- promocja
Poezje - ebook
Poezje - ebook
Mistrzyni poezji miłości, Maria Pawlikowska-Jasnorzewska, w sposób naturalny i piękny mówi o gwałtowności i delikatności uczuć. Używając palety różnych barw i odcieni – od radosnych, żartobliwych, przez nostalgiczne, po ciemne, katastroficzne – snuje refleksję nad światem. Fascynuje ją natura, filozofia i spirytyzm, zastanawia się nad przemijaniem i śmiercią. Poetka często pyta o zagadkę istnienia. Istnienia, którego miłość jest najbardziej fascynującym i tajemniczym przejawem.
Kategoria: | Poezja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8289-621-3 |
Rozmiar pliku: | 12 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Kto chce, bym go kochała, nie może być nigdy ponury
i musi potrafić mnie unieść na ręku wysoko do góry.
Kto chce, bym go kochała, musi umieć siedzieć na ławce
i przyglądać się bacznie robakom i każdej najmniejszej
[trawce.
I musi też umieć ziewać, kiedy pogrzeb przechodzi ulicą,
gdy na procesjach tłumy pobożne idą i krzyczą.
Lecz musi być za to wzruszony, gdy na przykład kukułka
kuka lub gdy dzięcioł kuje zawzięcie w srebrzystą
[powłokę buka.
Musi umieć pieska pogłaskać i mnie musi umieć pieścić,
i śmiać się, i na dnie siebie żyć słodkim snem bez treści,
i nie wiedzieć nic, jak ja nie wiem, i milczeć w rozkosznej
[ciemności,
i być daleki od dobra i równie daleki od złości.TWOJE IMIĘ…
Twe imię nie wiem czemu jest jak wróbel młody
i słodko jest go pieścić wziąwszy w obie dłonie
i jest jak próżnowanie nad błękitem wody,
jak kot śpiący w podwórku, płotek i jabłonie
i jak bielony domek w słoneczną sobotę
i jak zabawa w Indian: „Hugh” mówi „Pantera”
…twoje imię to kłamstwo serdeczne i złote
jak ostatnia pociecha dziecka co umiera —
to biel jabłka — dziecinne w twarz pocałowanie
…a tyś straszną muzyką, w której dusza tonie
a tyś co? — śmierć i wieczność szczęście, obłąkanie
tyś skrzydła me wichrowe ku niewiadomemu…
lecz twe imię to taki wróbel nie wiem czemu
i słodko jest go pieścić wziąwszy w obie dłonie.ZACHÓD SŁOŃCA NA ZAMKU
Wawel płonie — różowo-fiołkowo-przeźroczy.
Szyby żegnają słońce, które w dół się toczy,
krzyczą swój zachwyt wspólny, złocisty i ślepy,
wśród mgieł słodkich jak chińskie bladobarwne krepy…
Oto święto na zamku — święto pięciu minut,
wśród murów z ametystu i murów z rubinu.
W komnatach, gdzie zawisły różowe opary,
chodzą króle, królowe, siedzi Zygmunt Stary. —
Wychylają się widma w świat ze złotych okien,
niedojrzane oślepłym od poblasku okiem.
— Patrzą w barwy rozlane po niebie i wodzie
i są — pogodne bielce — z całą tęczą w zgodzie.
Jeden cień za filarem kryje się bez słowa —
to Jadwiga, królowa pozafijołkowa,
omdlewając w kąpieli barw grających społem,
słucha, łodygi białe rąk wznosząc nad czołem,
jak czerwień śpiewa w szczęściu, a fiolet w rozpaczy,
że świat jest barwnym dźwiękiem, który nic nie znaczy…PARA KANARKÓW
Smukły kanarek, słoneczna premia,
Rzecz najzłocistsza, jaką zna ziemia,
W małej koronie na płaskim czole,
Szczęśliwą u mnie cierpiąc niewolę,
W locie rozciąga skrzydła złożone
I szmaragdową czaruje żonę
Koloraturą ostrą, żałosną,
W której mu skargi słowicze rosną.
Ona, w dywanu zagon wtulona,
Cała, jak serce, z miłości kona,
Pełna oddania w piersiach i dziobie,
Ócz czarne perły utkwiwszy obie
Tam, gdzie wśród stołu ciemnej topieli
On się wydłuża w wąziutki kielich,
Pieniąc się śpiewem słodkim, złocistym,
Rzucając wkoło świsty, prześwisty.
Nagle, w porywie sfrunąwszy, bliski
Z namiętnych treli przechodzi w piski,
Uparte, głodne piski pisklęcia,
Po czym w miłosne wraca zaklęcia
I znowu w krzyki młodej gromadki
Na cześć kochanki i przyszłej matki.
A potem — śmiechy nieśmiertelności!
Potem nauki, jak gniazdko mościć!
Aż wreszcie spada, śpiewny i wartki,
Na towarzyszki stulone barki,
Z furkotem toczy, z trzepotem stroszy
Miłość, śpiewaną podczas rozkoszy.NAJPIĘKNIEJSZA ZWROTKA
Już wstążkę pawilonu wiatr zaledwie muśnie…
Cichymi gra piersiami rozjaśniona woda,
Jak marząca o szczęściu narzeczona młoda,
Co zbudzi się by westchnąć — i wnet znowu uśnie…
Mniejsza o ciszę morską, pamiątki, polipa!
Zostańmy przy kochance. Nie chcę czytać dalej.
Cóż to? jej usta we łzach jak w morzu korale?
Zbudziła się, westchnęła, lecz już nie zasypia?
Wzdycha! już tylko wzdycha! fala jak straszydło
wzrasta nagle, huragan gra na deszczu harfie,
pawilonem miłości gorzki wicher szarpie,
a szczęście narzeczonej już Bogu obrzydło.
Hydra zwija trwożliwie rozwiane ramiona
i czeka w wodnej grocie, aż fale opadną,
podczas gdy biały okręt idzie z wolna na dno
jak marząca o szczęściu młoda narzeczona…HEJ, MOJE MŁODE LATA
Hej, moje młode lata
nie zobaczyły świata!
Żyły w ciasnym ogrodzie,
znały bratków aksamit,
deszcz kwietnia, błoto grudnia
i kamienie kamienic.
Nie upoiły źrenic
blaskiem Krzyża Południa,
nie widziały Piramid
ni słonia na swobodzie. —
Nie dla nich skwitły zioła
na Himalajów zboczu,
nie dla nich dżungli ciemnie
dyszały w cudów ścisku…
W wielkim świata igrzysku
obyło się beze mnie,
bez mych patrzących oczu
i myślącego czoła…EROTYK
Na rozrzuconych poduszkach z rajskich, jawajskich
[batików
umieram słodko, bez żalu, umieram cicho, bez krzyku. —
Czas za firanką ukryty porusza skrzydłem motyla,
a moje czoło znużone coraz się niżej przechyla…
Wreszcie dotykam Bieguna i śnieg mi taje wśród
[włosów,
a końcem lakierka dosięgam trawy szumiących
[Lianosów…
Leżę na ciepłych krajach, na gorejącym Równiku
i na jedwabnych poduszkach z różnobarwnego batiku…
Wyciągam ręce ku Tobie, w Twoją najsłodszą stronę
i czuję na rękach gwiazdy nisko nad nami zwieszone…
Ogarniam Cię, splątanego w pochmurny namiot
[niebieski,
i spada niebo z hałasem, jak belki, wiązania, deski,
obrzuca nas półksiężycem, słońcem, obłoków zwojem —
i tak spoczywam — okryta niebem i sercem Twojem…PTAKI WIOSENNE
Ptaszek na sztachecie
sąsiedniego ogrodu
piłuje szklaną piłą
piosenkę żałosną.
Przed chwilą grał na flecie
z melodyjnego lodu,
lecz słońce flet stopiło
i w kroplach rozniosło.
Tam znowu inny, wyżej,
uparcie jak Chińczyk
kiwający głową,
trzęsie dzwonkiem ze szkła.
Krokusy rosną, chyże,
w kolorowej słodyczy,
jakby na ziemię płową
cała tęcza zeszła.
Trawa wzrasta nagle,
jak ciągnięta ręką,
pachną nieznane kwiaty,
powietrzne balsaminy,
a kos w czarnym gardle
toczy nutę miękką,
zaczerpniętą przed laty
w studni Meluzyny.NAJPIĘKNIEJSZY
Związać cię, piękny, różową prawdą, niebieską blagą,
jak wiąże powój dwubarwnym kwiatem muru pierś
[nagą,
i drżeć z zachwytu w objęciu twoim, które zaszczyca
ciężarem lżejszym niż srebrny ciężar smugi księżyca…
Albo cię stracić na wieki wieków — w poranek mglisty,
gdy blada jesień posyła ziemi złociste listy…
Mieć grób czy pałac, którego każdy — patrząc —
[zazdrości:
pałac dla życia lub grób dla szczęścia z twojej piękności.ROBOTA ANIOŁA STRÓŻA
Gonił cię mój stróż anioł po świecie, o mój Drogi,
biegł wciąż za tobą przez lasy, przez łany,
potrącał cię ku mnie, zapędzał cię do mnie,
ciągnął za obie ręce, spychał z prostej drogi —
o miłości coś szeptał, bredził nieprzytomnie,
pachniał jak wytężone białe nikotiany…
Siedzący noc całą przy tobie na warcie
krzyczał głosem jak trąby złote i waltornie,
to znów o łaskę twoją modlił się pokornie
— zbawienie własne diabłom rzucał na pożarcie! —
Wreszcie ciebie ślepego, ciebie niechętnego
zawiódł przemocą do mego pokoju,
gdzie siedziałam płacząca, Pan Bóg wie dlaczego,
jak to się zdarza czasami. —
Wpuścił cię naprzód, sam został za drzwiami,
zatańczył w triumfie jakiś taniec boski —
potem twarz zakrył szatą srebrnobiałą,
zamyślił się pełen troski — — —
i jęknął z przerażenia nad tym, co się stało. — — —ŚLUB
Zapalili gromnice,
zawiesili wieńce
u złotego ołtarza —
za nogi, za ręce
powlekli dziewicę
i aptekarza.
Ksiądz do nich przemówił jak zwykle po chińsku,
ze słodkim uśmiechem na ustach.
Matki śmiały się z żalu
i płakały z radości,
ręce składając na biustach.
Po czym oblubienicę w przeźroczystym woalu
otoczył tłum świetnych gości.
Zaś na chórze złośliwie kłaniały się z kątka
skrzydlate embriony, czerwone dzieciątka
i odpędzały z gniewem raka, nowotwora,
który tu zajął miejsce jeszcze wczoraj z wieczora.JA
Było raz dziecko zabawne i tłuste. Umarło. Nie ma go
[nigdzie.
Biegało po domu, krzyczało. Są jeszcze jego fotografie
[w salonie.
Aż śmiać się i istnieć przestało i nikt się nie zdziwił tej
[krzywdzie,
choć było tak kochane i rozpieszczone.
Gdy z domu powoli znikało, obyło się jakoś bez płaczu
[i pisku.
Zabawki, sukienki, niepotrzebne pamiątki zalegają
[poddasze.
Mama nieraz i do późnej nocy czuwała nad jego kołyską,
a jednak dzisiaj, gdy je wspomina — nie płacze.
Nazywało się tak jak ja, więc wszyscy myślą, że ja to ono,
i nie usypali mu gróbka choćby takiego, jak kopiec kreta.
Toteż płacze nocami w kominie, że je zapomniano,
[zgubiono,
że miejsce jego zajęła jakaś niedobra kobieta…