- W empik go
Pogubieni. Odnaleźć siebie - ebook
Wydawnictwo:
Data wydania:
22 lipca 2020
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Pogubieni. Odnaleźć siebie - ebook
Maria i Rafał wydają się dla siebie stworzeni. On pracuje w stadninie, ona jest menadżerką w dobrze prosperującym sklepie. Planują wspólne życie.
Gdy w Marii zakochuje się jej szef, a w Rafale narzeczona tegoż – nikomu nie przyjdzie do głowy, że te wydarzenia nakręcą całą spiralę zdrad, przemocy, rozstań i… śmierci?
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66115-85-9 |
Rozmiar pliku: | 885 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
06.04.2011 R.
ŚRODA
ONI
Wszystkie oczy są zwrócone ku młodej parze. Jedni są zdziwieni, drudzy pukają się wymownie w czoło, inni uśmiechają na ten widok. A oni tańczą i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby robili to w normalnych okolicznościach, przy normalnej muzyce, na normalnym parkiecie. Ich okolicznością jest natura, ich muzyką jest szum wiatru i krople deszczu, które rytmicznie i z mocą opadają na ziemię, ich parkietem jest trawa. Tańczą, nie przejmując się nikim i niczym, gdyż pragną pokazać światu swoją miłość i swoje szczęście. W ten oto sposób chcą przypieczętować związek, który wykluł się przed chwilą, jest świeży, piękny, młody i pełny miłości. Kiedy kończą tańczyć, ulewa mija, a na niebie pokazuje się przepiękna tęcza. „To chyba znak od Boga” – myślą ci, którzy z uśmiechem na ustach przyglądają się temu wszystkiemu. Oni stojąc pod tą tęczą, całują się, szczęśliwi, że ich drogi się połączyły.
– Kochasz mnie?
– Kocham.
– Jak bardzo?
– Aż dech zapiera.
– Ja ciebie kocham bardziej.
– Nie, to ja ciebie kocham bardziej.
Przemoczeni do suchej nitki, ale szczęśliwi, trzymając się za ręce, idą przed siebie, a wszystkie oczy nadal są zwrócone ku nim. Jedni są zdziwieni, inni z uśmiechem na ustach oklaskują ich. Całej tej scenie przygląda się niewielki człowiek z długą, siwą brodą i w ogromnym kapeluszu na głowie. Podchodzi do nich, chwilę patrzy im w oczy, po czym mówi:
– To był piękny taniec miłości. Ująłem to na papierze – wręcza im rysunek, a na nim ich tańczące karykatury. – Kochajcie się i nie zapominajcie o tym. Wasza miłość przejdzie ciężką próbę, ale tylko od was zależy, jak ona się zakończy. Pamiętajcie... – Nie usłyszeli nic więcej, bo nagle zerwał się silny wiatr i porywa aniołowi (jak nazwała go w myślach ona) ogromny kapelusz, za którym pobiegł i znikł im z oczu.
Późnym wieczorem, przy grzańcu, w swoim małym, drewnianym domku, znajdującym się tuż pod lasem, Karol Angelo rozmyślał o dzisiejszym dniu, o nich, ich tańcu, ich miłości, ich przyszłości. „Muszę im pomóc... Spróbuję nakierować ich na właściwą drogą, a którą wybiorą, zależy tylko od nich”. Z tą myślą zasypia, śniąc o niebie i piekle.
Kobieta, leżąc w ramionach swojego mężczyzny, rozmyśla o dzisiejszym dniu, o ich „miłosnym tańcu” i o spotkaniu z uroczym aniołem. Człowiek ten zapadł jej głęboko w serce. „Chciałabym, żeby z nami został na zawsze...” – z tą myślą zasypia, śniąc o swoim małym, drewnianym, wymarzonym domku... Mężczyzna, tuląc w ramionach swoją kobietę, rozmyśla o ich tańcu w deszczu i dziwnym spotkaniu z człowiekiem z długą, siwą brodą i ogromnym kapeluszu na głowie. „Co to za człowiek? Skąd on może wiedzieć, co nasza miłość przejdzie? Jaki z niego anioł? Prędzej jasnowidz albo dziwak, który bawi się w Pana Boga, chociaż muszę przyznać, że biło od niego ciepło. I ten blask w oczach był taki dobry” – z tą myślą zasypia, śniąc o swojej kobiecie, która leży obok niego wtulona w jego ramiona...
Ich miłość jest piękna niczym zachód słońca w górach, kiedy ta życiodajna gwiazda nagle chowa się za wierzchołek, a ostatnie złote promienie próbują oświetlić cudowne doliny. Ich uczucia to nie tylko słowa, to gesty, romantyczne spacery, kolacje przy świecach, długie, namiętne noce. Raj na Ziemi. Ich miłość jest tak silna, że wydaje się, iż nic nie jest w stanie ją złamać. Ma taką moc, że powinna przetrwać każdą burzę... Los lubi jednak płatać figle... Co im przyniesie? Może już do końca świata i jeden dzień dłużej będzie im sprzyjał? Może będzie im nieprzychylny? Kto wie? Niezbadane są wyroki boskie...31.05.2016 R.
WTOREK
ONA
Jedziemy w sobotę pod namiot? – pyta Rafał.
– Świetny pomysł. Komary, muchy, krowie placki na łące.
– Skąd wiesz, że będą krowie placki?
– Przecież tak było na ostatnim biwaku. Pamiętasz, jak nam krowa wsadziła pysk do namiotu? – Oboje wybuchamy śmiechem.
– Kochanie, to było sto lat temu.
– No właśnie, sto lat temu. Za stara jestem pod namiot.
– Moja mała, biedna, młoda staruszka. To może SPA? – znów pyta Rafał.
– Brzmi lepiej – odpowiadam. – Ale wątpię, żebyśmy o tej porze coś załatwili.
– Niespodzianka. Miejsca mamy zarezerwowane. Wiedziałem, że nie zgodzisz się jechać pod namiot, więc postanowiłem ogarnąć jakieś SPA. Jedziemy, uwaga, nad samiutkie morze.
– Super! – zawołam tym razem ucieszona. – Nad morzem nie byliśmy wieki.
– Ulżyło mi – twierdzi Rafał.
– Niby dlaczego?
– Bo wiem, że wolisz góry.
– Owszem, ale morze i plażę też lubię. Poza tym, po górach uwielbiam wędrować, a nie leniuchować w SPA.
– Mówiłem ci dzisiaj, że cię kocham.
– Z dziesięć razy.
– To do setki brakuje jakieś..., niech pomyślę... Dziewięćdziesiąt?
– Coś koło tego...
– Kocham, kocham, kocham... – mój mężczyzna ubiera słowa w czyn. Jest bardzo czuły. Delikatnie pieści moje ciało. Jego ręce są takie miękkie. Zanim dopełni się nasza miłość, patrzymy sobie w oczy, z których można wyczytać uczucia, jakimi darzymy siebie nawzajem. Jego miłość jest darem. Po wszystkim leżymy przytuleni. Przypominam sobie czasy studenckie i zawód, jaki doznałam pod koniec studiów. Zostałam skrzywdzona przez dwie bliskie mi osoby. Jakie to banalne. Był sobie chłopak, zakochaliśmy się w sobie i mieliśmy żyć długo i szczęśliwie. Była sobie przyjaciółka, pokochałyśmy się jak siostry, której żadna z nas nie miała i miałyśmy się przyjaźnić długo i szczęśliwie. Poznaję ich ze sobą, a miesiąc później nakrywam w moim łóżku, w pokoju w akademiku, w którym mieszkałyśmy razem z Edytą. Pytam, jak mogli to zrobić właśnie tutaj? W pośpiechu ubierają się i wychodzą. On coś tam próbuje tłumaczyć, że to nie tak jak myślę. A niby jak? Pół roku później oznajmia, że się pomylił i nadal mnie kocha. Zamykam mu drzwi przed nosem. Myślałam, że już nigdy nie zaufam żadnemu mężczyźnie. Spakowałam się i z małej miejscowości spod Poznania przeprowadzam się do Szczecina. Byłam świeżo upieczoną panią magister. Moja ex-przyjaciółka wkrótce przysyła mi zaproszenie na swój ślub. Wychodzi za mąż za dużo starszego, ale bogatego faceta. Studiów nie ukończyła. A szkoda, bo była jedną z lepszych studentek. Mimo bólu, jaki mnie spotkał, jestem wdzięczna losowi, dzięki któremu poznaję Rafała. Gdyby nie ten fakt, pewnie nie zdecydowałabym się wyjechać do stolicy Pomorza Zachodniego. Tu się wszystko zaczęło...
ON
Uwielbiam jej zapach, jej dotyk, jej pocałunki. Czasami sobie myślę, że nie zasłużyłem na taką kobietę. Jest taka piękna i dobra. Chciałbym się z nią zestarzeć. Jeszcze kilka lat temu myślałem, że nigdy nikogo nie pokocham tak naprawdę, a już o założeniu rodziny nie było mowy. A dzisiaj chcę tę oto kobietę pojąć za żonę i mieć co najmniej trójkę dzieci. Jestem jedynakiem i dlatego uważam się za ćwierć sierotę. Moi rodzice nie chcieli więcej dzieci, ponieważ nie mieli na to czasu. Ważniejsza była dla nich kariera zawodowa, ojca jako profesora na Uniwersytecie Szczecińskim, matki jako doktora nauk medycznych. To cud, że ja się pojawiłem na świecie. Są to ludzie surowi, ale wiem jednak, że na swój sposób mnie kochają. Nie byli i nie są zbyt wylewni – przynajmniej mama – i mniej słowami a bardziej czynami okazują mi uczucia. Ojciec Marię polubił od razu, a szczególnie jej rude loki, a matka musiała przywyknąć do całej sytuacji. Wyobrażała sobie, że jej przyszła synowa będzie pochodzić z ich środowiska, cokolwiek to znaczy. Teraz, na stare lata naszedł ich instynkt macierzyński, a raczej dziadkowy i domagają się wnuków. „Jesteś coraz starszy synu, a czas ucieka – mawia moja mama, choć sama mnie urodziła w wieku trzydziestu pięciu lat. – Chcę, żebyś nie popełnił tego błędu co my i nie chodzi o twój wiek, tylko o nasz, boimy się, że nie doczekamy wnuków”. Kupiłem już pierścionek zaręczynowy i czekam na odpowiedni moment, żeby się oświadczyć Marii. Chcę jej zrobić niespodziankę. Mam nadzieję, że zgodzi się wyjść za mnie. „Nie wyobrażam sobie innej synowej” – stwierdził z uśmiechem ojciec. „A ja już widzę w wyobraźni ślicznych, małych rudzielców…” – rozmarzyła się przyszła babcia.
– Dlaczego jesteś smutna? – pytam moją dziewczynę.
– Nie, nic takiego. Czasy studenckie.
– Znów myślisz o tym dupku? Żałujesz, że nie jesteś z nim? Gdyby nie poszedł do łóżka z inną kobietą, choć nie rozumiem, jak można ciebie zdradzić, to byśmy się nie poznali.
– No właśnie i cieszę się z tego faktu, choć to wtedy cholernie bolało, dlatego jestem smutna. Kocham cię.
– Ja cię też kocham. – Marysia mnie całuje. Gdy próbuje przestać, nie pozwalam jej.03.06.2016 R.
PIĄTEK
ONA
Weekend w SPA jest cudowny. Pogoda dopisuje. W dzień korzystamy z zabiegów, moczymy się w basenach, a wieczorami, po kolacji, wychodzimy na długie spacery głównie po plaży. Jest północ. Rozkładamy koc na piasku i jest cudownie. Wyobrażam sobie, że księżyc bezczelnie się przygląda, a gwiazdy są zażenowane widokiem, jaki mają pod sobą. Pewnie napatrzą się na takie sceny, ale nie przywykły do tego. Pustka na plaży, szum fal, miękki piasek, bezczelny księżyc, zawstydzone gwiazdy, wszystko to sprzyja uprawianiu pięknej nadmorskiej miłość. Co tam piasek w pewnych części ciała. Żyje się raz... Liczy się tu i teraz... Rafał pokrywa pocałunkami moje ciało. Prężę się niczym kotka. Ach, jak ja to lubię. Chce mi się krzyczeć, ale zachowuję jeszcze odrobinę zdrowego rozsądku. Po wszystkim leżymy nadzy i przytuleni. Zasypiamy. Budzi nas poranny chłód. Boże, a jeśli ktoś nas widział? Trudno, przeżyjemy. A jeśli był to sąsiad z pokoju obok? Ale wstyd, mógł mnie widzieć nagą. Biegniemy zmarznięci do hotelu. Będąc już w pokoju, śmiejemy się z całej tej sytuacji. Jesteśmy zmęczeni, ale szkoda nam czasu na sen. W końcu jesteśmy w SPA i trzeba to wykorzystać. Jesteśmy szczęśliwi, tworzymy jedność. Nigdy nie było mi z nikim tak dobrze. Z dnia na dzień stajemy się coraz bliżsi sobie. Rafał przede mną był w dwóch nieudanych związkach. Hi, hi, hi ciekawe czy on też tak uważa...? Pierwszy się rozpada, bo dziewczyna jest cholernie o niego zaborcza i robi mu ciągle sceny zazdrości. A drugi umiera śmiercią naturalną. Dziewczyna wyjeżdża w ramach wymiany studenckiej do Stanów i tam zostaje. Miała Rafała ściągnąć, ale na moje, na nasze szczęście, ten nigdy nie dostaje wizy.06.06.2016 R.
PONIEDZIAŁEK
Dlaczego wszystko, co dobre i piękne szybko się kończy? Czas wrócić do rzeczywistości i do pracy.
– Do zobaczenia wieczorem.
– Na co masz ochotę? – pytam mojego mężczyznę, gdy ten stoi w drzwiach wyjściowych.
– Na ciebie – odpowiada i się uśmiecha.
– Nie żartuj sobie.
– Ależ ja nie żartuję. – I delikatnie gryzie mnie w ucho.
Zaczynamy się całować. Przerywam tę romantyczną scenę, bo wiem, że wylądujemy w łóżku, a czas wychodzić do swoich obowiązków.
– To co mam ugotować? – zadaję pytanie ponownie.
– Wszystko mi jedno. Nieważne co zrobisz, smakuje wyśmienicie.
– Żartujesz sobie, prawda? Przecież oboje zdajemy sobie sprawę, że kiepska ze mnie kucharka.
– Jesteś najlepszą kiepską kucharką na świecie.
– Dziękuję.
– Proszę uprzejmie.
– Zrobię spaghetti.
– Przecież zawsze robisz spaghetti, więc po co pytasz?
– Lubię poudawać, że świetnie gotuję, nawet lepiej od ciebie.
Długi, namiętny pocałunek i udajemy się każdy w swoją stronę. Jestem menadżerem, więc zawsze jestem pierwsza w pracy. Po chwili przychodzi Izka.
– Jak weekend?
– Super.
– Przybędzie kolejny obywatel w naszej starej, dobrej ojczyźnie?
– Iza! – śmieję się.
– No co, gwiazd przecież nie liczyliście.
Uwielbiam Izkę. Ma trzydzieści pięć lat i pięcioro dzieci. Wygląda kwitnąco, mimo kilku zbędnych kilogramów. Długie blond włosy, wesoły uśmiech, ładna buzia, to jej atuty. Uważa, że dzieci to dar i ona spełniła swój obowiązek wobec ojczyzny. W przyszłości o pięciu obywateli więcej będzie pracować na nasze emerytury. Chwilę później wchodzą Ela z Beatą. Wyznaczam im obowiązki, każda zajmuje swoje stanowisko. Godzina dziesiąta, otwieram sklep. Piętnaście minut później wchodzą pierwsi klienci. Podchodzą do działu Eli. Jestem spokojna, bo Ela sprzeda wszystko. Posiada ogromny dar przekonywania. Po chwili mężczyźni w kasie u Izy zostawiają razem tysiąc dwieście złotych i składają zamówienie... Nie usłyszałam na co, bo moja komórka dała sygnał, że otrzymałam wiadomość. Nieźle jak na początek dnia i tygodnia. Uwielbiam swoją pracę. Staram się, żeby dziewczyny i szef byli zadowoleni.
– Dzisiaj mamy inspekcję – informuję koleżanki.
– Jedynka czy dwójka? – To taki nasz żart.
– Jedynka – odpowiadam.
– Świetnie, bo najwyższa pora porozmawiać o podwyżce – mówi Beata.
– Święte słowa – dodaje Iza.
– Nie narzekajcie, nie zarabiamy najgorzej – odzywa się Ela. – Rozmawiałam z tą blondynką z tego sklepu z bielizną i ona zarabia średnio o dwie, trzy stówy mniej, mimo że utargi mają naprawdę ładne. A jej szefowa uprzedziła swoje pracownice, że do końca roku nie mają co marzyć o podwyżce.
– Eluniu, ty możesz zrezygnować z podwyżki, ja tam uważam, że nam się należy. Życie jest coraz droższe, a moje dzieci naprawdę mają dużo większe wymagania – mówi Iza.
– W życiu nie zrezygnuję z podwyżki – śmieje się przyjaciółka.
Dzień płynie swoim torem. Klienci wchodzą i wychodzą, niektórzy z zakupami, inni tylko oglądają. Boom zakupowy nastąpi w weekend. Tak jest zawsze. Ludzie mają wtedy więcej czasu i chyba chęci na zakupy.
– Witajcie moje gwiazdy. – Do sklepu U RUDEJ wchodzi Bartosz. Nie jest przebojowym przystojniakiem, ale ma to coś w sobie. Wysoki o twardych, męskich rysach, pięknych, czekoladowych oczach, długich rzęsach (dlaczego on, a nie ja? Czy facetowi potrzebne są takie oczy i takie rzęsy?). Po bujnych, czarnych włosach zostało wspomnienie. Teraz widać spore zakola, ale do twarzy mu z tym. „To po ojcu” – zażartował kiedyś Bartosz. Szeroki uśmiech pokazuje rząd równych, białych zębów. Mężczyzna ma trzydzieści osiem lat, ale wygląda młodzieńczo. Zawsze jest szarmancki w stosunku do kobiet.
– Dzień dobry, nasz ulubiony szefie – mówi Beata.
– Bo jedyny – śmieje się obiekt zainteresowania.
– Oj tam, oj tam. Jest jeszcze twoja kobieta – odzywa się z sarkazmem w głosie Krokuska.
– Jak się kręci mój interes? – pyta szef, udając, że nie usłyszał co, a raczej jakim tonem powiedziała to Izka. Stara się bywać w sklepie tak często, jak tylko może, bo ma jeszcze jeden i musi podzielić czas między oba. Poza tym szkolenia, spotkania biznesowe: Bartosz naprawdę ma sporo na głowie.
– Nie najgorzej, choć bywa różnie – odpowiadam.
– Szefie, przydałaby się podwyżka. – Beata kuje żelazo, póki gorące.
– Po to przyszedłem, żeby z wami o tym porozmawiać. Zapraszam na zaplecze.
W sklepie zostaje Elżbieta. Reszta udaje się za Bartoszem. Ustalamy, że pensje będzie nam zwiększał stopniowo, gdyż trochę się spłukał ostatnio. Fakt, remont generalny sklepów, wymiana mebli, sprzętu elektronicznego. To musiało kosztować. Bartosz to w sumie fajny, ciepły człowiek. Jest dobrym szefem. Ma jedną wadę – dziewczynę. Koszmarna baba. Każe nam się tytułować szefową lub Naomi, choć tak naprawdę ma ładne, polskie imię – Grażyna. Jej idolką i wzorem jest Naomi Campbell i stąd ten pseudonim. Jest tylko, a może aż, dziewczyną szefa, a uważa się, za Bóg wie kogo. Bywa wredna, szczególnie w stosunku do mnie. Dziewczyny uważają, że jest o mnie zazdrosna, bo Bartosz się we mnie podkochuje. Ponoć widać to gołym okiem.
– Bzdury opowiadacie – stwierdziłam, kiedy przyjaciółki mi to wyjawiły.
– Marysiu, skoro we trzy zauważyłyśmy, to coś jest na rzeczy
Jestem w lekkim szoku, bo nie odczułam, żeby Bartosz w jakiś szczególny sposób się do mnie odnosił. Owszem od czasu do czasu powie coś miłego, ale komplementy prawi całej naszej czwórce.
– Kochana, nasza babska intuicja nas nie myli – kontynuowały. – Zauważ, jak on na ciebie patrzy.
– Przecież on ma dziewczynę, a od miesiąca nawet narzeczoną?
– Dziewczynę? – Tym razem to w głosie Beaty słychać sarkazm. – Toż to potwór. Piękny, ale potwór.
Owszem, Naomi jest piękna. Jest wziętą modelką. Piękne, gładkie, długie nogi, czarne, lśniące włosy okalające kształtną twarz, ciemne oczy, długie rzęsy i ślicznie skrojone usta, robią wrażenie nie tylko na mężczyznach, ale i na kobietach. Kiedyś nasz stały klient, a mój i Rafała przyjaciel, który jest gejem, ujrzawszy Naomi, oznajmia:
– Dla takiej kobiety mógłbym zmienić preferencje.
– Panie Leonie, zostań pan lepiej tym pe..., znaczy się gejem – powiedziała mu wtedy Izka, która poglądy ma raczej konserwatywne i nie poważa homoseksualizmu, ale na szczęście nie krytykuje, a nawet lubi Leosia, bo to naprawdę miły i uczciwy człowiek. Niejeden mężczyzna mógłby brać z niego przykład...
Bartosz mawia, że tworzą z Naomi niezły duet – Piękną i Bestię.
– Tylko kto tu jest Piękny, a kto Bestią? – Złośliwość Beaty nie zna granic.
– Coś nie gra w ich związku i stanę na rzęsach, a dowiem się co? – twierdzi Izka.
Zbliża się pora zamknięcia sklepu. Codziennie od poniedziałku do piątku dwie z nas zostają w pracy do dwudziestej pierwszej, dwie z kolei idą o osiemnastej do domu. Dziś mój dyżur i Beaty. Poprawiamy na półkach towar, wycieramy kurze, myjemy podłogi. Robimy to, co się robi na koniec dnia, zostawiamy porządek na naszych stanowiskach pracy. Została mi jeszcze dokumentacja, ale ją robię zawsze z rana. Zresztą, Bartosz ma księgową i moja papierkowa robota nie jest za wielka. Ot drobne sprawy zamykające dzień, grafik comiesięczny, czy remanent i tym podobne. Utarg policzony.
– Pewnej części ciała nie urywa, ale bywało gorzej – śmieje się Bea.
Wracam do domu. Rafała jeszcze nie ma. Dzwonił do mnie i mówił, że kolegi żona zaczęła rodzić o dwa tygodnie wcześniej i Felek wziął urlop na żądanie, a on ciągnie jego zmianę. Rafał pracuje w podszczecińskiej miejscowości Bajkowo w stadninie koni. Jest instruktorem jazdy konnej i trenerem tych zwierząt. Kocha, jak twierdzi zaraz po mnie, swoją pracę nad życie. O koniach może opowiadać godzinami. Przygotowuję posiłek. Robię to, co potrafię najlepiej, czyli spaghetti. Koło dwudziestej trzeciej wraca zmęczony, ale szczęśliwy Rafał. Jego ukochana klacz się oźrebiła.
– Chłopczyk – mówi mój mężczyzna. – Jest śliczny. Nazwaliśmy go Szafir.
– Czyżby był niebieski?
– Nie, nie jest niebieski, ale jest równie piękny – śmieje się Rafał. – A że Róża jest moją ulubienicą, pozwolono mi wybrać imię. To na twoją cześć, kochanie. Szafir to mój ulubiony kamień.
– Jesteś kochany.
– Wiem o tym.
Kładziemy się do łóżka. Rafał jest tak zmęczony, że przytulony do mnie natychmiast zasypia.
ON
Wypad nad morze był bardzo udany. Maria jest darem od losu. Kocham ją nad życie. Pamiętam dzień, w którym ujrzałem ją po raz pierwszy. Nie mogłem oderwać od niej oczu. I ta burza rudych loków. Pomyślałem, że ona będzie moja. Pierwsza randka, pocałunek i noc. Rany, co się wtedy ze mną działo. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie przeżyłem i trwa to do dziś. Seks z nią jest... nieziemski.
– Moja kochana dzielna dziewczynka. Masz ślicznego synka. Nazwałem go Szafir. Podoba ci się? – Róża parska na znak aprobaty.
Wracam zmęczony do domu, gdzie czeka na mnie z obiadem, a raczej późną kolacją – mam nadzieję, że nie przypaloną – moja ukochana. Spaghetti jest smaczne. Marysia, niestety analfabetka kulinarna, o dziwo spaghetti robi najlepsze na świecie. Po kolacji kładziemy się do łóżka. Niemal natychmiast zasypiam.10.06.2016 R.
PIĄTEK
ONA
Uwaga, dwójka na horyzoncie – tak żartobliwie mówimy o Grażynie.
Kobieta wchodzi do pomieszczenia, kulturę osobistą zostawiwszy chyba w domu, ponieważ nie witając się, mówi do mnie oficjalnym tonem:
– Mario, musimy poważnie porozmawiać.
– Oczywiście, nie ma problemu. Za pół godziny mam przerwę.
– Nie, w tej chwili to zrobimy. Beata cię zastąpi – oznajmia władczym głosem kobieta.
– Ale ona ma teraz przerwę śniadaniową.
– Nie ma sprawy – mówi Beata i ukradkiem pokazuje język plecom Naomi.
– Uważam, że nie jesteś dobrym menadżerem. Zyski ostatnio są słabe i to jest twoja wina, ponieważ nie potrafisz sprzedać towaru – oznajmia mi kobieta już na zapleczu.
Owszem, nastąpił mały kryzys, myślę chwilowy, ponieważ w naszej okolicy otworzył się drugi sklep z akcesoriami motocyklowymi. W lokalnej telewizji, radiu i gazecie, właśnie puszczane są reklamy naszej firmy. Poza tym przed wejściem stoi nowy szyld reklamowy i uważam, że jest świetny. I rzecz najważniejsza, po długich namowach, Bartosz się zgadza, aby w części pomieszczenia zrobić asortyment górski. W tej formie sklep działa od dwóch miesięcy i klienteli, zwłaszcza miłośników gór, przybywa. Wszystko to opowiadam szefowej...
– I dlatego sądzę, że dobrze zarządzam firmą – kończę swoją wypowiedź. – Uważam też, że to Bartosz decyduje o swoich pracownikach, a nie ty.
– Nie jesteśmy na ty.
– To działa w dwie strony, tak że proszę się nie zwracać do mnie po imieniu, pani Grażyno.
– Naomi – wchodzi mi w słowo Grażyna, Naomi, szefowa czy jak jej tam. – Dopóki pracujecie w moim... w naszym sklepie, dopóty będę zwracała się do was tak, jak uważam za stosowne.
– OK. Mnie to nie przeszkadza, ale proszę zauważyć, że pani jest najmłodsza z nas i właściwie stosownie byłoby się zapytać, przynajmniej Beaty czy życzy sobie tego, bo różnica wieku między wami jest dość spora, bo siedemnaście lat. Tego wymaga kultura osobista.
– Nie będziesz mnie pouczać ty...
– Co tu się dzieje? – do pokoju socjalnego wpada znienacka Bartosz.
– Twoja narzeczona obwinia mnie o kłopoty finansowe i chce mnie wyrzucić z pracy. – Kobieta rzuca na mnie wściekłe spojrzenie. – Otóż uważam, że swoje obowiązki wykonuję dobrze i myślę, że to ty decydujesz o swoich pracownikach. Poza tym skoro uważa się za szefa firmy, to w takim przypadku stosuje mobbing w stosunku do mojej osoby i...
– Marysia ma rację. – Nie kończę zdania, gdyż przerywa mi szef. – To ja decyduję o swoich pracownikach i, uwierz mi, że nie mam zamiaru nikogo zwalniać. Majka, wróć do swoich obowiązków. Proszę.
– Tak uważasz? Jeszcze zobaczymy – twierdzi wściekła Grażyna. Nim zamknę drzwi, słyszę poirytowanego Bartosza zwracającego się do Naomi:
– Co ty, do jasnej cholery, wyprawiasz?
Po piętnastu minutach wychodzą objęci i zadowoleni. „On jest mój” – mówi całe ciało Naomi. W porządku, ja mam swojego faceta i nie szukam przygód. Pytającym wzrokiem spoglądam na szefa.
– Oczywiście zostajesz na swoim stanowisku. Jutro porozmawiamy.
– Co się stało w pokoju socjalnym? – pytają zaciekawione dziewczęta, kiedy para opuszcza lokal. Pokrótce opowiadam im, czego dotyczyła rozmowa.
– Suka – Beata i tak grzecznie wyraziła się o Grażynie. – Mam pomysł, powiedzmy tej smarkuli, że żadna z nas nie życzy sobie, aby nas „tykała”, a jeśli ona to zignoruje, wtedy my bądźmy złośliwe i zwracajmy się do niej pani Grażyno. Co wy na to?
– Świetny pomysł – odpowiada Ela, a skoro ona to popiera, to ja z Izką tym bardziej.
– W co Grażyna i Bartosz pogrywają? – zastanawia się Iza. – I nie będę sobą, jeśli się nie dowiem w co.
Iza to kochana baba, tylko troszkę wścibska, zawsze wie wszystko najlepiej. Zna plotki, ploteczki w obrębie dwustu, trzystu metrów jak nie więcej, naszego sklepu. Żartobliwie o niej mówimy – nasza kochana ciocia Google. Jeżeli jednak powierzamy jej tajemnicę z naciskiem, że to tajne i poufne, nie piśnie ani słówka. Izka i Krzysztof są moimi i Rafała sąsiadami. Krokuską wciągam do pracy w sklepie najwcześniej. Dziewczyny i ja tworzymy niezły czworokąt. Nasza znajomość nie kończy się poza murami sklepu. Spotykamy się z okazji różnych okoliczności prywatnie w ósemkę, gdyż nasi mężczyźni też należą do paczki. Mąż Beaty Zbyszek i mój Rafał pracują razem w stadninie koni i to w sumie oni poznają mnie z tą fantastyczną kobietą, a to było na imieninach Zbyszka... Beacie także załatwiam pracę w sklepie. Zwolińscy mieszkają w Bajkowie dziesięć lat. Tam kupili działkę i się wybudowali. To u nich, w okresie wiosenno-letnim, organizujemy wszelkie grille i ogniska. Z kolei z Elą pochodzimy z tej samej miejscowości i przyjaźnimy się od lat młodości a właściwie dzieciństwa. Jest Ciemnoblond ślicznotką o uroczym uśmiechu, wrodzonej skromności, darze przekonywania, i pięknych smukłych nogach. Ile my się z dziewczynami nagadamy, żeby zaczęła nosić krótkie spódniczki, aby pokazać te boskie kończyny światu. To ja ściągnęłam ją do Szczecina. Kiedy Bartosz stwierdził, że przydałaby się jeszcze jedna para rąk do pracy w sklepie, a ja mam ponoć nosa w tych sprawach, od razu pomyślałam o mojej ukochanej przyjaciółce, która bez wahania przyjmuje propozycję. Tu poznaje swojego przyszłego męża Piotra. Ślub biorą po kilku miesiącach. Elżbieta szybko zachodzi w ciążę. Mają dwóch uroczych chłopców, trzyletniego Szymona, mojego chrześniaka i o rok młodszego Kubę. Kochane dzieciaki.
Pamiętam dzień, kiedy Bartosz ruszył z biznesem. Szukałam ofert pracy w Internecie i znalazłam ogłoszenie Adamiuka. Spośród około setek kandydatek wybiera mnie. Stwierdza, że moja kreatywność i pomysły, jak rozwinąć firmę, są najciekawsze. Fakt, wyobraźnię akurat mam bogatą. Przez pierwsze dwa lata harujemy niczym woły. Jesteśmy sprzedawcami, sprzątaczami, księgowymi, menadżerami. Szef idzie na całość. Pomieszczenie jest spore, więc zapożycza się, żeby zaopatrzyć sklep w towar. Mija chyba z pół roku, zanim wszystkie półki będą zapełnione. Interes się rozkręca. Pookoło roku zatrudnia Izkę. Kilka miesięcy później Beatę i Elę. Siłą rzeczy awansuję na kierownika, gdyż znam sklep od podszewki. Poza tym mam pod sobą drugi sklep Bartosza, w którym sprzedaje dwójka fajnych studentów. W związku z tym, że ów sklep znajduje się na drugim końcu miasta, wpadam tam dwa, trzy razy w miesiącu. Pomieszczenie jest trochę mniejsze, dlatego też Adam i Karol świetnie sobie radzą we dwójkę. U Adamiuka w sumie pracuję pięć lat i nie wyobrażam sobie siebie w innym miejscu.
Jutro sobota. Weekendy są zazwyczaj bardzo pracowite. Utargi są nawet pięciokrotnie wyższe niż w tygodniu. Lubię ten czas. Czuję wtedy, że naprawdę pracuję. Często zastępuję dziewczęta w soboty lub niedziele, gdy coś im wypadnie. A to Ola gorączkuje, a to Łukasz ma urodziny i trzeba imprezę ogarnąć, bo okazuje się, że zaprosił kumpli. Rafał często się wścieka z tego powodu, ale ja mam na niego swoje sposoby. Poza tym on też jest pracoholikiem i zostaje w stadninie dość często po godzinach, ale ja nie robię z tego powodu afer. Grafik zawsze mam opracowany pod koniec miesiąca. W ten weekend w sklepie stoję z Elą. Mimo że pozornie jest większy ruch, to w tych dniach pracują tylko dwie z nas. W związku z powyższym dwa weekendy w miesiącu każda z nas ma wolne. Porządki generalne robimy zawsze w piątki, robotę papierkową ogarniam w tygodniu, dlatego interesuje mnie tylko handel. Poza tym w soboty do pomocy przychodzi któraś z siostrzenic Bartosza. Druga jest w sklepie u chłopaków z tym, który ma akurat pracujący weekend. To głównie one układają i poprawiają towar na półkach. A robią to bardzo dobrze i pomysłowo. Ostatnio, któraś tak ułożyła T-shirty, że na wierzchu wyszedł napis: „UWAGA MOTOCYKLIŚCI, KUPUJCIE U NAS”.
Wracam zmęczona do domu. Wynajmujemy w centrum Szczecina mieszkanie. Salon z aneksem kuchennym, spora łazienka i niewielka sypialnia to nam, na razie wystarcza. W planach mamy zamiar kupić mieszkanie, tylko nic nam jeszcze nie wpadło w oko. Wchodzę do przedpokoju i czuję, że coś pysznie pachnie. Ależ jestem głodna. Rafał, w przeciwieństwie do mnie, świetnie gotuje. Na stole czekają na mnie klopsiki w sosie własnym, młode zapiekane kartofelki posypane koperkiem i miks sałatek. Pychota. Opowiadam mu, jak minął mój dzień.
– W sumie nie dziwię się tej całej Grażynie – oznajmia Rafał. – Jesteś jej rywalką.
– Co masz na myśli?
– Chodzi mi o to, że podobasz się Bartoszowi i ona to wyczuwa.
– Co ty i dziewczyny uroiliście sobie w tych swoich ślicznych główkach?
– Czyli rozumiem, że i one to zauważyły?
Wierutne bzdury – pomyślałam. – Przecież on ma piękną dziewczynę, a ja spoglądam w lustro i kogo widzę? Ot, zwyczajną trzydziestoletnią kobietę, może i niebrzydką, ale nie powalającą na kolana, średniego wzrostu, szczupłą, której atutem są piękne, długie, kręcone, rude włosy, okalające pociągłą twarz z pełnymi ustami, małym nawet zgrabnym noskiem, zielonymi oczami i moim koszmarem: opadającymi powiekami, które mam, odkąd pamiętam. Chciałam kiedyś zrobić chirurgiczną korekcję powiek, ale Rafał uważa, że one dodają mi uroku i bez nich nie będę już sobą. Zresztą on mnie kocha taką, jaką jestem, ze wszystkimi zaletami i wadami. Niech się określi, czy te moje powieki to wada, czy zaleta?
– Nie lubię, kiedy przebywasz z nim sam na sam – oznajmia nagle Rafał.
– Daj spokój. Jakoś nie zauważyłam, żeby mnie podrywał. Poza tym kocham tylko ciebie i nie interesują mnie inni faceci.
– Co nie zmienia faktu, że leci na ciebie.
– Skąd zaczerpnąłeś takie informacje? – pytam kpiącym głosem mojego faceta.
– A już ci mówię. W zeszłym roku Wrocław, impreza integracyjna, na którą łaskawca Bartosz zaprasza także facetów swoich pracownic. Przypadkiem słyszę wyznanie podpitego, ale nie na tyle, żeby nie wiedział, co mówi, Bartosza do Grażyny: „Marysiu kocham cię”, po czym dostaje od swojej pani w pysk. Zaczyna się tłumaczyć, że się przejęzyczył, że dużo z tobą przebywa i tym podobne. Ona mu chyba uwierzyła, ale ja niekoniecznie, bo widziałem, jak na ciebie patrzy.
– Dlaczego dopiero teraz mi to mówisz? – pytam zupełnie zaskoczona.
– Bo nie chciałem się nakręcać, bo bałem się, że może będzie ci to imponować. Nie wiem.
– Głuptasie – mówię i przytulam się do niego. – Jestem zmęczona. Kładźmy się, bo to mój weekend.
– Przecież tydzień temu pracowałaś – mówi zły Rafał.
– Kochanie, w zeszły weekend byliśmy nad morzem.
– Ojej, faktycznie, ale i tak uważam, że za dużo pracujesz. Lubię dziewczyny, ale zdaje się, że cię wykorzystują.
– Przyganiał kocioł garnkowi – odcinam się. – Podobnie jest w twoim przypadku.
– Że ja niby jestem kotłem? Nie daruję ci tego garze.
– Ja garem? O ty draniu. Nie śpię dziś z tobą.
– O, co to, to nie. Mam dziś wobec ciebie pewien plan i zamierzam go wykorzystać.
– Plan czy mnie – śmieję się, wyrywam, gdy Rafał próbuje mnie do siebie przygarnąć i zamykam w łazience. Biorę prysznic, wychodzę z łazienki, idę do sypialni, a tam czeka na mnie golusieńki jak pan Bóg go stworzył Rafał. Zrzucam ręcznik, którym owinęłam mokre ciało i mój ukochany swój plan wprowadza w życie...11.06.2016 R.
SOBOTA
Noc była długa, a sen krótki. Jestem wykończona. Ela, moja kochana dyskretna Ela jak nigdy wcześniej, żartuje sobie ze mnie.
– Widzę, że ktoś dzisiejszej nocy mało spał. Dlaczego się nie dziwię? Mieć takiego faceta w łóżku...
– Albo taką kobietę – udaję obrażoną.
– Tworzycie z Rafałem piękną parę. Kiedy wreszcie założycie rodzinę, jak Bóg przykazał?
Ela z Piotrem są prawdziwymi katolikami, żyjącymi według dekalogu. Dla nich rodzina to świętość.
– Myślę, że przyjdzie pora i na to – odpowiadam i się zamyślam. Jakoś nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Raz tylko Rafał wspomniał, że chciałby mieć co najmniej troje dzieci, bo on jest jedynakiem. W sumie lata płyną. Przecież nie będę rodziła dzieci po czterdziestce? Dyskretnie mu o tym napomknę. Około dwunastej przychodzi Bartosz. Teraz zauważam, że zerka na mnie często. Jak na złość zaczynam ziewać.
– Zdaje się, że ktoś jest niewyspany – uśmiecha się Bartosz.
– Nasza pani kierownik miała długą i ciężką noc – wydaje mnie Ela.
– Nie mam ochoty poznawać szczegółów – powiedział to wzburzonym głosem. On jest zwyczajnie o mnie zazdrosny! – Przepraszam – po chwili mówi już spokojnie. – Wczoraj miałem ciężki dzień. Kontrola Urzędu Skarbowego. Dobrze, że pani Danusia ma taki porządek w dokumentach. Siedzieli ze trzy godziny.
– Ale wszystko w porządku? – pytam szefa.
– Przy takiej pedantce jak Danusia musi być wszystko w porządku. Wręcz była oburzona faktem, że ktoś mógłby w to wątpić. A jak wam dzisiaj idzie?
– Jak zwykle w weekendy. Bardzo dobrze.
– Ta reklama przed sklepem jest świetna. Zawsze uważałem, że masz ciekawe pomysły.
– W przeciwieństwie do twojej dziewczyny, która myśli inaczej.
– Właśnie, chciałem cię przeprosić. To już się więcej nie powtórzy – zapewnia mnie Bartosz.
– Mam nadzieję.
Szef wychodzi.
– Co mnie dziś ugryzło? – mówi wzburzona Ela.
– Co masz na myśli?
– Niemalże mówię o twoich sprawach intymnych, i to komu, Bartoszowi.
– I to właśnie ty – Elżbieta Kilian – zawsze dyskretna, nieśmiała, kochana Elżbieta Kilian – kpię sobie w żywe oczy z przyjaciółki.
– No właśnie. Przecież Bartosz gotowy jest pomyśleć, że jestem plotkarką.
– Niesamowite – kpię nadal.
– A najgorsze z tego wszystkiego jest to, że on się wściekł. Boże, Marysiu on się naprawdę w tobie kocha.
– Daj spokój – opowiadam Eli, co wczoraj wyznał mi Rafał. Ela jest w szoku.
– Głupia sytuacja.
Wchodzi para klientów, więc przerywamy rozmowę i bierzemy się do pracy.14.06.2016 R.
WTOREK
Może byśmy na urlop pojechali do ciepłych krajów? – rzuca propozycję Rafał.
– Latem? Do ciepłych krajów? Chyba żartujesz. Do ciepłych krajów najlepiej jechać wiosną bądź jesienią. Wtedy jest taniej i ponoć nie ma takich tłumów i upałów. Owszem, możemy urlopy zaplanować na dwie tury. W lipcu tydzień spędzimy w górach, bo z tego w życiu nie zrezygnuję i jesienią tydzień za granicą.
– Tylko tydzień?
– Przypominam kotku, że odkładamy na mieszkanie – to ja jestem rozsądna w tym związku.
– Boże, co ja bym bez ciebie zrobił?
– Zginąłbyś.
– I popadłbym w długi.
– I stoczyłbyś się na samo dno.
– Albo ożenił bogato.
– A która chciałaby zadłużonego, stoczonego na dno faceta?
– Na tak zabójczo przystojnego mężczyznę poleciałaby niejedna milionerka – śmieje się Rafał.
– Akurat, chyba że stara zdesperowana milionerka, potrzebująca pana do towarzystwa.
– Zmieniam zawód. Pan do towarzystwa, jak to pięknie brzmi.
– Ja ci dam pana do towarzystwa – udaję oburzoną i rzucam w niego zgniecioną kartką papieru.
– A już tak na poważnie. Jakie góry zdobywamy tego lata?
– Nie wiem, Bieszczady, Karkonosze? Wybieraj.
– Wiesz, wydaje mi się, że w Bieszczady pojedziemy, jak zaplanujemy pobyt na dłużej, to po pierwsze, po drugie jest daleko, po trzecie byliśmy tam dwa lata temu, a w Sudetach dawno nie byliśmy.
– No i super. Na pewno ogarniemy Góry Sowie.
– OK. To ty szukaj noclegów, a ja idę szykować kolację.
– Kochany jesteś.
– Myślę.
W tym roku na urlop jadą z nami Beata ze Zbyszkiem. Ze dwa lata nie byli w górach, choć podobnie jak my uwielbiają po nich wędrować. Ich dwie córeczki, dziesięcioletnia Julia i ośmioletnia Majka będą w tym czasie na koloniach letnich, a dziewiętnastoletni Łukasz będzie miał po prostu wolną chatę i już ponoć zaciera rączki. Oj, będzie się działo. Oczywiście całą wyprawę organizuję ja, bo niby robię to najlepiej. Ja wiem swoje, im się po prostu nie chce, a ja lubię to robić i nie mam nic przeciwko.15.06.2016 R.
ŚRODA
W najbliższy weekend zapraszam moje królowe do SPA. Wszystko już załatwione, więc chciał nie chciał, musicie jechać.
– Bartosz, tak się nie robi. A jak miałam plany? – pytam oburzona.
– Oj dziewczyny, nie odmawiajcie mi. Jest okazja, ja mam szkolenie i dostałem vouchery na pięć osób do SPA. Jedno miejsce i tak przepadnie. Chyba że któraś z was zabierze osobę towarzyszącą.
– A co ze sklepem?
– W sobotę staną moje siostrzenice. Rzucam je na głęboką wodę, ale muszą sobie jakoś poradzić. W niedzielę zależy od nich, czy będzie czynne, czy nieczynne. Jak dadzą radę sobie w sobotę, to chętnie popracują w niedzielę. Świat się nie zawali, jeśli jeden dzień sklep będzie nieczynny. Dziewczęta, co z wami? Odpoczniecie sobie trochę.
– W sumie mi nie zależy, ja i tak pracowałabym w ten weekend – twierdzi Izka.
– Ja też – podziela zdanie przyjaciółki Beata.
– A wy – szef patrzy to na Elę, to na mnie.
– Jadę – decyduje się Ela.
– No Majka, nie daj się prosić.
– Nie wiem, miałam iść z Rafałem do kina.
– Co się odwlecze to nie uciecze.
– Niby racja, ale Rafał będzie wściekły.
– Znajdziesz sposób, żeby się nie gniewał – Iza puszcza do mnie oczko.
– OK, jadę.
– Świetnie – cieszy się Bartosz.
– Coś mówiłeś, że jedno miejsce przepadnie. Grażyna nie jedzie z nami?
– Justyna, moja siostra nie może, siostrzenice wolą stać w sklepie i zarabiać, a jeśli chodzi o Naomi, to kupiłem okazyjnie butik z damską bielizną. W sobotę otwarcie, a ona jako menadżer musi tam być. I właśnie jest problem. Potrzebujemy na cito dwóch pracownic. Może znacie kogoś, kto chciałby...?
– W życiu nie wrzucę moich znajomych w paszczę lwa – przerywa mu Bea.
– Ja też nie – popiera koleżankę Iza.
– Ja to w sumie nie znam nikogo takiego – twierdzi Ela.
– Moje znajome pracują, przykro mi...
– W porządku – przerywa mi Bartosz. Zamyśla się i po chwili dodaje: – Grażyna nie jest złą osobą. Ma stresującą pracę i czasami puszczają jej nerwy.
– Z naciskiem na puszczają nerwy – wchodzi w słowo Izka.
– Musicie ją zrozumieć.
– A ona musi przestać się na nas wyżywać – Bea podobnie jak Iza jest szczera do bólu. – My, przynajmniej ja, jej nie lubię.
– I uwierz mi, gdyby jechała do tego SPA, ja bym raczej zrezygnowała – dodaje swoje Iza.
– Dziewczyny, uspokójcie się – Ela próbuje załagodzić sytuację.
– Niby dlaczego? Mówię to, co myślę.
– Proszę cię. – Ela bardzo nie lubi konfliktów. – Przykro mi, na pewno kogoś znajdzie – dodaje.
– A Judyta i Matylda? – proponuję.
– Coś ty, przecież nie rzucę w paszczę lwa rodzonych siostrzenic! – Takim oto sposobem Bartosz rozładował emocje, bo wszyscy wybuchamy śmiechem.
– Wyjeżdżamy w piątek po południu, wracamy w niedzielę pod wieczór. Jedziemy moim autem.
*
W piątek wybieram się z dziewczynami do SPA – oznajmiam wieczorem Rafałowi.
– Same? A my, wasi faceci? – pyta mój mężczyzna.
– Bartosz ma szkolenie, dostał vouchery i zaprasza swoje pracownice.
– Bartosz? W takim razie zabraniam ci.
– Rafał!
– Co Rafał, nie pozwalam ci jechać z tym mężczyzną.
– Ja nie pytam cię o zdanie, tylko informuję. A poza tym, już ci mówiłam, że w moim życiu liczy się tylko jeden mężczyzna i jest nim Rafał Kalinowski. Głuptasie, ja nie jadę tam dla Bartosza, tylko dla siebie.
– A ta cała Naomi jedzie?
– Dzięki Bogu nie, bo akurat w sobotę jest otwarcie kolejnego butiku Bartosza, no i ktoś musi być przy tym. Ona, jak się łatwo domyślić, będzie w nim szefować.
– No to super. On ci tam nie odpuści. Boję się, że...
– Ależ kochanie. – Zrobiło mi się żal Rafała. – Musisz mi zaufać. Jadę tam odpocząć, a nie flirtować. Poza tym będą tam ze mną jeszcze trzy moje koleżanki.
– Przyrzeknij mi...
– Rafał, proszę cię – znów nie daję mu dokończyć zdania.
– OK, w porządku. Możesz jechać.
– Dzięki ci, łaskawco.
– Ufam ci.
– I to jest najważniejsze. Idę na zakupy. Lodówka jest pusta. Idziesz ze mną?
– Nie chcę, ale muszę.
– To wskakuj w buty i wychodzimy.
*
W hipermarkecie niespodziewanie wpadamy na Grażynę i Bartosza.
– Co za spotkanie – mówię ze sztucznym uśmiechem na ustach. – Poznajcie się, pani Grażyna, Rafał, Rafał pa...
– Naomi. – Kobieta zabija mnie wzrokiem, po czym zwraca się tylko do Rafała: – mów mi Naomi.
– Przecież my się znamy – twierdzi Rafał.
– Znacie? – pytam zdziwiona.
– Wrocław, impreza integracyjna.
– Faktycznie – przypominam sobie. – To co, uciekamy?
– A może napijemy się kawy? – proponuje Naomi. – Niedaleko jest kawiarnia i podają tam świetną latte. Nie dajcie się prosić.
– Chętnie. – Rafał nawet nie spojrzał na mnie.
– Ja zapraszam.
Chwilę później siedzimy przy stoliku. Rozmowa się nie klei, ale mi akurat nie zależy na tym. Naomi pożera wzrokiem Rafał, a a przyznam, że jest na kim oko zawiesić. Mój mężczyzna jest wysoki, ma sto osiemdziesiąt pięć centymetrów wzrostu, dobrze zbudowany dzięki fizycznej pracy i przy moich stu sześćdziesięciu pięciu centymetrach sięgam mu ledwie do ramion, Rafał często powtarza, że kobieta taka jak ja jest w jego typie, czyli drobny, średniego wzrostu rudzielec. Jego blond gęste, lekko falowane włosy ładnie współgrają z niebieskimi oczami. Kiedy się uśmiecha, robią się mu dwa śliczne dołeczki w polikach, w których chyba się najpierw zakochałam. Po chwili Grażyna i mój boski facet zaczynają flirtować. I to na moich oraz Bartosza oczach! W lokalu jest dość gwarno i nie słyszę, o czym rozmawiają, ale po gestach, jakie wykonują, łatwo się domyślić... Oj, pogadam sobie z nim w domu.
– Przygotowana do wyjazdu?
– Słucham?
– Gotowa do wyjazdu? – Bartosz w o ogóle nie zwraca na nich uwagę.
– Skąd. Przecież dziś dopiero środa.
– No tak, ale wy kobiety lubicie być przygotowane perfekcyjnie. Włosy, manicure, pedicure itede. Widzę, że jesteś gotowa. Twoje włosy są tak piękne, że przy nich nic nie musisz robić... – Naomi zaraz chyba wejdzie na Rafała, ale mnie wkurza. A ten wcale się nie broni. I on mi niedawno wypominał mi Bartosza. Co do mnie mówi Adamiuk...? Coś o pięknych włosach...
– Dziękuję.
– W ogóle cała ślicznie wyglądasz – Bartosz nie spuszcza ze mnie wzroku.
– Daj spokój. Ja przy twojej narzeczonej...
– Mówię poważnie – Bartosz strzepuje niewidzialny pyłek z mojej bluzki. Zauważa to Rafał.
– Jest już późno. Musimy już iść, prawda kochanie? – nagle mój mężczyzna zaczyna się spieszyć.
– Jeszcze chwilę możemy posiedzieć – drażnię się z nim.
– Jestem zmęczony – oznajmia, po czym wstaje, wyciąga portfel, ale Bartosz go uprzedza i płaci kelnerce z sutym napiwkiem.
Po drodze do domu nie odzywamy się do siebie. Ja jestem wściekła, on jest wściekły. Za to w domu...
ON
Naomi wyraźnie na mnie leci. Jest piękna, nie ma co ukrywać.
– Smakuje ci kawa? – pyta mnie kobieta.
– Dlaczego Naomi? – odpowiadam pytaniem na pytanie.
– Słucham? – pytaniom nie ma końca. – Dlaczego jesteś z Marią?
– Bo ją kocham.
– A ja kocham to imię.
– Rozumiem.
– Chciałabym twój numer telefonu.
– Po co?
– Powiedz, zapamiętam.
Czuję, jak pociera swoją nogą o moją.
– Zadzwonię do ciebie. Tylko odbierz.
– Okaże się – mówię, patrząc na jej usta, które co chwila delikatnie oblizuje.
– Nie znoszę sprzeciwu. Masz odebrać, bo ja tak chcę. Wszystko, czego zapragnę, jest moje. Zgadnij czego i kogo teraz pragnę? – Naomi coraz mocniej ociera kolanem o moje udo.
– Mam dziewczynę i bardzo ją kocham.
– A ja mam faceta…
Który się kocha – dodaję w myślach – w mojej... – Kurwa, co on robi? – Bartosz dotyka moją kobietę, a ja nagle przytomnieję!
– Jest już późno. Musimy już iść, prawda kochanie?
– Jeszcze chwilę możemy posiedzieć – Marysia wyraźnie próbuje mnie zdenerwować i udaje jej się to.
– Jestem zmęczony – po chwili wychodzimy. Jestem zły na Majkę i Bartosza. Przecież on ją dotykał. Tak jak Naomi mnie. Jakaś chora sytuacja. Ci ludzie tworzą chory związek.
– Nie pojedziesz z nim do SPA! – krzyczę już w drzwiach mieszkania.
ONA
– Nie pojedziesz z nim do SPA!
– Bo kto mi niby zabroni? Ty?
– Tak, ja. I nie mów mi, że nie wiedziałaś, że on leci na ciebie.
– A ty co wyprawiałeś? Przecież ty i Grażyna zachowywaliście się jak napalone małolaty – mówię wściekła.
– Bzdury.
– Bzdury? Rafał nie jestem ślepa. Widziałam, jak ociera nogą o twoją nogę. I powiem ci więcej, podobało ci się. Dlaczego się nie dziwię? W końcu to modelka i jest piękna. Nie to, co ja. Mała, ruda z opadającymi powiekami.
I zaczynam ryczeć, kuźwa a chciałam być twarda.
Rafał podchodzi i przytula mnie.
– Nie dotykaj mnie – mówię to, choć moje ciało pragnie jego dłoni.
Wymiękam w jego ramionach. Kochamy się. Ale to był tylko seks, szybki, niemalże brutalny, jakby to nie był Rafał. A może on... myślał o innej kobiecie? Po wszystkim odwraca się do mnie plecami i za chwilę chrapie. Boże, jak mi jest przykro...
Rano, kiedy otwieram oczy, Rafała już nie ma. Na szafce nocnej leży kartka z informacją, że musiał wyjść wcześniej do pracy, bo dostał wiadomość, iż któraś z klaczy się źrebi. Ot, sucha wiadomość. Wcześniej, zostawiając mi list, rysował serduszka, zapewniał o miłości. Dziś tego nie zrobił... Przykro mi...
*
Do piątku rozmawiamy ze sobą służbowo. Po co mnie przepraszał, skoro teraz się nie odzywa? W czwartek próbowałam się do niego przytulić w łóżku, ale on powiedział tylko, że jest zmęczony i odwraca się plecami. Przecież ja chciałam się tylko przytulić. To jest pierwsza nasza tak poważna kłótnia, a jesteśmy ze sobą pięć lat. Poznajemy się w stadninie. Właśnie wynajęłam mieszkanie w Szczecinie, zaczęłam pracę u Bartosza, a że zawsze chciałam się nauczyć jazdy konnej, gdyż ja też kocham konie, zapisuję się na naukę i moim instruktorem zostaje Rafał. Zakochaliśmy się w sobie chyba od pierwszego wejrzenia. Jednak długo trzymałam go na dystans. Rafał się chwilę musiał o mnie starać. Zawsze mówił, że kiedy zobaczył tę burzę rudych loków, pomyślał sobie„Ona będzie moja”. Ja z kolei mówię, że urzekły mnie jego dołeczki na policzkach. Na pierwszą randkę wybieramy się do kina na horror, gdyż okazuje się, że oboje lubimy ten gatunek filmu. Konie, horrory, góry, dobra książka, sporo tych wspólnych zainteresowań. Wtedy pierwszy raz się pocałowaliśmy. O mały włos, a nie zaprosiłabym go do siebie na noc. Postanawiam w ostatniej chwili, że nie, że jeszcze za wcześnie. A poza tym niedawno przeżyłam zawód miłosny i broniłam się chyba przed nowym uczuciem. Widziałam w jego oczach rozczarowanie. Później mawiał, że to mu nawet imponowało. Dość, że drobna, ruda, z charakterkiem, to jeszcze niedostępna. Do łóżka idziemy po pół roku. Tej nocy nie zapomnę nigdy. To było coś... brak mi słów. Po wszystkim leżymy przytuleni i zaskoczeni tym, co się działo z nami. Wtedy pierwszy raz wyznajemy sobie miłość. A teraz co – pierwsza, lepsza długonoga modelka i mój Rafałek wymięka? Fakt jest cholernie przystojny i mógłby naprawdę mieć piękne dziewczyny, ale z jakiegoś powodu wybrał mnie...
ŚRODA
ONI
Wszystkie oczy są zwrócone ku młodej parze. Jedni są zdziwieni, drudzy pukają się wymownie w czoło, inni uśmiechają na ten widok. A oni tańczą i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby robili to w normalnych okolicznościach, przy normalnej muzyce, na normalnym parkiecie. Ich okolicznością jest natura, ich muzyką jest szum wiatru i krople deszczu, które rytmicznie i z mocą opadają na ziemię, ich parkietem jest trawa. Tańczą, nie przejmując się nikim i niczym, gdyż pragną pokazać światu swoją miłość i swoje szczęście. W ten oto sposób chcą przypieczętować związek, który wykluł się przed chwilą, jest świeży, piękny, młody i pełny miłości. Kiedy kończą tańczyć, ulewa mija, a na niebie pokazuje się przepiękna tęcza. „To chyba znak od Boga” – myślą ci, którzy z uśmiechem na ustach przyglądają się temu wszystkiemu. Oni stojąc pod tą tęczą, całują się, szczęśliwi, że ich drogi się połączyły.
– Kochasz mnie?
– Kocham.
– Jak bardzo?
– Aż dech zapiera.
– Ja ciebie kocham bardziej.
– Nie, to ja ciebie kocham bardziej.
Przemoczeni do suchej nitki, ale szczęśliwi, trzymając się za ręce, idą przed siebie, a wszystkie oczy nadal są zwrócone ku nim. Jedni są zdziwieni, inni z uśmiechem na ustach oklaskują ich. Całej tej scenie przygląda się niewielki człowiek z długą, siwą brodą i w ogromnym kapeluszu na głowie. Podchodzi do nich, chwilę patrzy im w oczy, po czym mówi:
– To był piękny taniec miłości. Ująłem to na papierze – wręcza im rysunek, a na nim ich tańczące karykatury. – Kochajcie się i nie zapominajcie o tym. Wasza miłość przejdzie ciężką próbę, ale tylko od was zależy, jak ona się zakończy. Pamiętajcie... – Nie usłyszeli nic więcej, bo nagle zerwał się silny wiatr i porywa aniołowi (jak nazwała go w myślach ona) ogromny kapelusz, za którym pobiegł i znikł im z oczu.
Późnym wieczorem, przy grzańcu, w swoim małym, drewnianym domku, znajdującym się tuż pod lasem, Karol Angelo rozmyślał o dzisiejszym dniu, o nich, ich tańcu, ich miłości, ich przyszłości. „Muszę im pomóc... Spróbuję nakierować ich na właściwą drogą, a którą wybiorą, zależy tylko od nich”. Z tą myślą zasypia, śniąc o niebie i piekle.
Kobieta, leżąc w ramionach swojego mężczyzny, rozmyśla o dzisiejszym dniu, o ich „miłosnym tańcu” i o spotkaniu z uroczym aniołem. Człowiek ten zapadł jej głęboko w serce. „Chciałabym, żeby z nami został na zawsze...” – z tą myślą zasypia, śniąc o swoim małym, drewnianym, wymarzonym domku... Mężczyzna, tuląc w ramionach swoją kobietę, rozmyśla o ich tańcu w deszczu i dziwnym spotkaniu z człowiekiem z długą, siwą brodą i ogromnym kapeluszu na głowie. „Co to za człowiek? Skąd on może wiedzieć, co nasza miłość przejdzie? Jaki z niego anioł? Prędzej jasnowidz albo dziwak, który bawi się w Pana Boga, chociaż muszę przyznać, że biło od niego ciepło. I ten blask w oczach był taki dobry” – z tą myślą zasypia, śniąc o swojej kobiecie, która leży obok niego wtulona w jego ramiona...
Ich miłość jest piękna niczym zachód słońca w górach, kiedy ta życiodajna gwiazda nagle chowa się za wierzchołek, a ostatnie złote promienie próbują oświetlić cudowne doliny. Ich uczucia to nie tylko słowa, to gesty, romantyczne spacery, kolacje przy świecach, długie, namiętne noce. Raj na Ziemi. Ich miłość jest tak silna, że wydaje się, iż nic nie jest w stanie ją złamać. Ma taką moc, że powinna przetrwać każdą burzę... Los lubi jednak płatać figle... Co im przyniesie? Może już do końca świata i jeden dzień dłużej będzie im sprzyjał? Może będzie im nieprzychylny? Kto wie? Niezbadane są wyroki boskie...31.05.2016 R.
WTOREK
ONA
Jedziemy w sobotę pod namiot? – pyta Rafał.
– Świetny pomysł. Komary, muchy, krowie placki na łące.
– Skąd wiesz, że będą krowie placki?
– Przecież tak było na ostatnim biwaku. Pamiętasz, jak nam krowa wsadziła pysk do namiotu? – Oboje wybuchamy śmiechem.
– Kochanie, to było sto lat temu.
– No właśnie, sto lat temu. Za stara jestem pod namiot.
– Moja mała, biedna, młoda staruszka. To może SPA? – znów pyta Rafał.
– Brzmi lepiej – odpowiadam. – Ale wątpię, żebyśmy o tej porze coś załatwili.
– Niespodzianka. Miejsca mamy zarezerwowane. Wiedziałem, że nie zgodzisz się jechać pod namiot, więc postanowiłem ogarnąć jakieś SPA. Jedziemy, uwaga, nad samiutkie morze.
– Super! – zawołam tym razem ucieszona. – Nad morzem nie byliśmy wieki.
– Ulżyło mi – twierdzi Rafał.
– Niby dlaczego?
– Bo wiem, że wolisz góry.
– Owszem, ale morze i plażę też lubię. Poza tym, po górach uwielbiam wędrować, a nie leniuchować w SPA.
– Mówiłem ci dzisiaj, że cię kocham.
– Z dziesięć razy.
– To do setki brakuje jakieś..., niech pomyślę... Dziewięćdziesiąt?
– Coś koło tego...
– Kocham, kocham, kocham... – mój mężczyzna ubiera słowa w czyn. Jest bardzo czuły. Delikatnie pieści moje ciało. Jego ręce są takie miękkie. Zanim dopełni się nasza miłość, patrzymy sobie w oczy, z których można wyczytać uczucia, jakimi darzymy siebie nawzajem. Jego miłość jest darem. Po wszystkim leżymy przytuleni. Przypominam sobie czasy studenckie i zawód, jaki doznałam pod koniec studiów. Zostałam skrzywdzona przez dwie bliskie mi osoby. Jakie to banalne. Był sobie chłopak, zakochaliśmy się w sobie i mieliśmy żyć długo i szczęśliwie. Była sobie przyjaciółka, pokochałyśmy się jak siostry, której żadna z nas nie miała i miałyśmy się przyjaźnić długo i szczęśliwie. Poznaję ich ze sobą, a miesiąc później nakrywam w moim łóżku, w pokoju w akademiku, w którym mieszkałyśmy razem z Edytą. Pytam, jak mogli to zrobić właśnie tutaj? W pośpiechu ubierają się i wychodzą. On coś tam próbuje tłumaczyć, że to nie tak jak myślę. A niby jak? Pół roku później oznajmia, że się pomylił i nadal mnie kocha. Zamykam mu drzwi przed nosem. Myślałam, że już nigdy nie zaufam żadnemu mężczyźnie. Spakowałam się i z małej miejscowości spod Poznania przeprowadzam się do Szczecina. Byłam świeżo upieczoną panią magister. Moja ex-przyjaciółka wkrótce przysyła mi zaproszenie na swój ślub. Wychodzi za mąż za dużo starszego, ale bogatego faceta. Studiów nie ukończyła. A szkoda, bo była jedną z lepszych studentek. Mimo bólu, jaki mnie spotkał, jestem wdzięczna losowi, dzięki któremu poznaję Rafała. Gdyby nie ten fakt, pewnie nie zdecydowałabym się wyjechać do stolicy Pomorza Zachodniego. Tu się wszystko zaczęło...
ON
Uwielbiam jej zapach, jej dotyk, jej pocałunki. Czasami sobie myślę, że nie zasłużyłem na taką kobietę. Jest taka piękna i dobra. Chciałbym się z nią zestarzeć. Jeszcze kilka lat temu myślałem, że nigdy nikogo nie pokocham tak naprawdę, a już o założeniu rodziny nie było mowy. A dzisiaj chcę tę oto kobietę pojąć za żonę i mieć co najmniej trójkę dzieci. Jestem jedynakiem i dlatego uważam się za ćwierć sierotę. Moi rodzice nie chcieli więcej dzieci, ponieważ nie mieli na to czasu. Ważniejsza była dla nich kariera zawodowa, ojca jako profesora na Uniwersytecie Szczecińskim, matki jako doktora nauk medycznych. To cud, że ja się pojawiłem na świecie. Są to ludzie surowi, ale wiem jednak, że na swój sposób mnie kochają. Nie byli i nie są zbyt wylewni – przynajmniej mama – i mniej słowami a bardziej czynami okazują mi uczucia. Ojciec Marię polubił od razu, a szczególnie jej rude loki, a matka musiała przywyknąć do całej sytuacji. Wyobrażała sobie, że jej przyszła synowa będzie pochodzić z ich środowiska, cokolwiek to znaczy. Teraz, na stare lata naszedł ich instynkt macierzyński, a raczej dziadkowy i domagają się wnuków. „Jesteś coraz starszy synu, a czas ucieka – mawia moja mama, choć sama mnie urodziła w wieku trzydziestu pięciu lat. – Chcę, żebyś nie popełnił tego błędu co my i nie chodzi o twój wiek, tylko o nasz, boimy się, że nie doczekamy wnuków”. Kupiłem już pierścionek zaręczynowy i czekam na odpowiedni moment, żeby się oświadczyć Marii. Chcę jej zrobić niespodziankę. Mam nadzieję, że zgodzi się wyjść za mnie. „Nie wyobrażam sobie innej synowej” – stwierdził z uśmiechem ojciec. „A ja już widzę w wyobraźni ślicznych, małych rudzielców…” – rozmarzyła się przyszła babcia.
– Dlaczego jesteś smutna? – pytam moją dziewczynę.
– Nie, nic takiego. Czasy studenckie.
– Znów myślisz o tym dupku? Żałujesz, że nie jesteś z nim? Gdyby nie poszedł do łóżka z inną kobietą, choć nie rozumiem, jak można ciebie zdradzić, to byśmy się nie poznali.
– No właśnie i cieszę się z tego faktu, choć to wtedy cholernie bolało, dlatego jestem smutna. Kocham cię.
– Ja cię też kocham. – Marysia mnie całuje. Gdy próbuje przestać, nie pozwalam jej.03.06.2016 R.
PIĄTEK
ONA
Weekend w SPA jest cudowny. Pogoda dopisuje. W dzień korzystamy z zabiegów, moczymy się w basenach, a wieczorami, po kolacji, wychodzimy na długie spacery głównie po plaży. Jest północ. Rozkładamy koc na piasku i jest cudownie. Wyobrażam sobie, że księżyc bezczelnie się przygląda, a gwiazdy są zażenowane widokiem, jaki mają pod sobą. Pewnie napatrzą się na takie sceny, ale nie przywykły do tego. Pustka na plaży, szum fal, miękki piasek, bezczelny księżyc, zawstydzone gwiazdy, wszystko to sprzyja uprawianiu pięknej nadmorskiej miłość. Co tam piasek w pewnych części ciała. Żyje się raz... Liczy się tu i teraz... Rafał pokrywa pocałunkami moje ciało. Prężę się niczym kotka. Ach, jak ja to lubię. Chce mi się krzyczeć, ale zachowuję jeszcze odrobinę zdrowego rozsądku. Po wszystkim leżymy nadzy i przytuleni. Zasypiamy. Budzi nas poranny chłód. Boże, a jeśli ktoś nas widział? Trudno, przeżyjemy. A jeśli był to sąsiad z pokoju obok? Ale wstyd, mógł mnie widzieć nagą. Biegniemy zmarznięci do hotelu. Będąc już w pokoju, śmiejemy się z całej tej sytuacji. Jesteśmy zmęczeni, ale szkoda nam czasu na sen. W końcu jesteśmy w SPA i trzeba to wykorzystać. Jesteśmy szczęśliwi, tworzymy jedność. Nigdy nie było mi z nikim tak dobrze. Z dnia na dzień stajemy się coraz bliżsi sobie. Rafał przede mną był w dwóch nieudanych związkach. Hi, hi, hi ciekawe czy on też tak uważa...? Pierwszy się rozpada, bo dziewczyna jest cholernie o niego zaborcza i robi mu ciągle sceny zazdrości. A drugi umiera śmiercią naturalną. Dziewczyna wyjeżdża w ramach wymiany studenckiej do Stanów i tam zostaje. Miała Rafała ściągnąć, ale na moje, na nasze szczęście, ten nigdy nie dostaje wizy.06.06.2016 R.
PONIEDZIAŁEK
Dlaczego wszystko, co dobre i piękne szybko się kończy? Czas wrócić do rzeczywistości i do pracy.
– Do zobaczenia wieczorem.
– Na co masz ochotę? – pytam mojego mężczyznę, gdy ten stoi w drzwiach wyjściowych.
– Na ciebie – odpowiada i się uśmiecha.
– Nie żartuj sobie.
– Ależ ja nie żartuję. – I delikatnie gryzie mnie w ucho.
Zaczynamy się całować. Przerywam tę romantyczną scenę, bo wiem, że wylądujemy w łóżku, a czas wychodzić do swoich obowiązków.
– To co mam ugotować? – zadaję pytanie ponownie.
– Wszystko mi jedno. Nieważne co zrobisz, smakuje wyśmienicie.
– Żartujesz sobie, prawda? Przecież oboje zdajemy sobie sprawę, że kiepska ze mnie kucharka.
– Jesteś najlepszą kiepską kucharką na świecie.
– Dziękuję.
– Proszę uprzejmie.
– Zrobię spaghetti.
– Przecież zawsze robisz spaghetti, więc po co pytasz?
– Lubię poudawać, że świetnie gotuję, nawet lepiej od ciebie.
Długi, namiętny pocałunek i udajemy się każdy w swoją stronę. Jestem menadżerem, więc zawsze jestem pierwsza w pracy. Po chwili przychodzi Izka.
– Jak weekend?
– Super.
– Przybędzie kolejny obywatel w naszej starej, dobrej ojczyźnie?
– Iza! – śmieję się.
– No co, gwiazd przecież nie liczyliście.
Uwielbiam Izkę. Ma trzydzieści pięć lat i pięcioro dzieci. Wygląda kwitnąco, mimo kilku zbędnych kilogramów. Długie blond włosy, wesoły uśmiech, ładna buzia, to jej atuty. Uważa, że dzieci to dar i ona spełniła swój obowiązek wobec ojczyzny. W przyszłości o pięciu obywateli więcej będzie pracować na nasze emerytury. Chwilę później wchodzą Ela z Beatą. Wyznaczam im obowiązki, każda zajmuje swoje stanowisko. Godzina dziesiąta, otwieram sklep. Piętnaście minut później wchodzą pierwsi klienci. Podchodzą do działu Eli. Jestem spokojna, bo Ela sprzeda wszystko. Posiada ogromny dar przekonywania. Po chwili mężczyźni w kasie u Izy zostawiają razem tysiąc dwieście złotych i składają zamówienie... Nie usłyszałam na co, bo moja komórka dała sygnał, że otrzymałam wiadomość. Nieźle jak na początek dnia i tygodnia. Uwielbiam swoją pracę. Staram się, żeby dziewczyny i szef byli zadowoleni.
– Dzisiaj mamy inspekcję – informuję koleżanki.
– Jedynka czy dwójka? – To taki nasz żart.
– Jedynka – odpowiadam.
– Świetnie, bo najwyższa pora porozmawiać o podwyżce – mówi Beata.
– Święte słowa – dodaje Iza.
– Nie narzekajcie, nie zarabiamy najgorzej – odzywa się Ela. – Rozmawiałam z tą blondynką z tego sklepu z bielizną i ona zarabia średnio o dwie, trzy stówy mniej, mimo że utargi mają naprawdę ładne. A jej szefowa uprzedziła swoje pracownice, że do końca roku nie mają co marzyć o podwyżce.
– Eluniu, ty możesz zrezygnować z podwyżki, ja tam uważam, że nam się należy. Życie jest coraz droższe, a moje dzieci naprawdę mają dużo większe wymagania – mówi Iza.
– W życiu nie zrezygnuję z podwyżki – śmieje się przyjaciółka.
Dzień płynie swoim torem. Klienci wchodzą i wychodzą, niektórzy z zakupami, inni tylko oglądają. Boom zakupowy nastąpi w weekend. Tak jest zawsze. Ludzie mają wtedy więcej czasu i chyba chęci na zakupy.
– Witajcie moje gwiazdy. – Do sklepu U RUDEJ wchodzi Bartosz. Nie jest przebojowym przystojniakiem, ale ma to coś w sobie. Wysoki o twardych, męskich rysach, pięknych, czekoladowych oczach, długich rzęsach (dlaczego on, a nie ja? Czy facetowi potrzebne są takie oczy i takie rzęsy?). Po bujnych, czarnych włosach zostało wspomnienie. Teraz widać spore zakola, ale do twarzy mu z tym. „To po ojcu” – zażartował kiedyś Bartosz. Szeroki uśmiech pokazuje rząd równych, białych zębów. Mężczyzna ma trzydzieści osiem lat, ale wygląda młodzieńczo. Zawsze jest szarmancki w stosunku do kobiet.
– Dzień dobry, nasz ulubiony szefie – mówi Beata.
– Bo jedyny – śmieje się obiekt zainteresowania.
– Oj tam, oj tam. Jest jeszcze twoja kobieta – odzywa się z sarkazmem w głosie Krokuska.
– Jak się kręci mój interes? – pyta szef, udając, że nie usłyszał co, a raczej jakim tonem powiedziała to Izka. Stara się bywać w sklepie tak często, jak tylko może, bo ma jeszcze jeden i musi podzielić czas między oba. Poza tym szkolenia, spotkania biznesowe: Bartosz naprawdę ma sporo na głowie.
– Nie najgorzej, choć bywa różnie – odpowiadam.
– Szefie, przydałaby się podwyżka. – Beata kuje żelazo, póki gorące.
– Po to przyszedłem, żeby z wami o tym porozmawiać. Zapraszam na zaplecze.
W sklepie zostaje Elżbieta. Reszta udaje się za Bartoszem. Ustalamy, że pensje będzie nam zwiększał stopniowo, gdyż trochę się spłukał ostatnio. Fakt, remont generalny sklepów, wymiana mebli, sprzętu elektronicznego. To musiało kosztować. Bartosz to w sumie fajny, ciepły człowiek. Jest dobrym szefem. Ma jedną wadę – dziewczynę. Koszmarna baba. Każe nam się tytułować szefową lub Naomi, choć tak naprawdę ma ładne, polskie imię – Grażyna. Jej idolką i wzorem jest Naomi Campbell i stąd ten pseudonim. Jest tylko, a może aż, dziewczyną szefa, a uważa się, za Bóg wie kogo. Bywa wredna, szczególnie w stosunku do mnie. Dziewczyny uważają, że jest o mnie zazdrosna, bo Bartosz się we mnie podkochuje. Ponoć widać to gołym okiem.
– Bzdury opowiadacie – stwierdziłam, kiedy przyjaciółki mi to wyjawiły.
– Marysiu, skoro we trzy zauważyłyśmy, to coś jest na rzeczy
Jestem w lekkim szoku, bo nie odczułam, żeby Bartosz w jakiś szczególny sposób się do mnie odnosił. Owszem od czasu do czasu powie coś miłego, ale komplementy prawi całej naszej czwórce.
– Kochana, nasza babska intuicja nas nie myli – kontynuowały. – Zauważ, jak on na ciebie patrzy.
– Przecież on ma dziewczynę, a od miesiąca nawet narzeczoną?
– Dziewczynę? – Tym razem to w głosie Beaty słychać sarkazm. – Toż to potwór. Piękny, ale potwór.
Owszem, Naomi jest piękna. Jest wziętą modelką. Piękne, gładkie, długie nogi, czarne, lśniące włosy okalające kształtną twarz, ciemne oczy, długie rzęsy i ślicznie skrojone usta, robią wrażenie nie tylko na mężczyznach, ale i na kobietach. Kiedyś nasz stały klient, a mój i Rafała przyjaciel, który jest gejem, ujrzawszy Naomi, oznajmia:
– Dla takiej kobiety mógłbym zmienić preferencje.
– Panie Leonie, zostań pan lepiej tym pe..., znaczy się gejem – powiedziała mu wtedy Izka, która poglądy ma raczej konserwatywne i nie poważa homoseksualizmu, ale na szczęście nie krytykuje, a nawet lubi Leosia, bo to naprawdę miły i uczciwy człowiek. Niejeden mężczyzna mógłby brać z niego przykład...
Bartosz mawia, że tworzą z Naomi niezły duet – Piękną i Bestię.
– Tylko kto tu jest Piękny, a kto Bestią? – Złośliwość Beaty nie zna granic.
– Coś nie gra w ich związku i stanę na rzęsach, a dowiem się co? – twierdzi Izka.
Zbliża się pora zamknięcia sklepu. Codziennie od poniedziałku do piątku dwie z nas zostają w pracy do dwudziestej pierwszej, dwie z kolei idą o osiemnastej do domu. Dziś mój dyżur i Beaty. Poprawiamy na półkach towar, wycieramy kurze, myjemy podłogi. Robimy to, co się robi na koniec dnia, zostawiamy porządek na naszych stanowiskach pracy. Została mi jeszcze dokumentacja, ale ją robię zawsze z rana. Zresztą, Bartosz ma księgową i moja papierkowa robota nie jest za wielka. Ot drobne sprawy zamykające dzień, grafik comiesięczny, czy remanent i tym podobne. Utarg policzony.
– Pewnej części ciała nie urywa, ale bywało gorzej – śmieje się Bea.
Wracam do domu. Rafała jeszcze nie ma. Dzwonił do mnie i mówił, że kolegi żona zaczęła rodzić o dwa tygodnie wcześniej i Felek wziął urlop na żądanie, a on ciągnie jego zmianę. Rafał pracuje w podszczecińskiej miejscowości Bajkowo w stadninie koni. Jest instruktorem jazdy konnej i trenerem tych zwierząt. Kocha, jak twierdzi zaraz po mnie, swoją pracę nad życie. O koniach może opowiadać godzinami. Przygotowuję posiłek. Robię to, co potrafię najlepiej, czyli spaghetti. Koło dwudziestej trzeciej wraca zmęczony, ale szczęśliwy Rafał. Jego ukochana klacz się oźrebiła.
– Chłopczyk – mówi mój mężczyzna. – Jest śliczny. Nazwaliśmy go Szafir.
– Czyżby był niebieski?
– Nie, nie jest niebieski, ale jest równie piękny – śmieje się Rafał. – A że Róża jest moją ulubienicą, pozwolono mi wybrać imię. To na twoją cześć, kochanie. Szafir to mój ulubiony kamień.
– Jesteś kochany.
– Wiem o tym.
Kładziemy się do łóżka. Rafał jest tak zmęczony, że przytulony do mnie natychmiast zasypia.
ON
Wypad nad morze był bardzo udany. Maria jest darem od losu. Kocham ją nad życie. Pamiętam dzień, w którym ujrzałem ją po raz pierwszy. Nie mogłem oderwać od niej oczu. I ta burza rudych loków. Pomyślałem, że ona będzie moja. Pierwsza randka, pocałunek i noc. Rany, co się wtedy ze mną działo. Nigdy wcześniej czegoś takiego nie przeżyłem i trwa to do dziś. Seks z nią jest... nieziemski.
– Moja kochana dzielna dziewczynka. Masz ślicznego synka. Nazwałem go Szafir. Podoba ci się? – Róża parska na znak aprobaty.
Wracam zmęczony do domu, gdzie czeka na mnie z obiadem, a raczej późną kolacją – mam nadzieję, że nie przypaloną – moja ukochana. Spaghetti jest smaczne. Marysia, niestety analfabetka kulinarna, o dziwo spaghetti robi najlepsze na świecie. Po kolacji kładziemy się do łóżka. Niemal natychmiast zasypiam.10.06.2016 R.
PIĄTEK
ONA
Uwaga, dwójka na horyzoncie – tak żartobliwie mówimy o Grażynie.
Kobieta wchodzi do pomieszczenia, kulturę osobistą zostawiwszy chyba w domu, ponieważ nie witając się, mówi do mnie oficjalnym tonem:
– Mario, musimy poważnie porozmawiać.
– Oczywiście, nie ma problemu. Za pół godziny mam przerwę.
– Nie, w tej chwili to zrobimy. Beata cię zastąpi – oznajmia władczym głosem kobieta.
– Ale ona ma teraz przerwę śniadaniową.
– Nie ma sprawy – mówi Beata i ukradkiem pokazuje język plecom Naomi.
– Uważam, że nie jesteś dobrym menadżerem. Zyski ostatnio są słabe i to jest twoja wina, ponieważ nie potrafisz sprzedać towaru – oznajmia mi kobieta już na zapleczu.
Owszem, nastąpił mały kryzys, myślę chwilowy, ponieważ w naszej okolicy otworzył się drugi sklep z akcesoriami motocyklowymi. W lokalnej telewizji, radiu i gazecie, właśnie puszczane są reklamy naszej firmy. Poza tym przed wejściem stoi nowy szyld reklamowy i uważam, że jest świetny. I rzecz najważniejsza, po długich namowach, Bartosz się zgadza, aby w części pomieszczenia zrobić asortyment górski. W tej formie sklep działa od dwóch miesięcy i klienteli, zwłaszcza miłośników gór, przybywa. Wszystko to opowiadam szefowej...
– I dlatego sądzę, że dobrze zarządzam firmą – kończę swoją wypowiedź. – Uważam też, że to Bartosz decyduje o swoich pracownikach, a nie ty.
– Nie jesteśmy na ty.
– To działa w dwie strony, tak że proszę się nie zwracać do mnie po imieniu, pani Grażyno.
– Naomi – wchodzi mi w słowo Grażyna, Naomi, szefowa czy jak jej tam. – Dopóki pracujecie w moim... w naszym sklepie, dopóty będę zwracała się do was tak, jak uważam za stosowne.
– OK. Mnie to nie przeszkadza, ale proszę zauważyć, że pani jest najmłodsza z nas i właściwie stosownie byłoby się zapytać, przynajmniej Beaty czy życzy sobie tego, bo różnica wieku między wami jest dość spora, bo siedemnaście lat. Tego wymaga kultura osobista.
– Nie będziesz mnie pouczać ty...
– Co tu się dzieje? – do pokoju socjalnego wpada znienacka Bartosz.
– Twoja narzeczona obwinia mnie o kłopoty finansowe i chce mnie wyrzucić z pracy. – Kobieta rzuca na mnie wściekłe spojrzenie. – Otóż uważam, że swoje obowiązki wykonuję dobrze i myślę, że to ty decydujesz o swoich pracownikach. Poza tym skoro uważa się za szefa firmy, to w takim przypadku stosuje mobbing w stosunku do mojej osoby i...
– Marysia ma rację. – Nie kończę zdania, gdyż przerywa mi szef. – To ja decyduję o swoich pracownikach i, uwierz mi, że nie mam zamiaru nikogo zwalniać. Majka, wróć do swoich obowiązków. Proszę.
– Tak uważasz? Jeszcze zobaczymy – twierdzi wściekła Grażyna. Nim zamknę drzwi, słyszę poirytowanego Bartosza zwracającego się do Naomi:
– Co ty, do jasnej cholery, wyprawiasz?
Po piętnastu minutach wychodzą objęci i zadowoleni. „On jest mój” – mówi całe ciało Naomi. W porządku, ja mam swojego faceta i nie szukam przygód. Pytającym wzrokiem spoglądam na szefa.
– Oczywiście zostajesz na swoim stanowisku. Jutro porozmawiamy.
– Co się stało w pokoju socjalnym? – pytają zaciekawione dziewczęta, kiedy para opuszcza lokal. Pokrótce opowiadam im, czego dotyczyła rozmowa.
– Suka – Beata i tak grzecznie wyraziła się o Grażynie. – Mam pomysł, powiedzmy tej smarkuli, że żadna z nas nie życzy sobie, aby nas „tykała”, a jeśli ona to zignoruje, wtedy my bądźmy złośliwe i zwracajmy się do niej pani Grażyno. Co wy na to?
– Świetny pomysł – odpowiada Ela, a skoro ona to popiera, to ja z Izką tym bardziej.
– W co Grażyna i Bartosz pogrywają? – zastanawia się Iza. – I nie będę sobą, jeśli się nie dowiem w co.
Iza to kochana baba, tylko troszkę wścibska, zawsze wie wszystko najlepiej. Zna plotki, ploteczki w obrębie dwustu, trzystu metrów jak nie więcej, naszego sklepu. Żartobliwie o niej mówimy – nasza kochana ciocia Google. Jeżeli jednak powierzamy jej tajemnicę z naciskiem, że to tajne i poufne, nie piśnie ani słówka. Izka i Krzysztof są moimi i Rafała sąsiadami. Krokuską wciągam do pracy w sklepie najwcześniej. Dziewczyny i ja tworzymy niezły czworokąt. Nasza znajomość nie kończy się poza murami sklepu. Spotykamy się z okazji różnych okoliczności prywatnie w ósemkę, gdyż nasi mężczyźni też należą do paczki. Mąż Beaty Zbyszek i mój Rafał pracują razem w stadninie koni i to w sumie oni poznają mnie z tą fantastyczną kobietą, a to było na imieninach Zbyszka... Beacie także załatwiam pracę w sklepie. Zwolińscy mieszkają w Bajkowie dziesięć lat. Tam kupili działkę i się wybudowali. To u nich, w okresie wiosenno-letnim, organizujemy wszelkie grille i ogniska. Z kolei z Elą pochodzimy z tej samej miejscowości i przyjaźnimy się od lat młodości a właściwie dzieciństwa. Jest Ciemnoblond ślicznotką o uroczym uśmiechu, wrodzonej skromności, darze przekonywania, i pięknych smukłych nogach. Ile my się z dziewczynami nagadamy, żeby zaczęła nosić krótkie spódniczki, aby pokazać te boskie kończyny światu. To ja ściągnęłam ją do Szczecina. Kiedy Bartosz stwierdził, że przydałaby się jeszcze jedna para rąk do pracy w sklepie, a ja mam ponoć nosa w tych sprawach, od razu pomyślałam o mojej ukochanej przyjaciółce, która bez wahania przyjmuje propozycję. Tu poznaje swojego przyszłego męża Piotra. Ślub biorą po kilku miesiącach. Elżbieta szybko zachodzi w ciążę. Mają dwóch uroczych chłopców, trzyletniego Szymona, mojego chrześniaka i o rok młodszego Kubę. Kochane dzieciaki.
Pamiętam dzień, kiedy Bartosz ruszył z biznesem. Szukałam ofert pracy w Internecie i znalazłam ogłoszenie Adamiuka. Spośród około setek kandydatek wybiera mnie. Stwierdza, że moja kreatywność i pomysły, jak rozwinąć firmę, są najciekawsze. Fakt, wyobraźnię akurat mam bogatą. Przez pierwsze dwa lata harujemy niczym woły. Jesteśmy sprzedawcami, sprzątaczami, księgowymi, menadżerami. Szef idzie na całość. Pomieszczenie jest spore, więc zapożycza się, żeby zaopatrzyć sklep w towar. Mija chyba z pół roku, zanim wszystkie półki będą zapełnione. Interes się rozkręca. Pookoło roku zatrudnia Izkę. Kilka miesięcy później Beatę i Elę. Siłą rzeczy awansuję na kierownika, gdyż znam sklep od podszewki. Poza tym mam pod sobą drugi sklep Bartosza, w którym sprzedaje dwójka fajnych studentów. W związku z tym, że ów sklep znajduje się na drugim końcu miasta, wpadam tam dwa, trzy razy w miesiącu. Pomieszczenie jest trochę mniejsze, dlatego też Adam i Karol świetnie sobie radzą we dwójkę. U Adamiuka w sumie pracuję pięć lat i nie wyobrażam sobie siebie w innym miejscu.
Jutro sobota. Weekendy są zazwyczaj bardzo pracowite. Utargi są nawet pięciokrotnie wyższe niż w tygodniu. Lubię ten czas. Czuję wtedy, że naprawdę pracuję. Często zastępuję dziewczęta w soboty lub niedziele, gdy coś im wypadnie. A to Ola gorączkuje, a to Łukasz ma urodziny i trzeba imprezę ogarnąć, bo okazuje się, że zaprosił kumpli. Rafał często się wścieka z tego powodu, ale ja mam na niego swoje sposoby. Poza tym on też jest pracoholikiem i zostaje w stadninie dość często po godzinach, ale ja nie robię z tego powodu afer. Grafik zawsze mam opracowany pod koniec miesiąca. W ten weekend w sklepie stoję z Elą. Mimo że pozornie jest większy ruch, to w tych dniach pracują tylko dwie z nas. W związku z powyższym dwa weekendy w miesiącu każda z nas ma wolne. Porządki generalne robimy zawsze w piątki, robotę papierkową ogarniam w tygodniu, dlatego interesuje mnie tylko handel. Poza tym w soboty do pomocy przychodzi któraś z siostrzenic Bartosza. Druga jest w sklepie u chłopaków z tym, który ma akurat pracujący weekend. To głównie one układają i poprawiają towar na półkach. A robią to bardzo dobrze i pomysłowo. Ostatnio, któraś tak ułożyła T-shirty, że na wierzchu wyszedł napis: „UWAGA MOTOCYKLIŚCI, KUPUJCIE U NAS”.
Wracam zmęczona do domu. Wynajmujemy w centrum Szczecina mieszkanie. Salon z aneksem kuchennym, spora łazienka i niewielka sypialnia to nam, na razie wystarcza. W planach mamy zamiar kupić mieszkanie, tylko nic nam jeszcze nie wpadło w oko. Wchodzę do przedpokoju i czuję, że coś pysznie pachnie. Ależ jestem głodna. Rafał, w przeciwieństwie do mnie, świetnie gotuje. Na stole czekają na mnie klopsiki w sosie własnym, młode zapiekane kartofelki posypane koperkiem i miks sałatek. Pychota. Opowiadam mu, jak minął mój dzień.
– W sumie nie dziwię się tej całej Grażynie – oznajmia Rafał. – Jesteś jej rywalką.
– Co masz na myśli?
– Chodzi mi o to, że podobasz się Bartoszowi i ona to wyczuwa.
– Co ty i dziewczyny uroiliście sobie w tych swoich ślicznych główkach?
– Czyli rozumiem, że i one to zauważyły?
Wierutne bzdury – pomyślałam. – Przecież on ma piękną dziewczynę, a ja spoglądam w lustro i kogo widzę? Ot, zwyczajną trzydziestoletnią kobietę, może i niebrzydką, ale nie powalającą na kolana, średniego wzrostu, szczupłą, której atutem są piękne, długie, kręcone, rude włosy, okalające pociągłą twarz z pełnymi ustami, małym nawet zgrabnym noskiem, zielonymi oczami i moim koszmarem: opadającymi powiekami, które mam, odkąd pamiętam. Chciałam kiedyś zrobić chirurgiczną korekcję powiek, ale Rafał uważa, że one dodają mi uroku i bez nich nie będę już sobą. Zresztą on mnie kocha taką, jaką jestem, ze wszystkimi zaletami i wadami. Niech się określi, czy te moje powieki to wada, czy zaleta?
– Nie lubię, kiedy przebywasz z nim sam na sam – oznajmia nagle Rafał.
– Daj spokój. Jakoś nie zauważyłam, żeby mnie podrywał. Poza tym kocham tylko ciebie i nie interesują mnie inni faceci.
– Co nie zmienia faktu, że leci na ciebie.
– Skąd zaczerpnąłeś takie informacje? – pytam kpiącym głosem mojego faceta.
– A już ci mówię. W zeszłym roku Wrocław, impreza integracyjna, na którą łaskawca Bartosz zaprasza także facetów swoich pracownic. Przypadkiem słyszę wyznanie podpitego, ale nie na tyle, żeby nie wiedział, co mówi, Bartosza do Grażyny: „Marysiu kocham cię”, po czym dostaje od swojej pani w pysk. Zaczyna się tłumaczyć, że się przejęzyczył, że dużo z tobą przebywa i tym podobne. Ona mu chyba uwierzyła, ale ja niekoniecznie, bo widziałem, jak na ciebie patrzy.
– Dlaczego dopiero teraz mi to mówisz? – pytam zupełnie zaskoczona.
– Bo nie chciałem się nakręcać, bo bałem się, że może będzie ci to imponować. Nie wiem.
– Głuptasie – mówię i przytulam się do niego. – Jestem zmęczona. Kładźmy się, bo to mój weekend.
– Przecież tydzień temu pracowałaś – mówi zły Rafał.
– Kochanie, w zeszły weekend byliśmy nad morzem.
– Ojej, faktycznie, ale i tak uważam, że za dużo pracujesz. Lubię dziewczyny, ale zdaje się, że cię wykorzystują.
– Przyganiał kocioł garnkowi – odcinam się. – Podobnie jest w twoim przypadku.
– Że ja niby jestem kotłem? Nie daruję ci tego garze.
– Ja garem? O ty draniu. Nie śpię dziś z tobą.
– O, co to, to nie. Mam dziś wobec ciebie pewien plan i zamierzam go wykorzystać.
– Plan czy mnie – śmieję się, wyrywam, gdy Rafał próbuje mnie do siebie przygarnąć i zamykam w łazience. Biorę prysznic, wychodzę z łazienki, idę do sypialni, a tam czeka na mnie golusieńki jak pan Bóg go stworzył Rafał. Zrzucam ręcznik, którym owinęłam mokre ciało i mój ukochany swój plan wprowadza w życie...11.06.2016 R.
SOBOTA
Noc była długa, a sen krótki. Jestem wykończona. Ela, moja kochana dyskretna Ela jak nigdy wcześniej, żartuje sobie ze mnie.
– Widzę, że ktoś dzisiejszej nocy mało spał. Dlaczego się nie dziwię? Mieć takiego faceta w łóżku...
– Albo taką kobietę – udaję obrażoną.
– Tworzycie z Rafałem piękną parę. Kiedy wreszcie założycie rodzinę, jak Bóg przykazał?
Ela z Piotrem są prawdziwymi katolikami, żyjącymi według dekalogu. Dla nich rodzina to świętość.
– Myślę, że przyjdzie pora i na to – odpowiadam i się zamyślam. Jakoś nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Raz tylko Rafał wspomniał, że chciałby mieć co najmniej troje dzieci, bo on jest jedynakiem. W sumie lata płyną. Przecież nie będę rodziła dzieci po czterdziestce? Dyskretnie mu o tym napomknę. Około dwunastej przychodzi Bartosz. Teraz zauważam, że zerka na mnie często. Jak na złość zaczynam ziewać.
– Zdaje się, że ktoś jest niewyspany – uśmiecha się Bartosz.
– Nasza pani kierownik miała długą i ciężką noc – wydaje mnie Ela.
– Nie mam ochoty poznawać szczegółów – powiedział to wzburzonym głosem. On jest zwyczajnie o mnie zazdrosny! – Przepraszam – po chwili mówi już spokojnie. – Wczoraj miałem ciężki dzień. Kontrola Urzędu Skarbowego. Dobrze, że pani Danusia ma taki porządek w dokumentach. Siedzieli ze trzy godziny.
– Ale wszystko w porządku? – pytam szefa.
– Przy takiej pedantce jak Danusia musi być wszystko w porządku. Wręcz była oburzona faktem, że ktoś mógłby w to wątpić. A jak wam dzisiaj idzie?
– Jak zwykle w weekendy. Bardzo dobrze.
– Ta reklama przed sklepem jest świetna. Zawsze uważałem, że masz ciekawe pomysły.
– W przeciwieństwie do twojej dziewczyny, która myśli inaczej.
– Właśnie, chciałem cię przeprosić. To już się więcej nie powtórzy – zapewnia mnie Bartosz.
– Mam nadzieję.
Szef wychodzi.
– Co mnie dziś ugryzło? – mówi wzburzona Ela.
– Co masz na myśli?
– Niemalże mówię o twoich sprawach intymnych, i to komu, Bartoszowi.
– I to właśnie ty – Elżbieta Kilian – zawsze dyskretna, nieśmiała, kochana Elżbieta Kilian – kpię sobie w żywe oczy z przyjaciółki.
– No właśnie. Przecież Bartosz gotowy jest pomyśleć, że jestem plotkarką.
– Niesamowite – kpię nadal.
– A najgorsze z tego wszystkiego jest to, że on się wściekł. Boże, Marysiu on się naprawdę w tobie kocha.
– Daj spokój – opowiadam Eli, co wczoraj wyznał mi Rafał. Ela jest w szoku.
– Głupia sytuacja.
Wchodzi para klientów, więc przerywamy rozmowę i bierzemy się do pracy.14.06.2016 R.
WTOREK
Może byśmy na urlop pojechali do ciepłych krajów? – rzuca propozycję Rafał.
– Latem? Do ciepłych krajów? Chyba żartujesz. Do ciepłych krajów najlepiej jechać wiosną bądź jesienią. Wtedy jest taniej i ponoć nie ma takich tłumów i upałów. Owszem, możemy urlopy zaplanować na dwie tury. W lipcu tydzień spędzimy w górach, bo z tego w życiu nie zrezygnuję i jesienią tydzień za granicą.
– Tylko tydzień?
– Przypominam kotku, że odkładamy na mieszkanie – to ja jestem rozsądna w tym związku.
– Boże, co ja bym bez ciebie zrobił?
– Zginąłbyś.
– I popadłbym w długi.
– I stoczyłbyś się na samo dno.
– Albo ożenił bogato.
– A która chciałaby zadłużonego, stoczonego na dno faceta?
– Na tak zabójczo przystojnego mężczyznę poleciałaby niejedna milionerka – śmieje się Rafał.
– Akurat, chyba że stara zdesperowana milionerka, potrzebująca pana do towarzystwa.
– Zmieniam zawód. Pan do towarzystwa, jak to pięknie brzmi.
– Ja ci dam pana do towarzystwa – udaję oburzoną i rzucam w niego zgniecioną kartką papieru.
– A już tak na poważnie. Jakie góry zdobywamy tego lata?
– Nie wiem, Bieszczady, Karkonosze? Wybieraj.
– Wiesz, wydaje mi się, że w Bieszczady pojedziemy, jak zaplanujemy pobyt na dłużej, to po pierwsze, po drugie jest daleko, po trzecie byliśmy tam dwa lata temu, a w Sudetach dawno nie byliśmy.
– No i super. Na pewno ogarniemy Góry Sowie.
– OK. To ty szukaj noclegów, a ja idę szykować kolację.
– Kochany jesteś.
– Myślę.
W tym roku na urlop jadą z nami Beata ze Zbyszkiem. Ze dwa lata nie byli w górach, choć podobnie jak my uwielbiają po nich wędrować. Ich dwie córeczki, dziesięcioletnia Julia i ośmioletnia Majka będą w tym czasie na koloniach letnich, a dziewiętnastoletni Łukasz będzie miał po prostu wolną chatę i już ponoć zaciera rączki. Oj, będzie się działo. Oczywiście całą wyprawę organizuję ja, bo niby robię to najlepiej. Ja wiem swoje, im się po prostu nie chce, a ja lubię to robić i nie mam nic przeciwko.15.06.2016 R.
ŚRODA
W najbliższy weekend zapraszam moje królowe do SPA. Wszystko już załatwione, więc chciał nie chciał, musicie jechać.
– Bartosz, tak się nie robi. A jak miałam plany? – pytam oburzona.
– Oj dziewczyny, nie odmawiajcie mi. Jest okazja, ja mam szkolenie i dostałem vouchery na pięć osób do SPA. Jedno miejsce i tak przepadnie. Chyba że któraś z was zabierze osobę towarzyszącą.
– A co ze sklepem?
– W sobotę staną moje siostrzenice. Rzucam je na głęboką wodę, ale muszą sobie jakoś poradzić. W niedzielę zależy od nich, czy będzie czynne, czy nieczynne. Jak dadzą radę sobie w sobotę, to chętnie popracują w niedzielę. Świat się nie zawali, jeśli jeden dzień sklep będzie nieczynny. Dziewczęta, co z wami? Odpoczniecie sobie trochę.
– W sumie mi nie zależy, ja i tak pracowałabym w ten weekend – twierdzi Izka.
– Ja też – podziela zdanie przyjaciółki Beata.
– A wy – szef patrzy to na Elę, to na mnie.
– Jadę – decyduje się Ela.
– No Majka, nie daj się prosić.
– Nie wiem, miałam iść z Rafałem do kina.
– Co się odwlecze to nie uciecze.
– Niby racja, ale Rafał będzie wściekły.
– Znajdziesz sposób, żeby się nie gniewał – Iza puszcza do mnie oczko.
– OK, jadę.
– Świetnie – cieszy się Bartosz.
– Coś mówiłeś, że jedno miejsce przepadnie. Grażyna nie jedzie z nami?
– Justyna, moja siostra nie może, siostrzenice wolą stać w sklepie i zarabiać, a jeśli chodzi o Naomi, to kupiłem okazyjnie butik z damską bielizną. W sobotę otwarcie, a ona jako menadżer musi tam być. I właśnie jest problem. Potrzebujemy na cito dwóch pracownic. Może znacie kogoś, kto chciałby...?
– W życiu nie wrzucę moich znajomych w paszczę lwa – przerywa mu Bea.
– Ja też nie – popiera koleżankę Iza.
– Ja to w sumie nie znam nikogo takiego – twierdzi Ela.
– Moje znajome pracują, przykro mi...
– W porządku – przerywa mi Bartosz. Zamyśla się i po chwili dodaje: – Grażyna nie jest złą osobą. Ma stresującą pracę i czasami puszczają jej nerwy.
– Z naciskiem na puszczają nerwy – wchodzi w słowo Izka.
– Musicie ją zrozumieć.
– A ona musi przestać się na nas wyżywać – Bea podobnie jak Iza jest szczera do bólu. – My, przynajmniej ja, jej nie lubię.
– I uwierz mi, gdyby jechała do tego SPA, ja bym raczej zrezygnowała – dodaje swoje Iza.
– Dziewczyny, uspokójcie się – Ela próbuje załagodzić sytuację.
– Niby dlaczego? Mówię to, co myślę.
– Proszę cię. – Ela bardzo nie lubi konfliktów. – Przykro mi, na pewno kogoś znajdzie – dodaje.
– A Judyta i Matylda? – proponuję.
– Coś ty, przecież nie rzucę w paszczę lwa rodzonych siostrzenic! – Takim oto sposobem Bartosz rozładował emocje, bo wszyscy wybuchamy śmiechem.
– Wyjeżdżamy w piątek po południu, wracamy w niedzielę pod wieczór. Jedziemy moim autem.
*
W piątek wybieram się z dziewczynami do SPA – oznajmiam wieczorem Rafałowi.
– Same? A my, wasi faceci? – pyta mój mężczyzna.
– Bartosz ma szkolenie, dostał vouchery i zaprasza swoje pracownice.
– Bartosz? W takim razie zabraniam ci.
– Rafał!
– Co Rafał, nie pozwalam ci jechać z tym mężczyzną.
– Ja nie pytam cię o zdanie, tylko informuję. A poza tym, już ci mówiłam, że w moim życiu liczy się tylko jeden mężczyzna i jest nim Rafał Kalinowski. Głuptasie, ja nie jadę tam dla Bartosza, tylko dla siebie.
– A ta cała Naomi jedzie?
– Dzięki Bogu nie, bo akurat w sobotę jest otwarcie kolejnego butiku Bartosza, no i ktoś musi być przy tym. Ona, jak się łatwo domyślić, będzie w nim szefować.
– No to super. On ci tam nie odpuści. Boję się, że...
– Ależ kochanie. – Zrobiło mi się żal Rafała. – Musisz mi zaufać. Jadę tam odpocząć, a nie flirtować. Poza tym będą tam ze mną jeszcze trzy moje koleżanki.
– Przyrzeknij mi...
– Rafał, proszę cię – znów nie daję mu dokończyć zdania.
– OK, w porządku. Możesz jechać.
– Dzięki ci, łaskawco.
– Ufam ci.
– I to jest najważniejsze. Idę na zakupy. Lodówka jest pusta. Idziesz ze mną?
– Nie chcę, ale muszę.
– To wskakuj w buty i wychodzimy.
*
W hipermarkecie niespodziewanie wpadamy na Grażynę i Bartosza.
– Co za spotkanie – mówię ze sztucznym uśmiechem na ustach. – Poznajcie się, pani Grażyna, Rafał, Rafał pa...
– Naomi. – Kobieta zabija mnie wzrokiem, po czym zwraca się tylko do Rafała: – mów mi Naomi.
– Przecież my się znamy – twierdzi Rafał.
– Znacie? – pytam zdziwiona.
– Wrocław, impreza integracyjna.
– Faktycznie – przypominam sobie. – To co, uciekamy?
– A może napijemy się kawy? – proponuje Naomi. – Niedaleko jest kawiarnia i podają tam świetną latte. Nie dajcie się prosić.
– Chętnie. – Rafał nawet nie spojrzał na mnie.
– Ja zapraszam.
Chwilę później siedzimy przy stoliku. Rozmowa się nie klei, ale mi akurat nie zależy na tym. Naomi pożera wzrokiem Rafał, a a przyznam, że jest na kim oko zawiesić. Mój mężczyzna jest wysoki, ma sto osiemdziesiąt pięć centymetrów wzrostu, dobrze zbudowany dzięki fizycznej pracy i przy moich stu sześćdziesięciu pięciu centymetrach sięgam mu ledwie do ramion, Rafał często powtarza, że kobieta taka jak ja jest w jego typie, czyli drobny, średniego wzrostu rudzielec. Jego blond gęste, lekko falowane włosy ładnie współgrają z niebieskimi oczami. Kiedy się uśmiecha, robią się mu dwa śliczne dołeczki w polikach, w których chyba się najpierw zakochałam. Po chwili Grażyna i mój boski facet zaczynają flirtować. I to na moich oraz Bartosza oczach! W lokalu jest dość gwarno i nie słyszę, o czym rozmawiają, ale po gestach, jakie wykonują, łatwo się domyślić... Oj, pogadam sobie z nim w domu.
– Przygotowana do wyjazdu?
– Słucham?
– Gotowa do wyjazdu? – Bartosz w o ogóle nie zwraca na nich uwagę.
– Skąd. Przecież dziś dopiero środa.
– No tak, ale wy kobiety lubicie być przygotowane perfekcyjnie. Włosy, manicure, pedicure itede. Widzę, że jesteś gotowa. Twoje włosy są tak piękne, że przy nich nic nie musisz robić... – Naomi zaraz chyba wejdzie na Rafała, ale mnie wkurza. A ten wcale się nie broni. I on mi niedawno wypominał mi Bartosza. Co do mnie mówi Adamiuk...? Coś o pięknych włosach...
– Dziękuję.
– W ogóle cała ślicznie wyglądasz – Bartosz nie spuszcza ze mnie wzroku.
– Daj spokój. Ja przy twojej narzeczonej...
– Mówię poważnie – Bartosz strzepuje niewidzialny pyłek z mojej bluzki. Zauważa to Rafał.
– Jest już późno. Musimy już iść, prawda kochanie? – nagle mój mężczyzna zaczyna się spieszyć.
– Jeszcze chwilę możemy posiedzieć – drażnię się z nim.
– Jestem zmęczony – oznajmia, po czym wstaje, wyciąga portfel, ale Bartosz go uprzedza i płaci kelnerce z sutym napiwkiem.
Po drodze do domu nie odzywamy się do siebie. Ja jestem wściekła, on jest wściekły. Za to w domu...
ON
Naomi wyraźnie na mnie leci. Jest piękna, nie ma co ukrywać.
– Smakuje ci kawa? – pyta mnie kobieta.
– Dlaczego Naomi? – odpowiadam pytaniem na pytanie.
– Słucham? – pytaniom nie ma końca. – Dlaczego jesteś z Marią?
– Bo ją kocham.
– A ja kocham to imię.
– Rozumiem.
– Chciałabym twój numer telefonu.
– Po co?
– Powiedz, zapamiętam.
Czuję, jak pociera swoją nogą o moją.
– Zadzwonię do ciebie. Tylko odbierz.
– Okaże się – mówię, patrząc na jej usta, które co chwila delikatnie oblizuje.
– Nie znoszę sprzeciwu. Masz odebrać, bo ja tak chcę. Wszystko, czego zapragnę, jest moje. Zgadnij czego i kogo teraz pragnę? – Naomi coraz mocniej ociera kolanem o moje udo.
– Mam dziewczynę i bardzo ją kocham.
– A ja mam faceta…
Który się kocha – dodaję w myślach – w mojej... – Kurwa, co on robi? – Bartosz dotyka moją kobietę, a ja nagle przytomnieję!
– Jest już późno. Musimy już iść, prawda kochanie?
– Jeszcze chwilę możemy posiedzieć – Marysia wyraźnie próbuje mnie zdenerwować i udaje jej się to.
– Jestem zmęczony – po chwili wychodzimy. Jestem zły na Majkę i Bartosza. Przecież on ją dotykał. Tak jak Naomi mnie. Jakaś chora sytuacja. Ci ludzie tworzą chory związek.
– Nie pojedziesz z nim do SPA! – krzyczę już w drzwiach mieszkania.
ONA
– Nie pojedziesz z nim do SPA!
– Bo kto mi niby zabroni? Ty?
– Tak, ja. I nie mów mi, że nie wiedziałaś, że on leci na ciebie.
– A ty co wyprawiałeś? Przecież ty i Grażyna zachowywaliście się jak napalone małolaty – mówię wściekła.
– Bzdury.
– Bzdury? Rafał nie jestem ślepa. Widziałam, jak ociera nogą o twoją nogę. I powiem ci więcej, podobało ci się. Dlaczego się nie dziwię? W końcu to modelka i jest piękna. Nie to, co ja. Mała, ruda z opadającymi powiekami.
I zaczynam ryczeć, kuźwa a chciałam być twarda.
Rafał podchodzi i przytula mnie.
– Nie dotykaj mnie – mówię to, choć moje ciało pragnie jego dłoni.
Wymiękam w jego ramionach. Kochamy się. Ale to był tylko seks, szybki, niemalże brutalny, jakby to nie był Rafał. A może on... myślał o innej kobiecie? Po wszystkim odwraca się do mnie plecami i za chwilę chrapie. Boże, jak mi jest przykro...
Rano, kiedy otwieram oczy, Rafała już nie ma. Na szafce nocnej leży kartka z informacją, że musiał wyjść wcześniej do pracy, bo dostał wiadomość, iż któraś z klaczy się źrebi. Ot, sucha wiadomość. Wcześniej, zostawiając mi list, rysował serduszka, zapewniał o miłości. Dziś tego nie zrobił... Przykro mi...
*
Do piątku rozmawiamy ze sobą służbowo. Po co mnie przepraszał, skoro teraz się nie odzywa? W czwartek próbowałam się do niego przytulić w łóżku, ale on powiedział tylko, że jest zmęczony i odwraca się plecami. Przecież ja chciałam się tylko przytulić. To jest pierwsza nasza tak poważna kłótnia, a jesteśmy ze sobą pięć lat. Poznajemy się w stadninie. Właśnie wynajęłam mieszkanie w Szczecinie, zaczęłam pracę u Bartosza, a że zawsze chciałam się nauczyć jazdy konnej, gdyż ja też kocham konie, zapisuję się na naukę i moim instruktorem zostaje Rafał. Zakochaliśmy się w sobie chyba od pierwszego wejrzenia. Jednak długo trzymałam go na dystans. Rafał się chwilę musiał o mnie starać. Zawsze mówił, że kiedy zobaczył tę burzę rudych loków, pomyślał sobie„Ona będzie moja”. Ja z kolei mówię, że urzekły mnie jego dołeczki na policzkach. Na pierwszą randkę wybieramy się do kina na horror, gdyż okazuje się, że oboje lubimy ten gatunek filmu. Konie, horrory, góry, dobra książka, sporo tych wspólnych zainteresowań. Wtedy pierwszy raz się pocałowaliśmy. O mały włos, a nie zaprosiłabym go do siebie na noc. Postanawiam w ostatniej chwili, że nie, że jeszcze za wcześnie. A poza tym niedawno przeżyłam zawód miłosny i broniłam się chyba przed nowym uczuciem. Widziałam w jego oczach rozczarowanie. Później mawiał, że to mu nawet imponowało. Dość, że drobna, ruda, z charakterkiem, to jeszcze niedostępna. Do łóżka idziemy po pół roku. Tej nocy nie zapomnę nigdy. To było coś... brak mi słów. Po wszystkim leżymy przytuleni i zaskoczeni tym, co się działo z nami. Wtedy pierwszy raz wyznajemy sobie miłość. A teraz co – pierwsza, lepsza długonoga modelka i mój Rafałek wymięka? Fakt jest cholernie przystojny i mógłby naprawdę mieć piękne dziewczyny, ale z jakiegoś powodu wybrał mnie...
więcej..