Podróże z milionerem - ebook
Podróże z milionerem - ebook
Delilah Moore nie zgodziła się zostać kochanką greckiego potentata Bastiena Zikosa. On jednak nie przyjął jej odmowy. Dwa lata czekał na okazję, by osiągnąć swój cel. Kupuje bankrutującą firmę jej ojca, obiecuje ją odbudować i zatrudnić z powrotem wszystkich pracowników, jeśli Delilah przyjmie jego warunki. Postawiona pod ścianą zgadza się. Wyjeżdżają razem w podróż, lecz Bastien szybko przekonuje się, jak niedoskonały jest jego plan i jak bardzo pomylił się co do Delilah…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-276-3015-5 |
Rozmiar pliku: | 653 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
– Między nami wszystko skończone, Rebo – oświadczył stanowczo Bastien Zikos.
Prześliczna blondynka popatrzyła na niego z rozgoryczeniem.
– Dlaczego? Przecież było nam razem tak dobrze.
– Nigdy nie udawałem, że łączy nas coś więcej niż seks. Ale to już koniec.
Reba gwałtownie zamrugała powiekami, jakby powstrzymywała łzy, ale nie zwiodła Bastiena. Znał jej twardy charakter. Wiedział, że nic nie poruszyłoby jej do łez prócz hojnego zadośćuczynienia. Nie wierzył kobietom. Wcześnie poznał ich fałsz. Już w dzieciństwie postępowanie równie rozpustnej co wyrachowanej matki nauczyło go nieufności wobec płci przeciwnej.
– Ostrzegano mnie, że szybko porzucasz kochanki. Szkoda, że nie słuchałam – narzekała Reba.
Bastien zaczynał tracić cierpliwość. Reba dostarczała mu rozkoszy w sypialni, ale obecnie miał jej dość. Nie czuł wyrzutów sumienia. W końcu wydał na nią fortunę. Nie brał nic za darmo.
– Skontaktuj się z moim księgowym – odrzekł bez skrupułów.
– Masz kogoś innego na oku, prawda? – naciskała blondynka.
– Nie twoja sprawa – odburknął.
Kierowca stał przed budynkiem, żeby zawieźć go na lotnisko. Dyrektor finansowy, Richard James, już czekał w obszernej kabinie.
– Czy mogę zapytać, co pana skłoniło do zakupu niewypłacalnego przedsiębiorstwa w tej zapadłej dziurze na północy? – zagadnął.
– Pytać możesz, ale nie obiecuję, że odpowiem – odparł Bastien, leniwie przeglądając notowania giełdowe na laptopie.
– Czyżby dostrzegł pan jakieś atuty Moore Components, które umknęły mojej uwadze? Ciekawy patent? Nowy wynalazek?
– Fabryka stoi na gruncie wartym miliony. To idealne miejsce na budowę osiedla mieszkaniowego w pobliżu centrum miasta.
– Myślałem, że dawno zaprzestał pan polowania na okazje – skomentował Richard, podczas gdy personel Bastiena i ochroniarze zajmowali miejsca z tyłu kabiny.
Bastien zaczął od wykupywania upadających przedsiębiorstw, które modernizował i rozwijał, żeby przynosiły maksymalne dochody. Nie miał wyrzutów sumienia. Wiedział, że trendy się zmieniają, fortuny powstają i nikną, firmy prosperują i bankrutują. Miał talent do wychwytywania okazji i determinację człowieka, którego nie wspiera bogata rodzina. Sam doszedł do miliardów. Zaczynał od zera i wysoko sobie cenił uzyskaną niezależność.
Lecz w tym momencie nie myślał o interesach tylko o Delilah Moore – jedynej kobiecie, która go odtrąciła, zostawiła z niezaspokojoną żądzą i urażoną ambicją. Lepiej zniósłby odrzucenie, gdyby jej nie interesował. Ale widział tęsknotę w jej oczach, słyszał ją w jej głosie. Wiele potrafił wybaczyć, ale nie kłamstwo, że go nie chce. Bezczelnie odsądziła go od czci i wiary, rzuciła w twarz jego reputację kobieciarza niczym dama odprawiająca natrętnego ulicznika. Rozgniewała go tak, że po dwóch latach nadal nie zapomniał zniewagi.
Lecz koło fortuny obróciło się na niekorzyść Delilah Moore i jej rodziny, ku ponurej satysfakcji Bastiena. Tym razem nie przewidywał zawziętego oporu…
– Jak się czuje? – spytała Lilah półgłosem, gdy spostrzegła swojego ojca, Roberta, na podwórku małego domku szeregowego.
– Tak samo załamany i przegrany jak zawsze – westchnęła ciężko jej macocha, Vickie, krągła blondynka tuż po trzydziestce, zmywająca naczynia nad zlewem. – Budował tę firmę przez całe życie, a teraz wszystko stracił. Brak możliwości znalezienia pracy jeszcze bardziej go przygnębia.
Lilah wzięła na ręce dwuletnią przyrodnią siostrzyczkę, Clarę, uczepioną nogi mamy, posadziła ją na krzesełku i dała zabawkę, żeby nie przeszkadzała.
– Miejmy nadzieję, że wkrótce coś się pojawi – pocieszyła sztucznie wesołym tonem.
Wychodziła z założenia, że w każdej, nawet najtrudniejszej sytuacji warto szukać jakichś dobrych stron. Tłumaczyła sobie, że choć ojciec stracił firmę i dom, rodzina pozostała cała i zdrowa. Równocześnie dziwiło ją, że polubiła macochę, której z początku nie znosiła. Uznała ją za jedną z rozrywkowych panienek, które ojciec uwodził całymi stadami, póki nie zrozumiała, że mimo dwudziestu lat różnicy wieku połączyła ich prawdziwa miłość. Wzięli ślub przed czterema laty. Obecnie mieli trzyletniego synka, Bena, i maleńką Clarę.
Na razie wszyscy zamieszkali w jej wynajętym domku z zaledwie dwiema małymi sypialniami, ciasnym pokojem dziennym i jeszcze ciaśniejszą kuchnią. Ale póki władze miasta nie przydzielą im mieszkania socjalnego albo ojciec nie znajdzie pracy, nie mieli wyboru.
Imponujący dom z pięcioma sypialniami, który posiadali, przepadł wraz z przedsiębiorstwem. Musieli wszystko sprzedać, żeby spłacić pożyczkę, którą Robert Moore zaciągnął, by ratować Moore Components.
– Wciąż mam nadzieję, że Bastien Zikos rzuci twojemu tacie koło ratunkowe – wyznała Vickie w nagłym przypływie optymizmu. – Nikt nie zna branży lepiej od Roberta. Na pewno znajdzie jakieś zastosowanie dla jego umiejętności.
Zdaniem Lilah grecki miliarder prędzej przywiązałby mu kamień do szyi, żeby go utopić. Dwa lata wcześniej Robert odrzucił ofertę sprzedaży fabryki, choć Bastien Zikos złożył wyjątkowo kuszącą propozycję. Ale wtedy firma jeszcze doskonale prosperowała, a Robert nie wyobrażał sobie życia bez kierowania swoim przedsiębiorstwem.
Najgorsze, że sam Bastien przewidział upadek zakładu, gdy odkrył, że jego dochody zależą od jednego kluczowego kontrahenta. Kilka tygodni po utracie kontraktu Moore Components walczyło o przetrwanie.
– Idę do pracy – oświadczyła, zanim pogłaskała swojego miniaturowego jamniczka, który łasił się do jej nóg, prosząc o pieszczotę.
Gryzło ją sumienie, że zaniedbała Skippiego, odkąd rodzina u niej zamieszkała. Nie pamiętała, kiedy wzięła go na dłuższy spacer. Zaraz jednak zostawiła pieska, żeby założyć płaszcz i zawiązać pasek wokół szczupłej talii. Była drobna i smukła, miała długie, czarne włosy, porcelanową cerę i niebieskie oczy.
Oprócz Lilah likwidator zostawił w zakładzie tylko pracowników działu kadr, żeby dopełnili formalności związanych z zamknięciem przedsiębiorstwa. Ponieważ zatrzymano ją tylko na dwa najbliższe dni, wiedziała, że też zostanie zwolniona.
Vickie już zapinała kurtkę Benowi. Lilah odprowadzała go do przedszkola w drodze do pracy. Gdy wyszła na dwór, pożałowała, że nie spięła włosów w kok. W rześki, wiosenny dzień wiatr ciągle rozwiewał jej włosy. Co chwilę musiała odgarniać je z twarzy. Ponieważ ostatnio źle sypiała ze zmartwienia, wstawała w ostatniej chwili i brakowało jej czasu na układanie fryzury.
Odkąd usłyszała, że Bastien Zikos kupił fabrykę ojca, dokładała wszelkich starań, by nie okazać strachu. Wszyscy inni widzieli w nim wybawcę. Syndyk szalał z radości, że w ogóle znalazł nabywcę. Ojciec liczył na to, że nowy właściciel zatrudni jego i część załogi, która straciła pracę. Tylko Lilah, która poznała bezwzględność Bastiena, nie podzielała ich entuzjazmu. Wątpiła, czy przyniesie dobre wiadomości. Prawdę mówiąc, nikt w życiu jej tak nie przerażał, jak zabójczo przystojny, władczy i potężny Grek. Dlatego gdy go poznała, usiłowała zejść mu z drogi, co tylko podsyciło jego instynkt łowcy.
Mimo że Lilah skończyła dopiero dwadzieścia trzy lata, nie ufała przystojnym, pewnym siebie mężczyznom. Nie bez powodu uważała ich za kłamców. Jej własny ojciec unieszczęśliwił nieżyjącą już matkę, zdradzając ją nawet z jej koleżankami i własnymi podwładnymi. Dopiero kiedy poznał Vickie, Lilah zaczęła go znów szanować i wybaczyła błędy przeszłości, ponieważ drugiej żonie dochowywał wierności.
Bogaty, bystry i zabójczo przystojny Bastien nigdy nie krył, że nie zamierza zakładać rodziny. Mimo to kobiety lgnęły do niego jak pszczoły do miodu. Tylko Lilah umknęła w popłochu. Nie mogła pozwolić, by człowiek, którego interesowało tylko jej ciało, złamał jej serce i podeptał godność. Zasługiwała na znacznie więcej – na człowieka, który da jej miłość, otoczy opieką i pozostanie wierny w każdych okolicznościach.
Znów musiała to sobie powtórzyć, tak jak przed dwoma laty. Wysoki, przystojny, ciemnooki Bastien Zikos już wtedy pociągał ją tak bardzo, że odparcie pokusy przyszło jej z największym trudem.
Po raz pierwszy zobaczyła go w zatłoczonym salonie aukcyjnym. Poszła tam, żeby po kryjomu odkupić wisiorek po matce, który Vickie, wówczas konkubina jej ojca, wystawiła na sprzedaż. Gdy podprowadzono ją do otwartej gabloty, ujrzała śniadego bruneta, który oglądał uważnie coś, co trzymał w ręku. Podszedłszy bliżej, rozpoznała zwyczajny, srebrny wisiorek po mamie w kształcie konika morskiego.
– Po co to panu? – spytała bez zastanowienia.
– A co to panią obchodzi?
Gdy podniósł na nią przepiękne, ciemne oczy w oprawie długich rzęs, serce Lilah przyspieszyło do galopu, a w ustach jej zaschło, jakby stanęła na brzegu przepaści.
– Należał do mojej mamy – wyjaśniła.
– Skąd go wzięła?
– Kupiła go na wyprzedaży nieodebranych przedmiotów z biura rzeczy znalezionych około dwadzieścia lat temu. Zabrała mnie ze sobą.
– Moja zgubiła go w Londynie niewiele wcześniej. Mój ojciec, Anatole, dał go mojej matce, Athene. – Odwrócił wisiorek, żeby pokazać dwie wygrawerowane, splecione litery A otoczone sercem. – Co za niezwykły zbieg okoliczności!
– Rzeczywiście niezwykły… – powtórzyła, zbita z tropu zarówno wyjaśnieniem, jak i jego bliskością. Stał tak blisko, że widziała cień zarostu na mocnej żuchwie i czuła cytrusową nutę wody kolońskiej. Odstąpiła do tyłu tak niezręcznie, że potrąciła kogoś, kto stał za nią.
Bastien złapał ją mocno za ramię, żeby nie upadła. Gdy napotkała spojrzenie głębokich, ciemnych oczu, oblała ją fala gorąca.
– Czy mogę go obejrzeć, zanim schowają go z powrotem do gabloty? – poprosiła.
– Nie ma sensu. Zamierzam go kupić – poinformował zwięźle.
– Ja też – mruknęła.
Bastien z ociąganiem podał jej wisiorek. Łzy napłynęły jej do oczu ze wzruszenia. Wisiorek przypomniał jej nieliczne szczęśliwe chwile z dzieciństwa. Matka bardzo go lubiła. Często nosiła go latem. Lecz Bastien zaraz go odebrał, żeby oddać jednemu ze sprzedawców.
– Zapraszam na kawę – zaproponował.
– To chyba… niezbyt właściwe, zważywszy, że będziemy konkurować o tę samą rzecz – zauważyła.
– Może kieruje mną sentyment? Chciałbym usłyszeć, kto go nosił przez tyle lat.
Tym niezbyt wiarygodnym argumentem szybko ją przekonał. Uznała, że nieuprzejmie byłoby odmówić takiej prośbie.
Następnego tygodnia wolała nie wspominać. Nieprędko zapomniała Bastiena Zikosa. Jednak nigdy nie żałowała, że go odtrąciła. Albowiem poszukiwania w internecie zaowocowały odnalezieniem całej galerii piękności, dotrzymujących mu towarzystwa. Wyglądało na to, że stawia na ilość, nie na jakość.
Zanim przekroczyła bramę fabryki, powtórzyła sobie, że podjęła najwłaściwszą z możliwych decyzji. Posmutniała na widok pustego placu bez samochodów i tłumu robotników.
W tym momencie zadzwonił Josh, kolega ze studiów. Zaproponował wyjście do kina i restauracji następnego wieczora. Co kilka tygodni chodzili gdzieś całą paczką. Lilah chętnie przyjęła zaproszenie. Ostatni chłopak porzucił ją, kiedy jej ojciec zbankrutował. Potrzebowała rozrywki, by choć na chwilę zapomnieć o strapieniach i wyjść z zatłoczonego domu. Josh też leczył ból złamanego serca po zerwanych zaręczynach.
Z okien gabinetu na ostatnim piętrze biurowca Bastien obserwował Delilah Moore przemierzającą pusty parking. Odkąd poznał córkę Roberta Moore’a, przepuścił przez łóżko wiele piękności, ale żadna nie zdołała zatrzymać go przy sobie na dłużej.
Dziwiło go, że wciąż pamięta błękitne oczy, porcelanową cerę i burzę czarnych loków spływających do talii. Delilah wyglądała elegancko nawet w spranych dżinsach i ciężkich, turystycznych butach. Sam nie rozumiał, co go pociągało w tej drobnej figurce. Nie była w jego typie. Wolał wysokie blondynki o wydatnych, kobiecych krągłościach. Obiecał sobie, że tym razem nie pozwoli jej umknąć. Pozna wszystkie jej wady i wyrzuci z pamięci.
– Przyjechał nowy właściciel! – szepnęła Julie, koleżanka, z którą Lilah dzieliła małe biuro.
Lilah zamarła w bezruchu.
– Kiedy?
– Ochroniarz twierdzi, że o siódmej rano. Bardzo wcześnie. Przywiózł ze sobą mnóstwo ludzi. To chyba dobrze, nie sądzisz? A wygląda jak supermodel! Podobno był tu już dwa lata temu.
– Tak – potwierdziła Lilah. – Chciał kupić fabrykę.
– Widziałaś go? Dlaczego o tym nie wspomniałaś?
– Moim zdaniem w obecnej sytuacji to bez znaczenia – wymamrotała Lilah.
Ledwie usiadła za biurkiem, jeden z podwładnych Bastiena poprosił ją do gabinetu szefa. Strach chwycił ją za gardło. Dlaczego tak ją przerażał?
Wchodząc po schodach, tłumaczyła sobie, że nic jej nie grozi, że prawdopodobnie chce tylko nad nią ostatecznie zatriumfować, nic więcej. Kupił fabrykę za śmieszną cenę, a rodzina Moore’ów straciła ją zgodnie z jego przewidywaniami. Wpływowi bogacze lubią się przechwalać, a Bastien Zikos miał powody do dumy. Ale cóż wiedziała o potężnych bogaczach? Przecież nie znała żadnego prócz Bastiena.
Zajął gabinet ojca, co ją jeszcze bardziej przygnębiło. Zaraz po wejściu spostrzegła, że prócz niego w pokoju nie ma nikogo. Czy to dobry, czy zły znak?
– Dzień dobry, panie Zikos – powitała go drżącym głosem.
– Możesz mnie nadal nazywać Bastienem.
Bastien obserwował jej napięte rysy, zdziwiony, że tak świetnie wygląda w zwykłej czarnej spódnicy nieokreślonej długości i rozciągniętym swetrze. Nie obcięła bujnych loków, które przykuły jego uwagę, kiedy ją pierwszy raz zobaczył. Intensywnie błękitne oczy kontrastowały z porcelanową cerą.
Lilah usiłowała rozluźnić mięśnie twarzy, żeby ukryć, jak piorunujące wrażenie na niej robi. W końcu musiała mu spojrzeć w oczy, choć swobodnie mogłaby zatrzymać wzrok na niebieskim krawacie z jedwabiu. Mierzył ponad metr dziewięćdziesiąt i przewyższał ją wzrostem o ponad trzydzieści centymetrów. Lecz oczy same podążyły ku jego twarzy. Skrycie przyznała rację Julie. Wyglądał jak supermodel z pięknie rzeźbionymi kośćmi policzkowymi, klasycznym, prostym nosem, mocną linią szczęki i pełnymi, kuszącymi wargami. Poczuła, że płoną jej policzki. Okropnie ją krępowało, że niewątpliwie to zauważył. Był niezwykle spostrzegawczy. Nigdy nic nie umknęło jego uwadze.
– Usiądź, Delilah – poprosił, wskazując fotel przy stoliku do kawy w rogu obszernego pokoju.
– Lilah – sprostowała nie po raz pierwszy, ponieważ skojarzenia z biblijną Dalilą^() przez całą szkołę podstawową i średnią narażały ją na drwiny.
– Wolę twoje pełne imię – zamruczał z satysfakcją, jak kot, który dostał śmietankę.
Lilah sztywno opadła na krzesło. Nie potrafiła oderwać wzroku od ciemnobrązowych oczu w oprawie gęstych, długich rzęs, najwspanialszych, jakie w życiu widziała. Gdy Maggie, sprzątaczka i pomocnica, wniosła tacę z kawą i herbatnikami, skorzystała z okazji, by skoczyć na równe nogi i odebrać ją od niej. Maggie przekroczyła wiek emerytalny i dźwiganie ciężarów przychodziło jej z coraz większym trudem.
– Dziękuję, ale dałabym sobie radę – usiłowała ją uspokoić.
Lilah postawiła na stole reprezentacyjną porcelanę, którą sekretarka jej ojca trzymała dla najważniejszych gości. Po wyjściu Maggie bez zastanowienia posłodziła Bastienowi kawę. Odebrał ją od niej, spróbował i stwierdziwszy, że trafiła w jego gust, obdarzył ją zniewalającym, niemal chłopięcym uśmiechem, od którego topniało jej serce. Patrzyła na niego jak zahipnotyzowana.
– Dlaczego mnie wezwałeś? – spytała, gdy odzyskała głos.
– Nie wiesz? Co za skromność… zważywszy, że właśnie zostałaś bardzo wpływową osobą. Dalszy los Moore Components spoczywa od dziś wyłącznie w twoich rękach.
Lilah osłupiała.
– Jakim cudem?