Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Po drugiej stronie lustra i co tam znalazła Alicja. Through The Looking-Glass And What Alice Found There - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 sierpnia 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Po drugiej stronie lustra i co tam znalazła Alicja. Through The Looking-Glass And What Alice Found There - ebook

Po drugiej stronie lustra (ang. Through the Looking-Glass, and What Alice Found There) – wydana w 1871 roku druga część przygód Alicji autorstwa Lewisa Carrolla, będąca kontynuacją Alicji w Krainie Czarów. Ze względu na swoją oryginalność istnieje do tego utworu wiele odniesień w literaturze, sztuce i filmie. Z książki pochodzi uznawany za szczytowe osiągnięcie angielskiej poezji absurdalnej wiersz Jabberwocky. (za Wikipedia). Through the Looking-Glass, and What Alice Found There (also known as Alice Through the Looking-Glass or simply Through the Looking-Glass) is a novel published on 27 December 1871 (though indicated as 1872) by Lewis Carroll and the sequel to Alice's Adventures in Wonderland (1865). Alice again enters a fantastical world, this time by climbing through a mirror into the world that she can see beyond it. There she finds that, just like a reflection, everything is reversed, including logic (for example, running helps one remain stationary, walking away from something brings one towards it, chessmen are alive, nursery rhyme characters exist, and so on). Through the Looking-Glass includes such verses as "Jabberwocky" and "The Walrus and the Carpenter", and the episode involving Tweedledum and Tweedledee. The mirror above the fireplace that is displayed at Hetton Lawn in Charlton Kings, Gloucestershire (a house that was owned by Alice Liddell's grandparents, and was regularly visited by Alice and Lewis Carroll) resembles the one drawn by John Tenniel and is cited as a possible inspiration for Carroll. It was the first of the "Alice" stories to gain widespread popularity, and prompted a newfound appreciation for its predecessor when it was published. Książka w dwóch wersjach językowych: polskiej i angielskiej. A dual Polish-English language edition.

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7639-353-7
Rozmiar pliku: 258 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ PIERWSZY. ZWIERCIADLANY DOM

Jedna rzecz była pewna, że białe kocię nie miało właściwie nic z tem wszystkiem wspólnego; było to stanowczo wyłączną winą czarnego kociaka. Przecież już od kwadransa białe kocię poddawało swój pyszczek troskliwemu myciu starej kotki (co zresztą znosiło z niezwykłą cierpliwością, jeżeli się mamy zagłębiać w szczegóły), najlepszy więc dowód, że biedactwo nie mogło mieć absolutnie nic wspólnego z tym całym wypadkiem.

Sposób, w jaki kotka Dina myła pyszczki swoim dzieciom, był następujący: najprzód takiego biedaka trzymała za ucho przednią łapą, a później drugą łapą myła mu pyszczek, zresztą zupełnie nieprawidłową metodą, rozpoczynając od nosa. I właśnie teraz, jak już powiedziałem, zajęta była myciem białego kociątka, które leżało całkiem spokojnie, usiłując tylko mruczeć, gdyż bezwątpienia czuło, że te wszystkie matczyne wysiłki wychodziły mu tylko na dobre.

Ale czarne kocię umyte zostało o wiele wcześniej tego popołudnia, to też, gdy Ala siedziała skurczona w głębokim fotelu, chwilami mówiąc do siebie, a chwilami drzemiąc, kocię bawiło się hałaśliwie kłębkiem nici, które Ala usiłowała nawinąć i nawijała tak długo i tak pracowicie, aż w pewnej chwili kłębek upadł na ziemię i znowu cała robota była na nic. Nici poniewierały się na dywaniku, poplątane, pełne supłów, a czarne kocię uwijało się wśród zwojów tych nici, nie mogąc wyplątać z nich swojego puszystego ogonka.

– Ach, ty podłe, podłe stworzenie! – zawołała Ala, chwytając kociaka, i całując go, aby tem samem wyrazić mu całą swoją pogardę. – Ta Dina naprawdę mogłaby cię nauczyć lepszych manjer! Powinnaś, Dino, powinnaś, sama wiesz o tem! – dorzuciła, patrząc z wyrzutem na starą kotkę i przemawiając do niej najsroższym głosem, na jaki się zdobyć mogła. Po chwili wdrapała się spowrotem na fotel, zabrawszy z sobą kociaka i poplątane nici, które poczęła znowu pracowicie nawijać na kłębek. Praca ta jednak nie szła zbyt szybko, gdyż Ala przez cały czas mówiła, częściowo do kociaka, częściowo do siebie. Kocię siedziało bardzo poważnie na kolanach Ali, udając, że obserwuje nawijanie nici i od czasu do czasu dotykając delikatnie łapką kłębka, jakby pragnęło zaznaczyć, że chętnieby dziewczynce pomogło, gdyby posiadało do tego odrobinę zdolności.

– Czy wiesz, co jest jutro, Kiciu? – zaczęła Ala. – Napewnobyś odgadł, gdybyś był ze mną przy oknie... tylko Dina tak ustawicznie uczy cię porządku, że na nic absolutnie nie masz czasu. Przyglądałam się chłopcom, którzy palili uschnięte krzaki ziemniaczane, a krzaków tych było mnóstwo, mój Kiciu! Później zrobiło się zimno i śnieg tak strasznie zaczął padać, że wszyscy uciekli. Mniejsza o to, Kiciu, jutro zobaczymy, jak krzaki się palą. – W tej chwili Ala nawinęła odrobinę nici dokoła szyi kociaka i poczęła mu się przyglądać. Oczywiście to było właśnie powodem nowej katastrofy, bo kłębek upadł na podłogę i znowu metr za metrem nici się rozwinęły.

– Wiesz, Kiciu, że byłam okropnie zła – ciągnęła dalej Ala, gdy po chwili znowu obydwoje usadowili się na fotelu – jak przekonałam się, że jesteś taki psotny. Miałam już zamiar otworzyć okno i wyrzucić cię na śnieg. Właściwie zasłużyłeś na to, ty mały, kochany psotniku! Co mi teraz powiesz na swoje usprawiedliwienie? Tylko proszę cię, nie przerywaj! – pogroziła mu palcem. – Pragnę w tej chwili wytknąć ci wszystkie twoje wady. A więc po pierwsze: miauknąłeś dwa razy dziś rano, jak cię Dina myła. Teraz nie możesz temu zaprzeczyć, Kiciu, bo sama słyszałam! Co mówisz? – (ma taką minę, jakby słuchała tego, co kociak mówi.) – Powiadasz, że cię łapką skrobnęła w oko? To także tylko twoja wina, że masz oczy otwarte; gdybyś je mocno zacisnął, napewnoby się to nie stało. Ale nie usprawiedliwiaj się już więcej, tylko słuchaj! Po drugie: odepchnąłeś ogonkiem Śnieżkę, jak postawiłam przed nią spodek z mlekiem! Co takiego, pić ci się chciało, istotnie? A skąd wiesz, że ona nie była spragniona? Teraz, po trzecie: rozwinąłeś całe nici, gdy tylko przez chwilę na ciebie nie patrzyłam!

– To są trzy twoje psoty, Kiciu, a za żadną z nich nie zostałeś ukarany. Wiesz, że to wszystko chowam na przyszłą środę. Wówczas wymierzę ci karę jednorazowo! – Teraz Ala mówiła już bardziej do siebie, niż do kociaka. – Co ze mną zrobią przy końcu roku szkolnego? Każą mi siedzieć w kozie za karę. Albo naprzykład, kara zasadzać się będzie na tem, że nie dostanę obiadu i tak bez obiadu przeżyję pięćdziesiąt dni. Ale nie trzeba się tem przejmować! Wolę raczej nie dostawać obiadów, niż jeść obiad codziennie!

– Czy słyszysz, jak śnieg uderza w szyby okienne, Kiciu? Jaki to przyjemny cichutki szmer! Ma się takie wrażenie, jakby ktoś całował okno od zewnątrz. Ciekawa jestem, czy śnieg kocha drzewa i pola, że je całuje tak delikatnie? A później przykrywa je grubą warstwą, wiesz, taką białą kołderką i napewno mówi: „Śpijcie, najmilsi, aż wróci znowu lato”. A gdy się budzą w lecie, Kiciu, przystrajają się w świeżą zieleń i tańczą dokoła... chociaż wiatr wieje... ach, to wszystko jest prześliczne! – zawołała Ala, upuszczając znowu kłębek z nićmi, aby klasnąć w dłonie. – I takbym chciała, żeby to było prawdą! Jestem pewna, że lasy są senne jesienią, gdy liście na drzewach żółkną.

– Kiciu, czy umiesz grać w szachy? Nie uśmiechaj się, mój drogi, pytam całkiem poważnie. Bo gdybyśmy grali właśnie teraz, tobyś się tej grze przyglądał, jakbyś ją istotnie rozumiał. Jakbym powiedziała „Szach”, tybyś zamruczał! Ale ten szach był całkiem niczego, Kiciu, i mógłbyś naprawdę wygrać, gdyby nie ten wstrętny Konik, który się zakręcił w moje figury. Kiciu drogi, niech nam się zdaje... –

I tutaj chciałbym powtórzyć, choć znikomą część tego, co zwykła mówić Ala, rozpoczynając zawsze od swego ulubionego zdania „niech nam się zdaje”. Miała nawet dość długą i poważną rozmowę ze swą siostrą wczoraj, a wszystko dlatego, że zaczęła w ten sposób: „Niech nam się zdaje, że jesteśmy królami i królowemi...” zaś siostra jej, która lubi być zawsze dokładna, zaprotestowała, że tak się „zdawać” nie może, gdyż są we dwie tylko, na co Ala natychmiast znalazła odpowiedź: „No to co? Ty możesz być jednym królem, a ja całą resztą”.

Pewnego razu Ala naprawdę przeraziła swą piastunkę, gdy jej całkiem nieoczekiwanie krzyknęła do ucha: „Nianiu! Niech nam się zdaje, że ja jestem zgłodniałą hjeną, a ty leżącą na drodze kością!”

Ale to długie wyjaśnienie oddaliło nas nieco od przemowy Ali zwróconej od kociaka.

– Niech nam się zdaje, że ty jesteś Czarną Królową, Kiciu! Wiesz, mam wrażenie, że gdybyś przysiadł na tylnych łapkach i wyciągnął przednie, to zupełnie byłbyś do niej podobny. Spróbuj tylko, mój kochany! – i Ala zdjęcia ze stolika Czarną Królową i postawiła ją przed kociakiem, jako model, który miał naśladować. Jednakże naśladownictwo niebardzo się udało, a Ala twierdziła, że nie udało się tylko z tego powodu, że kociak nie potrafił prawidłowo wyciągnąć przednich łapek. Pragnąc go za to ukarać, zaniosła go do zwierciadła, aby zobaczył, jaki jest niezgrabny.

– Jeżeli natychmiast się nie poprawisz – zagroziła – wyrzucę cię do Zwierciadlanego Domu. Jakbyś się na to zapatrywał?

– A teraz, jak będziesz uważał, Kiciu, i nie będziesz zbyt często przerywał, powiem ci szczerze, co myślę o Zwierciadlanym Domu. Najprzód jest tam pokój, który widzisz przez szkło – taki sam zresztą, jak nasz salon, tylko wszystko stoi w przeciwnym kierunku. Widzę dokładnie, co się w tym pokoju dzieje, jak stanę na krześle, tylko nie widzę tego kąta za kominkiem. Ach, a takbym chciała ten kątek zobaczyć! Chciałabym także wiedzieć, czy tam podczas zimy pali się ogień, bo zasadniczo nic na ten temat powiedzieć nie można, dopóki u nas na kominku się nie pali, bo tylko wtedy odrobina ciepła przechodzi do tamtego pokoju, żeby nam się zdawało, że i tam na kominku rozpalili. Pozatem tamtejsze książki są mniejwięcej takie same, jak nasze, tylko słowa trzeba czytać w odwrotnym kierunku. Przekonałam się już o tem, gdy jedną z naszych książek przytknęłam do lustra i w tej samej chwili w tamtym pokoju też uczyniono to samo.

– Czy chciałbyś mieszkać w Zwierciadlanym Domu, Kiciu? Ciekawa jestem, czyby ci tam dawano mleko? A może mleko zwierciadlane wcale nie jest dobre do picia... Ale zaraz, Kiciu! Teraz przejdziemy do korytarza. Przecież widzisz dokładnie tamte drzwi w Zwierciadlanym Domu, gdy tutaj w naszym salonie zostawia się drzwi szeroko otwarte. Tamten korytarz jest bardzo podobny do naszego korytarza, o ile dostrzegasz, tylko w głębi może być całkiem inny. Ach, Kiciu! Jakże toby było cudownie, gdybyśmy mogli tam przejść, do tego Zwierciadlanego Domu! Jestem pewna, że znaleźlibyśmy mnóstwo bardzo pięknych i ciekawych rzeczy. Niech nam się zdaje, że znaleźliśmy już drogę, którą możemy się tam dostać, Kiciu. Niech nam się zdaje, że szkło ustąpiło i jest takie miękkie, jak gaza, że możemy swobodnie przez nie przejść. Poprostu nagle w naszych oczach zamieniło się w pewien rodzaj mgły! Teraz już przejść tam będzie całkiem łatwo...

Wspięła się na gzems kominka, wypowiadając ostatnie słowa, choć sama nie zdawała sobie sprawy z tego, że opuściła wygodny miękki fotel. I istotnie, szkło poczęło nagle topnieć, zamieniając się w jasną, srebrzystą mgłę...

W następnej chwili Ala była już po przeciwnej stronie i zeskoczyła lekko z kominka na podłogę Zwierciadlanego Domu. Przedewszystkiem musiała się przekonać, czy na kominku pali się ogień i odczuła zadowolenie, skonstatowawszy, że ogień się istotnie palił, takim samym jasnym płomieniem, jak tamten, który figlarnie płonął w opuszczonym przez nią przed chwilą salonie.

– Więc tutaj będzie mi taksamo ciepło, jak w tamtym pokoju – pomyślała. – Cieplej nawet, bo nikogo tu niema, ktoby łajał mnie za to, że stoję zbyt blisko kominka. Ach, jakże to będzie zabawnie, gdy zobaczą mnie tutaj przez lustro i nie będą mnie mogli stąd zabrać!

Zaczęła się rozglądać dokoła i zauważyła, że to wszystko, co widziała z dawnego salonu było całkiem proste i nieciekawe, lecz zato reszta rzeczy była całkiem inna i niezwykle interesująca. Naprzykład obrazy na ścianie w pobliżu kominka, wyglądały, jak żywe, a zegar na kominku (widziała go przecież jedynie od tyłu w lustrze), miał najwyraźniej twarz miłego staruszka, który się do niej uśmiechał.

– Ale tego pokoju nie utrzymują w takim porządku, jak my utrzymujemy tamten – pomyślała Ala, dostrzegłszy kilka figurek szachowych, poniewierających się na dywanie wśród kupki popiołu. Lecz po chwili już z przyciszonym okrzykiem „Och!”, przyklękła i poczęła je bacznie obserwować. Figurki szachowe spacerowały parami tam i napowrót! – Tu są Czarny Król i Czarna Królowa – rzekła Ala szeptem, w obawie, aby figurek nie spłoszyć – a tutaj Biały Król i Biała Królowa przysiedli na krawędzi szufelki... Tutaj są dwie Wieże, które spacerują, trzymając się pod ręce. Przypuszczam, że mnie chyba nie słyszą – ciągnęła dalej, pochylając jeszcze niżej głowę – i jestem prawie pewna, że widzieć mnie równie nie mogą. Tak się teraz czuję, jakbym się stała nagle niewidzialna.

W tej chwili zaszemrało coś na stole, za plecami Ali, a gdy odwróciła głowę, dostrzegła jednego z Białych Pionków toczącego się prędziutko i wywijającego koziołki. Otworzyła szerzej oczy, oczekując z ciekawością, co się stanie.

– To przecież głos mego dziecka! – zawołała Królowa, odpychając Króla z taką siłą, że aż się potoczył na kupkę popiołu. – Moja najdroższa Lili! Mój królewski kociak! – i poczęła wdrapywać się bezskutecznie na kratkę z kominkiem.

– Królewskie kaprysy! – mruknął Król, pocierając stłuczony nos, który nadwyrężył boleśnie podczas upadku. Miał zupełną słuszność, że był odrobinę obrażony na Królową, bo teraz obsypany był popiołem od stóp do głowy.

Ala odczuła potrzebę niesienia pomocy, to też, gdy biedna „mała Lili” coraz bardziej zanosiła się płaczem, podniosła śpiesznie z ziemi Królową i postawiła ją na stole, tuż przy boku rozkapryszonej córeczki.

Królowa ze zdziwieniem usiadła. Ta szybka podróż powietrzna tak ją przeraziła, że dopiero po chwili zaczęła uspokajać kapryszącą Lili. Gdy wreszcie oprzytomniała trochę, zeszła na samą krawędź stołu i zawołała do Białego Króla, który usiłował otrzepać z siebie popiół:

– Strzeż się wulkanu!

– Jakiego wulkanu? – zapytał Król, spoglądając z niepokojem w ogień, jakby podejrzewał, że to właśnie w tem miejscu może wulkan wybuchnąć.

– Wydmuchnął mnie wgórę – szeptała zadyszana Królowa, która jeszcze z trudem oddychała. – Uważaj, żebyś dostał się tu całkiem normalną drogą, żeby cię także wulkan nie wydmuchnął!

Ala, obserwowała Białego Króla, który z wysiłkiem wdrapywał się po żelaznej kratce kominka, aż wreszcie rzekła:

– Przecież w ten sposób nawet za kilka godzin nie znajdziesz się na stole. Lepiej chyba będzie, jak ja ci pomogę, nieprawdaż?

Ale król nie zwrócił na jej słowa uwagi, najwidoczniej nie mógł jej słyszeć, ani widzieć, Ala więc podniosła go delikatnie i wolniej niż Królową, przeniosła na stół. Zanim go jednak na stole postawiła, pomyślała o tem, że powinna go była otrzepać z kurzu, którego jeszcze dotychczas pozbyć się nie mógł.

Później opowiadała, że nigdy w życiu nie widziała takiej miny, jaką Król zrobił, gdy zorjentował się, że go jakaś niewidzialna ręka unosi w powietrze i otrzepuje z popiołu. Był zbytnio przerażony, aby mógł krzyczeć, lecz oczy i usta otwierał coraz szerzej i szerzej, aż ręka Ali poczęła trząść się od tajonego śmiechu i omal nie upuściła go spowrotem na podłogę.

– Ach, proszę cię, nie rób takiej miny, mój drogi! – zawołała zapominając zupełnie o tem, że Król nie może jej słyszeć. – Rozśmieszyłeś mnie tak okropnie, że z ledwością cię utrzymałam. I mógłbyś nie otwierać ust tak szeroko! Gotów jesteś połknąć cały popiół, który otrzepałam z twego ubrania. No, teraz wyglądasz już całkiem porządnie! – dorzuciła, przygładzając mu włosy i stawiając na stole tuż przy Królowej.

Król natychmiast upadł na plecy i leżał przez chwilę najzupełniej spokojnie. Ala przelękła się już nawet z tego, co uczyniła i poczęła rozglądać się po pokoju za odrobiną wody, którą pragnęła Króla ocucić. Nie znalazłszy jednak nic oprócz buteleczki atramentu, chwyciła ją i wróciła do stołu, lecz tutaj skonstatowała, że Król już sam się ocknął i że rozmawia z Królową przyciszonym, pełnym przerażenia głosem. Mówili ze sobą tak cicho, że Ala z trudem rozróżniała słowa.

– Zapewniam cię, moja droga – mówił Król – że poprostu zmartwiałem. Czułem, że nawet wąsy mam drętwe.

– Przecież ty wogóle nie masz wąsów – zaśmiała się Królowa.

– Tej chwili panicznego przestrachu – ciągnął dalej Król – nigdy już chyba nie zapomnę!

– Jestem pewna, że zapomnisz – uśmiechnęła się Królowa – jeżeli nie zapiszesz swych wrażeń natychmiast.

Ala przyglądała się z wielkiem zainteresowaniem, jak Król wyjął z kieszeni ogromny pamiętnik i zaczął pisać. Olśniła ją nagła myśl i chwyciła koniec ołówka, który sterczał Królowi ponad ramieniem, poczem sama zaczęła pisać.

Biedny król był przerażony i nieszczęśliwy, mocując się z ołówkiem przez pewien czas w zupełnem milczeniu. Lecz Ala była dla niego za silna, więc po chwili zadyszany wyszeptał do żony:

– Moja droga! Naprawdę będę musiał zdobyć się na cieńszy ołówek. Z tym grubym w żaden sposób poradzić sobie nie mogę, wypisuje sam jakieś bzdury absolutnie bez mojej wiedzy.

– Jakież to znowu bzdury? – zapytała Królowa, zaglądając do pamiętnika, w którym Ala napisała: „Biały król ześlizgnął się po pogrzebaczu, lecz zsunął się po nim bardzo nieszczęśliwie”. – Przecież to nie są zapiski twoich wrażeń!

Na tym samym stole w pobliżu Ala zobaczyła książkę i gdy przysiadła na chwilę, obserwując Białego Króla, bo jeszcze ciągle była o niego niespokojna i zamierzała oblać go atramentem, gdy zemdleje – poczęła przewracać stronice, szukając jakiegoś ustępu, który potrafiłaby przeczytać.

– Bo przecież to wszystko napisane jest takim dziwnym językiem, którego absolutnie nie znam – rzekła do siebie, wzdychając.

Istotnie, książka zapełniona była dziwacznemi hieroglifami.

Biedziła się nad tem przez pewien czas, aż wreszcie wpadła na domysł: – Oczywiście, przecież to jest tylko zwierciadlana książka! Gdy ją zaniosę do lustra, będę mogła wszystko z łatwością przeczytać.

Uczyniła tak i po chwili przeczytała następujący wierszyk:

„Strzeż się Jablerwocka, mój synu!

Bo gdy ziewa, to kąsa, gdy się wita, to bije...”

– To wszystko brzmi całkiem ładnie – orzekła, skończywszy czytać – ale niezupełnie wszystko rozumiem! – (Ala nawet przed samą sobą nie chciała się przyznać do tego, że wogóle z tego wierszyka ani słowa nie zrozumiała.) – W głowie mam teraz dziwny zamęt, mam całe mnóstwo pomysłów, tylko nie wiem dokładnie, jakie one są w istocie. Najwidoczniej ktoś kogoś bił, w każdym razie to jest całkiem jasne...

– Ale Boże święty! – zawołała, zrywając się nagle – jak nie będę się śpieszyć, trzeba będzie wracać przez szybę zwierciadlaną, zanim zdążę obejrzeć dalszy ciąg Zwierciadlanego Domu! Chodźmy najprzód do ogrodu.

Po chwili wybiegła z pokoju i zbiegła nadół po schodach, a właściwie nie zbiegła, tylko schody wraz z nią nadół się opuściły. Końcami palców dotknęła klamki wyjściowych drzwi i miała wrażenie, że uniesiona w powietrze, wyfrunęła z wnętrza Zwierciadlanego Domu.ROZDZIAŁ DRUGI. W OGRODZIE ŻYWYCH KWIATÓW

– Muszę ogród o wiele lepiej obejrzeć – powiedziała do siebie Ala – jeżeli chcę dotrzeć do szczytu tamtego pagórka. Tutaj jest ścieżka, która prosto do wierzchołka prowadzi, chociaż jakoś jest dziwnie kręta... – (Ala minęła już kilka zakrętów) – ale mam nadzieję, że jakoś tam dojdę. Jak ta ścieżka dziwnie biegnie! Wygląda raczej, jak korkociąg, niż jak dróżka! No, ten zakręt prowadzi do pagórka, mam wrażenie... nie, właśnie, że nie! Okazuje się, że ścieżka znowu skręca w stronę domu! Wobec tego trzeba pójść jakąś inną drogą.

Tak też zrobiła, wędrując wgórę i nadół, mijając wolno każdy zakręt, lecz zawsze kierując się mimowoli w stronę domu, zamiast iść w stronę przeciwną. Ile razy usiłowała szybciej minąć zakręt, zaczynała biec tak prędko, że w żaden sposób zatrzymać się nie mogła.

– Zdaje się, że nic z tego nie będzie – rzekła wreszcie, spoglądając na dom, jakby chciała znaleźć rozwiązanie tego zagadnienia. – Przecież nie mam ochoty wrócić tam znowu. Wiem, że musiałabym znowu przejść przez szybę zwierciadlaną i wrócić do starego salonu, gdzieby skończyły się wszystkie moje przygody!

Odwróciwszy się rezolutnie plecami do Zwierciadlanego Domu, wstąpiła raz jeszcze na ścieżkę, postanawiając iść nią prosto, aby dotrzeć do pagórka. Przez kilka minut szła spokojnie, poczem rzekła do siebie:

– Muszę koniecznie to wszystko dokładnie obejrzeć... – lecz, gdy ścieżka skręciła nagle znowu, Ala wzruszyła bezradnie ramionami (jak później dokładnie opowiadała o tem wszystkim), i w następnej chwili znalazła się całkiem niechcący przed drzwiami wejściowemi.

– Ach, to jest okropne! – zawołała. – Jeszcze nigdy w życiu czegoś podobnego nie widziałam! Naprawdę nigdy!

A przecież widziała wyraźnie w bliskości pagórek, więc należało tylko skierować się w jego stronę. Zbliżyła się właśnie do dużego kwietnika, obramowanego kwitnącemi stokrotkami, z rozłożystą wierzbą pośrodku.

– Lilja chińska – rzekła, zwracając się do pięknej rośliny, poruszającej listkami na wietrze – jakżebym chciała, żebyś potrafiła mówić!

– Ja umiem mówić – usłyszała głos chińskiej lilji – ale tylko wówczas, gdy ktoś jest wart tego, żebym do niego przemówiła.

Ala była tem tak zaskoczona, że przez chwilę słowa wymówić nie mogła. Poprostu, odezwanie się Chińskiej Lilji zaparło jej oddech w piersiach. Wreszcie, gdy Chińska Lilja nadal poruszała się tylko na wietrze, Ala zadecydowała się przemówić, głosikiem przyciszonym, prawie szeptem:

– A czy wszystkie kwiaty mówić potrafią?

– Taksamo, jak ty mogą mówić – odrzekła Chińska Lilja. – Potrafią nawet mówić jeszcze głośniej.

– Tylko nie mamy zwyczaju zaczynać pierwsze – jak ci wiadomo – odezwała się Róża – czekałam tylko tej chwili, kiedy ty do nas przemówisz! Patrząc na ciebie, pomyślałam: „Ta dziewczynka posiada jednak ciekawy wyraz twarzy, chociaż nie musi być mądra!” Masz nawet całkiem barwną sukienkę i dzięki temu podobna jesteś trochę do nas.

– Ja tam nie patrzę na kolor sukienki – zauważyła Chińska Lilja. – Gdyby jeszcze miała na główce płatki, byłoby wszystko w porządku.

Ala nie lubiła, gdy ją krytykowano, więc zaczęła pośpiesznie zadawać pytania:

– A czy nie odczuwacie tutaj czasami lęku, że jesteście takie same, i że nie macie nikogo, ktoby się wami opiekował?

– Jest przecież drzewo pośrodku – odparła Róża. – Któż nam jeszcze więcej potrzebny?

– Ale cóż drzewo może zrobić, jak grozić wam będzie jakieś niebezpieczeństwo? – zdziwiła się Ala.

– Wówczas drzewo zawyje – rzekła Róża.

– I zawoła „Buuu-wuuu!” – odezwała się Stokrotka. – Zawsze tak woła, jak mu tylko wiatr dopomoże!

– Czyż dotychczas o tem nie wiedziałaś? – dorzuciła druga Stokrotka i wszystkie naraz zaczęły krzyczeć, aż w ogrodzie zaszumiało i zabrzęczało od ich podnieconych głosików.

– Cicho bądźcie! – rozkazała Chińska Lilja, pochylając się w zdenerwowaniu to na jedną to na drugą stronę i drżąc z gniewu. – Wiedzą, że nic im zrobić nie mogę! – dyszała, skłaniając swą piękną główkę w stronę Ali. – Napewno nie byłyby takie odważne!

– Przebacz im! – szepnęła Ala uspokajającym tonem i zbliżyła się do Stokrotek, nad któremi pochyliła się i szepnęła: – Jak się nie uciszycie, to was zerwę!

Natychmiast nastała cisza i niektóre różowe stokrotki pobladły z przestrachu.

– Dobrze zrobiłaś! – pochwaliła Alę Chińska Lilja. – Stokrotki są najbardziej niesforne. Gdy jedna zaczyna mówić, zaraz zaczynają wszystkie i robi się okropny harmider!

– A skąd wy umiecie tak pięknie mówić? – zapytała Ala, pragnąc tym komplementem wprowadzić kwiaty w lepszy humor. – W życiu swojem byłam już w niejednym ogrodzie, lecz nigdy nie słyszałam, żeby kwiaty mówiły.

– Nachyl się i przyłóż rękę do ziemi – poradziła Chińska Lilja – wówczas napewno zgłębisz tę tajemnicę.

Ala usłuchała.

– Ziemia jest bardzo twarda – skonstatowała po chwili – ale mimo wszystko, absolutnie nic nie mogę zrozumieć.

– Przeważnie we wszystkich ogrodach – rzekła Chińska Lilja – kwietniki są bardzo miękkie, to też kwiaty prawie zawsze śpią.

Przekonało to widocznie Alę, gdyż uśmiechnęła się, najzupełniej z wyjaśnienia zadowolona.

– Nigdy dotychczas na myśli mi to nie przyszło! – wyznała.

– Mam wrażenie, że wogóle bardzo rzadko o tym czemkolwiek myślisz – odezwała się Róża tonem surowym.

– Jeszcze nigdy w życiu nie widziałam nikogo, ktoby głupiej od ciebie wyglądał – zawołał Fiołek tak nieoczekiwanie, że Ala aż podskoczyła. Przecież dotychczas Fiołek ani słowem się nie odezwał.

– Bądź łaskaw milczeć! – rozgniewała się Chińska Lilja. – Wygłaszasz takie zdania, jakbyś wogóle kiedykolwiek coś widział. Ustawicznie chowasz głowę pod liście i chrapiesz, nie interesując się niczem, co się na świecie dzieje. Sprawiasz takie wrażenie, jakbyś zawsze jeszcze był pączkiem!

– A czy oprócz mnie są tu jeszcze w ogrodzie jacyś ludzie? – zapytała Ala, nie zwracając uwagi na ostatnie powiedzenie Róży.

– Są tutaj inne kwiaty, które mogą się taksamo, jak ty, poruszać – uświadomiła ją Róża. – Zastanawia mnie, jak ty to robisz...

– Ciebie zawsze musi coś zastanawiać – obruszyła się niechętnie Chińska Lilja.

– Ale tamta jest bardziej krzaczasta od ciebie – dorzuciła szeptem Róża.

– Więc jest taka sama, jak ja? – zagadnęła gorączkowo Ala, olśniona nową jakąś myślą. – Więc tu gdzieś w ogrodzie jest jeszcze jakaś dziewczynka?

– Owszem, kształtem jest bardzo podobna do ciebie – odparła Róża – tylko jest bardziej czerwona i zdaje się, że ma krótsze płatki.

– Płatkami temi przypomina zupełnie dalję – dorzuciła Chińska Lilja. – Tylko poruszając się, nie rzuca się tak, jak ty.

– Ale to nie jest znowu twoja wina – zauważyła dobrotliwie Róża. – Widocznie zaczynasz już więdnąć, a w takich wypadkach trudno jest zachować spokój.

Ta myśl niezbyt Ali przypadła do gustu, więc pragnąc zmienić temat rozmowy, zapytała:

– A czy ona kiedyś tu przychodzi?

– Sądzę, że ją wkrótce zobaczysz – rzekła Róża. – Należy ona do tego gatunku roślin, które mają aż dziewięć pręcików.

– A gdzież te pręciki nosi? – zapytała Ala nieco zdziwiona.

– Jakto, oczywiście dookoła głowy – odpowiedziała Róża. – Właśnie dziwiłam się, że ty nie masz pręcików. Uważam, że to byłoby normalne.

– O, właśnie idzie! – zawołała Ostróżka. – Słyszę jej kroki, tup-tup, po żwirowej ścieżce!

Ala obejrzała się zaciekawiona i skonstatowała, że zbliżała się do nich Czarna Królowa.

– Ale porządnie urosła! – wyszeptała mimowoli. Było tak istotnie. Gdy Ala po raz pierwszy widziała ją na dywaniku przy kominku, wzrost Królowej dochodził zaleedwie do trzech cali, a teraz była o pół głowy wyższa od Ali!

– Świeże powietrze tak podziałało! – zauważyła Róża. – tutaj mamy wyjątkowo dobre powietrze!

– Trzeba będzie wyjść jej na spotkanie – postanowiła Ala, bo chociaż kwiaty były bardzo interesujące, doznała uczucia, że o wiele przyjemniej będzie porozmawiać z prawdziwą Królową.

– Nie wiem, czy to jest takie słuszne – szepnęła Róża. – Radziłabym ci raczej pójść stąd jakąś inną drogą.

Nie przemówiło to dziwnie Ali do rozsądku, nic jednak nie rzekła, tylko ruszyła w stronę Czarnej Królowej. Ku swemu wielkiemu zdziwieniu straciła ją nagle z oczu i znalazła się znowu przed frontowemi drzwiami Zwierciadlanego Domu.

Tym razem jakoś jej się to udało. Szła zaledwie kilka chwil, gdy stanęła nagle oko w oko z Czarną Królową, tuż u podnóża pagórka, do którego w żaden sposób dotychczas dotrzeć nie mogła.

– Skąd przychodzisz? – zapytała Czarna Królowa. – I dokąd idziesz? Patrz wgórę, mów spokojnie i nie wyłamuj tak palców.

Ala zastosowała się do tych wszystkich poleceń i wyjaśniła jaknajbardziej dokładnie, że zmyliła dotychczasową swą drogę.

– Nie rozumiem, co chcesz przez to powiedzieć – rzekła Królowa. – Przecież wszystkie drogi tutaj należą do mnie. Ale wogóle poco tutaj przyszłaś? – zapytała bardziej dobrotliwym tonem. – Ukłoń się, gdy masz coś powiedzieć. Dzięki ukłonowi zyskasz na czasie.

Ala zdziwiła się trochę, lecz zbytnio lękała się Królowej, aby nie wierzyć w to, co mówiła.

– Spróbuję, jak wrócę do domu – pomyślała w duchu – napewno i tak spóźnię się na obiad.

– Teraz już najwyższy czas, żebyś mi odpowiedziała – rzekła Królowa, spoglądając na zegarek. – Otwórz usta trochę szerzej, gdy mówisz i nie zapomnij zwracać się do mnie „Wasza Królewska Mość”.

– Chciałam tylko obejrzeć ogród, Wasza Królewska Mość...

– Bardzo słusznie – pochwaliła Królowa, klepiąc ją po ramieniu, co Ali niezbyt przypadło do gustu. – Tylko, gdy obszar ten nazywasz „ogrodem”, przychodzi mi na myśl, że widziałam mnóstwo ogrodów, w porównaniu z któremi ten nasz ogród jest kompletną puszczą.

Ala nie miała ochoty sprzeczać się na ten temat, to też udała, że nie słyszy ostatniej uwagi i ciągnęła dalej:

– ...i myślałam, że zdołam odnaleźć drogę do szczytu tego pagórka...

– Gdy mówisz „pagórek” – przerwała jej Królowa – przychodzi mi na myśl, że mogłabym ci pokazać pagórki, w porównaniu z któremi, ten nazwałabyś doliną.

– Nie, to byłoby niemożliwe – zawołała Ala, dziwiąc się samej sobie, że ma odwagę przeciwstawić się Królowej. – Przecież pagórek nie może być doliną, o tem wszyscy wiedzą. To byłby nonsens...

Czarna Królowa potrząsnęła głową.

– Możesz to nazywać „nonsensem”, jeśli ci się podoba – powiedziała – lecz ja już słyszałam o takim nonsensie, w porównaniu z którym, to właśnie jest szczerą prawdą!

Ala dygnęła z przestrachem, lękając się, że Królowa jest trochę na nią obrażona. Szły dalej w milczeniu, aż dotarły do szczytu pagórka.

Przez kilka minut Ala nic nie mówiła, rozglądając się dokoła i obserwując z zaciekawieniem krajobraz, a krajobraz ten istotnie był bardzo ciekawy. Dostrzegła przed sobą niezliczoną ilość wąziutkich strumyków, płynących równo, w jednakowych odstępach, zaś ziemia między strumykami była podzielona na kwadraty, w barwach jasno i ciemnozielonych i kwadraty te znajdowały się między jednym i drugim strumykiem.

– Powiedziałabym, że to zupełnie wygląda, jak duża szachownica! – odezwała się wreszcie Ala. – Powinni tu być tylko ludzie, przesuwający się z jednego pola na drugie... o, i właśnie są! – dorzuciła wielce uradowana, a serce jej poczęło bić mocniej, gdy po chwili mówiła dalej: – Więc tu się rozgrywa wielka gra szachowa, gra, która obejmuje cały świat, jeżeli to wogóle można nazwać światem. Ach, jakież to wszystko zabawne! Jakżebym chciała być jedną z tych figurek! Nie miałabym nic przeciwko temu, gdybym była Pionkiem, byleby tylko przyjąć udział w grze... chociaż naturalnie najbardziej chciałabym być Królową.

Spojrzała nieśmiało na prawdziwą Królową, która uśmiechnęła się do niej przyjaźnie i rzekła:

– Całkiem łatwo to zrobisz. Możesz być Pionkiem Białej Królowej, jeśli chcesz, gdyż Lili jest za młoda, aby przyjąć udział w grze. Musisz rozpocząć grę od Drugiego Pola, a gdy dotrzesz do Ósmego Pola, będziesz Królową.

I nagle w tym samym momencie, niewiadomo dlaczego obydwie poczęły biec.

Ala ani wówczas, ani też potem nie mogła zrozumieć, jakim cudem ten bieg się rozpoczął. Pamiętała tylko, że biegły trzymając się za ręce i że Królowa biegła tak szybko, że trudno było za nią nadążyć, a mimo wszystko ciągle jeszcze wołała: „Prędzej! Prędzej!” Ala jednak czuła, że już prędzej biec nie może, bo poprostu oddech zamierał jej w piersi.

Najciekawsze było to, że drzewa i wszystko, co je otaczało, absolutnie nie zmieniało miejsca i chociaż one biegły tak szybko, Ala miała wrażenie, że ani jednego drzewa jeszcze nie minęły.

– Czyżby to wszystko jednocześnie poruszało się z nami? – myślała przerażona Ala, a Królowa, najwidoczniej odgadując jej myśli, zawołała:

– Prędzej! Nie rozmawiaj teraz!

Przecież Ala nie miała najmniejszego zamiaru rozmawiać. Przeciwnie, czuła teraz, że nigdy już chyba mówić nie będzie mogła, bo nawet odetchnąć nie była w stanie, a Królowa wciąż wołała: „Prędzej! Prędzej!” i ciągnęła ją za sobą coraz energiczniej.

– Czy już mamy niedaleko? – zdecydowała się wyszeptać Ala zadyszanym głosem.

– Niedaleko! – powtórzyła Królowa. – Biegniemy dopiero dziesięć minut! Prędzej! – i biegły znowu przez pewien czas w milczeniu, tylko wiatr szumiał w uszach Ali i zdawało jej się, że za chwilę wydrze jej wszystkie włosy z głowy.

– Jeszcze! Jeszcze! – wołała Królowa. – Prędzej! Prędzej! – i biegły tak szybko, że wreszcie uniosły się w powietrze, nie dotykając prawie stopami ziemi, aż nagle, gdy Ala już prawie traciła przytomność, zatrzymały się i padły na ziemię, wielce wyczerpane, nie mogąc złapać tchu.

Królowa oparła się o drzewo i rzekła łagodnie:

– Musisz teraz trochę odpocząć.

Ala rozejrzała się dokoła ze zdziwieniem.

– Jakto, zdaje mi się, że przez cały czas byłyśmy pod tem drzewem! Przecież wszystko jest tutaj takie same, jak było przedtem!

– Oczywiście, że takie same – odparła Królowa. – A cobyś chciała?

– Przecież w naszym kraju – wyszeptała Ala, dysząc jeszcze ciągle – gdy się biegnie tak szybko, widzi się coraz to nowe rzeczy.

– Dziwny jest ten wasz kraj! – rzekła pogardliwie Królowa. – Tutaj jest całkiem inaczej. Choć się biegnie bardzo szybko, zawsze pozostaje się na tem samem miejscu. Jeśli chcesz przenieść się na inne miejsce, musisz biec jeszcze dwa razy prędzej!

– Już na to bym się nie zdobyła – westchnęła Ala. – Wolę już raczej tu pozostać, tylko okropnie mi gorąco i mam straszne pragnienie.

– Wiem na co masz teraz ochotę! – uśmiechnęła się Królowa, wyjmując z kieszeni małe pudełeczko. – Zjesz sucharek?

Ala pomyślała, że byłoby nieładnie powiedzieć „Nie”, chociaż na sucharek absolutnie nie miała apetytu. Wzięła go jednak i zaczęła jeść powoli. Sucharek był strasznie twardy i Ali przyszło na myśl, że gotowa się nim udławić.

– Przez ten czas, gdy ty się pokrzepisz – oświadczyła Królowa – ja będę robić pomiary. – I wyjęła z kieszeni długą wstążkę, podzieloną na cale i zaczęła mierzyć ziemię, wtykając małe kołeczki od czasu do czasu.

– Przy końcu dwóch yardów – rzekła, wtykając kołeczek dla zaznaczenia odległości – wskażę ci kierunek. Zjesz jeszcze jeden sucharek?

– Nie, dziękuję – zawołała Ala. – Ten mi zupełnie wystarczy!

– Pragnienie bardzo ci dokucza? – zapytała Królowa.

Ala nie wiedziała, co ma odpowiedzieć, lecz na szczęście Królowa na odpowiedź nie czekała, tylko mówiła dalej:

– Przy końcu trzech yardów poraz drugi wskażę ci kierunek, abyś nie zapomniała. Przy końcu czterech – powiem ci „dowidzenia”, a przy końcu piątego yardu odejdę!

Tymczasem wetknęła już wszystkie kołeczki, a Ala przyglądała się temu z wielkiem zainteresowaniem, poczem obydwie poczęły iść w stronę głębokiego rowu.

Przy kołeczku oznaczającym drugi yard Królowa odwróciła się i rzekła:

– Pionek przechodzi w pierwszym ruchu przez dwa pola, o ile wiesz. A zatem przejdziesz bardzo szybko przez Trzecie Pole – byłoby najlepiej, żebyś przejechała pociągiem – wkrótce znajdziesz się w Czwartem Polu. To pole właśnie należy do Klopsa i Klapsa, jest ono najbardziej mokre. Szóste Pole należy do Wańki-Wstańki. Ale nie robisz żadnej uwagi?

– Nie... nie wiem, czy powinnam – wyszeptała Ala z przestrachem.

– Powinnaś była powiedzieć – zawołała Królowa tonem nagany – „Bardzo łaskawa jesteś dla mnie, że mi to wszytko mówisz”, tyś się jednak na to nie zdobyła. Siódme Pole jest całe porośnięte lasem, lecz jeden z Koników wskaże ci drogę, a w Ósmem Polu i ty już będziesz Królową, wyprawimy wówczas wielką ucztę i będzie ogromnie wesoło!

Ala wstała, dygnęła i usiadła napowrót.

Przy następnym kołeczku Królowa zwróciła się do niej znowu i tym razem powiedziała:

– Mów po francusku, gdy nie będziesz mogła znaleźć jakiegoś angielskiego określenia, odwracaj stopy ku stronie zewnętrznej, jak będziesz szła i pamiętaj kim jesteś!

Teraz już nie czekała aż Ala dygnie, lecz skierowała się śpiesznie do następnego kołeczka, przy którym odwróciła się na chwilę, aby powiedzieć „dowidzenia”, poczem przyśpieszyła kroku.

Jak to się stało, Ala pojęcia nie miała, lecz właśnie, gdy Królowa dotarła do ostatniego kołeczka, Ala nagle straciła ją z oczu. Czy rozpłynęła się w powietrzu, czy też wbiegła śpiesznie do lasu („a biec potrafiła!” przyszło na myśl Ali), trudno było odgadnąć, lecz zniknęła i Ala poczęła sobie przypominać, że była przecież Pionkiem i że wkrótce nadejdzie pora, kiedy trzeba będzie zrobić pierwszy ruch.THROUGH THE LOOKING-GLASS

And What Alice Found There

Child of the pure unclouded brow

And dreaming eyes of wonder!

Though time be fleet, and I and thou

Are half a life asunder,

Thy loving smile will surely hail

The love-gift of a fairy-tale.

I have not seen thy sunny face,

Nor heard thy silver laughter;

No thought of me shall find a place

In thy young life’s hereafter—

Enough that now thou wilt not fail

To listen to my fairy-tale.

A tale begun in other days,

When summer suns were glowing—

A simple chime, that served to time

The rhythm of oar rowing—

Whose echoes live in memory yet,

Though envious years would say ‘forget.’

Come, hearken then, ere voice of dread.

With bitter tidings laden,

Shall summon to unwelcome bed

A melancholy maiden!

We are but older children, dear,

Who fret to find our bedtime near.

Without, the frost, the blinding snow.

The storm-wind’s moody madness—

Within, the firelight’s ruddy glow,

And childhood’s nest of gladness.

The magic words shall hold thee fast:

Thou shalt not heed the raving blast.

And though the shadow of a sigh

May tremble through the story,

For ‘happy summer days’ gone by,

And vanish’d summer glory—

It shall not touch with breath of bale

The pleasance of our fairy-tale.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: