- W empik go
Podróż króla Stanisława Augusta do Kaniowa w r. 1787: podług listów Kazimierza Konstantego hrabiego de Bröl Platera, starosty inflantskiego - ebook
Podróż króla Stanisława Augusta do Kaniowa w r. 1787: podług listów Kazimierza Konstantego hrabiego de Bröl Platera, starosty inflantskiego - ebook
Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.
Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.
Kategoria: | Klasyka |
Zabezpieczenie: | brak |
Rozmiar pliku: | 361 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
J. I. Kraszewskiego.
Wilno.
Nakładem i Drukiem Józefa Zawadzkiego
1860
Pozwolono drukować z obowiązkiem złożenia w Komitecie Cenzury prawem oznaczonej liczby exemplarzy. Wilno, 11 Lutego 1860 roku.
Cenzor Paweł Kukolnik.
Suchy i zimny dziennik podróży do Kaniowa spisany przez urzędowego historjografa królewskiego ks. biskupa Naruszewicza, zaledwie rys daje tej przejażdżki, która wcale inaczej wygląda w nieoszacowanych listach starosty Inflantskiego hr. de Bröl Platera.
Ks. Naruszewicz spisuje osoby, które król przyjmował, notuje godziny zatrudnień królewskich, oznacza popasy i noclegi, dopuszcza się czasem maluczkiego opisu uroczystości, któremi witano Stanisława Augusta, ale nie wtajemnicza bynajmniej zaciekawionego czytelnika, ani w rozmowy podróżnych, ani w ich uczucia, nie maluje nam obyczajów i ludzi. Jest to regestr osób, rachunek dni, ru – bryka wypadków, w których obrazu epoki szukać nie podobna, bo o nim autor nie myślał. Chciał tylko podać pamięci potomnych imiona, daty, osnowę główniejszych wypadków i świetnych uroczystości. Cale inny był cel hr. Platera, który nie urzędową sporządzał relacyę, ale w ciągu podróży pisał listy do swych przyjaciół o najdrobniejszych donosząc im szczegółach, i redagując dla nich rodzaj gazetki a la main, przeznaczonej dla krewnych, znajomych, dla warszawskiego kółka ciekawych dworaków; ścigających N. Pana spragnionemi oczyma. Autor tych listów całe swe życie podobno utrzymywał dziennik tego rodzaju, a przynajmniej w epokach, w których bliższe osób znaczących i wypadków zajmował stanowisko, spisywał starannie swe wrażenia i co tylko usłyszał, dowiedział się, lub zobaczył. Temu pracowitemu obyczajowi jego winniśmy niezmiernie ciekawy szereg listów z podróży do Petersburga i niniejszy dziennik przejażdżki z królem do Kaniowa, więcej jeszcze zajmujący, z którego opis nasz czerpać będziemy.
Hr. Plater przeznaczając swe notaty nie do druku, ale dla poufałych tylko przyjaciół, pisał je z zupełną swobodą i szacowny zostawił w nich obraz ludzi, obyczajów, sądu współczesnego o rzeczach i wypadkach; – nic też lepiej nie maluje towarzystwa, które otaczało króla, jego zajęć i zabaw, zaprzątnień i uczuć nad listy naszego podróżnego, który przy największych trudach nie zapomina nigdy zdać sprawy z czynności tym, którym się o nich donosić zobowiązał. Nieszczęściem rękopism z którego czerpiemy, uprzejmie nam udzielony przez hr. Włodzimierza de Bröl Plater'a, nie jest całkowity. Napróżno zgłaszając się kilkakroć do różnych osób usiłowaliśmy go dopełnić, nigdzie się dotąd reszta jego nie wynalazła. Zmuszeni więc jesteśmy w pośrodku brakujące listy wypełnić krótką treścią Naruszewicza, i zatrzymać się natem miejscu, w którem się nasz dziennik przerywa. Zresztą tak jak jest, ten opis podróży hr. Platera, zajmującą i jedyną w swoim rodzaju stanowi całość.
Dla przydługich a obojętnych nam często rozpraw o drobnostkach, nie wydajemy tych listów w całości, skracając opowiadanie nieco, ale trzymając się zresztą wiernie autografu hr. Platera, który mamy przed oczyma, i przytaczając z niego długie dosłówne wyjątki.
piątek d. 23 Lutego 1787 r., zdawna uprojektowana podróż królewska dla widzenia się z Cesarzową Rossyjską Katarzyną II? przyszła nareszcie do skutku. Ale dla pory zimowej zaraz na wstępie zmienić musiano oznaczoną wprzód drogę na Mniszów, gdzie dla wylewu Pilicy przeprawa była trudna, – zwrócono więc trakt na Warkę.
O trzy kwadranse na dziesiątą, N. Pan ruszył, pożegnawszy dwór swój i przyjaciół osobistych z zamku i wsiadł do karety z hetmanem polnym litewskim Tyszkiewiczem i biskupem Naruszewiczem. Mnóstwo osób przeprowadzały go konno, a liczna eskorta otaczała ekwipaż, za którym następował kocz z generałem Komarzewskim i hr. Platerem, dalej szły rezerwy królewskie i cztery inne powozy w linii jedne za drugiemi. Całe Krakowskie przedmieście pełne było ciekawego ludu, pospólstwa i tłumów zalegających z obu stron ulice; okna kamienic pootwierane, naciśnione były widzami, wykrzykującemi życzenia szczęśliwej podróży i powrotu.
Assystencja konna odprowadzała króla do austerji Czerniakowskiej, gdzie cywilni i wojskowi pożegnali N. Pana, powracając do miasta. Drugi raz zatrzymano się jeszcze przed karczmą Willanowską, gdzie N. Pan wysiadł nawet dla pożegnania się z damami i cudzoziemcami tu nań oczekującemi i zabrania księcia Józefa synowca swego, towarzyszącego paniom.
Podróż szła dotąd dosyć opieszale, dopiero od Willanowskiej karczmy ruszywszy, nie zatrzymywano się już aż do pierwszej stacji w Jeziornie, gdzie konie przeprządz było potrzeba. Tu na króla oczekiwała kompanja jedna eskorty jego z regimentu gwardji konnej koronnej. N. Pan wysiadł znowu, aby ją oglądać i wstąpiwszy do domu pocztowego kazał podać śniadanie dla tych coby go żądali. Nie dość natem sam się do towarzystwa przyłączył wesoło i ochoczo, zabawił chwilę i zapomniał nieco o troskach panowania, jak gdyby trudy i kłopoty wraz z Warszawą porzucił.
O w pół do dwunastej dano znad, że wszystko było gotowe i znowu ruszono do następnej stacji w Górze, gdzie podróżni o pierwszej przybyli. Droga dotąd służyła nie zła jak na tę porę, wody nie były wielkie i ściśnięte mrozami, gruda gdzieniegdzie, ale przytarta na gościńcu, dozwalała pośpieszać. W pocztowym domu w Górze, sławna była w owe czasy z piękności swej gosposia, o której znać uprzedzono N. Pana, gdyż przez ciekawość zaszedł na stancją, a gdy jejmość zaprosiła na kawę, przyjął ją wdzięcznie i na dalszą się podróż zasilił.
Z Góry do Warki rachowano mil trzy, ale te udało się przebiedz w dwóch godzinach i o trzeciej z południa stanął tu N. Pan przyjęty na pierwszym noclegu otwartem sercem przez JMpana Staniszewskiego tradycyjnego dzierżawcę starostwa Wareckiego, będącego pod dożywociem pani Puławskiej wdowy po niegdy sławnym regimentarzu konfederacji Barskiej, a matki zabitego w Ameryce Puławskiego.
Rozpoczął się tu szereg tych uroczystych przyjęć, jakie króla wszędzie po drodze spotykać miały, wyszły na przeciw cechy z chorągwiami i kotłami, strzelano na vivat z możdżerzy i pozdrawiano tłumnemi okrzyki. Dwór starościński przeznaczony został dla króla, a obiad w nim znaleziono wcześnie przygotowany, do którego natychmiast zasiedli, król, hetman polny litewski, książe Józef Poniatowski, ks. biskup Naruszewicz, generał-lejtnant Komarzewski, Szydłowski starosta Mielnicki, hr. Plater, adjutant deżurny Byszewski półkownik i doktor Bekler.
Po obiedzie i po kawie wzięto się do gazet ostatniej poczty Bareńskich i Lejdejskich, które hr. Plater czytał naprzód głośno N. Panu, Hamburskie zaś dr Bekler, po czem towarzysze podróży rozkwaterowani dosyć daleko od dworu w miasteczku i klasztorze KKs. Franciszkanów, piechotą do mieszkań swoich, nagotowanych dla nich przez stanowniczego p. Szuszkowskiego udali się. Szczęściem przebrnąwszy dobry kawał po śniegu, znaleźli kwatery ciepłe i zaciszne, a łóżka i pościele przez ludzi własnych przyrządzone, i gdyby nie zapowiedziane ranne wstanie na godzinę czwartą, mogliby dobrze wypocząć. Ale że ekwipaże o godzinie szóstej zrana wychodzić miały nazajutrz dla przeprawienia się przodem przez Pilicę, mostem naprędce we dwa dni pobudowanym ad hoc: musiano więc zapowiedzieć wstanie wczesne o godzinie czwartej, i upakowanie rzeczy, a strach ten wszystkich zaraz do łóżek napędził.
W Warce p. Staniszewski przez cały czas pobytu podróżnych, czuwał nad ich wygodami, a przy wyruszeniu nazajutrz d. 24 w sobotę i przeprawie przez Pilicę, szeroko po płaskich brzegach rozlaną, i w części zamarzłą, dołożył starań o bezpieczeństwo powozów i ludzi. Pomimo to jednak na samym wstępie zdarzył się mały przypadek, który, że samego króla dotknął, wielkiego narobił hałasu i dziwacznie był zaraz tłómaczony.
Na dni kilka przed wyjazdem N. Pana z Warszawy, półkownicy Byszewski i Słomiński ie – żdzili oglądać brzegi Pilicy i jej rozlewy; z ich rozpatrzenia się wynikło, że trakt musiano na Warkę obrócić. Zaraz też w piątek po obiedzie kuchenne powozy i brankarty z stanowniczym i furjerem zostały wyprawione do Kozienic, a towarzyszom podróży zapowiedziano, aby o czwartej ruszyli się rano dla porządnego przebycia Pilicy, wprzód nimby N. Pan na końcu, swoim się powozem przeprawił. Ale choć godzina była oznaczona i rozkazy wydane, nim się zabrano do drogi, nim upakowano, zamiast o czwartej, ledwie o pół do siódmej zaczęto się ruszać z noclegu.
Wszystkie powozy, oprócz pierwszych siedmiu nie rozdzielnie zawsze idących i końmi pocztowemi zaprzężonych, wyszły na przewóz pod Warką na Pilicy będący, gdy około godziny ósmej dla ułatwienia przejazdu N. Pana polecono biskupowi Naruszewiczowi, księciu Józefowi i hr. Platerowi wsiąść do karety królewskiej i ruszyć, potem i inni podróżni przeprawili się także. Hetman tylko Tyszkiewicz i generał Komarzewski zostali przy królu dążącym w rezerwie do przewozu.
Ułożono to w ten sposób dla tego, ażeby N. Pan wszystkich towarzyszów i swoję karetę znalazł gotową na drugim brzegu i bez mitręgi mógł w dalszą zabrać się drogę. Lubo Pilica na staje i więcej z każdego brzegu po polach i łąkach rozlaną była, staraniem jednak p. Staniszewskiego na dołach porobiono mostki, na błotnistych miejscach zahaty, a na twardszych znaki którędy jechać było można, ażeby do samej Pilicy i za nią, na wznioślejsze nie zalane pagórki się dostać. Powozy wszystkie przebyły rzekę i zalewy najszczęśliwiej. Na drugim brzegu już towarzysze podróży N. Pana spokojnie oczekiwali na króla, i ujrzeli naprzód eskortę jego, która ich zawiadomiła, że się zaczął przeprawiać..
Blizko już karczmy przez dolinę wodą zalaną idące powozy wszystkie w jednem miejscu nieco się na bok pochylały; – powstała ztąd obawa, żeby powóz królewski nie wywrócił się, lubo się to żadnemu nie trafiło, a Szydłowski starosta Mielnicki i kilku innych poszli przodem pieszo po zamarzłych z boku lodach aż do króla zjeżdżającego już z przewozu i uwiadomili go o bezpiecznem przejściu, namawiając, żeby piechotą z niemi przebył ten kawałek. Król łatwo dając się namówić wysiadł z karety i dał się prowadzić drożyną po lodzie już im znajomą. Reszta osób pozostała w karczmie na drugiej strunie, niezmiernie zdziwioną została, gdy ujrzała osobno przyjeżdżającą karetę, a N. Pana idącego pieszo bokami. Plater i inni zobaczywszy to hurmem pośpieszyli na brzeg brodu… ćwierć stai od brzegu rzeki rozciągającego się do samej karczmy. Gdy już o cztery tylko sążnie od siebie oddalonego króla chcieli powitać i przebytej szczęśliwie pierwszej przeprawy mu powinszować, niespodzianie pod idącemi lód się załamał, nie głębiej wprawdzie jak po kolana, ale w pierwszej chwili przerazili się tem wszyscy. Szydłowski i Byszewski pochwycili natychmiast króla po pierwszem zapadnieniu, ale znać cały ten kawał lodu był słabszy, bo parę kroków uszedłszy ledwie, powtórnie król zapadł. Poskoczyli hajducy i co żyło na brzegu, i na rękach już prawie wynieśli króla, który prosto poszedł do karczmy dla przebrania się od stóp do głów, gdyż był cały zmoczony.
Pierwszy raz się załamawszy, z przestrachu N. Pan nie poczuł, że dobywając się na lód, o brzegi jego ostre uderzył się tak nogą, iż w miejscu tem okazały się kontuzje i nabrzmiałości; przy przezuwaniu jednak przytomny dr Bekler poradził na to, postrzegłszy sińce, przyłożeniem wody Goulard'a, przemył miejsca uderzone, a że zmokłych ze wszystkiem zimowych butów tak prędko osuszyć nie było można, innych zaś nie było… bo garderoba przodem wyszła, wziąwszy tylko berlacze król z wesołą myślą siadł do powozu i nogi od chłodu obwarowawszy jeszcze workiem, ruszył ztąd nareszcie o pół do dziesiątej.
Droga sucha była i dobra, ciągle prawie lasami z Warki do Brzuzy wiodąca, pozwoliła nagrodzić czas stracony, i o w pół do dwunastej stanęły powozy na stacji dla zmiany koni, przyjęte we dworze kasztelana Wojnickiego Ożarowskiego, przez miejscowego rządzcę. Nim się tu pocztyljoni przyrządzili z zaprzęgiem, dobyto śniadanie, ale król nie chciał go tknąć obawiając się popsuć obiadu i chwilę pomówiwszy z rządzcą, gdy wszystko było gotowe, wyruszył dalej drogą suchą i dobrą dążąc do Kozienic, gdzie stanął około pierwszej.
* * *
Obiad jak zwykle podano tu o drugiej, ale wprzód jeszcze raz król p. Stollowi kazał opatrzyć kontuzje, a w czasie obiadu tak był wesół i dobrej myśli, jakby żadnego nie doznał wypadku. Po kawie ks. Naruszewicz czytał głośno świeżo przez siebie wydaną Taurykę. Czytanie to, któremu wszyscy towarzysze podróży byli przytomni, zabawiło do godziny siódmej wieczornej, po którem, dodaje hr. Plater: "dla rozerwania myśli starożytnością dziejów i chronologicznym stosowaniem czasu zmordowanej." N. Pan z hetmanem Tyszkiewiczem, ks. Józefem i starostą Szydłowskim poszedł grat' w billard o "w grę włoską Bocce" a godzinę się zabawiwszy, usunął się do swego gabinetu.
Głodne podróżnych żołądki dopominały się wieczerzy, którą N. Pan przygotować kazał "a w swej sztuce doskonały i biegły jmp. Tremo, w pól godziny dostarczył z zupełnem wszystkich zadowoleniem."
W Kozienicach podróżni towarzysze królewscy jak najwygodniej pomieszczeni zostali, a hr. Plater przez wdzięczność zapisał w swym dzienniku krótką wzmiankę o historji tego miejsca. Kozienice, powiada on, były zawsze ekonomją królewską; – w początku panowania Stanisława Augusta, trzymał je dzierżawą znajomy w całej Polsce i sławny z gospodarstwa swego Ostrowski, naprzód biskup Inflantski, potem Kujawski, nakoniec prymas Rzptej.
Ten pierwszy tu założył pałacyk i oficyny dla wygody królów zjeżdżających czasem na polowania w lasach otaczających ekonomją. Ale że dla pośpiechu, czy przez oszczędność pierwsze budowy z drzewa tylko wzniesione zostały, Rzewuski marszałek nadworny, potem wielki koronny, gdy był prezydentem kamery, zmienił je na murowane i do tego je stanu przyprowadził w jakiem się później znajdowały. W pałacu i oficynie gościnnej oprócz apartamentu królewskiego na dole, dwa jeszcze osobne na dole, a dziesięć na górze w samym pałacu i tyleż w oficynie przyrządzono dla gości. Każdy apartament składał się z przedpokoju, pokoju sypialnego, garderoby i kącika, miał łóżko z pawilonem, materacami, stolikiem, kantorek, stolik do pisania i t… d… Obicie wszędzie było przyzwoite, malowania, kominki, a nawet jak hr. Plater wyszczególnia miednice, nalewki, zwierciadła, kałamarze i cokolwiek kto mógł zapotrzebować, w każdym znajdowało się apartamencie.
"W jednym z nich pomieszczony równie jak wszyscy, pisze nasz podróżny, żem dobrze noc przebył nikt się temu dziwować nie będzie podobno, a gdym się o godzinie ósmej przetarłszy oczy obudził, nad dwóma objektami najbardziej zajmującemi zastanowiłem się naprzód…." Domyśleć się łatwo, że temi dwóma przedmiotami były wiadomości z Warszawy i co o dalszej postanowiono podróży.
O w pół do dziesiątej nadeszły listy oczekiwane przywiezione przez kurjera gabinetowego wraz z korespondencją królewską, i oznajmiono, ze obiad jeszcze w Kozienicach jeść miano.
O jedenastej wszyscy się zeszli na pokoje do króla czekając na ukazanie się jego, gdyż miał na mszę św. przechodzić, tymczasem przybył posłany na zwiady do Wisły półkownik Słomiński i przywiósł wiadomość, że pod Demblinem żadną miarą przebyć jej nie było można dla niezmiernych wód około Wisły rozłanych, a pod Racławicami dla gęsto płynącej kry przewóz opieszale bardzo się odbywał i trwały niekiedy przeprawy przez trzy godziny. Postanowiono więc pozostać jeszcze dzień ten w Kozienicach, nie ruszając dalej. O w pół do dwunastej N. Pan poszedł w assystencji całego dworu swojego piechotą do kościoła położonego w miasteczku, gdzie proboszcz miejscowy w kapie oczekiwał go u drzwi z wodą święconą, wprowadził i do pulpitu przygotowanego przywiódł. Król poklęknąwszy całej mszy św. pobożnie słuchał. Po mszy z tąż samą ceremonją odprowadzony do drzwi kościelnych, wrócił nazad do pałacu, i po krótkiej rozmowie z przytomnemi winszującemi mu, że wczorajszy wypadek żadnych złych nie pociągnął skutków, usunął się do swoich pokojów.
Po odejściu króla, który do Warszawy kur – jera expedjował, do godziny obiadowej goście bawili się na pokojach szczególniej w billard á la guerre. Obiad zszedł na wesołej pogadance, a wśród różnych materij i rozpraw, między innemi wprowadzono rozmowę o potrzebie oddzielenia w Polsce zupełnego funkcij cywilnych od wojskowych, nie cierpiąc połączenia ich w jednej osobie; gdyż obu obowiązkom zadosyćuczynić było trudno, a i dodaje hr. Plater: "w rządzie osobliwie wolnym, na męztwie i rycerstwie zasadzonym, wielką to jest niezwyczajnością, iż rangi wojskowe nie są z cywilnemi porównane, a ztąd wynika, że skarbnik albo najmniejszy urzędnik powiatowy wyższym się być rozumie od generał-majora a choćby i lejtnanta, urzędem żadnym koronnym lub litewskim nie zaszczyconego." Później rozprawiano o podatkach i ich porównaniu, znajdując niestosownem, że cale inne były w Polsce a inne w Litwie, bez uproporcjonowania ich, a każdy Koronjasz i Litwin stali przy swoich dowodach, że u nich lepiej to zostało urządzone. Ale tu każdy przy swojej został opinji, dodaje hr. Plater, i tyle mieliśmy w zysku, ze nam czas obiadowy szybko na rozmowie przeszedł.
Po obiedzie podano kawę, i pół godziny jeszcze N. Pan pozostał na pokojach, po czem wrócił do gabinetu, a towarzysze podróży każdy w swoją stronę na parę godzin się ruszyli, ci pisać, drudzy czytać, inni rozmawiać lub probować się z pistoletu do celu. Do ostatnich należeli hetman Tyszkiewicz, książę Józef i Szydłowski starosta Mielnicki. O godzinie siódmej zgromadzili się znowu wszyscy na pokoje, gdzie hr. Plater czytał głośno gazetę Wileńską, a sam król bulletin paryzkiego zgromadzenia Notables, przy którym były i rozprawy o przedmiotach jakie roztrząsać miało, i wniosek Le Brun'a z tego powodu napisany. Potem grał król w billard w grę włoską Bocce z hetmanem Tyszkiewiczem, ks. Józefem i hr. Platerem, a z każdym z osobna przegrawszy jednę partję; bo tu jak w kręgle gra zwykle dwóch na dwóch, oddal billard innym amatorom i przeszedł do drugiego pokoju z generałem Komarzewskim zasiadając w warcaby. "Jako zaś żadnej nie tylko passji, pisze Plater, ale nawet ochoty nie ma N. Pan, tak przerywając te gry różne rozmową z otaczającemi i bawieniem się już to z tym, już z owym, gdy o godzinie dziewiątej dał znać Furjer, że wieczerza na stole, posiał wszystkich na nią, a w wesołej myśli i zupełnej satysfakcji, tak mile idąc już do swego gabinetu pożegnał nas, jak pełen ukontentowania i wnętrznej spokojności był przez dzień cały."
Po wieczerzy wszyscy się zaraz rozeszli, gdzie był każdy panem woli swej i czynności; jak więc inni użyli swej swobody, same ściany chyba i współtowarzysze zaświadczyć tylko potrafią, powiada p. Plater, ja wiem tylko żem na przeciwko siebie stojącego ks. biskupa Naruszewicza znalazł niemą konwersacją z Herodotem zabawiającego się" – nie jest to bez przekąsu…
* * *
Zapowiedziano w wilję, że następny obiad jeszcze w Kozienicach jeść miano, do w pół do dwunastej więc wszyscy się zajmowali jak chcieli, gdy dano znać, że N. Pan wyszedł na pokoje. Znalazł go hr. Plater zajętego przeglądaniem mapp rozmaitych przez siebie zebranych a do ułożenia nowej i dokładnej mappy ogólnej kraju służyć mających.