Po drugiej stronie - ebook
Po drugiej stronie - ebook
PO DRUGIEJ STRONIE stanowi próbę odpowiedzi na jedno z najbardziej nurtujących człowieka PYTAŃ: co dzieje się z nami po śmierci?
Jest zapisem świadectw osób, które doświadczyły „przejścia na drugą stronę”.
Ich autentyczny przekaz może odmienić nasze życie i uczynić go lepszym, a przede wszystkim możemy lepiej zrozumieć wszechogarniającą miłość Boga.
W obliczu spraw ostatecznych: śmierci i życia wiecznego, nieba, piekła, czyśćca zupełnie inaczej spojrzymy na nasze życie i postępowanie.
***
MICHAEL H. BROWN były dziennikarz śledczy, autor ponad dwudziestu książek, w tym bestsellerów takich jak: The Final Hour oraz After Life. Pojawił się w wielu programach telewizyjnych i audycjach radiowych jako ekspert, wypowiadając się na tematy, którymi zajmuje się w swoich książkach.
Jest współautorem wielu publikacji, począwszy od Reader’s Digest po The Atlantic Monthly. Mieszka w Palm Coast na Florydzie z żoną Lisą i trojgiem dzieci. Jest dyrektorem katolickiego portalu informacyjnego Spirit Daily.
Kategoria: | Popularnonaukowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7595-707-5 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Każdy z nas wie, że umrze. Nie każdy jednak przekroczy próg śmierci, by następnie — zamiast rozpocząć życie wieczne — powrócić do swojej ziemskiej codzienności. Na tym właśnie polega niezwykłe doświadczenie tak zwanej śmierci klinicznej. Ci, którzy przez nią przeszli, składają niesamowite świadectwa. To oni są bohaterami publikacji amerykańskiego dziennikarza śledczego Michaela H. Browna. Brown jest katolikiem zaangażowanym w życie Kościoła, w swojej książce zaś oddaje głos przedstawicielom różnych wyznań: katolikom, protestantom, żydom, muzułmanom, buddystom, hinduistom, a nawet agnostykom. Autor wprowadził też inny rodzaj bohaterów — są nimi chrześcijańscy święci, którzy na przestrzeni wieków, doświadczając mistycznych przeżyć, pozostawili na ich temat liczne świadectwa zadziwiająco podobne do tych, które opisują coś, co dziś określamy śmiercią kliniczną.
Śmierć kliniczna budzi duże kontrowersje na wielu płaszczyznach, a jednocześnie bywa dość jednogłośnie kwestionowana jako doświadczenie odsłaniające przed człowiekiem jakiś rodzaj prawdy. Przede wszystkim — jako stan przeżywany całkowicie indywidualnie i następnie całkowicie subiektywnie relacjonowany — nie podlega ona zewnętrznej weryfikacji. Dlatego publiczne mówienie o niej pozostaje wyłącznie na poziomie świadectwa. Wobec tego również Kościół katolicki nie odnosi się w żaden sposób — ani pozytywny, ani negatywny — do świadectw o śmierci klinicznej, lecz zaleca daleko idącą ostrożność w ich przyjmowaniu i powściągliwość w sądach dotyczących spraw życia wiecznego (podobnie jak w wypadku objawień prywatnych). Pisali o tym klarownie biskupi polscy do wiernych z okazji Niedzieli Biblijnej 17 kwietnia 2012 roku. Język ludzki jest narzędziem niedoskonałym, więc nie potrafi w pełni — co często obserwujemy nawet w prozaicznych sytuacjach — przekazać tego, co jest ludzkim doświadczeniem. Poza tym to, co przeznaczone było dla jednej osoby, nie musi być czymś wyjątkowym lub przemieniającym dla innej.
Pośród tych, którzy doznali śmierci klinicznej i mówią o tym głośno, można znaleźć bardzo różne osoby, także kontrowersyjne. Do takich zalicza się między innymi Gloria Polo, Kolumbijka, która przed laty została rażona piorunem i od tego czasu, przeżywszy nawrócenie pod wpływem śmierci klinicznej, składa świadectwa na temat zaświatów. Gościła ze swymi prelekcjami w niejednym kościele, także w Polsce, choć nie w Lublinie, gdzie na jej publiczne wystąpienie w świątyni nie zgodził się biskup diecezji. Słowa kobiety bywają bowiem nie w pełni zgodne z katolicką doktryną. Ale też trafiają się osoby, które swoje świadectwa składają w pokorze, z dystansem i niejako przy okazji głoszenia wiary, nie czyniąc z własnego doświadczenia centrum i osi nauczania. W gronie tych ostatnich jest też jeden z najwybitniejszych polskich teologów ksiądz profesor Wacław Hryniewicz, który opowiadał („Tygodnik Powszechny” 2011, nr 7): „Na oddziale intensywnej opieki pooperacyjnej leżałem dwa tygodnie. Przeżyłem tam doświadczenie przybliżenia się do kresu — śmierć kliniczną. Zapadałem się w ciemność, ale to była ciemność przyjazna, świetlana, dobroczynna, ciepła. To zostawia w człowieku ślad. Uczy ustosunkowywać się życzliwiej do ludzi, uodpornia na zarzuty i wszelkie przejawy małostkowości. Porządkuje się hierarchia tego, co w życiu ważne. W szpitalu jest czas na nocne medytacje, modlitwy i rozmowy. Uczyłem się głębszego nurtu życia i wdzięczności za jego dar. Mam przecież swoje lata, więc powracały do mnie różne myśli — iluż istnieniom nie dano w ogóle nacieszyć się życiem...
Dzisiaj, gdy budzę się rano, dziękuję Bogu, że mogę dalej pracować, modlić się, pomóc komuś w potrzebie. To jest ta jaśniejsza strona choroby, która uczy większej wrażliwości i mądrości”.
W prezentowanej książce Brown szeroko opisuje owe liczne wspólne cechy świadectw o śmierci klinicznej pochodzących od różnych, w żaden sposób niezwiązanych ze sobą ludzi. Czy ta zadziwiająca zbieżność w przedstawianiu poszczególnych elementów może pozostawić człowieka obojętnym? Oczywiście nie. Wręcz przeciwnie — im bardziej śmierć kliniczna okazuje się doświadczeniem uniwersalnym, które nie łączy się z określoną sytuacją życiową, zasobem wiedzy czy osobistą kondycją duchową bohaterów, tym większą budzi ciekawość, skłaniając przy okazji do dogłębnej, ale i krytycznej refleksji.
Niniejsza publikacja może stać się przewodnikiem po meandrach tego skomplikowanego zagadnienia, jakim jest śmierć kliniczna. Może pomóc w zrozumieniu jej fenomenu, a to za sprawą opisanych w niej historii ludzi nam współczesnych oraz postaci z historii Kościoła katolickiego i innych wyznań czy w ogóle spoza przestrzeni wiary. Tak jak każdy człowiek ma pełne prawo do własnego osądu poszczególnych świadectw dotyczących śmierci klinicznej (i może je traktować na przykład w kategoriach czysto mistycznych, bądź przeciwnie — wyłącznie biologicznych), tak też każdy musi wziąć pod uwagę jeszcze jeden aspekt doświadczenia przekroczenia progu śmierci i powrotu do normalnego życia — tym aspektem jest wewnętrzna i zewnętrzna przemiana, do jakiej dochodzi w życiu człowieka.
To przede wszystkim o tych dalekosiężnych skutkach przejścia przez śmierć kliniczną opowiada Brown, gdy prezentuje losy swoich bohaterów. Gdy je poznajemy, na myśl przychodzi ewangeliczna rada: „po owocach ich poznacie”, którą należy potraktować bardzo poważnie. Tak właśnie czyni Autor i tak powinien uczynić Czytelnik. Co to jednak oznacza w praktyce? Przesłanie, jakie wyłania się z kart książki Browna, jest klarowne: żyjąc pełnią życia, pamiętaj o śmierci. W perspektywie własnej śmierci wszystko, co robimy, zyskuje nowy, właściwy sens i nabiera całkiem innego znaczenia.
Nie musimy sami przechodzić przez śmierć kliniczną, by zrozumieć, jaką rolę ma ona do odegrania w życiu człowieka — jest to najbardziej dosadne przypomnienie o tym, co naprawdę liczy się w życiu. Tym, co liczy się w życiu chrześcijanina, jest nade wszystko wiara, czyli osobista relacja człowieka z Jezusem Chrystusem. W tym ujęciu śmierć jest niczym więcej jak kładką, przez którą trzeba przejść, by osiągnąć nową, niemożliwą dotąd bliskość z Bogiem-Miłością. Cała sztuka polega jednak na tym, by w momencie ostatniej próby utrzymać na tej kładce równowagę — w skupieniu pokonać ten niewielki, ale jak się okazuje, zasadniczy dystans.
Relacje o śmierci klinicznej, które Brown przytacza w swojej książce, mogą być dla nas niczym tyczka, która pomaga zachować balans człowiekowi chodzącemu po linie nad przepaścią. Jednak to, z czego owa „tyczka” będzie się składać — czy z wiedzy, czy z wiary, czy z emocji (a najlepiej, gdyby była ich mądrym połączeniem) — pozostaje kwestią indywidualnego wyboru. Najważniejsze jest jedno: patrząc śmierci prosto w oczy, mierząc się z nią, musimy pamiętać, że wyruszamy w drogę, którą wielu przeszło już przed nami. Zatem ów dystans — kładka, po której musimy pójść do Boga — jest do pokonania. Niech świadectwa śmierci klinicznej, tej dodatkowej szansy na przemianę, motywują nas do polepszenia naszego życia w świetle wiary.
Pomyślmy więc poważnie o ustaleniach, które poczynił Brown: „Dusza trafia w sobie właściwe miejsce. To nie Bóg wybiera nam formułę trwania w wieczności — On przystaje na nasz własny wybór. A o ile miłość jest przepustką do najwyższych poziomów Nieba, o tyle oziębłość serca jest najpoważniejszą z przeszkód, by tam się dostać”.Rozdział 1. O rzeczywistości, która przerasta nawet najśmielsze oczekiwania
Rozdział 1
O rzeczywistości, która przerasta nawet najśmielsze oczekiwania
A to ci dopiero! Po śmierci nie czeka nas żadna nicość! Po życiu czeka nas cała wieczność!
Ta prawda rozświetla myśli takim blaskiem, że blednie przy nim wszystko, bledną nawet najboleśniejsze życiowe przejścia. Nic, ale to nic nie jest w stanie przyćmić perspektywy wieczności. A im bardziej próbujemy tę prawdę zgłębić, tym bardziej nas ona szokuje.
Każdy kiedyś wyda ostatnie tchnienie. Jednak gdy los poskąpi nam następnego oddechu, wynurzymy się z naszych ciał, rzucimy okiem na cielesną powłokę i albo zabawimy chwilę dłużej na ziemskim padole, by pokrzepić pogrążonych w smutku bliskich, albo żwawo ruszymy w stronę Światłości, której całą krasę niebawem ukażą zamieszczone tu opisy. W gęstwinie promieni powita nas sam Pan, a może powitają nas aniołowie albo nasi zmarli krewni.
Cóż innego powinno nas zachwycać niż właśnie taka perspektywa? Przecież to wieść nad wieściami. Absolutnie niepojęta.
Nie jest to żadna mrzonka. To wieść o tym, że nasze najskrytsze marzenia nie muszą się już spełniać, bo właśnie stały się rzeczywistością.
Po opuszczeniu naszego ciała, które na razie jest nam niezbędne jak odzienie na ziemi albo skafander w przestrzeni kosmicznej, rozpoczynamy nowy etap naszego życia. To niezwykłe przejście, bo prosto ze świata czterech żywiołów — powietrza, wody, ognia i prochu ziemi — nasza cielesność zanurzy się w żywioł blasku.
