- W empik go
Po prostu Kasia - ebook
Po prostu Kasia - ebook
Kłótnia z młodszą siostrą – któż tego nie zna? Gdy Kasia w przypływie złości wypowiada życzenie, że nie chce już więcej oglądać Gabrysi ani mamy, nawet przez chwilę nie podejrzewa, że może się ono spełnić. A to za sprawą spełniaka – wysłannika z Królestwa Zła, ukrywającego się pod postacią pluszowego misia.
Przerażona swoim uczynkiem dziewczynka nie pozostaje jednak bez pomocy. Gdy w jej pokoju pojawia się krasnoludek, a zwykła lalka ożywa, Kasia dowiaduje się o baśniowej krainie, istniejącej tuż obok realnego świata. Aby odnaleźć mamę i siostrę, musi odbyć długą, pełną niebezpieczeństw podróż, a wysłannicy złego króla Markosa już na nią czekają…
W trakcie przeprawy przez nieznane ziemie będzie mogła liczyć na pomoc niezwykłych przyjaciół, jednak najtrudniejsza próba dopiero przed nią…
Czy Kasia sobie poradzi?
Wbiegła z powrotem na górę do swojego pokoju, dopadła do szafki i nagle zdała sobie sprawę, że w pomieszczeniu znajduje się ktoś jeszcze. Odwróciła się na pięcie i skamieniała. Na łóżku siedział mały pomarszczony człowieczek w pomarańczowej kurtce, niebieskich pantalonach, wielkich butach i czerwonej czapie na głowie. Ogromna siwa broda okalała jego twarz, z której wystawały duży nos i para czarnych jak węgiel oczu. Kate wprost nie mogła oderwać od niego wzroku.
– Nieładnie tak się w kogoś wpatrywać – zaskrzeczał człowieczek, patrząc spod przymkniętych powiek. – Krasnoludka nie widziałaś?
Kategoria: | Dla dzieci |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8147-442-9 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Na placu zabaw gromadka dzieciaków wesoło biega pomiędzy huśtawkami. W piaskownicy dwie dziewczynki lepią ogromne babki z piasku. Do jednej z nich podchodzi kobieta i mówi coś w niezrozumiałym języku. Jedyne słowo, które dziewczynka zapamiętuje, brzmi Kate. Biegnie do mężczyzny…
W tej chwili coś przerwało jej sen. Otworzyła leniwie oczy.
– Wstawaj, Kasiu, spóźnisz się do szkoły. – Wokół rozbrzmiał głos mamy.
Więc to mama ją wybudziła. Jeszcze nie chciało się jej wstawać i wychodzić spod ciepłej i przytulnej kołdry. Przez zaciągnięte żaluzje przebijało słońce, rzucając na ścianę bursztynowe światło. Leżała wtulona w swojego pluszowego misia, którego dostała od taty tuż przed jego wyjazdem.
– Kasiu!
Czy mama nigdy się nie nauczy, że nie Kasiu tylko Kate? Sen, który przerwała, to jakby film z tamtego pamiętnego dnia, kiedy Kasia stała się Kate. Tata, do którego pobiegła, wytłumaczył jej, że ta pani mówi po angielsku i właśnie zawołała swoją córeczkę. Dziewczynka ma na imię Kasia, co po angielsku wymawia się jako Kate. Dlaczego tak bardzo zapadło jej to w pamięć, tego nie wie nikt, jednak od tamtej pory Kasia nie chciała być już Kasią tylko Kate. Tata od razu zaczął ją tak nazywać, gdy tylko zwróciła się do niego ze swoim dziecięcym postulatem. Cała rodzina tak do niej mówiła, również znajomi i sąsiedzi, miała wrażenie, że cały świat, oprócz mamy, która powiedziała, że dla niej zawsze będzie Kasią i nie zamierza mówić inaczej. Tyle razy prosiła tatę, aby wpłynął na matkę, żeby zmieniła zdanie, ale nawet jemu się to nie udawało.
Tak bardzo chciała, aby tata był już w domu. Od pół roku przebywał na placówce za granicą i komunikował się z nimi wyłącznie telefonicznie lub przez Skypa dwa razy w tygodniu. Dla Kate było to stanowczo za mało.
Drzwi do jej pokoju otworzyły się z hukiem, o mało nie wypadając z futryny. Aż podskoczyła na łóżku. W progu stanęła Gabrysia z szelmowskim uśmiechem. Jak dobrze mieć młodszą siostrę, pomyślała z ironią.
– Obiecałam mamie, że obudzę cię delikatnie – zaszczebiotała i już jej nie było.
Kate przeciągnęła się leniwie, wyskoczyła z łóżka, założyła szlafrok i powoli zeszła do kuchni.
– Cześć, mamo – powiedziała, siadając do stołu.
W tym momencie do kuchni wpadła Gabrysia, ledwie zatrzymując się przed piekarnikiem. Nie racząc nawet spojrzeć na siostrę, zawołała:
– Mamusiu, mogę ci coś zaśpiewać?
– A może najpierw przywitasz się z Kasią? – zapytała mama ze śmiechem.
– Ja już się z nią widziałam. Mamusiu, mogę?
– To jakaś nowa piosenka z zerówki?
– Nie, ale mogę? – Gabrysia nie dawała za wygraną.
– Śpiewaj, śpiewaj, ale potem szybko jedz śniadanie, bo spóźnicie się do szkoły.
Gabrysia stanęła na środku kuchni, delikatnie dygnęła, tak jak to robią bardzo dobrze wychowane małe dziewczynki, i swym dziecięcym głosikiem zaczęła śpiewać.
Ciągną, ciągną sanie,
Góralskie koniki.
Hej, jadą w saniach panny,
Przy nich jadą siki.
Hej, jadą w saniach panny,
Przy nich jadą siki.
Pa, pa, pa…
W jednym momencie przestała, zaskoczona reakcją mamy i siostry. Mama zakryła twarz ścierką do naczyń, a Kate wypuściła kanapkę z dżemem, która z plaskiem upadła na podłogę. Obie śmiały się serdecznie.
– Kto przy nich jedzie? – zapytała Kate.
– Siki.
– Chyba Janosiki.
– Nie! – krzyknęła Gabrysia. – Wyraźnie słyszałam, jak śpiewali.
Nie zdając sobie sprawy z gafy, którą popełniła, starała się zrozumieć powód wesołości domowników. W jej dziecięcym serduszku złość walczyła z rozpaczą, aż w końcu ta ostatnia wygrała i z jej oczu popłynął potok łez. Rzuciła się do ucieczki, ale mama złapała ją za ramię i mocno przytuliła.
– Dlaczego płaczesz? – zapytała.
– Bo śmiejecie się z mojego śpiewu – łkała Gabi.
– Ależ nie, kochanie. – Mama jeszcze mocniej przytuliła młodszą córkę. – Nie śmiejemy się z tego, jak zaśpiewałaś, tylko z tego, jakich słów użyłaś w piosence. – Delikatnie wycierała łzy z policzków dziecka. – Kasia ma rację, nie siki, tylko Janosiki. Po prostu pomyliłaś słowa i wyszło z tego coś bardzo śmiesznego.
Gabrysia przestała płakać, z uwagą przypatrując się mamie, by sprawdzić, czy aby jej tylko nie pociesza. Widocznie doszła do wniosku, że nie, bo usiadła do stołu i jeszcze pochlipując, zaczęła pałaszować płatki na mleku.
– Jadą siki. – Kate się zaśmiała, wycierając z podłogi resztki dżemu. – Jadą siki, ale głupota.
Gabi natychmiast pokazała siostrze język.
– O, ty gówniaro…
Nie dokończyła, bo poczuła na sobie wzrok mamy, która już się nie śmiała. Jej oczy stały się smutne, szare.
