Podzieleni. Undivided. Tom 4 - ebook
Podzieleni. Undivided. Tom 4 - ebook
Społeczeństwo Proaktywne, organizacja, która stworzyła Cama z części rozszczepionych nastolatków, chce masowo produkować takich jak on do celów wojskowych. Jednak pod powierzchnią tego koszmaru, kryje się kolejny: SP postanowiło zniszczyć technologię, która mogłaby sprawić, że rozszczepianie stałoby się całkowicie niepotrzebne.
Gdy Conner, Risa i Lev odkrywają te szokujące sekrety, postanawiają sprzeciwić się władzy. W tym samym czasie nastolatkowie z całego kraju zaczynają maszerować na Waszyngton, domagając się sprawiedliwości i lepszej przyszłości. Ale pojawiają się też inne kłopoty. Grupa boćków Starkeya, która atakuje i niszczy ośrodki transplantacyjne, staje się coraz silniejsza i bardziej radykalna. Wierzą, że jedynie przemocą, podpaleniami i egzekucjami, można zwalczyć system. I zdobywają coraz więcej zwolenników.
Tylko czy w ten sposób można zbudować przyszłość, w której wszyscy chcieliby żyć?
| Kategoria: | Fantasy |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8387-963-5 |
| Rozmiar pliku: | 3,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wykonujemy kluczowe zadanie i kończy nam się czas. Przez ostatnie miesiące niewielka dotąd liczba młodocianych przestępców zaczęła się podwajać i stała się wyraźnym oraz stale obecnym zagrożeniem dla naszego bezpieczeństwa publicznego. Poniżej zamieszczam klasyfikację trudnej młodzieży objętej naszą jurysdykcją, a także wymieniam konkretne osoby, które znajdują się wysoko na liście naszych priorytetów.
Ryzykowni – nastolatkowie, którzy zachowują się niepoprawnie, ale ich rodzice z jakiegoś powodu nie podpisali nakazu rozszczepienia. Muszą być traktowani jak wszyscy inni obywatele i mogą być postrzeleni środkiem uspokajającym jedynie w samoobronie. Po zatrzymaniu należy odesłać ich do rodzin. Funkcjonariusze powinni ostrożnie sugerować ich rodzicom rozwiązanie w postaci rozszczepienia.
Zdziczali – nastolatkowie, którzy uciekli z domu i „zdziczeli” na ulicach, chociaż wciąż mają prawa obywatelskie. Agresywni mogą zostać postrzeleni środkiem uspokajającym, a następnie zatrzymani w areszcie do czasu odnalezienia i powiadomienia rodziców lub do czasu zmiany prawa zezwalającego na ich rozszczepienie bez zgody opiekunów prawnych.
Dezerterzy – w przypadku tych nastolatków rodzice podpisali zlecenie rozszczepienia, ale dzieci uciekły lub w jakiś sposób uniknęły aresztowania. Oznacza to, że ich prawa obywatelskie zostały cofnięte do czasu osiągnięcia przez nich siedemnastego roku życia (lub osiemnastego, jeżeli ustawa Cap-17 zostanie uchylona). Dezerterów uważa się za zbiór narządów i tak też należy ich traktować. Trzeba natychmiast zastosować środek uspokajający oraz przetransportować do najbliższego ośrodka transplantacyjnego. Zaleca się jednak ograniczać urazy podczas zatrzymania, ponieważ organy, które w sobie zawierają, mają większą wartość niż oni sami.
Klaskacze – ci nihilistyczni terroryści wstrzykują sobie substancję wybuchową do krwiobiegu, stanowią więc stałe zagrożenie dla bezpieczeństwa publicznego. Chociaż mogą zbezcześcić swoje ciało w każdym wieku, najczęściej decydują się na to dezerterzy, zdziczali lub ryzykowni nastolatkowie. Po natknięciu się na klaskacza należy zachować dystans i strzelać certyfikowanymi ceramicznymi kulami, żeby zneutralizować zagrożenie, zanim klaskacz zdąży się wysadzić. Ceramiczne kule unieszkodliwiają klaskacza bez ryzyka detonacji.
Brygada Bociana – chociaż statystyki pokazują, że tak zwane boćki (niemowlęta podrzucone pod czyjeś drzwi) stanowią nieproporcjonalnie duży odsetek rozszczepieńców, aspekt ten wcale nie usprawiedliwia morderczego szału Masona Starkeya i jego Brygady Bociana, a raczej potwierdza potrzebę rozszerzenia programu rozszczepiania. Chroniąc ośrodki transplantacyjne przed atakami Masona Starkeya, musimy zwiększyć ich bezpieczeństwo oraz doposażyć je w broń. Po natknięciu się na członków Brygady Bociana nie należy wdawać się z nimi w walkę. Zamiast tego uprasza się zgłosić swoje obserwacje do najbliższej siedziby Wydziału, żeby można było wysłać nalot unieszkodliwiający całą ich grupę.
Connor Lassiter i Risa Ward – chociaż uważa się, że dezerter z Akron, czyli Connor Lassiter, otrzymał azyl u plemienia Hopi, nie można ignorować spekulacji, że to tylko mający nas zmylić podstęp – a tak naprawdę chłopak znajduje się zupełnie gdzie indziej. Całkiem możliwe, że wrócił nawet do Ohio. Każdy funkcjonariusz, który zidentyfikuje Lassitera, jest zobowiązany dostarczyć go do nas żywego lub martwego. Prawdopodobnie przemieszcza się z Risą Ward, której jedna z głównych organizacji charytatywnych – Społeczeństwo Proaktywne – przeszczepiła kręgosłup. Dziewczyna zdradziła stowarzyszenie i zaczęła podżegać innych nastolatków do przemocy.
Levi Jedediah Calder znany również jako Lev Garrity – były dziesięcina, który stał się klaskaczem, a potem złamał warunki aresztu domowego i kilka miesięcy się ukrywał. Chociaż powszechnie uważa się, że klaskaczka wysadziła jego mieszkanie, próbując go zabić – zakładamy, że sam zorganizował tamten atak i nadal współpracuje z poprzednimi mocodawcami.
Camus Comprix – mimo że Wydział nie zajmuje się bezpośrednio procesem scalania, Społeczeństwo Proaktywne poprosiło nas o wsparcie – zwłaszcza po zdradzie Risy Ward. Dlatego właśnie należy mówić o Camusie Comprixie jak i o całym procesie scalania, w samych superlatywach. To, czy funkcjonariusze i agenci terenowi uważają to stworzenie za człowieka, czy też nie, nie ma żadnego znaczenia.
Piraci narządów – w ostatnich latach czarny rynek rozszczepień urósł w siłę, a jest to bezpośrednio spowodowane porażką Wydziału w efektywnym wyłapywaniu i rozszczepianiu dezerterów. Jednak jesteśmy przekonani, że dzięki zwiększonej czujności funkcjonariuszy oraz dofinansowaniu ze środków federalnych zdecydowanie zmaleje liczba dezerterów pozyskiwanych przez piratów, a czarnorynkowe kartele zaczną upadać.
Pytanie o plemiona – stało się oczywiste, że plemiona Rzadkich działają wbrew naszym celom. Szczególnie Arápachowie, o których wiadomo, że regularnie udzielają azylu dezerterom. Ci, zwani tam „uciekinierami”, na terenach Rzadkich znajdują się poza naszą jurysdykcją. Nie należy angażować się w bezpośrednie konflikty z plemionami, dopóki obecnie obowiązujące traktaty nie zostaną unieważnione i będzie można użyć działań militarnych.
Nieustannie czynimy postępy na drodze poszukiwania trwałych rozwiązań wobec zagrożeń ze strony agresywnych nastolatków. Dzięki naszym wysiłkom upadł Ruch Przeciwko Podziałowi. Wierzę, że możemy z nadzieją wyglądać dnia, gdy uporamy się z agresją, a nasza najlepsza i najmądrzejsza młodzież rozkwitnie niczym odpowiednio przycięte drzewo. Wy, agenci i funkcjonariusze Wydziału do spraw Nieletnich, jesteście tymi, na których barkach spoczywa to zadanie. Dziękuję wam za służbę.
Herman Sharply
Sekretarz Wydziału ds. NieletnichRozdział 1. Dezerter
Kula ze środkiem uspokajającym przeleciała tak blisko jego głowy, że drasnęła małżowinę. Druga śmignęła tuż pod pachą – widział ją – a następnie z głuchym brzękiem uderzyła w stojący na ulicy śmietnik.
Padało. Niebo rozdzierały potężne błyskawice, ale dziś burza była jego sprzymierzeńcem, bo utrudniała pościg gliniarzom z Wydziału do spraw Nieletnich. Z powodu ulewy mieli kłopot, żeby go dopaść.
– Ucieczka tylko pogorszy twoją sytuację, synu! – zawołał jeden z funkcjonariuszy.
Wyśmiałby mężczyznę, gdyby tylko zdołał złapać oddech. Jeśli go złapią, zostanie rozszczepiony – czy coś mogłoby być od tego gorsze? I dlaczego facet nazwał go „synem”? Jak śmiał, skoro świat w takich jak on nie widział nawet człowieka? Dla ludzi był przedmiotem. Workiem tkanek do ratowania innych.
Ścigali go we dwóch, może nawet trzech. Nie zamierzał odwracać się, żeby ich policzyć. Kiedy desperacko walczy się o życie, nie chcąc skończyć w kawałkach, nieważne, czy biegnie za tobą jeden, dziesięciu czy stu gliniarzy. Liczy się tylko to, że są z tyłu, że trzeba szybciej przebierać nogami.
Kolejna kula śmignęła obok niego, choć nie tak blisko jak poprzednie. Wkurzeni gliniarze stawali się niedokładni. I dobrze. Przewrócił przepełniony kubeł na śmieci, mając nadzieję, że przeszkoda jeszcze bardziej ich spowolni. Ulica była cholernie długa. Nie pamiętał, żeby w Detroit boczne alejki ciągnęły się w nieskończoność. Wreszcie dostrzegł jej wylot jakieś pięćdziesiąt metrów dalej i wyobraził sobie wolność. Wypadnie na główną arterię miasta, może doprowadzi do wypadku samochodowego jak dezerter z Akron? Może znajdzie dziesięcinę i wykorzysta ją jako żywą tarczę? Może połączy siły z piękną towarzyszką niedoli? Te myśli odsuwały od niego zmęczenie i umożliwiały sadzenie szybszych susów. Gliniarze zostawali coraz bardziej w tyle, pojawiła się więc w nim najcenniejsza dla dezertera iskra – nadzieja. To coś, czego brakowało dzieciakom uznanym za niewartych sumy swoich narządów.
W tym samym momencie ten optymizm zgasili dwaj kolejni funkcjonariusze, blokując mu drogę ucieczki. Uwięzili go w uliczce. Odwrócił się i dostrzegł, że pozostali też się zbliżają. Jeśli znienacka nie wyrosną mu skrzydła, to będzie jego koniec.
Nagle otworzyły się pobliskie drzwi i usłyszał:
– Ej, ty! Tutaj!
Ktoś złapał go za rękę i wciągnął do budynku, gdy tuż obok przeleciał następny pocisk.
Tajemniczy wybawca zamknął gliniarzom drzwi przed nosem, ale czy na coś się to zda? Kiedy otoczą budynek, będzie tak źle, jak w alejce.
– Tędy – powiedział młody mężczyzna. – Na dół.
Zaprowadził go po rozchwianych stopniach do piwnicy. Dezerter w słabym świetle przyjrzał się swojemu wybawcy, który wyglądał, jakby był starszy od niego o zaledwie trzy albo cztery lata. Był może osiemnasto-, może dwudziestolatkiem. Szczupły, blady, z ciemnymi, tłustymi włosami i rzadkimi bokobrodami, które chciałyby spotkać się na podbródku, ale do tej pory im się nie udało.
– Nie musisz się bać – powiedział. – Też jestem dezerterem.
Co wydawało się mało prawdopodobne, bo był na to za stary. Choć dzieciaki, które ukrywały się rok lub dłużej, zawsze wyglądały na dojrzalsze. W ich przypadku czas płynął jakby dwa razy szybciej.
Na środku piwnicy zobaczył otwartą kratkę ściekową, ciemna dziura zdawała się mieć zaledwie ze trzydzieści centymetrów szerokości i śmierdziała.
– Złaź tam! – polecił chłopak o tłustych włosach tak radośnie, jak mający zsunąć się kominem Święty Mikołaj.
– Jaja sobie robisz?
Z góry dobiegł rozkaz wyważenia drzwi i nagle wejście do kanałów przestało być aż tak złym pomysłem. Dezerter wskoczył do dziury, ale musiał manewrować biodrami i ramionami, żeby się przecisnąć. Czuł się przy tym jak połykany przez węża. Dziwny wybawca poszedł w jego ślady, następnie zamknął za sobą metalową kratkę, która zgrzytnęła o beton, zacierając ich ślady przed gliniarzami.
– Nigdy nas tu nie znajdą – skwitował chłopak z tłustymi włosami z tak wielką pewnością siebie, że dezerter mu uwierzył. Włączył latarkę i oświetlił przestrzeń wokół nich. Znajdowali się w rurze ściekowej o średnicy dwóch metrów, na której dnie zbierał się spływający z ulic deszcz, ale chyba nie płynęły tędy ścieki miejskie. Nie śmierdziało aż tak bardzo. – I co myślisz? – zapytał. – Ucieczka godna Connora Lassitera, co?
– Nie sądzę, żeby dezerter z Akron wchodził do ścieków.
Tamten mruknął coś pod nosem, a potem poszedł do rozwidlenia. Przedostali się do betonowego kanału technicznego, w którym wisiały przewody oraz biegły rury grzewcze, przez co zrobiło się duszno.
– Kim jesteś? – zapytał wybawcę.
– Mam na imię Argent – odparł chłopak, podając mu rękę, a potem się odwrócił i zszedł do wąskiego, wypełnionego parą przesmyku. – Tędy. Już niedaleko.
– Dokąd?
– Mam tu niezłą miejscówkę. Ciepłe jedzenie, wygodne posłanie.
– Brzmi zbyt dobrze, żeby było prawdziwe.
– Wiem, nie? – Argent obdarzył go uśmiechem tak tłustym jak jego włosy.
– Skąd się tu wziąłeś? I dlaczego dla mnie ryzykowałeś?
Argent wzruszył ramionami.
– Ryzyko nie jest duże, gdy wiesz, że masz ich w garści – odparł. – Tak czy inaczej, uważam, że to mój obywatelski obowiązek. Kiedyś udało mi się uciec piratowi narządów, a teraz pomagam tym, którzy mają mniej szczęścia. I nie nawiałem byle jakiemu piratowi, ale byłemu gliniarzowi, którego Connor Lassiter uśpił jego własną bronią. Wyrzucili go z Wydziału, więc teraz sprzedaje na czarnym rynku tych, których dorwie.
Dezerter się nad tym zastanowił.
– Uciekłeś temu całemu Nilsenowi?
– Nelsonowi – poprawił Argent. – To był Jasper T. Nelson. I znam też Lassitera.
– Serio? – rzucił z powątpiewaniem dezerter.
– Tak. Niezły numer z niego. Przegryw. Podobnie jak tobie, okazałem mu gościnność, za co rozorał mi twarz.
Dopiero teraz dezerter dostrzegł, że na lewym policzku chłopaka widniała gojąca się rana.
– Mam uwierzyć, że zrobił ci to dezerter z Akron?
Argent pokiwał głową.
– Tak, gościł w mojej piwnicy przeciwburzowej.
– Jasne. – Oczywistym się stało, że chłopak zmyśla, ale dezerter mu tego nie wytknął. Najlepiej nie kąsać ręki, która karmi.
– Jeszcze kawałek – poinformował go Argent. – Lubisz steki?
– Zjem cokolwiek.
Argent wskazał na dziurę w betonie, przez którą wpadało chłodne powietrze, niosąc ze sobą woń świeżej pleśni, a nie starej zgnilizny.
– Ty pierwszy.
Dezerter wszedł i znalazł się w piwnicy. Byli w niej inni ludzie, ale się nie ruszali. Chwilę zajęło mu zrozumienie, na co właściwie patrzy. Na ziemi leżeli związani i zakneblowani nastolatkowie.
– Ej, co to…?
Zanim dokończył, Argent znalazł się za nim i brutalnie chwycił go za szyję, odcinając dopływ krwi do mózgu. Ostatnia myśl, jaka przyszła mu do głowy, przyniosła ze sobą ponurą świadomość, że jednak połknął go wąż.