-
promocja
Podejrzany X. Pochodna zbrodni - ebook
Podejrzany X. Pochodna zbrodni - ebook
Hipnotyzujący thriller mistrza kryminału Keigo Higashino. Ponad 2 miliony sprzedanych egzemplarzy.
W Tokio dochodzi do brutalnej zbrodni. Śledztwo prowadzone przez wybitnego detektywa Kusanagiego oraz genialnego fizyka Yukawę, znanego jako profesor Galileo, ujawnia sieć intryg i pozornie niemożliwych do podważenia alibi. W centrum zdarzeń znajduje się matka samotnie wychowująca córkę i cichy matematyk, którzy skrywają tajemnicę większą, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.
Higashino splata wątki kryminalne i psychologiczne napięcie z intelektualną grą, tworząc historię, od której nie sposób się oderwać aż do ostatniej strony. Kto tak naprawdę jest sprawcą, a kto ofiarą? Odpowiedź może zmienić twoje spojrzenie na miłość i poświęcenie.
Ponad 2 miliony sprzedanych egzemplarzy.
Keigo Higashino otrzymał za tę książkę prestiżową Nagrodę Naoki.
„Japoński Stieg Larsson”. – „The Times”
„W tym surowym i oszczędnym w słowach tekście bezwzględna logika ściera się z ludzkimi emocjami, tworząc elegancką opowieść o cenie grzechu, w której wszyscy cierpią, a nikt nie może wygrać”. – „Publishers Weekly”
„Niezwykły thriller. Na długo pozostanie w pamięci”. – „Independent on Sunday”
„Złożona i wciągająca… Jeśli lubisz zagadki ukryte w zagadkach, ta książka zachwyci cię bezgranicznie”. – „Guardian”
„Zakończenie to zabójczy zwrot akcji”. – „Metro”
Keigo Higashino – jeden z najpopularniejszych autorów powieści kryminalnych, mistrz literackich zagadek i psychologicznego napięcia. Urodzony w Osace, z wykształcenia inżynier. Międzynarodową sławę przyniosła mu książka „Podejrzany X. Pochodna zbrodni”, wyróżniona m.in. japońską Nagrodą Naoki.
„Podejrzany X. Pochodna zbrodni” to książka, która otwiera nową wydawniczą serię Kryminalna Relacja.
| Kategoria: | Kryminał |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-68228-01-4 |
| Rozmiar pliku: | 2,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
1
O godzinie siódmej trzydzieści pięć Ishigami wyszedł z domu, jak w każdy dzień roboczy. Choć był już marzec, wiatr wciąż kąsał chłodem. Mężczyzna ruszył przed siebie, chowając brodę w fałdach ciepłego szalika. Nim skręcił za róg ulicy, rzucił okiem na parking dla rowerów. Stało tam wiele jednośladów, nie dostrzegł jednak żadnego zielonego.
Dwadzieścia metrów na południe od tego miejsca biegła ulica Shin-Ōhashi. Jadąc nią w lewo, na wschód, można dotrzeć do Edogawy, zaś w prawo, na zachód: do Nihonbashi. W drodze do tej drugiej dzielnicy pokonywało się most Shin-Ōhashi nad rzeką Sumidą.
Najszybsza droga do miejsca pracy Ishigamiego wiodła prosto na południe. Pokonawszy kilkaset metrów w tamtym kierunku, trafiało się na park Kiyosumi Garden, a tuż przy nim znajdowało się prywatne liceum, w którym pracował jako nauczyciel matematyki.
Światło zmieniło się na czerwone, skręcił więc w prawo, w kierunku mostu Shin-Ōhashi. Dmący mu w twarz wiatr rozwiewał poły jego płaszcza. Wbił dłonie w kieszenie, lekko pochylił się w przód i przyspieszył kroku.
Niebo gęsto pokrywały chmury, nadając odbijającej je Sumidzie charakterystycznego, brudnawego koloru. W górę rzeki płynęła mała łódka. Ishigami obserwował ją, pokonując most.
Gdy był już po drugiej stronie, zszedł po schodach ku brzegowi Sumidy. Przeszedł pod mostem i podjął marsz wzdłuż rzeki. Bulwary ciągnęły się po obydwu jej stronach, lecz rodziny z dziećmi czy zakochane pary znacznie chętniej spacerowały w okolicach stojącego w zasięgu wzroku mostu Kiyosu i rzadko docierały do tej nowej konstrukcji, nawet w dni wolne. Powód takiego stanu rzeczy był raczej oczywisty: okryte niebieską folią legowiska bezdomnych skupione w tej okolicy. Biegnąca powyżej droga szybkiego ruchu najwyraźniej zapewniała im dobre schronienie przed deszczem i wiatrem. Po drugiej stronie rzeki nie widać było ani jednej niebieskiej folii. Całkiem możliwe, że bezdomni woleli trzymać się w grupie na wypadek jakichkolwiek problemów.
Ishigami obojętnie przeszedł obok tych niebieskich namiotów. Większość miała niemal wysokość człowieka, choć niektóre sięgały mu ledwie do pasa. Uznał, że bliższe prawdy byłoby określenie ich mianem kartonów niż namiotów, w środku bowiem było miejsce jedynie na legowisko. W pobliżu schronień i pudeł wisiało rozwieszone pranie przypominające o toczącym się tu życiu.
Jakiś mężczyzna opierał się o wbudowaną w nabrzeże barierkę i szorował zęby. Ishigami często go widywał. Miał ponad sześćdziesiąt lat, dłuższe włosy przetykane siwizną zawsze związane z tyłu głowy. Wyraźnie dał sobie spokój z pracą. Gdyby był skłonny podjąć się jakiejś fizycznej fuchy, nie stałby tu o tej godzinie. Tego typu zajęcie najłatwiej znaleźć właśnie w godzinach porannych. Raczej nie wybierał się też do urzędu pracy. Nawet gdyby znaleziono tam odpowiednią dla niego ofertę, z tak niechlujną fryzurą raczej nie przeszedłby rozmowy kwalifikacyjnej. Poza tym raczej mało kto chciałby zatrudnić osobę w jego wieku.
W pobliżu jednego z pudeł stał kolejny mężczyzna, zajęty gnieceniem pustych puszek. Ishigami widywał go przy tej czynności już kilkukrotnie, więc zaczął go nazywać „Puszkarzem”. Mężczyzna miał około pięćdziesięciu lat oraz niemało rzeczy osobistych, a wśród nich nawet rower. Jednoślad na pewno pomagał mu szybciej zbierać puszki. Mieszkał na obrzeżach obozowiska, głęboko pod mostem, co zdawało się swoistym przywilejem. „Pewnie jest najstarszy z całej grupy”, pomyślał Ishigami, zerkając na niego.
Na ławce stojącej kilka kroków od granic niebieskiego obozowiska siedział mężczyzna. Jego płaszcz kiedyś pewnie był beżowy, ale poszarzał od nagromadzonego na nim brudu. Spod płaszcza wystawała cienka kurtka, a spod niej koszula z kołnierzykiem. Ishigami założył, że krawat tamtego spoczywał w którejś kieszeni płaszcza. Kilka dni temu przyłapał go na czytaniu magazynu poświęconego inżynierii przemysłowej, więc zaczął nazywać go w myślach „Inżynierem”. Miał krótkie włosy i ogoloną twarz. Być może nie stracił jeszcze nadziei na ponowne zatrudnienie. Może nawet zamierzał wybrać się dziś do urzędu pracy, choć pewnie nie uda mu się nic znaleźć. I tak aż do czasu, gdy sięgnie dna. Ishigami zobaczył go po raz pierwszy dziesięć dni wcześniej. Inżynier wciąż uczył się żyć w tym miejscu. Próbował postawić wyraźną granicę pomiędzy sobą a ludźmi pod niebieskimi foliami, ale że nie wiedział, jak radzić sobie jako osoba bezdomna, to i tak tu został.
Ishigami kontynuował spacer wzdłuż Sumidy. Nieco przed mostem Kiyosu natknął się na starszą panią wyprowadzającą trzy jamniki. Jeden z nich miał czerwoną obróżkę, drugi niebieską, a trzeci różową. Kobieta zwróciła na niego uwagę, gdy się zbliżył. Uśmiechnęła się do niego i skinęła głową. Odwzajemnił gest.
– Dzień dobry – pozdrowił ją.
– Dzień dobry. Chłodny mamy ranek, czyż nie?
– Owszem – odparł i wykrzywił wargi, podkreślając, jak zimno mu było.
Wyminął kobietę, a ona życzyła mu jeszcze miłego dnia. Podziękował zamaszystym skinieniem głowy.
Ishigami widywał ją wcześniej dźwigającą torbę wypełnioną zakupami, czymś podobnym do gotowych kanapek. Najpewniej było to jej śniadanie. Zakładał, że kobieta mieszkała sama, niedawno straciła męża. Widywał na jej stopach sandały, a w nich nie mogłaby prowadzić¹, więc jej mieszkanie prawdopodobnie znajdowało się na jednym z pobliskich osiedli. Samo mieszkanie też zapewne miała niemałe, by móc pomieścić w nim wszystkie trzy psy. Przez wzgląd na zwierzęta pewnie nie mogła przeprowadzić się do mniejszego lokum. Kredyt za mieszkanie raczej już spłaciła, ale wciąż musiała je utrzymać. Oszczędzała. Całą zimę nie była u fryzjera, nie farbowała powstałego na włosach odrostu.
Ishigami wyszedł po schodach na most Kiyosu. Żeby wrócić do szkoły, musiał przejść nim na drugą stronę rzeki. Ruszył jednak w przeciwnym kierunku.
Zatrzymał się przed niedużym lokalem z szyldem „Benten”. Sprzedawano tu bento. Ishigami otworzył szklane drzwi.
– Dzień dobry, zapraszamy! – Usłyszał dobiegający zza lady znajomy, a jednocześnie zawsze poprawiający humor głos. Hanaoka Yasuko, z białym czepcem na głowie, uśmiechnęła się do niego.
W lokalu nie było innych klientów, co jeszcze bardziej go ucieszyło.
– Poproszę… bento dnia poproszę…
– Tak jest, jedno bento dnia. Zaraz podam – odparła pogodnie.
Ishigami nie widział, jaką miała przy tym minę, bo akurat wpatrywał się we wnętrze swojego portfela. Mieszkali po sąsiedzku, więc powinni mieć jakieś tematy do rozmowy, żaden jednak nie przychodził mu w tym momencie do głowy.
Gdy nadeszła pora zapłaty, wydusił:
– Zimno dziś, prawda?
Szelest drzwi otwieranych przez kolejnego klienta zagłuszył jego słowa. Uwaga Yasuko również skupiła się na nowo przybyłym.
Ishigami wyszedł ze sklepu z bento w dłoni. Tym razem udał się prosto na most Kiyosu. Zboczył z trasy tylko po to, by wstąpić do „Bentena”.
Kiedy kończył się poranny ruch, w lokalu robiło się spokojniej, przynajmniej jeśli chodzi o liczbę klientów. Na zapleczu za to rozpoczynały się wtedy przygotowania do pory obiadowej. Lokal współpracował z kilkoma firmami, zobowiązując się do dostarczenia posiłków ich pracownikom przed godziną dwunastą, więc kiedy nie było żadnych klientów, Yasuko pomagała na kuchni.
Razem z nią w „Bentenie” pracowały cztery osoby.
Szefem kuchni, a jednocześnie właścicielem lokalu, był pan Yonezawa. W gotowaniu wspierała go jego małżonka, Sayoko. Za dostawy odpowiadała dorabiająca sobie w sklepie Kanako, zaś Yasuko zajmowała się obsługą klientów.
Wcześniej Yasuko pracowała w klubie nocnym na Kinshi-chō. Pan Yonezawa często wpadał tam na drinka, z kolei Sayoko doglądała interesu. O ich małżeństwie Yasuko dowiedziała się kilka dni przed odejściem Sayoko z pracy, bezpośrednio z ust samej zainteresowanej.
Wśród klientów zaczęły krążyć pogłoski, jakoby menedżerka rzucała pracę w barze na rzecz prowadzenia z mężem lokalu z bento. Sama Sayoko twierdziła jednak, że wraz z mężem od dawna planowali otworzyć sklepik z daniami na wynos, a praca w klubie miała umożliwić jej zebranie środków na realizację tego marzenia.
Yasuko wpadała do „Bentena” raz na jakiś czas, by sprawdzić, jak lokal sobie radzi. Odnosiła wrażenie, że całkiem nieźle. Mniej więcej rok po otwarciu właściciele zapytali ją, czy zechciałaby im pomagać. Zajmowanie się wszystkimi aspektami działalności okazało się zbyt dużym wysiłkiem – zarówno fizycznym, jak i mentalnym – dla dwóch osób.
– Nie możesz całe życie tkwić w tym szemranym, nocnym biznesie, Yasuko. Misato też jest coraz większa, a chyba nie chcesz, żeby zaczęła mieć kompleksy z powodu wykonywanej przez ciebie pracy – powiedziała jej wtedy Sayoko. – Chociaż to oczywiście nie moja sprawa – dodała szybko.
Misato to jedyna córka Yasuko. Po tym, jak jej rodzice rozwiedli się pięć lat wcześniej, wychowywana była bez ojca. Sama Yasuko również sądziła, że powinna rozejrzeć się za innym rodzajem zatrudnienia zarówno ze względu na córkę, jak i na swój wiek. Nie wiedziała, jak długo mogłaby pracować w klubie.
Podjęcie decyzji zajęło jej jeden dzień. Klub nie próbował jej powstrzymywać. Gdy się z nią żegnali, życzyli jej szczęścia. Okazało się, że nie ona jedna martwiła się o swoją przyszłość w roli hostessy w kwiecie wieku.
Poprzedniej wiosny, kiedy Misato rozpoczynała naukę w gimnazjum, przeniosły się do obecnego mieszkania. Powodem przeprowadzki była zbyt duża odległość pomiędzy ich poprzednim lokum a „Bentenem”. W sklepiku musiała stawiać się znacznie wcześniej niż w klubie, co wiązało się z koniecznością wstawania o szóstej rano i wyjeżdżania z domu pół godziny później. Na zielonym rowerze.
– Był dziś ten nauczyciel? – zapytała Sayoko podczas przerwy.
– Owszem, był – odparła Yasuko. – Przychodzi codziennie, nie?
Sayoko uśmiechnęła się i wymieniła porozumiewawcze spojrzenia z mężem.
– Co, o co chodzi?
– Nic, nic. Rozmawialiśmy wczoraj, że chyba wpadłaś mu w oko.
– Co proszę? – Yasuko odchyliła się na krześle, unosząc w dłoni filiżankę.
– Wczoraj miałaś wolne, prawda? I akurat go nie było. Nie sądzisz, że to dziwne, że przychodzi codziennie, chyba że akurat masz wolne?
– Zwykły zbieg okoliczności.