Przyjdzie chwila, kiedy z prędkością przekraczającą procesory generujące przestrzenie wirtualne roztoczą się przed nami nowe wymiary rzeczywistości. Wtedy nawet najszybszy sprzęt nie dorówna zawrotnemu pędowi świadomości. Nic nie zdoła spowolnić impetu naszego poznania i przeniknięcia do nowego wymiaru. Z chwilą, gdy zabłyśnie Boże światło, padną w końcu logiczne odpowiedzi na wszystkie nieustannie nurtujące nas pytania. Ogarnie nas zdziwienie, gdy spadnie zasłona z wszystkich zagadek naszego życia. Cała rzeczywistość wyzwoli się z zaszufladkowanych kategorii, w których dotychczas tkwiła. Przez myśl przemknie nam echo słów: „Aha! Nigdy bym nie pomyślał... No, oczywiście! Teraz wszystko jasne”.
Taka obfitość faktów przyniesie nie tylko poznanie wszelkiej prawdy o naszym życiu, ale zarazem zaowocuje doznaniem niewyobrażalnego szczęścia. Zagości w nas przekonanie, że w gruncie rzeczy nigdy nie przytrafiły nam się złe zdarzenia, że bolesna rzeczywistość zawsze miała Boże przyzwolenie, by mogło z niej wyniknąć dobro, a nawet jeśli sprawy wydawały się przybierać zły obrót, to i tak nad wszystkim czuwała Opatrzność. Bóg nie opuszczał nas ani na chwilę.
Z wyjątkiem tych, których czekają mroki, każdy poczuje, że oto „wrócił”, że „nareszcie jest w domu”, że właśnie tutaj jest jego „dom”. Nie ma miary, by oddać głębię tego odczucia.
Równie natychmiastowe będzie uświadomienie sobie prawdy, że ten nowy dom jest o niebo lepszy niż padół ziemski, o którym nasza Matka Kościół i cała tradycja katolicka zawsze mówiły jako o miejscu wygnania. Wszakże w najgłębszej głębi naszej natury jesteśmy istotami duchowymi, przeżywającymi doczesny żywot w ciele.
Gdy oświeceni tym blaskiem w pełni przejrzymy na oczy, wtedy nawet największe okropieństwa obozów koncentracyjnych, brzemię choroby, wypadki, nieudane związki, samotność, prześladowanie czy śmierć osób ukochanych nagle utracą swoje bolesne oblicze i znikną w bezmiarze wieczności. W jednej chwili ogarnie nas to samo dobro, które przychodzi w delikatnym szumie traw.
Odczucie takiego szczęścia zdarzy się nam po raz pierwszy.
Tam nie ma niepokoju. Wszyscy są na siebie otwarci. Dzięki tak serdecznemu nastawieniu nic nie stoi na przeszkodzie, by kaskada miłości, płynącej od osoby do osoby i z całego otoczenia, potężniała z każdą chwilą. Każde wnętrze i przestrzeń wokół nas przesycone będą taką radością i pokojem, że nawet najradośniejsze przyjęcie urodzinowe, najwspanialsze uroczystości rocznicowe, najbardziej bajeczna atmosfera Bożego Narodzenia, czy też radość z narodzin dziecka bledną przy niezwykłej codzienności, która nas czeka.
Żadnych rozczarowań.
Nawet nasza wyobraźnia jest bezsilna wobec takiej wizji. Zadziwi nas wszystko, aż po najdrobniejszy szczegół.
Nawet jeśli w historii ludzkości nie brakowało geniuszy — kompozytorów czy malarzy — nawet jeśli były to rzesze artystów na miarę Michelangela Buonarrotiego, to i tak prędzej czy później znikali z powierzchni ziemi. A tutaj ten sam duch trwa wiecznie.
Tutaj nie ma już sporów.
Nie ma też tajemnic.
Wszystkie istoty zamieszkujące to miejsce promienieją blaskiem. Pełno tu istot nam przyjaznych, o których istnieniu nie wiedzieliśmy. Z grona znajomych każdy spotka tu wszystkich, którzy nie wybrali świata ciemności. Czymś niezwykłym będzie powtórne spotkanie ze zmarłymi rodzicami i całą rodziną, od początku jej istnienia — tak liczną, że można by krewnymi zapełnić widownię stadionu. Rozlegną się brawa dla nas. Każdy z nas odkryje, że nasze życie doczesne było lepsze, niż nam się wydawało.
To nie jest stawianie zamków na piasku. To nie jest myślenie o niebieskich migdałach. To wszystko opiera się na relacjach ludzi z krwi i kości. Dopiero tam, za progiem śmierci, widać, jak wszystkie składniki rzeczywistości nierozerwalnie się przenikają. Dopiero tam ze zdziwienia tak często zapiera nam dech, że aż brak nań czasu.
Właśnie tak wygląda Niebo. Ale jest również piekło, a nie zapominajmy też o czyśćcu. Poświęcimy im wiele uwagi. Jednak pamiętajmy, że nasze wysiłki powinny skupiać się przede wszystkim na osiągnięciu tych poziomów doskonałości, które pozwolą dostąpić Nieba, by zgłębiać je przez całą wieczność.
Przy przejściu do obszaru leżącego po drugiej stronie życia doświadczamy zetknięcia się dwóch różnych wymiarów, zaś znany nam świat fizyczny staje się tylko jedną z wielorakich odmian nowej rzeczywistości, która jest dla nas niedostrzegalna, wszak w życiu ogranicza nas skromne pięć zmysłów.
Ale tam, po drugiej stronie, postrzeganie poszerzy się o wrażliwość na jeszcze inne wymiary. Nagle przed naszymi oczyma ujrzymy kolorowe strumienie, przyćmiewające swym pięknem ziemskie nurty.
Nasz umysł jest bezradny wobec wyobrażenia sobie rzeczywistości, która będzie materialna, a jednocześnie niematerialna. Czekają nas tam uczty. Jednak chociaż potrafimy sobie wyobrazić biesiadę jako taką, to na przyszłej uczcie pokarmy będą ulotne i znacznie lepsze od chleba powszedniego, a ich celem nie będzie nasycenie ciała, bo tam nie ma fizyczności. Oblicza wszystkich wokół wydadzą się młode, w kwiecie wieku, jak twarze dwudziesto- albo trzydziestolatków, a wszyscy będą okazem zdrowia. Wzajemna miłość będzie — jak tlen dla życia — jedynym pokarmem i źródłem mocy. Taki wygląd będzie udziałem każdego z nas. Czy to oznacza, że po drugiej stronie nie czeka nas pokuta? Skądże, na nią też jest miejsce. Jednak sedno przekazu sprowadza się do tego, że czeka nas tam nieopisana, niewyobrażalna radość, która nie zna końca.
Wiarygodność tych przewidywań wzmacniają niepodważalne, spójne i zbieżne ze sobą świadectwa pochodzące z różnych źródeł. Są to relacje osób, które na krótki czas przeniknęły barierę pomiędzy doczesnością a zaświatami. Mimo że reprezentowały one różne religie, wyznania czy postawy intelektualne, takie jak katolicyzm, protestantyzm, judaizm, islam, buddyzm, hinduizm czy nawet agnostycyzm, ich opisy tego fenomenu wykazują niewiarygodne podobieństwo. Oczywiście nie jest to dowód na równoważność wszystkich orientacji religijnych.
Istnieje taki świat, który zaczyna się po naszym odejściu z tego świata, a na jego określenie być może powinny być używane tylko dwa przymiotniki: „cudowny” i „fantastyczny”.
Skoro istnieje zatem świat, który zaczyna się po naszym odejściu z tego świata, to najważniejszym zadaniem w życiu każdego człowieka powinno być przygotowanie się na jego przyjście. A tam słowo „niesamowity”, które w naszej mowie jest często pustym frazesem, nie tylko odzyska pełnię swojego znaczenia, ale może nawet nie sprostać rzeczywistości.
Koniec wersji demonstracyjnej.