Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • nowość

Po północy - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
1 grudnia 2025
10,10
1010 pkt
punktów Virtualo

Po północy - ebook

książka przeznaczona jest dla osób pełnoletnich (18+) „Nie będę was przekonywać na siłę do przeczytania książki. Każdy z nas ma: inne oczekiwania, odmienne poglądy, inaczej przeżywa swoje emocje. To wszystko znajdziecie właśnie w tej książce oczami i sercem autora. W książce, która poprowadzi was w nieznane w najgłębsze zakamarki tajemnic życia i duszy. Książka warta przeczytania dla tych, którzy lubią czytać”. Sabina Bochenek „Czy dobrze znasz sąsiadów?…” Anna Szemiel

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8440-052-4
Rozmiar pliku: 710 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp

Szczęśliwe życie Joanny we Francji, tak jak szybko się zaczęło, tak i szybko się skończyło. Nie trwało nawet jednej dekady. Bo cóż to jest siedem lat? Tak więc jej małżeństwo nie trwało długo. Po śmierci Johna, mężczyzny swojego życia, i córki Kamili wszystko straciło dla niej sens. Wypadek samochodowy, w którym zginęli najbliżsi, wywrócił jej życie do góry nogami i sprawił, że zawalił się jej cały świat. Kobieta straciła grunt pod nogami, a po ceremonii pogrzebowej o mało nie popełniła samobójstwa, zażywając duże ilości proszków uspokajających, które popiła dużą ilością wysokoprocentowego alkoholu. Bliskie otoczenie — Emma, ciotka i wierny prawnik — miało sobie za złe, że po pogrzebie pozostawiło ją samą sobie w mieszkaniu. Jej pewność siebie i spokój ducha skrywały za woalką depresję i wewnętrzne, całkowite rozbicie w kawałki. Jej twardy charakter, upór i niemalże rysowana na twarzy obojętność zwiodły wszystkich. Nic nie wskazywało na to, żeby kobieta chciała zakończyć swoje życie. Zachowywała się jak do tej pory, tyle że z etykietą wdowy, tak jak powinna się była zachowywać. Aż strach pomyśleć, co by się stało, gdyby nie niepokój i natychmiastowa reakcja Emmy. Pasierbica piorunem zareagowała, kiedy macocha nie odebrała od niej kolejnego połączenia. Zaniepokojona, raz-dwa wsiadła do samochodu i jak najszybciej pojawiła się u niej. Miała szczęście, że nie zapomniała zapasowego klucza od mieszkania rodziców, który nosiła w torebce. Zawsze miała go przy sobie i pilnowała jak wierny stróż.

Nowy związek ojca Emmy kwitł i nowożeńcy potrzebowali dla siebie nowej przestrzeni. Dom trochę przytłaczał ojca wspomnieniami, dlatego kiedy nowożeńcy się wyprowadzili, Emma stała się jedynym jego mieszkańcem. Lubiła patrzeć na wszystkie rzeczy zaczepione na ścianie przez swoją matkę, której ciepła od dłuższego czasu jej brakowało. Nigdy nie myślała o wyprowadzce z rodzinnego domu, bo to tak, jakby zostawić rodzicielkę na zawsze. Pamiątki bardzo ją przybliżały do cudownych wspomnień z dzieciństwa.

Gdyby tego feralnego dnia Emma zapomniała klucza i zawróciła do domu, byłoby za późno — za późno na wszystko, na cokolwiek i opłakiwałaby już nie tylko ojca i siostrę, ale i macochę.

Joanna zaraz po pogrzebie przeszła załamanie nerwowe i osiem miesięcy spędziła w zakładzie zamkniętym. Była to dokładnie ta sama placówka, w której dawno temu t6yprzebywała znajoma ciotki, pani Natasza. Po wyjściu ze szpitala dojrzałej kobiecie wcale nie było lepiej. Przepisane środki ją otępiały i rozluźniały. Choć nie zagoiły bolesnych ran, to sprawiały, że w nocy mogła spokojnie spać. Góry, miasto, myśli o uliczkach, którymi spacerowała z rodziną i wspólni znajomi, przytłaczały ją do tego stopnia, że zamierzała wrócić na stałe do Polski. Zaraz po wyjściu ze szpitala czterdziestokilkuletnia kobieta ruszyła na lotnisko z niewielką torbą. Nie wróciła do mieszkania i pracy, czego najchętniej życzyłaby sobie pasierbica, pilnująca rodzinnego interesu. Emma chciała ją wesprzeć na swój sposób, a jeszcze bardziej potrzebowała wsparcia macochy w firmie. Jednak kobieta dotkliwie doświadczona przez los wycofała się z życia zawodowego, czego całkowicie nie mogła zrozumieć Emma. Widok młodej kobiety w czasie odwiedzin w klinice bardzo Joannę przytłaczał, bo jej twarz to wypisz wymaluj zmarły małżonek. Do uwitego wspólnego gniazdka radosnych wspomnień Joanna bała się wracać. Emma z początku nie mogła zrozumieć: ucieczki macochy przed światem, który kiedyś tworzyła z Johnem, i braku jej zainteresowania ważnymi sprawami firmy. Młoda kobieta czuła się odrzucona, co z trudem, ale jednak z czasem zrozumiała. Szczerze to Joannę nic nie obchodziły pieniądze, straty czy zyski. Nadal cierpiała, miała żal i nie chciała wracać w miejsca, które przypominały jej o zmarłych. Zdecydowanie jeszcze nie była gotowa do powrotu do pracy i zarządzania firmą. Emma jako jej wspólnik po śmierci ojca dbała o rozwój i finanse przedsiębiorstwa. Dziewczyna mimo młodego wieku i krótkiego stażu radziła sobie nieźle. Kto jak kto, ale ona umiała znaleźć odpowiednich ludzi na stanowiska, aby wszystko się kręciło i układało. Kiedy Joanna trafiła do szpitala, Emma zatrudniła dwóch doświadczonych pracowników do pomocy i tej swojej decyzji nigdy nie żałowała. Kiedy macocha zakomunikowała telefonicznie, że wyjeżdża do Polski, Emma poczuła, że ruch, który wykonała, był właściwy i że dobrze zrobiła, że ma obecnie pomocników. Chciała, żeby Joanna odzyskała siły i była szczęśliwa. O ile po tak wielkiej stracie można jeszcze kiedykolwiek być szczęśliwym.Powrót do kraju

Samolot wylądował w Polsce na lotnisku Chopina o godzinie dziewiątej trzydzieści. Joanna, tylko z niewielką torbą, wyszła z terminala i zaraz wsiadła do nadjeżdżającego autobusu. Miała szczęście. O mały włos by się spóźniła na ten kurs, a na kolejny musiałaby czekać pięć godzin. Zapewne pół dnia spędzone w Warszawie nie byłoby dla niej przyjemne. W sumie zdążyłaby się przebrać w coś świeżego i zjeść w pobliskiej restauracji, a może wynajęłaby pokój na noc w hotelu i pojechała dopiero jutro? Na pewno zdjęłaby zniszczoną i pomiętą odzież, która drażniła ją po tym, jak w samolocie została oblana napojem pewnego niewysokiego pana. Plama z miąższu pomarańczy, zapierana w toalecie samolotu, jeszcze nie zdążyła wyschnąć i była na tyle widoczna, że nie sposób uniknąć spojrzeń przypadkowych przechodniów. Tak czy siak, Joanna zdążyła na autobus.

Bagaż kobiety był skromny. W torbie mieściły się jedynie dokumenty i kilka nowych, modnych strojów w kolorze czarnym. Nie zabrała ze sobą nic starego i żadnych kolorowych ubrań. Miała na sobie czarny kostium — jak na wdowę przystało. Długie włosy swobodnie zwisały jej na ramionach, a dopasowane okulary, które zakładała głównie do czytania, ani na chwilę nie przesunęły się z jej nosa, były bardzo dobrze dopasowane i podkreślały jej urok osobisty. Nie zdążyła ich ściągnąć, schować do etui i włożyć do torby. Siedząc na tylnym siedzeniu, całą drogę rozmyślała o swoim nowym domu na wzgórzu, w zakupie którego pomógł jej znajomy adwokat. Wykończenie i umeblowanie zleciła deweloperowi. Właśnie tym przez ostatnie miesiące pobytu w klinice była cały czas zajęta i rzadko opuszczała swój pokój, godzinami przesiadując przed komputerem. Wybór materiałów na podłogi i ściany był dla niej trudny. Kiedy już podjęła decyzję, zaczęła się wahać w kwestii mebli kuchennych. Teraz miała wątpliwości, czy wszystko będzie do siebie dobrze pasowało. Czarny, błyszczący segment kuchenny i marmurkowy, jasny blat oraz drewniana, szara, sosnowa podłoga nie za bardzo współgrały w jej myślach. Nie mogła doczekać się chwili, kiedy stanie w swojej kuchni i obejrzy ją w rzeczywistości. Ustaliła z deweloperem, że przed odebraniem kluczy oceni, czy prace nie wymagają poprawek. Nie dawała jej spokoju myśl, że kuchnia będzie strasznie ponura i ciemna. Nie zdążyła nawet wspomnieć o zmarłym, kochanym mężu i córce, a już jej podróż autobusem dobiegła końca. Przesiadła się do taryfy, którą zajechała w zaledwie dziesięć minut na osiedle na wzgórzu. Jej nowy dom znajdował się siedem kilometrów od niedużego miasteczka.

Auto zatrzymało się przed bramą wjazdową na strzeżonym osiedlu domów jednorodzinnych. Osiedle posiadało dwie bramy, jedną z przodu od ruchliwej drogi, i drugą z tyłu, od drogi wewnętrznej, jeszcze nieutwardzonej. Dodatkowo owo osiedle było ogrodzone wysokim murem. Joanna, patrząc na jego pokaźne rozmiary, zastanawiała się, czy okala całą, wielką posesję. Zdawało jej się to nierealne, ponieważ na osiedlu było dwadzieścia domów na działkach do tysiąca metrów kwadratowych, co świadczyłoby o sporym wydatku na takie ogrodzenie.

Siedząc na tylnej kanapie auta, wyjęła telefon i wybrała numer do dewelopera. Za pierwszym razem nie udało się jej połączyć. Dopiero za drugim połączenie zostało odebrane.

— Słucham — odezwał się zmęczony, starszy, męski głos.

— Byliśmy umówieni. Stoję przed bramą wjazdową, czy może ktoś mi ją otworzyć? — zapytała uprzejmie Joanna.

— Zaraz zadzwonię do pracownika, który jest w środku i kończy prace w ogrodzie.

— To jeszcze nie są skończone? — odezwała się oburzona Joanna.

— Przepraszam, ale mieliśmy niewielkie trudności i dopiero teraz udało się nam zakończyć wszystkie prace. Porozmawiamy, jak będę na miejscu. Za pół godziny dojadę — wyjaśnił i w pośpiechu się rozłączył, na wszelki wypadek, żeby nie słuchać narzekania rozmówczyni.

Brama elektroniczna została otwarta i taryfa wjechała na osiedle. Kierowca jechał wolno, ostrożnie wymijał nowe nieruchomości. Joanna, zmęczona podróżą, z zaciekawieniem oglądała przez okno domy i posesje. Wszystkie budynki były jednakowe, niczym się od siebie nie różniły. Gdyby nie numeracja, nie wiedziałaby, który dom należy do niej.

Na każdym w tych samych miejscach znajdowały się elementy w kolorach jasnego i ciemnego brązu i bieli. Gdyby nie oznaczenia numeryczne z przodu każdego budynku, to Joanna z kierowcą by się zagubili. Na osiedlu było dwadzieścia takich samych domów, na działkach od sześciuset do tysiąca metrów kwadratowych. Samochód, jadący niespiesznie po kostce brukowej, podjechał i zatrzymał się wreszcie pod wskazanym adresem. Joanna rozliczyła się z kierowcą i wysiadła, a auto zawróciło w drogę powrotną. Taryfiarz nie miał problemu z wyjazdem z osiedla, bo brama w dalszym ciągu była otwarta. Kobieta z bagażem w ręce ruszyła w kierunku furtki. Pas zieleni przy chodniku na drodze wewnętrznej przed ogrodzeniami wszystkich posesji zasadzony był zieloną trawą, krzewami i kolorowymi kwiatami. Letnie powietrze pachniało bzem, a do tego trele ptactwa zza osiedlowego ogrodzenia umilały kobiecie spacer do wejścia na swoją posesję. W sąsiednim budynku Joanna zauważyła na schodach wysoką, szczupłą, dużo od niej młodszą brunetkę w okularach przeciwsłonecznych i w beżowym, obcisłym kostiumie sportowym. Kobieta podlewała rośliny stojące w cieniu w doniczkach. Były to pelargonie, petunie i róże. Widząc, jak Joanna otwiera furtkę, najpierw skinieniem głowy szczupła kobieta przywitała się z nią i zanim powróciła do pielęgnacji roślin, krzyknęła do niej:

— Witam sąsiadkę!

— Dzień dobry — odpowiedziała z uśmiechem Joanna, zaciekawiona nową znajomą.

— Piękna pogoda i kwiaty pięknie u mnie rosną — zaraz dorzuciła sąsiadka, chwaląc się swoimi okazale kwitnącymi roślinami.

— No tak, piękna — potwierdziła, a później zaproponowała: — Może napijemy się razem kawy? Gdy wypowiedziała te słowa, szybko zrozumiała, że to błąd, bo jest zmęczona, a w domu czeka ją wielka niewiadoma.

— Przy okazji z miłą chęcią, ale nie dzisiaj. Może jutro? — zaproponowała szczupła brunetka. Joanna przytaknęła jej, zadowolona, że spotkanie nie odbędzie się dzisiaj. Joanna puściła furtkę do przodu, a kobieta zaraz wróciła do roślin.

Nowa właścicielka z rozczarowaniem przeszła przez bramkę, robiąc grymas na twarzy. Jej posesja była jeszcze niezagospodarowana, a wielki pojemnik świecił śmieciami po robotnikach i materiałach budowlanych. Nie tak to sobie wyobrażała. Myślała, że po remoncie nie będzie już śladu, a tymczasem duży, metalowy pojemnik wskazywał, że remont jeszcze trwa. Na widok bałaganu wzięła głęboki wdech, bo jej posesja była nieuprzątnięta. Wyprostowana, zbliżyła się do drzwi wejściowych. Zapukała i zaraz otworzył je pan w lekko ubrudzonym uniformie roboczym.

— Dzień dobry, właścicielko — przywitał się ukłonem, wpuszczając ją do środka.

— Dzień dobry — odpowiedziała Joanna, lekko zdenerwowana. Nie spodziewała się takiego bałaganu przed domem, a już na pewno nie obcych ludzi w środku.

— Właśnie skończyłem. Może pani sprawdzić — oznajmił, wskazując miejsce, gdzie ma przejść.

— Dobrze, niech to zobaczę — odparła, zostawiając bagaż na podłodze za drzwiami. W butach przeszła w głąb

domu. Szła wolno, a mężczyzna za nią.

— Do werandy prosto — zakomunikował majster, nie spuszczając wzroku z jej pośladków w czarnym, obcisłym stroju. Na wysokiej szpilce wyglądała zjawiskowo. Kobieta powolnym krokiem przechodziła przez salon z aneksem kuchennym i była pod wielkim wrażeniem, jak jest pięknie. Nie spodziewała się, że meble i kolory się ze sobą zgrają. Na chwilę zatrzymała się przy stole w jadalni, rozejrzała się, podekscytowana, i zaraz ruszyła dalej. Mężczyzna szedł za nią.

Właścicielka domu wyszła wreszcie na werandę, zamykając za sobą przesuwane drzwi, a robotnik cofnął się i usiadł w jadalni za stołem. Wyciągnął z kieszeni kanapkę i, spokojnie ją konsumując, czekał na powrót i komentarze właścicielki.

Cóż za przepiękny widok roztaczał się przed kobietą! Zaraz za siatką, niedaleko przebiegała ścieżka. Za ścieżką kołysały się wysokie, bujne trawy poruszane lekkim, letnim wiatrem. Daleko od siebie, w pasie ogrodzenia, stało kilka starych drzew, a w oddali, w tle zapierał dech w piersiach widok zielonego wzgórza. Tak, wzgórze było cudowne. Wzgórze zdawało się nie mieć końca, a jego szczyt sprawiał wrażenie, że jest blisko słońca. Joanna, patrząc na krajobraz, poczuła się lekka, zwiewna jak ptak, a za moment — jak traper w najwyższych górach na świecie.

Trele ptactwa i szum lekko trącanej wiatrem trawy sprawiły, że zapadła w głęboki relaks. To cudowne miejsce było czymś wymarzonym. Na chwilę zamknęła oczy, a za moment je otworzyła, aby upewnić się, że nie śni. Na ponowny widok wzgórza uśmiechnęła się szeroko do słońca, pokazując pełne uzębienie. Wzrok zaraz spuściła z przepięknego zakątka i błądziła nim teraz na wprost po okolicy. Przyglądała się dokładnie siatce i uświadomiła sobie, że murowane ogrodzenie znajduje się tylko w obrębie głównej drogi. Jej wzrok zaraz powędrował za lecącym wysoko po niebie ptakiem w prawo i tak swoją obserwację skierowała na sąsiednią działkę. Zniżając głowę, zobaczyła płot z gęstymi żerdziami. Ograniczał on kobiecie pole widzenia tuż za nim, przez co wzbudzał ciekawość. Kobieta zastanawiała się, jakie u sąsiadów za płotem rosną rośliny i gdyby nie była zmęczona podróżą, na pewno by to w tej chwili sprawdziła, chodząc po swojej posesji w koło. Przed budynkiem sąsiadów w dali było widać posadzone drzewa i krzewy. Wróciła wzrokiem na swoją działkę, na werandę i dostrzegła skrzynię, która przypominała siedzisko, a przy niej — duży stolik. W myślach dekorowała skrzynię kolorowym materacem i poduszkami. Stwierdziła, że musi jak najszybciej kupić coś na ten mebel, wtedy będzie mogła posiedzieć w tym przyjemnym miejscu. Odwróciła się w lewo. Z lewej strony za płotem przebiegała polna droga, a tuż za nią –kolejny płot i kolejny dom w oddali. Spojrzała na swój ogród — widziała, że jest w miarę uporządkowany. Na trawniku nie fruwały śmieci, nie było żadnego bałaganu, inaczej niż od frontu. Postanowiła, że jutro na werandzie wypije kawę z sąsiadką i szybko usiadła na skrzyni, aby sprawdzić, czy się nie kiwa. Jak się okazało, była solidnie zrobiona, tak samo i stół. Wróciła do środka i wtedy stanął przed nią deweloper. Na werandzie nie słyszała pukania do drzwi ani dzwonka, dlatego na jego widok była lekko zmieszana. Sprzedawca wyjął z aktówki dokumenty i, kładąc je przed Joanną na stole w jadalni, zapytał:

— Obejrzała już pani dom? ­– A na jej przytaknięcie zadał kolejne: — Są jakieś uwagi?

