Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Podejrzani - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
26 października 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Podejrzani - ebook

Theodora Morgan należy do elity świata mody. Założycielka popularnego internetowego serwisu zakupowego jest jedną z najlepiej prosperujących biznesmenek na świecie. Nie lubi jednak rozgłosu, zwłaszcza w ostatnim czasie. Rok wcześniej jej rodzinę dotknął niewyobrażalny dramat, gdy mąż Theodory, magnat branży modowej, Matthieu Pasquier, oraz ich syn zostali porwani dla okupu – koszmar, który zakończył się tragedią.

Pomimo dowodów łączących ze zbrodnią zagranicznych konkurentów Matthieu sprawa ucichła i Theo niechętnie wraca do pracy. Lecąc do Nowego Jorku na bankiet z okazji otwarcia jednego ze swoich butików, na pokładzie spotyka Pierre’a de Vaumonta, który zajmuje się budowaniem sieci międzynarodowych biznesowych relacji. Zaprasza go na swoją imprezę – nie wiedząc, że jest on obiektem zainteresowania CIA.

Podejrzane kontakty zagraniczne Pierre’a bada Mike Andrews, wysoki rangą agent CIA. Na wiadomość, że Theodora Morgan leci z tym mężczyzną jednym samolotem, zaczyna obawiać się o jej bezpieczeństwo i rozpoczyna tajną misję. Podając się za prawnika, pojawia się na bankiecie z okazji otwarcia butiku Theo. Kiedy ją poznaje, natychmiast nawiązuje się między nimi więź, jednak Theo jest całkowicie nieświadoma rzeczywistego celu i tożsamości Mike’a… Ani tego, że jej życie, które stara się odbudować, jest poważnie zagrożone.

Danielle Steel

To jedna z najbardziej znanych i najchętniej czytanych autorek na świecie, a jej powieści sprzedano w blisko miliardzie egzemplarzy. Do licznych międzynarodowych bestsellerów Steel należą: RomansSąsiedziTo, co bezcennePegaz i inne wysoko oceniane powieści. Jest również autorką książek: Światło moich oczu: historia życiaNicka Trainy, opowiadającej o losach jej syna; Życie na ulicy, wspomnień z pracy z bezdomnymi; Expect a Miracle, zbioru jej ulubionych cytatów niosących inspirację i pocieszenie.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67406-76-5
Rozmiar pliku: 1,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Roz­dział 1

Pier­re de Vau­mont wy­glądał po­wa­żnie i ele­ganc­ko, wy­cho­dząc ze swo­je­go miesz­ka­nia przy rue Ja­cob w mod­nej le­wo­brze­żnej szó­stej dziel­ni­cy Pa­ry­ża. Nie zno­sił wcze­sno­po­ran­nych lo­tów, ale ko­rzy­stał z nich, ile­kroć miał spra­wy w No­wym Jor­ku. Do mia­sta do­cie­rał przed po­łud­niem, co da­wa­ło mu czas na to, żeby zje­ść z kimś lunch i od­być umó­wio­ne po­po­łu­dnio­we spo­tka­nia. Wie­czo­ra­mi był za­wsze za­pra­sza­ny na istot­niej­sze wy­da­rze­nia to­wa­rzy­skie, wa­żne przy­jęcia lub dys­kret­ne roz­mo­wy, cza­sem prze­ra­dza­jące się w nie­cie­ka­we ak­tyw­no­ści, je­śli wy­ma­ga­ły tego oso­by, z któ­ry­mi prze­by­wał. Pier­re był wszech­stron­ny i otwar­ty nie­mal na wszyst­ko. Wy­so­ki, szczu­pły, przy­stoj­ny, o lek­ko si­wie­jących blond wło­sach, miał czter­dzie­ści sze­ść lat i pe­łnił w swo­im świe­cie rolę ko­goś w ro­dza­ju po­śred­ni­ka, mo­żna po­wie­dzieć: „swa­ta”.

Łączył ze sobą lu­dzi, aby uła­twiać im nie­co­dzien­ne trans­ak­cje do­ty­czące prze­ró­żnych kwe­stii. Cza­sa­mi były to bar­dzo nie­zwy­kłe przed­si­ęw­zi­ęcia. Znał wszyst­kich, któ­rych na­le­ża­ło znać w ca­łej Eu­ro­pie i na Bli­skim Wscho­dzie, a jego kon­tak­ty si­ęga­ły te­raz Azji, gdzie chi­ńscy biz­nes­me­ni dys­po­no­wa­li ogrom­ny­mi pie­ni­ędz­mi. Pra­wie wszy­scy jego zna­jo­mi byli mi­liar­de­ra­mi. De Vau­mont za­ra­biał na ży­cie, i to ca­łkiem wy­staw­ne, dzi­ęki pro­wi­zjom. To, co ro­bił, nie było nie­le­gal­ne, choć cza­sa­mi ocie­ra­ło się o gra­ni­ce przy­zwo­ito­ści. Im wi­ęk­sze ry­zy­ko, tym wi­ęk­sze pie­ni­ądze i tym wi­ęk­szy zysk. W No­wym Jor­ku pla­no­wał spo­tkać się z kil­ko­ma ró­żny­mi gru­pa­mi lu­dzi. Za­mie­rzał zo­stać tam tyl­ko parę dni, w za­le­żno­ści od prze­bie­gu i po­wo­dze­nia tych roz­mów.

Zaj­mo­wał się spra­wa­mi mody na ogrom­ną ska­lę, a ta­kże to­wa­ra­mi luk­su­so­wy­mi, nie­ru­cho­mo­ścia­mi, tech­no­lo­gia­mi oraz ropą naf­to­wą. Przez lata sta­ran­nie usta­wiał się na stra­te­gicz­nych po­zy­cjach, aby móc przed­sta­wiać so­bie na­wza­jem wła­ści­wych lu­dzi. I brał za to so­wi­tą pro­wi­zję. Lu­dzie po­szu­ki­wa­li go ze względu na jego kon­tak­ty. Nie mu­siał za nimi go­nić. Już nie. Przez ostat­nie dwa­dzie­ścia lat zbu­do­wał swo­ją mar­kę i umie­jęt­no­ści. Po­tra­fił do­sto­so­wać się do ró­żnych sy­tu­acji i był skłon­ny po­śred­ni­czyć w nie­mal ka­żdym ro­dza­ju trans­ak­cji.

Roz­po­czął dzia­łal­no­ść w Eu­ro­pie, a z cza­sem roz­sze­rzył ją na Azję, jako że do­ra­stał w Hong­kon­gu, gdzie oj­ciec pra­co­wał w kor­pu­sie dy­plo­ma­tycz­nym. Po jego śmier­ci wró­cił do Fran­cji, ma­jąc dwa­dzie­ścia kil­ka lat. Mat­ka zma­rła, gdy prze­by­wał w an­giel­skiej szko­le z in­ter­na­tem. Nie miał żad­nej in­nej ro­dzi­ny ani zwi­ąz­ków, nie miał też dzie­ci. Oj­ciec zo­sta­wił mu tro­chę pie­ni­ędzy, ale nie na tyle dużo, by mógł pro­wa­dzić ta­kie ży­cie, ja­kie­go pra­gnął, więc kom­bi­no­wał. Za­wsze chciał do­brze żyć, za­zdro­ścił bo­ga­tym lu­dziom, i miał kosz­tow­ne upodo­ba­nia.

Mó­wił bie­gle po man­da­ry­ńsku i kan­to­ńsku. W ci­ągu ostat­nich dwóch lat za­wa­rł kil­ka bar­dzo lu­kra­tyw­nych trans­ak­cji w Ro­sji i język ro­syj­ski znał rów­nież do­brze. Jego pre­fe­ren­cje sek­su­al­ne były dość płyn­ne i trud­ne do okre­śle­nia. Często wi­dy­wa­no go z bar­dzo zna­ny­mi i bar­dzo pi­ęk­ny­mi ko­bie­ta­mi, z któ­rych wie­le było mężat­ka­mi, a od cza­su do cza­su prze­by­wał w to­wa­rzy­stwie nie­zwy­kle atrak­cyj­nych mło­dych mężczyzn. Bez względu na to, co spra­wia­ło przy­jem­no­ść jego klien­tom, chęt­nie ją za­pew­niał i w tej sfe­rze rów­nież miał do­sko­na­łe kon­tak­ty. Był ka­me­le­onem, kie­dy za­cho­dzi­ła taka ko­niecz­no­ść. Dys­po­no­wał wia­ry­god­ny­mi źró­dła­mi trud­nych do zdo­by­cia in­for­ma­cji, któ­re do­brze słu­ży­ły jego klien­tom. Przy­stoj­na twarz i wro­dzo­na ele­gan­cja wpły­wa­ły na jego wi­ze­ru­nek, a on sam nie wy­glądał na swój wiek. Lu­bił ty­tuł „swa­ta”, choć nie był ani sen­ty­men­tal­ny, ani za­in­te­re­so­wa­ny ro­man­sem w kla­sycz­nym sen­sie. Pod wie­lo­ma względa­mi mo­żna by go uznać za na­praw­dę nie­zwy­kłe­go czło­wie­ka i nie­mal ko­goś, kto się li­czy w kon­tak­tach z naj­bo­gat­szy­mi. Bez oce­nia­nia i z otwar­tym umy­słem pod­cho­dził do tego, kim byli jego klien­ci i w jaki spo­sób za­ra­bia­li pie­ni­ądze.

Wszy­scy chcie­li znać Pier­re’a de Vau­mon­ta. Ka­żdy, kto się li­czył, był jego zna­jo­mym, a przy­naj­mniej o nim sły­szał. Mężczy­zna miał ele­gan­cję Fran­cu­zów, nie­wy­mu­szo­ną męsko­ść Bry­tyj­czy­ków i odro­bi­nę wło­skie­go sek­sa­pi­lu. By­łby ide­al­nym dwo­rza­ni­nem Lu­dwi­ka XVI – uwiel­biał in­try­gi i zna­ko­mi­cie je wy­ko­rzy­sty­wał do wła­snych ce­lów.

W nie­na­gan­nie skro­jo­nym gra­na­to­wym gar­ni­tu­rze, uszy­tym przez lon­dy­ńskie­go kraw­ca, je­chał na lot­ni­sko ben­tley­em pro­wa­dzo­nym przez szo­fe­ra, z któ­re­go usług ko­rzy­stał za­wsze, ile­kroć po­trze­bo­wał kie­row­cy. Gdy chciał za­cho­wać wi­ęk­szą dys­kre­cję lub wy­stępo­wał in­co­gni­to, sam pro­wa­dził sa­mo­chód. W pe­łni cie­szył się wszyst­kim, co eks­klu­zyw­ne.

Kie­dy do­ta­rł na lot­ni­sko imie­nia Char­les’a de Gaul­le’a, dwóch człon­ków ob­słu­gi VIP-ów sta­ło przy kra­wężni­ku, wy­pa­tru­jąc jego ben­tleya, a na­stęp­nie dwóch ko­lej­nych pra­cow­ni­ków ob­słu­gi na­ziem­nej po­spie­szy­ło mu na po­wi­ta­nie, gdy po­twier­dzo­no jego przy­by­cie. Li­nie lot­ni­cze, z któ­rych usług ko­rzy­stał, do­brze go zna­ły. Jego ba­ga­że zo­sta­ły na­tych­miast za­bra­ne i od­pra­wio­ne. Na­stęp­nie za­pro­wa­dzo­no go do pry­wat­ne­go sa­lo­ni­ku w po­cze­kal­ni dla pa­sa­że­rów pierw­szej kla­sy, gdzie cze­kał już wy­staw­ny bu­fet zło­żo­ny z jego ulu­bio­nych dań. Na­lał so­bie fi­li­żan­kę moc­nej kawy, wzi­ął na ta­le­rzyk kil­ka owo­ców i otwo­rzył kom­pu­ter. Po­dzi­ęko­wał go­to­wym ob­słu­gi­wać go pra­cow­ni­kom, po czym ca­łko­wi­cie po­chło­nęło go to, co oglądał na ekra­nie lap­to­pa. Wie­dział, że wej­dzie na po­kład ostat­ni, tak jak wo­lał, i zaj­mie miej­sce w pierw­szej kla­sie, gdzie po­zo­sta­nie przez cały lot, ukry­ty za za­sło­na­mi, któ­re za­pew­nią mu pry­wat­no­ść. Prze­le­ciał już w su­mie po­nad pó­łto­ra mi­lio­na ki­lo­me­trów, a wszel­kie jego pre­fe­ren­cje li­nie od­no­to­wy­wa­ły w kar­to­te­ce VIP-ów i prze­ka­zy­wa­ły za­ło­dze ka­żde­go lotu, w któ­rym uczest­ni­czył.

Miał za­pla­no­wa­nych kil­ka spo­tkań w No­wym Jor­ku, do Pa­ry­ża za­mie­rzał wró­cić za kil­ka dni lub naj­pó­źniej za ty­dzień. Dla nie­go był to już dłu­gi po­byt. Cza­sa­mi przy­la­ty­wał na jed­no wa­żne spo­tka­nie i wra­cał jesz­cze tego sa­me­go dnia. Lu­bił za­ła­twiać wi­ęk­szo­ść swo­ich spraw twa­rzą w twarz, a nie za po­śred­nic­twem pocz­ty elek­tro­nicz­nej, ese­me­sów czy te­le­fo­nów. Miał dar prze­ko­ny­wa­nia i w pe­łni go wy­ko­rzy­sty­wał, aby uzy­skać po­żąda­ne re­zul­ta­ty.

Pier­re de Vau­mont sie­dział w swo­im pry­wat­nym sa­lo­ni­ku w po­cze­kal­ni dla pa­sa­że­rów pierw­szej kla­sy i po­pi­jał dru­gą fi­li­żan­kę kawy, kie­dy pod stre­fę dla VIP-ów pod­je­chał mer­ce­des z szo­fe­rem. Z przo­du wy­sia­dł mężczy­zna, naj­wy­ra­źniej ochro­niarz, a na tyl­nym sie­dze­niu cze­ka­ła szczu­pła ko­bie­ta w czar­nym ka­pe­lu­szu z sze­ro­kim ron­dem i w ciem­nych oku­la­rach. Ochro­niarz za­nió­sł jej pasz­port do sta­no­wi­ska dla pa­sa­że­rów pierw­szej kla­sy i zgło­sił ją do od­pra­wy. Pra­cow­ni­cy ski­nęli gło­wa­mi, uj­rzaw­szy jej na­zwi­sko, i po­zwo­li­li mu od­pra­wić ją bez dal­szych py­tań. Zna­li pro­ce­du­ry i zo­sta­li wcze­śniej uprze­dze­ni o jej przy­je­ździe, aby nie było żad­nych po­my­łek. Wie­dzie­li, że to jed­na z ich naj­cen­niej­szych klien­tek, cen­niej­sza na­wet niż de Vau­mont.

Była to pierw­sza od po­nad roku pod­róż, w jaką wy­bra­ła się The­odo­ra Mor­gan. Za­ło­ży­ciel­ka i wła­ści­ciel­ka od­no­szące­go ogrom­ne suk­ce­sy Theo.com, in­ter­ne­to­we­go ser­wi­su za­ku­po­we­go o ugrun­to­wa­nej po­zy­cji, któ­ry po­bił wszel­kie re­kor­dy po­wo­dze­nia na ca­łym świe­cie. Rok wcze­śniej, w wie­ku trzy­dzie­stu sied­miu lat, cie­szy­ła się opi­nią jed­nej z naj­le­piej pro­spe­ru­jących przed­si­ębior­czyń na świe­cie, a ta­kże iko­ny mody, za­wsze fo­to­gra­fo­wa­nej, ile­kroć po­ja­wia­ła się pu­blicz­nie, cho­ciaż ce­lo­wo uni­ka­ła roz­gło­su, zwłasz­cza w mi­nio­nych dwu­na­stu mie­si­ącach. Nie­daw­no zo­sta­ła wdo­wą po wła­ści­cie­lu kil­ku­na­stu naj­wi­ęk­szych ma­rek mo­do­wych na świe­cie i war­tym mul­ti­mi­liar­dy po­ten­ta­cie mody luk­su­so­wej. Ona i Mat­thieu Pa­squ­ier po­zna­li się, gdy Theo jako dwu­dzie­sto­dwu­lat­ka, świe­żo po stu­diach na Ha­rvar­dzie, za­ło­ży­ła wła­śnie racz­ku­jącą fir­mę. Wy­star­to­wa­ła, dys­po­nu­jąc nie­wiel­kim bu­dże­tem, i szyb­ko udo­wod­ni­ła, że przy­jęty przez nią mo­del biz­ne­so­wy jest sku­tecz­ny. Za­częły o niej pi­sać cza­so­pi­sma fi­nan­so­we i pra­sa biz­ne­so­wa. Pa­squ­ier za­pra­gnął ją po­znać. Star­szy od niej o dwa­dzie­ścia pięć lat, był sto­su­jącym bez­par­do­no­we me­to­dy przed­si­ębior­cą. Za­ko­chał się w jej śmia­łym, ry­zy­kow­nym, no­wa­tor­skim biz­ne­spla­nie oraz w jej ła­god­no­ści i de­ter­mi­na­cji, któ­re za tym sta­ły, a ta­kże w jej mło­do­ści i uro­dzie. Po­bra­li się le­d­wie rok pó­źniej i prze­ży­li w ma­łże­ństwie czter­na­ście lat. Była jego trze­cią żoną, z po­przed­nich zwi­ąz­ków nie miał dzie­ci, a ona jesz­cze bar­dziej go ocza­ro­wa­ła, dzie­si­ęć mie­si­ęcy po ślu­bie ro­dząc mu syna, Axe­la.

Hi­sto­ria jej wła­snej ro­dzi­ny w pe­wien spo­sób przy­go­to­wa­ła ją do ma­łże­ństwa ze star­szym mężczy­zną. Jej oj­ciec był pra­wie dwa­dzie­ścia lat star­szy od jej mat­ki. Mia­ła sta­bil­ny, ko­cha­jący dom, w któ­rym do­brze się roz­wi­ja­ła jako je­dy­ne dziec­ko. W okre­sie do­ra­sta­nia często wo­la­ła to­wa­rzy­stwo do­ro­słych.

Ro­dzi­ce przy ka­żdej mo­żli­wo­ści włącza­li ją w swo­je ży­cie. Mia­ła spo­koj­ny cha­rak­ter i oka­za­ła się zdol­ną uczen­ni­cą. Ro­dzi­ce spo­dzie­wa­li się po niej do­sko­na­łych wy­ni­ków na stu­diach i za­chęca­li ją do nich. Jej oj­ciec po­dzi­wiał suk­ces, któ­ry od­nio­sła. Zro­bił wszyst­ko, co mógł, aby wes­przeć ją w ma­rze­niach o wła­snej fir­mie i po­móc w ich re­ali­za­cji.

Na stu­diach wi­ęcej cza­su po­świ­ęca­ła roz­wi­ja­niu swe­go biz­ne­spla­nu niż na­wi­ązy­wa­niu przy­ja­źni. Zwi­ązek z dużo star­szym mężczy­zną, któ­re­go uwa­ża­no za ge­niu­sza w dzie­dzi­nie de­ta­licz­nej sprze­da­ży dóbr luk­su­so­wych, wy­da­wał się wprost dla niej stwo­rzo­ny. Ro­dzi­ce byli po­cząt­ko­wo po­wści­ągli­wi i lek­ko za­nie­po­ko­je­ni jej ma­łże­ństwem z Mat­thieu, ale z cza­sem prze­ko­na­li się do nie­go.

Kie­dy Theo i Mat­thieu się po­zna­li, mó­wi­ła po fran­cu­sku wy­star­cza­jąco do­brze, żeby mo­gli się po­ro­zu­mie­wać. Uczy­ła się pil­nie i po roku wła­da­ła tym języ­kiem bie­gle, za­rów­no w roz­mo­wach słu­żbo­wych, jak i to­wa­rzy­skich, co uła­twi­ło jej prze­pro­wadz­kę do Pa­ry­ża. Po­cząt­ko­wo tęsk­ni­ła za No­wym Jor­kiem, ale sto­li­ca Fran­cji szyb­ko sta­ła się jej do­mem i te­raz wo­la­ła miesz­kać tu­taj.

Oka­za­ła się od­da­ną mat­ką i często pra­co­wa­ła z domu. Sku­tecz­nie pro­wa­dzi­ła wła­sną fir­mę, któ­rej, mimo pró­śb męża, ni­g­dy nie po­łączy­ła z jego im­pe­rium. Po­zo­sta­ła nie­za­le­żna za­wo­do­wo, będąc jed­no­cze­śnie ko­cha­jącą żoną dla Mat­thieu i mat­ką dla ich je­dy­ne­go dziec­ka. Uwiel­bia­ła Axe­la, któ­re­go uwa­ża­ła za naj­wi­ęk­sze osi­ągni­ęcie swo­je­go ży­cia. Fir­ma sta­no­wi­ła jej pa­sję. Mąż był jej men­to­rem i naj­lep­szym przy­ja­cie­lem, a ma­łże­ństwo oka­za­ło się trwa­łe. Mimo ude­rza­jącej uro­dy ni­g­dy nie spoj­rza­ła na in­ne­go mężczy­znę.

Wszyst­ko zo­sta­ło bru­tal­nie prze­rwa­ne rok temu, gdy Mat­thieu wraz z ich sy­nem zo­stał po­rwa­ny z wiej­skie­go châte­au, pod­czas gdy Theo pra­co­wa­ła w mie­ście.

Za­rów­no Mat­thieu, jak i Theo w pi­ąt­ko­we wie­czo­ry cza­sa­mi mu­sie­li po­pra­co­wać dłu­żej, niż pla­no­wa­li, a w ta­kich sy­tu­acjach to z ro­dzi­ców, któ­re było wol­ne, za­bie­ra­ło Axe­la do ich châte­au pod Pa­ry­żem, dru­gie zaś do­je­żdża­ło pó­źniej. Mat­thieu wo­lał, żeby week­en­dy spędza­li tyl­ko we trój­kę, bez kręcące­go się wo­kół nich per­so­ne­lu. Theo też to lu­bi­ła. Obo­je przez cały ty­dzień byli oto­cze­ni pra­cow­ni­ka­mi i pro­wa­dze­nie pro­ste­go ży­cia oraz sa­mo­dziel­ne dba­nie o swo­je po­trze­by w pi­ąt­ko­we wie­czo­ry, so­bo­ty i nie­dzie­le przy­no­si­ło im ulgę. Cza­sa­mi Axel za­bie­rał ze sobą ja­kie­goś ko­le­gę, ale wte­dy tego nie zro­bił. Ce­ni­li so­bie pry­wat­no­ść oraz czas dla ro­dzi­ny, tak od­mien­ne od wy­ma­gań zwi­ąza­nych z pro­wa­dze­niem biz­ne­su, z czym mie­li do czy­nie­nia w ci­ągu ty­go­dnia.

W tam­ten fa­tal­ny pi­ątek Theo mia­ła pó­źne spo­tka­nie, z któ­re­go nie mo­gła się wy­mi­gać, więc pó­źnym po­po­łud­niem Mat­thieu po­je­chał do châte­au z Axe­lem. Gdy Theo do­ta­rła tam krót­ko po ósmej wie­czo­rem, nie za­sta­ła żad­ne­go z nich. Na scho­dach fron­to­wych le­żał je­den z bu­tów do bie­ga­nia Axe­la. Drzwi we­jścio­we były otwar­te. W po­bli­żu po­zo­sta­ły śla­dy wal­ki, więc z ło­mo­czącym z prze­ra­że­nia ser­cem za­dzwo­ni­ła na po­li­cję. Ta po zba­da­niu miej­sca zda­rze­nia po­wia­do­mi­ła DGSI, Dy­rek­cję Ge­ne­ral­ną Bez­pie­cze­ństwa We­wnętrz­ne­go, fran­cu­ski od­po­wied­nik FBI. Po dal­szym do­cho­dze­niu, gdy na te­re­nie zna­le­zio­no pu­stą pacz­kę po ro­syj­skich pa­pie­ro­sach, spra­wę prze­ka­za­no DGSE, fran­cu­skiej CIA, czy­li Ge­ne­ral­nej Dy­rek­cji Bez­pie­cze­ństwa Ze­wnętrz­ne­go. Za­ist­nia­ło bo­wiem sil­ne po­dej­rze­nie, że po­ry­wa­cze są ob­co­kra­jow­ca­mi.

*

Pu­sta pacz­ka po ro­syj­skich pa­pie­ro­sach zo­sta­ła zna­le­zio­na w ustron­nym miej­scu, gdzie po­ry­wa­cze praw­do­po­dob­nie cze­ka­li na przy­jazd Axe­la i Mat­thieu. Do ne­go­cja­cji trze­ba było spro­wa­dzić tłu­ma­cza, aby uła­twić ko­mu­ni­ka­cję z prze­stęp­ca­mi, któ­ry­mi rze­czy­wi­ście oka­za­li się Ro­sja­nie. Spra­wą na­dal zaj­mo­wa­ła się DGSE, jako że ban­dy­ci po­cho­dzi­li z in­ne­go kra­ju, a do usta­le­nia ich to­żsa­mo­ści wy­ko­rzy­sta­no za­gra­nicz­nych in­for­ma­to­rów. Ci nie byli jed­nak w sta­nie do­star­czyć jed­no­znacz­nych wska­zó­wek do­ty­czących zle­ce­nio­daw­cy po­rwa­nia, DGSE mia­ła po­wa­żne po­dej­rze­nia, ale żad­nych twar­dych do­wo­dów, wła­dze zaś ro­syj­skie nie po­tra­fi­ły przed­sta­wić żad­nych fak­tów na ich od­rzu­ce­nie. To nie wy­star­czy­ło, żeby do­ko­nać aresz­to­wa­nia. Pó­źniej ban­dy­ci, któ­rzy po­rwa­li Axe­la i Mat­thieu, znik­nęli bez śla­du.

Oj­ciec i syn zo­sta­li po­rwa­ni przez sze­ściu mężczyzn, któ­rych za­uwa­żył miesz­ka­jący w po­bli­żu far­mer, jak za­ma­sko­wa­ni i za­kap­tu­rze­ni od­je­żdża­li z miej­sca zda­rze­nia ci­ęża­rów­ką oraz podąża­jącym za nią sa­mo­cho­dem oso­bo­wym. W żad­nym z po­jaz­dów nie wi­dać było Mat­thieu ani Axe­la. Za­rów­no ci­ęża­rów­kę, jak i sa­mo­chód zna­le­zio­no po­rzu­co­ne w po­bli­skiej wio­sce. Oba po­jaz­dy oka­za­ły się skra­dzio­ne.

Ne­go­cja­cje w spra­wie oku­pu w wy­so­ko­ści stu mi­lio­nów euro roz­po­częły się na­stęp­ne­go dnia. Były nie­udol­nie pro­wa­dzo­ne przez po­li­cję, któ­ra sta­ra­ła się zwo­dzić po­ry­wa­czy i zy­skać na cza­sie, aby ró­żne wła­dze mo­gły od­kryć ich to­żsa­mo­ść, ale to się nie uda­ło. Wła­dze opó­źnia­ły wy­pła­tę, jed­no­cze­śnie go­rącz­ko­wo pró­bu­jąc usta­lić miej­sce prze­trzy­my­wa­nia po­rwa­nych. Theo bła­ga­ła po­li­cję, by po­zwo­li­ła jej za­pła­cić okup, co mo­gła uczy­nić dzi­ęki wła­snej fir­mie i fir­mie Mat­thieu. W ko­ńcu po­li­cja zgo­dzi­ła się na prze­ka­za­nie po­ło­wy żąda­nej kwo­ty, czy­li pi­ęćdzie­si­ęciu mi­lio­nów, w na­dziei, że dzi­ęki temu słu­żby zdo­ła­ją od­na­le­źć w oko­li­cy Mat­thieu, Axe­la i po­ry­wa­czy. Po­ło­wicz­na za­pła­ta roz­wście­czy­ła prze­stęp­ców i wy­wo­ła­ła ich pa­ni­kę. W trak­cie ne­go­cja­cji oka­za­li się ner­wo­wi, nie­kon­se­kwent­ni i nie­pro­fe­sjo­nal­ni, kłó­cąc się mi­ędzy sobą i z po­li­cją. Ne­go­cja­cje trwa­ły sie­dem­na­ście pe­łnych cier­pie­nia i nie­po­ko­ju dni, naj­dłu­ższych w ży­ciu Theo.

Po­li­cja po­in­for­mo­wa­ła ją, że roz­mo­wy w przy­pad­ku wi­ęk­szo­ści po­rwań pro­wa­dzo­ne są rów­nie rze­czo­wo jak roz­mo­wy biz­ne­so­we, bo­wiem prze­stęp­com cho­dzi o zdo­by­cie pie­ni­ędzy z po­bu­dek po­li­tycz­nych lub oso­bi­stych, a ofia­ry są szyb­ko zwra­ca­ne po do­star­cze­niu oku­pu. Jed­nak, zda­niem po­li­cji, z uwa­gi na brak pro­fe­sjo­na­li­zmu po­ry­wa­czy, Theo na­ra­zi­ła­by ży­cie Mat­thieu i Axe­la, gdy­by prze­ka­za­ła im całą wy­ma­ga­ną sumę. Za­ufa­ła wła­dzom, a pó­źniej tego gorz­ko ża­ło­wa­ła. W spra­wę było za­an­ga­żo­wa­nych zbyt wie­le agen­cji i zbyt wie­le osób mia­ło od­mien­ne opi­nie. Po­li­cja do­star­czy­ła po­ry­wa­czom po­ło­wę oku­pu, pi­ęćdzie­si­ąt mi­lio­nów euro, w od­le­głe miej­sce, na­dal gra­jąc na zwło­kę, aby ze­brać wi­ęcej in­for­ma­cji. Po­ry­wa­cze spa­ni­ko­wa­li, za­bi­li dwóch po­li­cjan­tów, któ­rzy prze­ka­za­li im go­tów­kę, za­bra­li pie­ni­ądze i ucie­kli. Za­nim opu­ści­li oko­li­cę, za­strze­li­li Mat­thieu i Axe­la, a na­stęp­nie za­ko­pa­li ich cia­ła w kop­cu świe­żej zie­mi, w la­sku po­ło­żo­nym kil­ka ki­lo­me­trów od châte­au, aby na pew­no zo­sta­li od­na­le­zie­ni. Na pod­sta­wie ran po­strza­ło­wych, ni­tek z ubra­nia Axe­la na ubra­niu jego ojca i cza­su ich zgo­nu po­li­cja była w sta­nie wy­wnio­sko­wać, że Axel zo­stał za­strze­lo­ny w ra­mio­nach ojca, a Mat­thieu chwi­lę pó­źniej. Cia­ła zna­le­zio­no dość szyb­ko, po­dob­nie jak dwóch mar­twych po­li­cjan­tów w miej­scu, gdzie zo­sta­wio­no okup. Theo pa­mi­ęta­ła dni, któ­re na­stąpi­ły pó­źniej, jako mie­sza­ni­nę okrop­nej pust­ki, żalu i roz­pa­czy. Przez rok żyła w od­osob­nie­niu, pro­wa­dząc fir­mę z domu i nie spo­ty­ka­jąc się z ni­kim poza pre­ze­sa­mi obu firm, swo­jej i Mat­thieu. Roz­wa­ża­ła, czy nie sprze­dać wszyst­kie­go. Po stra­cie męża i syna nic nie mia­ło dla niej zna­cze­nia.

Przez mi­nio­ny rok pie­ni­ądze z oku­pu nie wy­pły­nęły ni­g­dzie w Eu­ro­pie. DGSE nie dys­po­no­wa­ła ni­czym wi­ęcej poza do­wo­da­mi, któ­re zna­ła w dniu śmier­ci Mat­thieu i Axe­la. Ist­nia­ły po­dej­rze­nia, ale żad­nych twar­dych fak­tów, ozna­czo­ne zaś bank­no­ty z oku­pu znik­nęły. Po­ry­wa­czom, cho­ciaż za­cho­wy­wa­li się jak ama­to­rzy, uda­ło się po­pe­łnić zbrod­nię po­zor­nie do­sko­na­łą. A Theo mu­sia­ła żyć da­lej z jej roz­dzie­ra­jący­mi ser­ce skut­ka­mi.

Od mie­si­ęcy nie opusz­cza­ła swo­je­go pa­ry­skie­go domu, wresz­cie dy­rek­tor ge­ne­ral­ny jej fir­my, Ja­cqu­es Fer­rier, prze­ko­nał ją do po­wro­tu do biu­ra, żeby roz­wi­ąza­ła pew­ne pro­ble­my, z któ­ry­mi nikt inny nie mógł so­bie po­ra­dzić tak sku­tecz­nie jak ona. Nie­chęt­nie na to przy­sta­ła i z za­sko­cze­niem prze­ko­na­ła się, że pra­ca ją uspo­ka­ja. To było coś, na czym się zna­ła i w czym była do­bra – roz­wi­ązy­wa­nie pro­ble­mów w Theo.com i w fir­mie Mat­thieu przy­cho­dzi­ło jej w spo­sób na­tu­ral­ny. Od­wra­ca­ło jej uwa­gę od my­śle­nia o tym, co stra­ci­ła, przy­naj­mniej pod­czas tych go­dzin, któ­re spędza­ła w biu­rze. Po­tem mu­sia­ła wró­cić do domu, do swo­je­go pu­ste­go miesz­ka­nia, i sta­wić czo­ła du­chom.

Sta­ra­nia dy­rek­to­ra jej fir­my, aby spro­wa­dzić ją do pra­cy, były jego spo­so­bem na przy­wró­ce­nie jej do ży­cia. Skie­ro­wał jej uwa­gę na skle­py typu pop-up, któ­re za­kła­da­li w Dal­las, Los An­ge­les i No­wym Jor­ku. Zor­ga­ni­zo­wa­nie tych otwie­ra­nych na krót­ki czas pla­có­wek wy­ma­ga­ło wie­le pra­cy, ale oka­za­ły się one bar­dzo sku­tecz­nym na­rzędziem przy­ci­ąga­nia no­wych klien­tów oraz zwi­ęk­sza­nia sprze­da­ży i roz­po­zna­wal­no­ści mar­ki na ca­łym świe­cie. Theo mia­ła do nich wy­jąt­ko­wy ta­lent. Na­wet kie­dy nie była w naj­lep­szej for­mie, jej kre­atyw­ne po­my­sły oka­zy­wa­ły się nie­za­wod­ne. Rok po tra­ge­dii po­wo­li wra­ca­ła do sie­bie, ci­ężko pra­cu­jąc nad przy­go­to­wa­niem trzech ko­lej­nych skle­pów tego typu w Sta­nach Zjed­no­czo­nych. Za­mie­rza­ła sama tam po­je­chać, aby nad­zo­ro­wać otwar­cie i re­ali­za­cję pro­jek­tów trzech tym­cza­so­wych pla­có­wek han­dlo­wych. Ich stwo­rze­nie było kosz­tow­ne, ale za­wsze się opła­ca­ło.

Cho­ciaż była Ame­ry­kan­ką i wy­cho­wa­ła się w No­wym Jor­ku, nie­mal po­ło­wę ży­cia miesz­ka­ła we Fran­cji, łącząc per­spek­ty­wę eu­ro­pej­ską z ame­ry­ka­ńską. Kie­dy wy­szła za mąż za Mat­thieu, prze­nio­sła swo­ją do­brze pro­spe­ru­jącą dzia­łal­no­ść z No­we­go Jor­ku do Pa­ry­ża. Dało jej to do­stęp do pro­wa­dzo­nej przez nie­go znacz­nie wi­ęk­szej or­ga­ni­za­cji, i do­brze na tym wy­szła. Mat­thieu udo­stęp­nił jej po­wierzch­nię biu­ro­wą w bu­dyn­ku, któ­re­go był wła­ści­cie­lem, oraz ma­ga­zy­ny, ale ona ni­g­dy nie prze­ka­za­ła mu udzia­łów w swo­jej fir­mie, co go ba­wi­ło. Lu­bił się prze­chwa­lać tym, jaka to jego żona jest twar­da w in­te­re­sach i mądra. Jej oj­ciec był ban­kie­rem in­we­sty­cyj­nym i do­brze jej do­ra­dzał, je­śli cho­dzi­ło o za­sa­dy do­bre­go biz­ne­su i przed­si­ębior­czo­ści. Stu­dio­wa­ła eko­no­mię na Ha­rvar­dzie i stu­dia uko­ńczy­ła z wy­ró­żnie­niem. Pla­no­wa­ła kszta­łcić się da­lej, ale za­ło­ży­ła już swo­ją fir­mę, któ­ra roz­wi­ja­ła się w za­wrot­nym tem­pie. Mia­ła na­tu­ral­ną smy­ka­łkę do in­te­re­sów, a jej ła­god­ne uspo­so­bie­nie i ko­bie­cy styl by­cia spra­wia­ły, że lu­dziom, zwłasz­cza mężczy­znom w Eu­ro­pie, wy­da­wa­ło się, iż mogą ją wy­ko­rzy­stać. Mat­thieu był mądrzej­szy i z przy­jem­no­ścią ob­ser­wo­wał że­la­zną kon­se­kwen­cję w dzia­ła­niach żony. Często pro­sił ją o radę w spra­wach do­ty­czących swo­ich głów­nych luk­su­so­wych ma­rek odzie­żo­wych, i uwa­gi, ja­kie czy­ni­ła, były za­wsze traf­ne. Mia­ła wy­szu­ka­ny gust i zde­cy­do­wa­ny styl, a ich ma­łże­ństwo opie­ra­ło się na wza­jem­nym po­dzi­wie i sza­cun­ku.

Przez ostat­ni rok Theo żyła w pró­żni, w sa­mot­nym, pe­łnym ci­szy świe­cie. Rzad­ko opusz­cza­ła pa­ry­ski dom, od cza­su zaś po­rwa­nia nie po­sta­wi­ła sto­py w châte­au. Stał pu­sty, za­mkni­ęty i prze­pe­łnio­ny strasz­ny­mi wspo­mnie­nia­mi. Spo­ty­ka­ła się z Ja­kiem, dy­rek­to­rem na­czel­nym swo­jej fir­my, któ­rej do­gląda­ła, a ta­kże z dy­rek­to­rem na­czel­nym fir­my Mat­thieu, aby mieć oko na spra­wy jego ogrom­ne­go przed­si­ębior­stwa. Przez resz­tę cza­su snu­ła się po domu jak duch, od­twa­rza­jąc w my­ślach wszyst­ko, co się wy­da­rzy­ło, i za­sta­na­wia­jąc się, czy spra­wy mo­gły­by po­to­czyć się ina­czej. Wła­dze fran­cu­skie przy­jęły błęd­ne za­ło­że­nia, co przy­nio­sło ka­ta­stro­fal­ne skut­ki.

Po­li­cja po­wie­dzia­ła, że śmie­rć jej syna była „tra­gicz­nym wy­pad­kiem w wy­ni­ku tego wy­da­rze­nia” i do­wio­dła, że po­ry­wa­cze byli ama­to­ra­mi. Pro­fe­sjo­na­li­ści ne­go­cjo­wa­li­by sku­tecz­niej i szyb­ko do­szli­by z nią do po­ro­zu­mie­nia, a ani Mat­thieu, ani Axe­lo­wi nie sta­ła­by się żad­na krzyw­da. Fran­cu­skie, bry­tyj­skie oraz inne eu­ro­pej­skie wła­dze, jak rów­nież sieć in­for­ma­to­rów, od roku bez­sku­tecz­nie po­szu­ki­wa­ły od­po­wie­dzi, in­for­ma­cji z pó­łświat­ka oraz spraw­ców. Nikt nie wie­dział, kim byli po­ry­wa­cze ani gdzie się po­dzia­ło pi­ęćdzie­si­ąt mi­lio­nów euro, któ­re Theo im za­pła­ci­ła. Chcie­li stu. Je­dy­nym mo­ty­wem, któ­ry wy­da­wał się po­li­cji i DGSE praw­do­po­dob­ny, była ze­msta za nie do ko­ńca uda­ne przed­si­ęw­zi­ęcie biz­ne­so­we. Mat­thieu od daw­na nie­chęt­nie otwie­rał skle­py w Ro­sji. Go­spo­dar­ka tego kra­ju była zbyt nie­sta­bil­na, na­to­miast prak­ty­ki biz­ne­so­we mało wia­ry­god­ne, a często wręcz po­dej­rza­ne. Mimo tych obaw po­ja­wił się ro­syj­ski in­we­stor, któ­ry za­ofe­ro­wał wy­ło­że­nie stu mi­lio­nów euro na po­kry­cie części kosz­tów otwar­cia dwóch fla­go­wych skle­pów w Ro­sji. Po­my­sł ten za­czął się Mat­thieu co­raz bar­dziej po­do­bać i wbrew po­cząt­ko­wym oba­wom w ko­ńcu na nie­go przy­stał. In­we­stor, Dmi­trij Alek­sandr, sam był mi­liar­de­rem i znał ro­syj­ski ry­nek. Nie było ta­jem­ni­cą, że w tym kra­ju są ogrom­ne pie­ni­ądze i lu­dzie sko­rzy do ich wy­da­wa­nia.

Przy­go­to­wa­nie dwóch skle­pów w Mo­skwie szyb­ko sta­ło się kosz­ma­rem, w któ­rym lu­dzie trwo­ni­li pie­ni­ądze na ła­pów­ki, bu­do­wa się opó­źnia­ła, kosz­ty mno­ży­ły po­nad wszel­ką mia­rę, a do­brej ja­ko­ści ma­te­ria­ły bu­dow­la­ne za­stępo­wa­no gor­szy­mi. Mat­thieu w ko­ńcu stra­cił cier­pli­wo­ść i wy­co­fał się z pro­jek­tu, jesz­cze za­nim pla­ców­ki zo­sta­ły otwar­te. Wy­da­wa­ło się, że była to naj­roz­sąd­niej­sza de­cy­zja, w prze­ci­wie­ństwie do dal­sze­go do­rzu­ca­nia pie­ni­ędzy i po­stra­da­nia jesz­cze wi­ęk­szej sumy niż dwie­ście mi­lio­nów, któ­re już w ten pro­jekt wło­żył. Mat­thieu stra­cił ogrom­ne pie­ni­ądze, ale ode­tchnął z ulgą, gdy po­sta­no­wił ów pro­jekt po­rzu­cić. Ro­sja­nin na­to­miast nie przy­jął swo­jej stra­ty ze spo­ko­jem. Prze­pa­dło sto mi­lio­nów, któ­re za­in­we­sto­wał, a na­wet tro­chę wi­ęcej. Mat­thieu po­go­dził się z nie­ko­rzyst­ną dla sie­bie sy­tu­acją fi­nan­so­wą, mógł so­bie na to po­zwo­lić. Ro­syj­ski in­we­stor z ko­lei twier­dził, że jego na to nie stać, utrzy­mu­jąc, że stra­ta go zruj­nu­je, w co Mat­thieu nie wie­rzył.

Zda­niem władz fran­cu­skich mo­ty­wem po­rwa­nia i pó­źniej­szych mor­derstw było to, że kto­kol­wiek je za­ini­cjo­wał, chciał su­ro­wo uka­rać Mat­thieu za wy­co­fa­nie się i od­zy­skać wi­ęk­szo­ść uto­pio­nych pie­ni­ędzy za spra­wą oku­pu. Po­li­cja uzna­ła, że była to trans­ak­cja han­dlo­wa, w któ­rej cho­dzi­ło o to, żeby pie­ni­ądze wró­ci­ły do kie­sze­ni ro­syj­skie­go in­we­sto­ra, Dmi­tri­ja Alek­san­dra. Miał on po­tężne ko­nek­sje w pó­łświat­ku, któ­re go chro­ni­ły, spra­wia­jąc, że był nie do ru­sze­nia. We­dług in­for­ma­to­rów Mat­thieu i Axel mie­li być uży­tecz­ny­mi pion­ka­mi i ni­czym wi­ęcej. Po­słu­ży­li Alek­san­dro­wi w pla­nie od­zy­ska­nia pie­ni­ędzy za nie­uko­ńcze­nie dwóch skle­pów. Nikt jed­nak nie był w sta­nie udo­wod­nić tej teo­rii. Opie­ra­ła się tyl­ko na do­my­słach. A ów roz­ju­szo­ny, nie­za­do­wo­lo­ny in­we­stor był bo­ga­tym, od­no­szącym suk­ce­sy czło­wie­kiem, któ­re­go uwa­ża­no za nie­ty­kal­ne­go.

Wia­do­mo­ść o śmier­ci Axe­la i Mat­thieu wstrząsnęła świa­tem i zdru­zgo­ta­ła Theo, lecz cała spra­wa z wol­na znik­nęła z ła­mów pra­sy i od tam­tej pory nie po­ja­wia­ły się żad­ne nowe wia­do­mo­ści. Pie­ni­ądze na­dal ni­g­dzie nie wy­pły­nęły, nie zła­pa­no też prze­stęp­ców, któ­rzy za­bi­li naj­bli­ższe jej oso­by. W tej hi­sto­rii nie do­szła do gło­su spra­wie­dli­wo­ść ani nie po­ja­wi­ła się żad­na po­cie­cha dla niej, któ­ra stra­ci­ła męża i syna.

Mi­nio­ny rok był dla Theo nie­opi­sa­ną udręką, jed­nak dy­rek­tor ge­ne­ral­ny jej fir­my w ko­ńcu zdo­łał ją prze­ko­nać, aby po­je­cha­ła do No­we­go Jor­ku, by nad­zo­ro­wać przy­go­to­wa­nie trzech eks­klu­zyw­nych skle­pów tym­cza­so­wych w Sta­nach Zjed­no­czo­nych. Nikt tak jak ona nie ro­zu­miał biz­ne­su i klien­tów. Od roku nie wy­stępo­wa­ła pu­blicz­nie ani nie udzie­la­ła wy­wia­dów, dy­rek­tor zaś prze­ko­nał ją, że nad­sze­dł czas, by znów wy­szła do lu­dzi. Nie mia­ła ocho­ty na ten wy­jazd, ale zda­ła so­bie spra­wę, że nie może się wiecz­nie ukry­wać. Ja­cqu­es po­wie­dział, że je­śli chce za­cho­wać swój biz­nes, musi po­now­nie prze­jąć nad nim kon­tro­lę. W ci­ągu pierw­szych dni po po­wro­cie za­la­ła ją bo­le­sna fala ży­wych wspo­mnień.

*

Z oka­zji uru­cho­mie­nia w No­wym Jor­ku skle­pu, któ­ry miał być otwar­ty je­dy­nie przez dwa ty­go­dnie, za­pla­no­wa­no ogrom­ne i hucz­ne przy­jęcie or­ga­ni­zo­wa­ne przez dużą no­wo­jor­ską fir­mę zaj­mu­jącą się kre­owa­niem wi­ze­run­ku. Theo nie mia­ła za­mia­ru iść na tę im­pre­zę, ale chcia­ła się upew­nić, że sklep zo­sta­nie od­po­wied­nio urządzo­ny, a wy­strój i at­mos­fe­ra będą do­kład­nie od­po­wia­da­ły wi­ze­run­ko­wi jej fir­my. W ko­lej­nych ty­go­dniach za­pla­no­wa­no po­dob­ne wy­da­rze­nia w Los An­ge­les oraz Dal­las, i je rów­nież za­mie­rza­ła nad­zo­ro­wać. Nikt nie obie­cy­wał, że będzie uczest­ni­czy­ła w przy­jęciach. Po­nad­to w No­wym Jor­ku nie było ni­ko­go, z kim chcia­ła­by się spo­tkać. Jej ro­dzi­ce już nie żyli, a z daw­ny­mi przy­ja­ció­łmi stra­ci­ła kon­takt. Jej mar­ka i fir­ma dzia­ła­ły bez za­rzu­tu, mimo że ona sama nie po­ka­zy­wa­ła się pu­blicz­nie. Fir­ma Mat­thieu rów­nież dzia­ła­ła spraw­nie, za­rządza­na przez tych sa­mych lu­dzi, któ­rzy pra­co­wa­li dla jej męża za jego ży­cia. Przed­si­ębior­stwo było zbyt duże i so­lid­ne, by upa­ść, na­wet kie­dy go za­bra­kło. Theo po­zo­sta­wa­ła w kon­tak­cie z wła­dza­mi fir­my i za­sia­da­ła w jej za­rządzie. Prze­ja­wia­ła ak­tyw­no­ść za ku­li­sa­mi, zwłasz­cza będąc te­raz wła­ści­ciel­ką fir­my Mat­thieu, choć in­te­re­so­wa­ło ją to o wie­le mniej niż jej wła­sna mar­ka, w któ­rej jej wkład miał duże zna­cze­nie, jako że była mniej­sza niż im­pe­rium Mat­thieu i opie­ra­ła się na jej wi­ze­run­ku oraz na sprze­da­wa­nych pro­duk­tach.

Nie ogło­szo­no ni­g­dzie, że je­dzie do No­we­go Jor­ku, aby nad­zo­ro­wać otwar­cie skle­pu, ona zaś sama nie mia­ła za­mia­ru po­ja­wić się pu­blicz­nie przed, w trak­cie ani po ca­łym wy­da­rze­niu. Chcia­ła się tyl­ko upew­nić, że duży sklep przy Ma­di­son Ave­nue, któ­ry wy­na­jęli na dwa ty­go­dnie za ogrom­ne pie­ni­ądze, będzie wy­glądał spek­ta­ku­lar­nie. Theo czu­ła się za­rów­no pod­eks­cy­to­wa­na, jak i prze­ra­żo­na fak­tem, że znów prze­by­wa w świe­cie. Od mie­si­ęcy żyła w cie­niu. Te­raz pra­gnęła znów zo­ba­czyć, jak coś się dzie­je, ale w tym nie uczest­ni­czyć. Chcia­ła być nie­wi­dzial­na.

Po­nie­waż po­ry­wa­cze nie zo­sta­li do tej pory schwy­ta­ni, mu­sia­ła pod­ró­żo­wać z ochro­ną oso­bi­stą i mieć przy so­bie ochro­nia­rza za­wsze, ile­kroć wy­cho­dzi­ła z domu, na­wet na spa­cer. Często się zmie­nia­li, a ich ro­ta­cję nad­zo­ro­wa­ła jej asy­stent­ka Mar­ti­ne. Theo lu­bi­ła nie­któ­rych z nich bar­dziej niż in­nych, ale po­trze­bo­wa­ła ochro­ny na wy­pa­dek, gdy­by po­ry­wa­cze wró­ci­li ta­kże po nią. We­dług po­li­cji praw­do­po­do­bie­ństwo tego było zni­ko­me, ale nie mo­gła go zi­gno­ro­wać. Za­zwy­czaj nie zno­si­ła my­śli, że nie wol­no jej ni­g­dzie sa­mej wy­jść. Jed­nak po śmier­ci Mat­thieu była wła­ści­ciel­ką jed­nej z naj­wi­ęk­szych, naj­le­piej pro­spe­ru­jących firm na świe­cie i sta­no­wi­ła rów­nie wiel­ki cel, jak jej zma­rły mąż, a pod pew­ny­mi względa­mi, jako ko­bie­ta na ta­kim sta­no­wi­sku, na­wet wi­ęk­szy. Po­li­cja uwa­ża­ła za mało praw­do­po­dob­ne, aby ta sama gru­pa mężczyzn wró­ci­ła, ale sko­ro nie do­sta­li stu mi­lio­nów, po któ­re przy­szli, to wła­dze uzna­ły, że po­ry­wa­cze mogą spró­bo­wać te­raz upro­wa­dzić ją, by do­stać resz­tę. Theo mia­ła wszyst­kie od­po­wied­nie do­ku­men­ty i pe­łno­moc­nic­twa, to­też pre­zes fir­my Mat­thieu mógł w sto­sun­ko­wo krót­kim cza­sie za­pła­cić okup, gdy­by zo­sta­ła upro­wa­dzo­na. Te­raz wie­dzie­li, cze­go mogą się spo­dzie­wać.

W ci­ągu ostat­nie­go roku zda­rza­ły się okre­sy, że nie dba­ła o to, czy zo­sta­nie upro­wa­dzo­na, czy nie. Bez syna nie mia­ła już po co żyć. Bała się cze­ka­jących ją dłu­gich lat bez nie­go. A ża­den z obu biz­ne­sów nie był w sta­nie za­pew­nić jej sen­su ży­cia i dać siły do nie­go. Za­mi­ło­wa­nie do pro­wa­dze­nia in­te­re­sów osła­bło, więc na­mó­wie­nie jej na wy­jazd do No­we­go Jor­ku było szcze­gól­nie wiel­kim zwy­ci­ęstwem dy­rek­to­ra ge­ne­ral­ne­go jej fir­my. W ko­ńcu zgo­dzi­ła się w ostat­niej chwi­li. Cze­ka­jąc w sa­mo­cho­dzie na wia­do­mo­ść o opó­źnio­nym lo­cie, my­śla­ła o tym, co będzie mu­sia­ła zro­bić po przy­je­ździe. Po­dob­no w sa­mo­lo­cie wy­kry­to drob­ny pro­blem tech­nicz­ny, któ­ry obie­ca­no jak naj­szyb­ciej na­pra­wić. Wca­le jej to opó­źnie­nie nie prze­szka­dza­ło. Nie mia­ła żad­nych umó­wio­nych spo­tkań ani usta­lo­nych pla­nów. Za­mie­rza­ła tyl­ko nad­zo­ro­wać osta­tecz­ne przy­go­to­wa­nia i wy­gląd skle­pu. Pra­cow­ni­cy tym­cza­so­wo za­trud­nie­ni w No­wym Jor­ku na­wet nie wie­dzie­li o jej przy­je­ździe. Nie chcia­ła, aby sku­pia­no na niej uwa­gę. Mia­ła na­dzie­ję, że uda jej się za­snąć pod­czas lotu, po­nie­waż te­raz przez wi­ęk­szo­ść nocy rzad­ko za­pa­da­ła w moc­ny sen.

*

Pier­re de Vau­mont na­dal cze­kał w sa­lo­ni­ku dla pa­sa­że­rów pierw­szej kla­sy, pra­cu­jąc na kom­pu­te­rze i de­ner­wu­jąc się opó­źnie­niem, któ­re być może zmu­si go do od­wo­ła­nia umó­wio­ne­go lun­chu. Wy­pił już dru­gą fi­li­żan­kę kawy, ob­słu­ga na­ziem­na zo­sta­wi­ła go sa­me­go w prze­py­chu pry­wat­ne­go sa­lo­ni­ku, pod­czas gdy ze­spół ob­słu­gu­jący VIP-ów cze­kał w po­bli­żu, tuż za drzwia­mi.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­sza­my do za­ku­pu pe­łnej wer­sji ksi­ążki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: