Poezje zebrane. Tom 1. Sad rozstajny. Łąka - ebook
Poezje zebrane. Tom 1. Sad rozstajny. Łąka - ebook
W dwóch tomach gromadzimy poetycką spuściznę Bolesława Leśmiana, która dziś – sto czterdzieści lat od narodzin poety i osiemdziesiąt lat po jego śmierci – wciąż uderza urodą słowa, zaskakuje subtelnością i trafnością neologizmów, a lepiej rzec: leśmianizmów, zniewala siłą brzmienia, urzeka melodią języka. Która mówi o życiu i uczuciu. I życie potrafi odmienić.
Niniejsze wydanie oparte zostało na pierwszym tomie Dzieł wszystkich Bolesława Leśmiana (PIW 2010) w opracowaniu Jacka Trznadla. Proponujemy tu jednak – jako swoistą alternatywę dla wydania krytycznego – obcowanie z samymi tekstami Leśmiana, bez filologicznych przypisów i obszernych not właściwych edycji dzieł wszystkich. Należy się bowiem czytelnikowi Leśmian sam w sobie. Aby czytając, mógł zaniedyszeć.
W tomie pierwszym mamy dwa obszerne zbiory: Sad rozstajny z 1912 roku oraz Łąkę z 1920 roku. Drugi tom zawiera: Napój cienisty z roku 1934, pośmiertnie wydaną Dziejbę leśną (1938) oraz poezje rozproszone.
Spis treści
SAD ROZSTAJNY [1912]
Pieśni mimowolne
Wieczorem
Roża
Noc zimowa
Usta i oczy
W słońcu
Niebo przyćmione
W południe
Nadaremność
O zmierzchu
Szmer wioseł
Zmory wiosenne
Zmierzch majowy
* * * (Gdybym spotkał ciebie znowu pierwszy raz)
Wspomnienie
Las
Przyjdę jutro, choć nie znam godziny
Cień
Pieśń o ptaku i o cieniu
Zielona godzina
Z księgi przeczuć
Prolog
Noc
Step
Głuchoniema
Sad
Leżę na wznak na łące...
Kabała
Zapomnienie
Epilog
Aniołowie
* * * (Niegdyś powagą i grozą płomienni –)
* * * (Bywają ognie – podobne do ciszy)
* * * (A oni właśnie najtrwalej, najdzielniej)
* * * (Znojni miłosnych zachceń tajemnicą)
* * * (Zawieruszeni w parowach obłocznych)
* * * (A lubią jeszcze powikłaną zgrają)
* * * (Śni się im czasem, że ognia zagładom)
* * * (Ocknieni ze snu, przypomnieć nie mogą)
* * * (Skąd oni rodem? Z czyjego kochania?)
* * * (Nie ma ich nigdzie i w żadnej ustroni –)
Oddaleńcy
Wobec morza
Ich oblicza
Pośpiech
Klęska
Dla legendy
Schadzka
Uczta
Ich szatan
Nieznanemu bogu
Metafizyka
Ta oto godzina
Toast świętokradzki
Poematy zazdrosne
Tarcza
Ogród zaklęty
Ballada o dumnym rycerzu
Pantera
Sidi-Numan
Wieczory
Oczy w niebiosach
Nieznana podroż Sindbada-Żeglarza
ŁĄKA [1920]
W zwiewnych nurtach kostrzewy
Topielec
Gwiazdy
Odjazd
Wieczór
W polu
Tęcza
Koń
Stodoła
Wśród georginij
Pierwszy deszcz
* * * (Oto słońce przenika światłem bor daleki)
Wiosna
Przyśpiew
Fala
Wiatrak
* * * (W ślad za górnym orszakiem obłoków przesuwnych)
* * * (W głąb podwórza świt przenika sennie)
* * * (Zapłoniona czereśnia, przez wróble opita)
Pieszczota
* * * (Żuraw skrzypi za furtą ogrodu)
* * * (O majowym poranku deszcz ciepły i przaśny)
Pogoda
* * * (Upalny ranek. Gwary i turkoty)
Przemiany
Ballady
Gad
Roże
Ballada dziadowska
Dusiołek
Świdryga i Midryga
Mak
Wiśnia
Piła
Królewna Czarnych Wysp
Zielony dzban
Śmiercie
Strój
Dąb
Ballada bezludna
W malinowym chruśniaku
* * * (W malinowym chruśniaku, przed ciekawych wzrokiem)
* * * (Śledzą nas... Okradają z ścieżek i ustroni)
* * * (Taka cisza w ogrodzie, że się jej nie oprze)
* * * (Hasło nasze ma dla nas swe dzieje tajemne:)
* * * (Zazdrość moja bezsilnie po łożu się miota:)
* * * (Z dłońmi tak splecionymi, jakbyś klęcząc, spała)
* * * (Wyszło z boru ślepawe, zjesieniałe zmrocze)
* * * (Czasami mojej ślepej posłuszny ochocie)
* * * (Ty pierwej mgły dosięgasz, ja za tobą w ślady)
* * * (Zazdrośnicy daremnie chcą pochlebić pierwsi)
* * * (Zmienionaż po rozłące? O nie, niezmieniona!)
Wspomnienie
Pieśni kalekujące
Zaloty
Szewczyk
Garbus
Ręka
Żołnierz
Trzy roże
Trzy roże
Rok nieistnienia
Wieczorem
* * * (Śnież się, w duszy mojej śnież)
Schadzka spóźniona
* * * (Pożarze pierśny, płomieniu ustny)
* * * (Ja tu stoję za drzwiami – za klonowymi)
* * * (Co w mgłach czyni żagiel na głębinie?)
Schadzka
* * * (Kwapiły się burze)
* * * (U wpółrozwartych stoim drzwi)
* * * (Dziś w naszego spotkania rocznicę)
Wyznanie
* * * (Ponad zakres śnieżycy, ponad wicher i zamieć)
Powrót
Dwoje ludzieńków
Dusza w niebiosach
Pururawa i Urwasi
Noc bezsenna
Noc bezsenna
* * * (Tam na obczyźnie, gdy próżni ostoję)
W przeddzień swego zmartwychwstania
* * * (W kraju bardzo dalekim, smucąc się ku wiośnie)
* * * (Po ciemku, po ciemku łkasz)
Warkocz
Śnieg
Asoka
Ponad brzegami
Don Kichot
W locie
Pragnienie
Spotkanie
Kleopatra
Dwaj skazańcy
Rozmowa
Otchłań
Zamyślenie
Do śpiewaka
Łąka
Alfabetyczny spis tytułów i incipitów
Kategoria: | Poezja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-06-03390-8 |
Rozmiar pliku: | 661 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
WIECZOREM
Mrok się gęstwi po sadzie, ziemny powiał chłód,
Zda się, iż dal zbłąkana podchodzi do wrót…
Wiatr się zsunął ze strzechy na gałęzie drzew –
Czy on we mnie tak śpiewa? Widzę poprzez śpiew,
Jak księżyc wschodzi nad borem!
W podwórzu, dokąd zajrzał spoza ciemnych brzóz,
Rozwidniła się studnia i samotny wóz,
Między szprychy znienacka oświetlonych kół
Duch, drogi nieznający, na nocleg się wsnuł
Wieczorem, późnym wieczorem.
Przez szyby moich okien, zapatrzonych w staw,
Blask upada i tli się wśród wilgotnych traw.
W dłoni mojej zerwany doumiera wrzos.
Jakże dziwno wymówić własne imię w głos
Wieczorem, późnym wieczorem!…
Cień mój, co we dnie kładł się na złocisty łan,
Nocą pragnie zapełnić pustkę moich ścian.
Do szyb, znikąd zjawione, lgną puszyste ćmy –
Staw posrebrniał i widzi inaczej, niż my,
Jak księżyc wschodzi nad borem…
RÓŻA
Czym purpurowe maki
Na ciemną rzucał drogę?
Sen miałem, ale – jaki? –
Przypomnieć już nie mogę.
Twojeż to były usta?
Mojeż to były dłonie?
Głąb sadu mego – pusta,
We wrotach – księżyc płonie.
Dni się za dniami dłużą,
Noce – w jeziorach witam…
Kiedy ty kwitniesz, różo?
„Ja nigdy nie zakwitam…”
„Ja nigdy nie zakwitam…”
Twój że to głos, o, różo?
Słowo po słowie chwytam,
Dni się za dniami dłużą…
NOC ZIMOWA
Skrzeń tajemnica,
Rozzłoceń mus!
We mgle księżyca
Jarzy się mróz!
Okruchy śniegu
Siecią swych fal
Zasnuły w biegu
Bezbronną dal.
Gmatwając loty,
Tamując dech –
Obsiadły płoty,
Jak siwy mech.
Do szyb się garną,
Jak białe ćmy,
Tchnąc w izbę parną:
„To – my! To – my!”
Z karczmy, w zakrzepły
Rozwartej świat,
Dym bucha ciepły,
I blask i czad!
Zaprzepaszczony
W ciemni bez dróg –
Drzewom przez szrony
Złoci się – Bóg.
Sad wśród topieli
Śniegowych głusz
W śmierci się bieli
Bez róż – bez zórz!
W swej pysze pawiej,
Łez tłumiąc znój,
Wśród śnieżnych zawiej
Sen kroczy mój…
USTA I OCZY
Znam tyle twoich pieszczot! Lecz gdy dzień na zmroczu
Błyśnie gwiazdą, wspominam tę jedną – bez słów,
Co każe ci ustami szukać moich oczu…
Tak mnie żegnasz zazwyczaj, nim powrócę znów.
Czemu właśnie w tej chwili, gdy odejść mi pora,
Pieścisz oczy, nim spojrzą w czar lasów i łąk?…
Bywa tak: świt się budzi od strony jeziora,
Nagląc nas do rozplotu snem zagrzanych rąk…
O szyby – jeszcze chłodne – uderza pozłotą
Nagły z nieba na ziemię świateł zlot i spust –
Usta twe – na mych oczach! Co chcesz tą pieszczotą
Powiedzieć? Mów – lecz zmyślnych nie odrywaj ust!
W SŁOŃCU
Jastrzębi śledząc lot,
Jezioro ciszę wdycha.
Zwiesza się poza płot
Spylona rozwalicha.
W kałuży, śladem kół
Porysowanej w żłoby,
Tkwi obłok, brzozy pół
I gęsi rdzawe dzioby.
Od sztachet, snując kurz
Na trawy i na chwasty,
Słońcem pocięty wzdłuż
Upada cień pasiasty…
Trzeba mi grodzić sad,
Trzeba mi zboże młócić!
Przyszedłem na ten świat
I nie chcę go porzucić!…
NIEBO PRZYĆMIONE
Niebo przyćmione, niebo wieczorne
Samochcąc płynie przez moje oczy…
Piersi bezsenne i bezoporne
Pieszczota zmierzchu nuży i tłoczy.
O, teraz snuć się cieniem po gaju,
Ducha wśród sosen w szkarłat rozjarzyć,
U twojej wrótni, na twym rozstaju
Samemu sobie – snem się wydarzyć!
Na skroń kalinom, ujrzanym w dali,
Paść złotym kurzem w purpur pożodze –
I nie odróżnić ust twych korali
Od owych kalin na owej drodze!
I nie odróżnić twoich warkoczy
Od brzóz, weśnionych w głębie jeziorne…
Samochcąc płynie przez moje oczy
Niebo przyćmione, niebo wieczorne…
W POŁUDNIE
Wzdłuż chat, ponad strzechami
Południa żar zawzięty
Widomie drga i mami
Niepochwytnymi pręty…
Wpośród zielonych muraw
Schną rosy ciemne ślady,
Samotnej studni żuraw
Patrzy w dalekie sady.
Na przeciwległe wzgórze
Głóg wpełzły i berberys
Poprzez słoneczne kurze
Gałęzi rzuca przerys.
Południe samo siebie
Roztrwania w oman senny…
Niebem prześwieca w niebie
Przezroczy księżyc dzienny.
Znienacka w drzew gęstwinie
Wiśnia się płoni smagle –
O, teraz, w tej godzinie
Pokochać – kogoś – nagle!…
Ten znój z błękitem w zmowie
Dech piersiom tak utrudnia!
Zachciało się mej głowie
Śnić miłość wśród południa!
NADAREMNOŚĆ
W znoju słońca mozolnie razem z ciszą dzwoni
Rozgrzanych płotów chrust.
Pocałunek sam siebie składa mi na skroni,
Sam – bez pomocy ust…
Z rozwalonej stodoły brzmi niebu przez szpary
Jaskółek płacz i śmiech –
Do pokoju, spłowiałe wzdymając kotary,
Wrywa się wiosny dech!
Boże, coś pod mym oknem na czarną godzinę
Wonny rozkwiecił bez,
Przebacz, że wbrew twej wiedzy i przed czasem ginę
Z woli mych własnych łez!…
O ZMIERZCHU
Słońce zgasło. O, jakże zwinne są i młode
Zmierzchy czerwca, nim w północ głuchą się przesilą!
Po wargach twoich dłonią, kształt czującą, wiodę,
Jak po koralach, morzu wydartych przed chwilą…
Spleć stopy, przymknij oczy – i nazwij to cudem,
Żeśmy razem, dalecy od dziennego znoju!
Jakże łatwo zwiać szczęście, z takim oto trudem
Rozniecone w ciemnościach twojego pokoju!
Łatwiej, niż rozpleść złotą warkocza zawiłość,
Niepojętą dla zmierzchów, co zgadnąć nie mogą,
Czemu te słowa: cisza i wieczór i miłość –
Napełniają mi serce zabobonną trwogą?…
Czemu ciebie, poległą snem na mej rozpaczy,
Pieszczę tak, jakby w szczęścia przepychu dostatnim
Każdy mój pocałunek miał być już – ostatnim…
Słońce zgasło… O, błagam, nie całuj inaczej!…
SZMER WIOSEŁ
Szmer wioseł dwojga w gęstwinie fal –
I szmer – i słońce – i śpiew – i dal!
Tak właśnie trzeba i tylko tak:
Płynąć wbrew ziemi – niebu na wspak!
Perły, korale skradzione dnu
Rzucać w głębinę własnego snu –
I nasłuchiwać – o, złudo złud! –
Czyli uderzą z jękiem o spód?…
Łódź się odbija w fali na wznak –
Tak właśnie trzeba i tylko tak!
Dwoistą łodzią i tu i tam
Płyń jednocześnie, po dwakroć sam!
Dwoistą łodzią w bezmiary płyń,
Podwójnie kochaj, podwójnie giń!
Czworo masz wioseł, dwa stery masz,
Ku własnej twarzy schyloną twarz –
Jakbyś wypłynął z dwu różnych snów,
Aby w tym jednym spotkać się znów!…
Jakbyś zaprzysiągł noce i dnie
Temu jednemu! Mój śnie, mój śnie!…
ZMORY WIOSENNE
Biegnie dziewczyna lasem. Zieleni się jej czas…
Oto jej włos rozwiany, a oto – szum i las!
Od mrowisk słońce dymi we złotych kurzach – mgłach,
A piersi jej rozpiera majowy, cudny strach!
Śnił się jej dzisiaj w nocy wilkołak w głębi kniej,
I dwaj rycerze zbrojni i aniołowie trzej!
Śnił się jej śpiew i pląsy i wszelki ptak i zwierz!
I miecz i krew i ogień! Sen zbiegła wzdłuż i wszerz!…
A teraz biegnie w jawę, przez las na lasu skraj –
A za nią – Maj drapieżny! Spójrz tylko – tygrys-maj!…
Dziewczyna płonie gniewem… zaciska białą pięść…
A wkoło pachną kwiaty… Szczęść, Boże, kwiatom szczęść!
A wkoło pachną kwiaty, słońcem się dławi zdrój!
Purpura – zieleń – złoto! Rozkwitów szał i bój!
Grzmi wiosna! Tętnią żary! Krwawią się gardła róż!
O szczęście, szczęście, szczęście! Dziś albo nigdy już!…
Dziewczyno, hej, dziewczyno! Zieleni się nam czas!…
Kochałem nieraz – ongi – i dzisiaj jeszcze raz…
Dziewczyno, byłem z tobą w snu jarach, w głębi kniej –
Jam – dwaj rycerze zbrojni i aniołowie trzej!…
Jam – śpiew i pląs zawrotny! Jam wszelki ptak i zwierz!
Ja – miecz i krew i ogień! Sen zbiegłem wzdłuż i wszerz…
Sen zbiegłem, goniąc ciebie, twój wierny tygrys-maj!…
Ja jestem las ten cały – las cały aż po skraj!
ZMIERZCH MAJOWY
Zmierzchu majowy, purpurą się ściel!
Z jabłonnych kwiatów – czar tobie i biel!…
W jedną się falę stapiają bez fal –
Ze światłem – smutek, a ze smutkiem – dal.
Ten Maj w niebiosach, zwieczorniały Maj!
Przypomnij wszystko – i zrozum – i łkaj…
Wiem, że ty teraz pochyliłeś skroń
W okno, rozwarte na światłość, na woń.
I wzrok wytężasz poza życia kres
Aż do utraty oddechu i łez –
Aż do wchłonięcia oddali i cisz,
Aż do niewiedzy, dla kogo tak śnisz?
Aż do pytania, dlaczego w ten znój
Świat zda się obcy, choć bliski, choć twój?
I czemu zorzy purpurowy czas
Do trwóg przynagla i ciebie i nas?
I czemu trzeba ku zbłaganiu zórz
Poczwórnych dłoni i aż dwojga dusz?…