- nowość
- W empik go
Poison Girl - ebook
Poison Girl - ebook
Gdy miłość staje się trucizną…
Jedna noc zapoczątkowała w ich życiu masę problemów. Chwila zapomnienia doprowadziła do wybuchu romansu, który nigdy nie powinien mieć miejsca.
Harvey Griffin nie spodziewał się, że podczas wieczoru kawalerskiego spotka dziewczynę zdolną zmienić wszystko, a kilka spędzonych z nią namiętnych chwil wywrze ogromny wpływ na jego przyszłość. Nie podejrzewał, że urocza tancerka całkowicie wypełni jego umysł, przez co nie będzie potrafił o niej zapomnieć.
Stella Moretti znajduje się w najtrudniejszym momencie swojego życia. Kiedy myśli, że gorzej być już nie może, rozpoczyna studia i odkrywa, że spędziła niezobowiązującą noc ze swoim profesorem. Wtedy jednak nie wiedziała, kim był nowo poznany mężczyzna, i nie miała pojęcia, że ich ścieżki ponownie się skrzyżują. Przekonuje się, że wszystko może się jeszcze bardziej skomplikować.
Jakie granice jest w stanie przekroczyć człowiek, gdy jego umysł zatruwa obsesyjna miłość?
Książka zawiera treści nieodpowiednie dla osób poniżej osiemnastego roku życia.
Opis pochodzi od Wydawcy.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8362-858-5 |
Rozmiar pliku: | 1,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Drogi Czytelniku!
Witaj w świecie, gdzie miłość potrafi być najpotężniejszą z trucizn, a uczucia mogą prowadzić tam, dokąd najmniej się tego spodziewasz. Wchodzisz teraz w świat, gdzie miłość ma swoje tajemnice, a każdy wybór niesie ze sobą nieznane konsekwencje.
Zanim jednak zaczniesz tę podróż, chciałabym Cię ostrzec – emocje, które znajdziesz na tych stronach, mogą być intensywne i nieprzewidywalne. Nie wszystko jest tym, czym się wydaje, a nawet najczystsze uczucie może skrywać w sobie coś więcej.
Poison Girl to historia zawierająca temat zakazanej relacji między profesorem a studentką. Porusza motywy różnicy wieku, niemoralnych decyzji, zdrad, morderstw, znęcania się fizycznego i psychicznego, spożycia alkoholu, używania narkotyków, scen erotycznych oraz problemów psychicznych.
Opisywane w niej sytuacje mogą być trudne lub nieodpowiednie dla niektórych Czytelników. Autorka nie popiera ani nie zachęca do naśladowania przedstawionych w książce zachowań, a treści te mają na celu jedynie zapewnić rozrywkę oraz wywołać dyskusję lub refleksję nad skomplikowanymi kwestiami moralnymi i społecznymi. Zaleca się zachowanie ostrożności i zdrowego podejścia do lektury, zwłaszcza osobom wrażliwym na opisy powyższych tematów.
Każdy Czytelnik ma własną moralność i powinien się nią kierować oraz szanować swoje granice. W przypadku uczucia dyskomfortu lub przekroczenia własnych granic zaleca się przerwanie lektury. Czytelnik powinien stawiać na pierwszym miejscu siebie i swoje dobre samopoczucie psychiczne.
W Poison Girl pojawiają się lub są wspominani bohaterowie z innych moich książek, a także zdarzają się odniesienia do ich losów. Choć znajomość wcześniejszych powieści nie jest konieczna do pełnego zrozumienia Poison Girl, warto zaznaczyć, że niektóre informacje zawarte w tej historii mogą zdradzać szczegóły fabularne z innych książek.
Aby zagłębić się w tę opowieść, polecam zapoznać się z trylogią „Zasady”:
#1 Bez żadnych zasad
#2 Nowe zasady
#3 Złamane zasady
I pamiętaj: nie wszystko, co piękne, jest dobre i nie wszystko, co dobre, jest piękne.PROLOG
Stella
Chyba chciałaś mi coś powiedzieć. Na pewno chciałaś. Widziałam to, ale niczego nie słyszałam. Próbowałaś wydać z siebie jakikolwiek dźwięk, jednak okazałaś się zbyt słaba. W powietrzu unosił się zapach niepokoju, twoje oczy błagały o pomoc, oddech stawał się płytszy, a spojrzenie zachodziło mgłą. Ruszałaś ustami, jakbyś starała się przekazać mi coś ważnego. Patrzyłam na ciebie z przerażeniem, próbując czytać z ruchu twoich warg.
Chciałaś mi coś powiedzieć. Twoje oczy, pełne desperacji, próbowały przekazać mi wiadomość, ale nie ułatwiały ci tego dwie duże dłonie zaciśnięte wokół twojej szyi. A ja patrzyłam bezradnie, jak ulatuje z ciebie życie. Chciałam, naprawdę chciałam zatrzymać te ręce, odciągnąć je, oderwać od ciebie… Ale nie mogłam się ruszyć, skazana na obserwowanie, gdy one nieuchronnie spychały cię w ciemność.
Nie umiałam cię uratować. Moje serce waliło jak oszalałe, wypełniając moją głowę przerażającym łoskotem. Czułam, jak każda sekunda, w której pozostawałam bezsilna, przekłada się na wieczność. Łzy płynące po moich policzkach zdawały się tworzyć nieskończone wodospady, zalewając mnie z bólu i żalu. Przysięgałam sobie, że gdy tylko to się skończy, zrobię wszystko, aby się upewnić, że nie wydarzy się już nigdy więcej.
Nigdy więcej.
Nigdy więcej.
Nigdy więcej.
Mój oddech stał się nierówny, a powietrze wypełniło się szmerem mojej panicznej reakcji. Całe ciało drżało na widok sceny rozgrywającej się przede mną, jakbym tkwiła w mrocznym koszmarze bez nadziei na wybudzenie. Nie umiałam się ruszyć, leżałam sparaliżowana, jakby obłok bezwładności opadł na moje ramiona i nogi, uniemożliwiając jakąkolwiek reakcję. Błagałam w duchu o dobre zakończenie tej historii, modląc się, abyśmy obie opuściły ten horror całe i zdrowe.
Przerażona, załamana, zła, zrozpaczona… Emocje mieszały się we mnie, wciąż nawołując do działania, jednak ich krzyki tonęły w ogarniającej mnie desperacji. Próbowałam wyłowić cokolwiek z chaosu swoich myśli, ale wszelkie nadzieje topiły się w falach strachu. Nie potrafiłam wydobyć z siebie ani słowa, tak głęboko pogrążyłam się w tej nieprzeniknionej otchłani.
Tego dnia umarłyśmy obie.ROZDZIAŁ 1
Stella
Z ulgą opadłam na szarą, miękką kanapę w garderobie, walcząc z nasilającym się bólem głowy. Schowałam twarz w dłoniach, szukając ukojenia w ciemności, i pochyliłam się delikatnie do przodu, pozbawiona siły na utrzymanie się w pionie. Westchnęłam głośno. Miałam ochotę zniknąć. Kątem oka dostrzegłam ciemne pasma moich włosów okalające twarz. Opuściłam powieki, starając się ograniczyć docierające do oczu sztuczne światło. Miałam naprawdę serdecznie dosyć dzisiejszego dnia w pracy. Dnia albo nocy, zależy, jak fachowo by się na to spojrzało.
– Zmęczona? – Donośny głos zadzwonił mi w uszach, na co delikatnie się skrzywiłam.
– Cicho – sapnęłam, podnosząc wzrok na dziewczynę, która pojawiła się w pomieszczeniu.
Spojrzała na mnie zaskoczona, po czym pospiesznie zamknęła drzwi garderoby, wbijając we mnie oczy o zielonych tęczówkach. Czułam, że mierzy mnie wzrokiem i analizuje moje zachowanie. Cała Polly. Gdyby nie była moją najbliższą koleżanką w tym miejscu, zapewne kazałabym jej spadać. W tym stanie mogłabym się do tego posunąć, jednak ona miała u mnie specjalne względy.
– Nie możemy pić w pracy. Wyrzucą cię – przypomniała, kucając przed moją twarzą, po czym odgarnęła blond kosmyki opadające jej na twarz. – Jeśli chcesz się dobrze bawić, to chociaż sprawiaj pozory.
– Nie piłam – westchnęłam, kręcąc delikatnie głową. – To migrena. Ostatnio mam masę stresu i ledwo sobie z nim radzę – wytłumaczyłam, nie chcąc pozostawiać tej sytuacji niewyjaśnionej. Jedno słowo do April Santos i skończyłabym na bruku. Nie mogłam sobie pozwolić na utratę pracy. Nie w tym momencie swojego życia.
– Jasne – mruknęła Polly, po czym wstała i ruszyła w stronę swojej szafki. – Przebierz się. Odbiera mnie Gaston, podrzucimy cię do domu – powiedziała spokojniejszym tonem, na co przeniosłam na nią spojrzenie i posłałam wdzięczny uśmiech.
Fakt, że nie musiałam tracić czasu i cierpieć, czekając na taksówkę, wydał się zbawieniem.
Powoli wstałam i zaczęłam zdejmować z siebie niezwykle niewygodny i skąpy strój, w którym paradowałam dzisiejszego wieczoru. Starałam się nie myśleć, ilu facetów wlepiało we mnie spojrzenia.
Napalone dupki.
Przeszedł mnie przyjemny dreszcz, kiedy ciepły materiał swetra zastąpił mało komfortowy biustonosz. Westchnęłam cicho, zabierając się za zrzucanie z siebie dolnej pokazowej bielizny, by zamienić ją na bawełnę. Nic nie mogło równać się z wygodnymi ubraniami zakrywającymi więcej ciała niż klasyczne w tej pracy minimum.
– Piękny wieczór, moje panie – usłyszałam, na co delikatnie drgnęłam.
Odwróciłam się w stronę April. Stała w drzwiach do garderoby i uśmiechała się zadowolona. Odpowiedziałam jej nikłym uśmiechem. Delikatne mroczki zaczęły latać mi przed oczami –naprawdę nie czułam się dobrze, a dodatkowo powoli zaczynały męczyć mnie mdłości. Pieprzona migrena.
– W końcu trafili nam się nadziani. Ostatnio schodziły się tu same sknery – kontynuowała szefowa, licząc plik banknotów trzymany w dłoni. Po rozdzieleniu ich na dwie równe kupki ułożyła je na stoliku. – Klasycznie, dodatek do wypłaty – wytłumaczyła jak każdego wieczoru, nie chcąc żadnych nieporozumień. – Dobra robota. Polly, pamiętaj, że jutro jesteś wpisana na wieczór kawalerski. Drużba wyglądał na takiego przy kasie, niech będą zadowoleni.
– Zadbam o to – zaśmiała się dziewczyna, przez co April zmrużyła delikatnie oczy.
– Tylko bez przekraczania granic. To klub, nie burdel – przypomniała, na co koleżanka przewróciła oczami.
Jakbyśmy o tym nie wiedziały.
Natomiast mój mózg powoli wybuchał. Starałam się trzymać, aby szefowa nie podejrzewała najgorszego, jednak im dłużej trwała rozmowa, tym trudniej przychodziło mi utrzymać się w pionie.
– Stello, jesteś blada jak ściana – usłyszałam uwagę skierowaną w moją stronę.
Spojrzałam na April i za wszelką cenę starałam się wyglądać, jakby nic się nie działo.
– Zmęczenie. Ostatnio słabo sypiam – wytłumaczyłam, na co kobieta pokiwała głową i życzywszy nam spokojnej nocy, opuściła garderobę.
Odetchnęłam z ulgą, siadając już przebrana na kanapie. Moje życie to seria wielkich porażek, dlatego tak bardzo bałam się tego, co mogło się wydarzyć. Odkąd wyjechałam z rodzinnego miasta, aby się usamodzielnić, wszystko, co się działo, było serią specyficznych zdarzeń zazwyczaj kończących się klęską. Praca w Poison to jedna z nielicznych przygód, które naprawdę mi się podobały. Interesowałam się pole dance’em już od początku liceum. Nigdy nie sądziłam, że pasja, która tak bardzo mnie wciągnęła, stanie się kiedyś źródłem mojego utrzymania.
Kiedy pierwszy raz usłyszałam o Poison, przed oczami pojawił mi się obskurny klub ze striptizem, gdzie mężczyźni mieli władzę. W tamtym momencie nie mogłam jednak wybrzydzać. Pracowałam jako kelnerka w restauracji, lecz lokal został zamknięty, a ja zostałam zmuszona przyjąć pierwszą lepszą pracę pozwalającą mi na opłacenie rachunków. Dlatego ogromnie się zdziwiłam, gdy trafiając pod adres klubu, znalazłam się w schludnym i zadbanym miejscu dodatkowo prowadzonym przez kobietę. Słuchając słów April, która podczas naszego pierwszego spotkania wzbudziła we mnie tyle zaufania, ile żaden inny człowiek na świecie, poczułam, że mogłam pozwolić sobie na pracę w takim miejscu.
Rozmowa rekrutacyjna na tancerkę stała się dla mnie serią zaskoczeń i zdziwień. Nie chcieli striptizerki. Chcieli kogoś, kto delikatnym tańcem potrafiłby sprawiać, że mężczyźni kupowaliby więcej drogich drinków, aby móc dalej oglądać występ. Nie chcieli erotycznych wywijasów, tylko zmysłowego przedstawienia, pobudzającego męskie instynkty i zatrzymującego ich w klubie na dłużej. Według April byłam idealną kandydatką, która mogła zająć wolne miejsce w zespole.
– Gotowa?
Uniosłam spojrzenie na Polly stojącą obok mnie z torbą zawieszoną na ramieniu. Przytaknęłam i wzięłam swoje rzeczy, po czym ruszyłam za dziewczyną w kierunku wyjścia. Gdy przeszłyśmy przez tylne drzwi budynku, moje ciało przeszył dreszcz wywołany zimnym powiewem wiatru. Spojrzałam w stronę parkingu, stał tam tylko jeden samochód. Bez żadnych emocji otworzyłam tylne drzwiczki i zajęłam miejsce pasażera, obserwując Polly, która zajmowała fotel z przodu.
– Są moje ulubione tancerki! – zawołał wesoło Gaston, odwracając się delikatnie w moją stronę.
Mimowolnie uśmiechnęłam się, słysząc jego ton pełen aprobaty. To jedna z niewielu osób, która nie oceniała, a wręcz kibicowała nam w tym popapranym zawodzie.
– Nigdy nie widziałeś naszych występów – rzuciła Polly i mogłam się założyć, że w tym momencie przewróciła oczami.
Uwielbiała mu to wytykać.
– Bo jestem gejem – wytłumaczył po raz setny, ruszając z parkingu. – Wasze tyłki w skąpej bieliźnie mnie nie jarają. Załatwcie gorącego tancerza, a zostawię tam całą swoją wypłatę.
Zaśmiałam się pod nosem, słuchając słów chłopaka. Był niemożliwy, choć zawsze mogłam na niego liczyć. On i Polly to jedni z nielicznych ludzi znani mi w tym mieście. Całe swoje życie zostawiłam w Macon, a Atlanta pozostawała mi niesamowicie obca. Chociaż dwa lata temu właśnie to stanowiło główny powód mojego wyjazdu: anonimowość, nowe życie, czysta karta.
– Dzięki za podwózkę – odezwałam się, kiedy samochód zatrzymał się pod blokiem, w którym mieszkałam. W odpowiedzi usłyszałam klasyczną śpiewkę Gastona; za każdym razem powtarzał, że po to są przyjaciele.
Uśmiechnęłam się lekko i po pożegnaniu skierowałam chodnikiem w stronę bramy. Uniosłam delikatnie głowę i dostrzegłam włączone światło na trzecim piętrze w kuchni. Westchnęłam cicho, po czym otworzyłam drzwi do bramy i powolnym krokiem zaczęłam pokonywać schody. Dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek przeklinałam brak windy w tym budynku.
Do mieszkania weszłam zasapana, jakbym właśnie przebiegła maraton. Mroczki przed oczami zaczęły mi coraz bardziej tańczyć, co stało się jasnym sygnałem, że zaraz padnę jak długa i tyle ze mnie zostanie. Przy odrobinie szczęścia nie zwrócę resztek z kolacji i zachowam jakąkolwiek godność.
– Ty naprawdę się kiedyś wykończysz – usłyszałam głos, a po chwili światło w przedpokoju zostało włączone.
– Wyłącz to – jęknęłam, zakrywając oczy dłonią.
Po krótkiej chwili w pomieszczeniu zapanowała ciemność, na co odetchnęłam z ulgą. – Dzięki. To tylko migrena, muszę wziąć proszki i się położyć.
Podniosłam wzrok i natrafiłam na twarz rudowłosej. Wpatrywała się we mnie zmartwionym spojrzeniem, bez słowa przytaknęła i skierowała się do kuchni, a ja podążyłam za nią. Wyciągnęła z szafki małe pudełko tabletek przeciwbólowych i nalała do szklanki wody, a następnie położyła wszystko przede mną na kuchennej wyspie.
– Jest czwarta w nocy. Albo czwarta nad ranem. Dlaczego nie śpisz? – spytałam przed połknięciem tabletki.
Malia wzruszyła ramionami, odwracając ode mnie wzrok, i przeniosła spojrzenie na lodówkę. Wpatrywała się w nią tępo, jakby szukała w niej odpowiedzi.
– Słabo sypiam, gdy jestem sama w domu – mruknęła cicho, milknąc po tym na moment. – Ale przynajmniej dzięki temu mamy na jutro obiad. Lazania będzie w lodówce. Jak wstaniesz, będziesz mogła ją odgrzać.
Uśmiechnęłam się smutno, dziękując tym samym dziewczynie.
Malia, podobnie jak ja, nie miała szczęścia w życiu. Trafiała na złych facetów, jednak ten ostatni bił wszystkich na głowę. Dosłownie mówiąc, bił. Nie rozumiałam przyjaciółki, która nie potrafiła odejść od znęcającego się nad nią mężczyzny. Gdyby nie ten jeden dzień, gdy wróciłam do domu wcześniej i nakryłam Owena stojącego nad skuloną w kącie Malią, zapewne ten koszmar trwałby nadal. Kiedy rudowłosa dojrzała, aby zgłosić przemoc, chłopak magicznie zniknął. Nikt nie wiedział, gdzie się podziewał, przez co policja zawiesiła sprawę znęcania się do momentu znalezienia Owena. Do tej pory naprawdę słabo szły im te poszukiwania.
– Chodź spać, Mal – powiedziałam spokojnym głosem, wykazując się zrozumieniem.
Wiedziałam, że bała się nagłego pojawienia się tego sukinsyna. Jego powrót zwiastowałby same kłopoty i jeszcze więcej bólu. Chciałam jej powiedzieć, że nie miała o co się martwić, bo Owen na pewno nie wróci, ale wiedziałam, że puste słowa są mało wiarygodne, a nie mogłam sprawić, aby w nie uwierzyła.
– Dzwoniła twoja mama – odezwała się, zanim udało mi się zniknąć za zakrętem w swojej sypialni. Spojrzałam na nią zaskoczona, nie spodziewałam się telefonu mojej mamy do samej Malii.
– W końcu do niej oddzwonię – obiecałam, uśmiechając się sztucznie, i zatrzasnęłam cicho drzwi pokoju, po czym oparłam się o nie plecami.
Z zamkniętymi oczami policzyłam do dziesięciu i wypuściłam powietrze wstrzymywane przez cały ten czas w płucach. Kiedy w końcu trafiłam do łóżka, miękka pościel niemal natychmiast porwała mnie w swoje ramiona. Nim jednak opuściłam powieki, odblokowałam telefon. Zacisnęłam zęby, dostrzegłszy kolejne nieodebrane połączenia.
Rozmowy z Cristal Moretti nie należały do przyjemnych. Głównie z tego względu, że matka znała mnie najlepiej na świecie i zawsze potrafiła wyczuć, kiedy kłamałam. Uwielbiała wytykać mi nawet najmniejsze nieścisłości, by następnie zaserwować klasyczną pogadankę na temat tego, jak ważne jest… Coś tam. Nie wiem, po jakim czasie przestałam jej słuchać i czekałam na linii tylko dlatego, aby wyłapać moment, gdy skończy się wywyższać i zyskam możliwość się pożegnać. Nadal nie potrafiłam uwierzyć, że od rozpoczęcia pracy w Poison, czyli od niespełna dwóch lat, nadal udawało mi się utrzymać bajeczkę, że pracuję jako kelnerka w pobliskiej restauracji. Gdyby tylko dowiedziała się, co robiłam w swoim życiu przez ostatnie dwadzieścia dwa miesiące, zapewne by mnie wydziedziczyła. Wielka Cristal, której butik wyznaczał trendy w całym Macon, nie zniosłaby takiej zniewagi. Córka tancerką sensualną? Jej duma by tego nie zniosła.
Zamknęłam oczy, starając się przestać myśleć o czymkolwiek i po prostu zasnąć. Potrzebowałam odpoczynku. Tylko odpoczynku. Najbardziej na świecie.
Uśmiechnęłam się pod nosem, otwierając okno w swojej sypialni. Pogoda dzisiaj wyjątkowo dopisywała jak na ostatni tydzień września, co wprawiło mnie w jeszcze lepszy nastrój. Wczorajszy niepokój minął, a złe wibracje całkiem zniknęły. Zaczął się nowy dzień i zamierzałam dobrze go wykorzystać. Wyszłam z pokoju i skierowałam się w stronę kuchni, zerkając na zegarek – wskazywał godzinę dwunastą w południe. Włączyłam muzykę z telefonu, aby wypełnić panującą w pomieszczeniu ciszę, i wyciągnęłam z lodówki lazanię przygotowaną przez Mal.
W czasie oczekiwania na dźwięk mikrofalówki, który poinformowałby mnie o gotowości mojego posiłku, cicho podśpiewywałam piosenkę wypełniającą akurat pomieszczenie swoimi dźwiękami. Wbiłam wzrok w widok za oknem, ciesząc się z dzisiejszego dnia. To musiał być dobry dzień. Musiał.
– Nie wiem, czy to roboczy strój, czy po prostu bielizna, ale ubrałabyś się w końcu.
Podskoczyłam na dźwięk dobrze znanego mi głosu i od razu odwróciłam się w kierunku jego źródła. Wystawiłam język w kierunku przyjaciółki, na co ona przewróciła wielkimi oczami i usiadła przy wyspie kuchennej, wpatrując się w mikrofalówkę.
– Wczesny obiad – zauważyła, na co parsknęłam cicho śmiechem.
– To moje śniadanie.
W tym samym momencie urządzenie wydało z siebie dźwięk, a mój żołądek, jakby wiedział, co to oznacza, zaburczał głośno. Wyłożyłam jedzenie na dwa talerze i podałam jeden Malii, a ona uśmiechnęła się do mnie z wdzięcznością.
– Wolny dzień? – spytała w pewnym momencie, na co przytaknęłam, biorąc akurat kęs lazanii. – Zrobiłam rano zakupy, mamy możliwość oglądania serialu i zapychania się niezdrowym jedzeniem przez calutki dzień – poinformowała, na co moje serce dziwnie urosło.
– Ty zawsze wiesz, czego mi trzeba – zaśmiałam się, więc mi zawtórowała.
Naszą salwę śmiechu przerwał dźwięk mojego telefonu. Zerknęłam kątem oka na ekran, po czym wyciszyłam dzwonek, udając, że nic się nie dzieje. Mój humor jednak nagle się zmienił. Zmarkotniałam, a na barkach spoczął mi ciężar. Jeden telefon potrafił zepsuć wszystko.
– Wiesz, jakie jest rozwiązanie tego problemu? – zaczęła Mal, na co posłałam jej pytające spojrzenie. – Skoro mama dobija się do ciebie od tygodnia, przerwiesz ten męczeński atak, kiedy odbierzesz i dowiesz się, dlaczego dzwoni.
Prychnęłam pod nosem, kręcąc głową. Po ostatniej rozmowie z nią nie miałam ochoty na powtórkę. Byłam bliska powiedzenia jej o swoich planach, z których cieszyłam się jak małe dziecko. Zanim zdążyłam to zrobić, usłyszałam piękną wiązankę, jak to marnuję swoje życie, nic nie robię i akceptuję minimum otrzymywane od życia. Z trudem milczałam, kiedy wyrzucała z siebie wszystko, co o mnie myślała, a na koniec dodała, że mówi to dlatego, że się o mnie martwi.
Martwi.
Jeśli tak okazywała swoją troskę i zmartwienie, nie byłabym zła, gdyby przestała. Podkopywała mnie i moją pewność siebie, chyba wierząc, że mi pomaga. Nienawidziłam tego.
Ostatecznie złapałam komórkę i wysłałam jej krótką wiadomość z informacją o ciężkim dniu w pracy. Kłamstwo poganiało kłamstwo, jednak starałam się to ignorować. Od zawsze pozostawałam wolnym duchem i wiedziała o tym cała rodzina, na czele z moją rodzicielką. Chciałam wierzyć, że ta krótka wiadomość sprawi, że zrozumie, że mam swoje potrzeby i życie. Całkiem inne życie niż to, o którym jej opowiadałam, ale o tym nie musiała wiedzieć.
– Zwariuję z tej niepewności – westchnęłam, zmieniając temat.
Malia przyjrzała mi się dokładniej, jakby próbowała zrozumieć, o co mi chodzi. Dopiero po dłuższej chwili, gdy ją olśniło, przytaknęła, po czym uśmiechała się szeroko.
– Dostaniesz się. Pracowałaś na to całe dwa lata. I gdyby nie ja, pracowałabyś trzeci, tchórzu.
Skrzywiłam się delikatnie na to określenie, ale doceniałam jej słowa wsparcia. Od zawsze interesowało mnie wszystko, co działo się w ludzkiej głowie. Myśli, uwarunkowania, związki przyczynowo-skutkowe decyzji i wyborów… Przez dwa lata udało mi się odłożyć wystarczająco dużo pieniędzy, aby móc pozwolić sobie na studia, z czego niesamowicie się cieszyłam. Studia medyczne ze specjalizacją psychiatryczną były jednym z marzeń tak bliskich spełnienia. Jako że dokumenty złożyłam w ostatnim terminie i to za namową Malii, odpowiedź miała przyjść do mnie dopiero w ostatnim tygodniu września. Niesamowicie mnie to stresowało, bo do ostatniej chwili nie miałam pewności, czy wszystko poszło po mojej myśli.
– Ja gotowałam, ty sprzątasz – rzuciła nagle przyjaciółka, wstając z krzesła.
– Słucham? Przecież to ja odgrzałam lazanię! – zareagowałam od razu.
– Nie ty, a mikrofalówka – zauważyła, posyłając mi zwycięskie spojrzenie. – A to dzięki mnie miałaś co do niej wsadzić.
Niechętnie pokiwałam głową, przyznając jej rację. Szybko zmyłam nasze talerze i kilka innych rzeczy, które były w zlewie i ruszyłam w stronę swojego pokoju. Nie chciałam spędzić całego dnia w domu, chociaż propozycja Malii, by zrobić maraton ze słodyczami, brzmiała kusząco. Ten pomysł musiał mimo wszystko zaczekać. Po krótkim namyśle doszłam do wniosku, że potrzebowałam chwili dla siebie w miejscu, które pozwoli mi na bycie w pełni sobą.ROZDZIAŁ 2
Stella
Miasto zalewała fala mroku, kiedy słońce zachodziło za horyzontem. Sekunda po sekundzie zapadała coraz większa ciemność – noc zaczynała przejmować kontrolę nad miastem. Przyspieszyłam kroku, wracając z treningu, i przeklęłam pod nosem, gdyż straciłam poczucie czasu. Po zmierzchu zapowiadali deszcze. Tyle zostało z pięknej popołudniowej pogody. Jesienna aura nie rozpieszczała Atlanty, zmieniając się częściej, niż można by się tego spodziewać.
Rozejrzałam się dookoła i przebiegłam przez jezdnię na drugą stronę ulicy, aby skrócić sobie drogę do domu. Pokonałam kilka zakrętów i kiedy poczułam pierwsze krople wody na twarzy, a chwilę później znalazłam się w budynku, niemal odetchnęłam z ulgą. Spojrzałam na zewnątrz, gdzie właśnie nastąpiło oberwanie chmury. Deszcz rozszalał się dosłownie w kilka sekund.
Zadowolona z dopisującego szczęścia, zaczęłam wspinaczkę po schodach, aż skończyłam ją na trzecim piętrze. Torba na ramieniu zaczęła mi ciążyć, choć miałam w niej tak naprawdę niewiele – pustą butelkę po wodzie, sportowy biustonosz, obcisłe i bardzo wycięte krótkie spodenki oraz ręcznik. Nie potrzebowałam niczego więcej podczas treningu. W czasie tych przemyśleń uświadomiłam sobie jedną bardzo ważną rzecz. Nie miałam nic więcej, nie licząc telefonu, z którego przez słuchawki znajdujące się w moich uszach leciała muzyka.
Westchnęłam głośno, kiedy znalazłam się pod drzwiami odpowiedniego mieszkania. Nie miałam nic więcej. Nie zabrałam cholernych kluczy. Cała moja radość natychmiast wyparowała i zastąpiło ją rozczarowanie. Wybiegłam na trening w pośpiechu, nie myśląc, co stanie się, gdy wrócę. Ze szczerą nadzieją zadzwoniłam dzwonkiem, w duchu błagając, aby Malia nadal znajdowała się w mieszkaniu. Nie mówiła, że ma dzisiaj w planach jakieś wyjście; miałyśmy w końcu spędzić razem leniwy wieczór. Dlatego też nadzieja tliła się we mnie dobre kilkanaście sekund. Drzwi jednak nadal pozostawały zamknięte, co oznaczało, że współlokatorki tam nie zastałam.
Spojrzałam z niechęcią na pogodę za oknem i usiadłam na schodku, wyłączyłam muzykę i wyjęłam słuchawki. Pełna złości na siebie, wybrałam numer przyjaciółki. Miałam nadzieję, że nie będę musiała tu siedzieć ani tym bardziej wychodzić na zewnątrz na wycieczkę po klucze Mal.
– Dzięki Bogu – mruknęłam, kiedy dziewczyna odebrała telefon. Jej cichy śmiech sprawił, że zmarszczyłam lekko brwi. – Co cię tak bawi?
Po raz kolejny w słuchawce rozbrzmiał chichot, a to zdezorientowało mnie jeszcze bardziej.
– Ty – usłyszałam w odpowiedzi. – Ty siedząca na tych cholernie brudnych schodach z załamaną miną.
I niemal w tym samym czasie zamek w drzwiach został przekręcony, a w progu ukazała się postać Malii z wielkim uśmiechem na ustach. Nasza walka na spojrzenia trwała kilka sekund, w czasie których wyzwałam ją w myślach od wszystkiego, co najgorsze. W końcu się rozłączyłam i wstałam, by ruszyć w stronę mieszkania.
– Bardzo zabawne – rzuciłam i zamknęłam za sobą drzwi. Odwiesiłam kurtkę na haczyk i zdjęłam buty, po czym odłożyłam je na odpowiednie miejsce. – Naprawdę myślałam, że zostanę zmuszona zamieszkać na tym korytarzu na kolejne kilka godzin – wyznałam i weszłam do kuchni, gdzie zastałam jeszcze jedną osobę. – Hej, Gaston…?
Bardziej zapytałam, niż stwierdziłam, bo jednak widok Malii z osobą z mojego otoczenia, w naszym mieszkaniu, w naszej prywatnej przestrzeni, nie był częstym zjawiskiem. Tym bardziej że Mal wpuściła chłopaka do środka w momencie, gdy przebywała tu sama. Znali się z kilku imprez, na których dwa światy mojego życia się spotykały, jednak nie sądziłam, że ta więź stanie się aż tak trwała i nie przerwie się wraz z końcem zabawy.
– W końcu jesteś – westchnął teatralnie. – Już myślałem, że spędzę babski wieczór tylko z Malią.
Stanęłam pośrodku pomieszczenia, zaskoczona jego słowami. Nie dlatego, że Gas chciał brać udział w babskim wieczorze; jego wypowiedzi, jakby był jedną z nas, padały na porządku dziennym. Zdumiało mnie, że w ogóle tu przyszedł. Przeniosłam wzrok na przyjaciółkę, a ona tylko wzruszyła ramionami.
– No co? Polly ma dzisiaj kawalerski, zaprosiłam go, aby nie siedział sam w domu – wytłumaczyła, na co jeszcze szerzej otworzyłam oczy.
Od kiedy Mal trzymała się tak blisko z Polly i Gastonem?
– Okej, Mal, słaba z ciebie kłamczucha. Stella tego nie kupuje – odezwał się chłopak, kręcąc głową. – Wpadłem po drodze i wprosiłem się na babski wieczór. No ale chyba mnie z niego nie wyrzucisz?
Spojrzał na mnie wzrokiem przypominającym to posyłane przez Kota w Butach, lecz moją głowę zajmowała inna sprawa.
– Po drodze dokąd? – dopytałam.
Gaston podrapał się po głowie, szukając odpowiedzi. Ostatecznie westchnął głośno i wzruszył ramionami.
– Do ciebie.
Parsknęłam śmiechem, a na moich ustach od razu pojawił się uśmiech. To właśnie cały Gaston. Niezależnie od tego, jak wielką głupotę zrobił, zawsze miał wytłumaczenie.
– Po raz kolejny dzwoniła do mnie twoja mama – odezwała się Malia, niszcząc w całości przyjemną atmosferę. – Brzmiała naprawdę poważnie.
– Ktoś podpadł mamuśce – zażartował chłopak, co całkowicie zignorowałam.
Zacisnęłam usta w wąską linię, próbując nie powiedzieć niczego głupiego. Wyjechałam, aby się usamodzielnić, a ta kobieta potrafiła wydzwaniać do mnie codziennie z pytaniami, co u mnie, i krytykować za jakąkolwiek odpowiedź. Dlatego chwilowe odcięcie miało dać jej do zrozumienia, że byłam już dorosła i potrzebowałam przestrzeni, nawet jeśli miałam uświadomić jej to nieodebraniem miliona połączeń. Natomiast fakt, że używała mojej przyjaciółki do kontaktu ze mną, sprawił, że postanowiłam zareagować. Przekraczała pewne granice i powinna o tym usłyszeć.
– Zadzwonię do niej – rzuciłam i skierowałam się w stronę swojego pokoju.
Kiedy zamknęłam za sobą drzwi, wzięłam kilka głębokich wdechów i przejrzałam się w lustrze wiszącym na ścianie. To miała być tylko zwykła rozmowa z mamą, którą musiałam pouczyć, by szanowała moją przestrzeń osobistą. Wyciągnęłam telefon z kieszeni i wybrałam odpowiedni numer.
– Hej, mamo – przywitałam się.
W słuchawce usłyszałam jednak ciszę przerywaną tylko urywanym wciąganiem powietrza.
– Mamo?
– Dlaczego nie odbierałaś tego cholernego telefonu, Stella? – rzuciła od razu tym swoim pełnym pretensji tonem, pociągając nosem.
Na dźwięk swojego imienia w jej ustach lekko drgnęłam. Tak dawno tego nie słyszałam, że zdążyłam zapomnieć, jak silnie potrafiła akcentować moje imię. Zdezorientowana usiadłam na skraju łóżka, próbując zrozumieć, co się z nią działo. Niewątpliwie płakała, jednak fakt, że pytała mnie o taką rzecz, wprowadzał mnie w jeszcze większe zaskoczenie.
– Ostatnie dni były szalone, szef… – zaczęłam, próbując wymyślić jakąś brzmiącą wiarygodnie bajeczkę, by uratować się z tej sytuacji. Wytykanie jej błędów w tym momencie wydało mi się naprawdę nie na miejscu.
– Dzwonię od tygodnia – pisnęła spanikowana, co sprawiło, że przeszedł mnie dreszcz.
Odkąd pamiętałam, ta kobieta stanowiła uosobienie oazy spokoju i tych wszystkich mnichów w świątyniach. Gdyby określać ludzi nazwami roślin, niewątpliwie zostałaby melisą lekarską. Wyrachowaną i bardzo niezadowoloną ze świata. Przełknęłam ślinę, próbując wymyślić jakąkolwiek odpowiedź. Ostatecznie poddałam się i zmieniłam temat.
– Co się dzieje, mamo? – spytałam, kierując uwagę na nią.
Uwielbiała mówić o sobie, więc dałam jej taką możliwość. Niech się wygada i da mi kilka dni spokoju. Albo chociaż kilka godzin.
W odpowiedzi usłyszałam tylko głośne wciąganie powietrza, a po chwili szloch, niespodziewanie łamiący mi serce.
– Tata miał zawał – usłyszałam, a oddech ugrzązł mi w płucach.
I pożałowałam. Pożałowałam wszystkich odrzuconych i nieodebranych połączeń od kobiety, która nieustannie od tygodnia próbowała się ze mną skontaktować. Nie nazwałabym się rodzinną osobą, a te telefony, czasami kilka dziennie, doprowadzały mnie do białej gorączki. Wyjechałam, aby się uwolnić i korzystać z życia, a nie zostać własną sekretarką, wisząc ciągle na linii. Przez ostatni miesiąc ograniczyłam nasze kontakty, aby przyzwyczaili się do rzadszych rozmów. Nie miałam jednak pojęcia, że tym samym ograniczyłam sobie dostęp do informacji.
– Co? – palnęłam w końcu, nie potrafiąc zareagować. – Kiedy? Wszystko z nim w porządku? Dlaczego nie dzwoni… – ucięłam, uświadamiając sobie, co chciałam powiedzieć.
Dzwoniła. Dzwoniła wiele razy, a ja specjalnie nie odbierałam.
– Pięć dni temu – zaszlochała, wywołując we mnie jeszcze większe wyrzuty sumienia.
Nie analizowałam, czy odgrywała wyolbrzymiony teatrzyk, jak to miała w zwyczaju, czy była po prostu szczerze rozemocjonowana.
– Nadal leży w szpitalu. Jego serce jest bardzo słabe. Lekarze mówią coś o przeszczepie, ale nie dają mi żadnych konkretniejszych informacji. Jestem tu sama, zrozpaczona i… – Wzięła głęboki wdech, przerywany spazmami rozżalenia. – I nie mogłam się z tobą skontaktować. Nie wiedziałam, czy coś ci się stało! Rozumiem, że masz się za wielce dorosłą, ale choć skończyłaś te dwadzieścia trzy lata, nadal jesteś moim dzieckiem!
Delikatnie odsunęłam telefon od ucha, słuchając jej krzyków. To, co czułam, nie mogło równać się z niczym innym. Ponosiłam winę za jej stan. Mama była jaka była, ale powinnam ją wspierać w tym trudnym czasie, nawet telefonicznie. A tymczasem dołożyłam jej kolejnych zmartwień.
– Przepraszam – wydusiłam z siebie, nadal zaskoczona usłyszanymi wiadomościami. – Przyjadę najszybciej, jak to możliwe. Dwie godziny i jestem – rzuciłam w pośpiechu.
Wstałam z łóżka i ruszyłam w kierunku przedpokoju po walizkę, mijając zdezorientowanych Gastona i Malię. Nawaliłam i musiałam uratować sytuację. Powinnam być przy niej, wesprzeć ją i tatę. Potrzebowali mnie w Macon.
– Nie przyjeżdżaj – rozległ się zdecydowany głos, któremu towarzyszyło siąknięcie nosem.
Zatrzymałam się w połowie drogi powrotnej do swojej sypialni z torbą w ręce, stając naprzeciw przyjaciołom.
– Mamo, przyjadę. Przecież tata…
– Potrzebowaliśmy cię tu kilka dni temu – westchnęła, sprawiając, że poczułam się jeszcze gorzej. – Teraz sytuacja została już opanowana, a jak sama mówiłaś, jesteś zajęta pracą.
Jej słowa raniły mnie do granic możliwości.
– Nie przyjeżdżaj, Stella. Poradzimy sobie. Teraz już chciałam tylko się upewnić, że nic ci nie jest.
W moich oczach natychmiast pojawiły się łzy. Mal na mój widok zmarszczyła brwi, zdjęła patelnię z gazu i do mnie podeszła.
– Przepraszam – wykrztusiłam, nie potrafiąc zdobyć się na więcej.
– Wiem, skarbie – odpowiedziała, a w telefonie dało się słyszeć szmery. – Ale obie potrzebujemy teraz czasu. Zadzwonię, gdy dowiem się, co z tatą. Do usłyszenia.
Zacisnęłam zęby, a kiedy dotarł do mnie dźwięk zakończonego połączenia, łzy wypełniły moje oczy, by ostatecznie spłynąć po obu policzkach. W końcu wybuchnęłam płaczem. Ściśnięte gardło i napięta szczęka uświadomiły mi, jak wielka rozpacz mnie ogarnęła.
– Co się stało, S.? – Malia od razu zareagowała, zamykając mnie w uścisku.
Załkałam w jej włosy. Nie potrafiłam zebrać się w sobie, by cokolwiek powiedzieć.
– Stella, co się wydarzyło? – ponowiła pytanie, kiedy odrobinę się uspokoiłam, i odsunęła mnie delikatnie od siebie.
Patrzyła na mnie wzrokiem tak czułym, że po raz kolejny ogarnęły mnie wyrzuty sumienia. Jej też poświęcałam za mało czasu. Widywałyśmy się tylko w mieszkaniu, mijając się w kuchni czy przedpokoju. Była cudowną osobą i zdecydowanie zasługiwała na więcej z mojej strony.
– Nienawidzi mnie – wyrzuciłam z siebie w końcu, po raz kolejny czując nadchodzące rozżalenie. – Własna matka mnie nienawidzi.
Siedziałam pod kocem, wtulona w Malię, a ona delikatnie głaskała mnie po głowie. Wpatrywałam się tępym spojrzeniem w ekran telewizora, na którym leciał film wybrany przez Gastona. Od początku romansidła nie odezwałam się ani słowem, zapadając się w mroku własnych myśli.
Żałowałam swojego zachowania, teraz jednak nie miało to większego znaczenia. Mama sama zadecydowała, że nie powinnam pojawiać się w domu w najbliższym czasie. Wiedziałam, że ją zawiodłam, natomiast fakt, że nie chciała pozwolić mi naprawić sytuacji, sprawiał, że czułam się jeszcze gorzej.
Z jednej strony rozumiałam jej zachowanie. Rozumiałam, że potrzebuje czasu, aby mi wybaczyć. Nie okazałam się przykładną córką, lecz ta sytuacja pokazała, jak bardzo potrafiłam zranić kochających mnie ludzi.
Z drugiej strony pękało mi serce, że nie zdołała wybaczyć mi od razu. Byłam jej jedyną córką, oczkiem w głowie od zawsze i, jak mówiła, na zawsze. Byłam jej gwiazdą, dumą i osobą, dla której twierdziła, że potrafiłaby zrobić wszystko, lecz nie umiała tego okazywać i przeważnie wyrażała tylko niezadowolenie. W głębi duszy czułam, że mówiła prawdę, tylko rzadko to okazywała…
Straciłam ich. Straciłam mamę, która była dla mnie kimś ważnym mimo swojego chłodu, i straciłam tatę, gdyż przez swoje zachowanie nie mogłam go wesprzeć. Nie mogłam dać oparcia im obojgu. Mimowolnie w moich oczach pojawiły się łzy. Miałam wielką ochotę zapomnieć o całym świecie i zatracić się w samotności, jednak obecność przyjaciół skutecznie mi to uniemożliwiała. Doceniałam ich pomoc, czułam, że moją głowę wypełniały niewłaściwe myśli i nie odróżniłabym dobrego pomysłu od kompletnie niewłaściwego.
– To co teraz? – Z zamyślenia wyrwał mnie głos Gastona rozwalonego na fotelu.
Zdezorientowana przeniosłam na niego spojrzenie i odkryłam, że jedyne, co zostało do obejrzenia, to napisy końcowe.
– Teraz to ja wybieram film – odpowiedziała Malia, wyciągając rękę po pilota.
Chłopak skrzywił się, zakładając ręce na piersi.
– Dlaczego niby ty? Coś ci się nie podobało w moim wyborze? – zapytał, mierząc wzrokiem twarz Mal.
– No coś ty, byłam zachwycona tymi niemal nagimi striptizerami na ekranie – prychnęła, delikatnie się ode mnie odsuwając. – Ale Stella ma dzisiaj wolne i ostatnie, co chciałaby oglądać, to swoją pracę w wersji męskiej!
– Hej, ja się nie rozbieram – zaoponowałam, włączając się do rozmowy, na co przyjaciółka zgromiła mnie wzrokiem.
– Cicho, walczę o pilota – jęknęła, na co Gaston wyszczerzył się jak głupi.
– Kłamstwo nigdy nie wygra. – Zaśmiał się zwycięsko, po czym wszedł w wyszukiwarkę i zaczął wpisywać tytuł kolejnego filmu.
W połowie tej czynności w pokoju rozbrzmiał dzwonek jego telefonu. Zmarszczył brwi i wyciągnął komórkę z kieszeni, by zerknąć na ekran. Po chwili zwlekania dotknął zielonej słuchawki i przyłożył urządzenie do ucha.
– Polly? – spytał wyraźnie zdziwiony.
Na dźwięk imienia dziewczyny na mojej twarzy również pojawiło się zaskoczenie. Zerknęłam na zegar wiszący na ścianie – wskazywał kilka minut po godzinie dziewiątej. Koleżanka właśnie powinna zaczynać pracę. Popatrzyłam wyczekująco na Gastona, który w skupieniu słuchał słów Polly. Na jego twarzy pojawiło się zmartwienie, co tylko sprawiło, że zaczęłam jeszcze mocniej wypalać mu dziurę w głowie spojrzeniem.
– Skręciła kostkę – rzucił cicho, kiedy dostrzegł moje zainteresowanie.
Wzięłam głębszy wdech, próbując zrozumieć całą sytuację. Dziewczyna już teraz powinna rozpoczynać prywatny występ na wieczorze kawalerskim. Z tego, co mówiła April, klub mógł nieźle zarobić na tych gościach i bardzo jej zależało, aby wieczór okazał się sukcesem. Tymczasem miał stać się jedną wielką klapą i zaważyć na pracy całego zespołu. Humory April często się zmieniały. Potrafiła być miła, ale wystarczyła jedna rzecz, by wyprowadzić ją z równowagi – wtedy szła jak tornado, nie oszczędzając nikogo na swojej drodze.
Delikatnie podskoczyłam, słysząc nagle dźwięk swojego telefonu. Podniosłam go ze stolika i ujrzałam na ekranie to jedno imię. Zaskoczona zmarszczyłam brwi, zastanawiając się, dlaczego April dzwoni do mnie o tak późnej porze. Nigdy nie robiła tego po szóstej, gdy klub zaczynał pracę.
– Wybacz, że o tej porze, ale to desperacja – usłyszałam przejęty głos April, na co posłałam znaczące spojrzenie Malii i skierowałam się do kuchni.
– Wszystko w porządku? – spytałam, nie wiedząc, co odpowiedzieć na przywitanie szefowej.
– Nic nie jest w porządku. Cholera jasna, kawalerski się zaczął, nadziani faceci dostali już drugą darmową kolejkę jako przeprosiny za opóźnienie występu, a Polly siedzi w garderobie ze spuchniętą kostką i wygląda na to, że nie zrobi kroku, nie mówiąc już o tańcu na dzisiejszym występie. Kto wpadł na pomysł wypolerowania garderoby tancerek? Jakiś kretyn!
Słuchałam słowotoku April, który pojawiał się zawsze w momentach, gdy była zdenerwowana.
– April, to dosyć trudny dla mnie czas i… – zaczęłam, chcąc zakończyć zalew informacji z ust kobiety i zająć się swoimi problemami.
– Potrzebuję cię tu, Stella – zwróciła się do mnie śmiertelnie poważnym tonem, a to sprawiło, że dreszcz przeszedł mi po plecach. – Występ powinien zacząć się dziesięć minut temu. Zmienię kolejność wydarzeń. Wiem, że nie bierzesz udziału w takich prywatnych tańcach i szanowałam przez cały ten czas twoją decyzję, jednak teraz stoimy pod ścianą. Musisz tu przyjechać od razu, teraz, natychmiast, i zastąpić Polly. Mogę na ciebie liczyć?
Otworzyłam szerzej oczy, kiedy dotarł do mnie sens słów kobiety. Zerknęłam na zegar. Zostało mi tak mało czasu na dojazd do klubu i przygotowanie się do występu. Jeszcze nigdy nie miałam okazji dawać prywatnego pokazu, dlatego żołądek zawiązał mi się w wielki supeł. Spojrzałam na przyjaciół nadal znajdujących się w salonie, a Gaston wyglądał tak, jakby szykował się do wyjścia. Zapewne miał w planach jechać po Polly.
– Stella, błagam. – Po raz kolejny w słuchawce odezwała się April, sprawiając, że mój mózg zaczął pracować na jeszcze wyższych obrotach.
Czy miałam coś do stracenia? Własna matka mnie znienawidziła. Nie mogło być już chyba gorzej. Jeden głupi taniec skutkujący potężnym zastrzykiem gotówki, a później morze darmowego alkoholu. To naprawdę brzmiało jak dobry plan. Nie myślałam logicznie. Szukałam najlepszych sposobów na pozbycie się negatywnych emocji zalewających mnie od środka. Przełknęłam z trudem ślinę, zbierając się w sobie. Obie byłyśmy zdesperowane.
– Zjawię się najszybciej, jak to możliwe.