Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja

Po tamtej nocy - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
25 października 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Po tamtej nocy - ebook

Imprezowy wieczór sprzed piętnastu lat zakończył się brutalną napaścią, po której życie Sary Linton legło w gruzach. Od tamtej pory udało jej się zbudować swój świat od nowa. Jest odnoszącą sukcesy lekarką, zaręczoną z Willem Trentem – którego kocha nad życie – a przeszłość ostatecznie zostawiła za sobą.
Jednak pewnej nocy podczas ostrego dyżuru trafia do niej poturbowana młoda kobieta, której obrażenia okazują się zdumiewająco podobne do jej własnych sprzed lat. Kiedy Sara za wszelką cenę stara się uratować jej życie, uświadamia sobie, że nie udało jej się pogrzebać przeszłości raz na zawsze.

Kategoria: Horror i thriller
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-276-9939-8
Rozmiar pliku: 1,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Dzień dobry, Dani. Poprzedni wieczór był wspaniały… nieczęsto zdarza mi się spotkać kogoś tak inteligentnego i pięknego… rzadkie połączenie.

???

Mam namiary na kogoś z kampanii Stanhope, jeśli wciąż jesteś zainteresowana wolontariatem.

Kim jesteś?

Nie żartuj! Wiem, że wciąż szukają aktywistów. Nadal chcesz pomagać? Mógłbym podrzucić cię po drodze do ich centrali.

Przepraszam, ale to chyba jakaś pomyłka.

Mieszkasz w apartamentowcu Juniper, zgadza się?

Nie, przeprowadziłam się do swojego chłopaka.

Uwielbiam twoje poczucie humoru, Dani. Tak bardzo chciałbym spędzić z tobą więcej czasu. Wiem, że lubisz wyglądać na park przez okno narożnego pokoju. Może poznałabyś mnie z Lordem Pantalonem?

Skąd wiesz o moim kocie?

Wiem o tobie wszystko.

Nasłała cię na mnie Jen? Zaczynam się bać.

Myślę o pieprzyku na twojej nodze i o tym, że chciałbym go pocałować… znowu…

Kim, kurwa, jesteś?!

Naprawdę chcesz wiedzieć?

To nie jest śmieszne. Chcę wiedzieć, z kim gadam.

W szufladzie obok łóżka trzymasz długopis i papier. Zrób listę wszystkiego, czego się boisz. To właśnie ja.PROLOG

Sara Linton trzymała telefon przy uchu, obserwując, jak stażysta bada pacjenta z otwartą raną na prawym ramieniu. Nie był to najlepszy dzień w życiu świeżo upieczonego doktora Eldina Franklina. W ciągu zaledwie dwóch godzin swojej zmiany na oddziale ratunkowym został już zaatakowany przez znarkotyzowanego zawodnika MMA i zrobił pewnej bezdomnej kobiecie badanie per rectum, które poszło bardzo, ale to bardzo źle.

– Uwierzysz, że powiedział mi coś takiego?! – W słuchawce aż trzeszczało od złości Tessy, lecz Sara wiedziała, że jej siostra nie potrzebuje zachęty do narzekań na swojego nowego męża.

Nie spuszczała wzroku z Eldina, który nabierając lidokainy do strzykawki, robił takie miny, jakby był Jonasem Salkiem podczas testowania pierwszej szczepionki przeciwko polio. Więcej uwagi poświęcał fiolce niż pacjentowi.

– Wiesz, to po prostu niewiarygodne – ciągnęła Tessa.

Sara bąknęła coś na potwierdzenie, przekładając słuchawkę do drugiego ucha. Odszukała tablet i wyświetliła kartę pacjenta Eldina. Rana była kwestią drugorzędną. Pielęgniarka pierwszego kontaktu odnotowała, że ten trzydziestojednoletni mężczyzna ma tachykardię, temperaturę powyżej 38 stopni, jest silnie pobudzony, oszołomiony i cierpi na bezsenność.

Podniosła wzrok znad tabletu. Pacjent uporczywie drapał się po klatce piersiowej i szyi, jakby coś pełzało po jego skórze, a lewa stopa podrygiwała tak mocno, że łóżko podskakiwało rytmicznie wraz z nim. Powiedzieć, że facet jest w apogeum objawów odstawienia alkoholu, to jak stwierdzić, że słońce wzejdzie jutro na wschodzie.

Eldin nie dostrzegał żadnego z tych objawów, co w sumie nieszczególnie ją dziwiło. Amerykańskie studia medyczne z założenia nie przygotowują do prawdziwej pracy. Pierwszy rok spędzasz na uczeniu się o układach funkcjonujących w organizmie. Drugi przeznaczony jest na tłumaczenie, jak te układy mogą się zepsuć. Na trzecim można zacząć badać pacjentów, ale jedynie pod ścisłym i jakże często niepotrzebnie sadystycznym nadzorem. Czwarty rok stoi pod znakiem mechanizmów selekcji, które niczym w najgorszym pod słońcem konkursie piękności decydują o tym, czy trafisz na rezydenturę do dużej prestiżowej instytucji, czy do odpowiednika kliniki weterynaryjnej w Pipidówce Dolnej.

Eldinowi udało się dostać do Grady Memorial Hospital, jedynego publicznego szpitala w Atlancie i jednego z najbardziej obleganych centrów urazowych w kraju. Nazywano go stażystą, bo wciąż był na pierwszym roku rezydentury. Niestety nie przeszkadzało mu to wierzyć, że pozjadał wszystkie rozumy. Sara zauważyła, że zanim jeszcze pochylił się nad ramieniem pacjenta, by podać znieczulenie, jego mózg odpłynął w siną dal. Eldin zapewne myślał o kolacji, o dziewczynie, do której miał zadzwonić, albo rachował w myślach odsetki od swoich licznych pożyczek studenckich, za których łączną wartość można byłoby kupić niezłą chałupę.

Sara pochwyciła spojrzenie przełożonej pielęgniarek, Johny. Ona też obserwowała Eldina, ale jak każda pielęgniarka zamierzała pozwolić nieopierzonemu lekarzowi uczyć się na własnych błędach.

Lecz nie trwało to długo.

Pacjent pochylił się i otworzył usta.

– Eldin! – zawołała Sara, ale było już za późno.

Wymiociny trysnęły strugą jak z węża strażackiego wprost na fartuch Eldina.

Zachwiał się pod wpływem chwilowego szoku, a potem tak zaczął dyszeć, jakby sam miał ochotę puścić pawia.

Sara nie ruszyła się z krzesła za stanowiskiem pielęgniarskim, patrząc, jak pacjent opada na łóżko, a na jego twarzy momentalnie odmalowuje się poczucie ulgi. Johna odciągnęła Eldina na bok i zaczęła go pouczać, jakby był małym dzieckiem. Jego przerażona mina wyglądała znajomo. Sara także odbywała staż tutaj, w szpitalu Grady’ego, i prawiono jej podobne kazania. Na studiach medycznych nikt nie ostrzega, że właśnie w ten sposób uczysz się być prawdziwym lekarzem – przez upokorzenia i rzygowiny.

– Saro? – zapytała Tessa. – Czy ty mnie w ogóle słuchasz?

– Tak. Przepraszam. – Sara starała się ponownie skupić na słowach siostry. – Co mówiłaś?

– Mówiłam, że chyba nietrudno zobaczyć, że z pieprzonego kosza na śmieci aż się wysypuje! – Tessa prawie nie robiła przerw na zaczerpnięcie powietrza. – Też pracuję przez cały dzień, ale to ja po powrocie do domu muszę sprzątać i składać pranie. Mam oprócz tego gotować obiady i jeszcze wynosić śmieci?!

Sara trzymała język za zębami. Żadna ze skarg Tessy nie była ani nowa, ani trudna do przewidzenia. Lemuel Ward był jednym z najbardziej samolubnych dupków, jakich kiedykolwiek spotkała, co było wielce wymowne, zważywszy na to, że całe dorosłe życie spędziła w opiece zdrowotnej.

– Czuję się tak, jakbym dziwnym trafem znalazła się w jednej ze scen _Opowieści podręcznej_.

– Z książki czy z serialu? – Sara starała się nie zabrzmieć zbyt uszczypliwie. – Nie przypominam sobie akcji z wynoszeniem śmieci.

– Nie powiesz mi chyba, że na początku też tak było.

– Doktor Linton? – Kiki, jedna z salowych, postukała palcami w blat. – Są wyniki rentgena z trzeciej kabiny.

Sara bezgłośnie podziękowała i zerknęła na zdjęcia na tablecie. Pacjentem z trzeciej kabiny był trzydziestodziewięcioletni schizofrenik, który podpisał się jako Deacon Sledgehammer, miał na szyi pręgę wielkości piłki golfowej, 39 stopni i niekontrolowane dreszcze. Bez zażenowania przyznał, że odkąd pamięta, jest heroinistą. Z powodu zrostów żył w nogach, ramionach, stopach, klatce piersiowej i brzuchu zaczął wstrzykiwać narkotyki podskórnie, a potem bezpośrednio do tętnicy szyjnej. Zdjęcia rentgenowskie potwierdziły podejrzenia Sary, lecz nie sprawiło jej to żadnej satysfakcji.

– Mój czas jest tak samo cenny jak jego – gderała Tessa. – To jakiś pieprzony obłęd.

Idąc przez oddział ratunkowy, Sara zgodziła się, ale nie skomentowała. O tej porze nocy zwykle roiło się tu od ofiar postrzałów, dźgnięć, wypadków samochodowych i przedawkowań oraz niemałej liczby zawałowców. Może sprawił to deszcz albo mecz Bravesów grających z drużyną z Tampa Bay, lecz tej nocy na oddziale panował wręcz błogi spokój. Większość łóżek była pusta, a sporadyczne rozmowy przerywały tylko znajome pomrukiwania i popiskiwania aparatury. Formalnie rzecz biorąc, Sara była pediatrą, lecz zgodziła się przyjść na zastępstwo za inną lekarkę, która chciała pójść na konkurs naukowy swojej córki. Po ośmiu godzinach dwunastogodzinnej zmiany najgorsze, co widziała tego dnia, to obrzygany Eldin.

I jeśli miała być szczera, nawet ją to trochę rozbawiło.

– Mama oczywiście nie pomaga – ciągnęła Tessa. – Powiedziała tylko, że złe małżeństwo to wciąż małżeństwo. Co to w ogóle oznacza?

Sara zignorowała pytanie i wdusiła przycisk otwierania drzwi.

– Tessie, wyszłaś za mąż pół roku temu. Jeśli już nie jesteś z nim szczęśliwa…

– Nie powiedziałam, że nie jestem szczęśliwa – zaoponowała, choć każde jej słowo wskazywało na coś wręcz przeciwnego. – Po prostu jestem sfrustrowana.

– Witamy w małżeństwie. – Sara podeszła do wind. – Wolisz przez dziesięć minut kłócić się z nim, że już mu o czymś mówiłaś, zamiast po prostu mu to powtórzyć.

– I to jest twoja rada?

– Bardzo się staram nie udzielać żadnych rad – zaznaczyła Sara. – Posłuchaj, wiem, że to zabrzmi durnie, ale albo znajdziesz jakiś sposób na dogadanie się z nim, albo nie.

– Ty znalazłaś sposób na dogadanie się z Jeffreyem.

Sara odruchowo przycisnęła dłoń do serca, ale upływ czasu złagodził ostry ból, który zwykle towarzyszył każdej wzmiance o jej wdowieństwie.

– Zapomniałaś już, że się z nim rozwiodłam?

– A ty zapomniałaś, że przy tym byłam? – Tessa zrobiła krótką przerwę na zaczerpnięcie tchu. – Dogadałaś się. Ponownie za niego wyszłaś. Byłaś szczęśliwa.

– Byłam – przyznała Sara, lecz problemem Tessy nie był romans na boku ani nawet przepełniony kosz na śmieci, tylko małżeństwo z mężczyzną, który jej nie szanował. – Nie mam przed tobą tajemnic. Wiesz, że uniwersalne rozwiązanie nie istnieje. Każdy związek jest inny.

– Jasne, ale…

Gdy drzwi windy się rozsunęły, głos Tessy jakby zamilkł. Ucichły odległe piski i warkoty szpitalnej maszynerii. Powietrze przeszył elektryczny dreszcz.

Z tyłu windy stał agent specjalny Will Trent. Spoglądał na ekran telefonu, co pozwoliło Sarze na taki luksus, że mogła cicho, bez słowa, chłonąć go wzrokiem. Wysoki i szczupły. Szerokie bary. Pod trzyczęściowym grafitowym garniturem prężyło się ciało biegacza. Jasnoblond włosy były wilgotne od deszczu. Przez lewą brew zygzakiem biegła blizna, a druga blizna znaczyła wargę. Sara dopuściła do siebie rozważania, jak by to było, gdyby ta blizna przywarła do jej ust.

Will uniósł wzrok i uśmiechnął się do Sary.

Odwzajemniła uśmiech.

– Halo? – powiedziała Tessa. – Słyszałaś, co…

Sara przerwała rozmowę i schowała telefon do kieszeni.

Kiedy Will wysiadał z windy, przestudiowała w myślach wszystko, co mogła zrobić, żeby wyglądać lepiej na tym przypadkowym spotkaniu, począwszy od nieskręcania długich włosów w babciny kok na czubku głowy, a skończywszy na skuteczniejszym wytarciu plamy z keczupu, którym ochlapała sobie kołnierzyk fartucha podczas kolacji.

Oczy Willa natrafiły na rzeczoną plamę.

– Chyba masz tu trochę…

– Krwi – wtrąciła Sara. – To krew.

– Jesteś pewna, że to nie keczup?

Pokręciła głową.

– Jestem lekarzem, więc…

– A ja jestem detektywem, więc…

Oboje wyszczerzyli zęby w uśmiechu dokładnie w tym samym momencie, kiedy Sara zauważyła Faith Mitchell, agentkę specjalną współpracującą z Willem, która nie tylko jechała windą razem z nim, ale stała zaledwie krok obok.

Faith westchnęła ciężko i zwróciła się do Willa:

– To ja, ten tego, zacznę.

Gdy Faith udała się w stronę sal dla pacjentów, dłonie Willa powędrowały do kieszeni. Spojrzał na podłogę, potem z powrotem na Sarę, a później na korytarz. Przeciąganie krępującego milczenia stanowiło szczególny talent Willa. Był nadzwyczaj specyficzny. Nie pomagało, że Sara w nietypowy dla siebie sposób zapominała przy nim języka w gębie.

Zmusiła się do mówienia:

– Kopę lat.

– Dwa miesiące.

Sarze zrobiło się niedorzecznie miło, że pamiętał, ile minęło czasu. Czekała, aż powie coś więcej, lecz oczywiście tego nie zrobił.

– Co cię sprowadza? – zapytała. – Pracujesz nad jakąś sprawą?

– Tak. – Z wyraźną ulgą przyjął fakt, że znalazł się na znajomym gruncie. – Facet posprzeczał się z sąsiadem o kosiarkę i odciął mu palce, ale napatoczyli się gliniarze, więc wskoczył do auta i wjechał prosto w słup telefoniczny.

– Prawdziwy geniusz zbrodni.

Coś w jego nagłym wybuchu śmiechu sprawiło, że serce Sary zrobiło dziwnego fikołka. Postanowiła pociągnąć go za język:

– Wydaje mi się, że to zadanie policji z Atlanty, a nie sprawa dla GBI. – Mówiła o Biurze Śledczym stanu Georgia.

– Gość od obcinania palców pracuje dla dilera narkotyków, którego próbujemy przyskrzynić. Mamy nadzieję, że uda się nam przekonać go do zwierzeń.

– W zamian za zeznania możecie… hm… obciąć mu wyrok.

Tym razem nie usłyszała jego śmiechu, od którego przechodziły ją ciarki. Żart był tak suchy, że przydałoby się go czymś popić.

Will wzruszył ramionami.

– Taki mamy plan.

Sara poczuła, jak na szyję wpełza jej rumieniec. Podjęła rozpaczliwą próbę przejścia na bezpieczniejszy grunt:

– Czekam na pacjenta po prześwietleniu. Zwykle nie koczuję przy windach.

Skinął głową i na tym się skończyło, a skrępowanie wróciło niczym bumerang. Potarł palcami szczękę, rozmasowując wyblakłą już bliznę, która biegła wzdłuż wyraźnie zarysowanego podbródka aż do kołnierzyka koszuli. Jego obrączka błysnęła niczym światło ostrzegawcze. Will nie omieszkał dostrzec, że zwróciła na nią uwagę. Wetknął dłoń z powrotem do kieszeni.

– No cóż. – Sara musiała skończyć tę rozmowę, zanim jej policzki staną w płomieniach. – Jestem przekonana, że Faith na ciebie czeka. Dobrze było cię znowu widzieć, agencie Trent.

– Z wzajemnością, doktor Linton. – Will lekko skinął głową, zanim odszedł.

By powstrzymać się od tęsknego patrzenia za nim, Sara wyciągnęła telefon i wysłała siostrze esemesa z przeprosinami za nagłe przerwanie rozmowy.

Dwa miesiące, pomyślała.

Will wiedział, jak się z nią skontaktować, ale tego nie zrobił.

Z drugiej strony ona też wiedziała, jak skontaktować się z Willem, lecz również tego nie zrobiła.

W milczeniu wróciła myślami do ich krótkiej rozmowy, pomijając żart o obcinaniu, żeby znowu nie spiec raka. Nie była pewna, czy Will flirtuje, po prostu zachowuje się wobec niej uprzejmie, czy raczej ona upadła na głowę i za wszelką cenę próbuje się czegoś doszukać. Za to doskonale wiedziała, że Will Trent jest żonaty z byłą detektyw z Atlanty, która miała reputację wrednej zołzy oraz zwyczaj regularnego znikania na długi czas. Mimo to wciąż nosił obrączkę.

Jak powiedziałaby matka Sary: „Złe małżeństwo to wciąż małżeństwo”.

Na szczęście drzwi windy otworzyły się, zanim Sara zdążyła jeszcze głębiej pogrążyć się w odmętach własnego szaleństwa.

– Dobry, doktorko. – Deacon Sledgehammer siedział przygarbiony na wózku inwalidzkim, ale na widok Sary spróbował się wyprostować. Miał na sobie szpitalną koszulę i czarne wełniane skarpety. Lewa strona jego szyi była potwornie opuchnięta i zaczerwieniona. Ręce, nogi i czoło znaczyły liczne okrągłe blizny od podskórnych zastrzyków. – No i co mnie tam dolega, wie pani?

– Wiem. – Sara zastąpiła sanitariuszkę i popchnęła wózek z Deaconem korytarzem, walcząc z chęcią odwrócenia się w stronę Willa niczym żona Lota. – Masz w szyi dwanaście złamanych igieł. W kilku miejscach zrobił się ropień. Dlatego tak spuchła ci szyja i trudno ci przełykać. Masz bardzo poważną infekcję.

– Szlag. – Deacon westchnął chrapliwie. – Brzmi jak wyrok śmierci.

– Prawie. – Sara nie zamierzała go okłamywać. – Trzeba operacyjnie usunąć te igły, a potem musisz tu zostać co najmniej tydzień na kroplówkach z antybiotykami. Mam nadzieję, że jakoś poradzisz sobie z odwykiem, ale tak czy owak, nie będzie lekko.

– Cholera – mruknął. – Przyjdzie mnie pani odwiedzić?

– Oczywiście. Jutro mam wolne, ale będę tu przez całą niedzielę. – Zeskanowała identyfikator, żeby otworzyć drzwi. W końcu zdobyła się na ten luksus i spojrzała za siebie na Willa. Był na drugim końcu korytarza. Patrzyła, dopóki nie skręcił za róg.

– Dał mi swoje skarpetki.

Sara odwróciła się do Deacona, a on mówił dalej:

– W zeszłym tygodniu, koło ratusza. – Wskazał parę grubych skarpet, które miał na sobie. – Było zimno jak diabli. Ten koleś zdjął skarpetki i mi je dał.

Serce Sary powtórzyło swoją małą ekwilibrystyczną sztuczkę.

– To miło z jego strony.

– Pieprzony gliniarz pewnie założył w nich podsłuch. – Deacon przycisnął palec do ust, żeby ją uciszyć. – Uważaj na to, co mówisz.

– Jasne. – Nie zamierzała kłócić się ze schizofrenikiem cierpiącym na zagrażającą życiu infekcję. Już raz wdała się z nim w długą dyskusję na temat jej kasztanowych włosów i leworęczności.

Popchnęła wózek w stronę trzeciej kabiny, a potem pomogła Deaconowi przenieść się na łóżko. Jego ramiona były suche i sztywne jak patyki na podpałkę. Był niedożywiony. Włosy miał posklejane od kurzu i brudu. Brakowało mu kilku zębów. Nie miał jeszcze czterdziestki, ale wyglądał na sześćdziesiątkę, a ruszał się jak osiemdziesięciolatek. Nie była pewna, czy przeżyje następną zimę. Heroina, żywioły albo kolejne infekcje dokończą dzieła.

– Wiem, co sobie myślisz. – Deacon odchylił się na łóżku z jękiem stetryczałego człowieka. – Chcesz zadzwonić do mojej rodziny.

– A ty chcesz, żebym zadzwoniła?

– Nie. Ani do opieki społecznej. – Podrapał się po ramieniu, wbijając paznokcie w okrągłą bliznę. – Posłuchaj, jestem kupą gówna, jasne?

– Nie zrobiłeś na mnie takiego wrażenia.

– Może akurat miałem dobry dzień. – Jego intonacja wywinęła kozła na ostatnim słowie, jakby właśnie dotarło do niego, że wcale nie jest pewne, czy dożyje do jutra. – Z głową jest u mnie, jak jest. No i ten nałóg. To znaczy, kurwa, kocham ćpać, ale ludzie nie mają ze mną lekko.

– Trafiły ci się trefne karty. – Sara starała się zachować spokojny ton głosu. – Co nie znaczy, że jesteś złym człowiekiem.

– Jasne, ale wiem, ile zdrowia kosztowałem swoją rodzinę. W czerwcu będzie dziesięć lat, jak się mnie wyrzekli, i nie mam im tego za złe. Dałem ku temu mnóstwo powodów. Kłamstwa, kradzieże, oszustwa, bójki. Tak jak mówię, kupa gówna.

Sara oparła łokcie o poręcz łóżka.

– Co mogę dla ciebie zrobić?

– Jeśli nie przeżyję, zadzwonisz do mojej matki i dasz jej znać? Nie to, żeby się przejęła czy coś. Tak szczerze myślę, że jej ulży.

Sara wyciągnęła z kieszeni długopis i notes.

– Zapisz jej imię i numer.

– Powiedz jej, że się nie bałem. – Docisnął długopis do papieru tak mocno, że aż zaskrzypiało. Z oczu pociekły mu łzy. – Powiedz jej, że nie mam do niej żalu. I jeszcze… powiedz, że ją kochałem.

– Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie, choć oczywiście obiecuję, że w razie czego zadzwonię.

– Ale nie wcześniej, dobrze? Nie musi wiedzieć, że żyję. Tylko że… – Głos uwiązł mu w gardle. Oddał notatnik i długopis trzęsącymi się rękami. – Wiesz, do czego zmierzam.

– Wiem. – Sara położyła mu dłoń na ramieniu. – Zadzwonię na chirurgię. Założymy ci wkłucie centralne i podamy coś, dzięki czemu będzie ci trochę lepiej.

– Dzięki, doktorko.

Sara zaciągnęła za sobą zasłonę. Sięgnęła po telefon za stanowiskiem pielęgniarskim, zadzwoniła na oddział chirurgiczny i wystukała polecenie założenia wkłucia.

– Hej. – Eldin wziął prysznic i przebrał się w czysty fartuch. – Napakowałem mojego pijaczka dożylnym diazepamem. Czeka na łóżko.

– Dołóż mu multiwitaminę i pięćset miligramów tiaminy, żeby zapobiec…

– Encefalopatii Wernickego – wtrącił Eldin. – Dobry pomysł.

Sara pomyślała, że zachowuje się trochę zbyt buńczucznie jak na kogoś, kto dopiero co oberwał wymiocinami. Jako jego przełożona – choćby na tę jedną noc – powinna go tak naprostować, żeby więcej się to nie powtórzyło.

– Eldinie, to nie jest pomysł, tylko uznana procedura mająca na celu zapobiegnięcie napadom i uspokojenie pacjenta – powiedziała. – Detoks to piekło na ziemi. Twój pacjent wyraźnie cierpi. To nie pijaczek, tylko trzydziestojednoletni mężczyzna, który zmaga się z uzależnieniem od alkoholu.

Eldin miał na tyle przyzwoitości, by zrobić zawstydzoną minę.

– Jasne. Masz rację.

Jednak Sara jeszcze nie skończyła:

– Czytałeś notatki pielęgniarki? Zrobiła z nim dość obszerny wywiad środowiskowy. Powiedział, że pije cztery do pięciu piw dziennie. Nauczyli cię w ubiegłym roku praktycznej zasady dotyczącej picia?

– Zawsze podwajaj ilość alkoholu podaną przez pacjenta.

– Zgadza się – potwierdziła. – Twój pacjent powiedział też, że próbował zerwać z piciem. Przestał z dnia na dzień trzy dni temu. To też jest w jego karcie.

Wstyd na twarzy Eldina ustąpił wściekłości.

– Dlaczego Johna mi o tym nie powiedziała?

– A dlaczego nie przeczytałeś jej raportu? Miał ciężkie objawy grypowe i drapał się, jakby uroił sobie mrówki chodzące po skórze. – Sara zauważyła, że zawstydzona mina wróciła na swoje miejsce, co zaliczyła Eldinowi na plus. Dotarło do niego, że wina leży po jego stronie. – Wyciągnij z tego wnioski. A następnym razem przyłóż się trochę bardziej do opieki nad pacjentem.

– Masz rację. Przepraszam. – Eldin wziął głęboki oddech i westchnął. – Jezu, czy ja to kiedykolwiek ogarnę?

Sara nie umiała kopnąć leżącego.

– Powiem ci to, co usłyszałam od swojego lekarza prowadzącego: albo jesteś cholernie dobrym lekarzem, albo psychopatą, któremu udało się wykiwać nawet najmądrzejszą osobę, która kiedykolwiek cię nadzorowała.

Eldin się roześmiał.

– Mogę cię o coś zapytać?

– Jasne.

– Robiłaś rezydenturę tutaj, prawda? – Poczekał, aż Sara kiwnie głową. – Doszły mnie słuchy, że miałaś zaklepane stypendium u doktor Nygaard na kardiochirurgii dziecięcej. Robi wrażenie. Dlaczego zrezygnowałaś?

Próbując znaleźć odpowiednie słowa, Sara poczuła kolejną zmianę w powietrzu. Ale nie był to tego rodzaju elektryczny prąd, który przeszył ją na widok stojącego z tyłu windy Willa Trenta. To jej wyrobiona przez lata lekarska intuicja mówiła, że reszta nocy będzie przegwizdana.

Drzwi prowadzące na podjazd do karetek raptownie się otworzyły, a Johna biegła korytarzem, wyrzucając z siebie:

– Wypadek tuż obok! Mercedes wjechał w karetkę. Właśnie wyciągają ofiarę z samochodu.

Sara ruszyła truchtem w stronę oddziału urazowego z Eldinem depczącym jej po piętach. Czuła, jak narasta w niej stres, dlatego zwracając się do Eldina, siliła się na spokój:

– Rób dokładnie to, co mówię. Nie przeszkadzaj.

Gdy do środka wbiegli ratownicy medyczni z pacjentką umocowaną na noszach, kończyła zakładać na siebie nowy sterylny fartuch. Wszyscy byli przemoczeni do suchej nitki. Jeden z nich zdał szybki raport:

– Dani Cooper, dziewiętnaście lat, wypadek, utrata panowania nad pojazdem, ból w klatce piersiowej, duszność. Wjechała prosto w karetkę, jadąc jakieś pięćdziesiąt na godzinę. Rana brzucha wygląda na powierzchowną. Ciśnienie osiemdziesiąt na czterdzieści, tętno sto osiem. Płytki oddech po lewej stronie, po prawej prawidłowy. Jest przytomna, kontaktuje. W prawej ręce kroplówka ze zwykłą solą fizjologiczną.

Nagle na urazówce zaroiło się od ludzi niczym w dobrze wyreżyserowanym, acz ekscentrycznym balecie. Pielęgniarki, terapeuta oddechowy, radiolog, transkrybent. Każdy wiedział, co robić: wkłuć wenflon, pobrać krew do badania gazometrii, zrobić próbę krzyżową krwi i porozcinać ubrania, założyć mankiet do pomiaru ciśnienia, pulsoksymetr i elektrody, podać tlen… A nad tym wszystkim czuwał jeszcze ktoś, kto śledzi każdy krok i zapisuje, co zostało zrobione i przez kogo.

– Panel metaboliczny, prześwietlenie klatki piersiowej i brzucha. Dajcie drugą dużą kroplówkę do przetaczania krwi, na wypadek gdybyśmy tego potrzebowali – komenderowała Sara. – Załóżcie cewnik i zróbcie rutynowe badanie moczu, a także pod kątem narkotyków. Tomografia szyi i głowy. Powiedzcie kardiochirurgowi, żeby był w pogotowiu.

Ratownicy przenieśli pacjentkę na łóżko. Twarz młodej kobiety była trupio blada. Szczękała zębami i miała rozbiegany wzrok.

– Dani – powiedziała Sara. – Jestem doktor Linton. Zajmę się tobą. Możesz mi powiedzieć, co się stało?

– Sss… amochód… – wyszeptała Dani z trudem. – Obbbudziłam się www… – Szczękanie zębami nie pozwoliło jej dokończyć zdania.

– Już dobrze. Gdzie boli? Możesz mi pokazać?