– Znowu używasz tych słów co wczoraj.
Kate wiedziała, że mamie chodzi o ich wieczorną kłótnię, ale zrobiła niewinną minkę i zatrzepotała rzęsami. Na tatę to działało, ale tylko na niego.
– Masz coś konkretnego na myśli? – zapytała.
– Waszą wczorajszą wymianę zdań, a raczej twój monolog, Kasiu, a właściwie słownictwo, którego używałaś.
– Ależ mamo, ona znowu weszła do mojego pokoju bez pytania. – Specjalnie zaakcentowała słowo mojego, aby mama wiedziała, jakie to dla niej istotne. –Przyłapałam tę małą czarownicę na grzebaniu w moich rzeczach.
– Czarownice nie istnieją – powiedziała niewyraźnie Gabi, przeżuwając kolejną porcję płatków. – I nie jestem mała.
– Jak pies je, to nie szczeka, nie mówi się z pełną gębą.
– Kasiu, jak ty się odzywasz? – Mama była już wyraźnie zła. – Co to za słownictwo? Rozumiem, że to twój pokój i mogłaś poczuć się urażona, ale przecież nie musiałaś używać takich słów.
– Mamo, ona grzebała w moich rzeczach. – Znowu zaakcentowała słowo „moich”.
– Nie powinna tego robić bez twojego pozwolenia, porozmawiam z nią o tym. Ty zaś nie powinnaś w taki sposób się do niej odzywać. Nazywając swoją siostrę zasmarkaną gówniarą i szczenięcym pomiotem, troszeczkę przesadziłaś. W tym domu nie używamy takich słów, a poza tym trzynastoletniej dziewczynie nie przystoi tak się wyrażać. Po śniadaniu przeprosisz siostrę.
– Ależ mamo!
– Przykro mi, Kasiu, skończyłam i zdania nie zmienię.
Kate spojrzała na Gabi, a ta z uśmiechem znowu pokazała jej język oblepiony płatkami. Czuła, że do oczu napływają jej łzy. O nie. Nie da satysfakcji tej małej jędzy. Niedoczekanie.
– Nigdy jej nie przeproszę.
Wbiegła po schodach, ale goniły ją słowa mamy, że ma jeszcze piętnaście minut na wyszykowanie się do szkoły, ale nie chciała tego słyszeć. Zatrzasnęła drzwi do swojego pokoju, rzuciła się na łóżko i dopiero wtedy rozpłakała. Kate nie mogła znieść satysfakcji, jaką ujrzała w oczach młodszej siostry. Jak bardzo w tej chwili nienawidziła tej smarkuli. Gdyby był z nimi tata, to na pewno by ją zrozumiał, przytulił i pocieszył, dając dobrą i mądrą radę. Ojca niestety nie ma, ale jest przy niej miś, taka jego namiastka. Sięgnęła po zabawkę i mocno ją przytuliła.
– Ach, misiu, żebyś ty umiał spełniać życzenia. Tak bardzo bym chciała zostać teraz sama, bez mamy i Gabrysi.
– A co z nimi?
– Z nimi? Niech je ktoś zabierze daleko, nie są mi do niczego potrzebne. Chcę być panią swego losu, aby nie musieć spełniać niesprawiedliwych żądań mamy i znosić fochów tej małej gówniary. Niech idą gdzieś daleko, gdzie nikt ich nie znajdzie i…
Dopiero teraz do Kate dotarło, że ktoś w pokoju odezwał się do niej. Przecież jak do niego wchodziła, nikogo w środku nie było. Rozejrzała się dookoła. Nic. Poczuła, że miś, którego cały czas trzymała w objęciach, poruszył się, tak jakby chciał się z nich wyrwać. Ale przecież to niemożliwe, pluszowe zabawki się nie ruszają. Odsunęła niedźwiadka na wyciągnięcie ramion i przyjrzała mu się uważnie. Poruszał oczami, a usta, do tej pory wyszyte czerwona nitką i nieruchome, układały się w drwiący uśmiech.
