Podróż na Fidżi - ebook
Podróż na Fidżi - ebook
Po dwóch latach małżeństwa Livia wyprowadziła się od męża Massima Briatorego i wróciła do Włoch. Podziwia talent i bystrość umysłu Massima, lecz nie po to wychodziła za mąż, by żyć samotnie. Massimo cały czas poświęca pracy, a Livia czuje się niepotrzebna i niekochana. Po czterech miesiącach separacji jadą razem na Fidżi, na dziewięćdziesiąte urodziny dziadka Massima. Będą musieli odegrać przed nim kochające się małżeństwo, a to wywoła burzę w ich uczuciach…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-7412-8 |
Rozmiar pliku: | 624 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Livia Briatore ostrożnie weszła po metalowych schodach na pokład samolotu. Serce waliło jej jak oszalałe. Zapadał zmierzch, który doskonale komponował się z ciemnością, jaka ostatnio zapanowała w jej życiu.
Członkowie załogi powitali ją ciepło, ale w ich oczach dostrzegła niewypowiedziane pytanie. Livia zmusiła się do uśmiechu i był to pierwszy uśmiech od jakichś czterech miesięcy. Zacisnęła zęby, uniosła brodę i weszła do luksusowej kabiny, w której miała spędzić kolejne dwadzieścia sześć godzin swojego życia. Lecieli na Fidżi.
Od razu poczuła znajomy zapach samolotu, zmieszany z cytrusowym aromatem wody siedzącego w skórzanym fotelu mężczyzny. Miał przed sobą otwarty laptop i właśnie coś pisał.
Livia poczuła bolesny skurcz w okolicy żołądka. Kiedy po raz pierwszy weszła na pokład tego samolotu, odczuwała jedynie podniecenie i radosne oczekiwanie.
Wtedy startowali dokładnie z tego samego małego lotniska w Rzymie co teraz. Wówczas ten mężczyzna, który teraz pracował, nie mógł się doczekać startu, żeby wziąć ją do łóżka i kochać się z nią.
Po miesiącu byli już małżeństwem, a teraz z tego ognia, który ich wówczas trawił, pozostał jedynie popiół.
Odsunęła wspomnienia i zmusiła się do tego, żeby do niego podjeść. Postanowiła, że się nie podda i będzie robić dobrą minę do złej gry.
W kabinie były cztery luksusowe fotele, usytuowane naprzeciw siebie. Livia zajęła ten, który znajdował się po przekątnej do fotela jej męża. Mogła widzieć stąd zaledwie jego buty, które jak zwykle lśniły nienagannie.
Zapięła pas bezpieczeństwa zaciskając na nim dłonie. Poprzedniego dnia zrobiła sobie paznokcie, żeby Massimo nie zobaczył jej własnych, które były poobgryzane niemal do krwi. Nie chciała, żeby widział, że ma złamane serce.
Livia wiedziała, co zrobić, żeby wziąć się w garść. To była jedyna dobra rzecz, jakiej nauczyła się w dzieciństwie. Umiała o siebie zadbać i wiedziała, co trzeba robić, żeby przetrwać.
Podobnie jak teraz przetrwa te cztery dni. Cztery dni, po których nigdy więcej go nie zobaczy.
Rozległ się głos kapitana, informujący ich, że szykują się do startu. Massimo zamknął laptop i zapiął swój pas. Ani razu nie spojrzał w jej stronę, ale Livia była świadoma każdego jego ruchu. Widziała mięśnie poruszające się pod niebieską koszulą, której rękawy nonszalancko podwinął. Nie miał na sobie krawata. Zapewne zdjął go, jak tylko skończyła się konferencja w Londynie, której był gościem honorowym.
Livia dowiedziała się o tym z mejla, którego przysłała jej jego sekretarka, kiedy chciała się umówić na dzisiejszy lot.
Samolot zaczął nabierać rozpędu na pasie startowym i dopiero wtedy spoczęło na niej spojrzenie karmelowych oczu. Zaraz jednak przeniosło się na widok za niewielkim oknem. Jednak to krótkie spojrzenie wystarczyło, żeby Livii żołądek podszedł do gardła.
Znała twarz Massima na długo przedtem, zanim się poznali. Pracowała jako pielęgniarka zajmująca się jego dziadkiem i miała mnóstwo okazji, żeby podziwiać jego fotografie i wiszące w salonie rodzinne portrety.
Jego uśmiech sprawiał wrażenie, jakby był wymuszony. Miał piękną twarz. Podłużną, z wysokimi kośćmi policzkowymi i rzymskim nosem, mogącą równie dobrze być twarzą inżyniera, bankiera czy poety. To, że należała do jednego z najbogatszych ludzi na świecie, nie miało znaczenia. Przyciągnęłaby wzrok niezależnie od tego, do kogo by należała.
Po raz pierwszy zobaczyła go na żywo w kościele na ślubie jego siostry. Miała wtedy wrażenie, że ktoś wycisnął z jej płuc całe powietrze.
A kiedy po raz pierwszy zobaczyła, jak się uśmiecha, poczuła, jakby ktoś wlał do jej wnętrza płynne złoto. I to ona była tą, z powodu której się uśmiechnął. Nie pamięta nawet dokładnie, co powiedziała. Wiedziała tylko, że po kilkugodzinnej ceremonii poszła do hotelowego baru, żeby się czegoś napić. Nagle powietrze wokół niej stało się naelektryzowane. Nie musiała się odwracać, żeby wiedzieć, że stanął obok. Powiedziała coś i on się uśmiechnął. Miała wrażenie, jakby znali się od zawsze.
A teraz nawet nie mógł na nią spojrzeć.
Nie miała pojęcia, jak przebrną przez ten weekend, udając przed dziadkiem, że wciąż są razem.
Massimo patrzył na znikające światła Rzymu, starając się zapanować nad chaotycznymi myślami, które kłębiły mu się w głowie.
Kiedy zgodził się wygłosić wykład na konferencji w Londynie, wydawało mu się sensowne, że potem zabierze Livię z Rzymu i polecą na Fidżi.
Sądził, że po czterech miesiącach separacji zobaczenie jej nie zrobi na nim żadnego wrażenia. Przez ten czas wcale za nią nie tęsknił. Fakt, że pracował jak szalony, poświęcając cały czas interesom. Znów mógł pracować tak, jak w czasach, zanim Livia pojawiła się w jego życiu, przewracając je do góry nogami.
W dniu, w którym się rozstali, kupił sobie łóżko i wstawił do biura. Sypiał w nim częściej niż w domu i wcale nie był z tego powodu nieszczęśliwy.
A teraz siedziała tuż obok niego, sprawiając, że jego uśpione do tej pory ciało zostało rozbudzone.
Co go podkusiło, żeby zabrać ją z Rzymu? Mogła czekać na niego w Los Angeles, gdzie i tak muszą zatankować paliwo. Wtedy mieliby do spędzenia razem znacznie mniej czasu niż teraz.
W drodze powrotnej polecą razem do Australii, a stamtąd wyczarteruje jej samolot do Włoch.
Oczywiście, mógł nie brać jej ze sobą na drugi koniec świata, ale zrobił to ze względu na swojego dziadka, Jimmy’ego Seibua. Obchodził dziewięćdziesiąte urodziny i był śmiertelnie chory. Dziadek przyleciał na wyspę wraz z całą rodziną i armią medyków trzy dni temu. Żył tylko po to, żeby przeżyć ten weekend w swoim kraju, który opuścił jako dwudziestodwulatek. Teraz miał dziewięćdziesiąt lat i marzył tylko o tym, by być tam z całą swoją rodziną. Dla niego Livia należała do rodziny i kochał ją jak wnuczkę. Żałował jedynie, że stracił tak wspaniałą pielęgniarkę, która z wielkim oddaniem zajmowała się nim podczas jego pierwszej batalii z rakiem.
I, cokolwiek o niej mówić, Massimo wiedział, że Livia kochała Jimmy’ego.
– Masz zamiar ignorować mnie przez resztę lotu? – spytała po włosku.
Cała Livia – bezpośrednia i bezceremonialna. Jeśli coś jej się nie podobało, nie omieszkała od razu o tym powiedzieć. Tak właśnie było z ich małżeństwem. Początkowo pełne pasji i namiętności, powoli stało się terenem działań wojennych. I ona się dziwiła, że spędzał tyle czasu w pracy? Ostatnie noce, które spędzali razem, leżeli odwróceni do siebie plecami. Livia zaczęła nawet zakładać do łóżka koszulę nocną.
W końcu odważył się na nią spojrzeć.
– Skróciłaś włosy – stwierdził po chwili.
Livia miała gęste, kasztanowe włosy, które kiedyś sięgały niemal połowy pleców. Teraz opadały miękkimi falami na ramiona. Zrobiła też miodowe pasemka, które nadawały im lekkości.
Livia może nie była pięknością w klasycznym rozumieniu tego słowa, ale jemu się podobała. Uwielbiał jej śmiech i to on zwrócił jego uwagę w kościele, kiedy czekali na pojawienie się jego siostry. Potem wykorzystał pierwszą nadarzającą się okazję, żeby z nią porozmawiać. Okazało się, że ma błyskotliwy umysł i duże poczucie humoru. Był nią zauroczony. Odnalazł w niej cechy, o których nawet nie wiedział, że poszukuje u kobiety. A przynajmniej tak wtedy myślał.
– Nic innego nie jesteś w stanie powiedzieć?
Nie czekając na odpowiedź, rozpięła pas i wstała z fotela. Od razu zauważył, że schudła. Przeszła obok niego z zaciśniętymi ustami i zamknęła się w łazience.
Massimo nie spodziewał się, że pójdzie łatwo, ale rzeczywistość była znacznie gorsza, niż przypuszczał.
Livia usiadła na zamkniętej toalecie, objęła się ramionami, ze wszystkich sił starając się nie rozpłakać. Już wystarczająco dużo łez wylała z powodu tego mężczyzny.
Massimo nigdy jej nie kochał. Musiała zaakceptować ten fakt i nauczyć się z tym żyć.
Problem polegał na tym, że ona kochała go do szaleństwa.
A on złamał jej serce.
A najgorsze ze wszystkiego było to, że wcale nie zdawał sobie z tego sprawy. Jej mąż, choć niezwykle inteligentny, zupełnie się gubił, kiedy chodziło o uczucia.
Zamknęła oczy i zrobiła trzy głębokie oddechy.
Nie było sensu zadręczać się tym od nowa.
Kochała go kiedyś z całego serca i, choć ta miłość należała już do przeszłości, wciąż nie był jej obojętny. Dlatego zgodziła się na tę wyprawę.
Doskonale pamiętała dzień, w którym pozwolił jej odejść. Nie zrobił nic, żeby ją zatrzymać. Przeciwnie, widziała po jego spojrzeniu, że odczuwa ulgę.
Trzy kolejne oddechy i wstała.
W końcu była Livią Briatore, córką Pietra Esposita. Jej ojciec należał do ludzi z najbliższego kręgu Don Fortunata. Został zamordowany w jednej z potyczek między gangami, gdy miała osiem lat. Wychowała się w Secondigliano, w środowisku, gdzie przemoc i narkotyki nie były rzadkością. Od małego nauczyła się nie okazywać strachu.
Uciekła do Rzymu, żeby skończyć tam szkołę pielęgniarską. To było dla niej jak nowe życie. Musiało minąć wiele lat, żeby oduczyła się spoglądać przez ramię, czy nikt za nią nie idzie. W końcu jednak zbudowała sobie nowe życie, z dala od krewnych i przeszłości. Lubiła je i traktowała jak przygodę. Nauczyła się śmiać, a przy Massimie nauczyła się także kochać.
Jednak coś z dawnej Livii w niej pozostało. I teraz na pewno bardzo jej się to przyda. I nie chodziło o to, że obawia się Massima. Obawiała się własnego głupiego serca.
Usiadła w swoim fotelu. Massimo oczywiście był pogrążony w pracy, ale kiedy usiadła, podniósł na nią wzrok.
– Poprosiłem o kawę dla nas. Masz ochotę coś zjeść?
– Nie, już jadłam – odparła, nie wspominając o tym, że było to zaledwie pół tosta. Jej żołądek nie był w stanie pomieścić nic więcej.
– Jak sobie radziłeś przez te miesiące? – spytała, chcąc jakoś podtrzymać rozmowę.
– Byłem zajęty – odparł, ponownie przenosząc wzrok na ekran komputera.
Ależ ona nie cierpiała tego słowa. Zawsze go używał, żeby wytłumaczyć swoją nieobecność.
– A teraz też jesteś zbyt zajęty, żeby przerwać na chwilę i ze mną porozmawiać?
– Muszę przesłać klientowi analizę.
Jeszcze dwa lata temu dokładnie wytłumaczyłby jej, co robi. Livię interesowało wszystko, co dotyczyło Massima. Jego inteligencja i geniusz w prowadzeniu interesów nie przestawały jej zachwycać. Nic dziwnego. W końcu miała do czynienia z człowiekiem, który stworzył grę komputerową, która podbiła świat. Zarobił na niej blisko dwieście milionów dolarów. Dzięki tym pieniądzom wyjechał do Stanów, gdzie założył firmę, Briatory Technologies, jednocześnie kończąc studia na dwóch kierunkach: fizyki stosowanej i materiałoznawstwa. Obecnie jego firma zatrudniała tysiące pracowników na całym świecie. BT zajmowało się rozwiązywaniem problemów związanych z eksploatacją i użyciem węgla. Obrał sobie za cel szukanie jak najbardziej przyjaznych dla środowiska rozwiązań, a przy okazji zrobił na tym fortunę. W zeszłym miesiącu jego nazwisko zostało umieszczone na liście pięćdziesięciu najbogatszych ludzi na świecie.
Massimo nigdy nie drwił sobie z jej braku wiedzy dotyczącej zagadnień, którymi się zajmował. Zawsze tłumaczył jej wszystko cierpliwie, bez cienia protekcjonalizmu. Jego twarz się rozjaśniała, kiedy Livia pojmowała, jak działa bateria litowa albo na czym polega sekwestracja dwutlenku węgla.
Zawsze poczytywała sobie za zaszczyt, że człowiek tak inteligentny, wykształcony, bogaty, a przy tym wyglądający jak młody bóg zainteresował się jej skromną osobą. Dlatego początkowo nie zwracała uwagi na jego emocjonalne deficyty.
Kiedy wypaliła się ta pierwsza, największa namiętność, Massimo wycofał się do swojego świata, w którym żył, zanim ją poznał.
Teraz mogła uważnie mu się przyjrzeć. Dostrzegła drobne zmiany w jego wyglądzie, których jeszcze niedawno nie było. Lekko przyprószone siwizną skronie, gęsta broda, którą wcześniej miał znacznie bardziej wypielęgnowaną, cienie pod oczami.
Cóż, miał trzydzieści sześć lat i mógł, jeśli chciał, przestać o siebie dbać.
Sięgnął po filiżankę z kawą i, nie odwracając wzroku od monitora, upił spory łyk. Jego palce wystukiwały coś na klawiaturze.
Livia poczuła nagle, że ma tego dosyć. Zerwała się na równe nogi, podeszła do niego energicznym krokiem i z głośnym trzaskiem zamknęła klapę laptopa.