– Nie wydaje nam się… Prawda? – Sayoko zwróciła się do męża, a on przytaknął z uśmiechem na twarzy. – Obserwujemy to od jakiegoś czasu. Kiedy cię nie ma, nauczyciel nie przychodzi po bento. Mieliśmy podejrzenia od jakiegoś czasu, ale wczoraj się w nich utwierdziliśmy.
– Tyle że, abstrahując od świąt, mam wolne w najróżniejsze dni. To nie tak, że nie ma mnie w jeden konkretny dzień tygodnia.
– Tym bardziej! On mieszka niedaleko ciebie, prawda? Myślę, że obserwuje, kiedy wychodzisz do pracy.
– Ale… Nigdy go nie widziałam, wychodząc.
– Pewnie obserwuje cię z ukrycia. Może przez okno?
– Wątpię, żeby patrzył przez okno.
– No, mniejsza o to. Jeśli faktycznie coś do ciebie czuje, na pewno w którymś momencie to wyzna. Cieszymy się jednak, że dzięki tobie mamy stałego klienta. Twoje doświadczenie z Kinshi-chō zaczyna procentować.
Yasuko uśmiechnęła się gorzko i wypiła resztę zawartości filiżanki. Pomyślała o nauczycielu będącym przedmiotem ich rozmowy.
Nazywał się Ishigami. Zapukała do jego drzwi w dniu, kiedy się wprowadziły. Wtedy też dowiedziała się, że uczył w pobliskim liceum. Był niski i krągły, miał okrągłą, raczej dużą twarz oraz oczy wąskie jak nitki. Jego głowę porastały krótkie, rzadkie włosy, przez co wyglądał na ponad pięćdziesiąt lat, ale mógł być znacznie młodszy. Nieprzesadnie dbał o swój ubiór, codziennie nosił podobny zestaw ubrań. Tej zimy w jego garderobie królowały brązowe swetry. Gdy przychodził kupić bento, zawsze miał na sobie ten sam płaszcz. Odnosiła wrażenie, że często robił pranie, bo na balkoniku przynależnym do jego mieszkania często suszyła się jakaś odzież. Mieszkał sam i Yasuko podejrzewała, że nigdy nie był żonaty.
Podejrzenie, że mógłby się w niej podkochiwać, wydawało jej się nieprawdopodobne. Mężczyzna był dla niej jak pęknięcie w ścianie, o którego istnieniu wiedziała, ale na które nie zwracała uwagi, bo po prostu nie musiała.
Gdy się mijali, wymieniała z nim uprzejmości. Zdarzało jej się dopytywać go o kwestie związane z zarządzaniem mieszkaniem. Poza tym Yasuko niewiele o nim wiedziała. Bardzo niedawno odkryła, że uczył matematyki. Zobaczyła leżące przed drzwiami jego mieszkania stare, związane sznurkiem podręczniki do tego właśnie przedmiotu.
„Mam nadzieję, że nie zaprosi mnie na randkę”, pomyślała Yasuko. Zaraz potem się jednak uśmiechnęła. Wyobraziła sobie, jak mogłoby wyglądać tego typu zaproszenie padające z ust osoby o tak poważnej aparycji oraz jaką minę by ta osoba zrobiła, spotkawszy się z odmową.
Jak zwykle przed południem w ich lokalu zaczynało się robić tłoczno, a apogeum obowiązków wypadało na dwunastą. Tradycyjnie koło pierwszej ruch zaczął maleć.
Yasuko wymieniała papier w kasie fiskalnej, gdy szklane drzwi do sklepu się rozsunęły i ktoś wszedł do środka. Spojrzała na klienta, mówiąc: „Dzień dobry, zapraszamy”. Zaraz potem zamarła. Szerzej otworzyła oczy i nagle zabrakło jej słów.
– Dobrze wyglądasz – powiedział mężczyzna z uśmiechem. Jego spojrzenie pozostawało jednak mroczne.
– Jak… Jak tu…
– Aż tak cię to dziwi? Kiedy się na czymś skupię, jestem w stanie dojść nawet do tego, gdzie pracuje moja była żona. – Wsunął dłonie do kieszeni granatowej wiatrówki i rozejrzał się po lokalu, jakby się nad czymś zastanawiał.
– Czego chcesz? – zapytała Yasuko ostro, choć cicho. Nie chciała zwracać uwagi państwa Yonezawów.
– Nie denerwuj się tak. Od tak dawna się nie widzieliśmy, może mogłabyś się chociaż na chwilę uśmiechnąć, co? – Wargi mężczyzny wciąż wykrzywione były w nieprzyjemnym grymasie.
– Jeśli nie masz mi nic do powiedzenia, to wyjdź.
– Tak właściwie… mam. Chciałbym ci coś powiedzieć. Możemy wyjść na chwilę?
– Żartujesz sobie? Chyba widzisz, że pracuję? – Yasuko pożałowała tej odpowiedzi, ledwie padła z jej ust. Sugerowała ona, że gdyby nie obowiązki służbowe, mogłaby być skłonna do rozmowy z nim.
Mężczyzna oblizał wargi.
– O której kończysz?
– Nie zamierzam z tobą rozmawiać. Idź sobie, proszę, i nie wracaj.
– Okrutna.
– A czego się spodziewałeś? – Yasuko zerknęła na zewnątrz. Miała nadzieję, że pojawi się jakiś klient, ale niestety się na to nie zapowiadało.
– Nie zostawiasz mi wyboru, skoro się tak zachowujesz. Pójdę gdzieś indziej. – Potarł dłonią kark.
– Niby gdzie? – zapytała, pełna złych przeczuć.
– Skoro ty nie chcesz mnie wysłuchać, pójdę zobaczyć się z córką. Uczy się w okolicy, prawda? – Powiedział to, czego Yasuko najbardziej się obawiała.
– Nie, nie zbliżaj się do niej.
– To ty ze mną porozmawiaj. Mnie jest to naprawdę obojętne.
Yasuko westchnęła. Musiała się go jakoś pozbyć.
– Kończę o szóstej.
– Pracujesz od świtu do szóstej? Bardzo długo.
– Nie twój interes.
– Dobrze, w takim razie wrócę tu o szóstej.
– Nie tutaj. Jak wyjdziesz na główną i skręcisz w prawo, zobaczysz duże skrzyżowanie. Tuż przy nim jest restauracja. Spotkajmy się tam o szóstej trzydzieści.
– Dobra. Tylko mnie nie wystaw. Jeśli się nie pojawisz…
– Będę. Wynoś się już stąd.
– Dobra, dobra. Nie bądź taka niemiła. – Jeszcze raz powiódł spojrzeniem po wnętrzu, po czym wyszedł, energicznie zamykając za sobą przesuwne, szklane skrzydło drzwi.
Yasuko przyłożyła dłoń do czoła. Czuła lekkie, bolesne pulsowanie. Zbierało się jej na mdłości. W jej piersi wezbrała rozpacz.
Wyszła za Shinjiego Togashiego osiem lat wcześniej, kiedy jeszcze pracowała jako hostessa w dzielnicy Akasaka. On był jednym z klientów baru. Zajmujący się handlem zagranicznymi samochodami mężczyzna miał ogromne wpływy. Dawał jej drogie prezenty, zabierał do eleganckich restauracji. Gdy się jej oświadczył, czuła się jak bohaterka grana przez Julię Roberts w _Pretty Woman_. Po tym, jak jej pierwsze małżeństwo zakończyło się fiaskiem, musiała pracować i zajmować się córką, co ją wykańczało.
Początki ich małżeństwa mijały w radości. Shinji miał stabilną pracę, dzięki czemu Yasuko mogła zrezygnować z zatrudnienia w barze. Troszczył się również o Misato, a sama dziewczynka zdawała się coraz bardziej akceptować go w roli ojca. Wtedy wszystko się posypało.
Shinji został zwolniony z pracy.
Na jaw wyszły przekręty finansowe, jakich dopuszczał się na przestrzeni ostatnich lat. Firma nie wniosła przeciwko niemu oskarżenia wyłącznie dlatego, że obawiała się zarzutów o niewłaściwy nadzór nad pracownikami. Ograniczyła się więc do sprytnego zatuszowania całej sprawy, jakby nic się nie stało. A jednak wszystkie pieniądze, jakie Shinji pozostawił w Akasace, były brudne.
Od tamtego dnia mężczyzna całkowicie się zmienił. Czy też raczej: odsłonił przed Yasuko swoją prawdziwą naturę. Pozbawiony zatrudnienia, całymi dniami leżał w domu albo uprawiał hazard. Gdy zwracała mu z tego powodu uwagę, reagował agresją. Zaczął częściej sięgać po alkohol. Zdawał się permanentnie pijany, a w jego oczach pojawiło się szaleństwo.
Tak oto Yasuko została zmuszona do powrotu do pracy, wszystko jednak, co zarobiła, Shinji brutalnie zabierał dla siebie. Gdy próbowała cokolwiek przed nim chować, on zaczął przychodzić do baru i odbierać stamtąd jej wynagrodzenie, nim ona sama zdążyła to zrobić. Misato zaczęła się go bać. By nie siedzieć z nim w domu sam na sam, coraz więcej czasu spędzała w lokalu, gdzie pracowała jej matka.
Yasuko zaproponowała Shinjiemu rozwód, on jednak nie wyraził na to zgody. Gdy zaczęła naciskać, znów stał się agresywny. Po kilku miesiącach namysłu postanowiła zwrócić się o pomoc do prawnika poleconego jej przez jednego z klientów. Temu udało się nakłonić Shinjiego do podpisania dokumentów rozwodowych. Do mężczyzny dotarło, że gdyby sprawa trafiła do sądu, nie miałby szans na zwycięstwo, a być może zostałby obarczony koniecznością wypłaty małżonce odszkodowania za szkody moralne i materialne.
Rozstanie nie rozwiązywało jednak wszystkich problemów. Nawet po zakończeniu ich małżeństwa Shinji często kontaktował się z Yasuko. Prosił, by do niego wróciła. Zapewniał, że uporał się ze swoimi problemami, zmienił się, wrócił do pracy. Gdy Yasuko go unikała, zaczął nachodzić Misato. Zdarzało mu się czekać na nią przed szkołą.
Gdy padł przed nią na kolana, Yasuko zrobiło się go żal, choć doskonale wiedziała, że to jedynie gra. Być może wciąż tliła się w niej odrobina sympatii dla niego, pozostałości uczucia z czasów małżeństwa. Dała mu trochę pieniędzy, co okazało się błędem, bo ten gest zachęcił Shinjiego do jeszcze częstszego nachodzenia jej. Na pozór zachowywał się wobec niej ulegle, ale pozwalał sobie na coraz więcej.
Yasuko została zmuszona do zmiany miejsca pracy i zamieszkania. Z żalem przeniosła też Misato do innej szkoły. Kiedy zaczęła pracować w klubie w Kinshi-chō, Shinji przestał się pojawiać. Minął jakiś czas, a teraz od niemal roku pracowała w „Bentenie”. Wierzyła, że zostawiła tę plagę za sobą. Nie chciała sprawiać kłopotów Yonezawom.
Nie chciała też niepokoić Misato. „Bez względu na wszystko, nie mogę dopuścić, by znowu zaczął się przy niej kręcić”, pomyślała Yasuko, patrząc na zegar ścienny. Gdy zbliżała się umówiona godzina, ruszyła do wyznaczonej restauracji.
Togashi siedział przy oknie, paląc papierosa. Na stole przed nim stała filiżanka z kawą. Zajmując miejsce, Yasuko zamówiła kakao. W normalnych okolicznościach wybrałaby jeden ze słodzonych napojów gazowanych, których dolewki były darmowe, ale nie zamierzała spędzić tu dużo czasu.
– Więc o co chodzi? – zapytała, mierząc Shinjiego spojrzeniem.
– Skąd ten pośpiech? – Wypuścił z ust obłok dymu.
– Mam dużo na głowie, więc jeśli faktycznie czegoś ode mnie chcesz, to mów.
– Yasuko. – Wyciągnął rękę, jakby próbował sięgnąć po jej dłoń spoczywającą na stole. Szybko się cofnęła, a on wykrzywił wargi w grymasie. – Jesteś nie w sosie?
– Dziwisz mi się? Czego ode mnie chcesz?
– No, już nie zachowuj się tak. Może nie wyglądam, ale przychodzę tu na poważnie.
– W jakim sensie na poważnie?
Kelnerka przyniosła kakao. Yasuko natychmiast uniosła kubek do ust. Chciała jak najszybciej wypić napój i stąd wyjść.
– Wciąż mieszkasz sama, prawda? – Shinji podniósł na nią spojrzenie.
– Nie twój interes.
– Samotnej kobiecie na pewno niełatwo jest wychowywać córkę. Z roku na rok będzie cię kosztować coraz więcej. A praca w sklepiku z bento nie daje gwarancji stabilnego zatrudnienia. Dlatego chciałbym, żebyś się jeszcze raz zastanowiła. Zmieniłem się.
– Niby w jaki sposób? Wróciłeś do pracy?
– Niedługo wrócę. Coś znalazłem.
– Ale jeszcze nie pracujesz.
– Przecież mówię, że mam pracę. Zaczynam w przyszłym miesiącu. To nowy biznes, ale kiedy się rozkręci, powinienem być w stanie zapewnić wam lepszy byt.
– Nie trzeba. Skoro zaczniesz się tak bogacić, na pewno bez problemu znajdziesz sobie nową partnerkę. Proszę, zostaw nas już w spokoju.
– Yasuko, naprawdę cię potrzebuję! – Togashi ponownie wyciągnął rękę, złapał jej dłoń.
– Nie dotykaj mnie! – Szarpnięciem wyswobodziła się z jego uścisku.
Z powodu gwałtowności tego ruchu kilka kropel kakao chlapnęło na palce Togashiego.
– Ała! – syknął, cofając rękę. Gdy ponownie na nią spojrzał, w jego spojrzeniu widoczna była wściekłość.
– Nie pozwalaj sobie. Naprawdę sądziłeś, że ci uwierzę? Już mówiłam, nie zamierzam do ciebie wracać, więc daj sobie spokój, dobra? – Yasuko wstała.
Togashi patrzył na nią w milczeniu. Ignorując go, położyła na stole należność za kakao i skierowała się ku wyjściu.
Gdy wyszła z restauracji, wsiadła na zaparkowany w pobliżu rower i zaczęła pedałować. W obawie, że Togashi mógłby chcieć ją śledzić, wolała nie zwlekać. Przejechała aleją Kiyosubashi, po czym, tuż za mostem Kiyosu, skręciła w lewo.
Czuła, że postąpiła słusznie, ale wątpiła, by Togashi dał sobie spokój. Była pewna, że niebawem znowu pojawi się w lokalu. Będzie ją nachodzić, robić problemy w „Bentenie”, może nawet pojawi się przed szkołą Misato. Czekał, aż straci do niego cierpliwość, aż ustąpi i da mu pieniądze.
Dotarła do mieszkania i zabrała się za przygotowanie kolacji, choć tym razem tylko podgrzewała przyniesione z „Bentena” resztki. Jej dłonie często nieruchomiały. Nie potrafiła zapanować nad cisnącymi się do głowy nieprzyjemnymi myślami, a te skutecznie odwracały jej uwagę od gotowania.
Misato powinna wrócić lada moment. Popołudniami chodziła na zajęcia z badmintona, a po treningu często rozmawiała z kolegami i koleżankami, przez co do domu wracała zwykle dopiero po siódmej.
Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Yasuko podejrzliwie podeszła do wejścia. To na pewno nie była Misato. Ona miała klucz.
– Tak? – zapytała, nie otwierając drzwi. – Kto tam?
– To ja. – Odpowiedź nadeszła po krótkiej przerwie.
Yasuko pociemniało przed oczami. Sprawdziły się jej najgorsze przeczucia. Togashi poznał jej adres zamieszkania. Być może śledził ją któregoś dnia, gdy wracała z „Bentena”.
Nie doczekawszy się reakcji z jej strony, Togashi zaczął walić pięściami w drzwi i krzyczeć.
Pokręciła głową i odryglowała drzwi, nie zdejmując jednak blokady łańcuchowej. Uchyliła skrzydło na jakieś dziesięć centymetrów. Po drugiej stronie ujrzała twarz byłego męża. Uśmiechał się szeroko, ukazując pożółkłe zęby.
– Idź stąd. Po co tu przyszedłeś?
– Nie skończyliśmy rozmawiać, a ty po prostu wyszłaś, jak zwykle niecierpliwa.
– Powiedziałam ci, żebyś przestał mnie śledzić.
– Wysłuchaj mnie chociaż. Wpuść mnie.
– Nie. Idź stąd.
– Jeśli mnie nie wpuścisz, będę tu siedział. Lada moment powinna wrócić Misato, prawda? Jeśli nie pogadam o tym z tobą, pogadam z nią.
– Nie mieszaj jej w to.
– To mnie wpuść.
– Wezwę policję.
– Wzywaj. Prawo nie zakazuje odwiedzin u byłej żony. Gliny staną po mojej stronie i powiedzą ci, że mogłaś mnie po prostu wpuścić.
Yasuko przygryzła wargę. Z żalem przyznała, że Togashi prawdopodobnie miał rację. Zdarzało jej się wcześniej wzywać policję, funkcjonariusze jednak nigdy jej nie pomogli. Poza tym nie chciała robić scen. Pozwolono jej wynająć ten lokal bez poręczyciela, więc wolała nie ryzykować eksmisji z powodu choćby najdrobniejszych nieprzychylnych plotek.
– Ale tylko na chwilę.
– Oczywiście. – Na twarzy Togashiego odmalował się triumf.
Zdjęła blokadę i szerzej otworzyła drzwi. Zdejmując buty, Togashi bacznie oglądał mieszkanie. Były w nim dwa pokoje i kuchnia. Tuż przy wejściu znajdowało się pomieszczenie o powierzchni sześciu mat tatami², do którego przylegała nieduża kuchnia. W głębi mieszkania znajdował się drugi pokój o powierzchni czterech i pół maty tatami, a za nim balkon.
– Mały i stary, ale niebrzydki pokoik – stwierdził Togashi, siadając i wsuwając nogi pod _kotatsu_³. – Co jest, wyłączony? – Nacisnął przycisk włączający ogrzewanie.
– Wiem, po co przyszedłeś. – Yasuko patrzyła na niego z wysokości. – Chodzi ci tylko o kasę, prawda?
– Co proszę? Co to ma niby znaczyć? – Togashi wyjął z kieszeni kurtki pudełko papierosów Seven Stars. Odpalił jednego z nich, po czym rozejrzał się po pokoju. Nie dostrzegł żadnej popielniczki. Jego uwagę zwróciła jednak puszka leżąca w koszu na niepalne odpady. Wychylił się więc, sięgnął po nią i strzepnął popiół.
– Wiem, że jesteś tu tylko po to, żeby wyciągnąć ode mnie pieniądze. Mam rację, prawda?
– Skoro tak twierdzisz.
– Nie dostaniesz ode mnie ani jena.
– Hmm, tak mówisz…
– Wynoś się. I więcej nie wracaj.
W tym momencie drzwi do mieszkania otworzyły się i do mieszkania weszła Misato w szkolnym mundurku. Zatrzymała się w progu, widząc niespodziewanego gościa. Chwilę później go rozpoznała, a na jej twarzy odmalowała się mieszanka przerażenia i zawodu. Rakieta do badmintona wypadła jej z dłoni.
– Misato, dawno się nie widzieliśmy. Ależ wyrosłaś! – skomentował Togashi pogodnie.
Misato zerknęła na Yasuko, zdjęła trampki i w milczeniu przeszła do swojego pokoju. Szczelnie zasunęła za sobą drzwi.
– Chciałbym zacząć od nowa, a ty? – odezwał się Togashi po chwili. – Czy to naprawdę aż tak wielki grzech?
– Już ci powiedziałam, że nie jestem zainteresowana. Chyba nie liczyłeś, że się zgodzę? Mam wrażenie, że to tylko wymówka, żeby mnie nachodzić.
Czuła, że trafiła w sedno, Shinji jednak nie odpowiedział. Sięgnął po pilota i włączył telewizor. Na ekranie pojawiła się jakaś kreskówka.
Yasuko westchnęła i poszła do kuchni. W jednej z szuflad przy zlewie trzymała portfel. Wyjęła z niego dwa banknoty o nominale dziesięciu tysięcy jenów.
– Bierz i daj mi spokój – powiedziała, kładąc pieniądze na _kotatsu_.
– Co to ma być? Mówiłaś, że nie dasz mi ani jena.
– To już ostatni raz.
– Ale ja tego nie potrzebuję.
– A jednak nie chcesz stąd wyjść z pustymi rękami. Wiem, że chciałbyś więcej, ale nam też się nie przelewa.
Shinji popatrzył na dwadzieścia tysięcy jenów, a później spojrzał Yasuko w twarz.
– No dobra. Już sobie idę. Ale powtarzam, nie przyszedłem tu po pieniądze. To ty nalegałaś, żebym je wziął. – Wsunął obydwa banknoty do kieszeni kurtki, wrzucił niedopałek do puszki i wysunął się spod kołdry. Zamiast skierować się do wyjścia, ruszył w stronę drugiego pokoju. Energicznie odsunął drzwi.
– Ej! – krzyknęła znajdująca się w tym pomieszczeniu Misato.
– Co ty wyczyniasz?! – wrzasnęła Yasuko.
– Chciałbym się chociaż przywitać z pasierbicą.
– Już nie jest twoją pasierbicą.
– No cóż, niech będzie. Do zobaczenia, Misato – rzucił do wnętrza pokoju.
Yasuko nie widziała reakcji córki na całe zajście. Togashi wreszcie skierował się do drzwi wyjściowych.
– Wyrośnie z niej piękna kobieta. Aż się nie mogę doczekać.
– O czym ty gadasz?
– Mówię poważnie. Nie miną trzy lata, a zacznie na siebie zarabiać. Wszędzie ją przyjmą.
– Nie żartuj sobie. Wynoś się już.
– Już wychodzę. Przynajmniej na razie.
– Nie waż się wracać.
– Cóż, zobaczymy.
– Nie…
– Mówię ci, nie pozbędziesz się mnie. Wiesz czemu? Bo zawsze poddajesz się szybciej niż ja. – Zaśmiał się cicho, po czym pochylił się, by założyć buty.
W tym momencie za plecami Yasuko rozległ się jakiś hałas. Gdy się odwróciła, zobaczyła stojącą tuż obok Misato w szkolnym mundurku. Dziewczynka uniosła coś w dłoniach.
Yasuko nie zdążyła się odezwać ani jej powstrzymać. Misato uderzyła Togashiego w tył głowy. Rozległo się głuche łupnięcie i mężczyzna upadł na podłogę.ROZDZIAŁ 2
2
Z rąk Misato wypadł jakiś przedmiot. Miedziany wazon. Yasuko dostała go z okazji otwarcia „Bentena”.
– Misato… – Kobieta spojrzała na córkę.
Twarz dziewczynki pozostawała bez wyrazu. Ona sama stała teraz nieruchomo, jakby uleciała z niej dusza, po krótkiej chwili jednak otworzyła szeroko oczy. Wpatrywała się w coś za plecami Yasuko.
Kobieta odwróciła się i ujrzała dźwigającego się na nogi Togashiego. Trzymał się za potylicę, krzywiąc przy tym twarz.
– Ty mała… – Zatoczył się, kipiąc gniewem. Spojrzenie miał wbite w Misato. Raz jeszcze się zachwiał, po czym postawił wielki krok w jej stronę.
Na drodze stanęła mu Yasuko, zasłaniając swoim ciałem Misato.
– Stój.
– Z drogi. – Złapał ją za ramię i szarpnął z całej siły.
Yasuko uderzyła o ścianę, tłukąc sobie biodro. Misato próbowała uciec, ale Togashi złapał ją za ramię. Pod dziewczynką ugięły się kolana. Mężczyzna rzucił się na nią, złapał za włosy i z całej siły uderzył ją w policzek.
– Zabiję cię, dziwko! – Z jego ust wyrwał się niemal zwierzęcy warkot.
„On ją zabije”, pomyślała Yasuko. „Jak tak dalej pójdzie, Misato…”
Rozejrzała się wokół. Jej uwagę zwrócił kabel do _kotatsu_. Wyrwała wtyczkę z gniazdka. Choć drugi koniec wciąż był przymocowany do stolika, zacisnęła go mocniej w dłoniach. Zaszła wyjącego nad Misato Togashiego od tyłu, otoczyła kablem jego szyję i z całej siły pociągnęła.
Mężczyzna zwalił się do tyłu z warknięciem. Wyczuł, co się święci, i uparcie próbował wsunąć palce między kabel a szyję. Yasuko trzymała mocno. Wiedziała, że jeśli teraz zawiedzie, druga szansa może się nie nadarzyć. Że mężczyzna uczepi się ich jak rzep psiego ogona.
Yasuko była jednak od niego znacznie słabsza. Kabel wyślizgnął się jej z rąk. Wtedy jednak do akcji wkroczyła Misato, odsuwając palce Togashiego od jego szyi. Usiadła na jego torsie i za wszelką cenę próbowała go unieruchomić.
– Szybciej, mamo, szybciej! – krzyknęła.
Nie było czasu na wahanie. Yasuko zacisnęła powieki i skupiła wszystkie swoje siły w ramionach. Serce waliło jej jak młotem. Zaciskała wykonaną z kabla pętlę, wsłuchując się w dudnienie swojego pulsu.
Straciła rachubę, ile to trwało. Odzyskała zmysły, dopiero gdy usłyszała cichy głosik wołający:
– Mamo, mamo!
Yasuko powoli otworzyła oczy. Kabel wciąż ściskała w dłoniach.
Tuż przed sobą miała Togashiego. Jego szare oczy, choć otwarte, zdawały się wpatrywać w pustkę, a twarz posiniała z powodu braku tlenu. W miejscu, gdzie kabel werżnął mu się w szyję, widniał ciemny ślad.
Nie poruszał się. Z ust ciekła mu ślina, z nosa także coś się sączyło.
Yasuko krzyknęła i odrzuciła kabel. Głowa Togashiego opadła na maty tatami z głuchym łupnięciem. Mężczyzna ani drgnął.
Misato podniosła się z lękiem w oczach. Spódnicę szkolnego mundurka miała całkowicie pomiętą. Przykucnęła, po czym oparła się o ścianę. Nie odrywała spojrzenia od Togashiego.
Matka i córka milczały przez chwilę, wpatrując się w nieruchomego mężczyznę. Do uszu Yasuko docierało jedynie bzyczenie świetlówek.
– I co teraz…? – mruknęła. W głowie miała pustkę. – Zabiłam go.
– Mamo…
Yasuko spojrzała na córkę. Była biała jak papier, ale oczy miała przekrwione, pod nimi zaś odznaczały się ślady łez. Yasuko nie wiedziała, kiedy Misato zaczęła płakać.
Raz jeszcze popatrzyła na Shinjiego. Czuła się rozdarta. Z jednej strony chciała, by wrócił do życia, z drugiej: ani trochę. Nic jednak nie zapowiadało, żeby miał ożyć.
– To… zły człowiek… był. – Misato ugięła nogi, objęła swoje kolana i ukryła między nimi twarz, po czym zaniosła się płaczem.
Yasuko zamierzała ponownie zapytać: „Co teraz?”, gdy rozległ się dzwonek do drzwi. Podskoczyła ze zdziwienia. Misato uniosła głowę. Na jej policzkach widniały świeże ślady łez.
Matka i córka spojrzały po sobie. Bez słów zadawały sobie to samo pytanie: „Kto to może być o tej porze?”.
Wtedy ponownie rozległo się pukanie do drzwi, a po nim męski głos:
– Pani Hanaoka?
Znały ten głos, choć w tym momencie nie potrafiły go do nikogo przypisać.
Yasuko tkwiła bez ruchu, jak sparaliżowana. Nie odrywała wzroku od córki, w szczególności od jej twarzy.
Pukanie rozległo się ponownie.
– Pani Hanaoka? – Stojąca po drugiej stronie drzwi osoba najwyraźniej wiedziała, że ktoś był w domu, i nie zamierzała odchodzić. W tym stanie nie mogły jednak otworzyć drzwi.
– Idź do pokoju. Zasuń za sobą drzwi i nie wychodź – rozkazała szeptem Yasuko. Wreszcie wróciła jej zdolność logicznego myślenia.
Kolejne stukanie. Yasuko odetchnęła głęboko.
– Już idę! – odpowiedziała, zmuszając się do utrzymania spokojnego tonu. Od tej gry zależał ich los. – Kto tam?
– Sąsiad, Ishigami.
Yasuko nie spodziewała się takiej odpowiedzi. Miała jednak świadomość, jak nietypowe były hałasy, które chwilę temu dochodziły z ich mieszkania. Sąsiedzi musieli zwrócić na nie uwagę, a Ishigami postanowił przyjrzeć się sytuacji z bliska.
– Ach, proszę chwileczkę poczekać. – Yasuko starała się mówić normalnie, choć nie była pewna, czy jej się udawało.
Misato wróciła do swojego pokoju i zasunęła za sobą drzwi. Yasuko popatrzyła na ciało Togashiego. Musiała coś z nim zrobić.
_Kotatsu_ stało w zupełnie innym miejscu niż zwykle, najpewniej z powodu energicznie pociągniętego kabla. Przesunęła piecyk jeszcze trochę i okryła ciało przymocowaną do niego kołdrą. Miejsce wydawało się dość nietypowe, ale nie widziała innego wyjścia z tej sytuacji. Upewniła się, że wyglądała tak zwyczajnie, jak to możliwe, i zeszła do przedsionka. Jej uwagę zwróciły brudne buty Togashiego. Wcisnęła je pod szafkę na obuwie. Ostrożnie, by nie narobić hałasu, nałożyła blokadę łańcuchową. Drzwi były otwarte przez cały ten czas. Ucieszyła się, że Ishigami ich nie otworzył.
Gdy uchyliła skrzydło drzwi, ujrzała okrągłą, sporych rozmiarów twarz sąsiada. Jego wąskie niczym nić oczy uważnie ją obserwowały, a sama mimika niczego nie zdradzała. Było w tym coś niepokojącego.
– Tak…? W czym mogę pomóc? – Yasuko się uśmiechnęła. Poczuła, jak drętwieją jej policzki.
– Usłyszałem jakieś hałasy. – Twarz Ishigamiego pozostawała bez wyrazu. – Czy coś się stało?
– Nie, nic. – Zamaszyście pokręciła głową. – Przepraszam, że pana niepokoiłyśmy.
– Mam nadzieję, że nie wydarzyło się nic poważnego?
Yasuko zwróciła uwagę, że spojrzenie sąsiada przesunęło się ku wnętrzu mieszkania. Zrobiło jej się gorąco.
– Cóż, zobaczyłam karalucha i… – rzuciła pierwsze, co przyszło jej do głowy.
– Karalucha?
– Tak. Pokazał się jeden, więc… ja i córka… próbowałyśmy się go pozbyć… I narobiłyśmy hałasu.
– Trup na miejscu?
– Słucham…? – Yasuko zamarła, słysząc to pytanie.
– Czy udało wam się unieszkodliwić karalucha?
– Ach, tak. Już załatwione. Sytuacja opanowana. Tak.
– Rozumiem. Jeśli mógłbym jakoś pomóc, proszę dać mi znać.
– Dziękuję bardzo. Raz jeszcze przepraszam za hałas. – Yasuko skinęła głową i zamknęła drzwi. Przekręciła klucz w zamku.
Gdy Ishigami wrócił do siebie i do jej uszu dobiegło kliknięcie drzwi jego mieszkania, odetchnęła z ulgą. Przykucnęła, gdzie stała. Za sobą usłyszała szelest odsuwanych drzwi. Zaraz po nim rozległo się ciche: „Mamo…”.
Yasuko podniosła się powoli. Gdy jej spojrzenie padło na wybrzuszoną kołdrę pod _kotatsu_, znów poczuła rozpacz.
– Nie… Nie miałyśmy wyjścia – wydusiła po chwili.
– I co teraz? – Misato zmierzyła matkę spojrzeniem.
– Jak to co? Zadzwonimy… na policję.
– Chcesz na siebie donieść?
– Co innego mi pozostało? Zabiłam go, nie przywrócimy go do życia.
– Ale co będzie z tobą, kiedy się do tego przyznasz?
– No cóż… – Yasuko wsunęła dłoń we włosy. W jej głowie panował całkowity chaos. Matematyk z sąsiedztwa pewnie uznał ją za dziwaczkę, ale tak po prawdzie, nie obchodziło jej to.
– Nie pójdziesz do więzienia? – dociekała córka.
– Cóż, w sumie, możliwe – odpowiedziała wreszcie Yasuko. Uśmiechnęła się z rezygnacją. – Ostatecznie, wiesz, zabiłam człowieka.
Misato energicznie pokręciła głową.
– Ale to bez sensu!
– Dlaczego?
– Bo to nie twoja wina. To wszystko przez niego. Nie miał już z nami nic wspólnego, a mimo to ciągle nas dręczył… Nie możesz pójść do więzienia przez kogoś takiego.
– Morderstwo to morderstwo.
Powiedziawszy to na głos, Yasuko poczuła się lepiej. Odzyskała zdolność spokojnego myślenia. Zaczęła się zastanawiać, czy faktycznie nie miały innego wyjścia z tej sytuacji. Nie chciała, by do Misato przylgnęła łatka córki morderczyni. Jeśli jednak nie uda jej się uniknąć więzienia, musiała rozegrać swoje karty tak, by społeczeństwo nie patrzyło na nią zbyt surowo.
Yasuko spojrzała na leżący w rogu pomieszczenia bezprzewodowy telefon. Ruszyła w jego kierunku.
– Nie! – Misato podbiegła i wyrwała słuchawkę z dłoni matki.
– Puść!
– Nie, nie możesz! – Dłoń córki zacisnęła się wokół nadgarstka Yasuko. Miała zaskakująco mocny chwyt, być może dzięki zajęciom z badmintona.
– Puść, proszę_._
– Nie, nie pozwolę ci na to, mamo. Prędzej wezmę to na siebie.
– Co ty pleciesz?
– To ja uderzyłam go jako pierwsza, a ty próbowałaś mi pomóc. Pomagałam ci, zabiłam go razem z tobą.
Yasuko wzdrygnęła się na te słowa. Rozluźniła trzymającą telefon dłoń. Misato wykorzystała tę okazję i wyrwała jej słuchawkę. Przycisnęła ją do piersi, jakby próbując ukryć, po czym przeszła w róg pokoju, odwracając się tyłem do matki.
Yasuko się zamyśliła. Czy detektywi wezmą jej opowieść za dobrą monetę? Czy nie podadzą w wątpliwość twierdzenia, że własnoręcznie zabiła Togashiego? Uwierzą jej na słowo?
Nie, policjanci na pewno przeprowadzą śledztwo. Z telewizyjnych seriali wiedziała, że będą „zbierać dowody”. Wykorzystają wszelkie dostępne im metody, by zweryfikować słowa podejrzanego. Przesłuchają sąsiadów, przeszukają miejsce zbrodni i tak dalej.
Pociemniało jej przed oczami. Bez względu na to, czym groziliby jej policjanci, nie pisnęłaby słowa o udziale Misato w tym wszystkim. Jeśli jednak prawda wyszłaby na jaw, wszystko stracone. Wątpiła, by jej błagania o uniewinnienie córki zostały wysłuchane.
Yasuko zastanawiała się, czy udałoby jej się tak spreparować dowody, by sugerowały wyłącznie jej udział, ale szybko odrzuciła ten pomysł. Uznała, że wprawne oko szybko wychwyciłoby jej amatorskie próby.
„Muszę za wszelką cenę chronić Misato”, pomyślała Yasuko. Bez względu na wszystko, nawet za cenę własnego życia, nie chciała przysporzyć jej więcej cierpień, niż już zaznała, będąc córką takiej matki jak ona. „Co robić? Jak najlepiej z tego wybrnąć?”
Wtem znajdujący się w dłoniach Misato telefon zaczął dzwonić. Dziewczynka szerzej otworzyła oczy i spojrzała na matkę. Yasuko bez słowa wyciągnęła rękę. Misato zawahała się, ale ostatecznie powoli oddała jej słuchawkę.
Yasuko wzięła głęboki wdech i odebrała.
– Tak, słucham, Hanaoka przy telefonie.
– Z tej strony Ishigami, sąsiad.
– Ach… – „Znowu on. Czego tym razem chce?” – Czy coś się stało?
– Nie, znaczy… Zastanawiałem się, co pani zamierza.
– W sprawie? – Nie wiedziała, do czego nawiązywał.
– Jakby to… – odezwał się Ishigami po krótkiej przerwie. – Jeśli zamierza pani wezwać policję, nie zamierzam się wtrącać, ale jeśli nie ma pani takiego zamiaru, może mógłbym jakoś pomóc.
– Słucham? – Yasuko nadal nie rozumiała, o czym mówił.
– Może… – ciągnął Ishigami zduszonym głosem. – Może złożę pani wizytę?
– Co? Nie. Znaczy… Proszę się nie kłopotać. – Yasuko oblał zimny pot.
– Szanowna pani – przerwał jej Ishigami. – Kobiecie ciężko będzie pozbyć się ciała w pojedynkę.
Yasuko zabrakło słów. Skąd on wiedział?
„Musiał coś usłyszeć”, pomyślała. „Pewnie podsłuchał moją wcześniejszą rozmowę z Misato. Albo w ogóle słyszał wszystko, od samego początku szamotaniny z Shinjim. To koniec”, uznała. „Nie wywiniemy się. Muszę się zgłosić na policję, ale za nic nie mogę zdradzić, że Misato była w to zamieszana”.
– Słyszała mnie pani?
– Ach, tak. Słyszałam.
– Czy wobec tego mogę przyjść?
– Tak po prawdzie… – Nie odsuwając telefonu od ucha, Yasuko spojrzała na córkę. Misato zdawała się jednocześnie zaskoczona i zmartwiona.
„Na pewno łamie sobie głowę, z kim rozmawiam i o czym”.
Jeśli Ishigami faktycznie podsłuchał całe zajście, musiał wiedzieć, że Misato była powiązana z tym morderstwem. Gdyby powiedział o tym policji, wszelkie zaprzeczenia ze strony Yasuko na niewiele by się zdały.
Kobieta poczuła ucisk w żołądku.
– Dobrze. I tak chciałam prosić pana o pewną przysługę, więc jeśli dałby pan radę podejść…
– Oczywiście. Zaraz będę – zapewnił Ishigami.
Ledwie Yasuko zakończyła połączenie, Misato zapytała:
– Kto dzwonił?
– Ten nauczyciel zza ściany. Pan Ishigami.
– Co chciał?
– Opowiem ci później, na razie idź do pokoju. I zamknij za sobą drzwi. Szybko.
Misato wróciła do pokoju ze zdziwieniem odmalowanym na twarzy. Ledwie zasunęła za sobą panel, w mieszkaniu dało się słyszeć hałas zamykanych po sąsiedzku drzwi.
Kilka sekund później rozległ się dzwonek. Yasuko wróciła do przedsionka, przekręciła klucz w zamku i zdjęła łańcuszek. Gdy otworzyła drzwi, ujrzała Ishigamiego z nietypowym jak na niego wyrazem twarzy. Z jakiegoś powodu założył na siebie granatową, dżinsową kurtkę. Wcześniej jej nie miał.
– Zapraszam.
– Dziękuję. – Ishigami skłonił się i wszedł do środka.
Gdy Yasuko zamykała drzwi, on przeszedł do salonu i bez chwili wahania uniósł kołdrę pod _kotatsu_. Zrobił to wszystko z taką pewnością siebie, jakby wiedział, że znajdzie tam zwłoki.
Przyklęknął na jedno kolano i spojrzał na ciało Togashiego. Zdawał się nad czymś głęboko zastanawiać. Yasuko zauważyła, że na dłoniach miał bawełniane rękawice robocze. Kobieta niepewnie spojrzała na zwłoki. Z twarzy mężczyzny odpłynęły już wszystkie kolory. Coś – ślina albo jakaś inna wydzielina – zasychało mu na podbródku.
– Czyli… wszystko pan słyszał? – zapytała Yasuko.
– Niby co?
– Naszą sprzeczkę. To dlatego pan zadzwonił?
Ishigami zwrócił pozbawioną wyrazu twarz w jej stronę.
– Nie, nie słyszałem żadnej sprzeczki. Te mieszkania są zaskakująco dźwiękoszczelne. Bardzo mi się to podobało, dlatego się tu wprowadziłem.
– Więc skąd…?
– Skąd wiedziałem, co się stało?
Yasuko przytaknęła.
Ishigami wskazał jeden z kątów pokoju. Leżała tam pusta puszka, wokół której znajdowało się trochę popiołu.
– Kiedy przyszedłem do pani po raz pierwszy, wyczułem zapach papierosów. Pomyślałem, że może ma pani gości, ale nie zauważyłem żadnych butów, które mogłyby tę teorię potwierdzić. Odniosłem jednak wrażenie, że ktoś leżał pod _kotatsu_. Zauważyłem też wypięty z gniazdka kabel. Gdyby jednak ktoś chciał się ukryć, poszedłby do innego pokoju, a nie położył w takim miejscu, co znaczyło, że ktokolwiek leży pod przykryciem, nie chowa się, tylko jest chowany. Dodając do tego typowe dla szamotaniny odgłosy, jakie wcześniej słyszałem, oraz wyjątkowo niedbałą pani fryzurę, jestem w stanie sobie wyobrazić, co tu zaszło. I jeszcze jedno: w tym bloku nie ma karaluchów. Wiem, o czym mówię. Mieszkam tu od wielu lat.
Oszołomiona Yasuko wpatrywała się w spokojną, nieoddającą żadnych emocji twarz Ishigamiego. Przyszło jej do głowy, że mężczyzna pewnie w bardzo podobny sposób zwracał się do dzieci podczas szkolnych lekcji. Odwróciła głowę, by sąsiad nie odniósł wrażenia, że gapiła się na niego zbyt natrętnie. Równocześnie miała wrażenie, jakby sama znajdowała się pod jego baczną obserwacją.
„Zaskakująco opanowany i bystry z niego człowiek”, pomyślała. „W innym razie nie byłby w stanie wyciągnąć tak daleko idących wniosków, stojąc dosłownie w progu mieszkania”. Jednocześnie poczuła ulgę. Wyglądało na to, że Ishigami nie znał szczegółów zajścia.
– To mój były mąż – wyjaśniła. – Rozwiedliśmy się już wiele lat temu, ale on wciąż mnie nachodził. Musiałam dawać mu pieniądze, żeby się odczepił… Dziś było to samo. Nie mogłam już tego znieść, zdenerwowałam się i… – Przerwała, po czym opuściła głowę. Nie zamierzała mu mówić, jak dokładnie umarł Togashi. Zamierzała obstawać przy tym, że Misato nie brała w tym udziału.
– Planuje pani zgłosić się na policję?
– Wydaje mi się, że nie mam innego wyjścia. Szkoda mi tylko Misato, ona nie ma z tym nic wspólnego. – Ledwie wypowiedziała te słowa, przesuwne drzwi rozsunęły się ze świstem, a w progu stanęła Misato.
– Nie! Nie możesz tego zrobić.
– Milcz, Misato.
– Nie mam zamiaru. Nie chcę. Niech mnie pan posłucha! Tego człowieka za…
– Misato! – krzyknęła Yasuko.
Dziewczynka gwałtownie zamknęła usta i spojrzała na matkę z wyrzutem. Miała zaczerwienione oczy.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książkiZapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1. W Japonii można dostać mandat za prowadzenie w sandałach, jeśli uznane zostaną za skłonne do poślizgu na pedałach albo mają za grubą podeszwę, by właściwie wyczuć pedały (wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki). {: .przypis}
2. Wielkość pomieszczeń czy mieszkań często opisuje się w Japonii za pomocą mat tatami. Pojedyncza mata ma powierzchnię około 1,62 metra kwadratowego.
3. Kotatsu – niski stolik z połączoną z nim kołdrą oraz elektrycznym podgrzewaczem pod spodem.