– Na żądanie niech się stanie. Twoje życzenie, wypowiedziane z taką ogromną pewnością i wiarą, jest dla mnie rozkazem – powiedział cichym, a jednocześnie bardzo złowrogim głosem. – Zabiorę twoją mamę i siostrę tak daleko, że nikt ich nie znajdzie.
Zachichotał piskliwym głosikiem, a już po chwili Kate stała na środku swojego pokoju z pustymi rękami. Zabawka, która jeszcze niedawno była pluszowym niedźwiadkiem, po prostu znikła.
Nie bardzo wiedziała, co się stało. Czy to sen, przywidzenie, a jak nie, to co? Czary? Nie, czarów przecież nie ma. W takim razie jak wytłumaczyć to, co się przed chwilą stało. Może to tylko dziecięca wyobraźnia płata jej figle, bo jak zwykła zabawka może nagle przemówić ludzkim głosem. Przecież nawet mała Gabrysia wie, że nie ma czarów. Gabrysia? Nagle dotarło do niej coś jeszcze. W domu panowała zupełna cisza, a o tej porze powinno być słychać cienki głosik Gabi, a i mama pokrzykiwałaby co chwila, ponaglając córki. Wsłuchała się uważnie. Cisza. Przez jej głowę przeleciało tysiąc myśli, i nagle jedna zatrzymała się gwałtownie. Miś! Co powiedział miś? Ale przecież to nie… To było tylko przywidzenie, omam, wyobraźnia płata jej figle. A jeżeli nie? Jeżeli to, co się stało w tym pokoju przed chwilą, jest prawdą? Na czole Kate pojawiły się kropelki potu. Wybiegła z pokoju, wpadła na schody, skacząc po dwa stopnie naraz.
– Mamo, Gabrysiu!
Jej krzyk odbił się echem od ścian, ale nikt nie odpowiedział. Na dole w kuchni ani w salonie nie było nikogo. Kate sprawdziła cały parter domu, ale mamy i siostry nigdzie nie było. Co robić? Nagle nadzieja zaświtała jej w głowie. Pewnie nie słyszała, jak mama poszła odprowadzić Gabrysię do przedszkola i zaraz wróci. Co prawda nigdy się nie zdarzyło, aby mama zostawiła ją samą, nie informując jej o tym, ale zawsze jest ten pierwszy raz. Może była na nią na tyle zła, że… Teraz najważniejsze, by jak najszybciej wyszykować się do szkoły, nie może przecież jeszcze bardziej podpaść. Mimo to nie mogła powstrzymać drżenia rąk ani łez spływających po policzkach. Wbiegła z powrotem na górę do swojego pokoju, dopadła do szafki i nagle zdała sobie sprawę, że w pomieszczeniu znajduje się ktoś jeszcze. Odwróciła się na pięcie i skamieniała. Na łóżku siedział mały pomarszczony człowieczek w pomarańczowej kurtce, niebieskich pantalonach, wielkich butach i czerwonej czapie na głowie. Ogromna siwa broda okalała jego twarz, z której wystawały duży nos i para czarnych jak węgiel oczu. Kate wprost nie mogła oderwać od niego wzroku.
– Nieładnie tak się w kogoś wpatrywać – zaskrzeczał człowieczek, patrząc spod przymkniętych powiek. – Krasnoludka nie widziałaś?
Kate głośno jęknęła, a oczy jej robiły się coraz większe i większe, nie mogła złapać tchu.
– Opanuj się, dziewczyno, bo zaraz się udusisz.
Głośno wypuściła powietrze.
– Kto, kto? Co, co…
– O kim, o czym i dlaczego – przerwał jej człowieczek.
– Kto, kto, kto ty jesteś??? – wyjąkała Kate.
– Na imię mam Amadeusz, dla przyjaciół Amade, i jestem krasnoludkiem.
– Krasnoludki nie istnieją.
– Co ty nie powiesz. – Amadeusz z rozbawieniem przyglądał się Kate. – Czyli mnie tu nie ma, a twoja mama i siostra siedzą sobie teraz spokojnie w kuchni i jedzą śniadanie?
– Co wiesz o mamie i Gabrysi? – wykrzyknęła. – Co z nimi zrobiłeś? Odpowiadaj natychmiast, bo…
– Bo co?
– Nie staraj się ściemniać, łobuzie, mów w tej chwili! Co z nimi zrobiłeś?
– Ja? Przecież to ty wypowiedziałaś życzenie, trzymając w rękach spełniaka.
– Jak zaraz cię… – Kate zrobiła krok w stronę krasnoludka. – Co miałam w rękach?
– Spełniaka. Przecież kiedy tata dawał ci tę zabawkę – jak wy, ludzie, je nazywacie – to powiedział wyraźnie, że spełni ona każde twoje życzenie. Pamiętasz?
Kate przypomniała sobie dzień, w którym ojciec wręczył jej misia. Rzeczywiście miał jej o nim przypominać, a w chwilach smutku lub strachu spełniać życzenia. „Pamiętaj, aby twoje życzenia były dobrze przemyślane”.
– O, widzę, że pamiętasz – zaskrzeczał krasnoludek. – Tata na pewno nie przypuszczał, że wykorzystasz go do tak niecnych celów. Wstydź się, dziewczyno.
– Amadeuszu, czy nie jesteś za surowy dla Kasi?
Kate odwróciła się na dźwięk głosu i szeroko otworzyła oczy ze zdumienia. Przed nią stała lalka. To znaczy nie mała zabawka, tylko dorosła kobieta wyglądająca jak lalka, która do tej pory siedziała na regale wysoko pod sufitem. Kate natychmiast skierowała tam wzrok. Miejsce było puste.
– Przecież ty jesteś lalką – wydukała przestraszona. – Jak to możliwe, że przybrałaś taką postać? Co tu się dzieje?
Czara goryczy się przelała i Kate, zasłaniając oczy dłońmi, rozpłakała się przeraźliwie. Kobieta podeszła do niej i wyciągając ręce, przytuliła ją mocno. Kate miała wrażenie, że to mama i całą sobą się w nią wtuliła, jeszcze bardziej szlochając.
– Nie bój się, Kasiu. To ja, tylko w trochę innej postaci, niż widzisz mnie zazwyczaj. Wiem, że to, co dzieje się w tej chwili, wydaje się dziwne i niemożliwe, ale niestety dzieje się naprawdę.
– Nie, nie wierzę, to musi być sen. Uszczypnę się mocno i wszystko zaraz wróci do normy.
– Tylko siniaków sobie narobisz – odezwał się krasnoludek. – A i tak nic się nie zmieni.
Kate, ocierając oczy, odsunęła się od kobiety-lalki.
– Amade, przestań w tej chwili. Dajmy Kasi trochę czasu na oswojenie się z sytuacją. Ona jeszcze nie zdaje sobie sprawy z tego, co zrobiła.
– Ale ja nic nie zrobiłam – wykrzyknęła Kate. – Co wy tu w ogóle robicie i kim jesteście?
– To jest krasnoludek Amadeusz, a ja jestem Saba.
– Królowa Saba – zaskrzeczał Amade. – Władczyni i królowa Królestwa Nadziei.
Kate dopiero teraz przyjrzała się z uwagą kobiecie. Miała na sobie takie samo ubranie jak jej lalka i tylko wielkość oraz ciepłe, pełne miłości oczy świadczyły o tym, że nie jest zabawką. Jeszcze jedno zwróciło uwagę dziewczynki. Ze zdziwieniem stwierdziła, że nie przeszkadza jej, kiedy mówi do niej „Kasiu”.
– Jak to? W jaki sposób… – Nie wiedziała, jak ma zadać pytanie.
– Chcesz zapewne wiedzieć, jak to wszystko jest możliwe. – Królowa wyciągnęła rękę i jedwabną chusteczką otarła jej oczy. – To ty, Kasiu, spowodowałaś całą tę sytuację swoim życzeniem, wypowiedzianym w nieodpowiednim miejscu i czasie.
– Ale ja wcale nie wypowiedziałam żadnego życzenia.
– Ach, misiu, żebyś ty umiał spełniać życzenia. – Kate z przerażeniem usłyszała swój głos, wydobywający się z otwartych ust krasnoludka. Nie mogła tego słuchać, zatkała szybko uszy rękoma.
– Przestań! – krzyknęła. – To takie straszne.
– Wcale nie. Otwieram usta i już. Sam nie wiem, skąd mi się to bierze, widocznie jestem wyjątkowo uzdolniony.
– Nie to miałam na myśli. Przecież ja tego nie chciałam, to były tylko słowa wypowiedziane w chwili złości. Ja wcale nie miałam takiego życzenia.
– Droga Kasiu! – powiedziała królowa. – Wiele razy człowiek mówi rzeczy, których później żałuje. Ty powiedziałaś je z ogromną pewnością, w chwili złości, to fakt, ale na nieszczęście w rękach trzymałaś spełniaka.
– Kogo trzymałam?
– Spełniaka, sługę Markosa, władcy Królestwa Zła. Mieszka wśród ludzi pod postacią różnych przedmiotów, a w twoim przypadku była to zabawka. Aby stać się pełnoprawnym mieszkańcem Królestwa Zła, musi sprowadzić do swojego pana żywą osobę. Markos czerpie siłę z ludzkiego nieszczęścia i łez, a kto do niego trafi, tego jedno i drugie nie ominie.
– Czy naprawdę istnieje tak straszne królestwo? Kto je stworzył ?
– Zawsze istniały Królestwa Dobra i Zła, zawsze panowała między nimi równowaga. Ale od pewnego czasu zło przybiera na sile. To wy, ludzie, stworzyliście je w takiej formie, w jakiej funkcjonuje obecnie. Wasza złość, brak miłości, zrozumienia, szacunku dla drugiej osoby, gniew, pazerność… Kiedyś złość była zastępowana dobrocią, złe uczynki niwelowane dobrymi, łzy zastępował śmiech. Jednak ostatnimi czasy ludzie coraz częściej życzą sobie wszystkiego, co najgorsze, a dzięki temu królestwo Markosa rośnie w siłę i staje się coraz potężniejsze.
– Czy jest jakaś nadzieja, aby sprowadzić moją rodzinę z powrotem?
– Trzeba mieć wiele odwagi, aby dotrzeć do zamku Markosa, wiele szczęścia i miłości w sercu, ale nawet wtedy nie ma pewności, że uda się sprowadzić twoją rodzinę.
– Czyli jest szansa? Mogę to zrobić! Nie boję się żadnych przeszkód.
– Tylko głupcy się nie boją. – Amadeusz z ciekawością przyglądał się Kate. – Sama nie dasz sobie rady, wejdziesz do tamtego świata i na wieki tam zostaniesz.
– Idę i nikt mnie nie powstrzyma.
Kate zerwała się z miejsca, wyjęła z szafy nieduży plecak i zaczęła do niego wpychać najpotrzebniejsze jej zdaniem rzeczy na podróż w nieznane. Królowa przyglądała się dziewczynce uważnie.
– Moja droga, czy jesteś pewna tego, co mówisz? – zapytała. – Amadeusz ma rację. To długa i niebezpieczna droga, której zwykły śmiertelnik jeszcze nigdy nie pokonał. Nim dotrzesz do zamku Markosa, musisz przejść przez całą Krainę Niemożliwości Istnienia.
– Przez co?
– Niemożliwości Istnienia. Nazywa się tak, bo ludzie uważają, że jest niemożliwe, aby istniała.
Kate z uwagą słuchała słów królowej, miała wrażenie, że zabrzmiały jakoś złowrogo. Może chce ją zniechęcić do tej eskapady, ale jeżeli nie uda się w tę podróż, to co stanie się z mamą i Gabi? Spojrzała jeszcze raz w oczy władczyni Krainy Nadziei, i z radością stwierdziła, że widzi w nich troskę i… miłość?
– Królowo Sabo! Wszystko tak szybko się toczy i jest takie niemożliwe, że jeszcze nie mogę w to do końca uwierzyć. Bardzo cię jednak proszę o wskazanie mi drogi, jeżeli znasz sposób, aby dostać się do Krainy Niemożliwości Istnienia. To ja doprowadziłam do tej sytuacji i ja muszę ponieść konsekwencje moich słów. Nie pozwolę, aby mama i Gabrysia cierpiały przez moją nierozwagę. Wierzę, że zdołam pokonać wszelkie trudności i sprowadzę moich najbliższych z powrotem.
Królowa zamyśliła się, a po chwili powiedziała:
– Kasiu, zaskoczyła mnie twoja wiara i oddanie rodzinie. Wiem, że to tylko słowa, ale czuję też, że wypowiedziane prosto z serca. Zgoda, pomogę ci.
Amadeusz, słysząc te słowa, aż podskoczył.
– Ależ królowo, chyba nie mówisz tego poważnie, przecież sama nie da sobie rady. Ktoś by musiał z nią iść.
– Masz rację, Amadeuszu – powiedziała, patrząc krasnoludkowi prosto w oczy.
– O nie. Nie, nie, nie i jeszcze raz nie!!! – Amadeusz dosłownie skurczył się z lęku. – Nigdzie się w najbliższym czasie nie wybieram. Poza tym kiedy prosiłaś mnie o pomoc w załatwieniu bardzo ważnej sprawy, to nic nie mówiłaś o niańczeniu dorastających panienek.
– Z Kasią musi iść ktoś, kto zna tamtejsze warunki. Ktoś, dla kogo przebywanie w Krainie Niemożliwości Istnienia nie jest czymś nowym.
– Ale…
– Ktoś odważny, silny.
– No taki jestem, ale…
– Mądry, bystry.
– To cały ja, ale…
– Ktoś, kto nie pozwoli, aby Związek Krasnoludków dowiedział…
– To nie fair – zapiszczał krasnoludek, robiąc się cały czerwony na twarzy. – Ale jeżeli to jest twoje życzenie, pani, spełnię je z rozkoszą.
Skłonił się wytwornie i odszedł w kąt pokoju, mamrocząc pod nosem jakieś niewyraźne zdania.
– Kasiu, będziesz miała najlepszego towarzysza podróży z możliwych. Dam ci jedną radę: zawsze kieruj się głosem serca, a dużo łatwiej rozwiążesz wszelkie problemy. Przyjmij też ten amulet, który pomoże ci w chwili największego zwątpienia.
Królowa włożyła na szyję Kate czerwony kamień na srebrnym łańcuchu. Na kamieniu widniał napis.
Złote litery świeciły tajemniczym blaskiem.
– Co oznacza ten napis? – zapytała dziewczynka.
– Wszystko w swoim czasie, przyjdzie moment, że zrozumiesz treść i docenisz moc, jaką posiada.
– Królowo, dziękuję za wszystko, co dla mnie zrobiłaś.
Saba uśmiechnęła się i delikatnie skinęła głową. Dotknęła palcem ściany, która odsłoniła wirujący otwór. Kate poczuła na swej dłoni dotyk szorstkich palców Amadeusza. Pociągnął ją w stronę otworu, mamrocząc pod nosem ciche skargi skierowane nie wiadomo do kogo. Kate odwróciła się, aby pomachać na pożegnanie, ale w pokoju nie było już nikogo. Na półce panował idealny porządek. Wszystkie lalki siedziały na swoich miejscach.