— Nie mam żadnych. Odnośnie do domu, wszystko jest w porządku, tylko ten kontener śmieci przed wejściem…

— Jutro go wywieziemy i zamieciemy posesję — obiecał.

— Wolę mieć to na piśmie — oznajmiła, robiąc posępną minę z powodu rozczarowania.

Mężczyzna wyjął długopis, napisał coś na kartce, a później wręczył ją pani domu. Joanna przeczytała treść, a po zapoznaniu się z nią złożyła w odpowiednim miejscu swój podpis.

— To na nas już pora. Żegnam panią. Chodź, Edward! — ukłonił się i skierował do wyjścia, ponaglając swojego pracownika, żeby ten się nie ociągał z opuszczeniem cudzego domu i nie panoszył przy stole.

— Szefie, ale ja mam jeszcze przerwę — oświadczył robotnik budowlany, pakując do torby z narzędziami do połowy zjedzoną bagietkę, posmarowaną masłem i wypełnioną szynką konserwową, gotowanym jajkiem i ogórkiem konserwowym.

— Odbierzesz na budowie — odpowiedział. Chwilę zaczekał na pracownika i obaj wyszli.

Joanna przekręciła za nimi klucz w drzwiach. Podniosła torbę podróżną z podłogi i zaniosła ją na górę. Schody były bardzo szerokie, a stopnie na nich — niskie. Wchodziło się po nich bardzo wygodnie. Na piętrze skierowała swoje kroki na wprost otwartych drzwi. Pomieszczenie okazało się trzydziestometrową sypialnią. Kobieta ściągnęła szpilki i sukienkę, którą zawiesiła na ramie łóżka. Później z torby wyjęła czarny top i spodenki do spania. Tylko to zabrała ze sobą i w tym stroju było jej wygodnie. Przebrana w luźny zestaw, na bosaka, wzięła się za rozpakowywanie pudeł. Nie schodziła na dół. Planowała uprzątnąć najpierw sypialnie. Zanim jednak otworzyła pierwsze z pudeł, stojące w sypialni zaraz za drzwiami, zamówiła zakupy spożywcze z dowozem. Później zawartość kartonów zniknęła w szafach. Pościel, kołdrę i materac rozpakowała z folii i rozłożyła na łożu, a później ulokowała na nim poduszki, dzięki czemu mebel wyglądał bosko. Chciała się położyć, ale pozostawiona przy ścianie skromna torba podróżna wymagała rozpakowania. W pośpiechu wypakowała swoje rzeczy i widząc, że zabrała ze sobą tylko dwa ręczniki, stwierdziła, że musi dokupić ich więcej. Położyła je w łazience na pralce. Łazienka w kolorze jasnego beżu świeciła świeżością, bo na jednej ze ścian znać było jeszcze mokrą fugę. W łazience było czysto, w powietrzu unosił się przyjemny, kwiatowy zapach detergentu. Na drzwiczkach od prysznica zaczepiona była naklejka, którą zerwała i wyrzuciła do kosza. Zachwycona nienagannym wyglądem pomieszczenia, wróciła do sypialni i, siedząc na łóżku, zaplanowała wybrać się na zakupy z samego rana w dniu jutrzejszym. Tak, żeby zdążyć przed odwiedzinami sąsiadki. Chwilę odpoczęła na łożu, a kiedy z niego wstała, uprzątnęła niepotrzebne opakowania. Kartony i folie wyniosła do wypchanego po brzegi kontenera. Ledwo umieściła w nim to wszystko, co miała do wyrzucenia.

Wróciła do domu. Chciała umyć podłogę zestawem, który po rozpakowaniu trafił na korytarz, ale rozległ się sygnał wideofonu, dlatego zmieniła decyzję. Na moment zostawiła swoje porządki na później. Podeszła do drzwi i zobaczyła na monitorze przed bramką kuriera. Przypomniała sobie, że zamówiła zakupy. Do tej pory, zajęta porządkami w domu, nie czuła głodu. Przyjrzała się dokładnie obrazowi na małym ekranie urządzenia zamontowanego estetycznie w ścianie z kostką klinkierową. To, co się tam wyświetlało, powalało ją z nóg. Obraz był bardzo dokładny, wyraźny i obejmował swoim zasięgiem duży obszar. Mogła przyciskiem oddalać i przybliżać konkretny, interesujący ją punkt. Zewnętrzna kamera wyświetlająca aktualny film zawieszona była wysoko na lampie przed budynkiem mieszkalnym. Kiedy skończyła zabawę przyciskiem, podekscytowana widokiem swojej posiadłości, wpuściła dostawcę do środka i odebrała od niego cztery reklamówki. Wręczyła mu pokaźny napiwek i zaraz zamknęła za nim drzwi. Miała rozpakować torby, ale odezwał się jej telefon komórkowy. Usłyszała znajomy sygnał. Podniosła aparat ze stołu w jadalni i przeczytała SMS od Emmy z wiadomością „Odezwij się, jak będziesz na miejscu”. _— Kochany dzieciak —_ westchnęła, odkładając go na blat kuchenny. Zaraz po wypakowaniu zakupów do niej oddzwoniła.

— Słucham — odezwała się Emma po drugim sygnale.

— Dojechałam. Od trzech godzin jestem na miejscu — zakomunikowała Joanna, słysząc głos pasierbicy.

— To dobrze — odparła. — A powiedz mi, jak tam twój dom? Jesteś zadowolona czy nie? — dodała zainteresowana.

— Były opóźnienia i dopiero skończono prace. W dodatku ten bałagan na podwórzu i kontener pełny śmieci… Na szczęście jutro zrobią z tym porządek i da się tutaj całkiem przyjemnie mieszkać — odpowiedziała Joanna, wypuszczając z siebie powietrze, jakby uszło z niej jak z dmuchanej lalki.

— Nie boisz się mieszkać tak daleko od miasta? — zapytała szczerze zmartwiona Emma.

— Nie. Tu mam ciszę i spokój, a do tego przepiękne widoki za oknami — odpowiedziała i zaraz dodała: — Mów, co w firmie!

— Dobrze — odpowiedziała krótko, zdziwiona, że pyta o firmę, bo unikała tego tematu, jak tylko mogła. Zresztą unikała wszystkiego, co przypominało jej o zmarłym mężu i dziecku. — Co zamierzasz tam robić? — zapytała.

— Najpierw udekoruję trochę to miejsce, a później… no nie wiem… Może napiszę książkę?

Nie wiadomo dlaczego w jej głowie pojawiła się ta myśl — o pisaniu. Nigdy nic nie napisała i raczej tego nie lubiła. W każdym razie to nie było zajęcie dla niej. O nie, na pewno to nie dla niej.

— Książkę? — zapytała z niedowierzaniem Emma z sarkastycznym śmiechem.

— Tylko żartowałam — zaśmiała się głośno w słuchawkę. — Tu mam dobry zasięg — powiedziała już całkiem poważnie i kontynuowała:– Sprawdzałam, komputer działa szybko. Mogę przecież pracować zdalnie w firmie, oczywiście jeżeli nie miałabyś nic przeciwko temu — zadeklarowała.

— Ależ oczywiście, że nie ma przeszkód. Możesz pracować zdalnie, ale na miejscu, w razie potrzeby pilnych spotkań, musi Cię ktoś reprezentować — powiedziała zaskoczona jej wypowiedzią.

— To da się załatwić. Nasz prawnik, to znaczy mój i … — bała się wypowiedzieć na głos imię byłego męża i zrobiła pauzę — się tym zajmie — dokończyła po przerwie, zdławionym głosem. — Zaraz go o tym poinformuję. Gdyby się nie zgodził, coś wymyślę i dam znać — kontynuowała nieco pewniejsza siebie.

— Dobrze. A przesłać ci raport z zakupu materiałów? Dobrze byłoby, żeby ktoś go przejrzał. No oczywiście… jeżeli masz czas. Może trzeba zmienić dostawców?

— Dobrze, prześlij. Przyjrzę się wydatkom, wszystko przeanalizuję i dam ci znać — oświadczyła.

— No to zaraz wysyłam email. Jesteśmy w kontakcie. Pa.

— Pa — odpowiedziała Emmie i odłożyła telefon.

Była godzina szesnasta trzydzieści, kiedy to Joanna siedziała w jadalni przy stole i kończyła swój pierwszy posiłek w nowym domu. A było to spaghetti bolognese. Obiad po podgrzaniu wystarczy jej i na jutrzejszy dzień. Porcja wylądowała na patelni w lodówce. Po umyciu naczyń poszła na piętro do sypialni, gdzie siadając wygodnie u wezgłowia łóżka, przysunęła do siebie laptopa na mobilnym stoliku. Włączyła go i przejrzała pocztę. Skopiowała na pulpit plik wysłany przez Emmę i wyłączyła komputer. Znudzona brakiem zajęcia w uporządkowanym już przez nią własnym gniazdku, po godzinie siedemnastej zapragnęła wyjść z domu i rozejrzeć się za poduszkami na swój taras. Postanowiła, że pojedzie do miasta, zrobi zakupy, zje kolację i dopiero wróci do domu. Przygotowywała się do wyjścia. Nałożyła na siebie obcisłą sukienkę do kolan na cienkich ramiączkach. Oczywiście sukienka była w kolorze głębokiej czerni. Na nogi założyła czarne szpilki. Stojąc w przejściu przy lustrze, długie blond włosy związała w kucyk czarną, grubą, aksamitną gumką i jedynie usta pomalowała szminką w kolorze krwistej czerwieni. Poprawiła czarnym tuszem gęste, długie rzęsy i wrzuciła go do czarnej, skórzanej torebki z najnowszej kolekcji znanej światowej marki. Uwielbiała tę markę tak samo jak jabłka, których nigdy nie miała dosyć, więc zawsze ten owoc musiał znaleźć się w miseczce w kuchni. Wybrała się taksówką do centrum handlowego. Zaszalała, kupując kolorowe ubrania. Sama nie wiedziała, dlaczego nastąpiła taka raptowna zmiana w jej kolorystyce i wyglądzie, ale przymierzywszy różne sukienki i inne ubrania, nie wybrała nic z dotychczasowych, ciemnych kolorów. Zmiana z klasycznej czerni i bieli ją zaskoczyła. Czyżby przeprowadzka ją odmieniła? Dwie torby nowych ciuchów, jak stwierdziła, na początek jej wystarczą. W jednej z knajpek o godzinie dziewiętnastej zjadła sałatkę i wypiła lampkę wina, a później torby włożyła do wózka i zaczęła rozglądać się po supermarkecie. Reklamówki z zakupami i torbami zajmowały cały wózek. Wypchała go powoli na zewnątrz centrum handlowego i dopiero będąc na postoju, zadzwoniła po taxi. Długo nie czekała na auto. Uprzejmy kierowca wysiadł i z rozmachem zapakował do bagażnika wszystko to, co znajdowało się w wózku.

Joanna — pewna, że wszystkie zakupy znalazły się w bagażniku — odstawiła na miejsce wózek zakupowy i przypięła go klamrą do reszty. Wsiadała spokojnie do auta na przednie siedzenie, posyłając wymuszony uśmiech w stronę kierowcy. Była bardzo zmęczona i nie miała ochoty na dyskusję z mężczyzną, który doskonale wyczuwał niechęć od klientki, więc całą drogę jechali w milczeniu. Kiedy wróciła do domu, mimo senności i bólu stóp wyszła na taras. Ściągnęła szpilki, wzięła głęboki oddech, rozejrzała się wkoło. Przez piękną, ciepłą i gwieździstą noc zapragnęła właśnie teraz udekorować trochę werandę. Na skrzyni, która służyła za siedzisko, znalazł się materac i zaraz z domu przyniosła zakupione razem z materacem poduszki. Położyła je na oparciu i na ich widok westchnęła:

— No i teraz jest tu bardzo ładnie.

