Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Po prostu bądź - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
30 października 2025
32,00
3200 pkt
punktów Virtualo

Po prostu bądź - ebook

Nie uciekniesz. Zawsze cię znajdę – słowa te prześladują Samanthę, która za wszelką cenę próbuje odciąć się od przeszłości i w niewielkim miasteczku na końcu świata ułożyć sobie życie od nowa. Nowy dom, nowe miasto i znajomi dają szansę na to, że można zacząć z czystą kartką i wymazać z pamięci trudne doświadczenia. Nadzieja jednak nie trwa długo, a zło, przed którym ucieka Samantha, czai się tuż za rogiem. Tym razem jednak dziewczyna nie jest sama, a przy jej boku pojawiają się nowi przyjaciele, którzy z pełną wiarą i zaangażowaniem stają naprzeciw zagrożeniu. Zaczyna się walka o życie.
Po prostu bądź to opowieść łącząca w sobie romans, obyczaj i kryminał. To idealny przepis na pasjonującą historię miłosną rozgrywającą się w obliczu zagrożenia, tajemnicy i niedomówień. Pod płaszczykiem ciszy i spokoju maleńkiej miejscowości tętnią życiem ludzkie historie niewolne od bólu, rozczarowań i zwątpienia. Czy los pozwoli, aby Samantha i Mason pokonali przeciwności losu i zaznali wspólnego szczęścia? Istnieją tacy, którzy zrobią wszystko, aby do tego nie dopuścić.


Notatka o Autorce
M.M. Aries – absolwentka Zespołu Szkół Ekonomicznych w Świdnicy. Prowadzi własną działalność gospodarczą. Razem z partnerem wychowuje 7-letnią córeczkę. Jej największą pasją są książki. W swojej kolekcji ma ich już prawie 700. Powieść Po prostu bądź jest jej debiutem literackim.

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Opowiadania
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-68322-55-2
Rozmiar pliku: 475 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 1

Siedzę w uroczej kawiarence i przeglądam gazetę. Niedawno przeprowadziłam się w to miejsce, więc nikogo jeszcze nie poznałam, ale samotność nie jest mi obca – od pewnego czasu jest moją jedyną i najprawdziwszą przyjaciółką. Dlatego szczerze mówiąc, nie wiem, czy mam ochotę na nowe znajomości. Ostatnie skończyły się niezbyt dobrze. Teraz potrzebuję czegoś na kształt wyciszenia, ale lubię ukradkiem obserwować ludzi: podglądać ich nawyki i odgadywać emocje. To takie fascynujące, kiedy pozornie spokojna osoba potrafi pokazać pazurki albo postrach dzielnicy we własnych czterech ścianach jest potulny jak baranek.

Spoglądam przez okno na miasteczko. Podejrzewam, że tutaj każdy zna każdego od podszewki, więc wcale nie jestem zdziwiona, że kolejna napotkana osoba bacznie mi się przygląda. Tak, ja również to robię, ale oni wcale nie muszą. Na szczęście nikt nie próbował nawiązać ze mną kontaktu – być może dlatego, że niespecjalnie pokazuję się publicznie.

Lubię mój dom. Mogłabym w ogóle z niego nie wychodzić, ale czasami sytuacja mnie do tego zmusza, przecież jakoś trzeba żyć. Lecz dzisiejszy dzień jest wyjątkiem – postanowiłam zrobić sobie leniwy poranek i wyskoczyć na kawę do miasteczka. Uważam, że takie urozmaicenie dobrze mi zrobi.

Kawiarnię zauważyłam, gdy przejeżdżałam tędy po raz pierwszy. Bardzo zaciekawił mnie jej styl: tak z zewnątrz, jak i wewnątrz wszystko jest z drewna: drewniane stoliki, drewniane krzesła, drewniane ogrodzenie, nawet drzwi i okno. Ale to nie jest takie zwykłe drewno. Widać, że artysta miał tu sporo do powiedzenia. Kiedy dobrze się przyjrzałam, to zauważyłam, że na każdym fragmencie drewna zostało coś wyrzeźbione lub wypalone – wygląda jak symbole. Jestem ciekawa, co kryją, czy mają jakieś głębsze znaczenie.

Dopijam latte i zbieram swoje rzeczy. Zaczynam czuć się trochę dziwnie, wszyscy wpatrują się we mnie, jakbym była jakimś intruzem. W sumie to jestem, przecież mnie nie znają, ale te ukradkowe spojrzenia i szepty działają na mnie jak czerwona płachta na byka. To strasznie frustrujące.

Przyklejam uśmiech do twarzy i z wysoko uniesioną głową wychodzę na zewnątrz. Wiosenne słońce ogrzewa moją skórę, gdy idę do swojego auta zaparkowanego przy pobliskiej piekarni, z której wydobywa się cudowny zapach świeżo upieczonego chleba. Ostatni raz wypełniam płuca aromatem pieczywa i wsiadam za kierownicę – najwyższy czas wziąć się za dom, nie mogę odkładać tego w nieskończoność. Jadę w ciszy, podziwiając okolicę – góry, lasy, pola. Czy to dziwne, że właśnie takie rzeczy uszczęśliwiają mnie najbardziej? Wybór tego miejsca był najlepszą decyzją w moim życiu.

Parkuję samochód pod domem i wyciągam z niego materiały potrzebne do remontu. Nie ma tego za wiele, bo szczerze mówiąc, nie znam się na tym. Kupiłam wczoraj kilka pędzli, farby, folię i taśmy. Jakiś czas temu oglądałam filmiki na YouTubie na temat odświeżania pomieszczeń. To nie może być trudne, prawda?

Przebieram się w wygodny dres i zaczynam przygotowywać pomieszczenie. Jako pierwszy w planie jest salon – wykładam folię na stare meble, aby nie zniszczyć ich jeszcze bardziej, i nalewam farbę do pojemnika. Mam nadzieję, że na ścianie ten kolor będzie wyglądał lepiej niż teraz.

Łapię za drabinę i zaczynam malować nad kominkiem. Te wszystkie odcinki taśmą są bez sensu! Kto to wymyślił… Z jednej strony taśma mi się odkleja, z drugiej w ogóle nie trzyma się ściany. To na pewno nie tak miało wyglądać.

Nagle dzwoni dzwonek przy drzwiach. Równo z dźwiękiem tracę równowagę i spadam z drabiny, lądując na podłodze. Po drodze trąciłam tackę z farbą, która rozprysnęła się po całej podłodze.

– Aua! – Rozmasowuję obolałe pośladki.

Cholerny dzwonek. Ciekawe, kogo tutaj niesie. Wstaję najszybciej, jak to tylko możliwe, robię błyskawiczne oględziny strat i podchodzę do drzwi. Najpierw zaglądam przez szybę.

Na werandzie stoi dziewczyna w wieku zbliżonym do mojego, a w rękach trzyma pakunek. Nie zwlekając dłużej, otwieram drzwi.

– Cześć – mówi promiennie. – Jestem Ava, mieszkam naprzeciwko. Zauważyłam, że niedawno się wprowadziłaś, chciałam cię przywitać w sąsiedztwie. Bardzo się cieszymy, że zamieszkałaś właśnie tutaj – gada w takim tempie, jakby ją ktoś nakręcił. To nawet zabawne.

– Cześć. Miło cię poznać – staram się być uprzejma, chociaż nie jest mi łatwo, zwłaszcza że teraz wszystko mnie boli. – Nazywam się Samantha, ale mów mi Sam.

Ava przez chwilę mi się przygląda, zapewne zauważając grymas na mojej twarzy. Później lustruje mnie od góry do dołu.

– Coś się stało? Jesteś cała w farbie.

– Nic takiego, to tylko efekt nieudolnej pracy na drabinie. Chcesz wejść? – pytam, zmieniając temat.

– Jesteś pewna? – Jest nieco zdziwiona. – Bo mam wrażenie, że chyba ci w czymś przeszkodziłam.

– Chwila odpoczynku dobrze mi zrobi. Wejdź i rozgość się, a ja naleję nam lemoniady. Masz ochotę?

– Chętnie! – woła za mną, gdy kieruję się w stronę kuchni. – Zapomniałabym, to dla ciebie, ciasteczka mojego przepisu.

Wręcza mi pakunek i uśmiecha się serdecznie. Wydaje się bardzo miła, ale na początku każdy taki jest – chociaż chciałabym się mylić, to wiem, jak działa ten świat. Na początku wszystko jest zawsze piękne, a później szlag jasny to trafia. Ludzie myślą, że mogą sobie każdego podporządkować pod swoje wartości, ale jak coś idzie nie po ich myśli, to od razu wbijają w ciebie pazury. Wiem, już to przerabiałam.

Zabieram pudełko, stawiam na blacie w kuchni i nalewam dla nas po szklance napoju. Biorę dwa głębokie wdechy i wracam do mojego gościa.

– Co robisz? – pytam zdziwiona na widok sąsiadki, która na kolanach sprząta mój bałagan. Stoję jak wryta.

– Wycieram farbę. – Uśmiecha się do mnie. – Jak zaschnie, to zniszczy ci podłogę.

– Aha, dziękuję, nie pomyślałam o tym. – W moim głosie nadal pobrzmiewa zdziwienie i niedowierzanie.

Ava wstaje z podłogi i podchodzi do kominka. Przez chwilę mu się przygląda. Fakt jest taki, że kominek wygląda najlepiej z całego domu, ale ma również swoje lata. Z czasem będę musiała pomyśleć o jakiejś konserwacji. Tak to się nazywa, prawda?

– Jak ci się tutaj mieszka? – dopytuje, odwracając się w moim kierunku.

– Myślę, że dobrze. Urzekła mnie okolica i te widoki… – Przywołuję w myślach krajobraz, jaki mijam za każdym razem, gdy jadę do miasteczka: piękne wzgórza i doliny rozciągające się dookoła, jakby sięgały w nieskończoność. Wyglądają, jakby to one stawiały tutaj warunki, gdzie można zagospodarować teren, a gdzie nie. I ewidentnie racja jest po ich stronie, Matka Natura wyznaczyła nieliczne płaskie miejsca, które są już chyba od dawna wykorzystane przez ludność.

– To prawda, widoki są tutaj niesamowite, ale najlepszych z pewnością jeszcze nie widziałaś. I z drogi ich nie zobaczysz, więc jeżeli będziesz miała ochotę na spacer i towarzystwo, służę pomocą. – Kłania się żartobliwie. Jej uśmiech jest zaraźliwy, ponieważ sama zaczęłam się szczerzyć jak głupia.

– Bardzo chętnie, dziękuję.

Rozmawiamy jeszcze przez chwilę. Ava naprawdę wydaje się wspaniałą osobą. Opowiadam jej, jak trafiłam w to miejsce. Jest szczerze zaskoczona – ja również byłam, gdy to wymyśliłam. Po prostu, otworzyłam mapę, zamknęłam oczy i palcem wskazałam teren. Musiałam powiększyć obraz na komputerze, bo miasteczko okazuje się tak małe, że na normalnych mapach jest niedostrzegalne.

– Wow, jestem pod wrażeniem. Bardzo odważnie.

– Chciałam po prostu coś zmienić w swoim życiu. – Wzruszam ramionami.

– Cieszę się, że akurat tutaj trafiłaś. Większość młodych ludzi powyjeżdżało do większych miast, dlatego została nas tutaj dosłownie garstka. Ale wszyscy są bardzo mili i pomocni. Więc jeżeli będziesz czegoś potrzebowała, nawet pomocy przy malowaniu, od razu do mnie dzwoń.

– Dziękuję, to bardzo miło z twojej strony.

Słońce utrzymuje się wysoko na niebie, zatem postanawiamy przenieść się na zewnątrz. Na ganku wisi drewniana huśtawka, lecz nie jestem na tyle odważna, aby na niej usiąść. Cała ta konstrukcja wygląda mało stabilnie. Ava pewnym krokiem podchodzi do niej i śmiało mości się na środku siedziska, a widząc mój wzrok, od razu dodaje:

– Spokojnie, nie spadnie. Drewno jest trochę zaniedbane, ale belki wciąż całe. Chociaż pewnie przydałoby się jej odświeżenie. – Uśmiecha się, dumna ze swojej spostrzegawczości, na co marszczę brwi. – Tak, wiem, że się mądrzę, ale to są skutki przebywania z moim bratem. On ciągle przy czymś majsterkuje, gdy tylko ma wolną chwilę, i niestety zdarza się, że zagania mnie do roboty. Jakiś czas temu odnawialiśmy naszą werandę – to był kosmos!

Ava łapie się za głowę, jakby niezbyt miło wspominała ten czas. Lecz nie rozumiem dlaczego. Ma brata – powinna się z tego cieszyć. Ja zostałam sama, i choć to uczucie nie jest mi obce, to chciałabym to zmienić. Tylko jak to zrobić, skoro z automatu odrzucam każdego, kogo poznam?

Słucham jej opowieści jak zahipnotyzowana. Lubię takie historyjki, zawsze próbuję sobie zobrazować je w głowie. Chociaż nie jest to łatwe, bo nawet nie wiem, jak jej brat wygląda, ale za każdym razem, gdy Ava robi kwaśną minę – ja się śmieję. Właśnie sobie wyobraziłam, jak chwyta młotek w swoje drobne dłonie i wbija gwoździe tuż przy zadaszeniu werandy, z drabiny. Z tego, co opowiada, ten młotek był o wiele większy niż tradycyjne narzędzie, przez co nie mogła utrzymać go jedną ręką.

Wiele bym dała, aby takie przygody trafiały się również mnie. Niestety życie pisze różne scenariusze, a ja za bardzo się temu podporządkowałam. Chyba nie jestem zbyt odważna, żeby stawić czoła temu, co dla mnie przygotowano. Jedynym rozwiązaniem na wszystko jest dla mnie ucieczka – do tej pory się sprawdzała. Chociaż bardzo bym chciała, żeby dotychczasowe życie tutaj mnie nie znalazło, to i tak wiem, że karty zostały już dawno wyłożone na stół. Dlatego z pokerową twarzą czekam na kolejny ruch.

– Rety! Już ta godzina! – mówi Ava, spoglądając na zegarek. – Muszę uciekać. Miło się rozmawiało. Pamiętaj, jakby co, to jestem pod telefonem.

– Jasne. Do zobaczenia.

– Cześć!

Wybiegła z mojego domu jak tornado. Faktycznie, już jest późna godzina, a ja nawet nie pomalowałam salonu, nie wspominając o reszcie pomieszczeń.

Rozmowa z Avą była bardzo odświeżająca. Tak nam się miło rozmawiało, że nawet nie zauważyłyśmy, kiedy zleciało nam popołudnie. Ta swoboda i naturalne poczucie humoru poprawiły mi nastrój, lecz moja czujność pozostaje na najwyższym poziomie.

Odwracam się w stronę salonu. Mozaika, która powstała na ścianie, przeraziłaby nawet najśmielszego artystę. To znak, że na dzisiaj wystarczy. Sprzątam farbę i odkładam ją w kącie. Ze smutkiem stwierdzam, że nie nadaję się do tego.

– Ech – wzdycham poirytowana.

Nie zważając na kolejne porażki, staram się utrzymać mój dobry nastrój i postanawiam napić się gorącej czekolady, usadawiając się na werandzie. Cisza i spokój dookoła działają na mnie bardzo kojąco, zamykam na chwilę oczy i w myślach wyobrażam sobie, jak bym chciała, aby wyglądał mój dom. Salon z dużą sofą, przed którą stałby telewizor, naprzeciwko kominka dwa okazałe fotele i ogromny regał na książki. W kuchni meble w kolorze czarnym z drewnianym blatem, nieduża wyspa na środku, przy niej wysokie krzesła, obok stół dla sześciu osób. W sypialni zaś ogromne łóżko z baldachimem w pastelowym kolorze. Resztę domu…

Moje rozmyślania przerywa ryk silnika. Otwieram oczy, ale nic nie widzę. Plusem tego miejsca jest to, że każdy z domów jest oddzielony od siebie sporym kawałkiem terenu – minusem zaś, że mimo odległości i tak wszystko dobrze słychać. Uroki otwartej przestrzeni… ale i tak za nic w świecie nie oddałabym tego domu.

Między drzewami dostrzegam smugi światła. To chyba tam mieszka Ava. Jedyny dom w zasięgu wzroku, pozostałe ukrywają się za niewielkimi pagórkami lub drzewami. Motocyklista zaparkował pod jej domem – wcześniej nie dostrzegłam, aby kręcił się w okolicy jakiś motor. A może to jej facet, w końcu Ava jest piękną kobietą: średniego wzrostu, o długich, kręconych włosach koloru blond, szczupła – co dodaje jej atrakcyjności. Na pewno ma mnóstwo adoratorów.

Niebo trochę spochmurniało i zerwał się nieprzyjemny wiatr. A dopiero co świeciło piękne słońce. Nie pozostaje mi nic innego, jak schować się w domu. Wchodzę do kuchni i przyglądam się jeszcze nierozpakowanym pudłom. Nie wiem, kiedy to posprzątam, skoro nawet nie mam ochoty do nich podchodzić. A jest ich przecież więcej – z grubsza po cztery w każdym pomieszczeniu. Nie sądziłam, że mam aż tyle rzeczy.

Siadam na blacie i rozmyślam, co zrobić dalej ze swoim życiem, dokąd tak naprawdę zmierzam i czy aby na pewno idę w dobrym kierunku… Nie chcę popełnić tych samych błędów co ostatnio, sporo za to zapłaciłam, nie zniosę powtórki.

Szalejące za oknem drzewa wyrywają mnie z zamyślenia. Wiatr robi się bardziej porywisty niż jeszcze chwilę temu. Mam nadzieję, że mój dom na tym nie ucierpi, bo niestety do najmłodszych nie należy. Jeszcze przez chwilę przyglądam się sytuacji za oknem, gdy nagle duża gałąź odrywa się od pobliskiego drzewa i upada tuż przy moim aucie. Dlaczego przy tym domu nie ma garażu?!

Odgłosy dobiegające z zewnątrz stają się coraz głośniejsze, a mnie naszła ochota na długą i gorącą kąpiel. Zbieram swoje rzeczy i idę do łazienki. Gdy woda nalewa się do wanny, staram się znaleźć mój ulubiony bąbelkowy płyn do kąpieli.

– No dalej, gdzie jesteś? Nie rób mi tego – mówię sama do siebie, co przynosi skutek, bo właśnie w tej chwili znajduję niezbędny element moich kąpieli.

Nalewam trochę płynu do wanny i odstawiam butelkę na półkę. Związuję włosy w wysoki kok i wchodzę do wody. Przyjemne ciepło rozchodzi się po moim ciele, dając uczucie odprężenia. Zanurzam się po samą szyję i słucham łagodnych dźwięków muzyki wydobywającej się z głośników, które włączyłam chwilę wcześniej.

Jest mi tak błogo, że niemal zasypiam. Nie wiem, ile czasu zajmuje mi kąpiel, ale nagle potężny huk sprawia, że zrywam się z wanny na równe nogi, rozlewając wodę dookoła. Serce wali mi jak młotem, przez chwilę nie jestem w stanie się ruszyć, ale gdy w końcu mogę operować własnymi nogami, ostrożnie podchodzę do okna. Zdążyło się już ściemnić, dlatego nie dostrzegam niczego dziwnego na zewnątrz.

Zakładam szlafrok i schodzę na dół. Po cichu wyciągam z szuflady latarkę i wychodzę na werandę. Jestem bardzo ciekawa, co spowodowało taki hałas. Rozglądam się dookoła, ale niczego nie dostrzegam. Jest już za ciemno i zbyt wietrznie, a na dodatek strasznie pada deszcz. Nie pozostaje mi nic innego, jak wrócić do domu, gdyż dosłownie zamarzam. Wychodzenie na zewnątrz świeżo po kąpieli to raczej nie był dobry pomysł.

Pędzę do sypialni, wkładam piżamę i okrywam się kocem. Przez to zimno automatycznie zatapiam się w pościeli, szczelnie okrywając każdy zakamarek ciała. Czuję, jak powieki ciążą mi coraz bardziej, a po chwili dopada mnie sen.

Wybudza mnie głośne walenie do drzwi. Spoglądam na zegarek, jest dopiero siódma rano. Kogoś chyba powaliło. Zwlekam się z łóżka i owinięta kocem schodzę na dół.

– Już idę! – krzyczę w stronę drzwi. – Kto tam?

– Sam, to ja, Ava.

Otwieram drzwi i od razu wpuszczam ją do środka.

– Coś się stało? Bo walisz w te drzwi tak mocno, jakby od tego miało zależeć twoje życie.

– Przepraszam, ale nie mogłam cię dobudzić. Pukałam dobre dziesięć minut. Musiałam upewnić się, czy z tobą wszystko w porządku.

– Tak, wszystko jest świetnie. Czemu miałoby być inaczej?

– Wczorajsza zawierucha wyrządziła sporo szkód w okolicy. – Zaczyna błądzić wzrokiem, jakby chciała mi coś powiedzieć, ale się waha.

– Wyduś to w końcu z siebie. – Obserwuję ją niczym jastrząb.

– Dobra. – Rozkłada ręce. – Twój samochód…

Nie czekając na Avę, obracam się i gnam przed dom. Docieram do samochodu i nieruchomieję – ogromna gałąź leży sobie swobodnie na dachu mojego auta. Ale to jeszcze nic. Obchodzę go dookoła i wtedy zauważam kolejną rzecz. Zatrzymuję się, wpatrując w pustą przestrzeń, gdzie kiedyś była tylna szyba. To się nie dzieje naprawdę. Zapewne to wszystko tylko mi się śni, obudzę się i wszystko będzie w porządku.

– Tak mi przykro, Sam – dociera do mnie głos Avy, lecz ja nawet nie reaguję. Czuję jej dłoń na swoim ramieniu. – Poproszę mojego brata, to odholuje twoje auto do naszego kuzyna, ma warsztat w miasteczku. Na pewno szybko je naprawi.

– Naprawdę? – Od razu przytomnieję. – To nie będzie problem? Bo wiesz, nie chcę się narzucać. Sama mogę to jakoś zorganizować.

– No coś ty… Jesteśmy sąsiadkami, musimy sobie pomagać. – Jej uśmiech o dziwo podniósł mnie na duchu. Poczułam lekką ulgę.

Brak środka transportu to ogromny problem. Już nie chodzi o swobodne dostanie się do miasta, lecz o przywiezienie wszystkich niezbędnych rzeczy do remontu. A teraz, gdy mój pojazd nie nadaje się do użytku, jestem bezradna. A mogłam kupić wszystko wczoraj – ależ ze mnie idiotka! Tak się kończy odkładanie wszystkiego na później.

Podchodzę do wozu z zamiarem otwarcia drzwi, w schowku trzymam portfel. Wiem, nie jest to mądre posunięcie, ale dla mnie zdało się idealne jako dla osoby, która nienawidzi torebek. W tym miejscu zawsze był pod ręką.

– Co robisz? – Ava jest szczerze zdziwiona i jednocześnie przerażona.

– Próbuję dostać się do środka – wyduszam z siebie, skupiając się na drzwiach. Kieruje mną ogromna doza determinacji i adrenaliny.

– Sam, to jest niebezpieczne. Ta gałąź leży na krawędzi, w każdej chwili może spaść. Zrobisz sobie krzywdę… Nie, nie, nie, nie mogę na to patrzeć!

Zerkam na nią, jak zasłania sobie oczy, a na moich ustach pojawia się lekki uśmiech. Nie dość, że buzia jej się nie zamyka, to jeszcze panikuje tak bardzo, jakby naprawdę miało stać się coś strasznego.

Ostrożnie analizuję, jak duże są moje szanse dostania się do środka – gałąź leży na dachu, ale nie aż tak blisko, jak mówiła Ava. Łapię za klamkę, drzwi nie ustępują. Szarpię coraz bardziej, lecz nadal efekt jest zerowy. I w tym momencie wpadam na genialny pomysł. Rozglądam się dookoła i oto jest – niewielki kamień z ostrymi krawędziami. Biorę go do ręki i zerkam jeszcze raz na Avę. Nadal stoi w tym samym miejscu i w tej samej pozycji.

– Ava, wszystko w porządku?

– Jeszcze tak, czekam na kulminacyjny moment.

– Jaki moment? – Wybucham śmiechem. – Nie przesadzaj, nic się nie stanie.

– Jesteś niemożliwa! Jak możesz się śmiać w tak poważnej sytuacji?

– Nie przesadzaj, nic się nie stanie – powtarzam jej po raz kolejny i skupiam się na zadaniu. Unoszę dłoń z kamieniem, cofam się o krok i rzucam. Trafiam idealnie w sam środek – szyba roztrzaskuje się w drobny mak. Oczyszczam kamieniem drzwi z pozostałości szkła i wspinam się, aby sięgnąć schowka. Mój ubiór wcale mi w tym nie pomaga. Czuję, jak coś wbija mi się w brzuch, ale nie zwracam na to uwagi, muszę dostać się do środka. W połowie jestem w aucie i wyciągam portfel. Podpieram się ręką i wychodzę.

– Kurwa! – wyrywa mi się. Spoglądam w dół, a widok wcale nie jest przyjemny. Musiałam pominąć jakiś kawałek szkła – teraz moja kochana piżamka wyląduje w śmietniku.

– Co się stało? – spanikowany głos Avy odwraca moją uwagę od piżamy.

– Nic takiego – odpowiadam. Trochę krwi już od dawna nie robi na mnie wrażenia. – Mogłam najpierw przebrać się w coś normalnego – szepczę do siebie i wychodzę zza auta. Idę do Avy, gdy ta przerażona biegnie w moim kierunku.

– Przecież to krew! Wykrwawisz się!

– To tylko draśnięcie, spokojnie. Zaraz nie będzie po nim śladu.

– Kobieto, to wcale nie wygląda na draśnięcie! Popatrz tylko, jak wielka jest ta plama. Chodź do środka, opatrzę to. – Unosi wzrok wyżej i znowu zamiera. – A to też jest tylko draśnięcie?

Przez chwilę nie wiem, o co jej chodzi, ale w końcu to zauważam. Moja dłoń od wewnętrznej strony również jest pokryta krwią. Teraz, gdy jestem świadoma drugiej rany, zaczynam odczuwać lekkie pieczenie, ale nie powiem jej o tym, bo zacznie wzywać pogotowie.

– To nic takiego. Przemyję to i nawet nie będzie śladu.

– Sami, nie gadaj głupot!

– Czy ty właśnie nazwałaś mnie Sami? Tak jak żółwik Samy? – Moje usta pomału wykrzywiają się ku górze, a wybuch śmiechu kumuluje się w moich wnętrznościach.

– Tak! A za chwilę wymyślę coś gorszego!

Patrzymy przez chwilę na siebie, a następnie wybuchamy śmiechem. Już dawno tak szczerze się nie uśmiałam. I z tego wszystkiego do oczu napłynęły mi łzy, a śmiech przerodził się w lament. Ava przestała okazywać radość, a na jej twarz ponownie wróciło przerażenie. Próbuję się uspokoić, opanować, lecz bezskutecznie. Delikatne ramiona Avy oplatają się wokół mojej talii w pocieszającym geście. Stoimy tak przez chwilę, aż przestaję się trząść od płaczu. Wtedy Ava delikatnie odsuwa się ode mnie i spogląda w moje oczy.

– Sam, czy wszystko w porządku?

Jej delikatność i opiekuńczość przypominają mi moje dawne życie, jeszcze sprzed wielkiego upadku. Prowadzi mnie do salonu, a ja w tym czasie otrząsam się ze swoich myśli. Muszę się ogarnąć! Nikt nie może się dowiedzieć o mojej przeszłości, bo wtedy on mnie znajdzie. Potrząsam szybko głową, aby pozbyć się niechcianych obrazów i odpowiadam:

– Tak, wszystko w porządku. Wiesz, pójdę do łazienki i doprowadzę się do porządku. Muszę się przebrać – gadam, co mi ślina na język przyniesie.

Przez chwilę waham się, czy przypadkiem Ava czegoś nie podejrzewa. Spoglądam jej w oczy przez ułamek sekundy. Jedyne, co widzę, to przyjacielska troska, dlatego odwracam się i idę na górę.

Spędzam tam jakieś dwadzieścia minut. W tym czasie przemyłam obie rany, i tak jak myślałam, skaleczenia nie są głębokie. Wyciągam spod umywalki apteczkę i robię sobie dwa opatrunki. Jeszcze poprawiam ubranie i wychodzę.

Już miałam coś powiedzieć, gdy zauważam, że Ava rozmawia przez telefon.

– To zostaw tam motor i przyjedź lawetą. – Chwila ciszy. – Nie, Mason! Jesteś potrzebny teraz, więc natychmiast wygrzebuj się z łóżka i załatw to, o co cię proszę. – Ciekawa jestem, z kim rozmawia. Może ze swoim facetem, tym, którego widziałam wczoraj wieczorem? – Jasne, do zobaczenia. Czekam tu! – Rozłączyła się. Niezła z niej „negocjatorka”.

– Napijesz się kawy? – pytam, zaskakując ją swoją obecnością.

– Pewnie, z miłą chęcią.

Siadamy na wysokich krzesłach w kuchni i sączymy aromatyczną kawę. Milczymy. Nie wiem, jak mogę wytłumaczyć Avie moją chwilową słabość, żeby całkowicie się przy tym nie zdradzić. Ukradkiem spoglądam na jej twarz, ale ona nie wyraża żadnych emocji, po prostu siedzi i pije kawę.

– Ava… – zaczynam niepewnie. – To, co się wydarzyło wcześniej…

– Nic nie mów – przerywa mi i łapie mnie za dłoń. – Jak będziesz gotowa, to kiedyś mi opowiesz. Domyślam się, że to jakaś grubsza sprawa, nie będę naciskała. – Uśmiecha się do mnie serdecznie, nie ocenia mnie.

– Dziękuję – szepczę, odwzajemniając jej uścisk.

Jestem jej bardzo wdzięczna, że nie poruszyła tego tematu albo nie zdążyła tego zrobić, bo za oknem usłyszałyśmy podjeżdżające na żwirowej drodze auto.

– To na pewno Mason! – Wstała uradowana i już jej nie ma.

Spoglądam przez okno i widzę, jak podchodzi do mężczyzn, którzy wysiedli z lawety. Jeden z nich to pewnie jej kuzyn. Muszę przyznać, że Ava szybko załatwiła transport dla mojego auta.

Biorę kluczyki, w razie gdyby były potrzebne, i wychodzę na zewnątrz. Mężczyźni stoją tyłem do mnie i omawiają, jak pozbyć się przeszkody – też się nad tym zastanawiałam. To dość spora gałąź, chyba ze szczytu drzewa. Ava wyraźnie się ożywiła, myślę, kiedy tak ją obserwuję, a wówczas ona mnie zauważa.

– Sam! Chodź tutaj, jest problem! – krzyczy do mnie, lecz na jej ustach wykwitł szeroki uśmiech, jakby wspomnianego problemu wcale nie było.

Jeden z mężczyzn podąża za jej wzrokiem. Wpatruje się we mnie z równie szerokim uśmiechem co u Avy. Drugi jakby mnie nie zauważył, chyba nadal analizuje sytuację.

Szybkim krokiem podchodzę do nich. Ava, nie tracąc czasu, od razu przedstawia mi swoje towarzystwo.

– Sam, to jest Connor, mój kuzyn i złota rączka w dziedzinie motoryzacji w jednym. – Wskazuje na wysokiego mężczyznę stojącego po jej prawej stronie. Im bliżej niego jestem, tym wydaje mi się wyższy. Mierzy chyba ponad sto dziewięćdziesiąt centymetrów, blond czupryna tańczy na lekkim wietrze, a ciemne oczy uśmiechają się równie serdecznie co usta. Wyciąga do mnie dłoń, o dziwo nieumazaną smarem jak jego ubiór. – Connor, poznaj Sam, moją nową sąsiadkę.

– Cześć, piękna, miło cię poznać.

– Cześć, mnie również jest miło. – Odwzajemniam uścisk dłoni. – I przepraszam za kłopot. Wiem, że jest jeszcze wczesna pora jak na pracę.

– Nie szkodzi, lubię wyzwania. – Ostentacyjnie mruga do mnie okiem, a ja się lekko wzdrygam. Wydaje się miły, ale mój wewnętrzny niepokój zaczyna przybierać na sile, gdy moja dłoń nadal pozostaje uwięziona w jego. Chyba za bardzo panikuję. Ava zdaje się to zauważać, bo od razu reaguje.

– Wystarczy, Connor, puść ją. – Kuzyn Avy niechętnie uwalnia moją rękę, którą szybko cofam. – A ten przystojniak… – Ava urywa i daje mu kuksańca w bok – …to jest Mason, mój braciszek.

Nieznacznie się obracam i zamieram – przede mną stoi mężczyzna o kruczoczarnych włosach i niesamowicie zielonych oczach, a lekki zarost idealnie podkreśla jego kwadratową szczękę. Czuję, jak miękną mi kolana. Już wiem, że ten człowiek będzie nawiedzał mnie w snach. Starając się niczego po sobie nie pokazać, wyciągam zdrową rękę i uśmiecham się lekko, co przychodzi mi z trudem.

– Cześć, jestem Samantha.

On po chwilowym namyśle lekko ściska moją dłoń. Już miał się cofnąć, gdy jego wzrok powędrował wzdłuż mojego ciała, zatrzymując się na brzuchu. Jego oczy niebezpiecznie się zwęziły.

– Co się stało? – zapytał z gniewem w oczach.

Podążam za jego wzrokiem i już wiem – niewielka czerwona plama wydostała się poza opatrunek i zabrudziła moją błękitną koszulkę. Instynktownie przykładam obie dłonie do brzucha i robię kilka kroków w tył. Ava dostrzega moją minę i odwraca uwagę mężczyzn.

– Sam skaleczyła się, gdy wyciągała portfel z auta, z drugiej strony. – Wskazuje ręką miejsce. Jej kuzyn od razu podąża za nią, ale Mason jakby jej nie słyszał, nadal się we mnie wpatruje.

– Mason! – woła Connor. – Zobacz, wybiła szybę! – Zaczyna się śmiać. – Myślałem, że w tym miasteczku już nic mnie nie zdziwi. A tu proszę, ta mała igra ze śmiercią, i to dosłownie. Samantha, wiesz, że ta gałąź mogła cię tam zgnieść? – Śmieje się, mówiąc teraz do mnie, ale ja nie zwracam na niego uwagi. Nie mogę.

Robię kolejny krok w tył. Czuję się, jakbym uciekała przed myśliwym, który próbuje zagonić zwierzynę w sidła. Connor jest zajęty moim czterokołowcem, nieświadom panującego w powietrzu napięcia. Za to Ava jest czujna, obserwuje swojego brata, a później jej wzrok pada na mnie. Odnoszę wrażenie, że po jednym dniu znajomości Ava awansowała na mojego prywatnego ochroniarza. Przygląda mi się badawczo, a później na jej twarzy wykwita olśniewający, szczery uśmiech.

Dlaczego ona się uśmiecha? Co w tym śmiesznego? Bo mnie akurat nic nie bawi w tej sytuacji. I dlaczego on tak na mnie patrzy? Źle się czuję, chyba robi mi się słabo.

– Mason, może pomożesz kuzynowi to ściągnąć? – Ava podeszła do nas i stanęła przed bratem. Położyła dłonie na biodrach i czeka na jego reakcję. On jakby otrząsnął się z transu, spojrzał na siostrę i odszedł.

Poczułam, jakby kamień spadł mi z serca. Co to w ogóle było? Przez niego znów poczułam się jak mała dziewczynka, która potrzebuje swojego obrońcy. Jest w nim coś tajemniczego. Coś, co sprawiło, że jest taki, jaki jest. Chociaż wcale go nie znam i nie wiem, jaki jest naprawdę. I nie chcę wiedzieć. Wystarczy mi facetów jak na jedno życie.

Ava obraca się w moją stronę, a na jej twarzy ponownie pojawia się niesamowity uśmiech. Powoli zaczyna mnie to drażnić.

– Z czego tak się cieszysz?

– Z niczego – oznajmia i uśmiecha się jeszcze szerzej, o ile jest to w ogóle możliwe. – Może pójdziemy dokończyć kawę. – To wcale nie było pytanie, bo właśnie zniknęła w moim domu.

* * *

Wchodzę do kuchni i zastaję Avę na swoim miejscu sprzed półgodziny. Siadam obok i przyglądam się sąsiadce. Tajemniczy uśmiech nie schodzi z jej twarzy, ale postanawiam to zignorować. Kończę kawę i biorę się za szykowanie śniadania. Może powinnam zrobić więcej, w końcu w moim domu (i obok) mam gości.

– Robię śniadanie, masz ochotę?

– Pewnie, bardzo chętnie.

Facetów nie będę pytała, biorąc pod uwagę wczesną porę – dla mnie za wczesną – to na pewno chętnie coś przekąszą. Wyciągam z lodówki jajka i bekon. Myślę, że idealnie się nadadzą na dzisiejsze śniadanie. Podsmażam bekon i doprawiam go według przepisu mojej babci – niby nic wielkiego, ale w smaku jest wtedy nieziemski.

Po kilkunastu minutach nakrywam do stołu i w tym momencie mężczyźni wchodzą do kuchni. Jako pierwszy odzywa się Connor:

– Zrzuciliśmy drewienko z auta, ale niestety uszkodzenia są poważniejsze, niż się wydawało, także naprawa potrwa trochę dłużej, niż przypuszczałem.

Staje obok mnie i przez chwilę odnoszę wrażenie, że intensywnie mnie obserwuje. Unoszę wzrok i wcale się nie mylę. Odsuwam się od niego i podchodzę do lodówki. Może przesadzam, ale czuję się jak ptaszek zamknięty w klatce.

– A jesteś w stanie określić, jak długo to potrwa? Nie ukrywam, że bardzo go potrzebuję, bo jak widzisz – wskazuję rękoma dookoła – zaczęłam remont i ciągle muszę dowozić jakieś materiały. Macie ochotę na sok pomarańczowy? – Nie czekając na odpowiedź, stawiam sok na stole.

– Myślę, że co najmniej dwa tygodnie – oznajmia Connor i nagle uśmiecha się zadowolony. – Co tak bosko pachnie? – Spogląda na zastawiony stół i jego uśmiech powiększa się do kosmicznych rozmiarów. – Przygotowałaś dla nas śniadanie?

– Wiem, że zostaliście wyciągnięci z łóżek, więc na chwilę obecną chociaż tak się wam odwdzięczę. – Na stole ustawiłam już talerze, szklanki, bagietki oraz pokrojone owoce. – Siadajcie.

Ava usiadła obok kuzyna i niczym jastrząb obserwuje otoczenie. Mason zajął miejsce naprzeciwko siostry. Z racji tego, że dwa krzesła wyniosłam do salonu, pozostaje mi usiąść na ostatnim wolnym miejscu, czyli obok Masona, a naprzeciwko Connora. Biorę patelnię i nakładam każdemu porcję jedzenia. Staram się wydłużyć moment, w którym będę musiała usiąść przy stole – udaję, że szukam czegoś w szafce, gdy odzywa się Ava:

– Sami, śniadanie ci stygnie.

– Już idę – odpowiadam natychmiast i patrzę na Avę.

Coś tu nie gra, jak zwykle uśmiech nie znika z jej twarzy. Już chciałam się zapytać, o co jej chodzi, ale w ostatniej chwili jednak postanawiam tego nie robić; może później…

Siadam przy stole i zaczynam jeść. Przez chwilę milczymy, po czym jako pierwszy odzywa się Connor:

– Opowiedz, Sam, jak trafiłaś do naszego miasteczka.

– Tak naprawdę to przez przypadek. – W skrócie opowiadam tę samą historię, którą wcześniej słyszała Ava. Nawet gdybym chciała, to nie byłabym w stanie opowiedzieć pełnej wersji, ale nie dlatego, że nie chcę, o nie. Powód siedzi obok mnie. Czuję przeskakujące między nami prądy i nie potrafię wytłumaczyć, chociażby samej sobie, dlaczego tak jest. Nieznacznie poprawiam się na krześle, aby skupić się na rozmowie, a nie na towarzyszącym mi uczuciu. – A teraz pozostaje mi wyremontować ten dom i żyć sobie spokojnie.

– No nieźle, takiej opowieści to się nie spodziewałem. Zaskakujesz mnie coraz bardziej, Sam. – Lubieżne spojrzenie Connora przeskakuje na zmianę z moich oczu na usta. Poczułam pod stołem czyjąś rękę, a sądząc po pozycji, w jakiej siedzi kuzyn Avy, to musi być on. Lekko szarpnęłam nogą na ten niespodziewany gest, co wywołało jeszcze szerszy uśmiech na jego twarzy.

– Connor, musimy się zbierać, mam dzisiaj sporo pracy – nagle odzywa się Mason, a po jego tonie stwierdzam, że chyba jest zły albo wściekły. Cała się wzdrygam, gdy tak gwałtownie wstaje od stołu. Zdaje się, że tylko on to zauważył, bo jego oczy lekko łagodnieją i teraz zwraca się do mnie: – Dziękuję za śniadanie.

Zdążyłam tylko przytaknąć, a jego już nie było. Wystrzelił jak oparzony. W tym czasie Connor wsunął w moją dłoń wizytówkę. Spojrzałam na nią, a następnie na niego. Puścił do mnie oko i również wyszedł.

– Ach, ta moja rodzinka – wzdycha Ava, przywołując mnie do rzeczywistości.

To było dziwne. Nie jestem w stanie określić, co tu się właściwie wydarzyło, ale nie poruszam tego tematu; być może jestem przewrażliwiona. Siedzimy i rozmawiamy jeszcze przez jakiś czas, potem Ava wychodzi. Odprowadzam ją na zewnątrz, jak przystało na dobrą gospodynię. Mój wzrok zawiesza się przez moment w miejscu, gdzie jeszcze niedawno stał mój samochód. Zamiast niego jest tu ta nieszczęsna gałąź, chociaż pokusiłabym się o stwierdzenie, że to raczej kłoda, bo jest taka gruba. Wzdycham i wracam do domu – nic tu nie wskóram.

Muszę przyznać, że dzisiejszy dzień był nadprogramowo wypełniony niespodziankami. Nie licząc strat, jakie poniosłam, było dość ciekawie. Ava stanęła na wysokości zadania, jakie sama sobie wyznaczyła, za co jestem jej ogromnie wdzięczna. Za to Connor, choć wygląda na niezłego podrywacza, to widać, że jest profesjonalistą w swoim fachu, i wierzę, że dzięki niemu szybko odzyskam swój pojazd. No i pozostaje Mason. Na samą myśl o nim czuję ciepło, ale jest zbyt nieznośny. Wystarczyła chwila w jego towarzystwie, a już wiem, że mogę mieć z nim problem, i na pewno zajmie moje myśli przez większą część następnych dni.

Do późnego wieczora jestem pogrążona w porządkach, a potem wykończona biorę szybki prysznic i upewniam się, czy zamknęłam wszystkie drzwi. Gaszę wszystkie światła w drodze do sypialni i zatapiam się w pościeli – nim zdążę o czymkolwiek pomyśleć, objęcia Morfeusza zabierają mnie do krainy snów.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij