- promocja
Podbój normański - ebook
Podbój normański - ebook
Podbój normański prezentuje sytuację polityczną anglosaskich wysp pod panowaniem Edwarda Wyznawcy i Harolda. Autor opisuje bitwę pod Hastings, lecz przede wszystkim skupia się na postaci Wilhelma (Williama, Guillaume’a), założyciela dynastii, na jego rozterkach, charyzmie, śmierci oraz jej znaczeniu dla potomnych. W błyskotliwy sposób charakteryzuje najeźdźców, opisując początki nowego prawa i powolny proces integracji. Swoją opowieść prowadzi aż do Domesday Book, czyli wielkiego spisu majątku królestwa zorganizowanego przez Normanów w 1086 roku. Dane statystyczne, społeczne i ekonomiczne zgromadzone w tej opasłej księdze stanowiły ewenement w całej ówczesnej Europie.
„Dlaczego rok 1066 był najważniejszą datą w historii Anglii? W swej intrygującej książce Marc Morris omawia nie tylko burzliwe wydarzenia, które doprowadziły do bitwy pod Hastings, ale także chaos, jaki po niej nastał. W barwny sposób opowiada nam o rozwianych nadziejach Wilhelma Zdobywcy, który pragnął rządzić zjednoczonym królestwem – o nadziejach, które ulotniły się w obliczu angielskich rebelii, inwazji wikingów oraz nienasyconych ambicji jego własnych towarzyszy – Normanów”.
„Pełna dramatyzmu historia rozgrywająca się na tle radykalnej zmiany społecznej: nagłego rozkwitu zamków, przebudowy wszystkich większych kościołów i całkowitej destrukcji dawnej elity rządzącej. Język, prawo, architektura, nawet postawy życiowe na zawsze uległy zmianie wskutek podboju normańskiego”.
„Fascynująca… Morris oddziela fikcję od faktów i przedstawia bardzo potrzebną, współczesną relację dotyczącą przybycia Normanów do Anglii, która w większym stopniu opiera się na wydarzeniach z przeszłości niż na współczesnych teoriach”.
The Times
Spis treści
Podziękowania
Mapa Anglii
Mapa Normandii
Angielskie drzewo genealogiczne
Europejskie drzewo genealogiczne
Uwagi dotyczące imion
Wstęp
1. Człowiek, który miał zostać królem
2. Fala Duńczyków
3. Bękart
4. Najlepsze plany
5. Święci wojownicy
6. Godwinsonowie
7. Zakładnicy losu
8. Bunt na północy
9. Nadciągająca burza
10. Uderzenie pioruna
11. Inwazja
12. Łupy
13. Powstanie
14. Reperkusje
15. Przybysze i miejscowi
16. Żarłoczne wilki
17. Krańce imperium
18. Domesday
19. Śmierć i sąd
20. Zielone drzewo
Wykaz skrótów
Bibliografia
Kategoria: | Popularnonaukowe |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66625-51-8 |
Rozmiar pliku: | 9,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dziękuję wszystkim badaczom i ekspertom, którzy cierpliwie odpowiadali na moje e-maile, oraz tym, którzy w inny sposób udzielali mi rad i wsparcia, a są to: Martin Allen, Jeremy Ashbee, Laura Ashe, David Bates, John Blair, David Carpenter, David Crouch, Richard Eales, Robin Fleming, Mark Hagger, Richard Huscroft, Charles Insley, Robert Liddiard, John Maddicott, Melanie Marshall, Richard Mortimer, Mark Philpott, Andrew Spencer, Matthew Strickland, Henry Summerson oraz Elizabeth Tyler. Chciałbym szczególnie podziękować Stephenowi Baxterowi za to, że poświęcił mi swój czas i odpowiedział na moje pytania związane z Domesday, a także Johnowi Gillinghamowi, który cierpliwie przeczytał całą moją książkę w wersji roboczej i uchronił mnie tym samym przed popełnieniem wielu błędów. Dziękuję również wydawnictwu Hutchinson: Philowi Brownowi, Caroline Gascoigne, Paulette Hearn, Tony’emu Whittome, a także Cecilii Mackay za jej trud pracy nad ilustracjami oraz Davidowi Milnerowi za sumienne wykonanie adjustacji tekstu. Dziękuję także Lynn Curtis za staranną korektę. Jak zawsze dziękuję Julianowi Alexandrowi – mojemu agentowi z Lucas Alexander Whitley; moim przyjaciołom i rodzinie za wsparcie; a przede wszystkim dziękuję z całego serca Catherine, Peterowi i Williamowi.Uwagi dotyczące imion
Imiona wielu postaci przedstawionych w angielskim oryginale tej książki mogły występować w różnych wariantach. Na przykład Swen Estrydsen występował jako Svein, Sven, Swegn lub Swegen, natomiast Estrithson – jako Estrithsson. Oczywiście w XI wieku nie istniało coś takiego jak standard pisowni, stąd też współcześni historycy mogą do pewnego stopnia wybierać różne formy. Sam jednak starałem się być konsekwentny i nie próbowałem dostosowywać imion do nacji: nie było raczej większego sensu, aby stosować imię Gunhilda w Anglii, zaś Gunnhildr w Danii. Dlatego też w odniesieniu do sławnego norweskiego króla używałem imienia Harold* (Hardrada), zamiast częściej używanej formy Harald, przez co imię króla brzmi tak samo jak imię jego angielskiego rywala, Harolda Godwinsona. Współcześni sądzili wszakże, że obaj nazywali się tak samo: autor Żywota króla Edwarda,pisząc tuż po 1066 roku, nazywa ich „królami-imiennikami”.
W kwestii nazwisk toponimicznych byłem raczej mniej konsekwentny. Zwykle używałem przyimka „z”, na przykład: Robert z Montgomery i Wilhelm z Jumièges, ale czasem wykorzystywałem również zwyczajowe francuskie „de”. W żaden sposób nie mogłem swobodnie pisać w tej książce o Wilhelmie z Warenne, podobnie jak w poprzedniej nie mogłem odwoływać się do Szymona z Montfort.
* Redakcja zdecydowała o zastosowaniu formy Harald w przypadku władców norweskich (przyp. red.).Wstęp
Na przestrzeni ostatniego tysiąclecia wielokrotnie próbowano opowiedzieć historię podboju normańskiego, ale żadna z tych prób nie była tak udana jak pochodząca z tamtego okresu, ilustrowana wersja tej historii.
Mowa oczywiście o kobiercu z Bayeux, być może najsłynniejszym i najlepiej poznanym – przynajmniej w Anglii – źródle z epoki średniowiecza, o którym pierwszy raz mogliśmy usłyszeć jeszcze w szkole i z którym wciąż stykamy się w książkach, na zakładkach, pocztówkach, kalendarzach, poduszkach, ściereczkach do naczyń, breloczkach, matach pod myszki komputerowe i na kubkach. Jest on również obiektem pastiszu filmowego i telewizyjnego, a także parodii w gazetach i czasopismach. Żaden inny dokument w angielskiej historii nie jest tak eksponowany i wykorzystywany pod względem komercyjnym. Żaden inny nie budzi też tak wiele sympatii1.
Kobierzec z Bayeux stanowi rodzaj fryzu z serią ilustracji o szerokości zaledwie pięćdziesięciu centymetrów i długości około siedemdziesięciu metrów. Przedstawia kluczowe wydarzenia związane z najazdem Normanów na Anglię w 1066 roku. Ściśle rzecz biorąc, w zasadzie nie jest to kobierzec, ponieważ nie został on utkany. Z technicznego punktu widzenia fryz ten jest haftem, gdyż poszczególne sceny wyszyto na materiale z czystego lnu. Kobierzec został wyhaftowany tuż po podboju normańskim i od końca XV wieku, a być może nawet wcześniej, przechowywano go w normańskim mieście Bayeux, gdzie można go oglądać również dzisiaj.
I oto oni: Normanowie! Bez strachu rzucają się w wir walki, plądrują domy, wznoszą i palą zamki, ucztują, walczą, spierają się, zabijają i podbijają. Odziani w kolczugi, z tarczami w kształcie latawców, wymachują mieczami, a jeszcze częściej włóczniami, i noszą charakterystyczne spiczaste hełmy z płaskimi nosalami. Gdziekolwiek nie spojrzymy, widać konie – łącznie ponad dwieście – w kłusie, galopie, w natarciu. Widzimy także łodzie (w sumie czterdzieści jeden) – podczas budowy, załadunku i płynące wzdłuż kanału La Manche. Jest tam również książę Wilhelm z Normandii, znany później jako Wilhelm Zdobywca – z twarzą gładko ogoloną i włosami krótko przyciętymi na karku, zgodnie z modą panującą wśród normańskich rycerzy. Widzimy też, jak jego sławny przyrodni brat, Odo z Bayeux, nie bacząc na swoją godność biskupią, rusza do boju.
Na kobiercu przedstawieni są także angielscy przeciwnicy Normanów – równie odważni i waleczni jak oni, a zarazem tak bardzo od nich odmienni. Mają długie włosy i jeszcze dłuższe wąsy, jeżdżą konno, chociaż preferują walkę pieszą, dzierżąc groźne topory o długich styliskach. Możemy zobaczyć także Harolda Godwinsona, przyszłego króla Harolda – jak jedzie konno ze swym jastrzębiem i psami gończymi, siedzącego na tronie z koroną na głowie, dowodzącego angielską armią pod Hastings i wreszcie – o czym każdy pamięta – ugodzonego strzałą prosto w oko.
Gdy oglądamy kobierzec w pełnej okazałości, możemy docenić jego znaczenie. Jest on nie tylko świadectwem normańskiej inwazji z 1066 roku, ale także oknem na jedenastowieczny świat. Żadne inne źródło nie przenosi nas tak szybko do tej odległej epoki, umożliwiając poznanie jej kolorytu. Sława tych scen bitewnych jest w pełni uzasadniona – mogą nam one wiele opowiedzieć o broni, wyposażeniu i taktykach wojskowych. Ponadto odkryjemy uderzające bogactwo szczegółów dotyczących innych aspektów życia w XI wieku: łodzi oraz ich konstrukcji, kobiecego i męskiego ubioru, architektury i rolnictwa. Co więcej, na kobiercu zachowały się najwcześniejsze wizerunki kościołów romańskich oraz zamków wznoszonych z ziemi i drewna. Zupełnie przypadkowo, na jednej z pobocznych scen, przetrwał pierwszy w sztuce europejskiej obraz pługu ciągniętego przez konia2.
Nie mamy dokładnych informacji dotyczących powstania kobierca, ale możemy mieć pewność, że został on stworzony w ciągu dekady od wydarzeń, które są na nim przedstawione, i że wykonano go w Canterbury (wiele scen i motywów opartych jest na ilustracjach pochodzących z tamtejszych manuskryptów). Pomimo wieloletniego typowania całego szeregu daleko mniej prawdopodobnych kandydatów możemy być niemal pewni, że patronem kobierca był wyżej wspomniany biskup Odo. Sportretowano go w sposób podkreślający jego rolę jako siły napędowej dla zaplanowania i przeprowadzenia inwazji. Patronat biskupa tłumaczyłby oczywiście, dlaczego kobierzec znalazł się na stałe w Bayeux, w episkopalnym mieście Odona. Ponadto mecenat ten doskonale pasuje do faktu, że kobierzec stworzono w Canterbury, ponieważ natychmiast po podboju normańskim Odo został wybrany earlem Kentu3.
Rachunek prawdopodobieństwa wskazuje na to, że kobierzec nie powinien właściwie w ogóle istnieć. Wiemy, że takie złożone kilimy, stanowiące w XI wieku rzadkie zjawisko, były popularne wśród elity, która mogła sobie pozwolić na ich produkcję, ponieważ zachowały się opisy z ówczesnych dokumentów. Jednak wiele innych przykładów utraciliśmy: wszystko, co się z nich zachowało, to zaledwie kilka żałosnych skrawków. Fakt, że kobierzec jest częścią naszego dziedzictwa już prawie tysiąc lat, od momentu, gdy został „uszyty”, wydaje się zadziwiający, szczególnie jeśli weźmiemy pod uwagę jego późniejszą historię. Po raz pierwszy pojawia się on w źródle pisanym z 1476 roku, czyli po upływie czterech wieków od momentu jego powstania, kiedy to został uwzględniony w inwentarzu skarbca katedry w Bayeux. Z tego źródła dowiadujemy się, że duchowni mieli w zwyczaju zawieszać kobierzec wokół nawy, zawsze w pierwszym tygodniu lipca, w ramach corocznego wietrzenia, które miało służyć jego konserwacji. Zaskakujący jest fakt, że kobierzec przetrwał cztery wieki średniowiecza, wychodząc cało z największych zagrożeń związanych z wojną, pożarami i powodziami, oraz tych bardziej przyziemnych, takich jak gryzonie, insekty i wilgoć. Z kolei to, że uniknął zniszczenia w czasach nowożytnych, zakrawa niemal na cud. Kiedy skarbiec katedry został splądrowany podczas rewolucji francuskiej, kobierzec o mały włos nie został pocięty na pokrycie dla wozów wojskowych. Przewieziony przez Napoleona na wystawę do Paryża, w końcu powrócił do Bayeux, gdzie przez kilka lat, na początku XIX wieku, był niedbale przechowywany w ratuszu miejskim na gigantycznym wrzecionie, tak że ciekawscy obserwatorzy mogli rozwinąć go, a czasem nawet odciąć dla siebie jego skrawek. Podczas II wojny światowej kobierzec narażony był na jeszcze niebezpieczniejsze przeżycia. Zabrany przez nazistów z powrotem do Paryża, cudem nie został odesłany do Berlina i w jakiś sposób bez szwanku przetrwał pożary oraz bombardowania. Historia kobierca od zakończenia średniowiecza jest sama w sobie materiałem na książkę, która szczęśliwie została już napisana4.
A jednak, chociaż kobierzec jest dziełem niezwykłym, nie może być traktowany jako źródło historyczne bez ograniczeń. Po pierwsze, pomimo zadziwiająco dobrego stanu jest niestety niekompletny, gdyż urywa się nagle na scenie śmierci króla Harolda. Po drugie, co zostało już powiedziane, niektóre sceny nie opierają się na obserwacjach, lecz zostały skopiowane z ilustracji pochodzących ze starszych manuskryptów. Rzecz jasna w dużym stopniu obniża to wartość kobierca, jeśli zależałoby nam na odtworzeniu historycznej rzeczywistości. Po trzecie, pomimo że kobierzec prawdopodobnie został wykonany dla normańskiego patrona, przedstawia on – co ciekawe – wydarzenia w sposób wymijający (był to prawdopodobnie zabieg celowy). Mimo że większość scen jest opatrzona nagłówkami, w przeważającej mierze są one – celowo – niejasne i dwuznaczne. Rozważmy na przykład kwestię tego, od którego roku na kobiercu została przedstawiona historia: większość historyków sugeruje, że jest to rok 1064, ale fakt, że nie mają co do tego pewności, wskazuje na szerszy problem. W końcu opowieść, jaką przedstawia kobierzec, jest zaprezentowana wybiórczo, a miejscami bardzo niedokładnie. Niektóre wydarzenia zostały pominięte, inne z kolei celowo zniekształcone. Dla przykładu, żadne inne źródło nie sugeruje, że Harold złożył słynną przysięgę Wilhelmowi w Bayeux albo że to Odo bohatersko odmienił losy Normanów w bitwie pod Hastings. Kobierzec – co warto powtórzyć – pod tym względem rzeczywiście wydaje się być historią szytą, i to dość grubymi nićmi5.
Jesteśmy w stanie obnażyć tego typu zniekształcenia w opowieści przedstawionej na kobiercu, ponieważ – na szczęście – dysponujemy innymi źródłami, które pomagają nam ustalić, co tak naprawdę się wydarzyło. Są to źródła dokumentalne, takie jak kroniki, statuty i listy, oraz źródła nieposiadające formy dokumentu, takie jak wytwory sztuki, architektury i archeologii. Badacze wczesnego średniowiecza (np. okresu o pięćset lat wcześniejszego) powiedzą nam, że wspólnie źródła te stanowią niezwykle bogaty zbiór. I jest to prawdą, przynajmniej w porównaniu z innymi regionami jedenastowiecznej Europy oraz w zestawieniu z wcześniejszymi wiekami w Anglii. Jednak badacze, którzy zajmują się tymi dziedzinami, zwykle mogą zebrać cały swój materiał źródłowy na jednej półce i nadal pozostanie jeszcze miejsce na drobiazgi. Niestety, tym badaczom, którzy „zjadają zęby” na późnym średniowieczu (a przynajmniej autorowi tej książki), źródła związane z normańskim podbojem mogą wydawać się czasem żałośnie ubogie.
Jako przykład – do którego podczas pisania tej książki odwołałem się w tonie narastającej rozpaczy – rozważmy, jakie podparcie mają źródła dotyczące królów angielskich z XI wieku w porównaniu z ich następcami z XIII stulecia. W mojej poprzedniej książce pisałem o Edwardzie I, który rządził w Anglii przez 35 lat, od 1272 do 1307 roku. Dzięki sporej ilości zachowanych dokumentów państwowych z tego okresu, na które składały się dosłownie tysiące zapisanych gęsto rolek pergaminu, mamy informacje na temat tego, gdzie przebywał Edward niemal każdego dnia swych rządów: opis jego podróży, sporządzony i opublikowany w latach 70. XX wieku, zamyka się w trzech obszernych drukowanych tomach. A teraz porównajmy i skonfrontujmy z nim opis podróży Wilhelma Zdobywcy, króla Anglii w latach 1066–1087: choć zawiera on dokładne daty i informacje o miejscach, liczy sobie trzy strony druku. Nie mamy właściwie pojęcia, gdzie Wilhelm przebywał przez większość czasu, a niekiedy nie mamy nawet pewności, czy w jakimkolwiek konkretnym momencie był akurat w Anglii czy w Normandii. Przyczyna tego stanu rzeczy wiąże się z faktem, że nie licząc Domesday Book (która stanowi kolejny, cudem ocalały dokument tej historii), archiwum państwowe, dotyczące rządów Wilhelma Zdobywcy, nie istnieje. To, że w ogóle dysponujemy jakimikolwiek urzędowymi dokumentami w tym zakresie, zawdzięczamy tylko temu, że były one przechowywane albo zostały skopiowane przez inne instytucje – głównie przez klasztory, które otrzymywały statuty upamiętniające i potwierdzające przyznanie ziemi lub innych przywilejów. Trudno oczywiście oczekiwać, aby mimo upływu 900 lat wiele tych dokumentów przetrwało. I nawet jeśli takie materiały się zachowały, przeważnie widnieje na nich tylko rok wydania, a często w ogóle nie są one opatrzone datą. Zatem w odniesieniu do Wilhelma Zdobywcy – który jest jedną z najsłynniejszych postaci w angielskiej historii i rzecz jasna głównym bohaterem niniejszej książki – rzadko jesteśmy w stanie określić, gdzie przebywał on w kolejnych latach6.
Na szczęście, pomimo niedostatecznej liczby dokumentów administracyjnych, mamy jeszcze kroniki – i znów zawdzięczamy to pracowitości mnichów. Ówczesne historie, mówiąc nieco potocznie, pozwalają nam nałożyć pokaźną ilość ciała na to, co w przeciwnym razie byłoby tylko gołymi kośćmi. Dostarczają nam faktów, dat, anegdot i komentarzy. Kronika anglosaska, najważniejsze źródło dotyczące historii Anglii z tego czasu, przekazuje nam wiele informacji o wydarzeniach związanych z okresem przed podbojem normańskim i późniejszym. Bez niego nasze zrozumienie byłoby zdecydowanie uboższe. Z drugiej strony, kronika potrafi czasami irytująco „milczeć”. Na przykład w odtworzonym w całości wpisie z roku 1084 można przeczytać: „W tym roku odszedł Wulfwold, opat Chertsey, 19 kwietnia”. Przy pozostałych latach – ważnych, co należy podkreślić – nie ma w ogóle żadnych wpisów7.
Kolejnym zasadniczym problemem dotyczącym ówczesnych świadectw jest ich stronniczość. Wszyscy ludzie pióra w tym okresie byli duchownymi, przez co wykazywali tendencję do interpretowania biegu wydarzeń jako stopniowego ujawniania się woli boskiej. Mówiąc dobitniej, niektóre z tych źródeł są szczególnie stronnicze. Historia podboju normańskiego obfituje w dramatyczne zwroty akcji i często też pełna jest szczególnie nikczemnych czynów. W kilku przypadkach wiodące postaci tej tragedii starały się usprawiedliwiać swoje postępowanie, zlecając wykonanie dzieł, stanowiących w istocie utwory propagandowe. Niektóre z naszych najważniejszych źródeł, włącznie z kobiercem z Bayeux, wpisują się w tę kategorię i muszą być traktowane ze szczególną ostrożnością.
Z racji mankamentów materiału źródłowego trudno dokładnie ustalić – a czasem nawet jest to wręcz niemożliwe – co się wydarzyło. Taka sytuacja utrudnia rzecz jasna tworzenie narracji historycznej. Z tej przyczyny wielu autorów opracowań dotyczących podboju normańskiego skupia się na dyskusji wokół samych źródeł, badając je pod każdym kątem oraz wyjaśniając, jak poszczególni historycy doszli do różnych interpretacji. Niektóre z tych opracowań są doskonałe, podczas gdy inne stanowią tylko zadziwiający zlepek analiz i komentarzy. Niektóre są współczesne wydarzeniom, o których opowiadają, inne nieco późniejsze. Jedne zostały skompilowane z wcześniejszych prac, a kolejne mają charakter autorski. W rezultacie czytelnik jest zdezorientowany i zmęczony, nie wiedząc, komu lub czemu ma wierzyć. Alternatywną metodą jest przekazanie historii w sposób całkowicie przystępny i pozostawienie całej dyskusji i kontrowersji na koniec książki. Taką metodę przyjął Edward Augustus Freeman, autor obszernej historii normańskiego podboju z końca XIX wieku. W liście do przyjaciela wyjaśniał on, że poważna dyskusja naukowa przeniesiona została w całości do aneksów: „Muszę uczynić mój tekst narracją, która, jak mam nadzieję, będzie zrozumiała i dla dziewcząt, i dla wikariuszy”8.
Nie chcąc wprawiać w zakłopotanie niewtajemniczonych ani obrażać czytelniczek lub członków niższego kleru, postanowiłem obrać kurs pośredni pomiędzy tymi dwoma skrajnościami i stworzyć coś, co można nazywać narracją z wyjaśnieniami. Zamiast omawiać cały materiał źródłowy osobno na końcu książki, wprowadzałem poszczególne źródła w miarę rozwoju opowieści, bez nadmiernego – mam nadzieję – hamowania jej impetu.
Czytelnicy mogą mieć pewność, że nie opuściłem żadnych soczystych kąsków. Pragnę to podkreślić, ponieważ niektórzy twierdzą, że historycy starają się zachować takie kąski dla siebie, niczym najlepsze klejnoty, po to, aby prezentować je tylko podczas seminariów naukowych. Gdybym dostawał funta za każdym razem, kiedy słyszałem komentarz w stylu: „Chcę dowiedzieć się więcej o jego żonie, dzieciach, życiu prywatnym, stanie emocjonalnym”, może nie stałbym się bogaczem, ale prawdopodobnie mógłbym zjeść za te pieniądze smaczny posiłek. Wszyscy chcielibyśmy dowiedzieć się czegoś więcej o tego typu sprawach, ale w dużej mierze pozostają one dla nas tajemnicą. Jedną z przyczyn frustracji wiążących się z podróżowaniem w przeszłość odległą o niemal tysiąc lat, jest właśnie to, że wiele napotykanych postaci poznajemy tylko powierzchownie. Często są one niczym więcej, jak tylko imionami na papierze – cieniami rzucanymi przez jeden migotliwy płomień. W opowieści tej pojawiają się królowie, ale nie mamy ich wiarygodnego opisu ze współczesnej im epoki – nawet jednego przymiotnika. Jakakolwiek próba omówienia ich charakterów byłaby jałową spekulacją. Jak wyjaśnia w pewnym momencie Wilhelm z Poitiers, autor najważniejszego normańskiego źródła, poeci mogą w dowolny sposób poszerzać swoją wiedzę dzięki wędrówce do świata fikcji. Dotyczy to również dzisiejszych powieściopisarzy historycznych i, na Boga, jest ich wystarczająco dużo, jeśli tylko pojawia się popyt na taki zmyślony szczegół. I tylko pod tym jednym względem zgadzam się z profesorem Freemanem, skądinąd postacią bardzo antypatyczną. Ukończywszy obszerną sześciotomową historię podboju normańskiego, profesor otrzymał zapytanie od pewnego malarza, który chciał się dowiedzieć, jaka pogoda była podczas bitwy pod Hastings. „O jakże dziwne rzeczy pytają ludzie!” – oburzał się w liście do przyjaciela. „Gdybym tylko to wiedział, zamieściłbym przecież tę informacje w mojej opowieści”9.
Podobnie postępowałem i ja, podając interesujące informacje wszędzie tam, gdzie były one znane. Starałem się być także jak najbardziej uczciwy i wyważony. Nadal istnieje rozpowszechniony pogląd związany z podbojem normańskim, według którego Normanowie to „oni”, a Anglicy – to „my”. Normanowie, co oczywiste, są czarnymi charakterami opowieści, którzy ponoszą odpowiedzialność za wprowadzenie w Anglii złych obyczajów, takich jak feudalizm i system klasowy. Opinia ta zakłada, że Anglia sprzed okresu podboju była znacznie lepszym miejscem, oferującym większą swobodę, bardziej liberalnym, w którym istniały instytucje reprezentujące ludność i w którym kobiety miały większe prawa. Stąd też podbój wciąż jest uważany w wielu środowiskach za narodową tragedię10.
Niemal wszystko to jest jednak mitem. Powstaje on nie na bazie ówczesnych dowodów, ale poglądów na temat podboju normańskiego przekazywanych w wiekach późniejszych. W przypadku statusu kobiet mit ten powstał dopiero w XIX i XX wieku, kiedy argumentowano, że przed nadejściem Normanów kobiety cieszyły się większymi prawami, mogły kontrolować swoją własność i miały coś do powiedzenia w kwestii wyboru swojego małżonka. Okres przed 1066 rokiem wyobrażano sobie jako złoty wiek, w którym kobiety i mężczyźni żyli ze sobą niemal na równych prawach, a kres tej sytuacji położyło nadejście podłych najeźdźców. Jednak ostatnimi czasy argumenty te zostały całkowicie obalone. W rzeczywistości kobiety nie były traktowane gorzej za Normanów niż za Anglosasów. Czasy nie były dla nich łaskawe ani przed, ani po 1066 roku11.
Z pewnością Anglicy boleśnie przeżywali w tym czasie podbój kraju przez Normanów. W roku 1067 Kronika anglosaska lamentuje, opisując poczynania Normanów: „Po całym kraju budują swoje zamki, uciskając nieszczęsny lud, a obrót spraw ze złego zmienia się na jeszcze gorszy. Żeby chociaż, z pomocą Bożą, koniec był dobry!”. Jednak, jak przekonamy się później, Anglicy w znacznym stopniu przezwyciężyli te odczucia pod koniec XII wieku. Pogląd, że podbój normański sprowadził na Anglików nowe i trwałe formy opresji, powstał za sprawą pisarzy i propagandystów z późniejszych okresów. Zaczął rozwijać się już w XIII wieku, gdy Normandia i Anglia znowu znajdowały się pod rządami różnych dynastii. Wtedy to zaczynała się rozwijać angielska nienawiść wobec Francji, która trwała już do końca średniowiecza, a nawet dłużej. Dalszy ciąg nastąpił w XVII wieku, podczas walk między Parlamentem a Koroną, kiedy parlamentarzyści, pragnąc przywrócić złoty wiek angielskich swobód z epoki anglosaskiej, ogłosili, że absolutyzm Korony jest tworem normańskim. Mimo że pogląd ten został z czasem zakwestionowany, triumf Parlamentu sprawił, że opinia ta dominowała przez następne dwa stulecia. Obalił ją Freeman, który jak wielu ludzi jego czasów, pogardzał wszystkim, co francuskie i normańskie, a wszystko co niemieckie i anglosaskie uważał za czyste i cnotliwe. Historia podboju normańskiego Freemana była tak stronnicza – na korzyść Anglików – że wywołała natychmiastową reakcję innych badaczy, szczególnie Johna Horacego Rounda, który przemówił w obronie Normanów12. Od tej pory uczeni zwykle opowiadali się po konkretnej stronie – Sasów lub Normanów – i to do tego stopnia, że wskazywali nawet, dla kogo walczyliby w bitwie pod Hastings13.
Niektórzy czytelnicy mogą odnieść wrażenie, że gdybym stanął w obliczu tak nieprawdopodobnego wyboru, opowiedziałbym się po stronie Normanów. Jeśli miałbym taki wybór, to rzeczywiście wsparłbym ich oddziały, ponieważ wiem, że to oni mieli zwyciężyć. Nie darzę żadną szczególną sympatią Wilhelma i jego pobratymców. Jak wszyscy zdobywcy, wydają się aroganccy, wojowniczy, nadmiernie zadowoleni z siebie, a także (w tym konkretnym przypadku) „bardziej święci od papieża”. Z drugiej jednak strony, nie odczuwam wyjątkowej sympatii także wobec jedenastowiecznych Anglików, z ich niepohamowanym pijaństwem, niewolnictwem i politycznymi morderstwami. Kimkolwiek byli ci ludzie, nie są „nami”. Są naszymi przodkami sprzed tysiąca lat – tak samo jak Normanowie. Ze względu na ryzyko, że wydamy się bardziej pobożni od najbardziej zreformowanych normańskich duchownych, najwyższy czas, abyśmy przestali opowiadać się za którąkolwiek ze stron.
Oczywiście nadal uważam podbój normański za niezwykle ważne wydarzenie i zgodziłbym się z tymi historykami, którzy niezmiennie są zdania, że był on najbardziej doniosłym wydarzeniem w historii Anglii14. To prawda, że wiele oskarżeń, tradycyjnie wysuwanych wobec Normanów, zostało obalonych w ostatnich dekadach. Okazało się, że część zmian, które niegdyś przypisywaliśmy ich przybyciu, nastąpiło w innym okresie, miało inne przyczyny lub nie miały one miejsca w ogóle. Dziś nikt już nie uważa, że podbój normański wprowadził osadnictwo skupione lub że znacznie wpłynął na rozwój systemu parafialnego. Ogólnie uważa się, że miał on niezbyt długotrwałe oddziaływanie na istniejące struktury polityczne, ekonomię i sztukę.
Ale chociaż w niektórych kwestiach wykazano ciągłość, inne obszary zostały przedstawione tak, jakby spotkała je dramatyczna zmiana. Normanowie nie tylko wnieśli nowe formy architektury i fortyfikacji, nowe techniki wojskowe, nową elitę rządzącą i nowy język urzędowy, ale również nowe postawy i obyczaje, które wpłynęły na wszystko, począwszy od działań wojennych, po politykę, religię, prawo, a nawet sytuację chłopów. Wiele z tych zmian można zebrać pod nagłówkiem „tożsamości narodowej”. Krótko mówiąc, podbój normański ma znaczenie, ponieważ zmienił to, co dotychczas definiowało Anglików15.
I na koniec chciałbym uściślić jeszcze jedną kwestię: otóż książka ta opisuje wpływ Normanów na Anglię, a nie ich wpływ w ogóle. W ciągu XI wieku Normanowie przeżyli szereg innych fascynujących doświadczeń, najeżdżając zarówno Italię, jak i Sycylię, a w końcu, jako uczestnicy pierwszej krucjaty, Ziemię Świętą. Doświadczenia te nie są tematem niniejszej opowieści, gdyż skupia się ona na podboju normańskim z 1066 roku. Oznacza to, że przyjrzymy się wydarzeniom w Normandii i we Francji tylko do tego momentu, bez szerszego spojrzenia na późniejsze dzieje tych ziem. Z racji tego, że książka koncentruje się na Anglii, nie będziemy mieli wiele do powiedzenia o innych krajach i ludach Wysp Brytyjskich. W ostatnich dekadach powstało wiele fascynujących książek i artykułów, które uświadamiają nam, że Wyspy Brytyjskie należy zawsze traktować kompleksowo, a nie tylko jako Anglię i jej „celtyckie peryferie”, czyli Kornwalię, Walię, Irlandię oraz Szkocję. Ostatecznie Normanowie wywarli ogromny wpływ na ludy Walii i Szkocji, jednak w pierwszym pokoleniu po 1066 roku wpływ ten był minimalny. Niektórzy celtyccy kronikarze z tamtego okresu nie zdołali nawet zarejestrować podboju albo wspomnieli o nim tylko mimochodem, jako o czymś, co wydarzyło się gdzie indziej i co nie dotyczyło ich samych. Wkrótce wypadki miały pokazać, że byli w błędzie, ale są to już wydarzenia, które wykraczają poza zakres tej historii16.
Opowieści muszą mieć gdzieś swój koniec. Kobierzec z Bayeux urywa się na śmierci Harolda, ale tylko dlatego, że oryginalne zakończenie zaginęło. Większość uczonych twierdzi, że pierwotnie kobierzec był nieco dłuższy i zawierał prawdopodobnie scenę koronacji Wilhelma Zdobywcy, jaka miała miejsce w Boże Narodzenie 1066 roku. Niniejsza opowieść również kończy się na Wilhelmie, ale nieco później – w momencie śmierci króla w 1087 roku.
Historie muszą mieć także swój początek. Opowieść przedstawiona na kobiercu zaczyna się niedługo przed inwazją Normanów – od wydarzeń, które najpewniej miały miejsce w roku 1064. Aby właściwie opowiedzieć naszą historię, musimy koniecznie udać się jeszcze dalej w przeszłość, ale i tak rozpoczynamy od tej samej osoby.
Treść dostępna w pełnej wersji.
1 Nie tak, jak wiele opracowań i artykułów, których są tysiące. Starsze publikacje zob. S. A. Brown, The Bayeux Tapestry: History and Bibliography (Woodbridge, 1988). Nowsze publikacje zob. The Bayeux Tapestry: Embroidering the Facts of History, ed. P. Bouet, B. Levy and F. Neveux (Caen, 2004); King Harold II and the Bayeux Tapestry, ed. G. R. Owen-Crocker (Woodbridge, 2005); The Bayeux Tapestry: New Interpretations, ed. M. K. Foys, K. E. Overbey and D. Terkla (Woodbridge, 2009); The Bayeux Tapestry: New Approaches, ed. M. J. Lewis, G. R. Owen-Crocker and D. Terkla (Oxford, 2011).
2 D. J. Bernstein, The Mystery of the Bayeux Tapestry (London, 1986), 71–72.
3 Uczestnicy konferencji, jaka miała miejsce w 1999 roku w Caen, byli zgodni co do biskupa Odona: Bayeux Tapestry, ed. Bouet et al., 406. Opracowania dotyczące Canterbury zob. C. Hart, ‘The Bayeux Tapestry and Schools of Illumination at Canterbury’, ANS, 22 (2000), 117–167 oraz tenże, ‘The Cicero-Aratea and the Bayeux Tapestry’, King Harold II, ed. Owen-Crocker, 161–178. Jeśli Odo zlecił pracę nad kobiercem, musiało to prawdopodobnie nastąpić, zanim biskup został uwięziony w 1082 roku, chociaż brane są również pod uwagę późniejsze daty.
4 C. Hicks, The Bayeux Tapestry: The Life Story of a Masterpiece (London, 2006).
5 M. J. Lewis, The Real World of the Bayeux Tapestry (Stroud, 2008); L. Ashe, Fiction and History in England (Cambridge, 2007), 35–45.
6 M. Morris, A Great and Terrible King: Edward I and the Forging of Britain (2008); Itinerary of Edward I, ed. E. W. Safford (3 vols., List and Index Society, 103, 132, 135, 1974–1977); RRAN, 76–78.
7 Istnieje kilka różnych przekładów Kroniki anglosaskiej. Wersja, na której się opierałem, to The Anglo-Saxon Chronicle, ed. G. N. Garmonsway (new edn, London, 1972), a także przekład Whitelocka w EHD, ii, 107–203. W cytatach obydwie są określane przeważnie rocznikiem, a nie numerem strony.
8 M. Chibnall, The Debate on the Norman Conquest (Manchester, 1999), 59.
9 WP, 26–27; The Life and Letters of Edward A. Freeman, ed. W. R. W. Stephens (2 vols., London, 1895), ii, 216. O Freemanie zob. hasło w DNB.
10 D. Bates, ‘1066: Does the Date Still Matter?’, Historical Research, 78 (2005), 446–447.
11 P. Stafford, ‘Women and the Norman Conquest’, TRHS, 6th ser., 4 (1994), 221–249.
12 Bates, ‘1066: Does the Date Still Matter?’, 447–451; R. Barber, ‘The Norman Conquest and the Media’, ANS, 26 (2004), 1–20; J. Gillingham, ‘“Slaves of the Normans?”: Gerald de Barri and Regnal Solidarity in Early Thirteenth-Century England’, Law, Laity and Solidarities: Essays in Honour of Susan Reynolds, ed. P. Stafford, J. L. Nelson and J. Martindale (Manchester, 2001), 160–170. Bardziej ogólnie zob. Chibnall, Debate, passim.
13 E. G. R. A. Brown, The Normans and the Norman Conquest (2nd edn, Woodbridge, 1985), 5.
14 ‘Change of a magnitude and at a speed unparalleled in English history’: Garnett, Short Introduction, 5. Bates, ‘1066: Does the Date Still Matter?’, passim.
15 Szczególnie zob. opracowanie Johna Gillinghama. Przedruk wielu jego fragmentów znajduje się w The English in the Twelfth Century (Woodbridge, 2000).
16 Szczególnie zob. R. R. Davies, The First English Empire: Power and Identities in the British Isles, 1093–1343 (Oxford, 2000).