- promocja
- W empik go
Pocałunek zwycięzcy - ebook
Pocałunek zwycięzcy - ebook
Sage Fowler jako szpieg i doradca korony zdołała zapewnić swojemu krajowi zwycięstwo, choć zapłaciła za to wysoką cenę. Teraz, jako reprezentująca Demorę ambasadorka, staje przed jeszcze trudniejszym zadaniem: nie dopuścić do wybuchu wojny pomiędzy Demorą a wrogim jej do tej pory królestwem Kimisary. Dwa królestwa mogą tylko stracić , jeśli wybuchnie konflikt zbrojny. Zagrożenie czyhające na nową królową sprawia, że jej zaufana ambasadorka opracowuje desperacki plan.
Kiedy rozmowom pokojowym grozi zerwanie z powodu zamachu stanu, Sage i jej narzeczony, major Alex Quinn, muszą podjąć ryzyko i wprowadzić w życie ten niebezpieczny plan, by odkryć, kto stoi za nasłanymi zabójcami. Stawka jest wyższa niż kiedykolwiek wcześniej, zaś w tej rozgrywce pomiędzy zdrajcami jedyną pewną rzeczą jest kolejna zdrada.
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7686-935-3 |
Rozmiar pliku: | 2,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jak na kogoś, kto nie znosił walki, Clare robiła się w niej całkiem dobra. Sage musiała się teraz namęczyć, żeby pokonać przyjaciółkę, co naprawdę robiło wrażenie, jeśli wziąć pod uwagę, jak zimny był to dzień. Potężne kamienne mury Vinovy, przygranicznej fortecy Demory, chroniły przed zimowymi wiatrami, które hulały po wschodnich równinach, ale nie najlepiej trzymały ciepło. Twierdzę zbudowano przede wszystkim z myślą o tym, by odpierać ataki i stawiać opór w razie oblężenia. Teraz, gdy z położonym na południu królestwem Casmunu nawiązano stosunki dyplomatyczne, ta lokalizacja była wygodna dla Sage, nowej ambasadorki. Jednakże umiejętność samoobrony zawsze mogła się przydać w życiu i dlatego Sage nalegała, by jej najlepsza przyjaciółka i towarzyszka szkoliła się w walce.
Twarz Clare wykrzywił grymas koncentracji, a dłonią w rękawiczce ścisnęła mocniej lekki miecz. Zmrużyła oczy, obserwując przeciwniczkę znad trzymanej w lewej ręce tarczy, ale Sage zwracała uwagę na inne oznaki.
Buty Clare, widoczne spod sięgającej do kolan spódnicy, przesunęły się po ziemi, więc Sage odruchowo odchyliła się w prawo i stanęła mocniej na zamarzniętym gruncie, nadal wyczekując ruchu, który zasygnalizowałby zamiary jej przyjaciółki. Nawet najbardziej doświadczeni wojownicy rzadko kiedy nie zdradzali się przed atakiem mową ciała. Clare, niespełna siedemnastoletnia, była prawie dwa lata młodsza od Sage i rozpoczęła treningi zaledwie kilka miesięcy temu.
Leciutki, szybki ruch zdradził zamiary Clare dosłownie na ułamek sekundy, zanim zaatakowała, ale to wystarczyło. Sage zablokowała uderzenie tarczą, a potem odparowała cios miecza Clare własnym, unosząc ostrze, zataczając nim koło i opuszczając. Ten ruch sprawił, że zbliżyły się do siebie, a rękojeści ich broni sczepiły się ze sobą. Tym razem Sage odsłoniła się na kontratak.
– O czym zapominasz? – zapytała, napierając tak, że czubek miecza Clare dotknął ziemi.
Clare w odpowiedzi obróciła się i uderzyła tarczą w odsłonięty bok Sage.
Tarcza także jest bronią.
Sage z uśmiechem poleciała do tyłu, ale jej przyjaciółka nie była rozbawiona. Machnęła głową, by przerzucić gruby warkocz na plecy. Jej brązowe oczy zalśniły wyzywająco, a drobne ciało zadrżało z powodu innego niż chłód.
– Nie musisz mi tego powtarzać – syknęła Clare.
Rozzłościła się, a to oznaczało, że walka stanie się ciekawsza.
Wściekłość przydawała się w walce – Sage wiedziała o tym na własnym przykładzie. Pozwalała wyostrzyć zmysły i przynosiła przypływ siły oraz wytrzymałości, ale łatwo zmieniała się w brawurę i nieostrożność. Jeśli Clare straci nad sobą panowanie, Sage może być zmuszona zareagować w sposób, który zrobi krzywdę przynajmniej jednej z nich.
– Jestem gotowa – rzuciła wyzywająco Clare, chociaż jej słowa tłumiła tarcza.
Sage ostrożnie zrobiła kilka kroków w prawo, zmuszając Clare, by zmieniła pozycję, a zarazem dając sobie czas do namysłu. Co zrobiłby Alex?
Myśl o nim wywołała mimowolny uśmiech. W zeszłym roku Sage uległa atakowi złości podczas sparingu z Aleksem, a on rozbroił ją wtedy i trzepnął mieczem po siedzeniu – wszystko jednym ruchem. Alex nie pogarszałby sytuacji. Zachowałby chłodną głowę, walczył z nią jak z równym, nie zmuszając jej, by się wycofała, ale także nie wycofując się samemu.
Clare czekała na jej ruch. Sage przeszła na lewo, leniwie machając zakrzywionym mieczem. Przez moment błysnął na nim promień słońca, który przebił się przez warstwę chmur.
Przyjaciółka nie dała się sprowokować. Miała w tym momencie przewagę, ale nie trzeba było wiele, by to zmienić.
Sage zaczęła serię podstawowych cięć, pchnięć i kontr, celowo pozbawionych jej osobistego stylu, który wypracowała przez ostatnie półtora roku. Wyobrażała sobie, że jest zegarem na wieży kościelnej – koła zębate, wahadło i wskazówki obracają się, ale pozostają zakotwiczone w jednym miejscu, co sprawia, że ich ruch jest przewidywalny. Słychać było tylko ich ciężkie oddechy i miarowy szczęk metalu uderzającego o metal.
Tylko najlżejsze drgnięcie podpowiedziało, że Clare zamierza zaburzyć ten rytm. Sparowała cios i wyprowadziła cięcie skierowane na nogi Sage, tak precyzyjne, że przecięło materiał spodni. Clare otworzyła szerzej oczy z zaskoczenia, ale Sage nie dała im dość czasu, by mogły pozwolić sobie na lęk. Sparing całkowicie zatracił charakter formalnych, rutynowych ćwiczeń. Nawet jeśli żadna z nich nie chciała naprawdę zranić przeciwniczki, walka nagle stała się bardziej rzeczywista. Obchodziły się, skoncentrowane, z leciutkimi uśmiechami.
Sage atakowała nieustępliwie, powoli wyczerpując pokłady złości Clare. Przyjaciółka zdołała opanować emocje, więc udawało się uniknąć naprawdę niebezpiecznych ciosów, jeśli nie liczyć przeraźliwego zgrzytu mieczy po tarczach.
Po niemal dwudziestu minutach płomień całkowicie wygasł. Sage oparła się o belę siana leżącą koło padoków i skubała dziurę w spodniach. Znowu zaczęła odczuwać zimno, najpierw w czubeczku nosa. Oddech siedzącej obok niej Clare, powoli uspokajający się po gwałtownym wysiłku, zawisał w powietrzu obłoczkami. Clare co kilka sekund spoglądała z poczuciem winy na nogę przyjaciółki, ale Sage celowo ignorowała jej troskę. Nie przypuszczała, żeby skóra została przecięta, chociaż przez rękawiczkę nie była tego całkiem pewna. Tak czy inaczej nie chciała, by Clare czuła się za to odpowiedzialna.
– Wydaje mi się, że ubranie daje ci przewagę – zauważyła swobodnie Sage. – Trudniej zobaczyć, co robią wyżej twoje nogi. To sprawia, że jesteś mniej przewidywalna.
– W końcu w czymś cię pobiję – odparła Clare i obciągnęła spódnicę jak najbardziej w dół. Pod spodem nosiła rajtuzy dostatecznie grube, by zamaskować kształt nóg, ale nadal trochę się krępowała. W jej głosie nie było jednak goryczy, tylko zmęczenie, a to stanowiło dobry znak.
Sage zadrżała i przesunęła dłonią po włosach, odgarniając te, które wymknęły się z krótkiego końskiego ogona. Kształt jej cienia podpowiadał, że wygląda jak zmokły kot. Mahoniowy warkocz Clare jak zawsze prezentował się nienagannie.
– Mamy jeszcze trochę czasu, żeby poćwiczyć tashaivar – powiedziała Sage, patrząc na położenie słońca.
W tym momencie zadzwonił dzwon w kaplicy. Jego dźwięk odbił się echem od surowych kamieni i murów fortecy, oznajmiając, że od południa minęły już trzy godziny.
Clare zerwała się ze świeżą energią.
– Nie, nie mamy.
Sage jęknęła w duchu, ale umowa była umową – Clare szkoliła się w walce pod okiem Sage, zaś Sage odbywała pod kierunkiem przyjaciółki lekcje dyplomacji. Poza tym naprawdę potrzebowała teraz gorącej kąpieli. Zimno przenikało ją aż po czubki palców, a pot zgromadzony pod ubraniem w stylu casmuńskim, które założyła na trening, dodatkowo chłodził jej skórę. Luźne spodnie i kaftan były przeznaczone do noszenia na pustyni i jak najszybszego oddawania ciepła. Chociaż zęby zaczęły jej szczękać, Sage zaproponowała, że odniesie także broń Clare, żeby przyjaciółka mogła się odświeżyć jako pierwsza.
Kiedy Sage weszła do przebieralni przylegającej do ich apartamentów, Clare już skończyła się myć. Parę miesięcy temu, gdy przyjechały do Fortecy Vinova, Sage martwiła się, że umieszczenie przyjaciółki w komnatach przeznaczonych dla żony ambasadora oddelegowanego na tę przygraniczną placówkę będzie nadmiernym okrucieństwem. Clare miała przecież poślubić syna poprzedniego ambasadora, lorda Gramwella, który w swoim czasie miał iść w ślady ojca. Przez dziewięć miesięcy mieszkała z rodzicami narzeczonego i przygotowywała się do nowej roli w życiu.
Teraz wszystko się zmieniło.
Porucznik Lucas Gramwell zginął od kimisarskiej strzały, ale Sage nie zapominała, że stało się to, gdy ją ochraniał. Clare nie obwiniała jej o to, chyba że w chwilach największej słabości, które – na szczęście – stawały się coraz rzadsze. Poza tym Sage także nie wyszła z tej bitwy bez szwanku. Wiele nocy przespały z Clare w jednym łóżku, pocieszając się, gdy dręczyły je złe sny. Teraz koszmary powracały może raz na tydzień i najczęściej to Sage budziła się z krzykiem.
W dzień ataki złości Clare pojawiały się zazwyczaj z błahych powodów i były przez nią tłumione aż do chwili, gdy wybuchały podczas treningu, obiadu lub lekcji dyplomacji. Sage doświadczała podobnych uczuć po śmierci ojca sześć lat temu, więc nie potępiała za to przyjaciółki. Tylko czas mógł naprawdę uleczyć ich rany.
Sage prawą ręką poluzowała tasiemki kaftana, a lewą zanurzyła w wodzie. Idealna temperatura. Zrzuciła resztę przepoconych ubrań i wskoczyła do wanny. Clare przewróciła oczami, gdy woda chlusnęła na wypolerowaną drewnianą podłogę, ale Sage ledwie to zauważyła. Zanurzyła głowę i ściągnęła rzemień przytrzymujący jej krótkie, piaskowe włosy. Lewy bok mrowił ją bardziej niż powinien, ale zignorowała go, wynurzyła się i sięgnęła po butelkę płynu do włosów.
– Prawie się nam skończył – powiedziała, wyciągając korek zębami, żeby nie wynurzać z wody lewej ręki. Z otwartej butelki zaczął się unosić zapach kwiatu pomarańczy i jaśminu.
– Ja się tym zajmę. – Clare zasznurowała gorset prostej szarej sukni i podeszła, by pomóc Sage wylać resztę płynu z butelki. Nie ograniczyła się do zwilżenia nim włosów przyjaciółki, tylko zaczęła go wcierać. Często robiła takie rzeczy, w dyskretny sposób przepraszając za swoje wybuchy. Sage nie uważała, by te milczące przeprosiny były konieczne, ale wiedziała, że przyjaciółka czuje się dzięki temu lepiej.
– Kiedy miałaś jakieś wieści od majora Quinna? – zapytała swobodnie Clare, jakby nie wiedziała doskonale. Pytanie o narzeczonego Sage było kolejnym sposobem na załagodzenie wcześniejszego spięcia.
Wspomnienie Aleksa sprawiło, że policzki Sage pociemniały. Postarała się odpowiedzieć równie swobodnie:
– Dwa dni temu.
– Jak idzie im trening?
Alex dowodził Norsarami, elitarnym batalionem w siłach zbrojnych Demory. Zeszłej wiosny ta jednostka została powołana na nowo po dwudziestu latach od rozwiązania. Pierwsi wyszkoleni żołnierze zdążyli się już przydać do odparcia sił kimisarskich, atakujących od południa przez terytorium Casmunu. Teraz Norsarzy powiększyli liczebność do pełnego batalionu, co było planowane od początku, ale obecnie stało się koniecznością. Król Kimisary, Ragat, zginął w Bitwie Czarnego Szkła i nikt w Demorze nie był pewien, czego się spodziewać po ciepłej wiosennej pogodzie i nowym władcy. Cokolwiek to miało być, Norsarzy znajdą się na linii frontu, a wraz z nimi Alex. Sage starała się nie myśleć o zwiększających się odległości i niebezpieczeństwie. Ostrożnie wytarła ręcznikiem różowo-białe blizny na nodze.
– Ukończyli już siódmy tydzień treningu.
Clare spłukała włosy Sage wodą z małego dzbanka.
– Czy uda mu się nas odwiedzić?
Sage potrząsnęła głową i otarła pianę z oczu.
– Nie będzie mógł wyjechać na tak długo.
Obóz treningowy znajdował się prawie dwieście pięćdziesiąt kilometrów na zachód. W najlepszym razie oznaczało to cztery dni na podróż do Vinovy i tyle samo na powrót, zaś zimowa pogoda nie ułatwiała sprawy.
– Może za sześć tygodni, kiedy skończą.
Wiedziała jednak, że Alex tego nie zrobi. Nie mógłby uzasadnić takiego wyjazdu w obliczu wszystkich swoich obowiązków – szczególnie że nie byli małżeństwem, zaś Alex zgodnie z prawem nie mógł jej poślubić, dopóki nie ukończył dwudziestu czterech lat. Sage zmarszczyła z namysłem czoło i policzyła w myślach dni od zimowego przesilenia. Uśmiechnęła się.
Jutro będą jego urodziny. Został im tylko rok oczekiwania.2
Godzinę później to Sage krzywiła się gniewnie. Dlaczego jedzenie było tak skomplikowane?
– Dzisiaj po twojej lewej stronie siedzi diuk z Reyanu, po prawej młodszy książę z casmuńskiej rodziny królewskiej, a ja jestem demorańską hrabiną – oznajmiła Clare ze swojego miejsca po drugiej stronie stołu, na którym znajdowało się więcej talerzy, półmisków, sztućców i kielichów, niż Sage była w stanie zliczyć. – Diuk mówi tylko we własnym języku. Ja znam reyański i demorański, a książę posługuje się kimisarskim i casmuńskim. Do kogo zwrócisz się najpierw i w jakim języku?
Dyplomacja przyprawiała Sage o ból głowy, a czasem nawet o koszmary. Przynajmniej nie musiała się martwić o Kimisarów. Z ich strony Demora w najlepszym wypadku mogła liczyć na niepewny pokój i ciągłe wypieranie się odpowiedzialności za najazdy w Tasmecie. Reyan był tradycyjnym sojusznikiem Demory, ale relacje z Casmunem zostały nawiązane bardzo niedawno. Rodzinom królewskim obu krajów zależało na porozumieniu, jednakże prości ludzie potrzebowali czasu, by zmienić nastawienie po całych wiekach wrogości. Był to delikatny proces, szczególnie po wydarzeniach z ubiegłego lata.
– Czy książę podzielił się ze mną wodą? – zapytała Sage. Casmuńczycy uważali, że nie wypada zwracać się wprost ani używać imienia osoby, której nie zostali oficjalnie przedstawieni.
– Tak, ale było to wiele lat temu i nie jesteś pewna, czy on o tym pamięta.
A niech to, Clare była pomysłowa. Jednak praca ambasadora potrafiła być skomplikowana, a brak przygotowania mógł spowodować katastrofę na skalę międzynarodową. Podczas tych lekcji Sage nie potrafiła pozbyć się wrażenia, że kompletnie się do tej roli nie nadaje. Nagle uśmiechnęła się szeroko.
– Pozwolę, żebyś ty z nimi rozmawiała, podczas gdy ja przyjmę posłańca, który właśnie wszedł.
Clare odwróciła się i zobaczyła ochmistrza Fincha, który zbliżył się ze zwojem przewiązanym fioletową wstążką.
– To coś nietypowego – zauważyła.
Sage rozwiązała wstążkę, rozwinęła pergamin i przez kilka minut w milczeniu studiowała jego treść. Clare kopnęła ją pod stołem.
– Nie potrzebujesz aż tyle czasu, żeby to przeczytać – skarciła przyjaciółkę.
Na twarzy Sage pojawił się jeszcze szerszy uśmiech.
– Chyba zamiast tego księcia po prawej stronie powinnyśmy dać księżniczkę. – Obróciła list, by pokazać Clare, że został napisany po casmuńsku. – Lani przyjeżdża z wizytą.
– Kiedy? – Clare sięgnęła po oficjalnie wyglądające pismo i przeczytała je ze zmarszczonymi brwiami, wolniej niż Sage. – Wcześniej niż w lecie?
– Jutro.
Clare zerwała się na równe nogi, zapominając o lekcji.
– Duchu w niebiosach, musimy się przygotować!
– Czy możemy chociaż najpierw coś zjeść? – Sage popatrzyła tęsknie na przykryte półmiski i nadal puste talerze. Po ćwiczeniach w szrankach zawsze była głodna, a czasem tylko perspektywa jedzenia sprawiała, że była w stanie znieść lekcje etykiety.
– Żartujesz sobie? – Clare była już w połowie drogi do drzwi. Rzuciła przez ramię spojrzenie mówiące, że jeśli Sage nie pójdzie z własnej woli, zostanie powleczona siłą. – Nie będziemy miały czasu nawet na sen.
Sage z westchnieniem odsunęła krzesło od stołu i ruszyła za przyjaciółką, ale najpierw zabrała jeden rogalik. A może nawet trzy.
Sage widziała kiedyś, jak oddział Norsarów rusza do bitwy bez przygotowania. Tylko z tym kojarzyło się jej zamieszanie, jakie przez następne godziny panowało w Fortecy Vinova. Clare zajęła się kuchnią i sprawami domowymi, by dopilnować przygotowania jedzenia oraz komnat dla gości.
Alaniah Limistraleddai miała być pierwszą od ponad dwustu lat Casmunką, która przekroczy granice Demory, i nie była zwyczajną wysłanniczką. Nosiła tytuł chessa – księżniczka – i jako siostra króla była najwyższej rangi arystokratką w swoim kraju.
– Ile osób będzie w jej orszaku? – zapytała po raz kolejny Clare.
– Dwanaście – odpowiedziała Sage bez zaglądania do listu. – Plus sześćdziesięciu żołnierzy. – To było niewiele, jeśli wziąć pod uwagę status Lani.
– Mogła dać nam znać z większym wyprzedzeniem – narzekała Clare, licząc oskubane kurczaki.
– „Ambasador jest zawsze gotów na przyjęcie gości” – zacytowała Sage z uśmiechem.
Clare skrzywiła się.
– Dzięki Duchowi, że papa zaczął porządki, kiedy byliśmy tutaj w lecie. Gdyby tego nie zrobił, nasza sytuacja byłaby o wiele gorsza.
Mówiła o ojcu swojego narzeczonego, emerytowanym dyplomacie, który jako ambasador został oddelegowany do położonej niedaleko południowej granicy Fortecy Vinova, gdy Demora przygotowywała się do rozpoczęcia rozmów z Casmunem. Sprawy się skomplikowały z powodu ataku Kimisarów, przez który Sage uciekła do Casmunu z najmłodszym synem króla i przez przypadek stała się pierwszą od pokoleń Demoranką, z którą zetknęli się mieszkańcy tego kraju. Lord Gramwell koordynował poszukiwania księcia, zaś ich kulminacją stała się Bitwa Czarnego Szkła, w której Demorańczycy i Casmuńczycy zwyciężyli siły Kimisary. Jedyny syn lorda Gramwella poległ w tej bitwie, więc kiedy tylko sytuacja się uspokoiła i sprowadzono ciało młodego księcia do domu, pogrążony w żałobie ambasador poprosił o stałe zwolnienie ze swoich obowiązków.
Na jego miejsce wyznaczono Sage, która zatrzymała przy sobie Clare, częściowo dla towarzystwa, częściowo zaś po to, by przyjaciółka po śmierci narzeczonego nie musiała wracać do swojego ojca. W teorii Sage była osobą najlepiej w całym kraju nadającą się na to stanowisko. Nauczyła się języka casmuńskiego i nawiązała osobiste stosunki z rodziną królewską. W praktyce jednak była wciąż osiemnastoletnią plebejką bez formalnego wykształcenia i zastanawiała się, czy w jakimś momencie nie zostanie odwołana z tej placówki. Chociaż król Raymond nigdy nie dawał do zrozumienia, że planuje coś takiego.
Na razie uczęszczała na lekcje Clare, a wiedza przyjaciółki i własne doświadczenia Sage związane z casmuńską kulturą i obyczajami sprawiały, że miała nadzieję, iż sprosta swojemu zadaniu.
Pierwsza prawdziwa próba miała się zacząć za kilka godzin.3
Następnego dnia po południu Sage i Clare stały na szczycie najwyższej wieży strażniczej, otulone w futra, i obserwowały zbliżającą się delegację casmuńską. Sage do tej pory podróżowała najczęściej z jednostkami wojskowymi, więc zaniepokoił ją rozmiar konwoju towarzyszącego księżniczce Lani.
– Po co jej tyle koni i wozów? – mruknęła.
– To prezenty – wyjaśniła krótko Clare. – To nie jest wizyta towarzyska, Sage, zaś zasady dyplomacji wymagają, by zrewanżować się czymś o równej wartości.
Sage pobladła.
– Nie mamy tu jeszcze niczego.
Z powodu konfliktu z Kimisarami w Tasmecie zasoby Demory były na wyczerpaniu. Praktycznie nie można było liczyć na dostawy zbóż i kruszców z zachodniej strony Gór Catrix, a porty na północy w zimie przestawały działać.
– Czy ona wie, że przyjechała o kilka miesięcy za wcześnie?
– Na pewno wie. – Clare potrząsnęła głową. – Nie mam pojęcia, czego od nas oczekuje.
– Myślę, że sporo pomogą ciepłe koce i gorąca woda. – Sage wskazała grubo ubraną sylwetkę na białym koniu. Gdyby nie jechała na przedzie i nie nosiła przy pasie zakrzywionego złotego miecza, Lani byłaby trudna do rozpoznania. – Chyba jest jej zimno.
Na szczęście w okolicy nie brakowało drewna opałowego. W lesie można było znaleźć dostatecznie dużo gałęzi i leżących pni, by nie trzeba było ścinać drzew. Sage poleciła, by w komnatach sypialnych napalić bardziej niż zwykle i zanieść zapas opału do baraków.
– Przygotujcie dwa razy więcej gorącej wody! – zawołała do kamerdynera i pobiegła za Clare na dół, by powitać gości.
Gdy cały orszak wkroczył na dziedziniec, czekały na schodach głównej części twierdzy. Lani wraz ze swoją służbą przejechała przez drugą bramę. Jako księżniczka dalece przewyższała rangą Sage i Clare, więc zbliżyły się, by ją powitać, zanim zsiadła z konia. Dygnęły jednocześnie, ale zanim zdążyły powiedzieć choć słowo, Lani minęła je i bez zaproszenia zaczęła wchodzić po kamiennych schodach.
– Tak, tak – powiedziała w swoim języku. – Pozwólcie mi się rozgrzać, a potem porozmawiamy.
Sage i Clare pognały za księżniczką, która skierowała się prosto do kominka na końcu sali, gdzie witano zwykle gości. Trzy służące pobiegły za nią, zbierając części ubrania, rozrzucane przez ich panią. Najpierw na podłogę poleciał gruby szal, odsłaniając hebanowy warkocz Lani, a potem rękawiczki i wierzchni kaftan. Grube ubranie księżniczki było kunsztownie wykończone, ale podobne do tego, które Sage zakładała podczas treningów. Casmunki nosiły zazwyczaj długie suknie, podobnie jak Demoranki, ale znacznie bardziej praktycznie podchodziły do kwestii zakładania spodni, kiedy jeździły konno lub ćwiczyły tashaivar, wywodzącą się z tego kraju sztukę walki. Lani nie pozostała też obojętna na los swoich służących i skinęła na nie, by dołączyły do niej w kręgu ciepła. Dziewczęta westchnęły z ulgą.
– Proszę o wybaczenie za mój brak manier – powiedziała księżniczka po casmuńsku, wyciągając dłonie do ognia. Na jej brązowej skórze widać było czerwieńsze plamy tam, gdzie była wystawiona na działanie wiatru. – Ale od kiedy przekroczyliśmy rzekę, trzęsę się z zimna. Potrzebowałabym wielu miesięcy, by do tego przywyknąć – westchnęła. W jej zielonkawo-brązowych oczach malowała się rezygnacja. – Skoro jednak minęło już przesilenie zimowe, będzie się robić cieplej, prawda?
– Yyy… – Sage spojrzała szybko na Clare, która także zrozumiała, że Lani wyraźnie planuje dłuższy pobyt. – Dni stają się już dłuższe, Palachesso, ale w Demorze dopiero zaczyna się zimna pora. – Ponieważ Lani otwarła usta ze zgrozą, Sage pospieszyła ją trochę uspokoić. – Jednakże tutaj rzadko kiedy pada śnieg.
– Czym jest „śnieg”? – zapytała Lani, z zainteresowaniem powtarzając demorańskie słowo. – Czy zobaczymy go w Tennegolu?
Większość powierzchni Casmunu pokrywały pustynie lub lasy tropikalne, więc Sage miała trudności z wyjaśnieniem nowego terminu.
– Mówimy tak, kiedy deszcz staje się tak zimny, że zaczyna przypominać wełnę i osiada na ziemi.
Jedna ze służących upuściła trzymane ubrania i zaczęła płakać. Druga próbowała ją pocieszać. Lani spojrzała na dziewczynę, a potem zwróciła się do Sage:
– Feshamay pochodzi z miasta na południowym krańcu Casmunu. Nawet w Osthizie jest dla niej czasem za zimno. Nie obawiaj się – powiedziała do służącej. – Ten „śnieg” na pewno sięga najwyżej do pięt.
Sage i Clare wymieniły spojrzenia. Zapowiadała się ciekawa wizyta.
– Zamierzasz jechać aż do Tennegolu? – zapytała Sage, ponieważ Lani jasno wyraziła zainteresowanie wizytą w stolicy Demory. Sama Sage nie była tam od prawie roku. Kiedy cztery miesiące temu powrócili z Aleksem z Casmunu, spotkali po drodze królewskich posłańców z poleceniem, by Sage cofnęła się do Vinovy i objęła stanowisko ambasadora. Alex dostał awans i pojechał do Tennegolu po nowych rekrutów do batalionu Norsarów, by uzupełnić liczebność jednostki. Sage czuła się odizolowana od świata, brakowało jej Aleksa i tęskniła trochę za stolicą, więc cieszyło ją, że będzie mogła służyć Lani jako tłumaczka i przewodniczka. Także Clare wyglądała na podekscytowaną, chociaż w głowie układała już pewnie wiadomości, które trzeba było wysłać, i listy rzeczy do zabrania.
– Oczywiście, muszę tam jechać – oznajmiła Lani. – Macie dwie księżniczki, a ja muszę wybrać tę, która będzie najlepiej odpowiadać Casmunowi.
Zapowiadała się bardzo ciekawa wizyta.4
Powód niezapowiedzianej wizyty Lani stał się teraz jasny: ponad trzydzieści pustynnych koni oraz wyładowane wozy, które miała ze sobą księżniczka, miały posłużyć jako narzędzia negocjacji. Król Raymond będzie bardziej otwarty na rozmowy o wydaniu jednej ze swoich córek za casmuńskiego księcia, jeśli otrzyma tak wartościowe prezenty.
Sage uznała, że tę rozmowę lepiej będzie kontynuować na osobności. Poza Clare inni mieszkańcy Fortecy Vinova znali tylko podstawowe zwroty po casmuńsku, ale nie należało ryzykować. Ponieważ Lani zapewniła, że zamierza się tutaj zatrzymać na kilka dni, Sage pozwoliła, by Clare odprowadziła księżniczkę do przeznaczonych dla niej komnat, gdzie czekała już gorąca kąpiel, a sama poszła dopilnować zakwaterowania pozostałych Casmuńczyków.
Na dziedzińcu rozładowywano wozy i prowadzono konie do stajni. Obstawa Lani miała własną broń, co oznaczało, że znajdujące się na wozach nowiutkie miecze, włócznie i noże miały stanowić podarunki – to był dobry znak, ponieważ Casmuńczycy dawali broń tylko osobom, którym ufali. Sage będzie musiała powiedzieć królowi Raymondowi o dodatkowym znaczeniu takiego prezentu.
Wróciła do części wewnętrznej i zajrzała do apartamentów gościnnych. Lani urządzała już komnatę zgodnie ze swoim gustem, a jej pokojówki rozpakowywały ubrania i wieszały na nagich ścianach kolorowe gobeliny. Feshamay pociągała nosem i grzebała w kufrze pełnym tkanin.
– Powiedziałam jej, żeby wybrała coś i uszyła ciepłe ubrania – wyjaśniła Lani, popijając przy kominku gorącą herbatę. – To wszystko było przeznaczone dla waszej księżniczki, żebyśmy mogły od razu uszyć dla niej casmuńskie suknie, ale mamy dostateczne zapasy.
– Właśnie, skoro o tym mowa – Sage usiadła naprzeciwko Lani i przesunęła się, żeby jej lewy bok nie był wystawiony na ciepło ognia. Nie była pewna, co jej przyjaciółka ma na sobie pod kocami narzuconymi na ramiona i kolana, ale długie czarne włosy Lani były rozpuszczone i wilgotne po kąpieli.
– Dziękuję ci za to wszystko – oznajmiła Lani i uniosła kubek. – Właśnie tego potrzebowałam.
– Przyjmuję podziękowanie – odpowiedziała formalnie Sage. – Mówiłaś wcześniej…
– Mam dla ciebie nową pochwę – przerwała jej Lani. – Zrobiła ją Reza. Nie zdążyła skończyć przed twoim wyjazdem i dlatego Banneth podarował ci taką prostą pochwę do nowego miecza.
Pierwszy harish, który dostała, przepadł podczas walki i znajdował się teraz gdzieś pod stopionymi kamieniami, od których Bitwa Czarnego Szkła wzięła swoją nazwę. Reza była dziesięcioletnią córką króla Casmunu.
– Przyjmuję ten prezent z wdzięcznością – powiedziała Sage i skorzystała z tego, że Lani umilkła, żeby napić się herbaty. – Dlaczego tu jesteś, Lani? – wypaliła.
Księżniczka zmarszczyła brwi.
– Oczywiście po to, by poznać Demorę. Otworzyć negocjacje handlowe i oficjalnie nawiązać przyjazne stosunki pomiędzy naszymi krajami. Mówiłam ci, że przyjadę.
– Tak, ale spodziewaliśmy się ciebie dopiero za kilka miesięcy.
– Takie były plany, zanim doszły do nas wieści o królu Ragacie – wyjaśniła Lani.
Sage dopiero niedawno dowiedziała się oficjalnie o śmierci kimisarskiego króla. Pogłoski krążyły już od lata, ale w samej Kimisarze bardzo długo ukrywano prawdę. Potwierdzenie plotek przez szpiegów musiało potrwać kilka miesięcy, a potem jeszcze kilka tygodni minęło, zanim wiadomość dotarła do oddalonej placówki, w której znajdowała się Sage. Omawiali z Aleksem w listach możliwe konsekwencje takiego rozwoju sytuacji, ale były to tylko spekulacje.
– Po nieudanym zamachu Sindy – ciągnęła Lani, wzdrygając się lekko – nasi poddani obawiają się, co przyniesie przyszłość, szczególnie w sytuacji, gdy nasze oficjalne relacje z Demorą są nadal niepewne. Jestem tu po to, żeby je oficjalnie nawiązać. – Uśmiechnęła się przekornie. – A także pomóc ci w przygotowaniach do ślubu. Potrzebujesz mnie, jeśli ma on wypaść, jak należy.
Sage poruszyła się niepewnie i pomyślała, że przyjaciółka musiała źle zrozumieć informację o tym, ile Sage i Alex muszą jeszcze czekać.
– To dopiero za rok.
A i to pod warunkiem, że uda im się w ogóle spotkać. Serce Sage ścisnęło się lekko. Wczoraj wydawało jej się, że to już niedługo, ale teraz miała wrażenie, że musi czekać całą wieczność.
– Mogę zostać do tego czasu.
Sage odetchnęła z ulgą.
– Czyli kiedy mówiłaś o wyborze księżniczki…
– Może jechać do Osthizy beze mnie – wyjaśniła beztrosko Lani. – Dzięki temu Casmuńczycy zobaczą, że jesteśmy teraz sojusznikami. Zobaczy to także Kimisara.
Sage była nauczycielką obu córek króla Raymonda – starsza z nich miała dopiero czternaście lat. Na myśl o tym, że jej była podopieczna może zostać tak młodo zmuszona do małżeństwa, Sage zrobiło się nieprzyjemnie.
– Nie sądzę, żeby nasz król był gotów przystać na taki układ.
– Właśnie dlatego potrzebuję twojej pomocy – powiedziała Lani.
– Ja byłam tylko pomocnicą swatki – zaprotestowała Sage. – Zupełnie się do tego nie nadawałam. Zajmowałam się tym przez niecały rok.
Lani otworzyła usta ze zdumienia.
– Banneth nie chce jej poślubić, Saizsch! Ona przecież jest jeszcze dzieckiem, prawda?
Sage myślała jednak o synu króla casmuńskiego.
– Ale Hasseth…
– Ma dwanaście lat. – Lani z brzękiem odstawiła kubek na spodeczek. – Na wielkiego Ducha, Saizsch, kto jak kto, ale ty powinnaś wiedzieć, że mój brat nigdy by czegoś takiego nie zrobił!
To było oczywiste. Banneth miał piętnaście lat i był przerażony, gdy niespodziewanie został królem i zmuszono go, by poślubił dziewczynę, która go nienawidziła. Sage poprawiła się w fotelu.
– A co miałam myśleć, kiedy powiedziałaś, że zamierzasz ubrać demorańską księżniczkę w wasze suknie i zabrać ją do Osthizy?
– No tak – Lani wydawała się odrobinę zakłopotana. – Chcemy tylko, żeby przebywała na naszym dworze przez kilka lat. Jeśli zacznie w tym czasie żywić uczucia do Hassetha, bardzo nas to ucieszy.
Sage zmrużyła oczy.
– Domyślam się, że będzie do tego zachęcana.
– Zrobimy wszystko, żeby była szczęśliwa – odparła spokojnie Lani. – Ale nie będziemy jej zmuszać. – Uniosła idealnie równą brew i wypiła jeszcze łyk herbaty. – Może się też okazać, że nie uznamy jej za odpowiednią kandydatkę na królową. Być może to twój kraj chciałby czegoś, czego nie może dostać.
– Być może – odpowiedziała Sage z identycznym wyrazem twarzy, a potem uśmiechnęła się, gdy księżniczka zrobiła to samo.
Jedna z pokojówek podała Sage kubek casmuńskiej herbaty i dolała tego samego napoju swojej pani. Sage ogrzała palce o porcelanę i westchnęła.
– Brakowało mi tej mieszanki – powiedziała. Róża i jaśmin. To przypominało dobry omen. – Wydaje mi się, że księżniczką, która najlepiej nada się do tej roli, będzie Rose. To słowo, którym nazywamy kwiat risha.
– Uważasz, że wasza Risha dobrze zniesie takie przesadzenie? – zapytała Lani. – Lubi odwiedzać nowe miejsca?
Sage parsknęła w swój kubek. Rose miała bardzo niewiele okazji, by podróżować, i wyznała kiedyś Sage, że doprowadza ją to do furii, ponieważ pragnie przygód jak w powieściach. Demorańska księżniczka zapewne spakowałaby się w jeden wieczór.
– Będzie otwarta na tę propozycję – powiedziała tylko.
Natomiast królowa Orianna…
– Cieszę się, że jesteś po mojej stronie, Saizsch – oznajmiła z zadowoleniem Lani.
– Jestem po stronie Demory – odparła Sage. – A także po stronie Rose.
Lani wzruszyła ramionami.
– Ja zaś przybyłam, by przekonać was, że to ta sama strona.
Wróciły do picia herbaty, a w głowie Sage zaczął się kształtować pewien pomysł. Po kilku minutach dołączyła do nich Clare, robiąc sobie krótką przerwę w już rozpoczętych przygotowaniach do podróży.
– Napisałam wstępną wersję wiadomości zapowiadającej Ich Wysokościom nasze przybycie – powiedziała Clare do Sage, biorąc kubek herbaty. – Kiedy rzucisz na to okiem, przepiszę na czysto i wyślę. Im szybciej, tym lepiej.
– Ile czasu potrzebujemy, by dotrzeć do Tennegolu? – zapytała Lani.
Kurier zmieniający po drodze konie pokonywał dystans dzielący Vinovę od demorańskiej stolicy w dwa tygodnie, ale duży konwój dyplomatyczny potrzebował przynajmniej dwa razy więcej czasu, szczególnie w porze zimowej.
– Około trzydziestu dni – odpowiedziała Sage. – Ale tak się zastanawiałam… – Rzuciła spojrzenie na Clare.
– Tak? – ponagliła Lani, unosząc brwi, gdy Sage nie skończyła zdania.
– Być może miałabyś ochotę zatrzymać się po drodze w obozie Norsarów – oznajmiła niewinnie Sage. – Twoi żołnierze na pewno byliby zainteresowani obserwacją ich treningu. Mogliby razem spędzić kilka dni, demonstrując sobie nawzajem swój styl walki. Jako gest dobrej woli.
– Hmmm. – Księżniczka z namysłem zapatrzyła się w płomienie. – Czy porucznik Casseck nadal służy w tej jednostce?
– Teraz to kapitan Casseck – powiedziała Sage. – Tak.
– Kapi-tan – powtórzyła powoli Lani. – To znaczy, że awansował?
– Owszem.
Zarumienione policzki Lani pociemniały odrobinę, gdy pochyliła się nad swoim kubkiem.
– Wydaje mi się, że powinnam mu osobiście pogratulować.5
Próbował napisać do niej list.
Alex siedział na pryczy w swoim namiocie, z deską na kolanach i piórem w dłoni, z której zdjął rękawiczkę. Pogoda zaczynała się robić w pełni zimowa, chociaż na południu klimat był łagodniejszy. Alex miał na sobie dodatkową warstwę pod brązową kurtką. Była to część nowego munduru, który zaprojektował dla Norsarów, a kolor zapewniał lepszy kamuflaż niż tradycyjna czerń kawalerii, ale Alex nadal odruchowo otrzepywał rękawy, ponieważ kiedy widział je kątem oka, wydawały mu się zakurzone.
Poruszył zmarzniętymi palcami i zmarszczył brwi nad pergaminem czekającym na jego słowa. Słodki Duchu, ależ za nią tęsknił.
Najlepiej, gdyby to było coś, co zastąpiłoby zaginiony list, który Alex wysłał do Sage ponad rok temu, a potem znalazł w jej rzeczach, gdy atak Kimisarów zmusił ją do ucieczki na teren Casmunu. Miał ten list przy sobie, kiedy ruszył w ślad za nią, ale gdy został pojmany i wtrącony do więzienia, spalono całe jego ubranie, by pozbyć się pasożytów. Chociaż tamten list był pełen zdań i opisów, na wspomnienie których Alex rumienił się nawet teraz, Sage najwyraźniej bardzo go ceniła.
Nadal czuł do niej to samo, może nawet silniej niż jeszcze rok temu. Problem polegał jednak na tym, że chwilowo na te uczucia nakładało się rozdrażnienie. Było nim przesycone wszystko, co Alex mógłby napisać.
Źródłem tej frustracji nie były jego obowiązki. Dowodzenie Norsarami stanowiło zaszczyt, o jakim każdy by marzył – nie wspominając o tym, że Alex był teraz najmłodszym majorem w historii Demory. Nie chodziło także o to, że jego wuj, czyli król, wyznaczył Sage na ambasadorkę w Casmunie. Nikt lepiej od niej się do tego nie nadawał. Oboje zajmowali najlepsze na świecie stanowiska w obecnej sytuacji.
Właśnie, chodziło o świat. To świat sprawiał, że nie mogli być razem. Świat i głupi regulamin wojskowy.
W gruncie rzeczy nawet gdyby uchylić ograniczenia dotyczące wieku, w którym oficerowie mogą zawierać związki małżeńskie, niewiele by się zmieniło w ich sytuacji. Misje Norsarów były bardziej ryzykowne i poufne niż misje zwykłych oddziałów, a z nadejściem wiosny spodziewano się nasilenia walk z siłami Kimisarów w Tasmecie. Sage tak czy inaczej byłaby ambasadorką za granicą i nadal miałaby własne obowiązki.
Ale przynajmniej mogliby być naprawdę razem wtedy, gdy udawałoby im się spotkać.
Został im już niecały rok. Niektóre dni były łatwiejsze od innych. W dni nabożeństw żołnierze dostawali czas wolny, ale to tylko sprawiało, że Alex miał więcej czasu, by za nią tęsknić. Ponieważ od rana czuł przypływ złego humoru, wymówił się od towarzystwa innych oficerów, nawet swojego najlepszego przyjaciela i zastępcy, kapitana Cassecka. Nikt nie powinien widzieć, że dowódca dąsa się jak małe dziecko.
Alex zacisnął pięść i uderzył nią o deskę tak mocno, że spadła mu z kolan, a atrament przewrócił się i wylał na kartę oraz na ziemię. Alex szybko podniósł szklany kałamarz i przysypał piaskiem kałużę, przeklinając zrujnowany list. Inna sprawa, że zdążył napisać zaledwie kilka słów. Poprzednio otworzył swoje serce, ale im bardziej się starał, tym trudniej było mu to powtórzyć.
– Czy wolno mi wejść, sir? – rozległ się znajomy głos sprzed wejścia do namiotu.
Alex nie miał nastroju na formalności.
– Wchodź, Cass.
Kapitan Casseck wszedł do środka wraz z podmuchem zimnego wiatru. Słońce zbliżało się do najwyższego punktu na swojej drodze i lśniło ostro na bezchmurnym niebie. Przyjaciel przez kilka chwil stał prosto i spoglądał na Aleksa z góry, jakby starał się go ocenić. Jego jasna czupryna dotykała dachu namiotu.
– Źle się czujesz? – zapytał w końcu.
Nuta rozbawienia w jego głosie rozzłościła Aleksa. Cass zawsze czytał w nim jak w otwartej księdze – potrafił dostrzec jego zainteresowanie Sage już w dniu, gdy po raz pierwszy się spotkali, a ona kompletnie wyprowadziła Aleksa z równowagi.
– Chciałem pobyć trochę sam.
– Właśnie dlatego przyszedłem porozmawiać. – Casseck sięgnął po składane krzesło, obrócił je i usiadł na nim okrakiem, twarzą do Aleksa. Splótł ramiona i popatrzył poważnie na przyjaciela błękitnymi oczami. – Minęło już ponad dziesięć tygodni, od kiedy zrobiłeś sobie jakieś wolne. Musisz odpocząć.
Trening Norsarów był bardzo intensywny, a Alex wiedział, że ludzie potrzebują także odpoczynku, więc wszyscy od czasu do czasu dostawali dodatkowy wolny dzień. Większość żołnierzy odwiedzała jedną z dwóch pobliskich wsi, robiła wycieczki po okolicy lub wyprawiała się wzdłuż rzeki Kaz lub Drogi na Jovan. W zeszłym roku podobne rozrywki były zakazane ze względu na wymogi ścisłej tajemnicy. Teraz powołanie na nowo batalionu Norsarów oficjalnie ogłoszono, a wieści o letniej bitwie w Casmunie rozeszły się po całej Demorze.
To sprawiło, że sam Alex stał się także jeszcze bardziej znany. Jakby do tej pory nie znajdował się pod dostatecznie dużą presją.
Alex odwrócił poplamioną atramentem kartę i zaczął pisać, by ukryć nieprzyjemne ściskanie w żołądku.
– Dzisiaj praktycznie nic nie robiłem.
– To nie wystarczy. Musisz stąd wyjechać – powiedział Cass. Kiedy Alex nie odpowiadał, przyjaciel sięgnął po inny argument. – Byłoby dobrze, gdyby żołnierze zobaczyli, że ufasz mi na tyle, by powierzyć mi dowództwo pod swoją nieobecność.
– Dobrze dla ciebie.
– Owszem, to także.
Alex skrzywił się, ale przyjaciel miał rację. Nawet jeśli dowódca był powszechnie lubiany, jego nieobecność w jakiś sposób zmieniała nastrój w oddziale i sprawiała, że dyscyplina zaczynała się rozluźniać, chociaż nikt nie robił tego specjalnie.
– Niech będzie. W następny dzień nabożeństwa.
– Dzisiaj – oznajmił stanowczo Casseck.
– Wydajesz mi rozkazy?
– Skoro przekazujesz mi dowództwo, to owszem.
– Niech będzie – westchnął Alex. Kiedy już pogodził się z tym pomysłem, poczuł, że ciężar na jego ramionach staje się odrobinę mniejszy. – Pojadę… dokądś.
– Doskonale – Casseck wstał z uśmiechem.
W głosie przyjaciela brzmiał oczywisty triumf, co natychmiast obudziło podejrzenia Aleksa. Dzisiaj spodziewali się przybycia kuriera, ale na zewnątrz panowało dużo większe zamieszanie, niż mógłby spowodować jego przyjazd. Alex przyjrzał się przyjacielowi zmrużonymi oczami.
– Co tam się, u diabła, dzieje? – zapytał.
Casseck tylko zasalutował i pochylił się, żeby wyjść z namiotu.
– A, tak przy okazji, masz gościa – zawołał przez ramię.
Gościa?
Czyjaś dłoń pochwyciła klapę namiotu, zanim ta zdążyła opaść, i do środka weszła drobna osoba w casmuńskim stroju podróżnym. Alex zerwał się na równe nogi i zdążył złapać Sage, kiedy rzuciła mu się w ramiona.
Słodki Duchu, chyba śnił.
Jej piegowate policzki były zarumienione, a zimny nos musnął jego nos. Kiedy ich usta się spotkały, Alex już wiedział, że to się dzieje naprawdę, ponieważ nawet sny nie były takie piękne. Tyle czasu minęło, od kiedy ją widział po raz ostatni – niemal sześć miesięcy – że to było prawie jak pierwszy pocałunek. Początkowo ostrożny, potem pełen namiętności, a wreszcie desperacki. Alex podniósł Sage i przycisnął do siebie, a potem zsunął jej nogi ze swoich bioder, by usiąść z nią na kolanach.
Zapomniał, że oboje mieli przypasane miecze. Jego długa i ciężka demorańska broń zahaczyła o pryczę i przycisnęła ją z jednej strony, sprawiając, że drugi koniec łóżka uniósł się w górę i zaczepił o zakrzywiony casmuński harish u boku Sage. Alex przez kilka sekund próbował utrzymać równowagę, ale bezskutecznie. Poleciał do tyłu, starając się osłaniać Sage przed impetem upadku, i wylądował ciężko na rękojeści własnego miecza. Usłyszał trzask pękającego drewna, gdy jedna noga pryczy rozleciała się w drzazgi.
– Auć – powiedział.
Popatrzyli na siebie, zarumienieni, a potem wybuchnęli śmiechem. Słodki Duchu, brakowało mu tego dźwięku.
Sage z uśmiechem odgarnęła z twarzy sięgające jej do ramion włosy, po czym wyplątała się spomiędzy nóg Aleksa i płótna zrujnowanej pryczy.
– Najwyraźniej tęskniłeś za mną tak samo, jak ja za tobą.
– Bardziej – odparł, a ona przewróciła oczami, ale przyciągnął ją do siebie, zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć. Wycałował każdy centymetr jej odsłoniętej skóry – nie było tego dużo ze względu na grube ubranie, więc powtórzył czynność. Potem w końcu zapytał, co ona tu robi.
– To przez księżniczkę Lani – wyjaśniła, odrobinę zadyszana. – Jedziemy z nią do Tennegolu. Pomyślałam, że zatrzymamy się tutaj po drodze. Jako gest przyjaźni i tak dalej.
– Doskonały pomysł – odparł z roztargnieniem Alex i zaczął trzecią rundę. Jak mógł zapomnieć o jej cudownym zapachu? Nawet po kilku dniach w drodze woń kwiatowego mydła przenikała jej włosy i ubranie, ale nie chodziło tylko o to. W jej obecności zawsze się czuł, jakby oddychał blaskiem słońca. A także go smakował.
Na zewnątrz namiotu rozległ się głos Cassecka.
– Majorze, odebrałem wszystkie raporty i melduję gotowość do przejęcia obowiązków – oznajmił formalnie.
Sage popatrzyła przez ramię na widoczną za brezentem sylwetkę kapitana.
– Co to znaczy? – zapytała cicho.
– Przekazuję obowiązki – zawołał w odpowiedzi Alex, a cień Cassecka zniknął. Alex spojrzał na Sage, prawie pijany z radości. – To znaczy, że on chce, żebym opuścił obóz. Obiecałem mu, że wezmę dzień wolnego.
Sage rozpromieniła się, ale zaraz przytłoczyło ją poczucie winy.
– No nie – potrząsnęła głową. – Nie chciałabym ci przeszkadzać.
Duch niech ma ją w opiece za jej dobre chęci, ale było już na to za późno.
– Nic się nie stało – zapewnił ją Alex. – Potrzebuję odpoczynku, a poza tym… – Odchrząknął. Miał pewien pomysł, ale wiedział, że Sage będzie protestować, jeśli uzna, że odrywa go od obowiązków. – Przydałaby mi się twoja pomoc.
Jej twarz rozjaśniło zainteresowanie, tak jak Alex się tego spodziewał, więc pochylił się, by szepnąć Sage parę zdań do ucha. Kiedy się wyprostował, jej szare oczy otwarły się szeroko.
– Naprawdę? – zapytała.
Skinął głową z zakłopotaniem.
Sage przygryzła wargę, chociaż kąciki jej ust uniosły się z radości.
– Nie wiem, ile uda nam się zrobić przez kilka godzin.
Alex wzruszył ramionami.
– Mimo wszystko to lepsze niż nic.
– Ale czy nie jest na to trochę za zimno?
– Znam odpowiednie miejsce.7
Niezależnie od honorowych deklaracji Sage pozwoliła Aleksowi, by zatrzymał ją w wodzie dłużej niż powinna tam siedzieć, a potem spędziła jeszcze więcej czasu, przytulona do niego przy ognisku. Razem zjedli zabrane zapasy, wypili casmuńską herbatę i rozmawiali o miejscach, które chcieli sobie nawzajem pokazać. Alex obiecywał, że zabierze Sage na wschodnie pogórze, gdzie mieszkali jego dziadkowie, a Sage opowiadała mu o ogromnych polach zboża w Crescerze, graniczących z połaciami lasów, po których mogłaby chodzić z zamkniętymi oczami. W tej bezcennej chwili nie istniała wojna, nie istniały miesiące rozłąki, które były za nimi i przed nimi. Jednak ich czas zbyt szybko się wyczerpał.
Kiedy wrócili do obozu Norsarów, ostatnie promienie słońca znikały właśnie za górami. Sage po drodze czuła, jak pod kalesonami i koszulą podrażniona, swędząca i spierzchnięta jest jej skóra. Siarczana woda miała działanie wysuszające, więc Sage będzie musiała się natrzeć olejkami, które nawilżały skórę i wspomagały gojenie. Alex chciał jeszcze raz spojrzeć na jej blizny. Sage trudno było się do tego zmusić, ale on nalegał.
– Są takie ohydne – wyszeptała, wstrzymując łzy, gdy Alex przesuwał stwardniałymi opuszkami palców po jej lewej nodze. Nie znosiła tego uczucia, różnicy w dotyku, jakby w jednych miejscach był odleglejszy, a w innych zbliżał się aż do kości.
Alex pochylił się, by ucałować miejsce tuż nad jej kolanem.
– Sage, pamiętam, że wyglądało to gorzej. Każdego dnia dziękuję Duchowi, że byłaś dość silna, by to przeżyć. Mało kto byłby.
Wszystko było kwestią perspektywy. Sage przeżyła, w odróżnieniu od wielu innych. Nawet w agonalnym otumanieniu czuła smród setek spalonych ciał. Zabiła tych ludzi bronią, która ją także okaleczyła. Czasem żałowała, że sama także nie zginęła za to, co zrobiła. To wspomnienie dręczyło ją w snach w takim samym stopniu jak sam ogień.
Zachowanie Aleksa w drodze powrotnej zmieniało się powoli, a kiedy obóz pojawił się w oddali, Alex zatrzymał się i wyprostował, jakby narzucił niewidzialny płaszcz dowódcy. To także w nim kochała – że miał w sobie coś, co nie należało tylko do niej. Jednakże to oznaczało również, że istniały chwile i miejsca, w których nie mogła być częścią jego życia.
– Co się stanie, kiedy tutaj skończycie? – zapytała cicho.
– Pojedziemy do Tennegolu, żeby zaprezentować się przed królem. Zrobimy kilka pokazów, głównie dla rady, by przekonać jej członków, że dobrze wyszkoliłem Norsarów. – Alex ścisnął dłoń Sage, a potem mrugnął do niej. – A kiedy nie będę tym zajęty, będę psuł ci fryzurę w ciemnych zakamarkach.
Stale z tego żartowali, ponieważ potargał jej włosy, kiedy całowali się po raz pierwszy. A także po raz drugi, gdyby ktoś o to pytał. Sage uśmiechnęła się szeroko.
– Będziesz tam w tym samym czasie? Dlaczego nic mi nie powiedziałeś?
Alex wzruszył z uśmiechem ramionami.
– Dopiero teraz mi to przyszło do głowy. Chyba byłem oszołomiony twoim przyjazdem.
Wydawało się to prawie zbyt piękne, by mogło być prawdziwe.
– Jeszcze bardziej niż wcześniej cieszę się, że Lani przyjechała, bo inaczej by mnie tam nie było. – Sage umilkła na chwilę. – A co potem?
– Tasmet i granica kimisarska – odparł Alex z westchnieniem, wracając do rzeczywistości. – Nie mamy stamtąd wieści od kilku miesięcy, ale kto wie, jaki chaos panuje tam po śmierci króla Ragata? Kimisarzy mogą być jeszcze bardziej zrozpaczeni, a nowi władcy często uważają, że powinni jak najszybciej dowieść swojej siły. Musimy być gotowi na wszystko.
Unikanie walki było do Aleksa niepodobne, ale też nie rwał się do niej. Sage splotła palce z jego palcami.
– To brzmi, jakbyś się tym niepokoił.
– Raczej nie tak, jak myślisz – odparł Alex. – Po prostu… – Urwał, a niewidzialny płaszcz owinął go jeszcze ciaśniej.
Sage rozumiała – znajdował się pod presją, by odnosić sukcesy. Musiał udowodnić, że otrzymał swoje stanowisko za zasługi, a nie dlatego, że jego ojciec był głównodowodzącym armii. W dodatku stawka stała się teraz jeszcze wyższa. Sage była pewna, że nikt, kto służył wraz z Aleksem, nie wątpiłby w jego kwalifikacje, ale tysiące ludzi znało go tylko ze słyszenia.
– Jesteś synem swojego ojca – powiedziała. Spotkała generała Quinna tylko raz i od razu dostrzegła podobieństwo między nimi, nie tylko w wyglądzie, ale także w charakterze i zachowaniu. W tym, jak bardzo troszczyli się o swoich podkomendnych. – Ale zasłużyłeś na wszystko, co osiągnąłeś. Wszyscy o tym wiedzą.
Alex potrząsnął głową.
– Poza Norsarami jest zupełnie inaczej. Wielu uważa, że nie zasłużyłem na stopień dowódcy takiej jednostki.
– Niektórzy nigdy nie zmienią zdania. – Sage pociągnęła go za rękę, żeby na nią spojrzał. – Aleksie, nie możesz pozwolić, by przez takie gadanie odebrano ci to, co osiągnąłeś.
– Wiesz chyba, że to wszystko dla ciebie? – zapytał poważnie. – Wszystko, co robię, i wszystko, co mam, należy do ciebie.
Sage przewróciła oczami, chociaż te słowa sprawiły, że zrobiło jej się cieplej na sercu.
– Co w takim razie stanowiło dla ciebie motywację przez pierwsze dwadzieścia lat?
Alex wzruszył jednym ramieniem.
– Nie wiem. Prestiż. Ranga. Naprawianie tego, co złe albo niedziałające. Obrona kraju. – Zawahał się i odwrócił wzrok. – Zemsta.
Sage wiedziała, o czym on mówi. Po pierwszej bitwie omal nie porzucił armii, ponieważ czuł się chory na myśl o tym, że zabił człowieka, ale wtedy zginął jego przyjaciel. Od tamtej pory zawsze była jakaś śmierć, którą należało pomścić, jakaś niesprawiedliwość, którą należało ukrócić, aż w końcu Alex przestał liczyć zabitych.
Potem zaś zginął młodszy brat Aleksa.
– Nie jesteś potworem – wyszeptała Sage.
Alex potrząsnął głową.
– Nie masz pojęcia, jak bardzo pragnąłem odpłacić im za to, co się stało z tobą. Za to, co się stało z Charlie’m. – Zamknął oczy i odetchnął głęboko. – Obawiam się, że to może mi przeszkodzić w podejmowaniu obiektywnych decyzji.
– Nie jesteś taki słaby.
– Nie byłbym tego pewien.
– Na pewno – powiedziała stanowczo i znowu odwróciła jego twarz do siebie. – Nic nie przerwie tego kręgu przemocy, dopóki ludzie tacy jak my nie powiedzą „dość”.
– Muszą to powiedzieć obie strony, Sage.
Sage wspięła się na palce, by jeszcze raz go pocałować.
– Ktoś musi być pierwszy.
Odwzajemnił pocałunek i Sage wiedziała, że dodała mu otuchy, to zaś jej samej przyniosło pociechę pomagającą walczyć z własnymi głęboko zakorzenionymi obawami. Jeśli bowiem mowa o potworach, na takie określenie zasługiwała osoba zdolna zabić setki ludzi w pojedynczym porywie wściekłości i rozpaczy.
Tak jak ona.