po tamtej stronie - ebook
po tamtej stronie - ebook
„Wypróbowany w bojach przyjaciel” pisał o Wacławie Tkaczuku (1942–2018) Edward Stachura, o Tkaczuku znanym ze swojej pracy dziennikarskiej, krytycznoliterackiej, translatorskiej, a przede wszystkim z pracy w Programie II Polskiego Radia i z legendarnej audycji „Wiersze z gazet i czasopism”. Ale Tkaczuk był również poetą - choć wydał za życia zaledwie trzy tomy poetyckie i przyznawał się do około stu pięćdziesięciu wierszy – wyjątkowo charakterystycznym, oszczędnym w słowie, uważnym. "O poezji można mówić tylko wtedy, kiedy się ją czyta, gdy obcuje się z tekstami. To zasada, której chciałbym pozostać wierny. Ideałem byłaby sytuacja, w której wiersz jawiłby się jako rzecz. Daję ci wiersz, daję ci rzecz. Takie urzeczowienie wiersza to wspaniały akt” - deklarował.
"Po tamtej stronie" jest zbiorem przedstawiającym całość dorobku poetyckiego Wacława Tkaczuka, począwszy od bardzo wczesnego debiutu poetyckiego w 1956 roku. W tomie znalazły się również niepublikowane nigdy wcześniej rękopisy oraz zdjęcia z archiwum z poety.
Kategoria: | Poezja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8196-614-6 |
Rozmiar pliku: | 5,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jabłoneczko, twoje gałązki
obracają talerz nieba.
Chyba już nigdy nie zobaczę sadu, w którym tak
żarliwie modliłem się do jabłonki. Miałem wtedy osiem lat.
Niewiele zmieniło się od tego czasu. Nadal nie umiem
powozić końmi ani kosić trawy… Któż mógłby z czystym
sumieniem oddać mi lejce albo kosę?
Przy służbowym stoliku kelnerka zapisuje ołówkiem
zbędne formularze. Przesuwa drewniane gałki liczydła.
Odpędza wyliniałego kota. Kiedy staje się zbyt natarczywy,
wyrzuca go za drzwi. Potem wyciera ręce o listek fartuszka.
Jabłoneczko, twoje gałązki
obracają talerz nieba.***
Tyle łzawych listów rozesłanych po świecie.
I jeszcze butelki po winie, rzucone w trawę.
Zeszłej nocy wyszli z kościołów święci. Ach,
jak lekko kroczyli!… Minęli. Znowu śnię,
zamiast utwierdzać się w czci dla zasad
grzeczności. Nic to. Wystarczy, jak zwykle,
oczyścić buty, a raz jeszcze błyśnie światło
złotego podziału odcinka, zaskomli
u nóg przestrzeń, jaka nas dzieli, gdy
zgodnie z twą wolą odchodzę od zmysłów – do zdania.***
Nie spojrzałem ani razu na ciebie, do
czoła zawstydzonego kleił się listek,
drżący do dziś na cytrynowej witce.
Żegnać się trzeba. Czy jeszcze i teraz
nie wyznam mojej miłości? Wiem,
wszystkiego się domyślasz. Trochę
to ciebie śmieszy, trochę niepokoi.
Wybieram swój los i promień jeden,
zezwoliwszy, by gwiazda odeszła, czy
upadła w zmierzwione zboże, kłos
niedojrzały wciskając w ziemię. Losy
twoje ty dojrzysz jeszcze tego wieczoru,
kiedy płomień ogniska rozluźni
węzeł żywicy, roztrwoni łzę orkiestry.***
Kwiaty. Tu pamięć przystoi o łodygach:
To jednak jest zwalona w lesie sosna,
spełzłe lustro lub deska co najmniej,
i nawet kwiaty pochłonął potok owsa,
róże raz tylko zapachniały – w stajni.
Ach, na metalu mierzwi się włos płowy,
gdy pod kołami wozu tli się koci dygot.
Wkrótce śnieg runie z tajnych pokładów,
gdzie przeciągają strunę obłoki mroźne.
I teraz właśnie owinięte onucą podkowy
winny zadźwięczeć na bruku głośniej:
Tak godzi się wracać do wiśniowego sadu.
1959 r.***
To znów perkusja. To śnieg ogniem się zajął.
Od śreżogi drgnęła, o świcie, igła w kompasie.
To bal się toczy. To korę z jabłoni drze zając.
Śmieszne, jak ramię obnażone trwoży.
Że północ bije? To już, zaiste, nic nie znaczy.
Kto jeszcze zechce dojść tu czegoś, kto zasię
z rozmysłem siebie zdradzi czy wyśmieje?
Po tanie wino dziś Młodsi ode mnie – w kolejce:
Niech się wydaje, że czas wątek znowu podjął.
A krew nasza, gdzie dopływa? Do laboratoriów
zaledwie. Próby przechodzi w poradni „W”.
Takie to są patykiem malowane dzieje.