- W empik go
Pocałunek śmierci - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
20 maja 2020
Ebook
4,99 zł
Audiobook
5,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Pocałunek śmierci - ebook
Śmierć przyjdzie po każdego, to niezaprzeczalny fakt. Jednak co zrobić, kiedy Anioł Śmierci ukazuje nam się na długo przed śmiercią? Niechybną, ale daleką. Zagadka zaczyna przybierać na sile w momencie, w którym starożytne teksty odsłaniają swoje ukryte znaczenie...
Kategoria: | Fantasy |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-265-2437-6 |
Rozmiar pliku: | 235 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Siedział na rogu biurka jak zwykłe ptaszysko. Skrzydła złożył ciasno wokół ciała i tylko patrzył.
– Odwróć się, podglądaczu – warknęła. – Chcę wstać, a nie mam zamiaru spać w piżamie tylko dlatego, że tu jesteś.
Powoli przekręcił głowę i spojrzał na swoje ciemne stopy.
– Dzięki.
Dźwięk domofonu wyrwał ją spod prysznica. Owinęła się ręcznikiem i, nie zważając na wodę kapiącą z włosów, podeszła do drzwi.
– Tara, jeszcze jesteś w proszku? Przyniosłem ci kawę i pączki – głos Tejka brzmiał radośnie. Jakby za oknem świeciło słońce, a nie zacinał deszcz.
– Nie jadam pączków – mruknęła i wpuściła Tejko na klatkę. Zanim wtoczy się na górę, zdąży się ubrać. Wzięła proszki na uspokojenie, może tym razem pomogą. Nie pomogły. Nadal siedział na biurku, wielki i ciemny.
– Przestań się gapić! – warknęła. – Jezu!
A może lepiej się upić?
– Tara! – Tejko rzucił jej torebkę z pączkami i z kawą w ręku opadł na fotel przed komputerem. Jak zwykle. – Co dzisiaj robimy?
– Ja muszę wyjść.
Popatrzył na nią zdziwiony.
– Wyjść? Dzisiaj nie pracujemy. Przyniosłem nowe moduły.
Stała jak skamieniała. Tejko opierał łokieć na biurku, o milimetry od stóp Sępa, który beznamiętnie obrzucił go spojrzeniem, po czym znów wlepił wzrok w Tarę.
Nie widział go! Nikt go nie widział!
Panika podeszła żółcią do gardła. Szybko zarzuciła kurtkę, upiła łyk kawy i biegiem ruszyła do drzwi.
– Wychodzę, nie wiem, kiedy wrócę – rzuciła kumplowi, który patrzył za nią osłupiałym spojrzeniem.
***
O wizycie u psychiatry myślała od miesiąca. Obudziła się wtedy i ujrzała dziwadło na parapecie, przyglądające się jej nieruchomym wzrokiem. Najpierw wrzasnęła. Kto by nie wrzeszczał, widząc nad sobą wielkiego faceta, siedzącego w kucki z dłońmi opartymi na kolanach, otulonego wielkimi skrzydłami w kolorze falującej sadzy? Potem zarzuciła go pytaniami: kto ty jesteś, do kurwy nędzy, i kto cię tu wpuścił. Reakcja była zerowa.
Chciała go wykopać, ale... nie bardzo miała ochotę go dotykać. Więc rzuciła w niego ciężką, kryształową popielniczką. Siedział na parapecie, więc później musiała wstawić nową szybę. Wtedy zrozumiała, że to coś istnieje tylko w jej głowie, bo popielniczka przeleciała przezeń jak przez powietrze. A gdy poszła szyba, to nawet mu się piórka nie zmierzwiły, choć na dworze porządnie wiało.
Jechała windą na 8. piętro biurowca. Przyjmował tam doktor Ferenc (specjalista od urojeń, pomoże na wszystkie bolączki duszy, dzwoń o każdej porze, jestem, by pomagać), polecony przez Dejnę. Po co ci psychiatra, a, dla sąsiadki. No to, mam jednego, fakt, dziwny, ale pomógł mi, pamiętasz, wtedy gdy cierpiałam na ostrą paranoję i myślałam, że wszystkie baby na mnie lecą, z tobą włącznie, ha, ha.
Winda była pełna milczących ludzi w służbowych uniformach. Tara uniosła głowę. No, jakże mógłby ją opuścić! Gdyby nie zmieścił się w windzie, jeździłaby nią do końca świata i jeszcze dłużej. Ale nie, widziała jego cień na suficie. Siedział na dachu windy.
Doktor Ferenc wyglądał jak bałwan. Okrągła łysa głowa osadzona bez pośrednictwa szyi na okrągłym tułowiu, ruloniki rąk i nóg, kartoflowy nos i paciorki piwnych, świdrujących oczu.
– No więc, tu też jest? – spytał.
Był, siedział w rogu pokoju na czubku stojącej lampy, jakby nie słyszał o grawitacji. Wskazała lampę psychiatrze. Rzucił na nią okiem znad okrągłych okularków. Wrócił do Tary.
– Zreasumujmy. Halucynacja pojawiła się miesiąc temu bez wyraźnej przyczyny, przedtem nie było żadnych snów, żadnych kłopotów osobistych ani w pracy. Pani pracuje jako...
– Grafik komputerowy.
– A próbowała pani zrobić temu zdjęcie?
– Cyfrówką, lustrzanką, kamerą – wzruszyła ramionami, żeby zrozumiał, że nic się nie zarejestrowało.
– No cóż – podrapał się po nosie. – Odruchy ma pani w porządku. Zrobi pani tomografię głowy, czasami... – zacukał się.
– Wiem. Guzy mózgu powodują powstawanie wizji, ludzie słyszą głosy, widzą dziwne rzeczy... – głos jej się załamał. Myślał że co, że ona nie wie w czym rzecz? To było pierwsze, o czym pomyślała, kiedy się okazało, że tylko ona widzi Sępa.
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.
– Odwróć się, podglądaczu – warknęła. – Chcę wstać, a nie mam zamiaru spać w piżamie tylko dlatego, że tu jesteś.
Powoli przekręcił głowę i spojrzał na swoje ciemne stopy.
– Dzięki.
Dźwięk domofonu wyrwał ją spod prysznica. Owinęła się ręcznikiem i, nie zważając na wodę kapiącą z włosów, podeszła do drzwi.
– Tara, jeszcze jesteś w proszku? Przyniosłem ci kawę i pączki – głos Tejka brzmiał radośnie. Jakby za oknem świeciło słońce, a nie zacinał deszcz.
– Nie jadam pączków – mruknęła i wpuściła Tejko na klatkę. Zanim wtoczy się na górę, zdąży się ubrać. Wzięła proszki na uspokojenie, może tym razem pomogą. Nie pomogły. Nadal siedział na biurku, wielki i ciemny.
– Przestań się gapić! – warknęła. – Jezu!
A może lepiej się upić?
– Tara! – Tejko rzucił jej torebkę z pączkami i z kawą w ręku opadł na fotel przed komputerem. Jak zwykle. – Co dzisiaj robimy?
– Ja muszę wyjść.
Popatrzył na nią zdziwiony.
– Wyjść? Dzisiaj nie pracujemy. Przyniosłem nowe moduły.
Stała jak skamieniała. Tejko opierał łokieć na biurku, o milimetry od stóp Sępa, który beznamiętnie obrzucił go spojrzeniem, po czym znów wlepił wzrok w Tarę.
Nie widział go! Nikt go nie widział!
Panika podeszła żółcią do gardła. Szybko zarzuciła kurtkę, upiła łyk kawy i biegiem ruszyła do drzwi.
– Wychodzę, nie wiem, kiedy wrócę – rzuciła kumplowi, który patrzył za nią osłupiałym spojrzeniem.
***
O wizycie u psychiatry myślała od miesiąca. Obudziła się wtedy i ujrzała dziwadło na parapecie, przyglądające się jej nieruchomym wzrokiem. Najpierw wrzasnęła. Kto by nie wrzeszczał, widząc nad sobą wielkiego faceta, siedzącego w kucki z dłońmi opartymi na kolanach, otulonego wielkimi skrzydłami w kolorze falującej sadzy? Potem zarzuciła go pytaniami: kto ty jesteś, do kurwy nędzy, i kto cię tu wpuścił. Reakcja była zerowa.
Chciała go wykopać, ale... nie bardzo miała ochotę go dotykać. Więc rzuciła w niego ciężką, kryształową popielniczką. Siedział na parapecie, więc później musiała wstawić nową szybę. Wtedy zrozumiała, że to coś istnieje tylko w jej głowie, bo popielniczka przeleciała przezeń jak przez powietrze. A gdy poszła szyba, to nawet mu się piórka nie zmierzwiły, choć na dworze porządnie wiało.
Jechała windą na 8. piętro biurowca. Przyjmował tam doktor Ferenc (specjalista od urojeń, pomoże na wszystkie bolączki duszy, dzwoń o każdej porze, jestem, by pomagać), polecony przez Dejnę. Po co ci psychiatra, a, dla sąsiadki. No to, mam jednego, fakt, dziwny, ale pomógł mi, pamiętasz, wtedy gdy cierpiałam na ostrą paranoję i myślałam, że wszystkie baby na mnie lecą, z tobą włącznie, ha, ha.
Winda była pełna milczących ludzi w służbowych uniformach. Tara uniosła głowę. No, jakże mógłby ją opuścić! Gdyby nie zmieścił się w windzie, jeździłaby nią do końca świata i jeszcze dłużej. Ale nie, widziała jego cień na suficie. Siedział na dachu windy.
Doktor Ferenc wyglądał jak bałwan. Okrągła łysa głowa osadzona bez pośrednictwa szyi na okrągłym tułowiu, ruloniki rąk i nóg, kartoflowy nos i paciorki piwnych, świdrujących oczu.
– No więc, tu też jest? – spytał.
Był, siedział w rogu pokoju na czubku stojącej lampy, jakby nie słyszał o grawitacji. Wskazała lampę psychiatrze. Rzucił na nią okiem znad okrągłych okularków. Wrócił do Tary.
– Zreasumujmy. Halucynacja pojawiła się miesiąc temu bez wyraźnej przyczyny, przedtem nie było żadnych snów, żadnych kłopotów osobistych ani w pracy. Pani pracuje jako...
– Grafik komputerowy.
– A próbowała pani zrobić temu zdjęcie?
– Cyfrówką, lustrzanką, kamerą – wzruszyła ramionami, żeby zrozumiał, że nic się nie zarejestrowało.
– No cóż – podrapał się po nosie. – Odruchy ma pani w porządku. Zrobi pani tomografię głowy, czasami... – zacukał się.
– Wiem. Guzy mózgu powodują powstawanie wizji, ludzie słyszą głosy, widzą dziwne rzeczy... – głos jej się załamał. Myślał że co, że ona nie wie w czym rzecz? To było pierwsze, o czym pomyślała, kiedy się okazało, że tylko ona widzi Sępa.
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.
więcej..