- W empik go
Poezja naszych dni. Tom 1 - ebook
Poezja naszych dni. Tom 1 - ebook
Poezja naszych dni to zbiór wierszy opublikowanych przez Wydawnictwo Borgis w ramach projektu, którego celem było stworzenie antologii poezji współczesnej podejmującej tematy bliskie człowiekowi XXI wieku.
W książce znalazło się 221 utworów 45 poetów są to teksty zarówno debiutantów, jak i pisarzy mogących pochwalić się sporym dorobkiem literackim. Autorzy reprezentują różne pokolenia, wykonują różne zawody, pochodzą z różnych
zakątków Polski, więc spojrzenie każdego z nich na otaczającą nas rzeczywistość jest inne i niepowtarzalne. Różnorodna jest również tematyka wierszy mówią one o miłości i rozmaitych jej obliczach, opiewają piękno natury, ale też pokazują kruchość naszej egzystencji. Wiele z nich nawiązuje do chyba największego utrapienia
ludzkości w roku 2020 pandemii i związanych z nią ograniczeń wymuszających zmiany w zachowaniu i relacjach międzyludzkich.
Pomimo swej odmienności wszystkie teksty opublikowane w antologii Poezja naszych dni (t. 1) składają się na portret świata, w którym żyjemy, gdzie problemy codzienności są równie ważne jak ponadczasowe uczucia i wartości.
Kategoria: | Poezja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66616-62-2 |
Rozmiar pliku: | 730 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
jest odzyskanie świadomości o świecie.
To właśnie czyni poezja.
A. Ginsberg
Oddajemy w ręce czytelników książkę, która jest efektem wspólnej pracy ludzi wrażliwych na brzmienie i znaczenie słów. Dziś, kiedy naszą komunikację zdominowały krótkie, proste zdania wysyłane w mailach lub SMS-ach, poezja staje się sposobem na przywrócenie piękna dialogu z drugim człowiekiem, nawet jeśli rozmawiamy z kimś, kogo nie widzimy, kogo nie potrafimy dotknąć lub usłyszeć. Ale na tym polega wyjątkowość wierszy. Dzięki temu, że twórczość poetycka jest tak intymnym, osobistym i delikatnym sposobem wyrażania siebie, jesteśmy w stanie zaufać poetom, w których widzimy ludzi czujących i wiedzących więcej, chcących dzielić się z innymi swoimi emocjami i doświadczeniem.
Antologia „Poezja naszych dni” tom 1 to zbiór niezwykły: jego autorzy piszą bowiem o codzienności, eksplorują przestrzeń naszych wspólnych doświadczeń, w których pojawiają się najróżniejsze emocje – te pozytywne, związane z nadzieją na lepszą przyszłość, ale też i takie, które odczuwamy wtedy, gdy nie wszystko układa się zgodnie z naszymi planami. Autorzy „Poezji naszych dni” dzielą się swoim życiem, budując ponadczasową przestrzeń wspólnej refleksji o świecie i przywracając tym samym poezji należyte miejsce w literackim dialogu o sprawach ważnych, bo dotyczących człowieka.
_Wydawca_Among Scratches to pseudonim artystki działającej na granicy street artu i sztuk pokrewnych, która tworzy również poezję publikowaną głównie w internecie. Uważa, że sztuka powinna być dla wszystkich i w każdej postaci, wolna jak wolność słowa.
Wiersze:
Sens?
Wrogowie
Noc
Uczucia
Nie pamiętam
Sens?
nonsense verse
absurdu poezje
sens nonsensu
sumarycznie
bez-sensu
Wrogowie
masz dwóch wrogów
którzy zabijają twoją
teraźniejszość
czają się
atakują
z rana
i wieczorami
a imiona ich
to
przeszłość
i przyszłość
Noc
Czekam
Aż przyjdzie sen.
Nie nadchodzi.
Czas mnie od ranka
Coraz mniej grodzi.
I po co czekam
Skoro to grozi
Snem długim
Wiecznym…
Co już
Na próg wchodzi.
Uczucia
Uczucia
Na „zet”
Są złe.
Złe!
Łzawe!
Egoistyczne!
Zakochanie?
Nie, kochanie!
Nie, kochanie…
Nie kochanie.
Nie pamiętam
Nie pamiętam, co miałam
Na tej kartce zapisać.
Listę zakupów?
Numer telefonu?
Że zupę do lodówki schować?
Że leki o osiemnastej?
Kwiaty podlać?
Że jutro będzie
Niezależnie
Od tego
Co jest
Napisane
Na tej kartce…
Nie pamiętam
Co miałam zapisać
Na tej kartce…Martyna Babecka urodziła się 21 lutego 2000 roku w Wałbrzychu. Od najmłodszych lat przejawiała zamiłowanie do sztuki. Ukończyła szkołę muzyczną I stopnia w klasie klarnetu. Już w podstawówce brała udział w licznych konkursach recytatorskich. Sama zaczęła pisać wiersze w roku 2015. Często powtarza, że poezja pozwoliła jej ukształtować swój charakter i stała się ważną częścią jej życia.
Wiersze:
Ludobójstwo
Nie lubisz niespodzianek
Rzucam w stertę pomysłów kamieniem
Degradacja
Mała zapałka wywołuje chaos
Ludobójstwo
Stanowimy pokolenie krótkiego wersu
Nie lubię, kiedy zgadujesz, o czym teraz myślę
Jestem jak dłoń nieznanego pisarza
Staram się pisać szyfrem
Jestem jak płuca palacza
Ledwo dyszę
Jestem jak aktorka, której nie wyszło
Siedzę i czekam, aż przyjdzie kolejne życie
Dzisiaj wciąż fascynuje nas zbrodnia
Rozwiązujemy problemy publiczną zielenią
Deszcz w locie skrzyżował się ze śliną
A od śmierci ratuje nas niewiedza
Pójdę jutro na spacer na tę sekcję zwłok
Mam nadzieję, że jeszcze nie moich
Nie lubisz niespodzianek
Na pierwszy oddech wydany
Przypada tysiąc starań Twojej mamy
Tysiąc myśli odrzuconych i niepewnych
Na jedną miłość szczęśliwą
Przypada poświęcenie trzydziestu
Młodych niewinnych romansów
Cichych serc powstałych na wzór
Na jeden świat, na jednego Boga
Przypadają wcześniejsze pokolenia
Ostatnich światów, pierwszego Boga
Cichych, sztywnych, niezmiennych
Co powiesz, kiedy usłyszysz
Wszystko, co jest, już kiedyś tu było
Było, jest i nie minęło
Nic nie powiesz
Usiądziesz na czwartym stopniu
Przyciągniesz do siebie kolana
I cicho zapłaczesz
Rzucam w stertę pomysłów kamieniem
Objazdowe nieme kino
Te siedem osób na widowni
Burza i ptak na drzewie
Świergocący niepokornie
Karetka na sygnale
I przytłoczony ratownik
Gaszący nerwowo papierosa
Życia ludzkiego niewolnik
Brzmi to dla Ciebie jak żart
Ja skinęłam mu głową
On machnął ręką na ten świat
Sześćdziesiąty dzień spędzę sama
Okłamując wszystko wokół
To definicja mojego Ja
To tylko zwykły spacer
Szukam podwójnych znaczeń
Boli mnie głowa
Przez te osiem piosenek
Teksty recytuję na pamięć
Coraz częściej rozważam
Czy jestem dobrym rozmówcą
Tu nie chodzi o uwagę
Tu chodzi o bystrość
I dziesiąty raz
Próbuję się z Wami pożegnać
Ale brakuje słów
Odbiera je myśli rzeka
Boję się mroku
Kiedy mogę być sama
Telefon już nie zadzwoni
Ale sąsiada obudzi sygnał
Degradacja
To społeczeństwo jest jak postkomunistyczne przedszkolanki
Zwyczaj jest taki, że dziecko ma pytanie
To dlaczego wciąż je uciszamy?
Nie wypowiadam już „dzień dobry”
Nie chcę mówić „do widzenia”
Nie cierpię się żegnać
Ta wisząca kartka o treści „wyprzedaż”
Bieg przez pasy do autobusu
Który okazuje się byle jakim
Walczący o względy córki tatuś
Że co, że lepiej miałabyś u mamy?
To pokolenie nie wie, dokąd i po co idzie
Stoimy na brzegu ławki
Jutro dzisiaj przychodzi
Łatwiej o obietnice, gdy wiesz, że nic z tego
Dzisiaj nikomu już się nie chce
Każdy szuka, nie każdy znajduje
Boli mnie, kiedy oddycham
Mała zapałka wywołuje chaos
Na szczęście
Dostałam od rodziców łatwo palne ciało
Czujesz zapach benzyny
Między kwiatami na sukience
Kilka kropli siarki
Mały płomień na główce zapałki
Nie wypowiadaj słów miłości
Nie używaj zapachu lasu
Zapomniałam o moim młodym uśmiechu
Podpaliłam ten stos
Rozświetlił ciemną noc
Po omacku nic nie widząc
Nie przywołuj delikatnych dźwięków
Widzisz płomień
Z miłościMarek Biegalski urodził się w 1957 roku w Legionowie. Ukończył filologię polską na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Łódzkiego, religioznawstwo ze specjalizacją filozofia religii na Wydziale Filozofii i Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego oraz Podyplomowe Studium Dziennikarstwa na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Należy do Oddziału Morskiego Stowarzyszenia Dziennikarzy Rzeczypospolitej Polskiej w Gdańsku. Mieszka w Starogardzie Gdańskim. Stypendysta Prezydenta Miasta Starogard Gdański. Nominowany do nagrody Kociewskie Pióro 2012. W 2014 roku otrzymał Kociewskie Pióro 2013. Lubi dobrą muzykę, ceni interesującą literaturę i teatr, pasjonują go podróże. Wydał kilka tomików poezji i prozy.
Wiersze:
Złożona zielona chusta
Chłodne wrześnie
Po tamtej stronie
Płotek, kotek i egzystencjalista
Do J.
Złożona zielona chusta
ten pokój pełen jest szklanych wysokich luster
na okrągłym stole leży złożona zielona chusta
dwa krzesła zaczęły chodzić do góry nogami
miękkie poduchy im z siedzeń bezszelestnie powypadały
i wspinają się sennie po sękatym słupie na drzewo
wczesny rześki poranek rozpogadza błękitne niebo
jasne złote słońce za chwilę wyjdzie zza węgła
do suchego brązowego drewna dołożyć trzeba czarnego węgla
i rozniecić w kominku ciepły żar domowego ogniska
oj dumnym krokiem zmierza do nas piorunująca groźna burza
za ciemnym lasem w oddali już jaskrawo się błyska
tam też siarczysty deszcz zaczął ulewnie padać tworzy się pierwsza kałuża
starsza kobieta złożoną zieloną chustę chce w niej zanurzać
ona widzi w lustrach pomarszczone swoje twarze
dotyka je rozwiniętą mokrą chustą być może w ten sposób je zamaże
tak sobie kobiecina myśli i takie snuje pomysły
aż tu nagle ze snu budzi się panienka młoda
jej marzenia senne po prostu prysły
ale na miejscu pozostała jej nieskazitelna uroda
i jedno z luster również z koszmarnego snu ocalało
tylko złożoną zieloną chustę z wiatrem gdzieś pognało
Chłodne wrześnie
doganiając rozbudzone senne marzenie
twoje kruche smaczne spojrzenie
zamoczyłaś w zimnym soku rozlanym
na stole po kątach stawianym
tuż przy ścianie i jeszcze wcześniej
za wysokim drewnianym progiem
tam gdzie późne chłodne wrześnie
znaczone deszczem i moim jestestwem
zagubione szorstkie skromne ubogie
lecz złotolistne spadną ci wreszcie
pod nogi z jesiennym cichym szelestem
rozwiewane silnym wiatrem i przemarznięte
za ożywioną naturę jednak przez cię wzięte
Po tamtej stronie
gdzieś po tamtej stronie
pada deszcz na twoje dłonie
i mimo że masz zamknięte oczy
to po zielonej łące kroczysz
nad płynącym w dal potokiem
wzrasta purpurowo jaskrawy bez
przetykany postrzępionym obłokiem
nasyconym strumieniem wypłakanych łez
Płotek, kotek i egzystencjalista
wyciszasz nocą zawiłe myśli za dnia w słowa zamieniane
gasisz światła znużonego gwarem skojarzeń lotnego umysłu
mijasz słomiane strzechy barwnych chat swojej wsi ukochanej
widzisz je tylko w chwilach głębokiego intensywnego namysłu
na niebie gwiazdy świecą kolczastymi wieńcami jaskrawego blasku
wokół słychać głośno brzmiące z lekka natarczywe mlasku mlasku
przy wiejskiej piaszczystej drodze stoi z drewna płotek
a przy nim u brązowej miseczki kuca śliczny rudy kotek
spogląda roziskrzonym gwiazdom w oczy zatopione w chłodnym mleku
a ty podążasz tą gwiezdną mleczną drogą szary znużony życiem człowieku
i coraz bardziej dłuży ci się ta twoja żmudna uciążliwa monotonna droga
wciąż jednak porusza się ochoczo najpierw prawa potem lewa twoja noga
Do J.
Jak pszeniczny łan szumiące
Twoje zwiewne włosy pachnące
Niemijającym latem
Czereśnią rozwiniętą światem
Pogodną myśl słowa powtarzają
Oczy wesołe głód wrażeń wyprzedzając
Mkną zamaszyście i cicho
Nie wchodzą gdzie czai się licho
Są ostrożne uważne i czułe
Nigdy nie wchodzą pod burzową chmurę
Uczucia milkną o świcie
Z marzeniami w rozkwicie
Tuż za miedzą przycupnęło lato
I już nic nie można powiedzieć na toFranciszek Ceci ma 20 lat, jest studentem pierwszego roku prawa. Jego pasją jest motoryzacja, piłka nożna i poezja. Pisanie pozwala mu wyrzucić nadmiar myśli, które gromadzą się w jego głowie. Uważa, że w wierszach najpiękniejsze jest to, iż każdy może interpretować je na swój sposób. Zaprasza Czytelnika w podróż po swych pięciu wierszach, które są cząstką jego przemyśleń i uczuć.
Wiersze:
Kłódka
Konsekwencje oswojenia
Mgła
Róża
Wiosenne porządki
Kłódka
Na tym słabym moście w mieście zawiesiliśmy nasz znak.
Małą kłódkę, znak miłości, czy też pozostałości wrak?
Do dziś zardzewiała strasznie, nie mogę otworzyć jej.
Prędzej ten most się tam zarwie niż ma miłość do tej twej.
Konsekwencje oswojenia
Nie patrz już wstecz
Nie ma tam nic więcej, czego nie mogłeś już mieć.
Tylko to, co przed Tobą jeszcze nowe, nieznane.
I być może dlatego wzbudza w nas lęk
A może niepokój, że zamiast iść do przodu zaczniemy cofać się?
Ale tak już w naszym życiu jest
Żeby docenić, trzeba najpierw stracić tę rzecz.
Bo jak możesz docenić, nie odczuwając jej braku?
Przekonał się o tym Mały Książę i przekonasz się Ty
Gdy przed siebie wśród zarośniętego baobabu w nieznajome zaczniesz iść.
Mgła
Tak jak te dzieci gubiące się we mgle
Tak i my dorośli gubimy się w tym zapędzie.
A dokąd to my tak biegniemy?
Czy ktoś szukał już odpowiedzi?
Czy ktoś może już ją zna?
Bo właśnie w tym zapędzie jak te dzieci we mgle
Nie widzimy co teraz i tracimy czas.
Zwolnijmy! A może mgła opadnie?
Może wtedy zauważysz tę drugą twarz
Która jak Ty niedawno szybko gdzieś gna.
Czy ona coś z tego ma?
Czy zauważyła, jaki piękny jest dookoła świat?
Czy może nawet nie wie jaka pora roku
I czy kiedykolwiek znajdzie na to czas.
Róża
Czy te płatki, które opadły z Róży
O którą przecież tak dbałem
Świadczą o czymś?
Czemu nie mogę pogodzić się z tym
Że po tej pięknej Róży
Zostały mi już tylko kolce?
Kolce, które przypominają o sobie
Kiedy patrzę na tę samą gwiazdę
Na którą kiedyś razem patrzyliśmy.
Czy ona świeci tym samym blaskiem?
Czy może trochę przygasła?
A ja jak głupiec próbuję nadać jej dawnego blasku
Wiedząc, że ona zgasła.
Wiosenne porządki
Przelać na papier myśli, jak to pięknie brzmi.
Co jednak począć, gdy w twej głowie bałagan tkwi?
Odkurzyć tam nie odkurzę, bo nie mam jak.
Kurzy nie zetrę, bo niby jak?
Uporządkować też ciężko, bo na to czasu potrzeba.
Więc przelewam na papier to, co w głowie mam.
Tak jakby porządki wiosenne nie doszły
Do łba!