Wróciła do mieszkania tylko na moment — po butelkę czerwonego, wytrawnego wina i kieliszek. Małymi łyczkami opróżniła połowę zawartości kieliszka, kiedy to zaczepił ją dobiegający z boku męski głos.

— Dobry wieczór, sąsiadko — Usłyszała ciepły, serdeczny ton. Joanna od razu się odwróciła i zobaczyła postać w ciemni, a raczej cień dobrze zbudowanej, nieokreślonej postaci.

— Dobry wieczór — odpowiedziała miłemu pana, chociaż była zaskoczona zaczepką i ze zmęczenia nie wstała od stołu. Nie miała zamiaru podejść i przyjrzeć się dokładnie mężczyźnie. W jej głowie zapalała się lampka sygnalizująca, że mężczyzna może być mężem niedawno poznanej, eleganckiej, ślicznej kobiety.

Joanna — zdaniem miłego nieznajomego — w dobrze oświetlonym miejscu (dzięki salonowemu oknu) wyglądała atrakcyjnie w obcisłej sukience. Jej szczupła, zgrabna figura przykuła uwagę mężczyzny, dlatego kontynuował rozmowę, której zdecydowanie nie chciał szybko zakończyć:

— A co to za okazję świętują sąsiedzi?

— Raczej sąsiadka, bo jestem tutaj, jak widać, sama — podkreśliła wyraz „sama” i zaraz dodała: — Świętuję, sąsiedzie, pierwszy wieczór w swoim nowym domu.

Nie wierzył jej, że jest samotna. Po krótkiej pauzie zaczepił ją znowu:

— Można się przyłączyć? — odważył się zapytać, chociaż miał wątpliwości co do jej odpowiedzi. Uważał, że może jest samotna, ale z pewnością na kogoś może teraz czekać. Poza tym miał dość rozmowy podniesionym głosem zza ogrodzenia. Nie chciał, żeby słyszał ich ktokolwiek z okolicznych mieszkańców.

— A dlaczego by nie? — odpowiedziała, zaskoczona. Mimo zmęczenia było jej wszystko jedno, czy sąsiedzi przyjdą teraz, czy może jutro będą u niej na kawie.

— To tylko odłożę narzędzia, przebiorę się i zaraz się widzimy — zadeklarował zadowolony sąsiad. Zaraz odwrócił się od ogrodzenia i kierował się w stronę swojego domu.

Joanna podniosła się, odeszła od stołu i podążyła za nieznajomym jak zahipnotyzowana. Nieoświetlona czarna postać obcego, dobrze zbudowanego mężczyzny kierowała się w stronę światła na schodach bliźniaczego domu. Tylko przez chwilę mężczyzna tkwił w półmroku, ale jego sylwetka była dobrze widoczna dla kobiety. Joanna zeszła z tarasu i, robiąc małe kroczki po nieznanym, choć własnym terenie, podziwiała z oddali jego muskularną sylwetkę. Kobieta znalazła się w szczycie swojego budynku i dopiero teraz sąsiad stanął pod światłem pierwszej lampy w pobliżu swoich schodów. W tym oświetleniu Joanna zauważyła w jego ręce łopatę, a na rękach — rękawice. Próbowała z wysiłkiem dostrzec jego twarz, ale na marne. Mężczyzna za moment zniknął za drzwiami, wchodził już do własnego domu. _Co Ty tu sadziłeś o tej porze?_ Ciekawa, wyciągnęła z kieszeni sukienki telefon i włączyła latarkę. Podeszła bliżej ogrodzenia i przyglądała się dokładnie sąsiedniej działce pomiędzy gęstymi żerdziami płotu. Kiedy odkryła małe, dopiero co posadzone dwa drzewka, cofnęła się na swoją werandę. Wchodząc po schodach, wyłączyła latarkę w telefonie i szybko zniknęła za drzwiami wejściowymi na taras. Spodziewała się wizyty dwóch osób, dlatego wyjęła z szafki dwa kieliszki i postawiła je na stół. Usiadła na kanapie i czekała na gości. Chwilę zastanawiała się, czy aby to dobra pora na wizyty. Mimo wszystko chciała poznać dużo młodszą od niej atrakcyjną brunetkę, która była jej sąsiadką. Zegarek wskazywał wpół do jedenastej. Nie minął kwadrans od rozmowy z sąsiadem, a dzwonił jej wideofon. Podeszła i otworzyła drzwi. Zdziwiła się, że to sam sąsiad, na ekranie nie było nikogo więcej. Otworzyła drzwi wejściowe i wyszła na zewnątrz. Przywitała się i wpuściła swojego gościa do środka. Wysoki, przystojny, dobrze zbudowany, ładny mężczyzna uśmiechnął się do niej szeroko, a następnie, wręczając jej czekoladki, rzekł:

— Nie wypada przychodzić pierwszy raz do kogoś w odwiedziny z pustymi rękami, to przynosi pecha.

Joanna podziękowała i wpuściła sąsiada do środka. Zaprowadziła go za sobą na werandę, po drodze chwytając ze stołu kieliszek. Joanna usiadła, a mężczyzna na jej ruch dłonią zaraz przysiadł obok. Uzupełniła swój kieliszek i nalała do pustego naczynia wina, podając je gościowi, a ten wzniósł toast za sąsiedztwo. Mężczyzna przy kolejnym łyku trunku bacznie przyglądał się uroczej kobiecie. Marzył o niemoralnych propozycjach z jej strony, którym w zupełnością by uległ. Nastrój, który się wytworzył, pogodne gwieździste niebo i wspólnie spędzany czas, wymusił na nim pragnienie bliskości. Jeszcze ta woń jej uwodzicielskich perfum, które unosiły się w powietrzu, sprawiły, że był gotowy na ryzyko.

— Jestem Tomasz. Od tego powinniśmy zacząć — przedstawił się w elegancki sposób, przerywając swoje fantazyjne acz krótkie bujanie w obłokach.

— A ja Joanna. — Podała mu chętnie dłoń, obnażając zaczepiony na niej złoty łańcuszek w drobne kwiaty z bursztynami. — To od kiedy tu mieszkasz, Tomaszu? — zapytała zaraz.

— Od dwóch tygodni — odpowiedział, patrząc jej głęboko w oczy. W jego wzroku było coś takiego, czego nie rozumiała. Zastanawiała się, czy ją uwodzi, czy tylko z nią niewinnie flirtuje? Przecież w domu ma atrakcyjną kobietę, nie to co ona, i z pewnością żona z wytęsknieniem czeka na jego szybki powrót.

— Mieszkasz sam? — zapytała, zaskoczona swoim pytaniem, speszona jego wzrokiem, który ją krępował, bo odniosła wrażenie, że mężczyzna oczekuje od niej czegoś więcej.

— Chwilowo nie. Jestem z żoną w separacji i ona zaraz po rozwodzie wyjeżdża — odpowiedział w dziwny sposób, który można by było wziąć za wymówkę.

— Ach tak — zdziwiła się, przypominając sobie zadowoloną kobietę na schodach, która nie wyglądała na osobę mającą przed sobą trudną rozprawę, a na pewno nie na taką, która się za moment wyprowadzi. Joanna nie mogła sobie tego ich rozstania wyobrazić, jakoś to wszystko do siebie nie pasowało. Całkowicie dziwiła ją separacja, w której byli małżonkowie mieszkają razem w nowym miejscu. Postanowiła, że coś więcej wyciągnie od sąsiadki jutro na kawie. Przy winie Joanna i Tomasz rozmawiali na różne tematy, między innymi o hobby i czytanych książkach. W końcu zwykłe rozmowy zamieniły się w poważniejsze — na temat przyjaciół i najbliższych. Mężczyzna w pewnym momencie spojrzał głęboko w oczy Joanny i bez hamulców ją pocałował. Na brak sprzeciwu zareagował natychmiast, przyciągając ją do siebie i całując mocniej. Nie opierała się jego dotykowi. Nie protestowała, jakby tego potrzebowała w tej chwili. Co jakiś czas, niespokojna, spoglądała ukradkiem na posesję za płotem, ale nikt się tam nie pojawił. Nad drzwiami wejściowymi sąsiadów paliła się jedna lampka. Z salonowego okna padało światło telewizora. Trochę przesadnie się bała, że sąsiadka wyjdzie i zastanie ich razem. Trzeba przyznać, że mężczyzna był szalenie przystojny i działał na nią jak lep na muchy. W obawie przed nakryciem przez byłą czy niebyłą żonę odważnie zaproponowała:

— Może wejdziesz na górę?

— Bardzo chętnie — odpowiedział z uśmiechem. Od samego początku oczekiwał tego pytania.

Mężczyzna wstał, puścił ją przed siebie i, nie spuszczając z niej swojego wzroku, szedł za nią. Najpierw niespiesznie minęli salon z aneksem. Później stanęli oboje przed schodami. Zegar zawieszony wysoko na ścianie w korytarzu wskazywał pięć minut po północy. Wchodząc powoli po stopniach na górę, mężczyzna przyglądał się bacznie falującemu ciału w obcisłej sukience i bujnym włosom. Za moment znalazł się w jej sypialni na górze.

— Idę pod prysznic. Ty już pewnie byłeś. Zaczekaj tu na mnie — zakomunikowała, wskazując szerokie łoże, i zniknęła za drzwiami łazienki. Nie zamierzał wcale czekać, wszedł za nią. Ściągnął z niej powoli odzież, a kiedy zniknęła pod prysznicem, pospiesznie ściągnął z siebie ubranie i dołączył do niej.

Była druga w nocy, kiedy to Tomasz wstał z jej łóżka i zaczął się ubierać.

— Już idziesz? — zapytała, zdziwiona i nieprzytomna.

— Tak, muszę się wyspać.

— Możesz spać tutaj do woli — powiedziała, widząc mężczyznę zajętego zbieraniem swoich ubrań z podłogi. Kiedy jego rzeczy znalazły się na łożu i zakładał je na siebie, Joanna zapytała wprost:

— Spotkamy się jeszcze?

Miała nadzieję, że nie jest to przypadek i że nie był to pierwszy i ostatni ich raz. Mężczyzna wzrokiem błądził po jej ciele. Od oczu, ust, piersi przeszedł do jej ud. Całkowicie rozproszony, natychmiast odpowiedział, ciężko przełykając ślinę i lekko się jąkając:

— Dziś wieczorem.

— Ach, wieczorem? — powiedziała, zadowolona. Teraz, nie wiedzieć czemu, zmieniła zdanie i była przekonana, że nic go z żoną nie łączy.

Tomasz opuścił jej dom i zaraz zasnęła. Wstała dopiero o ósmej i naga przechadzała się po domu bez celu przez blisko piętnaście minut, rozmyślając o namiętnej nocy. A jaki był cudowny, a jaki delikatny — wariowała w myślach. W końcu założyła satynowy, czarny szlafrok. Zrobiła kanapki i, rozmarzona, z kawą usiadła przy stole w jadalni. Konsumując śniadanie, popijane poranną kawą, rozmyślała tylko i wyłącznie o minionej nocy. Pozytywne myśli zaczęły przybierać czarne barwy. Bała się tego, że mogło się okazać, że była w nocy z mężczyzną, który ją okłamał, a ma szczęśliwą rodzinę i żonę, którą może ciągle zdradza, bo ma taką naturę. No cóż, jeżeli tak, to będzie jego kolejną naiwną zdobyczą i tyle. Zacisnęła mocno wargi, myśląc, że jest tylko ofiarą żigolaka. Patrząc za okno na słońce, roześmiała się. Śmiała się z siebie, że jedna noc wprowadziła w jej życiu zamieszanie, a myśli o mężczyźnie są w jej głowie wręcz rozczochrane. _No, no, taki zamęt z powodu chłopa —_ westchnęła, zadowolona. Postanowiła, że już nie będzie rozważać minionej nocy i Tomasza, a skupi się na pracy. Wykąpała się o wpół do dziesiątej i usiadła w salonie na kanapie przy laptopie. Skupiona, wyszukiwała błędy w raporcie przesłanym przez Emmę. Niczego podejrzanego nie znalazła. Następnie przeszukała informacje o potencjalnych nowych dostawcach i znalazła coś ciekawego. Podniosła ze stolika telefon komórkowy i wybrała numer Emmy.

— Cześć. Przeglądałam raport i nic właściwie w nim nie znalazłam. W przeglądarce jednak natrafiłam na firmę, u której ten sam materiał jest o jedną trzecią tańszy. Za moment wyślę do ciebie dane tej firmy.

— Wiedziałam, że można na ciebie liczyć, mamo — odezwała się Emma, zdziwiona, że Joanna tak szybko wróciła do pracy, której ostatnio miała po dziurki w nosie i nic nie zapowiadało, że do niej wróci. Joannie zakręciła się łza w oku, a później dodała:

— Po obiedzie postaram się zebrać więcej informacji i się odezwę.

— Spokojnie, zadzwoń wieczorem, albo wiesz… jutro — zaproponowała Emma, nie chcąc, żeby schorowana macocha się zapracowywała.

— Nie, wieczór mam akurat zajęty.

— A co planujesz? Niech zgadnę… masz randkę?

— Tak.

— A mogę wiedzieć, kto to taki, bo ciężko mi będzie zgadywać między kierowcami a budowlańcami?… No chyba nie deweloper… albo…?

— Nie, to nie deweloper — przerwała Joanna.

— A kto to taki?

— To sąsiad — powiedziała krótko.

— No nieźle się zaczyna. W sam raz temat na książkę.

— Ha, ha, ha — zaśmiała się rozbawiona Joanna.

— Życzę dobrej zabawy, mamo — powiedziała Emma i zakończyła rozmowę, zadowolona, że ich pogaduchy zaczynają przypominać te sprzed kilku lat, kiedy tworzyli w czwórkę wspaniałą rodzinę.

Joanna przesłała jej informacje i wyłączyła laptopa.

Zaniosła go na górę, nałożyła bawełnianą sukienkę i zeszła na dół do salonu. Siedząc na kanapie, rozleniwiona czytała książkę Agaty Christie, ciągle oczekując wizyty sąsiadki. Ta chwila jednak nie nadchodziła, a ona jak niczego na świecie pragnęła wyciągnąć od nieznajomej szczegóły rozstania z mężem. Nie mogła uwierzyć w to, że atrakcyjna brunetka i atrakcyjny mężczyzna się rozstają. Według niej Tomasz był namiętny, kochający i nie pasował jej na mężczyznę, z którym ciężko żyć. Według Joanny para z sąsiedztwa była dla siebie idealna. Wielka ciekawość sprawiła, że chciała się dowiedzieć, co było powodem ich separacji i nadchodzącego rozwodu.

Kiedy minęła czternasta, odgrzała makaron i wyszła na taras. Zjadła posiłek i zrobiła sobie mały spacer po posesji. Przeszła się wkoło domu i na sąsiednim podwórku nie zauważyła nic podejrzanego. Dom Tomasza zdawał się pusty. Nie było w nim oznak niczyjej obecności. Wróciła na taras, chwyciła za talerz i wróciła do środka. Umyła po obiedzie i, znudzona brakiem towarzystwa, postanowiła jechać do miasta do salonu samochodowego. Od dłuższego czasu myślała o zakupie auta. Nie chciała wiecznie być zależna od kierowców i innych ludzi. Przeprowadzając się poza miasto, wiedziała, że auto to najważniejsza rzecz, dająca jej niezależność i wolność, którą musi posiadać. Poza tym musiała przygotować się na dzisiejszy wieczór. Chciała kupić sobie coś seksownego. Dom opuściła o piętnastej. Wróciła dopiero o dziewiętnastej.

Salon samochodowy był miejscem, które odwiedziła jako pierwsze. Jej nowym autem ma być toyota z napędem cztery na cztery, na którą przyszło jej czekać miesiąc. Ostatnim punktem wyjazdu do miasta był salon bielizny. Teraz jej garderoba całkowicie ożyła kolorami, a bielizna przeplatała się neonowym różem i czerwienią. Po powrocie wypakowała rzeczy i powiesiła w garderobie. Później wzięła prysznic, po którym nałożyła na siebie czerwoną, koronkową bieliznę. Ubrana skąpo, odgrzała mrożone risotto. Jedynymi dodatkami do gotowego dania stały się kurczak i wino. Nie była dobrą kucharką, nigdy zresztą dobrze nie gotowała. Wyłączyła kuchenkę, nakryła do stołu dla dwóch osób i, siedząc na krześle, czekała. Zwątpiła, wstała od stołu i miała już sobie nakładać danie na talerz, kiedy usłyszała wideofon. Z radością wpuściła gościa do środka. Już w progu Tomasz robił słodkie oczka i przywitał się z nią namiętnym pocałunkiem.

— Czekaj. A kolacja? — powstrzymywała go Joanna.

— Nie musi być — oświadczył z uśmiechem na twarzy.

— Ale ja jestem głodna — zaprotestowała jak małe, głodne dziecko.

Usiedli do stołu. Tomasz nie spuszczał z niej wzroku. Patrzył, jak kobieta w pędzie łyka jedzenie, szybko wymachując widelcem. On jadł spokojnie, wcale nie miał ochoty na posiłek, nie był głodny. Joanna, siedząc naprzeciw w czerwonym, koronkowym stroju, wyglądała oszałamiająco. Tomasz z grzeczności przy stole dotrzymywał jej towarzystwa. Nie dokończył posiłku. Nie miał ochoty na jedzenie, chociaż było dobre i, szczerze mówiąc, nie mógł się skupić przy kobiecie. Kiedy Joanna wstała od stołu i chciała iść na górę, złapał ją za rękę i szepnął do ucha:

— Nie musisz dla mnie gotować.

— A co, mam czekać w łóżku? — zapytała rozbawiona.

— A czemu by nie? — odpowiedział całując ją i delikatnie opierając o stół.

Tym razem spędził u niej całą noc. Oboje obudzili się o szóstej, wspólnie wykąpali i zjedli razem śniadanie. Tomasz wymienił się z nią numerem telefonu, zanim wyszedł do pracy. Poszedł najpierw przebrać się do siebie, a później ze swojej posesji wyjechał do miasta.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij