Podwójna gra - ebook
Podwójna gra - ebook
Issy i jej siostra Amelia przez dziesięć lat doprowadzają do perfekcji plan, którego celem jest zrujnowanie Gianniego i Alessandra Rossich. W ten sposób odpłacą za to, że kiedyś oni zniszczyli ich rodzinę. Nadchodzi upragniony moment. Amelia ma przeprowadzić przygotowaną transakcję z Alessandrem, a w tym czasie Issy musi odciągnąć uwagę Gianniego. Udając imprezowiczkę, zwabia Gianniego na jacht, którym płyną na Karaiby. Początkowo wszystko układa się po jej myśli, jednak z każdą godziną coraz trudniej jej udawać flirt, bo Gianni coraz bardziej ją fascynuje. Issy nie wie też, że Gianni odkrył, że toczy się tu jakaś gra, i rozpoczął swoją…
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8342-805-5 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Issy Seymore odebrała w komórce wiadomość, że jej taksówka jest w drodze.
Spojrzała w ciemne oczy swojej siostry. A więc stało się. Wszystko to, nad czym pracowały przez ostatnią dekadę, miało się w końcu urzeczywistnić. Wszystkie snute nocami plany. Cały ten spisek.
Wcześniej wyobrażała sobie, że kiedy nadejdzie ten moment, będzie się aż rwała do czynu. Nie spodziewała się, że poczuje taki ciężar w brzuchu, nad którym desperacko pracowała, żeby był płaski i umięśniony. Gianni Rossi gustował w określonym typie kobiet. Niskie brunetki ze skłonnością do tycia nie należały do jego ligi.
– Mamy rację, robiąc to, prawda? – spytała siostrę.
Amelia przełknęła ślinę i przytaknęła.
– Ale jeśli tchórzysz i chcesz się wycofać…
– Nie. – Issy potrząsnęła głową. – Po prostu się denerwuję.
Amelia pogłaskała ją po ramieniu i uśmiechnęła się ze zrozumieniem. Jeśli ktokolwiek wiedział, czym są nerwy, to właśnie jej siostra. Obie cierpiały na bezsenność, odkąd pięć tygodni wcześniej zdały sobie sprawę, że gwiazdy w końcu zaczęły im sprzyjać i nadszedł czas, by wprowadzić w życie plan, nad którym tak długo pracowały.
Jak siostry Seymore przekonały się na własnej skórze, kuzyni Rossi byli ludźmi bez sumienia, pozbawionymi człowieczeństwa. Zniszczyli im życie i teraz przyszła kolej na nie, by odpłacić im tym samym.
Całe ryzyko wzięła na siebie Amelia, pracując od dwóch lat w ich firmie, w ciągłym strachu, że zostanie przyłapana. Issy działała bezpiecznie w ukryciu, serfując po internecie. Teraz nadszedł czas, by wyszła z cienia, stanęła na wysokości zadania i odegrała swoją rolę.
Wyprostowała się na tyle, na ile tylko pozwalało jej metr pięćdziesiąt pięć wzrostu. Jej siostra uśmiechnęła się.
– Pamiętaj tylko, by nie zdejmować przy nim butów. Nie chcesz chyba, by się zorientował, jaka jesteś mała, zanim wejdzie z tobą na pokład jachtu.
Issy parsknęła śmiechem, objęła starszą siostrę i mocno ją przytuliła.
– Dasz mi znać, jak tylko wylądujesz? – wymamrotała Amelia w jej włosy, tuląc ją do siebie.
– Obiecuję.
– Nie ryzykuj głupio.
– Nie będę. Ty też bądź ostrożna.
Na twarz siostry padł cień, ale uśmiechnęła się.
– Zawsze jestem.
Zadzwonił telefon Issy. Kierowca dotarł na miejsce. Ostatni uścisk i pocałunek w policzek siostry i ruszyła w drogę. Miała polecieć na Karaiby i wcielić w życie plan, nad którym pracowały przez dziesięć ostatnich lat.
_Dziesięć dni wcześniej_
Gianni Rossi dobrze wiedział, kiedy kobieta była nim zainteresowana, a ta piękna blondynka o fantastycznych nogach, siedząca teraz przy barze w tym ekskluzywnym klubie z całą pewnością była.
Przepłynęła przez wahadłowe drzwi z gracją kocicy i mijając jego stolik rzuciła mu przelotne spojrzenie. Kiedy dotarła do baru, odwróciła głowę i tym razem zatrzymała na nim wzrok na dłużej. Siedziała teraz sącząc przez słomkę koktajl z błyskiem w oku sugerującym, że wolałaby ssać coś zupełnie innego.
Gianni nigdy nie ignorował pięknej kobiety okazującej mu zainteresowanie. Przeprosił swoich kompanów i podszedł do baru.
– Czy mogę? – spytał, wskazując na sąsiedni stołek.
Ponętne usta rozchyliły się w uśmiechu.
– Ależ proszę.
Rozsiadł się na stołku i skinął na barmana.
– Drinka?
Ciemnobłękitne oczy zabłysły.
– Jasne.
– Dla mnie podwójny burbon, a dla pani…? – Uniósł pytająco brew w jej stronę.
Na jej pięknej twarzy pojawiły się dołeczki.
– Mojito, poproszę.
– A dla pani mojito.
Kiedy barman nalewał im drinki, Gianni obrzucił ją spojrzeniem znawcy. Długie do ramion lśniące miodowo blond włosy były tylko o kilka odcieni jaśniejsze od jej idealnie wyregulowanych brwi. Miała delikatne rysy twarzy. Krótka srebrna sukienka na cienkich ramiączkach z pewnością nie została kupiona w sieciówce. Na szczupłym nadgarstku miała zegarek marki niedostępnej w popularnych centrach handlowych. Diamentowe kolczyki wskazywały na to, że miała wysmakowany gust i dostęp do zasobnego konta bankowego.
Zastanawiał się, jak to się stało, że ich drogi dotąd się nie przecięły.
Wyciągnął do niej rękę.
– Gianni.
Smukłe palce objęły jego palce. Zapach jej kosztownych, egzotycznych perfum owiał go niczym wonna chmura.
– Issy.
– Nie widziałem cię tu wcześniej… Issy. – To imię nie pasowało do tej eleganckiej, pewnej siebie kobiety o melodyjnym głosie i nienagannym akcencie.
Delikatnie oswobodziła rękę z jego uścisku i błysnęła pięknymi białymi zębami.
– Jestem tu po raz pierwszy.
Skrzywił się.
– Naprawdę?
Poruszyła znacząco jedną ze swoich idealnych brwi i, nie spuszczając wzroku z jego twarzy, zacisnęła usta na słomce, by wyssać ostatni łyk swego drinka. Zmysłowość kryjąca się za tym gestem przyprawiła go o dreszcze. Do diabła, była naprawdę seksowna.
Kładąc łokieć na barze, oparł brodę na dłoni.
– Czekasz na kogoś?
– Na przyjaciółkę. Mamy się tutaj spotkać, zanim pójdziemy do Ambera. Spóźnia się.
– Przyjaciółkę?
Na jej twarzy zabłysło rozbawienie.
– Dziewczynę, z którą się przyjaźnię. Myślałeś, że co miałam na myśli?
Uśmiechnął się leniwie.
– Dobrze wiesz, o co mi chodziło. Masz swoją drugą połówkę? – zapytał, przechodząc do sedna.
Powoli potrząsnęła głową.
– Życie jest na to za krótkie.
Ta kobieta była zdecydowanie jego bratnią duszą.
– Nie ująłbym tego lepiej.
– Ty też jesteś singlem?
– Całe życie.
– Chętnie za to wypiję. – Naśladując go, oparła się łokciem na barze. – A więc… – nachyliła się nieco bliżej – Gianni… jesteś Włochem?
_– Si._
Uśmiechnęła się.
– Włoskim ogierem?
Jak on uwielbiał kobiety, które umiejętnie posługiwały się dwuznacznościami.
– Tak mówią.
Spojrzała na niego bez cienia zażenowania.
– Założę się, że tak.
Podano im drinki. Gianni wzniósł swoją szklankę.
– Za singli.
Stuknęła się z nim swoją szklanką, wlepiając w niego oczy.
– Za dobrą zabawę. – Następnie zacisnęła słomkę między kciukiem a palcem wskazującym i powoli wsunęła ją między wargi. Było to tak sugestywne, że puls mu przyspieszył.
A wtedy zadzwonił jej telefon.
– Przepraszam – powiedziała, przesuwając palcem po komórce, by odczytać wiadomość. Odpowiedziała szybko, po czym spojrzała na niego ze smutnym uśmiechem. – Obawiam się, że muszę już iść.
– Już teraz?
– Niestety. Camilla ma dzisiaj urodziny. Miała się tu ze mną spotkać, ale ponieważ jest tak spóźniona, kazała swojemu kierowcy zawieźć się do Ambera i wysłała go po mnie. Będzie tu za kilka minut – rzuciła mu prowokujące spojrzenie. – Jestem pewna, że nie będzie miała nic przeciwko temu, żebyś do nas dołączył.
Gianni często bywał w maleńkim elitarnym klubie nocnym „U Ambera”. Z żalem machnął ręką w kierunku trzech mężczyzn, których towarzystwo niedawno porzucił.
– Jestem umówiony na partyjkę pokera, ale mogę spotkać się z wami później… jeśli chcesz?
Dopiła swoje mojito.
– Bardzo bym chciała – zamruczała – ale obawiam się, że muszę wcześniej pójść spać, najpóźniej o północy. Inaczej ryzykuję, że zamienię się w dynię.
Dotknął palcami jej wypielęgnowanej dłoni z nieskazitelnymi paznokciami. Uwielbiał seksowne, pewne siebie kobiety, które dokładnie wiedzą, czego chcą i nie boją się tego okazać. A ta kobieta miała wszystko. Była seksowna. Piękna. Długonoga. I była blondynką. Bezwstydnie dawała mu do zrozumienia, że ją pociągał. Idealnie nadawała się do grzania mu pościeli.
– Mnie też przydałoby się wczesne pójście do łóżka.
Przygryzła dolną wargę.
– To bardzo kusząca oferta, ale z przykrością muszę odmówić. Rano lecę na Barbados i muszę się dobrze wyspać.
– Na Barbados?
Skinęła głową i wstała.
– Trzymam tam jacht w marinie w Bridgetown. Latem zawsze tam żegluję.
– Co za zbieg okoliczności… Sam lecę na Karaiby za kilka tygodni.
Otworzyła szeroko oczy z zachwytem.
– Naprawdę?
Przytaknął.
– Możemy się spotkać… jeśli chcesz?
Nawet nie udawała, że się nad tym zastanawia. Pochyliła się bliżej.
– Bardzo bym chciała. – Z uśmiechem wyjęła swój telefon. – Jaki masz numer?
Wyrecytował. Zapisała go w telefonie, który zaraz potem zabrzęczał.
– Mój rydwan nadjechał.
– W takim razie lepiej uciekaj, by nie zamienił się w dynię.
Zaśmiała się cicho.
– Wspaniale było cię poznać, Gianni. – Posłała mu w powietrzu całusa i odeszła, kołysząc biodrami na swoich niebotycznie wysokich szpilkach, z tą samą seksowną pewnością siebie, z jaką wkroczyła do baru.
Gianni patrzył za nią, kręcąc głową, ubawiony tym, co zaszło w ciągu tych kilku minut.
Zamówił sobie kolejnego burbona i dołączył do swoich przyjaciół, zastanawiając się, czy nie powinien zrezygnować z pokera i udać się szybko do Ambera, zanim Kopciuszek zamieni się w dynię.
Chwilę później w jego telefonie pojawiła się wiadomość.
_Piłka po Twojej stronie. Mam nadzieję, że wkrótce spotkamy się na Karaibach. Issy x_
Odpisał jej natychmiast.
_Nie mogę się już doczekać. W kontakcie. G x_
Issy złapała pierwszą czarną taksówkę, jaka się nawinęła, i wskoczyła do środka.
– Nelson Street, Brockley – powiedziała kierowcy.
Odetchnęła dopiero, gdy klub zniknął w oddali. Zrobiła to! Zrzucając okropne buty ściskające jej stopy jak w imadle, wysłała szybko wiadomość do siostry. Wiedziała, że Amelia nie uspokoi się, dopóki jej nie dostanie.
_Udało się! W pełni. Wracam do domu. xx_
Oparła głowę i zamknęła oczy. Czuła się chora. A jednocześnie podekscytowana. I niespokojna. Wszystkie te emocje kłębiły się teraz w jej pustym żołądku.
Im bardziej zbliżał się czas realizacji ich planów, tym bardziej robiła się niespokojna. Kiedy Amelia rozpoczęła pracę w Rossi Industries, przysięgła znaleźć konkretny dowód na korupcję kuzynów. Obie musiały zyskać pewność, że robią coś, co nie było tylko zemstą, chciały też innym potencjalnym ofiarom oszczędzić losu, jaki spotkał ich rodzinę. Trzy dni temu Amelia znalazła wreszcie ten dowód. Zawiadomiła ją o tym esemesem.
Wypite mojito nagle podeszło Issy do gardła. Przycisnęła do niego dłoń i zamknęła oczy, walcząc z mdłościami. Próbowała odpędzić od siebie obraz Gianniego Rossiego, pożerającego ją wzrokiem, i zapomnieć o dreszczach, jakie nią wtedy wstrząsały.
Rob Weller, architekt i dobry przyjaciel Gianniego, pojawił się w klubie w momencie, kiedy barman przyniósł mu do stolika kolejnego burbona.
– Człowieku, widziałem wychodzącą stąd niesamowicie seksowną babkę – zachwycał się, sadowiąc swoją niską postać na siedzeniu naprzeciwko Gianniego.
– Założę się, że to babka, z którą Gianni właśnie się umówił – powiedział Stefan ze znaczącym uśmiechem.
– Nie umówiliśmy się. – Gianni poczuł się w obowiązku podkreślić.
– Widziałem, jak dawałeś jej swój numer.
Gianni uśmiechnął się, ale milczał. Nigdy nie opowiadał o swoich podbojach. Co nie znaczy, że miał teraz o czym opowiadać. To była tylko krótka, niesamowicie ekscytująca rozmowa… i potencjalna szansa na coś więcej.
Przez pięćdziesiąt tygodni w roku bardzo ciężko pracował. Na pewno też ostro imprezował, ale praca była jego priorytetem. Od zawsze. Podobnie było z Alessandrem, jego kuzynem i partnerem biznesowym. Wychowywani praktycznie jak bracia, kuzyni Rossi mieli po dwanaście lat, kiedy postanowili odciąć się od swoich ojców potworów. Latami pracowali ze wszystkich sił, pokonując ogromne trudności, by ich firma deweloperska stała się w końcu wielomiliardowym przedsiębiorstwem, znanym na całym świecie. To, co różniło Gianniego i Alessandra, to podejście do imprezowania. Andro żył i oddychał Rossi Industries. Rzadko brał wolne i nigdy się z nikim nie umawiał. Tak bardzo lubił samotność, że Gianni zaczął go nazywać mnichem. Ale choć byli tak różni, Andro rozumiał, że jego kuzyn potrzebuje od czasu do czasu naładować akumulatory i nigdy nie żałował mu tych dwóch tygodni, jakie Gianni każdego lata spędzał na Karaibach. Te dwa tygodnie to była świętość, zaznaczona w kalendarzu każdego ze stu tysięcy pracowników Rossi Industries. Firma musiałaby stanąć w płomieniach, żeby Andro je zakłócił lub pozwolił na to komukolwiek innemu.
– Długonoga blondynka w kusej srebrnej sukience? – zapytał Rob.
– To ta – zgodził się Stefan.
– Człowieku… – Rob potrząsnął głową. – Omal nie rzuciłem się do taksówki, którą zatrzymała, żeby mogła się ze mną o nią pokłócić.
– Co za desperacja – mruknął Gianni.
– Inaczej taka kobieta nigdy by na mnie nie spojrzała, nie znając stanu mojego konta – bronił się Rob. – Ty nie masz z tym problemu. Kobiety nie dbają o rozmiar twojego portfela. Wystarczy, że rzucisz na nie okiem i…
– Powiedziałeś, że zatrzymała taksówkę? – przerwał mu Gianni. – Nie czekał na nią samochód?
– Nie. Odjechała taksówką. Dlaczego pytasz?
Gianni wzruszył ramionami i podniósł szklankę do ust.
– Nieważne. – Intrygujące. Issy powiedziała mu wyraźnie, że ma ją odebrać kierowca jej przyjaciółki. Dlaczego skłamała?
Wlał resztę burbona do gardła i uśmiechnął się. Jeszcze bardziej od seksualnie pewnych siebie kobiet kochał intrygujące zagadki. Nie mógł się już doczekać wyjazdu na Karaiby. Z pewnością szykowała się tam fantastyczna zabawa.
Gdy żołądek Issy nieco się uspokoił, wzięła głęboki wdech i wykonała telefon.
– Davidzie? Tu Isabelle Seymore.
– Issy! Co mogę dla ciebie zrobić, kochanie?
– Już czas.
– Czas? Na co?
– Wiesz na co. Chodzi o jacht.
Nastąpiła długa pauza.
– Na kiedy go potrzebujesz?
– Na przyszły piątek.
– Tak szybko?
– Uprzedzałam, że to będzie pilne.
David westchnął.
– Nadal potrzebujesz go na dwa tygodnie?
– Tak.
– Z pełną załogą?
Ścisnęła grzbiet nosa.
– Tak. Dwunastometrowy. Jak to uzgodniliśmy, kiedy pracowałam dla ciebie za darmo przez sześć miesięcy.
David lubił nazywać siebie brokerem, ale tak naprawdę świadczył usługi dla bogaczy. Potrafił zorganizować prywatny odrzutowiec, wyczarować imprezę na nieznanej wyspie z wykwintnym cateringiem i hedonistycznymi atrakcjami i wyczarterować super jacht z pełną załogą. Wystarczył jeden telefon.
Kiedy dwa lata wcześniej Amelia zatrudniła się w Rossi Industries, Issy wzięła półroczny urlop w szpitalu, aby pracować dla niego jako asystentka do wszystkiego. Tyrała przez sześć miesięcy za darmo po jakieś sto godzin tygodniowo, a wszystko dla tej chwili. Nikt nie mógł zarzucić siostrom Seymore, że cokolwiek zaniedbały.
Taksówka zatrzymała się przed obskurnym blokiem, który ona i Amelia nazywały domem. Wciskając opuchnięte stopy z powrotem w szpilki, weszła po schodach do mieszkania, bo winda jak zawsze nie działała. Myślami powróciła do dnia, w którym dowiedziała się, że potwory istnieją naprawdę. Nigdy go nie zapomniała.
To była niedziela. Jej matka upiekła tradycyjną angielską pieczeń, a do niej warzywa, puddingi Yorkshire i sos serowy. Rodzice pozwolili trzynastoletniej Issy i piętnastoletniej Amelii wypić do posiłku po małym kieliszku czerwonego wina. Sprzeczali się o to, czy powinni zabrać dziewczynki ze szkoły tydzień wcześniej na wakacje w Toskanii. Żadne z nich nie przypuszczało, że niebawem opuszczą szkołę na dobre, bo pieniądze na czesne przepadły.
Kiedy odezwał się dzwonek do drzwi, żadne z nich niczego nie podejrzewało. Brenda, ich gosposia, miała tego dnia wychodne, więc matka dziewczynek, pełna życia piękna kobieta, poszła otworzyć drzwi. Po chwili wróciła zaniepokojona i szepnęła coś do ojca. On zaraz przeprosił i wyszedł.
Issy właśnie wkładała do ust pieczonego ziemniaka, gdy z gabinetu ojca dobiegły podniesione głosy. Bez słowa siostry Seymore i ich matka odeszły od stołu i skuliły się za nim. Słyszały wyraźnie każde pełne pogardy obraźliwe słowo, wypowiadane przez męskie głosy z mocnym obcym akcentem, dochodzące z gabinetu.
„Jesteś skończony, ty żałosna karykaturo człowieka. To, co było twoje, należy teraz do nas. Pożegnaj się ze swoją firmą… i przywitaj się z Lucyferem. Czeka na ciebie”.
Odgłosy kroków zbliżyły się. Issy i Amelia trzymały się mocno w objęciach, gdy drzwi się otworzyły i dwóch wysokich, ciemnowłosych mężczyzn w nienagannie skrojonych garniturach wyszło z gabinetu ojca z pewnością siebie gangsterów z filmów, których nie wolno jej było oglądać. Nie zauważyli kulących się za drzwiami żony i córek mężczyzny, którego właśnie rozerwali na strzępy. Ale one ich widziały.
Czas zatrzymał się w miejscu. Kiedy ich ojciec w końcu pojawił się w drzwiach gabinetu, postarzał się o dwie dekady. Następnego ranka z przerażeniem odkryły, że jego przerzedzone ciemne włosy w ciągu nocy zbielały. Rok później już nie żył. Dziesięć lat później ich matka, budząca się co rano z rozpaczą i uzależniona od używek, była już tylko cieniem tamtej pełnej życia kobiety.
Przed tym okropnym dniem Issy i Amelia nigdy nie były ze sobą szczególnie blisko. Prędzej wydrapałyby sobie oczy, niż powiedziały sobie coś miłego. Ale ten dzień bardzo zbliżył je do siebie. Kuzyni Rossi nigdy by nie przypuszczali, jak bardzo, gdyby nawet pomyśleli o dwóch niewinnych dziewczynkach, które ucierpiały z powodu ich haniebnych działań. Razem urosły w siłę, mając za cel tylko jedno – zemstę.
Po raz pierwszy od dekady Issy poczuła na języku jej smak.