Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • promocja
  • Empik Go W empik go

Podzieleni. Unsouled. Tom 3 - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
25 marca 2025
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Podzieleni. Unsouled. Tom 3 - ebook

Trzeci tom kultowej serii "Podzieleni", wzruszającej, porywającej i przerażającej.
Siły specjalne zniszczyły cmentarzysko i zabiły lub wysłały do ośrodków transplantacyjnych większość ukrywających się tam nastolatków. Niewielu udało się zbiec.
Connor i Lev ruszają do Akron. Do miejsca, w którym wszystko się zaczęło. Connor ma nadzieję odszukać tam kobietę, której Społeczeństwo Proaktywne tak bardzo się obawia, że wymazało ją z historii. Jeśli ją znajdzie, być może uda się wreszcie dowiedzieć, kto stoi za procesem rozszczepiania i zakończyć go raz na zawsze.
Coraz mroczniejsze sekrety związane z handlem ludzkimi „częściami zamiennymi” odkrywają również inni: Risa porwana przez pirata narządów i Cam sprzedany przez swoją twórczynię.
Kiedy bohaterowie ponownie się spotykają, sytuacja szybko staje się napięta. Każdy się zmienił, każdy ma za sobą inne doświadczenia.
Są jednak zdeterminowani, by zrealizować swój cel.
Tylko czy na pewno jest on dla nich wszystkich wspólny?

 

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8387-756-3
Rozmiar pliku: 3,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

CZĘŚĆ I. NIELOT

Z pewnością ta nowa technologia medyczna uwolni nas, a nie zniewoli, ponieważ żywię głębokie przekonanie, że nasze współczucie przewyższa chciwość. Niniejszym zakładam organizację Społeczeństwo Proaktywne, która będzie miała za zadanie niezłomnie stać na straży etycznego stosowania procedury neuroprzeszczepów. Jestem pewien, że nadużycie okaże się wyjątkiem, a nie regułą.

Janson Rheinschild

Stałem się śmiercią, niszczycielem światów.

J. Robert OppenheimerRheinschildowie

– Podpisali. To koniec wojny obyczajowej.

Janson Rheinschild zamknął drzwi, rzucił płaszcz na kanapę i zapadł się ciężko w fotelu, jakby puściły mu stawy. Jakby był rozszczepiany od środka.

– Chyba żartujesz – odezwała się Sonia. – Nikt przy zdrowych zmysłach nie podpisałby tego wstrętnego porozumienia podziału.

Spojrzał z goryczą, która jednak nie była wycelowana w nią, ale nie miała innego ujścia.

– A kto przez ostatnie dziewięć lat pozostał przy zdrowych zmysłach? – zapytał.

Usiadła na podłokietniku fotela, by możliwie się do niego zbliżyć i wziąć za rękę. Chwycił ją z pewną desperacją, jakby dłoń Sonii była jedynym, co powstrzymywało go przed popadnięciem w otchłań rozpaczy.

– Nowy przewodniczący Społeczeństwa Proaktywnego, ta narcystyczna gnida Dandrich, zadzwonił do mnie tuż przed wydaniem oficjalnego oświadczenia z informacją, że podpisano porozumienie. Stwierdził, że dzwoni do mnie jako pierwszego „z szacunku”. Ale wiesz tak samo dobrze jak ja, że zrobił to z pychy.

– Nie ma sensu się tak zadręczać, Jansonie. To nie twoja wina i nic nie możesz na to poradzić.

Cofnął rękę i spiorunował ją wzrokiem.

– Masz rację, to nie moja wina, ale nasza. Zrobiliśmy to razem, Soniu.

Zareagowała, jakby ją spoliczkował. Nie tylko się odwróciła, ale też wstała i odeszła. Zaczęła chodzić po pokoju. Dobrze, pomyślał Janson. Musi poczuć się trochę jak ja.

– Nie zrobiłam nic złego – nalegała. – I ty również nie!

– Sprawiliśmy, że to możliwe! Rozszczepianie opiera się na technologii, którą opracowaliśmy! Na naszych badaniach!

– Które nam skradziono!

Janson podniósł się, nie mogąc dłużej siedzieć. Bezczynność była dla niego równoznaczna z akceptacją. Z przyznaniem się do porażki. Zaraz zasiądzie w tym fotelu z drinkiem w dłoni, grzechocząc lodem w szklance. Alkohol go otępiał i skłaniał do uległości. Ale nie, to nie on. To nigdy nie miał być on.

Na ulicy rozległy się wrzaski. Wyjrzał przez okno w salonie i zobaczył kłótnię dzieciaków z okolicy.

Nazywali ich teraz w telewizyjnych wiadomościach „dzikusami” – zdziczałymi nastolatkami. „Należy zrobić coś z tymi zdziczałymi nastolatkami, których stworzyła ta wojna” – paplali politycy sponad swoich legislacyjnych długopisów. A czego się spodziewali, skoro fundusze na naukę przeznaczono na wojnę? Skąd mogli wiedzieć, że edukacja publiczna polegnie z kretesem? Co według nich miały zrobić dzieciaki bez lekcji i pracy, za to z taką ilością wolnego czasu? Oczywiście, że będą sprawiać problemy.

Tłum na ulicy – żaden tłum, zaledwie cztery czy pięć osób – rozszedł się bez poważniejszych incydentów. Rheinschildom nikt nie wyrządzał szkód, mimo że ich dom jako jedyny na tej ulicy nie miał krat w oknach czy kutej bramy na końcu podjazdu. Choć w okolicy wyważono kilka drzwi antywłamaniowych. Być może po zamknięciu szkół tym dzieciom brakowało wiedzy, ale na pewno nie były głupie. Dostrzegały brak zaufania, więc tym bardziej pragnęły wyładować swój gniew. „Jak śmiecie w nas nie wierzyć?” – pytały jednym głosem. „Przecież nas nie znacie”. Jednak ludzie pozostawali zbyt zaangażowani w montowanie swoich przerażających środków bezpieczeństwa, żeby go usłyszeć.

Sonia podeszła do męża od tyłu i objęła go w pasie. Chciał tej jej pociechy, lecz nie mógł sobie na nią pozwolić. Nie mógł pozwolić sobie na komfort czy spokój, dopóki nie naprawi całego tego straszliwego zła.

– Może to będzie jak dawna zimna wojna? – zasugerowała Sonia.

– Skąd ten pomysł?

– Mają tę nową broń – odparła. – Rozszczepianie. Może wystarczy sama groźba. Może nigdy tego nie zrobią.

– Zimna wojna to równowaga sił. Co będą mieć te dzieciaki, jeśli władze postanowią je rozszczepiać?

Sonia westchnęła ciężko, wreszcie dostrzegając jego punkt widzenia.

– Nie ma mowy, żeby do tego doszło.

Janson w końcu odnalazł ukojenie w jej zrozumieniu. W tej chwili nie tylko on dostrzegał mrok, który mogło wywołać to nowe prawo.

– Nic się jeszcze nie wydarzyło – przypomniała mu. – Żaden zdziczały nastolatek nie został rozszczepiony.

– Nie – odpowiedział Janson – bo prawo zacznie obowiązywać dopiero od północy.

Postanowili więc spędzić ten wieczór blisko siebie, jakby był to ostatni dzień istnienia cywilizacji, ponieważ w dość rzeczywistym sensie tak właśnie było.Rozdział 1. Connor

Zaczęło się od przejechanego ptaka, co było tak niespodziewane i absurdalne, że w głowie się nie mieści, do czego doprowadziło.

Connor powinien zatrzymać się i przespać – zwłaszcza w tę wietrzną noc – dzięki czemu miałby znacznie lepszy refleks za kierownicą. Jednak potrzeba dotarcia do Ohio z każdym dniem dręczyła go coraz mocniej.

Jeszcze jeden zjazd, powtarzał sobie. I chociaż zamierzał stanąć, gdy wjadą do Kansas, tablica pojawiła się i zniknęła już jakieś pół godziny wcześniej. Lev, który zazwyczaj potrafił przemówić Connorowi do rozsądku, spał smacznie na siedzeniu pasażera.

Wpół do pierwszej w nocy nieszczęsne stworzenie wskoczyło mu przed maskę, dając tylko tyle czasu, żeby na nie zerknąć i szarpnąć kierownicą w celu uniknięcia zderzenia.

To nie mogło być to, co mu się wydawało…

Nawet jeśli skręcił, głupia istota zrobiła to samo, jakby pragnęła zginąć.

„Pożyczony” dodge charger uderzył w stworzenie, które przetoczyło się po masce jak kamień i rozbiło przednią szybę w drobny mak. Ciało wcisnęło się w ramę, pióro wycieraczki weszło w jego smukłą szyję. Connor stracił panowanie nad kierownicą, przez co samochód zjechał z drogi i pędził przez krzaczaste pobocze.

Krzyczał i klął, gdy wciąż żyjący stwór orał mu szponami pierś, rozrywając ubranie oraz kalecząc skórę, aż Connor oprzytomniał na tyle, żeby wcisnąć hamulec. Wstrętną istotę wyrwało z ramy po szybie i poleciała do przodu jak wystrzelona z procy. Auto przechyliło się niczym tonący statek i zatrzymało w rowie. Wybuchły poduszki powietrzne jak uszkodzony spadochron, który otworzył się dopiero po upadku skoczka.

Następująca po tym cisza przypominała pustkę kosmosu, z wyjątkiem wycia nieustępliwego wiatru.

Lev, którego obudziło uderzenie, dyszał, przygnieciony poduszką powietrzną. Connor stwierdził, że w chwili paniki towarzysz nie krzyczy, tylko zamiera jak opos.

Wciąż próbował zrozumieć ostatnie dziesięć sekund swojego życia. Sprawdził poranioną pierś. Pod rozdartą koszulą widać było ukośne, długie na jakieś piętnaście centymetrów rozcięcie. Co dziwne, ulżyło mu. Uraz nie zagrażał życiu, a skaleczenia szybko się goiły. Jak powiedziałaby Risa, która prowadziła ambulatorium na cmentarzysku starych samolotów: „Szwy to najmniejsze zło”. Rana wymagała kilkunastu. Największym problemem mogło być to, gdzie uznany za zmarłego dezerter miał uzyskać pomoc medyczną.

Wysiedli z auta i wygrzebali się z rowu, żeby sprawdzić ofiarę wypadku. Connor szedł na drżących nogach, ale nie chciał przyznać się przed samym sobą do słabości, stwierdził więc, że trzęsie się od adrenaliny. Popatrzył na swoją rękę – tę z wytatuowanym rekinem – następnie zacisnął dłoń w pięść, przenosząc brutalną siłę skradzionej kończyny do reszty ciała.

– To struś? – zapytał Lev, gdy wpatrywali się w wielkiego, martwego ptaka.

– Jakiś cholerny pędziwiatr – odwarknął Connor. Tak właśnie pomyślał, gdy ptaszysko pojawiło się tuż przed maską. Struś, który jeszcze minutę wcześniej żył i skaleczył mu tors, teraz był martwy. Poraniona szyja leżała pod nienaturalnym kątem, a szkliste ślepia patrzyły wzrokiem przypominającym zombie.

– Nieźle walnął – stwierdził Lev. Minął mu pierwszy szok, więc teraz się tylko przyglądał. Może dlatego, że to nie on prowadził, a może dlatego, że widział już w życiu gorsze rzeczy niż rozjechany ptak. Connor zazdrościł mu tego spokoju w obliczu kryzysu.

– Co, do diabła, robił struś na autostradzie międzystanowej? – zapytał Connor.

Odpowiedź nadeszła wraz z gwałtownym powiewem wiatru i grzechotaniem siatki ogrodzeniowej. Światła przejeżdżającego samochodu oświetliły powalony przez wiatr konar dębu. Był na tyle ciężki, że zniszczył fragment ogrodzenia. Za nim poruszały się sylwetki o długich szyjach. Najwyraźniej przez wyłom przeszło już kilka innych strusi i zmierzało ku drodze. Może będą miały więcej szczęścia niż ich towarzysz.

Connor słyszał, że wraz ze wzrostem cen mięsa hodowle strusi mnożyły się jak grzyby po deszczu, ale nigdy czegoś takiego nie widział. Irracjonalnie zastanawiał się, czy ptak popełnił samobójstwo. Lepiej skończyć pod kołami samochodu niż na ruszcie.

– Kiedyś były dinozaurami, wiesz? – zagadnął Lev.

Connor odetchnął głęboko – dopiero teraz dotarło do niego, że wciąż płytko dyszał – częściowo z bólu, ale również z szoku z powodu całej tej sytuacji. Pokazał Levowi ranę.

– Według mnie nadal nimi są. To coś próbowało mnie rozszczepić.

Lev się skrzywił.

– Boli?

– Dam radę. – Connor zdjął wiatrówkę, a Lev pomógł mu zawiązać rękawy na plecach, tworząc na piersi prowizoryczną opaskę uciskową.

Obrócili się i przyjrzeli dodge’owi, który wyglądał jak po zderzeniu z ciężarówką, a nie nielotem.

– Cóż, i tak planowałeś jutro czy pojutrze go porzucić, prawda? – zapytał Lev.

– Tak, ale nie miałem na myśli pozostawienia go w rowie.

Kelnerka, która była na tyle uprzejma, że pozwoliła im zabrać ten samochód, powiedziała, że przez kilka dni nie zgłosi jego zaginięcia. Connor miał nadzieję, że ubezpieczenie wypłaci jej zadowalającą sumę.

Autostradą przejechało kilka pojazdów. Wrak znajdował się daleko od drogi w rowie, nie był więc widoczny dla kogoś, kto nie przyglądał się uważnie. Jednak istnieli tacy, którym płacono za patrzenie.

Przejeżdżające auto zwolniło po kilkuset metrach i na polnej drodze zaczęło zawracać. Kiedy skręcało, oświetliły je reflektory innego pojazdu, ukazując biało-czarną barwę. Radiowóz. Może policjant ich dostrzegł, a może widział tylko strusie, mimo to możliwości Connora i Leva zaczęły się gwałtownie kurczyć.

– Uciekajmy! – krzyknął Connor.

– Zobaczy nas!

– Nie, dopóki nie padną na nas jego światła. Biegnij!

Radiowóz zatrzymał się na poboczu, a Lev przestał się kłócić. Odwrócił się, zamierzając biec, ale Connor złapał go za rękę.

– Nie. Tam.

– Do strusi?

– Zaufaj mi!

Włączył się reflektor, ale skupił się na ptaku na drodze, a nie na nich. Chłopcy dotarli do wyłomu w ogrodzeniu. Duże ptaki rozpierzchły się wokół nich, tworząc zasłonę przed policjantem.

– Przez siatkę? Zwariowałeś? – szepnął Lev.

– Jeśli pobiegniemy wzdłuż, to nas złapie. Musimy zniknąć. To jedyny sposób.

Przeskoczyli więc przez zniszczone ogrodzenie i, jak wiele razy wcześniej, pobiegli na oślep w mrok.

Płatne ogłoszenie kampanii politycznej

W zeszłym roku włamywacz zabił mojego męża, z którym byłam od trzydziestu pięciu lat. Napastnik wszedł przez okno. Mąż próbował z nim walczyć, ale ten go zastrzelił. Wiem, że nigdy już go nie odzyskam. Jednak pojawiła się propozycja zmiany w prawie, dzięki której przestępcy naprawdę będą mogli odpokutować za swoje zbrodnie. Ciałem za ciało.

Legalizując rozszczepienie przestępców, nie tylko zlikwidujemy problem przepełnionych więzień, ale zapewnimy sobie niezbędne tkanki do przeszczepów. Co więcej, ustawa o karach cielesnych zapewni przekazanie części dochodu ze sprzedaży organów ofiarom brutalnych przestępstw i ich rodzinom.

Głosuj za siedemdziesiątą trzecią poprawką. Obronimy się zjednoczeni, a rozszczepieni przestępcy odejdą w niepamięć.

Kampania sponsorowana przez Krajowe Stowarzyszenie Ofiar na rzecz Wprowadzenia Kar Cielesnych.

Nie mogli zostać na fermie strusi. W domu paliły się światła. Właściciel najprawdopodobniej został poinformowany o problemie na autostradzie, pojawi się tu zatem sporo pracowników i policjantów, żeby wyłapać ptaki.

Przeszli więc polną drogą i po niecałym kilometrze natrafili na opuszczoną przyczepę. Stało w niej łóżko, ale materac był tak zagrzybiały, że obaj postanowili przespać się na podłodze.

Pomimo wszystkiego, co się stało, Connor zasnął w ciągu kilku minut. Śnił o Risie, której nie widział od wielu miesięcy. I której być może nigdy już nie zobaczy. Wróciły również obrazy z bitwy na cmentarzysku – nalotu władz. W snach próbował przeróżnych strategii, by uratować setki nastolatków przed gliniarzami z Wydziału do spraw Nieletnich. Niestety nic nie działało. Wynik pozostawał niezmienny – dzieciaki albo ginęły, albo pakowano je do busów i wywożono do ośrodków transplantacyjnych. Nawet sny Connora okazywały się beznadziejne.

Kiedy obudził się rankiem, Leva nie było. Pierś bolała go przy każdym oddechu. Rozluźnił opaskę z kurtki. Krew przestała już płynąć, ale rana była opuchnięta i nadal bardzo zaczerwieniona. Ponownie zacisnął rękawy wiatrówki, która musiała wystarczyć do chwili, gdy znajdzie jakiś lepszy opatrunek.

Zastał Leva przed przyczepą, gdy ten się rozglądał. Mieli sporo do sprawdzenia. To, co w nocy wydawało się opuszczoną przyczepą, okazało się centralną częścią pełnej rdzy posiadłości. Wokół nich leżało sporo bezużytecznych przedmiotów. Skorodowane samochody, sprzęty kuchenne. Stał tu nawet szkolny autobus, który był tak stary, że na karoserii nie zachowała się oryginalna farba, a w oknach ani jedna cała szyba.

– Zastanawiam się, kto tu mieszkał – powiedział Lev.

Kiedy Connor rozejrzał się po złomowisku, wydało mu się niepokojąco znajome.

– Przez ponad rok mieszkałem na cmentarzysku starych samolotów – przypomniał Levowi. – Każdy ma jakieś problemy.

– Cmentarzysko to nie złomowisko – poprawił młodszy chłopak.

– A jest jakaś różnica?

– To pierwsze oznacza szlachetny koniec, a to drugie… cóż, śmietnik.

Connor zwiesił głowę i kopnął jakąś puszkę.

– W naszym końcu na cmentarzysku nie było niczego szlachetnego.

– Przestań – rzucił Lev. – Nudzi mnie to twoje użalanie się nad sobą.

Tyle że Connor się nie użalał, a Lev powinien o tym wiedzieć. Chodziło o stracone dzieciaki. Z ponad siedmiuset znajdujących się pod opieką Connora, ponad trzydzieścioro zginęło, a mniej więcej czterysta wysłano do ośrodków transplantacyjnych, żeby je rozszczepić. Może nikt nie był w stanie przeciwstawić się tej akcji, jednak wszystko zdarzyło się pod rządami Connora, więc to on musiał nosić na barkach ciężar porażki.

Spojrzał przeciągle na Leva, który przez chwilę wydawał się z zadowoleniem oglądać cadillaca bez kół, maski i dachu. Pojazd tak zarosły chwasty, że przypominał wielką donicę.

– Wiesz, ma pewien urok – wyznał. – Podobnie zatopione statki z czasem porasta rafa koralowa.

– Dlaczego cały czas jesteś taki radosny? – zagadnął Connor.

Lev odpowiedział, odrzucając zapuszczane włosy do tyłu i uśmiechając się szeroko.

– Może dlatego, że żyjemy i jesteśmy wolni. A może dlatego, że osobiście ocaliłem cię przed piratem narządów.

Connor również musiał się uśmiechnąć.

– Przestań. Nudzi mnie już to twoje samozadowolenie.

Nie mógł jednak winić przyjaciela za ten optymizm. Jego misja akurat zakończyła się pomyślnie. Chłopak wszedł w sam środek straconej bitwy i nie tylko znalazł z niej wyjście, ale również uratował Connora przed Nelsonem – zhańbionym funkcjonariuszem z Wydziału do spraw Nieletnich. Obecnie był on piratem i ochoczo sprzedałby Connora na czarnym rynku.

– Po tym, co zrobiłeś – powiedział Levowi – Nelson będzie chciał dorwać również twoją głowę.

– Tak jak pozostałe części mojego ciała. Jednak najpierw będzie musiał mnie znaleźć.

Dopiero teraz Connorowi zaczął się udzielać optymizm Leva. Tak, znajdowali się w podłej sytuacji, ale przecież zawsze mogło być gorzej. Życie i wolność to już coś, a fakt, że mieli cel – i to taki, który mógł dać im kluczowe odpowiedzi – napawał nadzieją.

Connor poruszył ramieniem. Zapiekła go pierś – co stanowiło przypomnienie, że niezwłocznie powinien zająć się raną, która stała się niepotrzebną komplikacją. Żadna klinika czy przychodnia nie oczyści jej bez zadawania pytań. Gdyby sam zdołał o nią zadbać do czasu przybycia do Ohio – Sonia na pewno mu pomoże.

To znaczy, jeśli nadal przebywa w antykwariacie.

Jeżeli w ogóle jeszcze żyje.

– Ostatnia tablica, którą minęliśmy, zanim rozjechaliśmy strusia, mówiła, że przed nami będzie jakieś miasto – powiedział Connor. – Zorganizuję samochód i po ciebie przyjadę.

– Nie – odparł Lev. – Przemierzyłem cały kraj, żeby cię znaleźć, więc zamierzam cię pilnować.

– Jesteś gorszy niż gliniarz.

– Co dwie pary oczu to nie jedna – rzucił Lev.

– Ale jeśli złapią jednego z nas, ten drugi zdoła dotrzeć do Ohio. Jeżeli będziemy trzymać się razem, ryzykujemy, że oboje zostaniemy złapani.

Lev otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale zaraz je zamknął. Logiki Connora nie dało się podważyć.

– Nie podoba mi się to – stwierdził.

– Mnie też nie, ale to najlepsze, co wymyśliłem.

– A co mam robić podczas twojej nieobecności?

Connor uśmiechnął się do niego półgębkiem.

– Stań się częścią rafy.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: