- W empik go
„Poczta" - ebook
„Poczta" - ebook
Gust Konka pełni funkcję młodego poczty – jak na półwyspie nazywa się listonosza. Każdego dnia przemierza kilkanaście kilometrów wzdłuż torów kolejowych, by dotrzeć do wszystkich mieszkańców okolicznych wiosek. Przynosi im nowiny – raz dobre, raz złe. Jednak większość czasu spędza w samotności. Jest miłośnikiem książek, co miejscowi, przyzwyczajeni tylko do fizycznej pracy, odczytują jako znak chorowitości. Poczta często oddaje się refleksjom i codzienne służbowe spacery traktuje jako czas na rozmyślania o naturze życia i świata. Podczas jednego z nich spotyka go coś, co ciężko wytłumaczyć i w co jeszcze trudniej uwierzyć...
Kategoria: | Opowiadania |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-280-5032-3 |
Rozmiar pliku: | 285 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Gust Konka, młody „poczta“, jak na półwyspie nazywają listowego, włożył krótki brunatny płaszcz i takąż rogatywkę, przez ramię przewiesił ciężką czarną torbę z korespondencją i wyszedł, dyskretnie zamykając za sobą drzwi z małem okienkiem dla interesantów.
W małej sionce ledwo się mógł przecisnąć między stosami białych skrzynek ze szprotami. Przy stojącej w kącie pod oknem niskiej skrzyni, służącej za pulpit, na którym wypełniano formularze i przekazy, utworzył się ogonek. Któryś z rybaków, czekających na swą kolej, musiał mieć skorznie wysmarowane tranem morświnowym, bo fetor w sionce był tak nieznośny, że nawet rybacy, przywykli do nielada odorów, spluwali na prawo i na lewo, krzywiąc się boleśnie.
Z poza przeciwległych drzwi, wiodących do oberży, dolatywało ochrypłe szczekanie starego gramofonu. Mimo wczesnej pory w oberży było już sporo gości, popijających słaby, wodnisty konjak lub piwo gdańskie. Byli to kupcy lub wędzarnicy, oczekujący swej kolei na zamówiony telefon. Popijali, rozmawiając o szprotach i prizie na nie, starając się wzajemnie wywieść w pole. Z kuchni dolatywało pobrzękiwanie rondli i głośna rozmowa kobiet.
Poczta przedarł się przez tłum ludzi i skrzynek i wyszedł na gościniec.
Był srodze zimny nord‑ost, pędzący przed sobą skrzydłami ogromne chmury białych suchych krup śnieżnych. Na dachach budynków śniegu nie było, zato gościniec wyglądał, jakby przysypany konwaljami. Mogło być sześć rewin wiatru , nie więcej, briża dość silna, ale wyjazdowi na morze nie przeszkadzająca. Pomarenki łatwo z nią do Helu doszły, ale wracać przeciw wiatrowi będzie trudno. Napracują się chłopcy.
Stwierdziwszy to, poczta żwawym krokiem ruszył przed siebie.
Już kiedy szedł ku kościołowi, wiatr smagnął go krupami jak rózgą. Na placu przed kościołem miał wrażenie, że mu cienkiemi strumyczkami krew spływa po twarzy. Gdy wyszedł za wioskę, zimna chłosta stała się tak niemiłosierna, że młody poczta zamknął oczy i przez jakiś czas szedł naoślep. Męka ustała, kiedy znalazł się pod lasem, na ścieżce, wiodącej do leśniczówki. Tam wybiegły na jego spotkanie dwa psy starego Florka. Nie miały bynajmniej złych zamiarów, bo znały pocztę już od lat, prawdopodobnie chciały tylko dać wyraz zdziwieniu, że wędruje w taką pogodę, kiedy, jak się to mówi, psa z budy trudno wypędzić.
Skręciwszy koło leśniczówki, wciąż przez psy eskortowany, wszedł na tor kolejowy, którym żwawo puścił się przed siebie. Było tu ciszej, bo od strony morza i śnieżycy tor osłonięty był wydmami i lasem.
Wszędzie indziej, gdy się wejdzie na tor kolejowy, ma się wrażenie, że się uzyskało łączność ze światem i ludźmi. Człowiekowi robi się raźniej i weselej na duszy, więc choć wie, że torem chodzić nie wolno, dyrda nim żwawo, póki go z niego nie spędzą. Inaczej rzecz miała się tutaj. Wyjąwszy dwa dni w tygodniu, pociągi chodziły przez półwysep tylko dwa razy dziennie, jeden wczesnym rankiem z Helu, drugi późnym wieczorem — do Helu. Zresztą tor przez cały dzień był tak pusty, że zwolna obumierał. Wyglądał, jakby o nim zapomniano i jakby na nic już nie był potrzebny.
Tą ścieżką na skraju obumarłego toru młody poczta chodził już kilka lat i to była jego droga krzyżowa, której trudami i cierpieniami opłacał radość i dumę z zajmowanej przez siebie szteli i połączonego z nią wysokiego dostojeństwa.
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.