Sara patrzyła, jak Dani sięga w kierunku lewej górnej części brzucha. Sanitariusze opatrzyli już powierzchowną ranę po lewej stronie, tuż pod klatką piersiową, ale to jeszcze nie wszystko. Tułów Dani przecinały bordowe pręgi w miejscu, w którym coś – zapewne kierownica – uderzyło ją z dużą siłą. Sara sięgnęła po stetoskop, przytknęła go do brzucha, a potem osłuchała płuca.

– Odgłosy jelit prawidłowe! – zawołała. – Dani, możesz wziąć głęboki wdech? – Rozległ się świst wciąganego z trudem powietrza, a Sara dodała głośno: – Odma opłucnowa po lewej stronie. Przygotujcie drenaż klatki piersiowej. I tacę z narzędziami do torakotomii.

Oczy Dani próbowały śledzić to, co wokół niej się dzieje. Otwierano szafki, ładowano tace, w ruch szły zasłonki, jakieś rurki, betadyna, sterylne rękawice, lidokaina.

– Dani, wszystko będzie dobrze. – Sara pochyliła się nad nią, próbując odwrócić jej uwagę od chaosu. – Spójrz na mnie. Masz zapadnięte płuco. Umieścimy specjalną rurkę w…

– Ja… nnnie… – Dani walczyła o oddech. W panującym harmidrze jej głos był ledwie słyszalny. – Musiałam uciekać…

– W porządku. – Sara odgarnęła jej włosy, sprawdzając, czy nie ma urazów głowy. Z jakiegoś powodu Dani straciła przytomność na miejscu zdarzenia. – Boli cię głowa?

– Tak… to… ciągle słyszę dzwonienie i…

– Rozumiem. – Sara sprawdziła jej źrenice. Najwyraźniej dziewczyna doznała wstrząśnienia mózgu. – Możesz mi powiedzieć, gdzie cię boli najbardziej?

– Zrobił mi krzywdę… – powiedziała Dani. – Chyba… chyba mnie zgwałcił.

Sarę przeszył dreszcz. Dźwięki w pomieszczeniu tak bardzo ucichły w jej uszach, że słyszała tylko napięty głos dziewczyny.

– Dosypał mi czegoś do drinka… – Dani zakaszlała, próbując przełknąć ślinę. – Obbbudziłam się, a on… był na mnie… a potem byłam w aucie, ale nie pamiętam… jak… i…

– Kto? – zapytała Sara. – Kto cię zgwałcił? – Gdy jej powieki zaczęły drgać, dodała głośniej: – Dani, zostań ze mną. – Przyłożyła dłoń do twarzy dziewczyny. Jej usta traciły kolor. – Drenaż, już!

– Zatrzymajcie go… – wyszeptała Dani. – Proszę… zatrzymajcie.

– Kogo? – zapytała Sara. – Dani? Dani!

Utkwiła wzrok w oczach Sary, jakby w duchu błagała ją o zrozumienie.

– Dani?

Powieki dziewczyny znów zaczęły niekontrolowany taniec. A potem znieruchomiały. Jej głowa opadła na bok.

– Dani? – Sara przycisnęła stetoskop do jej piersi. Cisza. Z nieszczęsnej nastolatki uciekało życie. Sara zdusiła w sobie panikę. – Straciliśmy puls. Rozpoczynam reanimację – rzuciła w przestrzeń.

Terapeuta oddechowy złapał resuscytator i maskę, żeby rozpocząć wtłaczanie powietrza do płuc. Sara splotła palce i położyła dłonie na sercu Dani. Resuscytacja krążeniowo-oddechowa była doraźnym środkiem zaradczym, mającym na celu ręczne przepychanie krwi do serca i mózgu, dopóki nie uda się przywrócić normalnego rytmu serca. Sara całym swoim ciężarem naparła na klatkę piersiową Dani. Rozległ się przyprawiający o mdłości trzask ustępujących żeber.

– Kurwa! – Sara czuła, że emocje biorą górę. Wzięła się w garść. – Wiotka klatka piersiowa. Nie można zrobić reanimacji. Elektrowstrząsy.

Johna przygotowała już odpowiedni zestaw. Przykładając łyżki aparatu do bezwładnego ciała Dani, Sara słyszała, jak defibrylator osiąga pełną moc.

Uniosła łokcie, by uniknąć kontaktu z metalowym oparciem łóżka.

– Odsunąć się! – Johna nacisnęła przyciski na łyżkach.

Ciało Dani podskoczyło pod wpływem wyładowania o napięciu trzech tysięcy woltów, przebiegającego przez jej klatkę piersiową. Kardiomonitor piknął smętnie. Przez kilka niekończących się sekund wszyscy czekali, aż serce podejmie pracę, lecz linia na ekranie spłaszczyła się, a urządzenie zaczęło piszczeć.

– Jeszcze raz – zarządziła Sara.

Johna poczekała, aż urządzenie znów się naładuje. Kolejny strzał, kolejne piknięcie. I znowu płaska linia.

Sara rozważyła dostępne możliwości. Resuscytacja odpadała. Defibrylacja nie działała. Otwieranie klatki piersiowej nie miało sensu. Wiotką klatkę piersiową definiuje się jako złamanie co najmniej dwóch sąsiadujących żeber w dwóch lub więcej miejscach, co powoduje destabilizację ściany i zaburza mechanikę oddychania.

Z tego, co Sara mogła stwierdzić, drugie, trzecie i piąte żebro Dani Cooper popękały w wielu miejscach w wyniku uderzenia tępym narzędziem. Ostre kawałki kości swobodnie unosiły się w klatce piersiowej i w każdej chwili mogły uszkodzić serce i płuca. Szanse przeżycia dziewiętnastolatki spadły do jednocyfrowej wartości.

Wszystkie dźwięki, które Sara zablokowała podczas zabiegu, nagle wypełniły jej mózg. Bezcelowe syczenie tlenu. Skrzypienie mankietu do pomiaru ciśnienia. Szelest fartuchów, gdy wszyscy w milczeniu analizowali malejące szanse powodzenia.

Ktoś wyłączył alarm.

– Dobra – powiedziała Sara do samej siebie i nikogo więcej. Miała plan. Oderwała gazę zakrywającą rozcięcie po lewej stronie brzucha Dani i obficie zalała ranę betadyną. – Eldin, opowiedz mi o łuku żebrowym.

– Hm… – Eldin patrzył na dłonie Sary, która zakładała nową parę sterylnych rękawic. – Łuk żebrowy składa się z chrząstki żebrowej, która w przedniej części klatki piersiowej łączy końce żeber z mostkiem. Jedenaste i dwunaste żebro są wolne.

– Zasadniczo kończy się mniej więcej na wysokości linii pachowej środkowej, w obrębie mięśni ściany bocznej. Tak?

– Tak.

Sara wzięła z tacy skalpel. Rozcięła ranę, ostrożnie nacinając warstwę tłuszczu aż do mięśni brzucha. Następnie przecięła przeponę, robiąc w niej otwór wielkości jej pięści.

Spojrzała na Johnę, która przyglądała się jej z otwartymi ze zdziwienia ustami, ale kiwnęła głową. Jeśli Dani miała jakąkolwiek szansę na przeżycie, to właśnie taką.

Sara sięgnęła ręką do rozcięcia. Mięsień przepony otulił jej nadgarstek, a żebra prześlizgnęły się po kłykciach jak klawisze ksylofonu. Zapadnięte płuco sprawiało wrażenie przekłutego balonika. Żołądek i śledziona były śliskie i jędrne. Sara zamknęła oczy, koncentrując się na anatomii, i dotarła do klatki piersiowej Dani. Czubki jej palców musnęły wypełnioną krwią sakiewkę serca. Ostrożnie otuliła organ dłonią. Spojrzała na ekran i ścisnęła.

Płaska linia drgnęła.

Ścisnęła jeszcze raz.

Kolejny skok.

Sara cierpliwie pompowała krew przez serce, uginając palce i kciuk, dostrajając się do naturalnego rytmu życia. Ponownie zamknęła oczy i nasłuchiwała sygnałów z kardiomonitora. Czytała palcami mapę arterii niczym rysunek topograficzny. Prawa tętnica wieńcowa. Tylna tętnica zstępująca. Prawa tętnica brzeżna. Lewa tętnica zstępująca przednia. Tętnica okalająca.

Spośród wszystkich narządów serce budzi najwięcej emocji. Może być złamane, pełne miłości lub radości albo zrobić dziwnego małego fikołka, gdy zobaczysz w windzie swoją sympatię. Kładziesz na nim dłoń, by złożyć przysięgę, okazać wierność, uczciwość lub szacunek. Kogoś okrutnego nazywa się człowiekiem bez serca. O życzliwym i szczerym mawia się, że ma serce na dłoni. A gdy poczujesz ulgę, robi ci się lżej na sercu. Gdy Sara i Tessa były małe, Tessa często przysięgała z ręką na sercu. Podkradała Sarze ubrania, płyty CD albo książki i przyrzekała, że tego nie zrobiła:

– Przysięgam z ręką na sercu, bodajbym umarła.

Sara nie była pewna, czy Dani Cooper umrze, lecz poprzysięgła na serce dziewczyny, że zrobi wszystko, co w jej mocy, by zatrzymać jej gwałciciela.Fot.: Alison Rosa

KARIN SLAUGHTER jest autorką ponad dwudziestu powieści z listy bestsellerów „New York Timesa”, wśród których znajduje się nominowane do nagrody im. Edgara Allana Poego _Miasto glin_ oraz _Moje śliczne_ i _Dobra córka_. Jej książki, wydane dotąd w 120 krajach, sprzedały się w ponad 40 milionach egzemplarzy. _Układanka_ z Toni Collette w roli głównej jest obecnie najchętniej oglądanym serialem oryginalnym platformy Netflix, a telewizja ABC nadaje serial _Will Trent_, w którym w rolę tytułową wcielił się Ramón Rodríguez. W planach są kolejne adaptacje filmowe dla małego ekranu. Karin Slaughter jest założycielką Save the Libraries, organizacji non profit, mającej za cel zarówno wspieranie bibliotek, jak też ich cyfryzację. Urodzona w Georgii, mieszka w Atlancie.

www.KarinSlaughter.com

AuthorKarinSlaughter

SlaughterKarin
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: