- W empik go
Po okręgu. Współczesna prehistoria - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2020
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Po okręgu. Współczesna prehistoria - ebook
Czy to możliwe, że dinozaury wcale nie zniknęły z powierzchni Ziemi i wraz z innymi gatunkami zwierząt powszechnie uważanymi za wymarłe, wciąż żyją w odległym zakątku Afryki? To pytanie spędza sen z powiek Izie i jej ojcu, który swoją karierę naukową poświęcił na gromadzenie materiałów udowadniających tę kontrowersyjną tezę. Kiedy mężczyzna zostaje zamordowany w pokoju hotelowym w Kongo, jego córka postanawia dokończyć dzieło, nad którym przez tyle lat pracował. Wraz z Kefasem, mężczyzną mającym jej pomóc w realizacji tej misji, wyrusza w podróż do Afryki. Ale są ludzie, którzy zrobią wszystko, by pokrzyżować jej plany, bez względu na liczbę ofiar i konsekwencje…
To jest prawdziwe odkrycie stulecia! Jeszcze nikt nigdy nie dostarczył tak namacalnych i niepodważalnych dowodów.
Boże, to zmieni wszystko, o czym wiemy – pomyślał. Wreszcie odłożył aparat i wybrał numer na swoim telefonie.
– Kochanie! Znalazłem! Rozumiesz? Wreszcie je znalazłem! – mówił tak szybko, że z trudem łapał powietrze. Czuł, że jego ciśnienie przekroczyło właśnie wszelkie normy, ale teraz o to nie dbał. To była jego chwila. Chwila, którą wielu ludzi na bardzo długo zapamięta, gdy tylko upubliczni swoje badania.
– Zaraz, zaraz! Chcesz powiedzieć, że wreszcie, po tylu latach, wreszcie je znalazłeś? – piszczała do telefonu podniecona córka.
– Dokładnie. Pomimo rzucanych kłód pod nogi. Pomimo cięć w finansowaniu wypraw. Pomimo braku wiary w powodzenie tych badań. Jestem taki szczęśliwy – wyznał, płacząc ze szczęścia. – To najlepszy dzień mojego życia.
Piotr Haftek – urodził się w 1984 roku w Szczecinie. Obecnie mieszka ze swoją żoną w Przecławiu koło Poznania. Pracował jako cukiernik, konwojent kolejowy, ślusarz i muzyk. Zdobyte doświadczenie pozwala mu wzbogacić powieści o ciekawe opisy i nieznane większości czytelników szczegóły. Jest autorem niepublikowanych oraz pisanych na zamówienie innych osób wierszy. W 2018 roku nakładem Novae Res ukazała się jego pierwsza powieść sensacyjna „Po okręgu”. W planach ma także wydanie bajki dla dzieci oraz kolejnych książek z serii „Po okręgu”. W wolnych chwilach gra w ping ponga, pływa i udaje się na długie piesze wędrówki. Jego pasje to komponowanie muzyki, pisanie tekstów piosenek, gra na perkusji i instrumentach klawiszowych, czytanie książek oraz tworzenie kolejnych utworów literackich.
„Po okręgu. Współczesna prehistoria” jest kontynuacją jego debiutanckiej powieści.
To jest prawdziwe odkrycie stulecia! Jeszcze nikt nigdy nie dostarczył tak namacalnych i niepodważalnych dowodów.
Boże, to zmieni wszystko, o czym wiemy – pomyślał. Wreszcie odłożył aparat i wybrał numer na swoim telefonie.
– Kochanie! Znalazłem! Rozumiesz? Wreszcie je znalazłem! – mówił tak szybko, że z trudem łapał powietrze. Czuł, że jego ciśnienie przekroczyło właśnie wszelkie normy, ale teraz o to nie dbał. To była jego chwila. Chwila, którą wielu ludzi na bardzo długo zapamięta, gdy tylko upubliczni swoje badania.
– Zaraz, zaraz! Chcesz powiedzieć, że wreszcie, po tylu latach, wreszcie je znalazłeś? – piszczała do telefonu podniecona córka.
– Dokładnie. Pomimo rzucanych kłód pod nogi. Pomimo cięć w finansowaniu wypraw. Pomimo braku wiary w powodzenie tych badań. Jestem taki szczęśliwy – wyznał, płacząc ze szczęścia. – To najlepszy dzień mojego życia.
Piotr Haftek – urodził się w 1984 roku w Szczecinie. Obecnie mieszka ze swoją żoną w Przecławiu koło Poznania. Pracował jako cukiernik, konwojent kolejowy, ślusarz i muzyk. Zdobyte doświadczenie pozwala mu wzbogacić powieści o ciekawe opisy i nieznane większości czytelników szczegóły. Jest autorem niepublikowanych oraz pisanych na zamówienie innych osób wierszy. W 2018 roku nakładem Novae Res ukazała się jego pierwsza powieść sensacyjna „Po okręgu”. W planach ma także wydanie bajki dla dzieci oraz kolejnych książek z serii „Po okręgu”. W wolnych chwilach gra w ping ponga, pływa i udaje się na długie piesze wędrówki. Jego pasje to komponowanie muzyki, pisanie tekstów piosenek, gra na perkusji i instrumentach klawiszowych, czytanie książek oraz tworzenie kolejnych utworów literackich.
„Po okręgu. Współczesna prehistoria” jest kontynuacją jego debiutanckiej powieści.
Kategoria: | Sensacja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8147-923-3 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
PROLOG
Alfred nie potrafił wydobyć z siebie ani jednego słowa. Obraz, jaki miał przed swoimi oczami, wykraczał poza wszelkie jego wyobrażenia. Poczuł, jak łzy cisną mu się do oczu.
Większość swego życia poświęcił poszukiwaniom i gdy zaczęło mu się wydawać, że czas sobie odpuścić, wydarzył się cud. Cud, na który on teraz spoglądał i płakał. Był taki szczęśliwy. Stał tak niczym zahipnotyzowany. Po kilku długich minutach ocknął się i energicznie zaczął wyjmować swoją kamerę z futerału i mocować ją na wcześniej rozłożonym statywie. Dodatkowo chwycił aparat fotograficzny wiszący na szyi i zaczął robić zdjęcia. Wiedział, że musi się tym podzielić ze swoją córką, ale nie mógł przestać robić zdjęć. To jest prawdziwe odkrycie stulecia! Jeszcze nikt nigdy nie dostarczył tak namacalnych i niepodważalnych dowodów.
Boże, to zmieni wszystko, o czym wiemy – pomyślał. Wreszcie odłożył aparat i wybrał numer na swoim telefonie.
– Kochanie! Znalazłem! Rozumiesz? Wreszcie je znalazłem! – mówił tak szybko, że z trudem łapał powietrze. Czuł, że jego ciśnienie przekroczyło właśnie wszelkie normy, ale teraz o to nie dbał. To była jego chwila. Chwila, którą wielu ludzi na bardzo długo zapamięta, gdy tylko upubliczni swoje badania.
– Zaraz, zaraz! Chcesz powiedzieć, że wreszcie, po tylu latach, wreszcie je znalazłeś? – piszczała do telefonu podniecona córka.
– Dokładnie. Pomimo rzucanych kłód pod nogi. Pomimo cięć w finansowaniu wypraw. Pomimo braku wiary w powodzenie tych badań. Jestem taki szczęśliwy – wyznał, płacząc ze szczęścia. – To najlepszy dzień mojego życia!
Po kilkuminutowej rozmowie Alfred pstryknął jeszcze kilka zdjęć, po czym spakował cały swój sprzęt i zaczął wracać do hotelu, w którym się zatrzymał. Musiał wracać tą samą, długą i uciążliwą trasą, którą przybył w to fantastyczne miejsce. Po czterdziestu minutach marszu drogą, którą wśród bujnej roślinności sam musiał sobie wykarczować, wsiadł do łodzi motorowej i płynął nią niecałą godzinę. Następnie przeniósł cały swój ekwipunek do samochodu terenowego, w którym spędził kolejne dwie godziny. Gdyby to była droga asfaltowa, to wokoło pół godziny bez problemu przejechałby ten odcinek trasy, jednak droga, którą się poruszał, była piaszczysta, z licznymi wybojami, błotem i wielkimi kałużami. Jadąc czterdzieści kilometrów na godzinę, miał wrażenie, że samochód zaraz się rozpadnie. Inną rzeczą był fakt, że samochód, który wypożyczył, pozostawiał wiele do życzenia pod względem technicznym, ale ze względu na mocno okrojone fundusze, musiał brać to, na co było go stać.
Wreszcie dojechał do swojego hotelu. Co ciekawe, ostatni kilometr drogi był idealnie wyrównany. No tak! Jak się chce to można wszystko – pomyślał i delikatnie się uśmiechnął.
W recepcji wziął klucz i schodami udał się na pierwsze piętro do pokoju z numerem siedem. Gdy wsadził klucz do zamka, z niemałym zaskoczeniem odkrył, że drzwi nie są zamknięte. Mógłby przysiąc, że je zamykał. Może zapomniał? Nie, niemożliwe! Ma dopiero sześćdziesiąt jeden lat i nie ma przecież sklerozy.
Ostrożnie wszedł do pokoju i od razu zapalił światło. W tym momencie wszelki niepokój go opuścił. Pokój zastał w takim stanie, w jakim go zostawił, więc żadnego włamania nie było. Podszedł do aneksu kuchennego i wstawił wodę na herbatę. Przygotował miód, cytrynę oraz porcelanową filiżankę. Podszedł do fotela, na którym zostawił kamerę i aparat. Musiał podłączyć sprzęt do swego laptopa i zgrać wszystkie dzisiejsze zdjęcia i filmy. Podczas podłączania kabla USB, niepokój znowu wrócił. Jak mógł przeoczyć ten fakt, wchodząc przed chwilą do swojego pokoju? Jego laptop był otwarty. Dziwne. Zawsze po skończonej pracy zamykał komputer. To był już jego nawyk. Najpierw drzwi niezamknięte na klucz, a teraz otwarty laptop. Zbyt dużo przypadkowych zdarzeń.
Zaczął nerwowo rozglądać się po swoim pokoju, ale więcej nie znalazł niczego podejrzanego.
A co, jeśli faktycznie powoli dopada go starość i zapomina już o niektórych rzeczach? Szybko jednak odrzucił tę niezbyt przyjemną myśl. Musi być jakieś inne, racjonalne wytłumaczenie. Tyle, że to racjonalne wytłumaczenie jest wysoce niepokojące. Ktoś był w tym pokoju! Ale czego szukał? Informacji? Jeśli tak, to jakich, skoro tylko laptop był dotykany? – Rozmyślając, szturchnął lekko mysz podłączoną do laptopa i komputer od razu się włączył. To oznacza, że ktoś był tu dosłownie kilka minut temu! Alfred poczuł silny skurcz w żołądku.
Nagle usłyszał jakiś gwizd i energicznie odwrócił się za siebie. Na szczęście to tylko czajnik. Podszedł do aneksu i zaczął sobie zalewać herbatę. Na szafce kuchennej ujrzał jakiś cień. Szybko się odwrócił i w tym momencie poczuł bardzo silne uderzenie oraz ciepło rozlewające się po całej głowie. Chwilę później cała jego twarz była zalana krwią. Osunął się na podłogę. Przed oczami zapanowała ciemność.PONIEDZIAŁEK
ROZDZIAŁ 1
Dzień rozpoczął się idealnie. Najpierw prysznic. Potem płatki z mlekiem i duża szklanka soku pomarańczowego. Normalne, zdrowe śniadanie, do jakiego Iza zdążyła się już przyzwyczaić. Podniesienie prenumerowanego dziennika ze swojej wycieraczki przed drzwiami wejściowymi, a także wyciągnięcie poczty i gazetek reklamowych ze skrzynki było jej kolejną standardową, codzienną czynnością. Zwłaszcza teraz, kiedy na urlopie była już od dwóch tygodni.
Była magistrem biologii i uczyła tego przedmiotu w liceum ogólnokształcącym. Początek lipca jest naturalnie czasem wakacji dla uczniów, a skoro tak, to i ona miała wolne.
Weszła z powrotem do swego domu i położyła na stole gazetę oraz dwie koperty. Pierwsza to rachunek za prąd, ale druga… List bez nadawcy. Znaczek i pieczątka z Watykanu.
– Ciekawe – powiedziała sama do siebie i siadając na krześle, zaczęła otwierać kopertę. Chciała jak najszybciej przekonać się, o co chodzi i czy przypadkiem nie jest to jakaś pomyłka, a potem, jak zaplanowała, chciała pójść na cały dzień nad jezioro.
Wyjęła list z koperty i zaczęła czytać. Czuła, że jej twarz staje się coraz bardziej poważna. Poczuła ścisk w żołądku. Dotarła do końca kartki i wiedziała już, że dzisiaj nad jezioro nie pójdzie. Czeka ją wyprawa do Wielkopolski. Szybko otworzyła laptopa i weszła w mapę samochodową. Chwilę później już wiedziała jak jechać. Najpierw na Grudziądz i Świecie, a potem przez Bydgoszcz i Oborniki Wielkopolskie. Według internetu trasa z Morąga do Szamotuł wynosi 315 kilometrów i można ją pokonać w niecałe pięć godzin. No tak, w Polsce 300 kilometrów pokonuje się w pięć godzin, a na zachodzie w trzy… Bez względu na to, ile będzie jechać, teraz nie miała czasu na rozmyślanie. Musiała szybko się spakować i wyruszyć w trasę.
*
Kefas spojrzał na zegarek. Dziesiąta trzydzieści. Od ponad dwóch godzin próbował zasnąć, ale niespecjalnie mu to wychodziło. Cały czas w jego głowie krążyła pewna myśl. Myśl o zleceniu, jakie jego firma wykonała minionej nocy.
Odkąd rozeszło się, że Kefas był jedną z kilku osób, które rok temu badały i dostarczyły dowody na to, że Ziemia nie jest kulą, miał dużo więcej zleceń. Z floty trzech samochodów jego firma rozrosła się do siedmiu. Musiał nawet zatrudnić kilku dodatkowych pracowników, aby móc nadal wykonywać zlecenia na profesjonalnym poziomie. Firma Kefasa zajmowała się transportem różnych cennych rzeczy oraz dokumentów, także tych tajnych. Mogła sobie na to pozwolić, gdyż jej pracownicy byli kompleksowo przeszkoleni z samoobrony, technik prewencyjnych, taktyki, jazdy samochodem w trudnych warunkach, pierwszej pomocy oraz mieli stosowne pozwolenia na kontakt z dokumentami typu „poufne” oraz „tajne”. Kefas kładł bardzo duży nacisk na te szkolenia, dzięki czemu klientów miał jeszcze więcej, przy czym mógł dyktować konkurencyjne ceny w stosunku do firm ochroniarskich. Pomimo tego nigdy nie chciał przebranżowić się w firmę konwojową i cały czas na rynku znany był z prowadzenia bezpiecznej firmy transportowej.
Teraz jednak, wiercąc się w swoim łóżku, cały czas myślał o ostatniej nocy i zleceniu, które, na wyraźną prośbę klienta, sam osobiście wykonał. Zadanie polegało na przewiezieniu pewnego zwierzęcia z Gdańska do Krakowa. Na ogół firma Kefasa nie przewozi żywych zwierząt, ale w tym wypadku postanowiono zrobić wyjątek. Po pierwsze zwierzę było już w specjalnej klatce zamocowanej na stałe w samochodzie typu bagażówka. Po drugie klient zaproponował potrójną stawkę pod warunkiem, że Kefas osobiście i sam przewiezie zwierzę podstawionym przez zleceniodawcę samochodem.
Oczywiście zadanie wykonał wzorowo. Cały czas jednak miał przed oczami to dziwne zwierzę. Według dokumentów gad ten był pewną odmianą jaszczurki o nazwie Basiliscus plumifrons i był naprawdę pokaźnych rozmiarów. Po powrocie do domu Kefas poszperał trochę w internecie i okazało się, że polska nazwa tego zwierzęcia brzmi: bazyliszek płatkogłowy zwany też jaszczurką Jezusa Chrystusa, gdyż potrafi biegać po powierzchni wody. Najdziwniejsze jednak jest to, że według wiadomości w necie, długość samców dochodzi do dziewięćdziesięciu centymetrów, a samic do pięćdziesięciu centymetrów. Zwierzę, które on przewoził, było dwa razy większe, co zresztą potwierdzały dokumenty przewozowe. Na klatce widniał napis: „TAJNE”. Może to jakiś mutant? Wynik nielegalnych badań laboratoryjnych? Co by nie było, nie mógł nadwyrężyć zaufania klienta. Zasada była prosta. Jego firma bezpiecznie przewiezie wszystko i to bez zadawania zbędnych pytań pod warunkiem, że przewiezienie danego ładunku jest zgodne z prawem.
No właśnie. Tutaj też nie był pewny… Przewiózł przez Polskę przerośniętego gada, który w dodatku nie wiadomo skąd wziął się w naszym kraju. Z drugiej strony patrząc… Zadanie zostało wykonane wzorowo, a pieniądze wpłynęły na jego konto, więc może nie ma się o co martwić? Może…
Wreszcie poczuł błogie uczucie. Po kilku minutach ogarnął go sen.
*
Magda właśnie skończyła odprawę i zajęła miejsce w samolocie. Wreszcie wracała do domu. Na szczęście lot z Kijowa do Poznania jest krótki, więc niebawem zobaczy Kefasa. W końcu nie widzieli się prawie dziewięć miesięcy. Kiedy rok temu opublikowała materiały dowodowe odnośnie płaskiej Ziemi, dane jej było nacieszyć się Kefasem niecałe trzy miesiące, ponieważ zbliżał się termin delegacji, na którą wysyłała ją gazeta, w której pracowała. Najchętniej nigdzie by nie wyjeżdżała, ale sama zgodziła się dwa tygodnie przed poznaniem Kefasa, więc praktycznie nie miała wyjścia.
Na Ukrainie miała za zadanie relacjonować sytuację na terenach przejętych przez prorosyjskich separatystów, a także zorientować się w sytuacji na Krymie, który podstępnie i bezprawnie został zajęty przez Rosję. Wiele razy znalazła się w sytuacji zagrażającej jej życiu. Bała się. A jednak misja niesienia światu prawdy o tym miejscu, modlitwa i kontakt z Kefasem dodawały jej otuchy.
Siedząc teraz w samolocie, postanowiła, że nigdy więcej już nie zgodzi się na tego typu delegację. Nie po tym, co tam widziała. Okrucieństwo rosyjskich żołnierzy, bezsilność rządu ukraińskiego, strach, bieda i wycofanie zwykłych, cywilnych mieszkańców oraz znieczulica reszty świata na tę sytuację. Wszystko na co dziś stać UE i USA, to sankcje, które działają tylko w bardzo ograniczonym sektorze.
Przebywając na okupowanych terenach, zauważyła też coś pozytywnego. Coś, o czym świat musi usłyszeć. Ukraina się nie poddaje i nie zamierza tego zrobić. Pomimo bardzo ciężkiej i skomplikowanej sytuacji, w ludziach nadal tkwi nadzieja i wiara w to, że będzie lepiej i że świat nie zapomni o państwie ukraińskim. Dziś w dobie terroryzmu oraz nieprzewidywalności niektórych państw na świecie, Polska tym bardziej powinna wspierać Ukrainę, nie zapominając o swojej własnej historii. Historii pełnej cierpienia i krwi, ale także pełnej chwały i zwycięstw. Dziś Polska powinna patrzeć na Ukrainę nie przez pryzmat przeszłości, ale teraźniejszości i przyszłości, bo też, który inny kraj został tyle razy zdradzony przez swoich sojuszników i pozostawiony w samotności w sytuacji, w której najbardziej potrzebował pomocy? Zamiast rozdrapywać rany przeszłości, budujmy przyszłość silnymi sojuszami i pomocą innym.
W tym momencie Magda uśmiechnęła się sama do siebie, gdy złapała się na tym, że w myślach cytuje fragment swojego materiału do gazety. Najważniejsze, że niedługo ujrzy Kefasa. Nie był zbyt szczęśliwy, kiedy dowiedział się, że Magda musi lecieć na Ukrainę i to na tak długo, ale też rozumiał, że to jej praca.
Jednak od śmierci Tomasza, Kefas był jakiś inny. Zrobił się mniej pogodny i bardziej zamyślony. Przestał modlić się o chorych, chociaż starał się utrzymywać kontakt z Bogiem oraz czytać Biblię. Zaczął się obwiniać o śmierć Tomka i chyba to go tak zmieniło. Dodatkowo jej wyjazd… Wprawdzie mieli ze sobą kontakt mejlowy i telefoniczny. Rozmawiali też czasami na Skypie, ale to nie to samo, co móc przytulić się do drugiej osoby i ją pocieszyć. Teraz jednak, gdy wracała z delegacji miesiąc wcześniej niż powinna, była przekonana, że Kefasa ucieszy tego typu niespodzianka. Ona sama jeszcze nie mogła w to uwierzyć, gdyż dopiero wczoraj wieczorem zadzwonił do niej szef i stwierdził, że może wracać do Polski, skoro zebrała wszystkie potrzebne informacje do swego materiału.
Postanowiła, że odpowiednio wynagrodzi Kefasowi czas, jaki został im zabrany, po czym zapięła pasy i przygotowała się do startu samolotu.
*
Obudził go dzwonek do drzwi. Zegar wskazywał czternastą piętnaście. Niewiele udało mu się odespać po nieprzespanej nocy. Kefas szybko doszedł do wniosku, że jeśli jest to jakaś ważna sprawa, to równie dobrze osoba stojąca przed drzwiami może zadzwonić do niego na komórkę, a jeśli nie zna jego numeru, to już nie jego wina. Nakrył głowę poduszką, jednak niewiele to pomogło. Dźwięk dzwonka wwiercał mu się w czaszkę. W dodatku osoba dzwoniąca okazała się wybitnie wytrwała, a właściwie upierdliwa.
Rzucił poduszkę przed siebie i wygramolił się z łóżka. Albo akwizytor, albo świadkowie Jehowy. Tak czy inaczej postanowił zdrowo opieprzyć tego, kto go obudził. Zaspany otworzył drzwi i ujrzał po drugiej stronie ładną, zgrabną kobietę. Na oko może z trzydzieści pięć lat. Długie, czarne włosy i ciemne oczy. Teraz dopiero zorientował się, że wyparował ze swego łóżka w samych bokserkach, co mogło wprawić ją w zakłopotanie. Kobieta jednak zmierzyła go od góry do dołu i znów popatrzyła mu w oczy.
– Proszę pani, nie interesują mnie żadne pokazy, nie chcę wykupować ubezpieczeń na życie, nie interesuje mnie reklama czegokolwiek. Ponadto pragnę zaznaczyć, że jestem człowiekiem wierzącym i nie chcę żadnych gazetek. W związku z powyższym życzę pani miłego dnia – powiedział i powoli zaczął zamykać drzwi.
Dziewczyna, nieco zmieszana całą sytuacją, postanowiła szybko się odezwać.
– Pan Kefas?
– Tak, ale jak już mówiłem…
– Musi mi pan pomóc – przerwała mu w pół zdania.
– Muszę? – Kefas uniósł brew i znowu powoli zaczął zamykać drzwi.
– Proszę – powiedziała błagalnym tonem. Dopiero teraz dostrzegł, że po jej policzku spłynęło kilka pojedynczych łez. Zrobiło mu się trochę głupio.
– Skoro tak, to proszę wejść – otworzył szerzej drzwi i zaprowadził dziewczynę do pokoju, po czym dodał: – Proszę się rozgościć i dać mi kilka minut.
Dziewczyna kiwnęła głową. Po krótkiej chwili wrócił ubrany i odświeżony. Zaproponował kobiecie kawę i przeprosił ją za swoje zachowanie, tłumacząc, że miał męczącą noc w pracy i się nie wyspał. Dziewczyna przyjęła przeprosiny i przedstawiła się jako Iza.
– Więc, pani Izo, co panią do mnie sprowadza?
– Jeśli to nie problem, proponuję przejść na ty… – zaproponowała trochę nieśmiało.
– Nie ma sprawy. A więc, Izo – Kefas celowo zaakcentował jej imię i oboje uśmiechnęli się do siebie na krótką chwilę – co cię do mnie sprowadza?
– To – odpowiedziała i wręczyła mu kopertę z listem.
*
– Administracja Dóbr Stolicy Apostolskiej jest księdzu niezmiernie wdzięczna za trud, jaki ksiądz włożył w przeprowadzenie śledztwa. Od wielu lat zastanawialiśmy się, gdzie i w jaki sposób część pieniędzy znika z Banku Centralnego – kardynał mówił głosem budzącym respekt i szacunek.
– Przyjazd do Watykanu był dla mnie przyjemnością, a powierzone mi zadanie starałem się wykonać najdokładniej, jak tylko potrafię – odpowiedział ksiądz.
– Wiem. Dlatego księdza wybrałem. Zasłynął ksiądz z rozwiązywania podobnych spraw. No i jeszcze ten cud…
– To tylko dzięki Bogu – odpowiedział lekko zarumieniony pochwałami kardynała.
– To prawda. Choć sprawa była tajna i najwyższej wagi, Bóg był z księdzem cały czas – odpowiedział kardynał i zaraz dodał: – Honorarium zostało już przelane na księdza konto. Jeśli zaś chodzi o prośbę, to papież czeka. Ma ksiądz dziesięć minut.
– To aż nadto, ale serdecznie dziękuję – odpowiedział ksiądz.
Kardynał kiwnął ręką na gwardzistę, by ten zaprowadził mężczyznę na spotkanie. Kiedy ksiądz wszedł do sali audiencyjnej, nie krył zaskoczenia tym, co zobaczył. Sala od środka wyglądała jak głowa wielkiego węża. Po obu jej stronach piętrzyły się witraże okienne z kształtu przypominające oczy, a dalej widać było zęby jadowe węża. Miało się wrażenie, że alejka biegnąca środkiem i prowadząca aż do papieskiego krzesła, jest niczym długi język gada. Na krześle siedział papież.
– Wejdź, przyjacielu. Oczekiwałem cię, chociaż prawdę mówiąc jest mi niezmiernie przykro, znając powód twojej wizyty – powiedziała z lekkim żalem Głowa Kościoła. Za nim była ogromna rzeźba, o której ksiądz już słyszał. Rzekomo miała przedstawiać zmartwychwstałego Jezusa Chrystusa, ale faktycznie wyglądała jak siedlisko jakichś demonów z figurą pośrodku. Nie było to ani trochę pokrzepiające. Poza tym w sali nie było żadnych innych obrazów ani znaków chrześcijańskich. Ksiądz postanowił jednak skupić się na spotkaniu, gdy zobaczył, że papież czeka na jakąś jego reakcję.
– Kiedy wstępowałem do seminarium, chciałem pomagać ludziom i nieść nadzieję tym, którzy ją stracili – zaczął. – Jednak po latach służby zobaczyłem, że Kościół Rzymski w swoich naukach bardzo często odbiega od natchnionego Duchem Świętym Bożego Słowa. Wprowadzenie przepisu, że tradycja jest równoznaczna lub ważniejsza od Biblii było już przesadą. Wychodzi na to, że Kościół postanowił ulepszyć słowa nieomylnego Boga.
– Synu, zapominasz się trochę – papież wszedł mu w zdanie. Ksiądz jednak mówił dalej.
– Ten Kościół od śmierci Jezusa Chrystusa zaczął budować się właśnie na Zbawicielu. Kamieniu węgielnym, o którym mówi Biblia. Niestety trzysta lat po śmierci Chrystusa zaczął zbaczać z dobrej drogi i dziś buduje już na człowieku, czasami dodając coś z Biblii. Zaczęliśmy dobrze, ale fatalnie to się skończy, dlatego ja nie chcę dłużej już w tym uczestniczyć.
– I w związku z tym postanowiłeś zdradzić swoją religię? Wiarę swoich ojców? – papież wstał i z kamienną miną zaczął przechadzać się po sali.
– Wolę zdradzić religię, która w swoich tradycjach jest martwa sama w sobie i polega tylko na człowieku, niż zdradzić Jezusa Chrystusa. Jedynego Króla! Jedynego pośrednika między Bogiem a ludźmi, jak naucza Słowo. My tymczasem, wynieśliśmy przez wieki na ołtarze Jego Matkę oraz niezliczoną ilość świętych. Zrobiliśmy coś, co nie ma żadnego potwierdzenia w Biblii! – mówił teraz lekko uniesionym głosem.
– I myślisz, że my o tym nie wiemy? – zapytał papież.
– Wiem, że wiecie i to jest w tym wszystkich najgorsze!
– Czy myślisz, że w jeden dzień można naprawić błędy swoich poprzedników z okresu kilku wieków? – zapytał zrezygnowanym głosem.
– Pewnie nie jest to proste, ale warto być szczerym i drastycznie rozliczyć się z przeszłością, zamiast delikatnie i powoli zamiatać wszystkie sprawy pod dywan tylko po to, by Kościół nie stracił twarzy.
Papież nie chciał się kłócić. Wiedział, ile zawdzięczał księdzu, z którym rozmawia. Wreszcie zapytał, patrząc mu prosto w oczy:
– Czy ta decyzja jest ostateczna?
– Tak. Kończę z posługą kapłańską w tym Kościele. W momencie gdy opuszczę tę salę, uznam, że nie jestem już duchownym Kościoła Rzymskiego. Bez względu na papierkową robotę z waszej strony.
– Rozumiem – westchnął papież. – Tak czy inaczej życzę Bożego błogosławieństwa.
– Dziękuję bardzo. To zawsze się przydaje – ksiądz delikatnie się uśmiechnął. Audiencja dobiegła końca.
*
Kefas zaczął czytać list:
Witaj!
Nie znasz mnie, chociaż w dalekiej przeszłości kilka razy mieliśmy okazję się spotkać. Czytając ten list, masz dwa wyjścia. Możesz go zignorować i wyrzucić do śmieci, albo możesz wziąć na poważnie to, co w nim napisałem. Jestem przyjacielem i chcę Ci pomóc.
Ponad pół roku temu dowiedziałaś się, że w wyniku nieszczęśliwego wypadku Twój ojciec stracił życie. Poślizgnął się w swoim hotelu i upadając, śmiertelnie uderzył się w głowę. Niestety prawda jest dużo bardziej bolesna. Twój ojciec został zamordowany, ponieważ jego odkrycie mogło zaszkodzić wielu wpływowym osobom na całym świecie. Mało tego, mogło zmienić cały światopogląd! Nie dysponuję żadnym fizycznym dowodem na morderstwo Twego ojca, ale jestem w stu procentach pewien, że to nie był wypadek. Na tę chwilę nie mogę powiedzieć Ci, skąd to wiem i od kogo.
Czy nie zastanowił Cię fakt, że gdy policja zwróciła Ci rzeczy ojca, nie było wśród nich jego badań? Nie było nawet kamery i aparatu, a przecież nigdy się z nimi nie rozstawał w terenie, zwłaszcza gdy w grę wchodziło odkrycie na taką skalę.
Jeśli chcesz poznać prawdę i odzyskać wyniki badań swego ojca, znajdź Kefasa z Szamotuł. Tylko on jest w stanie Ci pomóc. Jego adres znajdziesz bez problemu w książce telefonicznej i w internecie. Szukaj pod: „Bezpieczny Transport Szamotuły”.
Jeśli uda Ci się go nakłonić do pomocy, masz szansę poznać prawdę.
Jeśli znajdziecie mordercę Twego ojca, znajdziecie też wyniki jego badań. Dodatkowo będziecie w stanie tak nagłośnić sprawę, by winni tej zbrodni mogli zostać ukarani.
W odpowiednim czasie znowu się z Tobą skontaktuję. Pamiętaj, że prawda zawsze, prędzej czy później, wychodzi na jaw. Tylko od Ciebie zależy, czy pogodzisz się z tym, co się stało, czy też zrobisz wszystko, by wyjaśnić sprawę, ukarać sprawców oraz upublicznić badania Twego ojca.
Co do Kefasa… Jest profesjonalistą, a przede wszystkim jest osobą wierzącą. Potrafi usługiwać Bożą mocą. Uzdrawianie, cuda, uwolnienia… Przy rozwiązywaniu tej sprawy Boża moc, jak nigdy wcześniej, może być Ci potrzebna.
Serdecznie Cię pozdrawiam
<><
PS Pamiętaj, wiele rzeczy nie jest takimi, na jakie wyglądają…
Kefas przez chwilę siedział i wpatrywał się w list, który przed chwilą przeczytał.
– I co myślisz? – zapytała zniecierpliwiona dziewczyna.
– Domyślasz się, kto może być autorem tego listu? – odpowiedział jej pytaniem na pytanie.
– Nie.
– A jednak widać, że ta osoba zna ciebie i twego ojca…
– Wygląda na to, że i ciebie zna.
– Właśnie, i to mnie zastanawia – Kefas podrapał się po brodzie. – Wierzysz w to, co jest tu napisane? Że twój ojciec został zamordowany z powodu swoich badań, które zresztą zaginęły?
– Dopuszczam możliwość, że to prawda. Faktycznie wśród rzeczy ojca nie było nic związanego z jego badaniami. Ani sprzętu, ani notatek, a to do niego nie podobne. Zawsze notował, nagrywał, szkicował i robił zdjęcia. – Uśmiechnęła się smutno na myśl o ojcu, po czym zapytała: – Czy coś wydaje ci się podejrzane?
– Tylko to, że zamiast podpisu, autor używa chrześcijańskiego znaku ryby. Przynajmniej tak to dla mnie wygląda – odpowiedział.
Dziewczyna spojrzała na niego i szczerze wyznała:
– Nie ukrywam, że jesteś moją jedyną nadzieją. Będę ci bardzo wdzięczna, jeśli pomożesz mi rozwiązać tę sprawę. Tym bardziej, jeśli faktycznie uzdrawiasz i czynisz inne cudowne rzeczy…
– A właśnie. Co do tego… Obecnie nie uzdrawiam. Nie używam mocy.
– Zabrzmiało to trochę tak, jakbyś był rycerzem Jedi. – Oboje się uśmiechnęli, jednak Kefas szybko spoważniał.
– Widzisz, jakkolwiek by to nie zabrzmiało, nie używam mocy od czasu śmierci mojego przyjaciela. Modliłem się o uzdrowienie, gdy umierał na moich oczach, i nic się nie wydarzyło. Od tamtego czasu coś się we mnie zamknęło. Pomyślałem sobie, że skoro i tak nie mam na to wpływu, kiedy uzdrowienie zadziała, a kiedy nie, to po co ryzykować, robiąc sobie i przede wszystkim innym nadzieję na to, że może być lepiej.
Iza słuchała i obserwowała swojego rozmówcę. Wyczytała z jego twarzy ból i cierpienie. Wyznanie, które przed chwilą usłyszała, musiało go wiele kosztować – pomyślała.
– Ale skoro jesteś osobą wierzącą, przynajmniej według tego listu – wskazała dłonią na kartkę zapisanego papieru – to przecież nadzieja jest jedną z trzech najważniejszych rzeczy obok miłości i wiary. Czy można być chrześcijaninem bez nadziei?
Dobre pytanie – pomyślał i zaraz jej odpowiedział.
– To nie jest takie proste. Nie chodzi o to, że nie mam nadziei, ale o fakt, że nie chcę rozbudzać jej w innych osobach; przynajmniej w kwestii uzdrowienia. Ufam Bogu i mam z nim relację, ale postanowiłem, że już nigdy nie zawiodę żadnego człowieka, dając mu nadzieję i nie potrafiąc potem zrealizować tego, czego on oczekuje.
– Ale to w końcu Boża moc. To on działa – zauważyła Iza.
– W porządku! Skończmy ten temat – powiedział poddenerwowany Kefas.
Wcale nie był szczęśliwy z faktu, że przez jakąś nowo poznaną dziewczynę musi wracać do spraw tak bolesnych i delikatnych. A jednak w sercu słyszał ten cichy, łagodny głos. Pomóż jej. Wiedział, co powinien zrobić.
– Czyli co? Mogę liczyć na twoją pomoc czy nie? – dziewczyna zapytała nieco zbyt oficjalnie.
Kefas westchnął i odpowiedział:
– Możesz…ROZDZIAŁ 2
– Powiedz mi, proszę, nad czym pracował twój ojciec? – zapytał Kefas. – Chcę wiedzieć, z czym mam do czynienia. Muszę też opracować jakiś plan działania.
Dziewczyna szczerze się uśmiechnęła. Była zadowolona, że Kefas jej pomoże.
– Mój ojciec był kryptozoologiem. Zajmował się badaniem dinozaurów. Posiadał bardzo mocne dowody na to, że dinozaury istnieją do dziś i nie wyginęły. Zjeździł pół świata, aby tego dowieść. Szkocja, Wenezuela, Kamerun i wiele innych miejsc. Ostatnim było Kongo. – Dziewczyna na chwilę zwiesiła głowę. Łzy napłynęły jej do oczu na myśl o ojcu. Kefas to zauważył i nie zamierzał jej popędzać. Będzie kontynuowała, wtedy gdy sama będzie chciała – uznał w duchu.
– Chodzi o to, że Kongo było ostatnim miejscem, ponieważ na krótko przed śmiercią ojciec dzwonił do mnie cały podniecony i mówił, że znalazł niepodważalne dowody na istnienie dinozaurów. On je widział, filmował i robił zdjęcia. Kongo było… wisienką na torcie.
Kefas cały czas słuchał z uwagą. Teraz zabrał głos.
– Więc dlatego go zabili. Wielu ludziom i instytucjom nie jest na rękę, by dowody, jakie zebrał podczas swoich wieloletnich badań, ujrzały światło dzienne, ponieważ to przeczy teorii stworzenia oraz ewolucji. To też pokazuje, że Ziemia nie ma miliardów lat, jak wciskają nam naukowcy, ale ma kilka tysięcy lat, jak naucza Biblia.
– Nie jestem zbyt mocno praktykującą wierzącą, ale w to, co mówisz, jestem w stanie uwierzyć – Iza delikatnie się do niego uśmiechnęła.
– Czyli wiemy jedno: chcąc znaleźć mordercę twego ojca oraz odzyskać wyniki jego badań, musimy udać się do Konga, ostatniego miejsca gdzie przebywał…
*
Olaf cały czas słuchał, co mówił jego przełożony. Stary chodził nerwowo po pokoju, wygłaszając swój monolog.
– Po prostu coś z tym trzeba zrobić! Taki rozłam nikomu na dobre nie wyjdzie. Trzeba odzyskać dane. Wszystkie! Jeśli napotkasz jakikolwiek opór ze strony buntowników, to masz zielone światło, by ich zabić. Wolałbym oczywiście ich przesłuchać, ale najważniejsze są dane z badań i wyeliminowanie zagrożenia. Masz wolną rękę co do swoich działań. Musimy nad tym zapanować, póki jeszcze mamy szansę.
– Rozumiem. Kiedy wyruszam? – zapytał Olaf.
Stary nie odpowiedział. Skupił się na otwarciu małej paczki orzeszków solonych, ale nie najlepiej mu to wychodziło. Wreszcie pewnie chwycił palcami za dwa końce paczuszki i energicznie pociągnął. Orzeszki eksplodowały na cały pokój.
– W dupę! Pieprzone orzeszki! – krzyczał Stary. Olaf musiał się bardzo powstrzymywać, by nie wybuchnąć śmiechem, będąc świadkiem całej sytuacji.
– To o co pytałeś? – Stary był nieco poirytowany. W końcu jak można zaprojektować paczkę orzeszków w taki sposób? Na szczęście w szufladzie miał jeszcze snickersa.
– Pytałem, kiedy wyruszam na misję.
– Jutro o siedemnastej masz samolot z Poznania. Masz zarezerwowany tam hotel.
Chwilę później Olaf opuścił biuro szefa. Sytuacja w Organizacji nie była wesoła. Stary ma rację. Trzeba nad wszystkim zapanować. W końcu po to została powołana ich organizacja, aby panować nad przepływem do opinii publicznej właściwych informacji. Mieli je wychwytywać, sprawdzać oraz filtrować, a potem podejmować decyzję, co utajnić, a co nagłośnić i w jakim stopniu. Praca nie do końca wdzięczna, a już na pewno bezpieczna. A jednak Olaf czuł, że robi tu coś ważnego dla świata. Oczywiście z wieloma rzeczami dotyczącymi polityki firmy się nie zgadzał, ale w żadnej robocie nie jest idealnie. Przynajmniej tak to sobie starał tłumaczyć.
Wsiadł do swego ciemnozielonego opla i obrał kurs na Poznań.
*
Siedział przed komputerem w Watykanie i przeglądał jakieś dokumenty oraz zdjęcia. Wiedział, że od czasu wypowiedzenia kapłaństwa ma dwanaście godzin na opuszczenie swojego pokoju. Wtedy też dostęp do danych zostanie mu odebrany. Musiał więc dołożyć wszelkich starań, by jak najwięcej potrzebnych rzeczy wyszukać. Nawet kosztem snu i wypoczynku. Jeśli naprawdę chciał pomóc i przysłużyć się dobrej sprawie, musiał się poświęcić. Sprawa, nad którą pracował dla Watykanu, pochłonęła jeden rok życia. Dosłownie. Ale teraz najważniejsza dla niego była ochrona członka własnej rodziny.
Wziął do ręki telefon komórkowy i wystukał właściwy numer. Po trzecim sygnale połączenie zostało nawiązane.
– Cześć. To ja – zaczął ksiądz.
– Cześć. Akcja Watykan zakończona?
– Tak. Najpóźniej za kilka godzin zdobędę wszystkie informacje, jakich potrzebuję i niezwłocznie udam się na lotnisko – mówił lekko podekscytowanym tonem.
– To dobrze. Ja też się zjawię, ale najprawdopodobniej ty będziesz pierwszy, w związku z czym mam jedną prośbę…
– Proście, a będzie wam dane – odpowiedział ksiądz z lekkim rozbawieniem.
– Jak już dolecisz na miejsce, staraj się nie wychylać. Najlepiej będzie, jeśli nikt się nie dowie o twoim przybyciu.
– To w jaki sposób mam pomagać? – zapytał zawiedziony.
– W taki, by nikt o tobie nie wiedział. Jeśli coś się schrzani, to jesteś naszym asem w rękawie.
– W porządku – ksiądz dał się przekonać. – Kiedy mam znowu zadzwonić?
– Nie rób tego! To ja będę się z tobą kontaktować, kiedy ponad wszelką wątpliwość uznam, że to bezpieczne.
– W porządku.
– Zatem do zobaczenia na miejscu – powiedział rozmówca i gdy duchowny się z nim pożegnał, zakończył połączenie.
Zaczyna się – pomyślał ksiądz. W tym momencie na komputerze wyświetliły się dane, których szukał.
W porządku. Teraz miał komplet. Może spokojnie zacząć się pakować i szykować do drogi. W sumie to nawet lepiej, że nie będę korzystał z pokoju do ostatniej chwili – pomyślał. Jeśli wyjedzie prędzej, to nie wzbudzi niczyich podejrzeń. Spojrzał raz jeszcze na komputer i upewnił się, że nie zostawił żadnych śladów.
Następnie przystąpił do pakowania swoich rzeczy.
*
Kefas kończył planowanie zadania. Iza siedziała, cicho popijając letnią kawę. Nie chciała mu przeszkadzać, widząc, z jakim zaangażowaniem zabrał się do pracy.
Może jego bodźcem jest faktycznie upublicznienie prawdy? W końcu sam powiedział, że od kilku lat tym się zajmuje. Oczywiście poza pracą zawodową, ale jego firma kręci się praktycznie sama, więc ma wiele czasu na robienie tego, co go pasjonuje.
Naraz fakt, że odkrywanie prawdy może być czyjąś pasją, wydało się dziewczynie co najmniej dziwne. Jednak zaraz pomyślała o swoim ojcu. Przecież i on pragnął, aby prawda ujrzała światło dzienne. Doszła więc szybko do wniosku, że nic dziwnego jednak w tym nie ma.
– Skończyłem – tryumfalnie ogłosił Kefas.
– Super – odpowiedziała Iza i dostrzegła, że mężczyzna chce jeszcze coś powiedzieć.
– Tyle tylko, że to będzie kosztować – zaczął i zaraz dodał: – Nie chodzi tu oczywiście o mnie, tylko o podróż w obie strony, wizy, wypożyczenie sprzętu i takie tam.
– Pieniądze nie grają roli. Płacę za wszystko – odpowiedziała bez wahania dziewczyna.
Kim ona jest? – pomyślał Kefas. Przecież cała wyprawa może kosztować nawet pięćdziesiąt tysięcy złotych, o czym od razu ją poinformował. Na niej jednak nie zrobiło to specjalnie większego wrażenia.
– W porządku – odezwał się Kefas. – Skoro mamy zapewnione finansowanie, to mogę przedstawić ci nasz plan działania.
Dziewczyna kiwnęła głową. Jednocześnie spoglądając na niego, stwierdziła, że jest całkiem fajny. Wprawdzie wcale nie w jej typie – wolała umięśnionych i wysportowanych mężczyzn, a Kefas… No cóż, ale za to ma wiele innych zalet…
– Zarezerwowałem nam lot klasą ekonomiczną. Dziś wieczorem z Poznania do Warszawy. W Warszawie krótkie oczekiwanie i wylot do Francji. Tam godzinka z hakiem i lecimy do Brazzaville, stolicy Konga. Ze stolicy polecimy wewnętrznymi liniami kongijskimi do miasta Makoua, a stamtąd wynajmiemy awionetkę do miejscowości Epena. Zatrzymamy się w tym samym hotelu, co twój ojciec. Już dokonałem rezerwacji, ponieważ jest to warunek, byśmy mogli wykupić wizę na granicy. Bilety lotnicze, te międzynarodowe, mają otwarty powrót, gdyż nie wiadomo, ile czasu nam zejdzie.
Dziewczyna wyraźnie była zadowolona z tego planu. Spojrzała Kefasowi prosto w oczy, uśmiechnęła się i powiedziała.
– Jesteś kochany. Dziękuję, że mi pomagasz…
*
Gdy samolot wylądował na poznańskiej Ławicy, Magda od razu poszła zamówić taksówkę. Kiedy jechała do domu, rozmyślała o wszystkim. O swoim materiale zgromadzonym na Ukrainie, o kolesiu, który próbował w samolocie z nią flirtować, oraz o niespodziance, jaką z pewnością zrobi Kefasowi, zjawiając się miesiąc wcześniej. Tęskniła za nim bardzo, chociaż miała wrażenie, że od czasu gdy wyjechała, oddalili się nieco od siebie. Przez ostatnie dwa miesiąca, gdy mieli okazję rozmawiać przez Skype’a lub komórkę, nagle okazało się, że gadają o wszystkim i o niczym. Owszem mówili o swoich wzajemnych uczuciach, ale to już nie było to, co przed rokiem, gdy się poznali. Pierwsze miesiące były super, ale kiedy musiała wyjechać w delegację, była zmuszona zostawić Kefasa w bardzo trudnym dla niego czasie. Po śmierci Tomasza. Wprawdzie oboje z tego powodu byli przygnębieni, ale on dodatkowo cały czas obwiniał się o śmierć przyjaciela. I pewnie dalej się obwinia, bo chociaż starają się nie rozmawiać na te tematy, to Kefas nie jest już taki sam jak wcześniej. Poczucie winy siedzi w nim bardzo głęboko. Żal, że modlitwa o uzdrowienie nie została wysłuchana, gdy postrzelono Tomka.
Gdy dojechała do domu, szybko odświeżyła się pod prysznicem. Ubrała się w spódnicę do kolan i lekko obcisłą bluzkę, po czym wyszła z domu i pojechała do Szamotuł. Starą, zniszczoną hondę civic sprzedała. Teraz jeździła toyotą yaris. Lubiła ten samochód. Włączyła radio i jechała, słuchając muzyki.
*
Alan od zawsze posiadał cechy przywódcze, ale dopiero od niedawna miał okazję w pełni wykorzystać swój potencjał. W poprzedniej pracy nikt go nie doceniał i nie liczył się z jego zdaniem. To frustrujące chodzić do pracy, którą z jednej strony się lubi, ale z drugiej strony nie można się w niej rozwijać. Alan miał wiele pomysłów, ale nikogo to nie obchodziło. Wiedział, jak usprawnić pracę firmy. Wiedział, co należy zrobić, aby osiągać jeszcze lepsze wyniki. To jednak wymagało od szefostwa świeżego spojrzenia oraz wprowadzenia pewnej reorganizacji w firmie. Nie chcieli o tym słyszeć. Zaślepieni głupcy! Zawsze najmądrzejsi. Dlatego Alan musiał wziąć sprawy w swoje ręce. Na początku prowadził podwójną grę. Pracował normalnie, ale po godzinach robił wszystko po swojemu. Wreszcie, gdy kierownictwo go przejrzało, postawiono mu konkretne ultimatum. Albo obie strony zapomną o wszystkim i Alan będzie znowu pracował, jak należy, albo straci on wszystko, począwszy od rzeczy materialnych, a kończąc na życiu. To było dla niego znakiem. Teraz albo nigdy – pomyślał. Odszedł, nie mówiąc nic kierownictwu. W dodatku pociągnął za sobą ośmiu innych pracowników.
Wystukał numer na ekranie smartfona i po chwili usłyszał znajomy głos.
– Witaj! Wszystko załatwiłeś?
– Tak jest, szefie.
– Świetnie. Dopilnuj, by każdy prawidłowo wykonał swoje zadanie. – Alan był zadowolony. Wszystko było tak, jak być powinno.
– Tak jest – odpowiedział rozmówca, po czym Alan się rozłączył.
*
– …więc wychodzi dwanaście godzin od wylotu z Poznania do Brazzaville – kończył oznajmiającym tonem Kefas.
Iza była pod wrażeniem tego, jak bardzo mężczyzna stojący przed nią zaangażował się w sprawę oraz jak dobrze potrafi wszystko zaplanować.
– Dobrze. Kiedy wychodzimy? – zapytała.
– Jeśli chcemy zdążyć, to za chwilę – odpowiedział Kefas i zaczął się pakować, pamiętając o Biblii, paszporcie i wydrukach z komputera. To na nich są mapy, adresy i plany. Wszystko upchnął w duży plecak. Następnie podjechali do galerii handlowej, by Iza zrobiła zakupy dla siebie. Wreszcie wyjechali jego samochodem do Poznania. Najpierw przybyli do prywatnego laboratorium zaszczepić się przeciwko żółtej febrze, gdyż zgodnie z prawem jest to warunek wjazdu do Republiki Konga, a następnie udali się na lotnisko Ławica. Zostawili samochód na płatnym parkingu i poszli na swój samolot.
Alfred nie potrafił wydobyć z siebie ani jednego słowa. Obraz, jaki miał przed swoimi oczami, wykraczał poza wszelkie jego wyobrażenia. Poczuł, jak łzy cisną mu się do oczu.
Większość swego życia poświęcił poszukiwaniom i gdy zaczęło mu się wydawać, że czas sobie odpuścić, wydarzył się cud. Cud, na który on teraz spoglądał i płakał. Był taki szczęśliwy. Stał tak niczym zahipnotyzowany. Po kilku długich minutach ocknął się i energicznie zaczął wyjmować swoją kamerę z futerału i mocować ją na wcześniej rozłożonym statywie. Dodatkowo chwycił aparat fotograficzny wiszący na szyi i zaczął robić zdjęcia. Wiedział, że musi się tym podzielić ze swoją córką, ale nie mógł przestać robić zdjęć. To jest prawdziwe odkrycie stulecia! Jeszcze nikt nigdy nie dostarczył tak namacalnych i niepodważalnych dowodów.
Boże, to zmieni wszystko, o czym wiemy – pomyślał. Wreszcie odłożył aparat i wybrał numer na swoim telefonie.
– Kochanie! Znalazłem! Rozumiesz? Wreszcie je znalazłem! – mówił tak szybko, że z trudem łapał powietrze. Czuł, że jego ciśnienie przekroczyło właśnie wszelkie normy, ale teraz o to nie dbał. To była jego chwila. Chwila, którą wielu ludzi na bardzo długo zapamięta, gdy tylko upubliczni swoje badania.
– Zaraz, zaraz! Chcesz powiedzieć, że wreszcie, po tylu latach, wreszcie je znalazłeś? – piszczała do telefonu podniecona córka.
– Dokładnie. Pomimo rzucanych kłód pod nogi. Pomimo cięć w finansowaniu wypraw. Pomimo braku wiary w powodzenie tych badań. Jestem taki szczęśliwy – wyznał, płacząc ze szczęścia. – To najlepszy dzień mojego życia!
Po kilkuminutowej rozmowie Alfred pstryknął jeszcze kilka zdjęć, po czym spakował cały swój sprzęt i zaczął wracać do hotelu, w którym się zatrzymał. Musiał wracać tą samą, długą i uciążliwą trasą, którą przybył w to fantastyczne miejsce. Po czterdziestu minutach marszu drogą, którą wśród bujnej roślinności sam musiał sobie wykarczować, wsiadł do łodzi motorowej i płynął nią niecałą godzinę. Następnie przeniósł cały swój ekwipunek do samochodu terenowego, w którym spędził kolejne dwie godziny. Gdyby to była droga asfaltowa, to wokoło pół godziny bez problemu przejechałby ten odcinek trasy, jednak droga, którą się poruszał, była piaszczysta, z licznymi wybojami, błotem i wielkimi kałużami. Jadąc czterdzieści kilometrów na godzinę, miał wrażenie, że samochód zaraz się rozpadnie. Inną rzeczą był fakt, że samochód, który wypożyczył, pozostawiał wiele do życzenia pod względem technicznym, ale ze względu na mocno okrojone fundusze, musiał brać to, na co było go stać.
Wreszcie dojechał do swojego hotelu. Co ciekawe, ostatni kilometr drogi był idealnie wyrównany. No tak! Jak się chce to można wszystko – pomyślał i delikatnie się uśmiechnął.
W recepcji wziął klucz i schodami udał się na pierwsze piętro do pokoju z numerem siedem. Gdy wsadził klucz do zamka, z niemałym zaskoczeniem odkrył, że drzwi nie są zamknięte. Mógłby przysiąc, że je zamykał. Może zapomniał? Nie, niemożliwe! Ma dopiero sześćdziesiąt jeden lat i nie ma przecież sklerozy.
Ostrożnie wszedł do pokoju i od razu zapalił światło. W tym momencie wszelki niepokój go opuścił. Pokój zastał w takim stanie, w jakim go zostawił, więc żadnego włamania nie było. Podszedł do aneksu kuchennego i wstawił wodę na herbatę. Przygotował miód, cytrynę oraz porcelanową filiżankę. Podszedł do fotela, na którym zostawił kamerę i aparat. Musiał podłączyć sprzęt do swego laptopa i zgrać wszystkie dzisiejsze zdjęcia i filmy. Podczas podłączania kabla USB, niepokój znowu wrócił. Jak mógł przeoczyć ten fakt, wchodząc przed chwilą do swojego pokoju? Jego laptop był otwarty. Dziwne. Zawsze po skończonej pracy zamykał komputer. To był już jego nawyk. Najpierw drzwi niezamknięte na klucz, a teraz otwarty laptop. Zbyt dużo przypadkowych zdarzeń.
Zaczął nerwowo rozglądać się po swoim pokoju, ale więcej nie znalazł niczego podejrzanego.
A co, jeśli faktycznie powoli dopada go starość i zapomina już o niektórych rzeczach? Szybko jednak odrzucił tę niezbyt przyjemną myśl. Musi być jakieś inne, racjonalne wytłumaczenie. Tyle, że to racjonalne wytłumaczenie jest wysoce niepokojące. Ktoś był w tym pokoju! Ale czego szukał? Informacji? Jeśli tak, to jakich, skoro tylko laptop był dotykany? – Rozmyślając, szturchnął lekko mysz podłączoną do laptopa i komputer od razu się włączył. To oznacza, że ktoś był tu dosłownie kilka minut temu! Alfred poczuł silny skurcz w żołądku.
Nagle usłyszał jakiś gwizd i energicznie odwrócił się za siebie. Na szczęście to tylko czajnik. Podszedł do aneksu i zaczął sobie zalewać herbatę. Na szafce kuchennej ujrzał jakiś cień. Szybko się odwrócił i w tym momencie poczuł bardzo silne uderzenie oraz ciepło rozlewające się po całej głowie. Chwilę później cała jego twarz była zalana krwią. Osunął się na podłogę. Przed oczami zapanowała ciemność.PONIEDZIAŁEK
ROZDZIAŁ 1
Dzień rozpoczął się idealnie. Najpierw prysznic. Potem płatki z mlekiem i duża szklanka soku pomarańczowego. Normalne, zdrowe śniadanie, do jakiego Iza zdążyła się już przyzwyczaić. Podniesienie prenumerowanego dziennika ze swojej wycieraczki przed drzwiami wejściowymi, a także wyciągnięcie poczty i gazetek reklamowych ze skrzynki było jej kolejną standardową, codzienną czynnością. Zwłaszcza teraz, kiedy na urlopie była już od dwóch tygodni.
Była magistrem biologii i uczyła tego przedmiotu w liceum ogólnokształcącym. Początek lipca jest naturalnie czasem wakacji dla uczniów, a skoro tak, to i ona miała wolne.
Weszła z powrotem do swego domu i położyła na stole gazetę oraz dwie koperty. Pierwsza to rachunek za prąd, ale druga… List bez nadawcy. Znaczek i pieczątka z Watykanu.
– Ciekawe – powiedziała sama do siebie i siadając na krześle, zaczęła otwierać kopertę. Chciała jak najszybciej przekonać się, o co chodzi i czy przypadkiem nie jest to jakaś pomyłka, a potem, jak zaplanowała, chciała pójść na cały dzień nad jezioro.
Wyjęła list z koperty i zaczęła czytać. Czuła, że jej twarz staje się coraz bardziej poważna. Poczuła ścisk w żołądku. Dotarła do końca kartki i wiedziała już, że dzisiaj nad jezioro nie pójdzie. Czeka ją wyprawa do Wielkopolski. Szybko otworzyła laptopa i weszła w mapę samochodową. Chwilę później już wiedziała jak jechać. Najpierw na Grudziądz i Świecie, a potem przez Bydgoszcz i Oborniki Wielkopolskie. Według internetu trasa z Morąga do Szamotuł wynosi 315 kilometrów i można ją pokonać w niecałe pięć godzin. No tak, w Polsce 300 kilometrów pokonuje się w pięć godzin, a na zachodzie w trzy… Bez względu na to, ile będzie jechać, teraz nie miała czasu na rozmyślanie. Musiała szybko się spakować i wyruszyć w trasę.
*
Kefas spojrzał na zegarek. Dziesiąta trzydzieści. Od ponad dwóch godzin próbował zasnąć, ale niespecjalnie mu to wychodziło. Cały czas w jego głowie krążyła pewna myśl. Myśl o zleceniu, jakie jego firma wykonała minionej nocy.
Odkąd rozeszło się, że Kefas był jedną z kilku osób, które rok temu badały i dostarczyły dowody na to, że Ziemia nie jest kulą, miał dużo więcej zleceń. Z floty trzech samochodów jego firma rozrosła się do siedmiu. Musiał nawet zatrudnić kilku dodatkowych pracowników, aby móc nadal wykonywać zlecenia na profesjonalnym poziomie. Firma Kefasa zajmowała się transportem różnych cennych rzeczy oraz dokumentów, także tych tajnych. Mogła sobie na to pozwolić, gdyż jej pracownicy byli kompleksowo przeszkoleni z samoobrony, technik prewencyjnych, taktyki, jazdy samochodem w trudnych warunkach, pierwszej pomocy oraz mieli stosowne pozwolenia na kontakt z dokumentami typu „poufne” oraz „tajne”. Kefas kładł bardzo duży nacisk na te szkolenia, dzięki czemu klientów miał jeszcze więcej, przy czym mógł dyktować konkurencyjne ceny w stosunku do firm ochroniarskich. Pomimo tego nigdy nie chciał przebranżowić się w firmę konwojową i cały czas na rynku znany był z prowadzenia bezpiecznej firmy transportowej.
Teraz jednak, wiercąc się w swoim łóżku, cały czas myślał o ostatniej nocy i zleceniu, które, na wyraźną prośbę klienta, sam osobiście wykonał. Zadanie polegało na przewiezieniu pewnego zwierzęcia z Gdańska do Krakowa. Na ogół firma Kefasa nie przewozi żywych zwierząt, ale w tym wypadku postanowiono zrobić wyjątek. Po pierwsze zwierzę było już w specjalnej klatce zamocowanej na stałe w samochodzie typu bagażówka. Po drugie klient zaproponował potrójną stawkę pod warunkiem, że Kefas osobiście i sam przewiezie zwierzę podstawionym przez zleceniodawcę samochodem.
Oczywiście zadanie wykonał wzorowo. Cały czas jednak miał przed oczami to dziwne zwierzę. Według dokumentów gad ten był pewną odmianą jaszczurki o nazwie Basiliscus plumifrons i był naprawdę pokaźnych rozmiarów. Po powrocie do domu Kefas poszperał trochę w internecie i okazało się, że polska nazwa tego zwierzęcia brzmi: bazyliszek płatkogłowy zwany też jaszczurką Jezusa Chrystusa, gdyż potrafi biegać po powierzchni wody. Najdziwniejsze jednak jest to, że według wiadomości w necie, długość samców dochodzi do dziewięćdziesięciu centymetrów, a samic do pięćdziesięciu centymetrów. Zwierzę, które on przewoził, było dwa razy większe, co zresztą potwierdzały dokumenty przewozowe. Na klatce widniał napis: „TAJNE”. Może to jakiś mutant? Wynik nielegalnych badań laboratoryjnych? Co by nie było, nie mógł nadwyrężyć zaufania klienta. Zasada była prosta. Jego firma bezpiecznie przewiezie wszystko i to bez zadawania zbędnych pytań pod warunkiem, że przewiezienie danego ładunku jest zgodne z prawem.
No właśnie. Tutaj też nie był pewny… Przewiózł przez Polskę przerośniętego gada, który w dodatku nie wiadomo skąd wziął się w naszym kraju. Z drugiej strony patrząc… Zadanie zostało wykonane wzorowo, a pieniądze wpłynęły na jego konto, więc może nie ma się o co martwić? Może…
Wreszcie poczuł błogie uczucie. Po kilku minutach ogarnął go sen.
*
Magda właśnie skończyła odprawę i zajęła miejsce w samolocie. Wreszcie wracała do domu. Na szczęście lot z Kijowa do Poznania jest krótki, więc niebawem zobaczy Kefasa. W końcu nie widzieli się prawie dziewięć miesięcy. Kiedy rok temu opublikowała materiały dowodowe odnośnie płaskiej Ziemi, dane jej było nacieszyć się Kefasem niecałe trzy miesiące, ponieważ zbliżał się termin delegacji, na którą wysyłała ją gazeta, w której pracowała. Najchętniej nigdzie by nie wyjeżdżała, ale sama zgodziła się dwa tygodnie przed poznaniem Kefasa, więc praktycznie nie miała wyjścia.
Na Ukrainie miała za zadanie relacjonować sytuację na terenach przejętych przez prorosyjskich separatystów, a także zorientować się w sytuacji na Krymie, który podstępnie i bezprawnie został zajęty przez Rosję. Wiele razy znalazła się w sytuacji zagrażającej jej życiu. Bała się. A jednak misja niesienia światu prawdy o tym miejscu, modlitwa i kontakt z Kefasem dodawały jej otuchy.
Siedząc teraz w samolocie, postanowiła, że nigdy więcej już nie zgodzi się na tego typu delegację. Nie po tym, co tam widziała. Okrucieństwo rosyjskich żołnierzy, bezsilność rządu ukraińskiego, strach, bieda i wycofanie zwykłych, cywilnych mieszkańców oraz znieczulica reszty świata na tę sytuację. Wszystko na co dziś stać UE i USA, to sankcje, które działają tylko w bardzo ograniczonym sektorze.
Przebywając na okupowanych terenach, zauważyła też coś pozytywnego. Coś, o czym świat musi usłyszeć. Ukraina się nie poddaje i nie zamierza tego zrobić. Pomimo bardzo ciężkiej i skomplikowanej sytuacji, w ludziach nadal tkwi nadzieja i wiara w to, że będzie lepiej i że świat nie zapomni o państwie ukraińskim. Dziś w dobie terroryzmu oraz nieprzewidywalności niektórych państw na świecie, Polska tym bardziej powinna wspierać Ukrainę, nie zapominając o swojej własnej historii. Historii pełnej cierpienia i krwi, ale także pełnej chwały i zwycięstw. Dziś Polska powinna patrzeć na Ukrainę nie przez pryzmat przeszłości, ale teraźniejszości i przyszłości, bo też, który inny kraj został tyle razy zdradzony przez swoich sojuszników i pozostawiony w samotności w sytuacji, w której najbardziej potrzebował pomocy? Zamiast rozdrapywać rany przeszłości, budujmy przyszłość silnymi sojuszami i pomocą innym.
W tym momencie Magda uśmiechnęła się sama do siebie, gdy złapała się na tym, że w myślach cytuje fragment swojego materiału do gazety. Najważniejsze, że niedługo ujrzy Kefasa. Nie był zbyt szczęśliwy, kiedy dowiedział się, że Magda musi lecieć na Ukrainę i to na tak długo, ale też rozumiał, że to jej praca.
Jednak od śmierci Tomasza, Kefas był jakiś inny. Zrobił się mniej pogodny i bardziej zamyślony. Przestał modlić się o chorych, chociaż starał się utrzymywać kontakt z Bogiem oraz czytać Biblię. Zaczął się obwiniać o śmierć Tomka i chyba to go tak zmieniło. Dodatkowo jej wyjazd… Wprawdzie mieli ze sobą kontakt mejlowy i telefoniczny. Rozmawiali też czasami na Skypie, ale to nie to samo, co móc przytulić się do drugiej osoby i ją pocieszyć. Teraz jednak, gdy wracała z delegacji miesiąc wcześniej niż powinna, była przekonana, że Kefasa ucieszy tego typu niespodzianka. Ona sama jeszcze nie mogła w to uwierzyć, gdyż dopiero wczoraj wieczorem zadzwonił do niej szef i stwierdził, że może wracać do Polski, skoro zebrała wszystkie potrzebne informacje do swego materiału.
Postanowiła, że odpowiednio wynagrodzi Kefasowi czas, jaki został im zabrany, po czym zapięła pasy i przygotowała się do startu samolotu.
*
Obudził go dzwonek do drzwi. Zegar wskazywał czternastą piętnaście. Niewiele udało mu się odespać po nieprzespanej nocy. Kefas szybko doszedł do wniosku, że jeśli jest to jakaś ważna sprawa, to równie dobrze osoba stojąca przed drzwiami może zadzwonić do niego na komórkę, a jeśli nie zna jego numeru, to już nie jego wina. Nakrył głowę poduszką, jednak niewiele to pomogło. Dźwięk dzwonka wwiercał mu się w czaszkę. W dodatku osoba dzwoniąca okazała się wybitnie wytrwała, a właściwie upierdliwa.
Rzucił poduszkę przed siebie i wygramolił się z łóżka. Albo akwizytor, albo świadkowie Jehowy. Tak czy inaczej postanowił zdrowo opieprzyć tego, kto go obudził. Zaspany otworzył drzwi i ujrzał po drugiej stronie ładną, zgrabną kobietę. Na oko może z trzydzieści pięć lat. Długie, czarne włosy i ciemne oczy. Teraz dopiero zorientował się, że wyparował ze swego łóżka w samych bokserkach, co mogło wprawić ją w zakłopotanie. Kobieta jednak zmierzyła go od góry do dołu i znów popatrzyła mu w oczy.
– Proszę pani, nie interesują mnie żadne pokazy, nie chcę wykupować ubezpieczeń na życie, nie interesuje mnie reklama czegokolwiek. Ponadto pragnę zaznaczyć, że jestem człowiekiem wierzącym i nie chcę żadnych gazetek. W związku z powyższym życzę pani miłego dnia – powiedział i powoli zaczął zamykać drzwi.
Dziewczyna, nieco zmieszana całą sytuacją, postanowiła szybko się odezwać.
– Pan Kefas?
– Tak, ale jak już mówiłem…
– Musi mi pan pomóc – przerwała mu w pół zdania.
– Muszę? – Kefas uniósł brew i znowu powoli zaczął zamykać drzwi.
– Proszę – powiedziała błagalnym tonem. Dopiero teraz dostrzegł, że po jej policzku spłynęło kilka pojedynczych łez. Zrobiło mu się trochę głupio.
– Skoro tak, to proszę wejść – otworzył szerzej drzwi i zaprowadził dziewczynę do pokoju, po czym dodał: – Proszę się rozgościć i dać mi kilka minut.
Dziewczyna kiwnęła głową. Po krótkiej chwili wrócił ubrany i odświeżony. Zaproponował kobiecie kawę i przeprosił ją za swoje zachowanie, tłumacząc, że miał męczącą noc w pracy i się nie wyspał. Dziewczyna przyjęła przeprosiny i przedstawiła się jako Iza.
– Więc, pani Izo, co panią do mnie sprowadza?
– Jeśli to nie problem, proponuję przejść na ty… – zaproponowała trochę nieśmiało.
– Nie ma sprawy. A więc, Izo – Kefas celowo zaakcentował jej imię i oboje uśmiechnęli się do siebie na krótką chwilę – co cię do mnie sprowadza?
– To – odpowiedziała i wręczyła mu kopertę z listem.
*
– Administracja Dóbr Stolicy Apostolskiej jest księdzu niezmiernie wdzięczna za trud, jaki ksiądz włożył w przeprowadzenie śledztwa. Od wielu lat zastanawialiśmy się, gdzie i w jaki sposób część pieniędzy znika z Banku Centralnego – kardynał mówił głosem budzącym respekt i szacunek.
– Przyjazd do Watykanu był dla mnie przyjemnością, a powierzone mi zadanie starałem się wykonać najdokładniej, jak tylko potrafię – odpowiedział ksiądz.
– Wiem. Dlatego księdza wybrałem. Zasłynął ksiądz z rozwiązywania podobnych spraw. No i jeszcze ten cud…
– To tylko dzięki Bogu – odpowiedział lekko zarumieniony pochwałami kardynała.
– To prawda. Choć sprawa była tajna i najwyższej wagi, Bóg był z księdzem cały czas – odpowiedział kardynał i zaraz dodał: – Honorarium zostało już przelane na księdza konto. Jeśli zaś chodzi o prośbę, to papież czeka. Ma ksiądz dziesięć minut.
– To aż nadto, ale serdecznie dziękuję – odpowiedział ksiądz.
Kardynał kiwnął ręką na gwardzistę, by ten zaprowadził mężczyznę na spotkanie. Kiedy ksiądz wszedł do sali audiencyjnej, nie krył zaskoczenia tym, co zobaczył. Sala od środka wyglądała jak głowa wielkiego węża. Po obu jej stronach piętrzyły się witraże okienne z kształtu przypominające oczy, a dalej widać było zęby jadowe węża. Miało się wrażenie, że alejka biegnąca środkiem i prowadząca aż do papieskiego krzesła, jest niczym długi język gada. Na krześle siedział papież.
– Wejdź, przyjacielu. Oczekiwałem cię, chociaż prawdę mówiąc jest mi niezmiernie przykro, znając powód twojej wizyty – powiedziała z lekkim żalem Głowa Kościoła. Za nim była ogromna rzeźba, o której ksiądz już słyszał. Rzekomo miała przedstawiać zmartwychwstałego Jezusa Chrystusa, ale faktycznie wyglądała jak siedlisko jakichś demonów z figurą pośrodku. Nie było to ani trochę pokrzepiające. Poza tym w sali nie było żadnych innych obrazów ani znaków chrześcijańskich. Ksiądz postanowił jednak skupić się na spotkaniu, gdy zobaczył, że papież czeka na jakąś jego reakcję.
– Kiedy wstępowałem do seminarium, chciałem pomagać ludziom i nieść nadzieję tym, którzy ją stracili – zaczął. – Jednak po latach służby zobaczyłem, że Kościół Rzymski w swoich naukach bardzo często odbiega od natchnionego Duchem Świętym Bożego Słowa. Wprowadzenie przepisu, że tradycja jest równoznaczna lub ważniejsza od Biblii było już przesadą. Wychodzi na to, że Kościół postanowił ulepszyć słowa nieomylnego Boga.
– Synu, zapominasz się trochę – papież wszedł mu w zdanie. Ksiądz jednak mówił dalej.
– Ten Kościół od śmierci Jezusa Chrystusa zaczął budować się właśnie na Zbawicielu. Kamieniu węgielnym, o którym mówi Biblia. Niestety trzysta lat po śmierci Chrystusa zaczął zbaczać z dobrej drogi i dziś buduje już na człowieku, czasami dodając coś z Biblii. Zaczęliśmy dobrze, ale fatalnie to się skończy, dlatego ja nie chcę dłużej już w tym uczestniczyć.
– I w związku z tym postanowiłeś zdradzić swoją religię? Wiarę swoich ojców? – papież wstał i z kamienną miną zaczął przechadzać się po sali.
– Wolę zdradzić religię, która w swoich tradycjach jest martwa sama w sobie i polega tylko na człowieku, niż zdradzić Jezusa Chrystusa. Jedynego Króla! Jedynego pośrednika między Bogiem a ludźmi, jak naucza Słowo. My tymczasem, wynieśliśmy przez wieki na ołtarze Jego Matkę oraz niezliczoną ilość świętych. Zrobiliśmy coś, co nie ma żadnego potwierdzenia w Biblii! – mówił teraz lekko uniesionym głosem.
– I myślisz, że my o tym nie wiemy? – zapytał papież.
– Wiem, że wiecie i to jest w tym wszystkich najgorsze!
– Czy myślisz, że w jeden dzień można naprawić błędy swoich poprzedników z okresu kilku wieków? – zapytał zrezygnowanym głosem.
– Pewnie nie jest to proste, ale warto być szczerym i drastycznie rozliczyć się z przeszłością, zamiast delikatnie i powoli zamiatać wszystkie sprawy pod dywan tylko po to, by Kościół nie stracił twarzy.
Papież nie chciał się kłócić. Wiedział, ile zawdzięczał księdzu, z którym rozmawia. Wreszcie zapytał, patrząc mu prosto w oczy:
– Czy ta decyzja jest ostateczna?
– Tak. Kończę z posługą kapłańską w tym Kościele. W momencie gdy opuszczę tę salę, uznam, że nie jestem już duchownym Kościoła Rzymskiego. Bez względu na papierkową robotę z waszej strony.
– Rozumiem – westchnął papież. – Tak czy inaczej życzę Bożego błogosławieństwa.
– Dziękuję bardzo. To zawsze się przydaje – ksiądz delikatnie się uśmiechnął. Audiencja dobiegła końca.
*
Kefas zaczął czytać list:
Witaj!
Nie znasz mnie, chociaż w dalekiej przeszłości kilka razy mieliśmy okazję się spotkać. Czytając ten list, masz dwa wyjścia. Możesz go zignorować i wyrzucić do śmieci, albo możesz wziąć na poważnie to, co w nim napisałem. Jestem przyjacielem i chcę Ci pomóc.
Ponad pół roku temu dowiedziałaś się, że w wyniku nieszczęśliwego wypadku Twój ojciec stracił życie. Poślizgnął się w swoim hotelu i upadając, śmiertelnie uderzył się w głowę. Niestety prawda jest dużo bardziej bolesna. Twój ojciec został zamordowany, ponieważ jego odkrycie mogło zaszkodzić wielu wpływowym osobom na całym świecie. Mało tego, mogło zmienić cały światopogląd! Nie dysponuję żadnym fizycznym dowodem na morderstwo Twego ojca, ale jestem w stu procentach pewien, że to nie był wypadek. Na tę chwilę nie mogę powiedzieć Ci, skąd to wiem i od kogo.
Czy nie zastanowił Cię fakt, że gdy policja zwróciła Ci rzeczy ojca, nie było wśród nich jego badań? Nie było nawet kamery i aparatu, a przecież nigdy się z nimi nie rozstawał w terenie, zwłaszcza gdy w grę wchodziło odkrycie na taką skalę.
Jeśli chcesz poznać prawdę i odzyskać wyniki badań swego ojca, znajdź Kefasa z Szamotuł. Tylko on jest w stanie Ci pomóc. Jego adres znajdziesz bez problemu w książce telefonicznej i w internecie. Szukaj pod: „Bezpieczny Transport Szamotuły”.
Jeśli uda Ci się go nakłonić do pomocy, masz szansę poznać prawdę.
Jeśli znajdziecie mordercę Twego ojca, znajdziecie też wyniki jego badań. Dodatkowo będziecie w stanie tak nagłośnić sprawę, by winni tej zbrodni mogli zostać ukarani.
W odpowiednim czasie znowu się z Tobą skontaktuję. Pamiętaj, że prawda zawsze, prędzej czy później, wychodzi na jaw. Tylko od Ciebie zależy, czy pogodzisz się z tym, co się stało, czy też zrobisz wszystko, by wyjaśnić sprawę, ukarać sprawców oraz upublicznić badania Twego ojca.
Co do Kefasa… Jest profesjonalistą, a przede wszystkim jest osobą wierzącą. Potrafi usługiwać Bożą mocą. Uzdrawianie, cuda, uwolnienia… Przy rozwiązywaniu tej sprawy Boża moc, jak nigdy wcześniej, może być Ci potrzebna.
Serdecznie Cię pozdrawiam
<><
PS Pamiętaj, wiele rzeczy nie jest takimi, na jakie wyglądają…
Kefas przez chwilę siedział i wpatrywał się w list, który przed chwilą przeczytał.
– I co myślisz? – zapytała zniecierpliwiona dziewczyna.
– Domyślasz się, kto może być autorem tego listu? – odpowiedział jej pytaniem na pytanie.
– Nie.
– A jednak widać, że ta osoba zna ciebie i twego ojca…
– Wygląda na to, że i ciebie zna.
– Właśnie, i to mnie zastanawia – Kefas podrapał się po brodzie. – Wierzysz w to, co jest tu napisane? Że twój ojciec został zamordowany z powodu swoich badań, które zresztą zaginęły?
– Dopuszczam możliwość, że to prawda. Faktycznie wśród rzeczy ojca nie było nic związanego z jego badaniami. Ani sprzętu, ani notatek, a to do niego nie podobne. Zawsze notował, nagrywał, szkicował i robił zdjęcia. – Uśmiechnęła się smutno na myśl o ojcu, po czym zapytała: – Czy coś wydaje ci się podejrzane?
– Tylko to, że zamiast podpisu, autor używa chrześcijańskiego znaku ryby. Przynajmniej tak to dla mnie wygląda – odpowiedział.
Dziewczyna spojrzała na niego i szczerze wyznała:
– Nie ukrywam, że jesteś moją jedyną nadzieją. Będę ci bardzo wdzięczna, jeśli pomożesz mi rozwiązać tę sprawę. Tym bardziej, jeśli faktycznie uzdrawiasz i czynisz inne cudowne rzeczy…
– A właśnie. Co do tego… Obecnie nie uzdrawiam. Nie używam mocy.
– Zabrzmiało to trochę tak, jakbyś był rycerzem Jedi. – Oboje się uśmiechnęli, jednak Kefas szybko spoważniał.
– Widzisz, jakkolwiek by to nie zabrzmiało, nie używam mocy od czasu śmierci mojego przyjaciela. Modliłem się o uzdrowienie, gdy umierał na moich oczach, i nic się nie wydarzyło. Od tamtego czasu coś się we mnie zamknęło. Pomyślałem sobie, że skoro i tak nie mam na to wpływu, kiedy uzdrowienie zadziała, a kiedy nie, to po co ryzykować, robiąc sobie i przede wszystkim innym nadzieję na to, że może być lepiej.
Iza słuchała i obserwowała swojego rozmówcę. Wyczytała z jego twarzy ból i cierpienie. Wyznanie, które przed chwilą usłyszała, musiało go wiele kosztować – pomyślała.
– Ale skoro jesteś osobą wierzącą, przynajmniej według tego listu – wskazała dłonią na kartkę zapisanego papieru – to przecież nadzieja jest jedną z trzech najważniejszych rzeczy obok miłości i wiary. Czy można być chrześcijaninem bez nadziei?
Dobre pytanie – pomyślał i zaraz jej odpowiedział.
– To nie jest takie proste. Nie chodzi o to, że nie mam nadziei, ale o fakt, że nie chcę rozbudzać jej w innych osobach; przynajmniej w kwestii uzdrowienia. Ufam Bogu i mam z nim relację, ale postanowiłem, że już nigdy nie zawiodę żadnego człowieka, dając mu nadzieję i nie potrafiąc potem zrealizować tego, czego on oczekuje.
– Ale to w końcu Boża moc. To on działa – zauważyła Iza.
– W porządku! Skończmy ten temat – powiedział poddenerwowany Kefas.
Wcale nie był szczęśliwy z faktu, że przez jakąś nowo poznaną dziewczynę musi wracać do spraw tak bolesnych i delikatnych. A jednak w sercu słyszał ten cichy, łagodny głos. Pomóż jej. Wiedział, co powinien zrobić.
– Czyli co? Mogę liczyć na twoją pomoc czy nie? – dziewczyna zapytała nieco zbyt oficjalnie.
Kefas westchnął i odpowiedział:
– Możesz…ROZDZIAŁ 2
– Powiedz mi, proszę, nad czym pracował twój ojciec? – zapytał Kefas. – Chcę wiedzieć, z czym mam do czynienia. Muszę też opracować jakiś plan działania.
Dziewczyna szczerze się uśmiechnęła. Była zadowolona, że Kefas jej pomoże.
– Mój ojciec był kryptozoologiem. Zajmował się badaniem dinozaurów. Posiadał bardzo mocne dowody na to, że dinozaury istnieją do dziś i nie wyginęły. Zjeździł pół świata, aby tego dowieść. Szkocja, Wenezuela, Kamerun i wiele innych miejsc. Ostatnim było Kongo. – Dziewczyna na chwilę zwiesiła głowę. Łzy napłynęły jej do oczu na myśl o ojcu. Kefas to zauważył i nie zamierzał jej popędzać. Będzie kontynuowała, wtedy gdy sama będzie chciała – uznał w duchu.
– Chodzi o to, że Kongo było ostatnim miejscem, ponieważ na krótko przed śmiercią ojciec dzwonił do mnie cały podniecony i mówił, że znalazł niepodważalne dowody na istnienie dinozaurów. On je widział, filmował i robił zdjęcia. Kongo było… wisienką na torcie.
Kefas cały czas słuchał z uwagą. Teraz zabrał głos.
– Więc dlatego go zabili. Wielu ludziom i instytucjom nie jest na rękę, by dowody, jakie zebrał podczas swoich wieloletnich badań, ujrzały światło dzienne, ponieważ to przeczy teorii stworzenia oraz ewolucji. To też pokazuje, że Ziemia nie ma miliardów lat, jak wciskają nam naukowcy, ale ma kilka tysięcy lat, jak naucza Biblia.
– Nie jestem zbyt mocno praktykującą wierzącą, ale w to, co mówisz, jestem w stanie uwierzyć – Iza delikatnie się do niego uśmiechnęła.
– Czyli wiemy jedno: chcąc znaleźć mordercę twego ojca oraz odzyskać wyniki jego badań, musimy udać się do Konga, ostatniego miejsca gdzie przebywał…
*
Olaf cały czas słuchał, co mówił jego przełożony. Stary chodził nerwowo po pokoju, wygłaszając swój monolog.
– Po prostu coś z tym trzeba zrobić! Taki rozłam nikomu na dobre nie wyjdzie. Trzeba odzyskać dane. Wszystkie! Jeśli napotkasz jakikolwiek opór ze strony buntowników, to masz zielone światło, by ich zabić. Wolałbym oczywiście ich przesłuchać, ale najważniejsze są dane z badań i wyeliminowanie zagrożenia. Masz wolną rękę co do swoich działań. Musimy nad tym zapanować, póki jeszcze mamy szansę.
– Rozumiem. Kiedy wyruszam? – zapytał Olaf.
Stary nie odpowiedział. Skupił się na otwarciu małej paczki orzeszków solonych, ale nie najlepiej mu to wychodziło. Wreszcie pewnie chwycił palcami za dwa końce paczuszki i energicznie pociągnął. Orzeszki eksplodowały na cały pokój.
– W dupę! Pieprzone orzeszki! – krzyczał Stary. Olaf musiał się bardzo powstrzymywać, by nie wybuchnąć śmiechem, będąc świadkiem całej sytuacji.
– To o co pytałeś? – Stary był nieco poirytowany. W końcu jak można zaprojektować paczkę orzeszków w taki sposób? Na szczęście w szufladzie miał jeszcze snickersa.
– Pytałem, kiedy wyruszam na misję.
– Jutro o siedemnastej masz samolot z Poznania. Masz zarezerwowany tam hotel.
Chwilę później Olaf opuścił biuro szefa. Sytuacja w Organizacji nie była wesoła. Stary ma rację. Trzeba nad wszystkim zapanować. W końcu po to została powołana ich organizacja, aby panować nad przepływem do opinii publicznej właściwych informacji. Mieli je wychwytywać, sprawdzać oraz filtrować, a potem podejmować decyzję, co utajnić, a co nagłośnić i w jakim stopniu. Praca nie do końca wdzięczna, a już na pewno bezpieczna. A jednak Olaf czuł, że robi tu coś ważnego dla świata. Oczywiście z wieloma rzeczami dotyczącymi polityki firmy się nie zgadzał, ale w żadnej robocie nie jest idealnie. Przynajmniej tak to sobie starał tłumaczyć.
Wsiadł do swego ciemnozielonego opla i obrał kurs na Poznań.
*
Siedział przed komputerem w Watykanie i przeglądał jakieś dokumenty oraz zdjęcia. Wiedział, że od czasu wypowiedzenia kapłaństwa ma dwanaście godzin na opuszczenie swojego pokoju. Wtedy też dostęp do danych zostanie mu odebrany. Musiał więc dołożyć wszelkich starań, by jak najwięcej potrzebnych rzeczy wyszukać. Nawet kosztem snu i wypoczynku. Jeśli naprawdę chciał pomóc i przysłużyć się dobrej sprawie, musiał się poświęcić. Sprawa, nad którą pracował dla Watykanu, pochłonęła jeden rok życia. Dosłownie. Ale teraz najważniejsza dla niego była ochrona członka własnej rodziny.
Wziął do ręki telefon komórkowy i wystukał właściwy numer. Po trzecim sygnale połączenie zostało nawiązane.
– Cześć. To ja – zaczął ksiądz.
– Cześć. Akcja Watykan zakończona?
– Tak. Najpóźniej za kilka godzin zdobędę wszystkie informacje, jakich potrzebuję i niezwłocznie udam się na lotnisko – mówił lekko podekscytowanym tonem.
– To dobrze. Ja też się zjawię, ale najprawdopodobniej ty będziesz pierwszy, w związku z czym mam jedną prośbę…
– Proście, a będzie wam dane – odpowiedział ksiądz z lekkim rozbawieniem.
– Jak już dolecisz na miejsce, staraj się nie wychylać. Najlepiej będzie, jeśli nikt się nie dowie o twoim przybyciu.
– To w jaki sposób mam pomagać? – zapytał zawiedziony.
– W taki, by nikt o tobie nie wiedział. Jeśli coś się schrzani, to jesteś naszym asem w rękawie.
– W porządku – ksiądz dał się przekonać. – Kiedy mam znowu zadzwonić?
– Nie rób tego! To ja będę się z tobą kontaktować, kiedy ponad wszelką wątpliwość uznam, że to bezpieczne.
– W porządku.
– Zatem do zobaczenia na miejscu – powiedział rozmówca i gdy duchowny się z nim pożegnał, zakończył połączenie.
Zaczyna się – pomyślał ksiądz. W tym momencie na komputerze wyświetliły się dane, których szukał.
W porządku. Teraz miał komplet. Może spokojnie zacząć się pakować i szykować do drogi. W sumie to nawet lepiej, że nie będę korzystał z pokoju do ostatniej chwili – pomyślał. Jeśli wyjedzie prędzej, to nie wzbudzi niczyich podejrzeń. Spojrzał raz jeszcze na komputer i upewnił się, że nie zostawił żadnych śladów.
Następnie przystąpił do pakowania swoich rzeczy.
*
Kefas kończył planowanie zadania. Iza siedziała, cicho popijając letnią kawę. Nie chciała mu przeszkadzać, widząc, z jakim zaangażowaniem zabrał się do pracy.
Może jego bodźcem jest faktycznie upublicznienie prawdy? W końcu sam powiedział, że od kilku lat tym się zajmuje. Oczywiście poza pracą zawodową, ale jego firma kręci się praktycznie sama, więc ma wiele czasu na robienie tego, co go pasjonuje.
Naraz fakt, że odkrywanie prawdy może być czyjąś pasją, wydało się dziewczynie co najmniej dziwne. Jednak zaraz pomyślała o swoim ojcu. Przecież i on pragnął, aby prawda ujrzała światło dzienne. Doszła więc szybko do wniosku, że nic dziwnego jednak w tym nie ma.
– Skończyłem – tryumfalnie ogłosił Kefas.
– Super – odpowiedziała Iza i dostrzegła, że mężczyzna chce jeszcze coś powiedzieć.
– Tyle tylko, że to będzie kosztować – zaczął i zaraz dodał: – Nie chodzi tu oczywiście o mnie, tylko o podróż w obie strony, wizy, wypożyczenie sprzętu i takie tam.
– Pieniądze nie grają roli. Płacę za wszystko – odpowiedziała bez wahania dziewczyna.
Kim ona jest? – pomyślał Kefas. Przecież cała wyprawa może kosztować nawet pięćdziesiąt tysięcy złotych, o czym od razu ją poinformował. Na niej jednak nie zrobiło to specjalnie większego wrażenia.
– W porządku – odezwał się Kefas. – Skoro mamy zapewnione finansowanie, to mogę przedstawić ci nasz plan działania.
Dziewczyna kiwnęła głową. Jednocześnie spoglądając na niego, stwierdziła, że jest całkiem fajny. Wprawdzie wcale nie w jej typie – wolała umięśnionych i wysportowanych mężczyzn, a Kefas… No cóż, ale za to ma wiele innych zalet…
– Zarezerwowałem nam lot klasą ekonomiczną. Dziś wieczorem z Poznania do Warszawy. W Warszawie krótkie oczekiwanie i wylot do Francji. Tam godzinka z hakiem i lecimy do Brazzaville, stolicy Konga. Ze stolicy polecimy wewnętrznymi liniami kongijskimi do miasta Makoua, a stamtąd wynajmiemy awionetkę do miejscowości Epena. Zatrzymamy się w tym samym hotelu, co twój ojciec. Już dokonałem rezerwacji, ponieważ jest to warunek, byśmy mogli wykupić wizę na granicy. Bilety lotnicze, te międzynarodowe, mają otwarty powrót, gdyż nie wiadomo, ile czasu nam zejdzie.
Dziewczyna wyraźnie była zadowolona z tego planu. Spojrzała Kefasowi prosto w oczy, uśmiechnęła się i powiedziała.
– Jesteś kochany. Dziękuję, że mi pomagasz…
*
Gdy samolot wylądował na poznańskiej Ławicy, Magda od razu poszła zamówić taksówkę. Kiedy jechała do domu, rozmyślała o wszystkim. O swoim materiale zgromadzonym na Ukrainie, o kolesiu, który próbował w samolocie z nią flirtować, oraz o niespodziance, jaką z pewnością zrobi Kefasowi, zjawiając się miesiąc wcześniej. Tęskniła za nim bardzo, chociaż miała wrażenie, że od czasu gdy wyjechała, oddalili się nieco od siebie. Przez ostatnie dwa miesiąca, gdy mieli okazję rozmawiać przez Skype’a lub komórkę, nagle okazało się, że gadają o wszystkim i o niczym. Owszem mówili o swoich wzajemnych uczuciach, ale to już nie było to, co przed rokiem, gdy się poznali. Pierwsze miesiące były super, ale kiedy musiała wyjechać w delegację, była zmuszona zostawić Kefasa w bardzo trudnym dla niego czasie. Po śmierci Tomasza. Wprawdzie oboje z tego powodu byli przygnębieni, ale on dodatkowo cały czas obwiniał się o śmierć przyjaciela. I pewnie dalej się obwinia, bo chociaż starają się nie rozmawiać na te tematy, to Kefas nie jest już taki sam jak wcześniej. Poczucie winy siedzi w nim bardzo głęboko. Żal, że modlitwa o uzdrowienie nie została wysłuchana, gdy postrzelono Tomka.
Gdy dojechała do domu, szybko odświeżyła się pod prysznicem. Ubrała się w spódnicę do kolan i lekko obcisłą bluzkę, po czym wyszła z domu i pojechała do Szamotuł. Starą, zniszczoną hondę civic sprzedała. Teraz jeździła toyotą yaris. Lubiła ten samochód. Włączyła radio i jechała, słuchając muzyki.
*
Alan od zawsze posiadał cechy przywódcze, ale dopiero od niedawna miał okazję w pełni wykorzystać swój potencjał. W poprzedniej pracy nikt go nie doceniał i nie liczył się z jego zdaniem. To frustrujące chodzić do pracy, którą z jednej strony się lubi, ale z drugiej strony nie można się w niej rozwijać. Alan miał wiele pomysłów, ale nikogo to nie obchodziło. Wiedział, jak usprawnić pracę firmy. Wiedział, co należy zrobić, aby osiągać jeszcze lepsze wyniki. To jednak wymagało od szefostwa świeżego spojrzenia oraz wprowadzenia pewnej reorganizacji w firmie. Nie chcieli o tym słyszeć. Zaślepieni głupcy! Zawsze najmądrzejsi. Dlatego Alan musiał wziąć sprawy w swoje ręce. Na początku prowadził podwójną grę. Pracował normalnie, ale po godzinach robił wszystko po swojemu. Wreszcie, gdy kierownictwo go przejrzało, postawiono mu konkretne ultimatum. Albo obie strony zapomną o wszystkim i Alan będzie znowu pracował, jak należy, albo straci on wszystko, począwszy od rzeczy materialnych, a kończąc na życiu. To było dla niego znakiem. Teraz albo nigdy – pomyślał. Odszedł, nie mówiąc nic kierownictwu. W dodatku pociągnął za sobą ośmiu innych pracowników.
Wystukał numer na ekranie smartfona i po chwili usłyszał znajomy głos.
– Witaj! Wszystko załatwiłeś?
– Tak jest, szefie.
– Świetnie. Dopilnuj, by każdy prawidłowo wykonał swoje zadanie. – Alan był zadowolony. Wszystko było tak, jak być powinno.
– Tak jest – odpowiedział rozmówca, po czym Alan się rozłączył.
*
– …więc wychodzi dwanaście godzin od wylotu z Poznania do Brazzaville – kończył oznajmiającym tonem Kefas.
Iza była pod wrażeniem tego, jak bardzo mężczyzna stojący przed nią zaangażował się w sprawę oraz jak dobrze potrafi wszystko zaplanować.
– Dobrze. Kiedy wychodzimy? – zapytała.
– Jeśli chcemy zdążyć, to za chwilę – odpowiedział Kefas i zaczął się pakować, pamiętając o Biblii, paszporcie i wydrukach z komputera. To na nich są mapy, adresy i plany. Wszystko upchnął w duży plecak. Następnie podjechali do galerii handlowej, by Iza zrobiła zakupy dla siebie. Wreszcie wyjechali jego samochodem do Poznania. Najpierw przybyli do prywatnego laboratorium zaszczepić się przeciwko żółtej febrze, gdyż zgodnie z prawem jest to warunek wjazdu do Republiki Konga, a następnie udali się na lotnisko Ławica. Zostawili samochód na płatnym parkingu i poszli na swój samolot.
więcej..