- W empik go
Pogromca hien ludzkich - ebook
Pogromca hien ludzkich - ebook
"Mixer" (The Mixer) to ten, który się wtrąca, ten który przeszkadza. Nasz bohater Mixer „przeszkadza” szczególnie oszustom, złodziejom, różnorakiej maści naciągaczom i krętaczom. Za pomocą rozmaitych forteli próbuje ich wywieść w pole i okraść. Czy uda mu się to za każdym razem?
Polecamy serdecznie powieść Człowiek o stu obliczach. Polecamy również Twarz o zmroku, Tajemnica szpilki i inne powieści w cyklu Klasyka angielskiego kryminału.
Edgar Wallace (1875–1932) pisarz angielski, autor powieści awanturniczo-kryminalnych. Zdobył ogromną popularność i był bardzo poczytny w czasach II Rzeczypospolitej. Miał znaczny wpływ na polską literaturę sensacyjno-kryminalną tego czasu. Do Wallace’a odwoływał się często Adam Nasielski we wstępach do swych powieści sensacyjnych
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-67494-48-9 |
Rozmiar pliku: | 730 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
JAK SIĘ PONY NELSON DAŁ WYWIEŚĆ W POLE
Pony'emu Nelsonowi udało się, udało się, jak tylko raz w życiu się udaje. Dzięki temu stanął na czele wszystkich swoich współczesnych. Długa to historia i mały ma związek z tym opowiadaniem, jednakowoż wchodzi tu w grę trzydzieści pięć tysięcy funtów szterlingów, które zgarnął do ostatniego pensa. Pony, król naciągaczy i oszustów, największy i zdumiewająco zdolny karciarz, jaki kiedykolwiek zasiadał przy zielonym stoliku. Nastąpił wprawdzie pewien podział; przez cały sezon szczęście sprzyjało Nelsonowi tak, że stać go było na hojność względem członków swojej szajki.
Planował sobie całe lato mieć swobodne, odbyć wycieczkę samochodową do zachodniej Anglii, parę tygodni pływać na rzece i prócz tego, właśnie umawiał się o wynajęcie myśliwskiego terenu w Szkocji, gdy Bradley z Centralnej Policji Śledczej, dał mu do zrozumienia, że coś się dzieje i że niestrudzony detektyw Sennet, który poświęcił całe swoje zdolności i czas takim przestępstwom, jakie były działalnością Nelsona, kroczył tuż po jego śladach i potrzebował tylko jeszcze jednego skrawka dowodu, aby umieścić Nelsona tam, gdzie go ani psy nie ukąszą, ani koty snom jego przeszkodzą.
Wówczas Pony rozpuścił wieść, że plany jego uległy zmianie: ponieważ paszport ma w porządku, wkrótce wyjeżdża do południowej Francji.
W Siedmiu Piórach w Soho zebrali się wszyscy najlepsi, najsprytniejsi i najzręczniejsi z tych, których potocznie zwano „Bandą Nelsona".
Simmy Diamond, Colethorpe, May Blumenthal i Chris O'Heckett byli obecni na wspaniałej uczcie, wydanej przez Nelsona, przy której wino lało się obficie. Nie wszystkie z wymienionych nazwisk trzeba pamiętać, gdyż większość zagubiła swoją osobowość w tłumie. Lecz chwilowo wymieniamy ich nazwiska, aby czytelnik rozumiał, że Mixer był nieobecny. Nie był on członkiem „Bandy Nelsona", a jednak miał doskonałe informacje o Nelsonie, jego zwyczajach, słabostkach i projektach.
– Masz szczęście! – rzekła May, siedząca obok Pony'ego. Pony roześmiał się.
– Przyznaję, że mogło być gorzej – odpowiedział skromnie – lecz bardzo mi się nie podoba ta jazda za granicę, właśnie kiedy sezon się rozpoczyna, a pieniądze czekają tylko, żeby je zgarniać.
Potrząsnął głową z dobrze udanym żalem, a może nawet żal nie był zupełnie udany. Pony był pozerem, jak wszyscy wielcy artyści. Poddawał się atmosferze pochlebstwa, która go chwilowo otoczyła, czyli po prostu Pony popisywał się.
– Doprawdy, chłopcy i dziewczęta – ciągnął w zamyśleniu – tu kupy pieniędzy czekają na was, a choć wam ich nie żałuję, nie lubię być poza kursem.
Przestał mówić i jakiś błysk zaświecił mu w oczach.
– Jutro o ósmej rano wyjeżdżam – rzekł powoli – moja waliza zapakowana i już na stacji.
Zatrzymał się znów, a uwielbiająca go kompania słuchała z zapartym tchem, gdyż Pony był geniuszem i od czasu do czasu, wygłaszał godne zapamiętania słowa, które powtarzane były nawet wśród łotrów niższego autoramentu.
– To będzie kosztowna dla mnie wycieczka – mówił kapryśnie Nelson, a oczy śmiały mu się psotnie. – Zanim się na miejsce dostanę, licząc ceny biletów kolejowych, przejazd przez kanał, wydatki w Paryżu, napiwki etc., sądzę, że ta wycieczka będzie mnie sto funtów kosztowała.
Zeznanie to przyjęte było służalczymi uśmiechami, bo czyż Pony nie miał nieomal czterdziestu tysięcy funtów schowanych po rozmaitych kieszeniach, widocznych i ukrytych.
Dziewczyna pierwsza odgadła jego myśli.
– Nie bądź głupi – rzekła poważnie. – Nie budź złego. Idź do domu, prześpij się i zmykaj do Francji. Wiem, o czym myślisz.
– O czym? – wyzywająco zapytał Pony.
– Chcesz coś takiego zrobić, co ci pokryje koszty podróży – rzekła. – Będziesz miał wszystkich szpiclów czekających na Victoria Station, Sennet czyha na ciebie, a kto wie, czy się nie wsypiesz na jakiej głupiej robocie.
Pony śmiał się.
– Szpicle od lat mnie gonią – rzekł – i jeszcze mnie nie złapali, co? Chyba nie przypuszczasz, że pójdę ich poprosić o to w ostatniej chwili? Nie, May, jeśli tej nocy coś zrobię, będzie to bezpieczne i ja to wykonam.
Simmy pośpieszył również z ostrzeżeniem.
– Szukasz guza, Pony – powiedział potrząsając głową. – Widziałem najlepszych ludzi w fachu pod kluczem, dlatego że nie zadowolili się wielkim zyskiem, lecz złakomili się na drobiazg. To nie tak, jak gdybyś był nieznany, Pony. Nawet pierwszy lepszy posterunkowy wie, żeś zamieszany w te sprawy i tylko, że cię dotąd przy robocie nie złapali, jeszcze cię nie capnęli. Gdziekolwiek chodzisz, pilnują cię, a co więcej, nie byłoby to podobne do ciebie awanturować się w coś bez przygotowań i urządzeń poprzednich. Jak możesz się zabezpieczyć, kiedy nie wiesz jeszcze, jaki interes chcesz zrobić?
Logika tych słów przemówiła do instynktu zawodowego zebranej kompanii. Rozległ się szmer pochwalny.
Lecz Pony Nelson nasycony był dobrem winem, a poza tym, podniecony myślą o swych wakacjach. Prawda, że zebrał obfite żniwo, rujnując przy tym jednego mężczyznę i dwie kobiety, podczas gdy siebie wzbogacił. Prawda, że miał dosyć pieniędzy, aby mu starczyło na dwa lub trzy lata i że przed nim rozciągał się czas swobodny i okazja planowania większych jeszcze czynów.
Również jednak czuł, że musi podtrzymać swoją reputację śmiałości i sprytu i… wierzył w swoją gwiazdę.
– Zdaje mi się, że niektórzy z was też potrzebują wakacji – rzekł ironicznie. – Co was wszystkich ugryzło? Czy myślicie, że podejdę do sklepu jubilera, okno wytłukę i pochwycę garść zegarków? Czy też spodziewacie się, że pójdę na Piccadilly, gdzie od szpiclów roi się gęściej niż od much w śmietniku, i zdzielę jakiego starego idiotę po głowie? Mówię wam, że muszę dostać sto funtów na pokrycie wydatków i dostanę je z łatwością.
Nie miał jeszcze żadnego planu określonego, lecz wino i optymizm szumiały mu w głowie.
– Pragniesz teraz – mruknął Simmy – jakiegoś cudu do diabła.
I stał się cud.
Kawiarnia i restauracja Siedmiu Piór zajmowała parter i pierwsze piętro. Pony wybrał sobie na swój obiad parter, gdyż dawał mu możliwość czynienia obserwacji. Mała salka jadalna była właściwie alkową o zaciągniętych firankach, gdzie było tylko miejsce na trzy małe stoliki lub, jak w tej chwili, jeden duży. Główna sala zajęta była przez mały bar, który znany był koneserom z doskonałości dostarczanych koktajli.
Poza tym na parterze były trzy wyjścia, co miało też znaczenie dla Nelsona, który, mimo swej pozornej lekkomyślności, był w istocie bardzo ostrożny. Z miejsca, na którym siedział, widział przez szparę w firankach kawiarnię i w tej samej chwili, w której Simmy mówił swój ironiczny komentarz, przez pole widzenia Nelsona przesunęło się dwóch młodzieńców, którzy przechodzili niepewnymi krokami z kawiarni do baru. Gdyby ich nie dojrzał, musiałby ich usłyszeć, gdyż jeden z nich przynajmniej był hałaśliwy. Na wszystko czujny Pony wyciągnął rękę i powiększył szparę w firance. Był oportunistą po czubki palców i jakoś wyczuł w zjawieniu się tych nowo przybyłych, spełnienia tego cudu, z którego sceptyk Simmy szydził.
Podniósł rękę, aby nakazać milczenie, lecz ta ostrożność była niepotrzebna, gdyż goście już z twarzy jego rozkaz wyczytali.
Hałaśliwy przybysz dowodził czegoś głośno usługującemu w barze, a towarzysz jego wtórował mu jak echo.
Nie było w tym nic nadzwyczajnego, żeby złota młodzież londyńska zachodziła do Siedmiu Piór, gdyż sława ich trunków rozeszła się daleko. Przybyli odziani byli w nieposzlakowany strój wieczorny. Byli nie tylko strojni, lecz także wymuskani. Pod pachą nosili laski ze złotymi gałkami, a z kieszeni przystojnego hałaśliwego młodzieńca zwieszał się zegarek wysadzany brylancikami. Towarzysz jego był nieco starszy, mniej przystojny, bardziej spokojny, lecz najwidoczniej równie podchmielony.
– Czekajcie – szepnął Pony i wysunął się, bo ujrzał swoją okazję.
On również był w smokingu, a nosił go tak dobrze, że nikt nie mógł wziąć go za kelnera. Przeszedł spokojnie przez bar, z rękami w kieszeniach, z długim cygarem w kąciku ust i nie próbując zaczepić nieznajomych, zwrócił się do obsługującego bar. Nie potrzeba było ich zaczepić, bo młodszy pochylił się ku niemu i położył mu serdecznie rękę na ramieniu.
– Napij się z nami, kolego – rzekł – mamy fury pieniędzy, a noc ledwie się zaczęła.
Pony odwzajemnił się życzliwym uśmiechem.
– Zazwyczaj nie pijam z nieznajomymi – rzekł.
– Zapomnij o tym, stary – odrzekł tamten. – Noc ledwie się zaczęła, a dziś są moje urodziny.
– Tak jest, toteż celebrujemy je – dodał jego przyjaciel, gestykulując niezupełnie pewną ręką.
Pony ceremoniował się nieco, lecz przyjął zaproszenie. Nastąpiło solidne picie zdrowia, a potem ten z młodzieńców, który go zaczepił, włożył rękę do kieszeni i wyciągnął paczkę banknotów tak poważnej grubości i tak wysokiej wartości – Pony spod oka zauważył, że były same dwudziestki – że rozgarnięty ten człowiek błyskawicznie obmyślił plan akcji.
Rozmowa była łatwa. Przystojny młodzieniec rozmawiał za wszystkich, mówił o sobie, o swoim towarzyszu, który entuzjastycznie mu wtórował. Ze słów jego Pony wywnioskował, że byli synami ludzi, którzy mądrze i szczęśliwie dla siebie obracali kapitałami podczas niedawnej wielkiej wojny. Wywnioskował również, że obaj są w wojsku, lecz co go zainteresowało najwięcej, to mały hazard, któremu się w tej chwili oddawali. Przebieg był prosty. Jeden z młodych ludzi położył złożony banknot na ladzie i polecił drugiemu zgadywać, czy ostatnia cyfra kolejnego numeru banknotu była parzysta, czy nieparzysta. Pony pozostawił ich przy tym interesującym zajęciu i powrócił do swojej kompanii.
– Cud się stał, Simmy – rzekł cicho, a potem kiwnął na May. – Będziesz mi potrzebna, May. Czy możesz przyjąć gości w swoim mieszkaniu przy ulicy Albany?
Ściągnęła usta powątpiewająco.
– Chyba nie chcesz ich tam zaciągnąć, co?
Kiwnął głową potakująco.
– Potrzeba mi tylko stu, rozumiesz – powiedział. – Te dzieciaki mają na pewno przy sobie tysiąc.
Dziewczynie twarz się zmieniła.
– To co innego – rzekła. – Co chcesz, żebym zrobiła?
Pony naszkicował swój plan krótko. Po chwili wrócił do młodzieńców przy ladzie.
– Muszę opuścić was, chłopcy – rzekł. – Bardzo mi przykro, ale jestem na obiedzie z pewną damą, a gdyby ona zobaczyła, że uprawiacie hazard, nie odeszłaby od was, bo hazard wszedł jej już w kości.
– Takie właśnie lubię – rzekł hałaśliwy młodzieniec, lecz Pony potrząsnął głową.
– Wiem, co zrobię – rzekł, jak gdyby nagła myśl go uderzyła. – Odwieźmy ją do domu, a potem zaprowadzę was do najbardziej cacanego nocnego klubu w całym mieście.
Propozycja ta przyjęta była okrzykiem radości. Poszedłszy do alkowy, Pony ukazał się po chwili z May, nieśmiałą, skromną panienką, której jedynym pragnieniem było dostać się do domu.
Młodzieńcy, których nazwisk Pony nie postarał się dowiedzieć, mieli taksówkę, czekającą u wejścia, i cała czwórka odjechała w wietrzną, dżdżystą noc, śledzona przez resztę bandy.
– Szuka guza – rzekł Simmy, wracając do stołu. – Wcale mi się to nie podoba. Skąd możemy wiedzieć, że ci dwaj faceci nie są szpicle?
– Szpicle! – szydził drugi z bandy. – Czyś widział kiedy szpicla, który nie wyglądałby na szpicla? To są frajerzy.
Nic nadzwyczajnego się nie wydarzyło, poza faktem, że młodzieńcy koniecznie chcieli śpiewać przez całą drogę do Albany, lecz podjeżdżając do swego mieszkania (w rzeczywistości było jeszcze daleko do jej mieszkania) May wyraziła życzenie, aby się zatrzymać i pójść resztę drogi piechotą, mimo że deszcz ciągle mżył. Młodzieńcy mogli być rano zupełnie nieświadomi tego, co się stało, lecz szofer był w każdym razie trzeźwy i mógł dostarczyć informacji, które byłyby niepożądane.
Młodzieńcy chętnie się zgodzili na jej propozycję i wysiedli płacąc szoferowi, a wówczas wszyscy czworo w jednym rzędzie poszli wzdłuż opustoszałego trotuaru, aż dosięgli drzwi, przez które May przeszła, a za nią tamci.
Goście znaleźli się w bardzo eleganckim apartamencie, który jednak najwyraźniej nie robił na nich wrażenia. Pony odciągnął dziewczynę na bok i cicho z nią rozmawiał. Powrócił do młodych hulaków.
– Panna Johnson nie chce was puścić aż się napijecie, – rzekł – lecz sądzę, żeście już dosyć mieli, czy nie?
– Cóż znowu – odparł rozmowny młodzieniec. – Proszę podziękować pannie Johnson w naszym imieniu.
Pony wahał się.
– Chciała wiedzieć, czy będziecie grali w bakarata, – rzekł – lecz ja na waszym miejscu nie grałbym. Ma nadzwyczajne szczęście i jak już mówiłem, hazard jest jej pasją.
– Bakarat – krzyknął młodszy – to moja ulubiona gra. Dawaj karty, chłopcze.
– Nie chcę grać – rzekł Pony, potrząsając głową. – Nie pochwalam hazardu.
Poklepali go po plecach, dali mu kuksańca w bok i w ogóle okazywali taki dobry humor, że dał się przekonać do gry.
Dziewczyna wydobyła karty z pudełka i gra się zaczęła.
Z początku młodzieńcy wygrywali, lecz potem rozpoczął się stały spadek ich szczęścia. Płacili bez słowa; stos banknotów pod ręką May rósł ciągle i Pony, obliczywszy w myśli swoją wygraną, widział, że nie tysiąc, ale dwa tysiące zbierały się w puli i postanowił zmienić swój układ z May.
Po pewnym czasie nadszedł moment nieunikniony.
– Nie mam grosza – rzekł starszy z dwóch. – Pożycz mi pięćdziesiąt, Anthony.
Tamten potrząsnął głową.
– Zostało mi jeszcze dwadzieścia funtów, chcę jeszcze nimi pograć – odparł.
Pograł i stracił i przez chwilę zapanowało głębokie milczenie, przerywane tylko szelestem banknotów, które dziewczyna liczyła zręcznymi, szybkimi palcami.
– Szczęście nie sprzyjało – odezwał się Pony przyjacielsko. – A teraz chłopcy musicie się napić. Czy doprawdy jesteście bez grosza? Mogę wam pożyczyć do dalszej gry.
Lecz młodzi ludzie nie chcieli skorzystać z uprzejmej propozycji. May przygotowała napój na kredensie i postawiła na stole. Mniej rozmowny młody człowiek podszedł powoli do drzwi, z rękoma w kieszeniach, gdy tymczasem drugi podniósł kieliszek i powąchał go.
– Chloro-butan! – rzekł wesoło, a Pony oczy szeroko otworzył.
Jeszcze szerzej je otworzył, kiedy tamten podał mu kieliszek.
– Wypij to – rzekł.
– Co to ma znaczyć? – zapytał Pony.
– Pij! – rozkazywał młodzieniec, a w tej chwili rozległ się zgrzyt klucza przekręcanego w zamku.
Pony odwrócił się szybko i widział jeszcze, jak starszy wyjmował klucz i chował do kieszeni.
– Cóż to za kawał, do diabła? – zapytał.
– Gruby kawał, Pony – odparł młodzieniec z kieliszkiem. – Wypij to, inaczej brzuch ci przewiercę jak sito.
Dziewczyna porwała się ku niemu, lecz młody człowiek, który drzwi zamknął rzucił się ku niej i pochwycił ją.
– Puść mnie – krzyknęła dziko. – Zawołam policję! Pony, dlaczego nic nie robisz i pozwalasz na to?
– Uspokój się – rzekł łagodnie młodzieniec, który ją trzymał.
– Tak, uspokój się – rzekł jego przyjaciel – a cokolwiek zrobisz, po policję nie posyłaj. Pony powie ci dlaczego.
– O co wam chodzi? – zapytał Pony.
Był spokojny, z każdym zmysłem w napięciu.
– Przede wszystkim – rzekł tamten – uwolnię cię od pieniędzy, które tak niegościnnie zabrałeś nam przy pomocy znaczonej talii kart.
Zabrał zwitek banknotów z ręki dziewczyny i włożył sobie do kieszeni.
– Możesz się dobrze przypatrzeć temu trunkowi, Pony – ciągnął, wskazując na wino. – Zawiera środek nasenny i skutek jest piorunujący. Pozwolisz, że naszkicuję ci twój plan kampanii? Zabrawszy nam nasze pieniądze, chcieliście nas uśpić, obedrzeć ze wszystkiego, to jest z tego wszystkiego, czegoście jeszcze nie wzięli i zostawić w jakiejś miłej bocznej uliczce. Domyślam się, że mogliście zwołać telefonicznie wszystkich swoich towarzyszy na pomoc. Po dokonaniu tego, ty, Pony, miałeś jechać jutro o ósmej rano do Francji, aby wydać tam w rozpustnym życiu, swoją nieuczciwie zdobytą gotówkę. Masz już nawet paszport w kieszeni i co ważniejsze, masz fundusz dostateczny do spędzenia czasu rozkosznie.
– Co z tego? – spytał Pony.
– Co z tego? – wycedził tamten. – Zanim cię o coś poproszę, pozwól, że się przedstawię. Nie powiem ci mego nazwiska, bo to by cię nie zainteresowało. Choć to brzmi nieco poufale, możesz mnie nazywać Anthony. Albo możesz mnie nazywać „Mixerem". Mojemu przyjacielowi jest Paul na imię. Trzeci kompan czeka w tej chwili cierpliwie przed domem na nasze ukazanie się.
– Czy to blaga? – zapytał Pony.
– Bynajmniej – cedził Anthony. – Sandy jest szoferem. Był moim ordynansem podczas wojny i to bardzo dobrym. Woli pozostać ze mną niż powrócić do roboty w składzie towarów. Ja też mu obiecałem, że dorobi się majątku i dotrzymam tego. Zasługuje na to, lecz przypuszczamy, że nie oceniłbyś jego dobrych stron, ani usług, które oddał krajowi i mnie, gdybym ci o nich opowiedział. Ja zaś i mój obecny tu przyjaciel, rozumiesz, panie Nelson, nie jesteśmy młodymi bohaterami, którzy byli zdemobilizowani i uważają się za pokrzywdzonych przez obojętny świat. Byliśmy dosyć odważni – dodał skromnie – i mamy ordery, które ze względu na nasze obecne niezupełnie godziwe zajęcie, byłoby wstyd wymieniać. Paul jest oficerem Legii Honorowej, czy nie, Paul?
Paul kiwnął głową.
– Prawda, że nas ojczyzna nie potrzebuje i że nasze życie utrudnione jest faktem, że obaj opuściliśmy wojsko wśród nieprzyjemnych okoliczności. Paul opuścił je dzięki faktowi, że pozostał w mieście siedem dni dłużej, niż mu urlop pozwalał, a na jego korzyść muszę powiedzieć, że kiedy stanął przed sądem wojennym nie próbował się wykręcić. A mnie wylano z armii, jak najsromotniej, za podbicie oka młodemu człowiekowi, który nosił odznakę komendanta obozu. Była to jedyna jego odznaka, gdyż nie będąc we Francji, nie miał prawa do żadnej innej.
– O co więc wam tu chodzi? – zapytał znów Pony.
– Chodzę po świecie, aby robić pieniądze – mówił dalej Anthony. – Jestem Niezwyciężony i Nieporównany Zdobywca Złota i to jest moje imię. Otóż, odkryłem, że najłatwiejszym sposobem zrobienia pieniędzy jest zabierać je od ludzi twojego typu. Dlatego Paul, który jest nad wyraz moralnym człowiekiem, zgadza się być moim sekretarzem, towarzyszem i pomocnikiem, gdy zajdzie tego potrzeba. Faktem jest, że gdyby nie brak inicjatywy i upodobanie wygód, byłby się już zabrał do obdzierania łotrów na własny rachunek, bo gdy go spotkałem, bardzo niechętnie myślał o powrocie do swojej urzędniczej bazgraniny i bardzo mu się uprzykrzyło poszukiwanie pracy. Otóż jest na tyle dobry, że daje mi swoją pomoc i podporę w uwalnianiu ludzi, takich jak ty, od ich bogactw, ludzi, którzy nie mogą podnieść alarmu i którzy wzbogacili się na kradzieży.
– Nic ode mnie nie dostaniesz – syknął przez zęby Pony.
– Przeciwnie – odparł uprzejmie Anthony – dostanę wszystko, co będę chciał, a wszystko, co chcę, jest wszystkim, co masz.
– Do diabła! Ja ci za to zapłacę! – syknął Pony i znów Anthony uśmiechnął się, lecz już z pewnym znużeniem.
– Może zechcesz zrozumieć, – rzekł łagodnie – że ryzykowaliśmy za siedem szylingów i sześć pensów dziennie. Sandy ryzykował za jeszcze mniej. W porównaniu do szkaradnych Hunów, jesteście jak niemowlęta. Nie możecie mi niczego zrobić, czego ja z nawiązką nie oddałbym wam – objaśniał. – Domyślam się, że macie bandę za sobą, która by się na mnie jednej nocy zasadziła i napadłszy nieprzygotowanego, na śmierć skopała. Nigdy mnie nie schwycą nieprzygotowanego i będą tracić daremnie czas i siły i rozczarowywać się moc razy, jeśli spróbują tego. A teraz, Pony – głos jego zabrzmiał ostro – wyłuskuj się!
– A jakże! – zawołał Pony i skoczył na niego.
Ręce jego uderzyły w pustkę, ciężka kolba browninga uderzyła go w czaszkę i Pony Nelson zwalił się na ziemię. Dziewczyna, jak śmierć blada, przyglądała się tej scenie w milczeniu. Teraz, gdy Anthony pochylił się nad nieprzytomnym i zaczął przeszukiwać kieszenie, przemówiła:
– Zapamiętam was – szepnęła.
– Jaka szkoda! – mruknął Paul trzymając jej ręce.
– Byłoby mi niezmiernie przykro, gdybyś nie pamiętała – odparł uprzejmie Anthony.
Zapanowało znów milczenie, potem:
– Co ze mną zrobicie? – spytała.
– Pozostawię cię tutaj – rzekł Anthony. – To jest ta cudna strona mojego systemu. Nie potrzebuję cię wiązać, ani kneblować, ani truć, ani usypiać. Tylko po prostu zostawiam cię własnemu losowi. Nie potrzebujesz wołać policji, bo policja przyjdzie.
– Czy się nazywasz człowiekiem? – zapytała cicho.
– Nazywam się dżentelmenem – rzekł Anthony z wielką powagą.
Poszukiwanie było krótkie, lecz owocne. Ułożył sześć grubych paczek banknotów na stole, otoczył wszystko szeroką gumką i wepchnął do tylnej kieszeni.
Obejrzał się.
– Już możemy chyba iść, Paul – rzekł. – Sandy zacznie się niepokoić.
Kiwnął głową uprzejmie dziewczynie, która stała jak skamieniała i zszedł ze schodów ze swym towarzyszem.
Otworzył drzwi i cofnął się, gdyż trzech ludzi stało na progu, a policjant czekał u schodków. Zawahał się tylko sekundę, a potem ruszył naprzód, przepychając się przez czekających ludzi, kiedy jeden z nich chwycił go za rękę, a lampka elektryczna, oświeciła mu twarz.
– Halo! – rzekł głos. – Kim jesteście do diabła?
– A kim wy jesteście do diabła? – spytał Anthony.
Potem głos rozkazujący rzekł niecierpliwie:
– To nie on. Kto jest jego towarzysz?
Lampka elektryczna oświeciła Paula.
– To również nie on. Co panowie tu robią?
– Zanim co więcej powiemy – rzekł Anthony, wpadając od razu w poważny ton argumentującego pijaka – czy mogę się zapytać, czy jest jakiekolwiek prawo, które by zabroniło mi wyjść tymi drzwiami w środku nocy?
Nastąpiło niezręczne milczenie, a potem detektyw Sennet ze Scotland Yardu rzekł:
– W porządku, niech przejdą. Prawdopodobnie mieszkają na jednym z wyższych pięter. Jesteście pewni, że to tu? – zapytał jednego ze swych towarzyszy.
– Pewien jestem. Wiem, że May jest w domu, bo widziałem, jak się lampy zapaliły na pierwszym piętrze.
– Dobrze – rzekł Sennet, a potem do Anthony'ego: – Czy to wasza taksówka, panowie?
– Moja taksówka – odparł Anthony.
– A więc dobranoc – odparł Sennet i wszedł do domu i na schody.
W parę minut potem pędził z powrotem w poszukiwaniu taksówki, lecz Mixer już zniknął.
Pozostawiamy wyraz „Mixer" (ten, który miesza; ten, który się wtrąca) w oryginalnym brzmieniu, gdyż wszystkie odpowiadające tej nazwie wyrazy polskie, jak np. _Wtrącacz_, _Wścibski_, _Kręcicki_ etc. miałyby znaczenie humorystyczne
Żołd dzienny niższego oficera w wojsku angielskimEdgar Wallace (1 kwietnia 1875, Londyn – 10 lutego 1932) – pisarz angielski, jeden z najbardziej poczytnych w historii literatury. Urodzony jako nieślubne dziecko aktorki i oddany rodzinie tragarza. Zakończył edukację na szkole podstawowej. Od dwunastego roku życia pracował zarob-kowo, a w wieku osiemnastu lat zaciągnął się do służby w wojsku, w korpusie sta-cjonującym w Afryce. Pozo-stawał w nim przez sześć lat, następnie pracował krótko jako redaktor „Daily Mail”, ostatecznie zdecydował się rozpocząć karierę pisarską. Do śmierci w 1932 r. napisał prawie 170 powieści, w większości kryminalnych. Stał się najchętniej czytanym pisarzem angielskim przed I wojną światową. Jego powieści były tłumaczone na wiele języków i ekranizowane (nakręcono 160 filmów na podstawie jego scenariuszy, w tym słynnego King Konga). Szczególną popularność Wallace zdobył (poza obszarem angielskojęzycznym) w Niemczech, Hiszpanii i przedwojennej Polsce. Przed 1939 r. wydano prawie 70 jego powieści. W 1951 r. jego twórczość została objęta cenzurą, a książki były wycofywane z bibliotek. Z czasem większość tytułów stała się białymi krukami na rynku antykwarycznym i osiągnęła spore ceny. Wznawianie powieści Wallace’a rozpoczęto w latach 90. XX w., ale były to przede wszystkim skrócone niepełne wydania.POLECAMY RÓWNIEŻ
Pamiętniki szefa rosyjskiego policji
- Tom 1. _Arkadiusz Francewicz Koszko_, Pamiętniki szefa rosyjskiego policji
- Tom 2. _Arkadiusz Francewicz Koszko_, Wspomnienia szefa moskiewskiej policji śledczej
- Tom 3. _Arkadiusz Francewicz Koszko_, Opowiadania o świecie przestępczym Czarskiej Rosji.
Kryminały przedwojennej Warszawy
- Tom 1. _Marek Romański_, Mord na Placu Trzech Krzyży.
- Tom 2. _Stanisław Antoni Wotowski_, Demon wyścigów. Powieść sensacyjna zza kulis życia Warszawy.
- Tom 3. _Stanisław Antoni Wotowski_, Tajemniczy wróg przy Alejach Ujazdowskich.
- Tom 4. _Stanisław Antoni Wotowski_, Upiorny dom w Pobereżu.
- Tom 5. _Marek Romański_, W walce z Arsène Lupin.
- Tom 6. _Marek Romański_, Mister X.
- Tom 7. _Marek Romański_, Pająk.
- Tom 8. pierwsza część. _Marek Romański_, Złote sidła.
- Tom 8. druga część. _Marek Romański_, Defraudacja, druga część.
- Tom 9. pierwsza i druga część. _Walery Przyborowski_, Widmo przy ulicy Kanonia.
- Tom 10. _Antoni Hram_, Upiór warszawskich podziemi
- Tom 11. _Kazimierz Laskowski_, Agent policyjny w Warszawie.
- Tom 12. _Walery Przyborowski_, Tajemnica czerwonej skrzyni.
- Tom 13. _Marek Romański_, Warszawski prokurator Garda.
Szpiedzy i agenci
- Tom 1. _Marek Romański_, Miss o szkarłatnym spojrzeniu.
- Tom 2. _Marek Romański_, Szpieg z Falklandów.
- Tom 3. _Marek Romański_, Tajemnica kanału La Manche.
- Tom 4. _Marek Romański_, Znak zapytania.
- Tom 5, pierwsza część. _Marek Romański_, Serca szpiegów.
- Tom 5, druga część. _Marek Romański_, Salwa o świcie.
Detektyw Piotr Vulpius
- Tom 1. _Marek Romański_, Tajemnica małżeństwa Forster.
- Tom 2. _Marek Romański_, Zycie i śmierć Branda.
Inspektor Bernard Żbik
Adam Nasielski
- Tom 1, Alibi
- Tom 2. Opera śmierci
- Tom 3. Człowiek z Kimberley
- Tom 4. Dom tajemnic w Wilanowie
- Tom 5. Grobowiec Ozyrysa
- Tom 6. Skok w otchłań
- Tom 7. Puama E
- Tom 8. As Pik
- Tom 9. Koralowy sztylet i inne opowiadania
Najciekawsze kryminały PRL
- Tom 1. _Tadeusz Starostecki_, Plan Wilka
- Tom 2. _Zuzanna Śliwa_, Bardzo niecierpliwy morderca
- Tom 3. _Janusz Faber_, Ślady prowadzą w noc
- Tom 4. _Kazimierz Kłoś_, Listy przyniosły śmierć
- Tom 5. _Janusz Roy_, Czarny koń zabija nocą
- Tom 6. _Zuzanna Śliwa_, Teodozja i cień zabójcy
- Tom 7. _Jerzy Żukowski_, Martwy punkt
- Tom 8. _Jerzy Marian Mech_, Szyfr zbrodni
- Tom 9. _G.R Tarnawa_, Zakręt samobójców
- Tom 10. _I. Cuculescu (pseud.)/Iwona Szynik_, Trucizna działa
Klasyka angielskiego kryminału
Edgar Wallace
- Tom 1. Tajemnica szpilki
- Tom 2. Czerwony Krąg
- Tom 3. Bractwo Wielkiej Żaby
- Tom 4. Szajka Zgrozy
- Tom 5. Kwadratowy szmaragd
- Tom 6. Numer Szósty
- Tom 7. Spłacony dług
- Tom 8. Łowca głów
- Tom 9. Twarz o zmroku.
Inne kryminały Edgara Wallace´a
- Człowiek o stu obliczach
- Pogromca hien ludzkich - Zbiór opowiadań
Detektyw Asbjørn Krag
Sven Elvestad
- Tom 1. Człowiek z niebieskim szalem
- Tom 2. Czarna Gwiazda
- Tom 3. Tajemnica torpedy
- Tom 4. Pokój zmarłego
NOWE POLSKIE KRYMINAŁY
Kryminały Warszawskie
Wojciech Kulawski
- Tom 1. Lista sześciu.
- Tom 2. Między udręką miłości a rozkoszą nienawiści.
- Tom 3. Zamknięci
- Tom 4. Poza granicą szaleństwa
- Tom 5. Patostreamerzy
Komisarz Ireneusz Waróg
Stefan Górawski
- Tom 1. Sekret włoskiego orzecha
- Tom 2. W cieniu włoskiego orzecha
Kapitan Jan Jedyna
Igor Frender
- Tom 1. Człowiek Jatka - Mroczna twarz dwulicowa
- Tom 2. Mordercza proteza
Tim Mayer
Wojciech Kulawski
- Tom 1. Syryjska legenda
- Tom 2. Meksykańska hekatomba