- W empik go
Poezja - ebook
Poezja - ebook
Jeśli pragniesz odkryć niezwykły świat poezji, pełen mrocznych nastrojów, głębokich emocji i niezapomnianych obrazów, ebook "Poezja" autorstwa Edgara Allana Poe jest idealnym wyborem. Ta wyjątkowa kolekcja 24 utworów poetyckich mistrza literatury. "Poezja" to obowiązkowa lektura dla każdego miłośnika poezji, który pragnie posmakować prawdziwej literackiej doskonałości i poczuć magię słów jednego z największych autorów wszech czasów.
Kategoria: | Poezja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8349-050-2 |
Rozmiar pliku: | 958 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Dzięki niebu — Przesilenie
Przeminęło już bezpiecznie —
I powolne ciała gnicie
Już minęło ostatecznie
I gorączka, zwana życiem,
Przeminęła ostatecznie.
Ach, bezwładnie wiem i smutnie
Wszystkich sił jam pozbawiony —
Żaden muskuł się nie rusza —
Gdym na wzdłuż tak położony —
Mniejsza o to — Tak mi lepiej,
Gdym na wzdłuż tak położony...
Leżę — leżę — tak spokojnie —
W cichem łożu leżę sobie,
Że ktoś mógłby patrząc na mnie
Sądzić, żem jest trupem w grobie.
Ach — i drżałby patrząc na mnie,
Sądząc, żem jest trupem w grobie.
Jęki moje i stękanie —
I gorączka — łkanie — rwanie —
Już ucichły w błogim stanie —
— I okropne uderzanie —
Ach okropne — przeraźliwe —
Mego serca uderzanie.
Ból i duszność — chęć rzygania —
I febryczne drżenie ciała —
Już ustały wraz z gorączką,
Co po mózgu mi szalała —
Wraz z gorączką zwaną życiem,
Co mi mózgi rozpalała.
I, ach, wszystkie te męczarnie,
Najstraszliwsze te cierpienia
Przeminęły z najstraszliwszą
Męką mąk — męką pragnienia,
Które we mnie głąb’ ognista
Namiętności rozpłomienia.
Piłem wody, dziwnej wody,
Co mi gasi szał pragnienia.
Piłem wody, która płynie
Jako piosnka nad kołyską —
Od wiosennych zórz, lecz mało
Wsiąka w gruntu podścielisko —
W tej jaskini tutaj blisko
Wsiąka w gruntu podścielisko.
Ach, a teraz któż to powie,
Chyba waryat jaki może,
Że mój pokój pełny mroku
I że ciasne moje łoże!
Ach, bo nigdy człowiek nie spał,
W takiem łożu jak to łoże,
A gdy śpisz — spać musisz właśnie
W takiem łożu jak to łoże.
Teraz duch mój tantalowy
Pełny ciszy odpoczywa —
Zapomniawszy — albo wcale
Nie żałując róż przędziwa,
Nie żałując dawnych wzruszeń
Mirtów ani róż przędziwa.
Bo gdy cicho tutaj leżę,
To widziadła owych kwiatków
Mają dla mnie świętszy zapach,
Przenajświętszy zapach bratków,
Rozmarynu słodki zapach,
Pomięszany z wonią bratków,
Z wonią ruty — i przecudną
Czystą — świętą wonią bratków.
I tak leżę cichy — senny —
Kąpiąc duszę jak w otchłani
Nieskończonych snów o prawdzie
I piękności mojej Ani —
Tonąc duszą w tej kąpieli
Snów o włosach mojej Ani.
Ona czule mię całuje,
Czule pieści dłoń mą ona;
Śpię — ach śpię — rozkosznie marzę
Niby w raju — u jej łona —
Śpię głęboko — śpię na niebie
Mojej Ani drogiej łona...
Gdy mrok nastał, wnet mię ona
Kryje ciepłem ducha swego —
I błagała archaniołów
By mię strzegli ode złego,
Ach, królowę archaniołów,
By mię strzegła ode złego.
Leżę — leżę tak spokojnie
W łożu swojem leżę sobie,
(Znając miłość jej anielską),
Że wy mię sądzicie w grobie —
Ach — i leżę tak z rozkoszą
Cichy — senny leżę sobie —
(Z jej miłością, cichą — słodką — )
Że wy mię sądzicie w grobie —
Że wy drżycie patrząc na mnie
I sądzicie, żem już w grobie..
Ale serce me jaśniejsze —
Niż na niebach — na otchłani
Wszystkie gwiazdy promieniste:
Ach, jaśniejsze blaskiem Ani,
Gdyż rumieni się tą zorzą,
Która jest miłością Ani;
Gdyż się złoci myślą zorzy
Jasnych oczu mojej Ani...DO JEDNEJ W RAJU
Byłaś mi wszystkiem, o miłości moja,
Za czem duch tęskni jakby za mirażem,
Czarowną wyspą, o miłości moja,
I żywej wody źródłem i ołtarzem,
Który sam Pan Bóg w żywe kwiaty stroi,
I wszystkie kwiaty owe były — moje!
O śnie, zbyt cudny, abyś trwać mógł dłużej,
Świetlna nadziejo, obrazie anioła,
Coś po to błysnął, aby zniknąć w burzy...
Naprzód! Głos jakiś ku Jutru mnie woła,
Lecz duch mój w przystań, co się wiecznie chmurzy,
Wciąż zapatrzony — na Przeszłości czoła,
Bezsilny krąży śród błędnego koła.
Bo oto iście — biada mi, o biada!
Zagasły wszystkie mego życia słońca;
Nigdy już — nigdy już — nigdy! powiada
Głos mi tajemny, co od mórz bez końca
Po brzeg piaszczysty — strasznem echem włada:
Dąb nie zakwitnie, co go grom roztrąca,
Ani rannego orła lot, co spada!
I życie moje — to bólu zachwyty —
A nocy moich bezsenne marzenia
Płyną, gdzie oczu twoich blask ukryty,
Tam, kędy ślady twoich nóg stąpienia.
Tam, gdzie eterów toczą się błękity —
U wiekuistych światłości strumienia.