-
W empik go
Poezje. Tom 1 - ebook
Poezje. Tom 1 - ebook
"Poezje" TOM I Kazimierza Przerwy-Tetmajera to fundamentalny zbiór wierszy jednego z najwybitniejszych twórców Młodej Polski, który ukształtował oblicze polskiej poezji przełomu XIX i XX wieku. Tetmajer z mistrzowską precyzją porusza tematy miłości, przemijania i piękna natury, używając języka, który do dziś zachwyca swoją muzycznością i obrazowością. To niezbędna pozycja dla każdego miłośnika poezji, pozwalająca odkryć fundamenty polskiego modernizmu w najczystszej postaci.
| Kategoria: | Poezja |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8349-072-4 |
| Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Pierzchają cudne fantazyi widziadła,
Jak rozpędzone rannym wiatrem mgły — —
Gdzie natchnień tęcza?... Spłowiała i zbladła...
Gdzie wiary zorza?... W otchłanie zapadła...
Gwiazda nadziei gdzie?... Pomrok ją ćmi...
Gdzie myśli dzika, zuchwała potęga?
Gdzie uczuć bujny, rozkiełzany lot?
Gdzie moc, co — zda się — w nieskończoność sięga?
Znikła, jak świetna meteoru wstęga,
Zgasła, jak piorun, przebrzmiała, jak grzmot...
Nic nie zostało w zdruzgotanej duszy,
Oprócz pamięci o minionych dniach,
Której mściwego głosu nic nie zgłuszy,
A głos ten łamie, obala i kruszy,
I budzi zgrozę i rozpacz i strach.
I huczy głos ten: »Stargałeś swe siły,
Zgasł żar płomienia, co w twem sercu tlił,
Podobne stało się do lodu bryły;
Złamane skrzydła myśl twoją zdradziły
I ze sfer górnych padła w proch i w pył.
I pójdziesz — wiecznie ścigany przezemnie,
Ust mych straszliwy słysząc wszędzie ton —
Z sercem, jak dawniej, chcącem czuć daremnie
Z myślą, co próżno nad światowe ciemnie
Zrywa się w jasność idealnych stron.
Pójdziesz w swą drogę dalej, a ta droga
To ciemna, głucha i posępna noc,
Ocean groźny, pustynia złowroga,
Przed każdym krokiem zadrży twoja noga,
Bo już nie wierzysz w swoją własną moc.
Bo myśl już nie ma skrzydła, które dźwignie,
Bo w sercu nie ma już płomiennej skry,
Która w ciemności, jak pochodnia mignie...
A wszędzie, wszędzie widmo się doścignie
Innych, minionych niepowrotnie dni.
Idź, cieniu własny!... A gdy się nie wierzy
W swoją moc własną, to już wstrzymać krok?
Rzucić ten sztandar, który ręka dzierży,
I w tył się cofnąć z szeregu rycerzy
I nie na słońce, lecz w dół zwrócić wzrok?
Więc już ustąpić z bojowej areny,
Gdzie ślubowało się do końca stać?
Od ust oderwać grzmiący róg wojenny,
Strzaskać za ciężki miecz, a więc niecenny,
Swój posterunek w cudze ręce zdać?
O nie!... Bez wiary, nawet bez nadziei,
Że się potrafi przeciwności zmóc,
Na posterunku wytrwa — aż z kolei
Śmierć go zeń wyrwie — ten, kto dla idei
Miłość ma w duszy, bo miłość — to moc!
I przyjdą, przyjdą te godziny jeszcze,
Gdy trzeba będzie bratni szereg wzmóc,
Że chwycisz sztandar w dłoń twoją, jak w kleszcze,
I świsną miecza zamachy złowieszcze,
I róg twój zagrzmi, bo miłość, to moc!PATRZĄC KU TATROM
Tatry! Spoglądam z tęsknoty żałobą
Ku wam, błyszczącym w słońca zorzy złotej...
Na długo ja się pożegnałem z tobą
Kolebko moja... Dzisiaj — w miejskich murach —
Szlę sokolemi myśl ku tobie loty,
Co wraca do mnie na łabędzich piórach
Z tęsknoty pieśnią...
Skały wysokie! Na wasz łańcuch siny
Piętrzący słońcu zaporę niezmierną,
Pierwszy raz oczy spojrzały dzieciny,
Jedyne słodkie tam patrzały lata:
Więc pamięć moja zostanie wam wierną,
Myśl wróci do was z najdalszych stron świata
Skały me, skały!...
Lasy szumiące! W waszem smętnem pieniu
Ileż zaklętych słyszałem powieści...
Tajemniczością rozmarzony cieniu
Wieko z przeszłości odrywałem trumny...
Kiedyż mi, kiedy znowu zaszeleści
W koronach waszych halny wicher szumny
Lasy me, lasy!...
Rzeki srebrzyste! Jako wasze zdroje
Z niewyczerpanych nigdy krynic płyną:
Tak wiecznem źródłem żądz jest serce moje...
Lecz cóż i po was i po nich zostanie?
Ja wznoszę ogrom, by stał się ruiną,
Wy gnacie, aby zginąć w oceanie
Rzeki me, rzeki!...
Orle podniebny! Jak ciebie wokoło
Ciemnych obłoków otaczają fale:
Tak mnie sny smutne wieńczą młode czoło...
I drogę mamy podobną, choć różną,
Bo ty ku słońcu wciąż dążysz wytrwale,
Ja, człowiek, szczęścia szukam... obaj próżno
A jednak wiecznie.
Któż młody nie drzy przed tem, co dziś czeka?
Chyba ten, który zatarł w swojej duszy
Znamię szlachetnej godności człowieka
I skroń ustroił nikczemności godły;
Temu zwycięstwo!... Tak na roli głuszy
Niewypleniony chwast brzydki i podły
Kwiaty szlachetne...
O! gdybym wrócić mógł, gdzie Tatr granity
W koronie srebrnych lodów stoją lśniące!...
Świat ludzki z ułud przedemną odkryty
Zda mi się kołem nieszczęść i podłości...
Tam, gdzie nikomu nie przyświeca słońce,
W górskiem pustkowiu, choć bezduszne, gości
Tam czyste piękno...
Za niem to — często dotknięty boleśnie —
Szlę myśl ku ziemi tatrzańskiej dalekiej;
Niech chociaż chwilę zapomni tam we śnie
O życiu naszem tak smutnem i wstrętnem,
Które naznaczą przyszłe, lepsze wieki
Okropnem, nigdy niezatartem piętnem
Życia Kainów!...ŚMIERĆ JANOSIKA (FRAGMENT)
Szumnie radzą liptowscy panowie
Na stołecznym domu w Mikułaszu,
Jakoby im dostać Janosika,
Janosika, dobrego zbójnika,
Który panów łupi, biednym daje,
Woły nędznym kupuje wieśniakom,
Mierzy sukno od buka do buka,
A nikomu żywota nie bierze.
Jedni z nich chcą uzbroić ziemiaństwo,
Ku straszliwej zbójnikowi hańbie,
Drudzy króla poprosić o wojsko,
Żeby całe osaczyć podgórze.
Ale żupan świętojański mówi:
»Wszystko to już nieraz probowano,
Szli ziemianie, wojsko i hajducy,
Probowano, ale wżdy nadarmo.
Pierwej chwycić niedźwiedzia za kudły,
Z podkrzywańskich wywlec ciemnych lasów;
Pierwej w biegu Wag zatrzymać wartki,
Albo wicher stłumić południowy:
Nim w okowy spętać Janosika,
Nim powstrzymać jego orle chody,
Nim przytłumić jego moc zuchwałą.
Siedm lat ssał on niedarmo pierś matki:
Chwyci buka do potężnych ramion,
Jak wyrywa dziewczyna konopie,
Tak on wyrwie z korzeniami buka.
Chwyci kamień do potężnej dłoni,
Kamień duży, jako siedm głów ludzkich,
Kiedy sznurem obwiąże go silnie,
Rzuci w okno strzelistego zamku,
Choćby okno było jak wierch smreka,
Wpadnie kamień, on wejdzie po sznurze.
Koła młyńskie on hamuje ręką,
Jak dziecinny wiatraczek na wodzie.
Kiedy skoczy, dwie jodły uchwyci,
Dwie ku ziemi zegnie jodeł głowy.
Kozy w biegu chwyta w ostrych turniach,
Kiedy krzyknie, wodę w stawach mąci,
A ciupagą gdy uderzy w skałę,
Na dwie piędzi głęboko ją wcina.
Przytem stoi w czarnej zmowie ze złem.
Ni się szabla, ni kula go imie,
Szabla po nim spełznie bez obrazy,
Jako pióro jastrzębia po lodzie;
Kula odeń odbije się lekko,
Jako szyszka limbowa od skały.
Jego topór niewiedziony ręką,
Rąbie, kogo rąbać mu rozkaże,
A gdy zechce czarownik, to w oczach,
Jak mgła górska stopi się i zniknie.
Nie pojmać go żadną siłą ludzką.
Myślę tedy, że najlepiej będzie
Tysiąc jasnych dukatów przeznaczyć,
Kto go zdradą pozbawi żywota,
Albo zdradą w nasze wyda ręce«.
Tak w stołecznym domu w Mikułaszu
Świętojański żupan mówił: a to
Jednogłośnie uchwalą panowie.
Wnet rozpuszczą wieść szerokim światem,
Że kto życia zbawi Janosika,
Albo zdradą wyda go w ich ręce,
Tysiąc jasnych otrzyma dukatów.
* * *
Szumi cicho w Koprowej dolinie
Ciemna woda pośród czarnych smreków.
Miesiąc schodzi na krzywańskie turnie
Sieje srebro po limbowych kiściach,
Włóczy cienie po urwiskach skalnych.
W lesie huczy watra na polance.
Smrek zrąbany iskrzy się i pryska,
Bucha ogniem pod koronę lasu,
Iskry sypie na ciemne powietrze,
Dymem w Krzyżne liptowskie się niesie.
Tam dwunastu leży koło watry,
I trzynasty tam leży Janosik.
Mają oni wszyscy strój bogaty,
Strój bogaty, mundur przeparadny.
Mają czapki na głowach baranie,
Czarne czapki wązkie i wysokie,
Okręcone sznurkami perełek,
Jasnych szkiełek i kostek bielutkich.
Mają złotem naszyte kabaty,
Nabijane srebrem mają pasy,
W ciżmach spodnie białe cyfrowane,
Szafirowym, szerokim lampasem,
A Janosik ma spodnie czerwone,
Cyfrowane złotolitym sznurkiem.
Mają mundur, mają strój bogaty:
Strzelby długie oparli o drzewo,
Powcinali w długi tram ciupagi,
Pistolety im sterczą z za pasów
I kończyste noże w trzonkach z drewna
O trzech kulkach miedzianych na końcu.
Pieką oni całego barana,
Flaszki z wódką z torb zwydobywali,
Przepijają do siebie nawzajem
W ciemnym lesie w Koprowej dolinie.
Gra na kobzie Gajdoś, o smrek wsparty,
A Janosik słucha, na mchu leżąc,
Słucha, patrzy na Krzywań wysoki,
Kędyś w zmroku ginący przypastnym,
Krzywań głuchy, chmurny i posępny.
Leżąc na mchu, na leśnej polance,
Wsparł na dłoni ogorzałe lico,
Patrzy w Krzywań, duma... O czem dumasz
Janosiku, śnie przekraśnych dziewcząt?
Czyli dumasz o białym kastelu,
Kędy złota leżą ciężkie wory?
Czyli dumasz o lewockiej bramie,
Gdzieś wyrąbał regiment żołnierzy?
Czyś w Krzywaniu zakochał się ciemnym,
Co zaczepia gwiazdy na swych barkach,
Bierze światło miesiąca na stopy
I na niebie senną głowę spiera?
Czyś zakochał się w tym szumie leśnym...WYBIEGŁA DUSZA
Wybiegła dusza znowu tak, jak wprzód,
Snuć się po lasach, nurzać w szumie wód,
Na skał się wdzierać osępiały szczyt,
Słuchać na stawach gry lodowych płyt,
Pośród spróchniałych jaworowych kłód
Kłaść się, i w otchłań wchodzić ciemnych grót,
Błąkać się w halach, przełęczach i graniach,
Zawisać w echu, w juhaskich hukaniach,
I uleciawszy na wichrowych skrzydłach
W chmur się kołysać falujących sidłach.
Wybiegła dusza... Tak z zwierzyńca wrót
Jeleń puszczony, gdy go zawiał chłód
Rozległej puszczy, z niekoszonych łąk
Woń doleciała, nozdrza rozdął ciąg
Ostrego wiatru; gdy już żaden próg
Orlich mu więcej nie tamował nóg:
Wybiegł — i runął... Bujne jego siły
Tam się, w zwierzyńcu, starły i strawiły...
Wybiegła dusza...W JESIENI
O cicha, mglista, o smutna jesieni!
Już w duszę czar twój dziwny, senny spływa,
Przychodzą chmary zapomnianych cieni,
Tęsknota wiedzie je smutna i tkliwa,
Ileż miłości, oh, ileż kochania
Umarła przeszłość z naszych serc pochłania,
Z naszych serc biednych, z naszych serc bezdeni...
Zamykam oczy... Blade ciche cienie
Suną się w liści posępnym szeleście —
Jak obłok światło; niesie je wspomnienie...
O dni umarłe! o dni! gdzież jesteście...
Co pozostało po was?... Ah! daleko,
Daleko kędyś toczycie się rzeką
Szarą i mętną w głąb puszcz i w milczenie...NIE WIERZĘ W NIC
Nie wierzę w nic, nie pragnę niczego na świecie,
Wstręt mam do wszystkich czynów, drwię z wszelkich zapałów:
Posągi moich marzeń strącam z piedestałów
I zdruzgotane rzucam w niepamięci śmiecie.
A wprzód je depcę z żalu tak dzikiem szaleństwem,
Jak rzeźbiarz, co chciał zakląć w marmur Afrodytę,
Widząc trud swój daremnym, marmury rozbite
Depce, plącząc krzyk bólu z śmiechem i przekleństwem.
I jedna mi już tylko wiara pozostała:
Że konieczność jest wszystkiem, wola ludzka niczem —
I jedno mi już tylko zostało pragnienie
Nirwany, w której istność pogrąża się cała
W bezwładności, w omdleniu sennem, tajemniczem,
I nieczując przechodzi zwolna w nieistnienie.FRAGMENT Z DRAMATU
PRZEOR
Módlcie się bracia. Oto działa huczą,
Jako wulkany, miecąc ognia lawę
I krwi potoki mur klasztorny płuczą,
A nawet wody pod murem są krwawe.
Ale na niebie jest Bóg, Pan nad Pany,
Co widnokręgu zakreślił granice,
Gwiazdom bieg wskazał, spętał oceany
I w dłoni dzierży wichr i nawałnicę.
Jemu ufajmy; jeśli on jest z nami,
Niczem są wrogie przeciw nam oręże,
Bo Bóg jest wielki tam, nad błękitami,
A kogo broni On, ten nie polęże.
ZAKONNIK I.
Kule nad głową, jako meteory
Płomienne lecą z wyciem i szelestem.
ZAKONNIK II.
Lud wszędy widzi strachy i upiory.
PRZEOR
Ufajcie Bogu. On powiedział: Jestem.
ZAKONNIK I.
Ciemny sklep nieba cały się czerwieni
Od łuny wiosek, co się we krwi pławią.
ZAKONNIK II.
Gwiazdy zagasły od blasku płomieni.
PRZEOR
A Pana ręce z toni nas wybawią.
ZAKONNIK I.
Rycerzom naszym opadają miecze,
Oddechu braknie pod ciężkim pancerzem.
ZAKONNIK II.
Snać już nikt śmierci rychłej nie uciecze.
PRZEOR
A wiernym Jemu Bóg będzie puklerzem.
ZAKONNIK I.
Każda jutrzenka trwoży i przeraża,
Jak wieść zarazy, która się przybliża.
ZAKONNIK I.
I coraz bliżej nam wszystkim cmentarza.
PRZEOR
A ja moc wrogów zwalczę w imię krzyża...CZARDASZ
Hej, czardasza ty mi graj
Cygańska muzyko!
Huczcie basy, gęślo łkaj,
A szumnie, a dziko...
Ile smutku w duszy mej,
Ile klątwy, żalu:
Tyle w gęśle twoje wlej
Hej, czardasza graj mi, hej,
Cyganie-góralu!...
Ile żalu w piersi mej
Tłumionego dumnie:
Tyle w gęśle twoje wlej,
Hej, czardasza graj mi, hej,
A dziko, a szumnie...
Hej, w nas obu skalna krew,
Dusze w obu harde —
Wygraj-że mój cały gniew,
Cały gniew i wzgardę...
Słuchaj, słuchaj — szumi bór
Daleko, daleko — —
Zagraj-że mi, jak on gra,
Kiedy wicher po nim gna,
Niech ze smyczka leci wiór,
Niech łzy ze strun cieką...
Hej! Niech mój nie pada trup
Na doliny nizko — —
Nie dla niego w ziemi grób,
Ni śmierci igrzysko.
Na granitach leżeć mu
Wśród ciszy nadskalnej,
Niech kołysze go do snu
Łkający wiatr halny.
Niech mu szumią smutnych limb
Konary zielone,
Chmury mu uwiją nimb,
A tęcze koronę...
Wielkie orły lecą tam
I krążą i kraczą,
Z granitowych płynąc bram
Wielkie wody płaczą...
Smutno grasz mi — smyk ci drga
Od jęku, od żalu,
I w oczach ci błyska łza
Cyganie-góralu!
Hej! Zmień nutę! Słyszysz ty?
Niech ze smyczka lecą skry,
Cały ogień mojej krwi
Wlej w struny cyganie!
Wygraj-że mi szepty te,
Gdy się dusza w duszę rwie,
Kiedy z wargi tryska krew,
Drży dziewczyna tak, jak liść
I cała — kochanie...
Hej, szalony zawiedź śpiew!
Nim nam z tego świata iść,
Niech przepali rozkosz nas,
Mózg i serce spali wraz!
Hej dziewczyno! Do mnie tu,
Póki stanie w piersi tchu,
Ssij życie, pij krew!...
Hej, czardasza ty mi graj,
Cygańska muzyko!
A ty dziewczę usta daj,
Przepijemy choćby kraj,
Wróżka nam powróży z kart,
Czy nas prędko porwie czart,
A nim porwie, graj nam, graj,
A szumnie, a dziko!...