cóż, w końcu zasłużyła na małą przyjemność, może nie? Wczoraj bardzo zgłodniała, zwiedzając Londyn.
O ile buszowanie u Harrodsa, Harveya Nicholsa i w Whistles można nazwać zwiedzaniem.
– Proszę bardzo, pani gazeta. – Wendy szarmanckim gestem położyła na tacy „International Herald Tribune”. Blair poprosiła, żeby codziennie dostarczano jej gazetę, gdy meldowała się w hotelu. Jakby nie było, studentka Yale musi wiedzieć, co się dzieje na świecie. Co z tego, że jeszcze nie zabrała się do czytania?
– Czy to wszystko? – zapytała Wendy niewinnie.
Blair skinęła głową. Pokojówka poszła do saloniku. Blair nadziała wielką kiełbasę na widelec i przebiegła wzrokiem pierwszą stronę, ale drobny druk i rzeczowe fotografie były tak nudne, że nie mogła się skupić. Dotychczas jedyną gazetą, jaką czytała, był dział mody w niedzielnym dodatku do „New York Timesa”, no i kronika towarzyska, w której szukała zdjęć znajomych twarzy. Właściwie dlaczego kobieta światowa, jak ona, ma sobie zawracać głowę wiadomościami ze świata? W końcu ona je tworzy, nie czyta.
Blair zawsze była impulsywna, ale to Markus wpadł na pomysł, aby przyjechała do Londynu. Był to jego prezent na zakończenie szkoły, oczywiście oprócz szalenie ekstrawaganckich kolczyków Bvlgari. Blair wyobrażała sobie, że spędzą długie deszczowe tygodnie w jego średniowiecznym kamiennym zamczysku. A z łóżka będą wychodzić tylko po to, żeby obgryźć udziec barani czy inną przekąskę, którą przyniosą im z prymitywnej, lecz świetnie zaopatrzonej zamkowej kuchni. Ale Marcus niemal całe dnie spędzał w firmie ojca i jedyne na co znalazł czas, to na lunch i szybki całus.
Cisnęła gazetę na podłogę i poszukała wzrokiem brytyjskiego wydania „Vogue” – zaopatrzyła się we wszystkie angielskie czasopisma, żeby wiedzieć, co i gdzie kupować. Wtedy rozdzwonił się jej nowy telefon Vertu. Tylko jeden człowiek znał jej londyński numer.
– Halo? – zaczęła na tyle seksownie, na ile to możliwe z jajecznicą w ustach.
– Kochanie – Marcus Beaton-Rhodes przywitał ją z uroczym brytyjskim akcentem. – Zaraz wpadnę. Chciałem się tylko upewnić, że nie śpisz.
– Nie, nie! – Blair nie zdołała ukryć podniecenia. Ostatnie dwie noce spędziła sama i była już tak napalona, że hormony atakowały jej rozum. Nie pojmowała, jakim cudem zaszli tak daleko, ani razu tego nie robiąc. Czyżby wreszcie szansa na poranne tête à tête bez majtek?
– Doskonale – ciągnął rozbrajająco bezpośrednio. – Zaraz będę. I mam niespodziankę.
Niespodzianka! Blair kręciło się w głowie, gdy odkładała słuchawkę. Właśnie takiego telefonu było trzeba, żeby wyciągnąć ją z łóżka. Pobiegła do łazienki, rozbierając się po drodze. Czyżby róże i kawior? Mrożony szampan i ostrygi? Trochę za wcześnie na coś takiego, ale w końcu ostatnio dostała perłowe kolczyki od Bvlgari, że złotymi literkami B. To na pewno będzie coś extra. Równie ekskluzywny dowód jego wiecznej miłości? W Nowym Jorku wszyscy skręcali się z zazdrości, że ma takiego cudownego chłopaka, stąd plotki, że Marcus jest już zaręczony. Istnieje tylko jeden sposób, żeby raz na zawsze rozprawić się z tym głupim gadaniem. Musi wrócić do Nowego Jorku z pierścionkiem zaręczynowym na palcu. Najlepiej z nieskazitelnym czterokaratowym brylantem, choć pierścień rodowy też nie byłby zły.
Jakie to wielkoduszne z jej strony.
Marcus zaprosił ją do rezydencji ojca w Knightsbridge, ale prosto z lotniska zawiózł ją do hotelu Claridge. Kremowego bentleya prowadził szofer.
– Mamy za mało miejsca, skarbie – szeptał jej do ucha, a ją aż przechodziły dreszcze, gdy czuła jego gorący oddech. Recepcjonista wydawał jej klucz do apartamentu. – No i kiedy cię odwiedzę, nikt nie będzie nam przeszkadzał.
Cóż, takim argumentom trudno się oprzeć. Blair nie bardzo wiedziała, czym zajmuje się ojciec Marcusa. W każdym razie chodziło o akcje i wydawało się to strasznie nudne. Tego lata Marcus miał praktyki w firmie ojca. Zaczynał wczesnym rankiem, kończył późnym wieczorem i dlatego nie miał siły na… seks. Blair robiła to zaledwie kilka razy z Natem Archibaldem i bardzo chciała spróbować z kimś starszym i bardziej doświadczonym. Nie żeby seks z Natem był zły.
W ustach wciąż jeszcze czuła smak śniadania. Pozbyła się go za pomocą toniku Le Mar z rozmarynem i miętowej pasty do zębów. Wróciła do sypialni i wdrapała się na łóżko. Miała na sobie tylko perfumy Chanel nr 5 i kolczyki od Bvlgari. Nie zdjęła ich ani razu od przyjęcia na zakończenie szkoły w klubie Yale, czyli od ponad dwóch tygodni.
Blair wyprowadziła się z ciasnego mieszkanka Vanessy Abrams w dziwacznym Williamsburgu, ze świętym postanowieniem, że nie wróci do szalonego świata, który kiedyś nazywała domem. Zamieszkała w Yale Club. I tam poznała Marcusa. Jego brytyjski akcent i starannie wyprasowane dżinsy zrobiły na niej piorunujące wrażenie. Los sprawił, że ich pokoje sąsiadowały przez ścianę. Nie zdążył jej pocałować
– a stało się to tego samego wieczoru – a ona już wyobrażała sobie, że czuje na karku jego seksowny angielski oddech. Po szóstym czy siódmym drinku zaczęła mu się zwierzać. Była przekonana, że oto poznała mężczyznę swego życia. Właściwie się na niego rzuciła. Była zbyt pijana, a Marcus zbyt dobrze wychowany, by doszło do czegoś więcej niż pocałunku. Ale to się zaraz zmieni.
Blair otuliła się prześcieradłem, zapaliła papierosa i przyjęła pozę, która zdawała się mówić: to mój miesiąc miodowy, jestem już zmęczona seksem, ale co tam, zróbmy to jeszcze raz. Podniosła gazetę z podłogi i ułożyła pierwszą stronę tak, żeby wyglądało, że ją czyta. Super. Idealnie. Seksowna intelektualistka. Kobieta światowa, która czyta o kryzysach międzynarodowych – i omawia je w łóżku. Szkoda, że nie ma staroświeckich okularów do czytania, żeby je zsunąć na czubek nosa.
A to po to, żeby cię lepiej widzieć… nago!
Marcus wpadł do sypialni dokładnie w tej chwili, jakby odgadł jej myśli. Blair powoli odwróciła głowę, udając, że z najwyższym trudem odrywa się od artykułu o kryzysie drobiarskim w Azji. Mężczyzna miał na sobie świetnie skrojony grafitowy garnitur i oliwkową koszulkę Jamesa Perse’a. Podkreślała zieleń jego oczu i sprawiała, że wydawały się pełne obietnic.
– Co jest? – Zdziwiony, zmarszczył złotobrązowe brwi.
– Mówiłem, że mam niespodziankę, zapomniałaś?
– Ja też mam dla ciebie niespodziankę – zagruchała zmysłowo. – Zajrzyj pod kołdrę.
– Świetnie – żachnął się, lekko zniecierpliwiony. – Ubieraj się, skarbie.
– Nie chcę. – Blair się naburmuszyła.
Przeszedł przez pokój i cmoknął ją w nos.
– Później – obiecał. – A teraz włóż coś na siebie i zejdź do holu. – Odwrócił się i wyszedł. Blair, naga, wyperfumowana, wydepilowana i nawilżona, została sama.
Oby to była fajna niespodzianka.
Blair wysiadła z wyłożonej boazerią windy. Miała na sobie błyskawicznie skomponowaną kreację – czekoladową tunikę Tory Burch (dzięki ci, Harrodsie), ukochane dżinsy True Religion i złote drewniaki Marca Jacobsa. Wyglądała jak dama z towarzystwa na wakacjach, ubrana idealnie na weekendowy wypad do Tunisu samolotem Marcusa. Czyżby to była ta niespodzianka?
W imponującym hotelowym holu, wyłożonym marmurem i oświetlonym kryształowym żyrandolem, panował szum i ruch. Ale Blair widziała, że tłum ucichł, gdy wysiadła z windy i szła, stukając drewniakami, w stronę czarnej aksamitnej kanapy, na której czekał na nią Marcus. Był tak cholernie przystojny, że nie mogła go nie podziwiać jak pięknej rzeźby. Z trudem powstrzymała ochotę, by przeczesać palcami jego złociste włosy. Do tego stopnia zachwycała się w myślach cudownym angielskim kochankiem, że dopiero w ostatniej chwili zauważyła, że trzyma za rękę kobietę, i to z pewnością nie ją.
Słucham?
Romantyczny wypad do Afryki zupełnie wyleciał Blair z głowy. Spod zmrużonych powiek przyglądała się blondynce, z wyglądu przypominającej konia, która trzymała za rękę jej chłopaka. Co jest?
– Blair, nareszcie! – Marcus powitał ją serdecznie i wstał, ale nie puścił dłoni towarzyszki. – Skarbie, to moja kochana kuzynka Camilla, o której ci tyle opowiadałem. Moja bratnia dusza. Przyjechała na kilka tygodni. W dzieciństwie byliśmy nierozłączni! Czy to nie cudowna niespodzianka?
– Cudowna – zgodziła się Blair i opadła na fotel. Nie przypominała sobie, żeby w ogóle wspominał o kuzynce Camilli.
No, ale z drugiej strony słuchanie nigdy nie było jej mocną stroną.
– Tak się cieszę, że cię poznałam – oznajmiła Camilla. Popatrzyła na nią z ukosa, demonstrując przy tym długi, wielki nos, z jakim nie poradziłby sobie nawet najlepszy chirurg plastyczny. Maskowała bladą angielską cerę komiczną wręcz ilością beżowego pudru i różu. Jej nogi, śmiesznie długie i chude, wyglądały, jakby wydłużała je na staroświeckich machinach, których Blair szukała na eBayu.
– Mimi przyjechała wczoraj rano, bez zapowiedzi – tłumaczył Marcus. – Wyobrażasz sobie? Jak zagubiona sierotka, z bagażem w dłoni – zachichotał.
– Cóż, na szczęście zawsze mogę liczyć, że kochany Mar--mar udzieli mi schronienia – zaszczebiotała Camilla i od niechcenia przeczesała długie, proste włosy wolną ręką. Włosy, które pod osłoną nocy ktoś mógłby obciąć.
Zaraz… – Schronienia?
Zatrzymałaś się u niego? – zapytała Blair niegrzecznie.
Zdążyła już znienawidzić Camillę, jej krzywe zęby i paskudną plażówkę z żółtego jedwabiu, która zapewne kosztowała majątek, ale i tak wyglądała jak obrus. – Wdawało mi się, że nie masz miejsca?
– Dla rodziny zawsze się znajdzie – odparł Marcus, ścisnął szponiastą dłoń Camilli i zwrócił się do Blair: – Nie przejmuj się, skarbie. Będziemy się razem świetnie bawić.
Jasne.JEDYNKA TO SAMOTNA LICZBA
– Archibald! – Trener Michaels wrzasnął w stronę dachu.
– Chcę usłyszeć, jak ruszasz leniwy tyłek i przybijasz dachówki! I to już!
– Tak jest, sir – mruknął. Patrzył, jak trener wsiada do niebieskiej furgonetki, wyjeżdża z podjazdu, trąbi radośnie i oddala się podmiejską uliczką w Hampton Bays. Nate wyobrażał sobie, że łyka viagrę i wali konia, oglądając pornosy, które zapewne wozi w schowku przy kierownicy.
Kretyn, zaklął w myślach. Otarł pot z czoła i spojrzał na czarne dachówki. Debil, powtórzył po raz setny tego ranka. Nie było jeszcze dziewiątej rano, a słońce już paliło niemiłosiernie. Szorstki dach drapał go w kolana, plecy bolały. Wyprostował się i ściągnął przepoconą zieloną koszulkę. Odłożył młotek i usiadł, choć dach był tak gorący, że nawet przez spodenki palił go w tyłek.
Szukał w kieszeniach starannie zwiniętego skręta. Przezornie schował go wczoraj wieczorem. Wyjął ze skarpetki żółtą zapalniczkę, zapalił i zaciągnął się głęboko.
Przypalanie na śniadanie. Tak robią zwycięzcy.
Błąd sporo go kosztował, to pewne, ale Nate postanowił sobie, że jedno małe potknięcie nie schrzani mu całego lata. Za dnia był niewolnikiem trenera Michaelsa, ale noce nadal należały do niego. Miał do dyspozycji dom rodziców przy plaży Georgica – woleli ciszę i spokój posiadłości w Maine.
Nate wyjął komórkę i przeglądał spis telefonów, dopóki nie doszedł do pierwszej osoby, o której wiedział, że ma dom w Hamptons. Nie może pozwolić, żeby dobra chata stała pusta, bez imprez.
– Cześć, tu Charlie – usłyszał pocztę głosową. – Wyjechałem z kraju na kilka tygodni, ale zostaw wiadomość, to się odezwę po powrocie. Cześć.
Cholera. Nate się rozłączył bez słowa.
Przeglądał dalej, aż doszedł do numeru Jeremy’ego Scotta Tompkinsona, innego kolegi ze szkoły. Nate jak przez mgłę przypominał sobie, że słyszał, iż Jeremy jedzie na lato do Los Angeles. Będzie się uczył aktorstwa czy czegoś równie głupiego.
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.