- promocja
- W empik go
Pocałuj mnie, Artemido - ebook
Pocałuj mnie, Artemido - ebook
Ostra, namiętna, nieprzewidywalna historia, która sprawi, że nie będziecie mogli przestać czytać.
Artemida ma w życiu jeden cel: zemstę. Kiedyś pewien człowiek zabrał jej wszystko, teraz ona chce się na nim odegrać, wykorzystując jego syna. Konsekwentnie realizuje swój misternie ułożony plan, doprowadzając do spotkania z Arturem, młodszym od niej o osiem lat uczniem ostatniej klasy liceum. Chłopak natychmiast wpada w sidła atrakcyjnej kobiety i od tej chwili zaczyna się prawdziwa jazda bez trzymanki. Szalone imprezy, używki, przejażdżki motocyklem, namiętne noce – to wszystko wciąga Artura bez reszty. Artemida już wkrótce się przekona, że nie tak łatwo wcielić w życie plan zemsty, gdy do głosu dochodzą silne uczucia…
Jeśli jesteście gotowi na szalony rajd z Artemidą i Arturem, to tylko na własną odpowiedzialność!
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-68226-87-4 |
Rozmiar pliku: | 2,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Czuję pęd powietrza na odkrytej głowie, wiatr smaga mi skórę twarzy, aż na granicy bólu. Pędzę serpentynami, kładąc moją hondę na zakrętach, niemalże dotykając kolanami asfaltu. Uciekam od przeszłości, od wszystkich złych decyzji, od błędów, od tego, co doprowadziło do tragedii, rozpaczy i ogromnych wyrzutów sumienia. Wiem, że już niczego nie naprawię, na wszystko jest za późno. Jestem złym człowiekiem. Zasługuję na to, aby skończyła się przede mną droga.
Dostrzegam ostry zakręt, widzę ciąg drzew rosnących tuż przy jezdni.
Dodaję gazu.
Gonię cię!
Czekaj na mnie!
Nie mogę żyć bez ciebie!Rozdział 1
Nie rozumiju, Vixen
Ta impreza zapowiadała się fantastycznie. Mój kumpel, Jani, czyli Janusz Mastalerski, zrobił rezerwację w Hacjendzie już na początku sierpnia, bo w tym klubie zawsze był komplet i ciężko tutaj o dobrą miejscówkę na ostatnią chwilę. A zależało nam na loży blisko sceny, gdzie po północy zaczynały się występy utalentowanych i wygimnastykowanych tancerek.
Od września zaczynaliśmy ostatnią klasę renomowanego warszawskiego liceum, dlatego musieliśmy zakończyć wakacje z przytupem. Potem rozpoczynał się dla nas trudny czas, matura, studia i nasze drogi mogły się rozejść. Nie moje i Janiego, gdyż startowaliśmy oboje na Uniwersytet Warszawski, na ekonomię. Obaj byliśmy świetni z matmy, znaliśmy doskonale angielski i niemiecki, dodatkowo uczyliśmy się hiszpańskiego. Mnie czekała przyszłość w korporacji mojego starego, Jani miał zamiar zająć się deweloperką, dzięki inwestycji ojca, który był uznanym chirurgiem plastycznym i właścicielem prywatnej kliniki w Konstancinie. Właśnie tu mieszkaliśmy, nasze rodziny pobudowały swoje domy, znałem się z Januszem praktycznie od kołyski. Byłem jedynakiem, a Jani miał młodszą o dziesięć lat siostrę, Janinę.
Wychowywał mnie ojciec, moja mama zmarła na raka piersi, gdy skończyłem dziesięć lat. Pamiętam ją jak przez mgłę. Ojcu pomagała babcia Ania, jego matka. Kochałem ją całym sercem, niestety zmarła trzy lata temu. Ojciec miał przez ten czas kilka kobiet, ale od jakichś czterech lat związany był z młodszą o ponad dwadzieścia lat Iwoną, z którą łączyła mnie nić sympatii. Ale na takiej zasadzie, jak się lubi daleką ciotkę albo fajną mamę kumpla. Najlepsze w niej było to, że nie przypierdalała się do mnie i nie próbowała bawić się w dom. Ceniłem ją za to.
Od dwóch lat spotykałem się z moją rówieśnicą, Laurą Pelz, która chodziła ze mną do klasy. Laura się zakochała czy coś, ja jednak nie czułem tego samego do niej. Ale dobrze się razem bawiliśmy. Laura także pochodziła z bardzo dobrze sytuowanej rodziny. A jedna z najlepszych warszawskich kancelarii prawniczych Kłodowski & Steinbaum & Pelz należała po części do jej ojca.
Tak więc żyłem sobie w luksusach, beztrosce, jeździłem pięcioletnim mustangiem i korzystałem z życia. Dzisiaj także zamierzałem. To, że „chodziłem” z Laurą, nie oznaczało, że nie mogłem się zabawić, gdy tylko miałem ochotę.
Teraz siedzieliśmy w vipowskiej loży w modnym klubie i wraz z Janem, Piotrkiem i Kosmą obczajaliśmy laski przy barze. Laura z koleżankami też tu była, ale powiedziałem jej, że dzisiaj bawimy się osobno. Dostrzegałem żal w jej niebieskich oczach, ale co mogłem na to poradzić. Od początku wiedziała, jaki rodzaj układu będzie nas łączyć. Zgodziła się, bo za wszelką cenę chciała być dziewczyną Artura „Graba” Grabowskiego, co od razu stawiało ją na szczycie w notowaniach w naszym liceum. Coś za coś, bejbe.
– O, przyszła Kamila, spadam na chwilę. – Jani uśmiechnął się szeroko i ruszył w stronę oszałamiającej blondynki, która stała przy barze i sączyła drinka. Kamila była starsza o dwa lata i Jani całe liceum miał na jej punkcie fazę. Niedawno udało im się spiknąć na jakiejś imprezie i dziewczyna dała się namówić na dzisiejsze party.
– Nie da mu – powiedział Piotrek, popijając piwo.
– Najwyżej lekkie mizianko – zauważył flegmatycznie Kosma.
– A może Jani wcale nie chce tak na szybko? – zaproponowałem inną wersję.
Kumple spojrzeli na mnie jak na wariata.
– Że niby związek? – Piotrek zrobił wielkie oczy.
– To jest możliwe? – Kosma potarł teatralnie brodę.
– Nie wiem. Tak tylko sobie gdybam. – Wzruszyłem ramionami. – Nie wierzę w związki.
– A ty i Laura? – zainteresował się Kosma.
– Przecież on jest z nią tylko na tymczasie – odpowiedział Piotrek.
– Dobrze się bawimy i tyle. Nie zamierzam się żenić ani nic w tym stylu. – Przewróciłem oczami.
– Jasne, ale Laura biega za tobą jak piesek. – Piotrek wywalił język i zasapał, a potem zapiszczał.
– Odpierdol się – mruknąłem, dopiłem drinka i wstałem. – Zaraz wracam.
Kiedy mijałem bar, Laura zaszła mi drogę.
– Zatańczymy?
– Nie teraz, idę do kibla. – Przesunąłem ją w bok i uniknąłem patrzenia jej w oczy, w których zapewne pojawiły się żal i uraza.
Cholera, chyba będę to musiał zakończyć! Niepotrzebnie się ładuję w jakieś uczuciowe pierdoły. Po co mi to?
Kiedy wyszedłem z toalety, w korytarzu zauważyłem ładną wysoką ciemnowłosą dziewczynę, która usiłowała wyrwać rękę z uścisku jakiegoś kolesia.
– Odczep się, człowieku! – usłyszałem.
– Chodź, piękna, zatańczymy. – Szczupły gość, chyba trochę naprany, ciągnął dziewczynę w stronę parkietu.
– Odwal się! Nie zamierzam z tobą tańczyć! Nie znam cię!
Podszedłem bliżej, zauważyłem niemą prośbę w oczach brunetki.
– Ej, koleś, zostaw moją dziewczynę! – Energicznym ruchem wyrwałem rękę nieznajomej z rąk natręta. – Wszystko okej, skarbie?
– Tak, przyczepił się, nie wiem...
– Ej no... Kolo, nie wiedziałem... – tłumaczył się mętnie dupek o blond włosach.
Ewidentnie był nafurany.
– To już wiesz. Spierdalaj! – Znacząco machnąłem do niego głową.
Koleś uniósł dłonie, pokazując, że nie zamierza się stawiać, odwrócił się i odszedł, lekko się chwiejąc.
– Dziękuję ci bardzo! Przyczepił się i nie mogłam... – Dziewczyna potrząsnęła głową. Jej długie włosy zafalowały, a mnie owionął przyjemny kwiatowy zapach. – Wiedziałam, że to było głupie samej przychodzić do klubu. Chciałam tylko potańczyć.
– Słuchaj. Możesz się przyłączyć do mojego towarzystwa. Jestem tu z kumplami, mamy lożę.
– Nie, dziękuję. Ale tobie jestem winna taniec.
Nieznajoma spojrzała na mnie ciemnymi oczami. W nikłym świetle klubowego korytarza wyglądały, jakby były czarne. Tak samo jak długie do pasa włosy. Była cholernie ładna i prawie tak wysoka jak ja. Ja miałem metr osiemdziesiąt pięć, więc ona mogła mieć góra siedem centymetrów mniej. I chyba była ode mnie trochę starsza, ale nie więcej niż rok lub dwa. No, na bank nie miała już nic wspólnego z liceum.
– Czy mogę w takim razie prosić o spłatę długu już teraz? – Uśmiechnąłem się i wskazałem głową wyjście do części klubowej.
– Jasne. Wolę mieć wszystko uregulowane. – Oddała mi uśmiech i znacząco uniosła brew.
Nie zastanawiając się, ująłem jej dłoń w swoją i pokierowałem do oświetlonego ledami przejścia. Po chwili wzmógł się hałas, mocny bit dudnił ogłuszająco i znaleźliśmy się na środku klubowego parkietu. Muzyka nadawała rytm, światła i dym dopełniały klimatu. A my tańczyliśmy, uśmiechając się do siebie naładowanymi endorfiną uśmiechami. W pewnym momencie nieznajoma wyjęła z kieszeni obcisłych dżinsów małą białą tabletkę i położyła ją sobie na języku. Zbliżyłem się do niej, a ona uśmiechnęła się zachęcająco. Przygarnąłem ją do siebie i pocałowałem, zabierając piksę z jej języka. Potem ona także zażyła tabsę, przysunęliśmy się do siebie i pogrążyliśmy w kolejnym mocnym pocałunku. Świat wirował, ja zdawałem się unosić nad parkietem, a dziewczyna smakowała cholernie dobrze. Kiedy dotknąłem jej pośladków i przycisnąłem jej ciało do swojego, teraz obłędnie napalonego, nieznajoma pocałowała mnie mocno i ugryzła lekko w wargę. Potem pociągnęła gdzieś na tyły klubu.
Poszedłem za nią, nie zważając na nic. Byłem jak w amoku. Z reguły nie brałem piksów, zdarzyło się kilka razy, ale zawsze sprawdzałem, z jakiego są źródła. A teraz złamałem jedną z moich kardynalnych zasad, aby nie brać prochów od obcych. Lecz było już za późno. Poczułem przepełniające mnie poczucie szczęścia, energii i mocy. A także podniecenia. Nieznajoma oparła się o ścianę, a ja przycisnąłem jej ciało swoim. Byłem całkowicie gotowy, twardy jak skała.
– Nie robię takich rzeczy. – Dziewczyna wsunęła dłoń w moje gęste jasnobrązowe włosy.
– Ja też nie. A ty chyba trochę kłamiesz.
– Ty też. – Parsknęła i znowu zaczęła mnie całować.
Nie odrywając ust od siebie, dotykaliśmy się gwałtownie, nasze ręce zwiedzały krzywizny i łagodności naszych ciał. Dziewczyna miała pełne piersi, których twarde sutki teraz wciskały się w moje dłonie. Naprawdę dawno tak nikogo nie pragnąłem. Może to zasługa piksów, a może... To ona. Wyzywająca, ale jednocześnie dziwnie ufna i na swój sposób niewinna. Zaczepna, ale potrzebująca wsparcia. Uśmiechnięta, lecz zastanawiająco smutna. Dziwna, niespotykana. Piękna.
Kiedy wsunąłem rękę za pasek jej dżinsów, położyła obie dłonie na moim torsie i lekko odepchnęła. Zabrałem rękę i oparłem się na przedramieniu nad jej głową.
– Jak masz na imię?
– A po co ci ta wiedza?
– Chciałbym się z tobą spotkać.
Dotknęła mnie lekko, rysując na moim policzku delikatną smugę.
– Kiedy ludzie widzą się w świetle dnia, wszelkie tajemnice umykają, a zostają tylko oni. Nadzy, bezbronni i nudni. Tacy zwykli, tacy słabi i pełni kłamstw. Tak jest lepiej. Tak jest ciekawiej. I bezpieczniej. Dla nas wszystkich.
Pocałowała mnie mocno w usta, wywinęła się z moich ramion i zniknęła w tłumie, dymie i świetle.
Pobiegłem za nią, ale już nie mogłem jej znaleźć. Jej ciemne włosy zlały się z dziesiątkami innych ciemnych głów i już nie wiedziałem, gdzie ona jest. Nieznajoma, która wyłoniła się z dymu, światła i piksów.
Gdy wróciłem do swojej loży, Jani bawił się z Kamilą. Wyglądał na całkowicie pochłoniętego tańcem i rozmową z dziewczyną. Piotrek leciał w ślinę z jakąś małolatą, która ukończyła, miejmy nadzieję, piętnaście lat. Wjazd do klubu był od osiemnastki, ale one zawsze znalazły sposób, aby się dostać na krzywy ryj. Kosma był już nieźle ujarany, siedział sam i obserwował tłum. Gdy mnie dojrzał, uśmiechnął się głupawo i poklepał skórzane siedzenie tuż obok siebie.
– Gdzie się podziewałeś, Grabu? No nie można na was liczyć, każdy robi, co chce. A ja muszę tutaj radzić sobie sam. Ale nie jestem sam, tylko razem z moją wierną cudowną gandzią, która jeszcze nigdy mnie nie zdradziła.
– No widzisz. Spotkałem kogoś.
– Kogo?
– Zajebistą dziewczynę.
– Tu są same zajebiste dziewczyny.
– No po takim towarze to na pewno. – Parsknąłem.
W tym momencie zauważyłem ciemnowłosą, stojącą przy barze. Kiedy się do niej zbliżyłem, usłyszałem, jak barman mówi do niej:
– Ata, na drugi raz mnie zawołaj.
– Spoko, Kris, będę pamiętać.
Dziewczyna odwróciła się i wpadła wprost na mnie.
– Cześć. Ata. – Uśmiechnąłem się i przytrzymałem ją za ramiona.
– Jesteś trochę nieustępliwy i trochę natrętny.
– W czymś pomóc, Ata? – Barman zbliżył się do nas, chyba mnie poznał, bo kiwnął do mnie głową, ale widziałem, że w razie czego będzie gotowy na reakcję.
– Spokojnie. Chciałem tylko pogadać.
– Okej, Kris. – Ciemnowłosa uśmiechnęła się do barmana i podeszła do mnie.
– Ata? Co to za imię? – Zdziwiłem się.
– Ciekawe. – Dziewczyna przekrzywiła głowę i wpatrywała się we mnie. – O czym chciałeś pogadać?
– O tym, że... – zawahałem się. – Chciałbym się z tobą spotkać.
– Tak już, szybko? Po jednym całowaniu w klubie? – Uniosła znacząco brew.
Zbliżyłem się i złapałem ją za szyję.
– Kto powiedział, że po jednym? – Pochyliłem się i musnąłem lekko ustami jej usta. Nie odsunęła się, co uznałem za dobry znak.
– Jesteś odważny i trochę bezczelny.
– Tak jak i ty.
Zeskoczyła z barowego stołka i pociągnęła mnie w stronę parkietu. Nie zastanawiałem się. Poszedłem za nią, w sam środek pulsującego i drgającego tłumu. Tańczyliśmy, dotykaliśmy się i całowaliśmy. Ruszała się namiętnie i podniecająco, miała zajebiste ciało, a ja nikogo nigdy nie pragnąłem tak mocno jak jej. Po kilku kawałkach zabrała mnie do oddalonej loży, a tam znowu się całowaliśmy i pieściliśmy przez ubranie. Niemalże doszedłem, a wtedy przestała mnie dotykać, pocałowała mocno w usta i wstała.
– Muszę spadać.
– Co? Nie! – Zerwałem się, nieprzytomny z podniecenia, odurzenia i zafascynowania.
– Niestety, już czas.
– Daj mi... – Zacząłem nerwowo szukać komórki, ale dziewczyna złapała mnie za ramię.
– Jeśli mamy się spotkać, to na bank tak się stanie. To się nazywa przeznaczenie.
– Powiedz chociaż... jak się nazywasz, znajdę cię w sieci.
– Nie korzystam z social mediów. – Pochyliła się i pocałowała mnie w policzek. Poczułem na uchu jej ciepły oddech. – A na imię mam Artemida. Do zobaczenia, Arturze.
I zniknęła.
Ponownie.
Rozpłynęła się w tłumie, dymie i laserowych światłach klubu.
A ja... no cóż. Wiedziałem, że to jeszcze nie koniec.
Po prostu to wiedziałem.
I zastanawiałem się, kiedy właściwie powiedziałem jej, jak mam na imię.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------