- W empik go
Pojęcie o Bogu w chrześcijaństwie i u filozofów - ebook
Pojęcie o Bogu w chrześcijaństwie i u filozofów - ebook
Wola kieruje się zawsze prawem rozumu; co rozum za prawdziwe uzna, to też i wola stara się uskutecznić. Stąd życie i działanie Boga o ile człowiek je pojmuje, staje się modłą i prawidłem życia i działania ludzkiego, bo człowiek nie może nic więcej za wyższą prawdę uznać, jak to, co mu Bóg okaże. A jeżeli kiedy wola niższego rzędu skłonnościami opanowana i pod prawo tej modły rozumu poddać się nie chce, wtedy szuka sobie innego środka, aby tylko nie zerwać harmonii z rozumem, i tak długo nagli ją nieprzeparta jakaś siła do odrzucenia lub przekształcenia swego pojęcia o Bogu, choćby do tego i fałszywymi dojść miała wnioskami, dopokąd jakiś pozór przeświadczenia na miejsce dawnego przekonania nie nastąpi, i rozumu ze spaczoną wolą nie pogodzi. Jest to historia dawna, teraźniejsza i przyszła serca wszystkich, co się Boga nie zapierają. Wniosek stąd naturalny, że poznanie Boga jest w rzeczywistości czynnikiem w życiu ludzkim najważniejszym, jest podstawą moralnej człowieka godności, jego prawdziwą chlubą: – ″niech się w tym chlubi, który się chlubi, że umie i zna mię″.
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7639-352-0 |
Rozmiar pliku: | 231 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
″Niech się nie chlubi mądry w mądrości swej, i niech się nie chlubi mężny w męstwie swym, i niech się nie chlubi bogaty w bogactwie swoim. Ale niech się w tym chlubi, który się chlubi, że umie i zna mię, żem ja jest Pan″¹ . W tych słowach Jeremiasza proroka zawarta jest niezgłębiona w swej treści prawda, odnosząca się do całego życia tak pojedynczych jednostek ludzkości, jak i całego społeczeństwa. Na dowód powyższego zdania nie potrzeba wyższej wiary, wystarczy otwartymi oczyma spoglądnąć na świat i dozwolić dobrej woli pójść za zdrową logiką, opierając się na wrażeniach z doświadczenia zebranych. I tak pewnikiem to jest nieprzepartym, że miarą wielkości i godności, do jakiej tylko człowiek podnieść się zdoła, jest jego wiadomość o Bogu. Jakim jest pojęcie to w człowieku, takim też jest i sam człowiek. Jakimi były pojęcia o bożyszczach pogańskich, uosabiających wszelkiego rodzaju występki, takim też było i społeczeństwo pogańskie; bo doskonałości, jakie człowiek w Bogu upatruje, takie same też i sobie przyswoić pragnie, a kto by wmówić w siebie próbował, że nie ma Boga, ten w miarę tej dążności pozbawia się też i wszelkiej moralnej godności; towarzyska bowiem przyzwoitość jest tylko zewnętrzną pokrywą, która człowiekowi bynajmniej wewnętrznej nie daje wartości. I nie dziwmy się temu, jest to bowiem psychiczną koniecznością, która w naturalnej harmonii sił naszych duchowych ma swą podstawę. Wola kieruje się zawsze prawem rozumu; co rozum za prawdziwe uzna, to też i wola stara się uskutecznić. Stąd życie i działanie Boga o ile je człowiek pojmuje, staje się modłą i prawidłem życia i działania ludzkiego, bo człowiek nie może nic więcej za wyższą prawdę uznać, jak to, co mu Bóg okaże. A jeżeli kiedy wola niższego rzędu skłonnościami opanowana, i pod prawo tej modły rozumu poddać się nie chce, wtedy szuka sobie innego środka, aby tylko nie zerwać harmonii z rozumem, i tak długo nagli ją nieprzeparta jakaś siła do odrzucenia lub przekształcenia swego pojęcia o Bogu, choćby do tego i fałszywymi dojść miała wnioskami, dopokąd jakiś pozór przeświadczenia na miejsce dawnego przekonania nie nastąpi, i rozumu ze spaczoną wolą nie pogodzi. Jest to historia dawna, teraźniejsza i przyszła serca wszystkich, co się Boga nie zapierają. Wniosek stąd naturalny, że poznanie Boga jest w rzeczywistości czynnikiem w życiu ludzkim najważniejszym, jest podstawą moralnej człowieka godności, jego prawdziwą chlubą: in hoc glorietur, qui gloriatur, scire et nosse me – ″niech się w tym chlubi, który się chlubi, że umie i zna mię″.
Zachodzi teraz pytanie, jak się zachowują wiara i filozofia, te dwa najwyższe ludzkiej wiedzy czynniki, w stosunku do poznania Boga? Wieki całe przetrwała u ludów chrześcijańskich między wiarą a filozofią harmonia. Co ta mówiła o Bogu, tamta to uzasadniała i rozszerzała; bo tylko wiara pouczać mogła o istocie Boga, o życiu Jego wewnętrznym, o Jego działaniu na zewnątrz; zaczerpnąwszy to wszystko bezpośrednio z wiedzy i mądrości Bożej przez objawienie, a filozofia w badaniach swych rozumowych postępowała przy świetle tej pochodni. Umysł ludzki mógł za pomocą objawienia, jakby po ubitym postępować torze, a zarazem zrozumieć, o ile siły jego naturalne wystarczyć mogą do poznania Boga. Tak nabyta wiedza pozostała wprawdzie daleko wstecz poza wiedzą objawioną, ale w każdym razie to, do czego wznieść się mógł ludzki umysł, dawało mu świadomość posiadania prawdy zupełnej.²
Wiara więc i filozofia powinny na drodze poznawania Boga iść ręka w rękę, jak się to działo wieki całe, tak powinno było zostać i nadal. Lecz niestety w nowszych czasach stało się inaczej. Wielkiej liczbie myślicieli podobało się porzucić utartą przez objawioną mądrość Boga ścieżkę i spróbować, jak też daleko duch ich, światła wiary pozbawiony, dojść potrafi; a byli przekonani, że wynik tych badań musi być prawdą nieomylną. Nic więc dziwnego, że właśnie tu, gdzie o poznanie Boga idzie, między filozofią nową, nowości szukającą, a wiarą na nieodmiennych opartą posadach, przedział jest niezmierny. A jednak już by i światło zdrowego rozumu wskazać mogło Tego, którego ogłaszają testimonia credibilia facta sunt nimis; boć i w dawnej już szkole filozofii widzimy mężów wiedzionych jedynie miłością prawdy, u których rozumem poznane Bóstwo w głównych swych zarysach nie różniło się od Boga w chrześcijaństwie. Inaczej dzieje się dzisiaj. Występują filozofowie, którzy po dowolnie obranej drodze krocząc, nie znajdują nic oprócz materii – nic poza nią, ani też nad nią – dla nich Bóg jest błędem i kłamstwem. Stanęli tym samym na stanowisku, na jakim przed 2000 laty byli epikurejczycy, zostali nowymi poganami, podobni dawnym w obyczajach i nauce. A czymże to jest, jeśli nie jawnym wyznaniem ateizmu? Inni tego kierunku filozofowie posunęli się trochę dalej, nadając temu materialnemu światu nazwę Boga, albo przypisując mu własności jedynie Bogu należne, jak np. byt absolutny, bezwzględny, a to znowu niczym innym nie jest, jak tylko filozofią materialnego panteizmu.
Nowsi zwolennicy tejże filozofii przenoszą nowo ukutą nazwę monizmu nad dawną panteizmu, określając swe zdanie, że Bóg i wszechświat jedną i tą samą są rzeczą (μόνον). Panteizm ten, mimo zachowanej jeszcze nazwy Boga, w rzeczy samej niczym innym nie jest, jak tylko czystym ateizmem; boć świat, choćby go ktoś Bogiem nazwał, nie będzie tą istotą nieskończonego majestatu, która sama w sobie zawiera pojęcie nieograniczonej doskonałości, zostanie on zawsze dziełem tylko Bożej wszechmocy i mądrości, i mimo piękności jego i wielkości będzie między nim a Bogiem różnica nieskończona. Trzecim systemem, lub raczej bezrozumną mrzonką wyobraźni jest panteizm idealistyczny, gdzie Bogiem nie jest już ani istota ponadświatowa, ani też świat materialny, ale jakaś podmiotowa forma ludzkiej myśli, bezprzedmiotowa idea, a jako taka jest ideałem doskonałości, celem nigdy się uiścić niemającym, za którym jednak wiecznie gonić mamy. Tak np. Bóg Fichtego niczym innym nie jest, tylko podmiotową ideą naturalnego porządku świata. A późniejszy Vacherot, dawniej zwolennik Hegla, następnie pozytywista z profesji, wypowiadając z całym zapałem wojnę materialistom, zadowala się ostatecznie pojęciem o Bogu, którym, wedle niego, jest w myśli człowieka istniejący ideał prawdy, dobra i piękna.³ Takie pojęcia o Bogu, przyjmą bez wątpienia i najskrajniejsi materialiści z ochotą.
Z tego widzimy, że cała ta gromada filozofów, którzy dla pozorów zachowali jeszcze nazwę Boga, niczym innym w rzeczy samej nie są, jak prawdziwymi ateistami, odrzucającymi istnienie zaświata, a tym samym i prawdziwego Boga. Toteż Leibnitz, patrząc za dni swoich na te wyradzające się systematy filozoficzne, przepowiadał, co się w istocie za dni naszych spełniło, że herezją ostateczną będzie ateizm. Wniosek stąd jasny, że wielka bardzo ilość hołdowników dzisiejszej filozofii, w stosunku do poznania Boga w sprzeczności stoi z wiarą chrześcijańską. Lecz cóż na to sam rozum? Czy potępi wiarę, czy też ateistyczną filozofię? Odpowiedź na to pytanie będzie przedmiotem naszego badania.
Jest to dalszy ciąg badań, podanych już w dawniejszych zeszytach⁴ , gdzieśmy wyłuszczyli pojęcie wiary z nauk filozofii i Kościoła o istocie wiary. Widzieliśmy tam, że filozofowie upłynionych wieków tę istotę wiary na tysiąc sposobów pojmowali, podczas gdy Kościół, wśród swego 19-wiekowego trwania, nie ustąpił na jotę od pojęcia wiary, jaką naszkicował Paweł św. Pojęcie to Ojcowie Kościoła i teologowie obrabiali i wyjaśniali, wszystkie jego części składowe dokładnie badali, ale nigdy Kościół nie wystąpił z inną o istocie wiary nauką. Uwieńczeniem zaś tego 19-wiekowego badania, jest orzeczenie Soboru Watykańskiego w tej pełnej o pojęciu wiary definicji.⁵ Rozprawą też niniejszą, skończywszy kwestię o pojęciu wiary, przechodzimy do rzeczy temuż pojęciu odpowiadającej, pytając się, czy tak określona wiara jest czymś rozumnym?
Aby coś za rozumne uznać, potrzeba mieć przede wszystkim pewne dane warunki. I tak, ponieważ wiara jest pojęciem objawionej od Boga nauki, to najsamprzód pewną być musi ta wstępna prawda wiary (praeambulum fidei), że Bóg, mogący takie objawienie udzielić, rzeczywiście istnieje. Uwierzytelnienie rozumowe tej prawdy, która jest podstawą wiary katolickiej, a przeciw której właśnie filozofowie użyć chcieli swego negatywnego criterium, stanowić będzie, jakeśmy to już powiedzieli, przedmiot niniejszej rozprawy. Aby zaś nie przekroczyć granic, odpowiednich łamom tego pisma, a wypowiedzieć przecież to, co jest koniecznym i pożytecznym, ograniczymy się na trzech krótkich a jasnych pytaniach, na które odpowiedzieć pokusimy się:
1. Czy jest możliwą rzeczą mieć przekonanie rozumowe, że Bóg nie istnieje?
2. Jak się zapatruje rozumna krytyka na wywody materialistycznych i panteistycznych ateistów, zaprzeczających Boga?
3. Czy zwykłe dowody istnienia Boga wytrzymują ścisły rozbiór rozumu?
Jeżeli zadaniem chrześcijańskiej filozofii jest podnieść rozum przeciw niewiarą spętanemu nierozumowi, aby wiara nasza była rozumna, a rozum nasz wierzącym, to rozwiązanie powyższych pytań powinno zwrócić uwagę tych wszystkich, dla których rozum i wiara nie są tylko czczym słowem.CZĘŚĆ I.
Czy jest możliwą rzeczą mieć przekonanie rozumowe, że Bóg nie istnieje? Jak się zapatruje rozumna krytyka na wywody materialistycznych i panteistycznych ateistów, zaprzeczających Boga? Czy zwykłe dowody istnienia Boga wytrzymują ścisły rozbiór rozumu?
Czy istnieją prawdziwi ateiści, tj. ludzie, którzy by z przekonania zaprzeczali bytności Boga? Rzecz dziwna; na pytanie to odpowiadali jedni wręcz przecząco, inni wprost twierdząco: o czym apologetyczna literatura, drugiej przede wszystkim połowy zeszłego stulecia, daje świadectwo. Gdy ateizm z profesji we Francji w zeszłym stuleciu kwitnąć począł, wystąpił cały szereg obrońców wiary, twierdząc i udowadniając, że niemożliwą jest rzeczą, aby szczerzy ateiści istnieli, gdyż pojęcie o Bogu zanadto zakorzenione jest w umyśle ludzkim.⁶ Inni przeciwnie wystąpili z twierdzeniem, że liczba ateistów jest bardzo wielką. Sadzili się na to nie tylko sceptycy i niewierni⁷ , ale także i wierzący filozofowie, którzy w swej nieroztropnej gorliwości i tych do rzędu ateistów zaliczali, którzy jakiekolwiek fałszywe pojęcie czy to o Bogu, czy o Jego istocie, czy też o stosunku Jego do stworzeń objawili.⁸ Logicznie z tych błędów wynikałoby może zaprzeczenie Boga; wszelako logika w człowieku nie jest, przecie tak żelazną, żeby go miała aż do ostatecznych w przyjętym błędzie doprowadzić wniosków, a zdrowa natura i częściej jeszcze łaska Boża, odwodzą mimowiednie od upadku w nieodzowną przepaść, od ostateczności, do jakich błąd raz popełniony logicznie wiedzie. W obu zapatrywaniach jest prawda z fałszem zmieszana; godną jest więc rzeczą dla wyświecenia postawionego pytania, odłączyć prawdę od pokrywki przesady i błędu.
I najprzód, nie podlega żadnej wątpliwości, że rzeczywiście znajdują się zwolennicy praktycznego ateizmu, tj. ludzie, którzy życie swe tak urządzają, jakby żadnego nie było Boga, mimo że Go w teorii nieraz przyjmują. Jest to bowiem faktem, że czyny nie zawsze odpowiadają przekonaniu: Video meliora proboque, deteriora sequor, mówi poeta, a Apostoł: ″Chcieć przy mnie jest, ale wykonać dobre nie znajduję″.⁹
Również prawdą niezaprzeczoną jest i to, że są systematy ateistyczne i nauczyciele tychże teorii, którzy je nie tylko publicznie z katedry głoszą, ale i w prywatnym kółku bronią i szerzą, a tak stają się apostołami ateizmu. Nie wynika stąd jednak bynajmniej, żeby ci ludzie o prawdziwości głoszonych przez się teoryj byli przekonani; twórca jakiego systematu może nie więcej mu dowierzać jak kuglarz cudom, którymi swych widzów w podziw wprawia; może się w duszy z niego śmiać jak starożytni augurowie śmiali się ze swych wróżb. Im chodzi o sławę; stworzyć dziś system, jaki by on nie był, to unieśmiertelnia twórcę. Gawiedź półmędrków zalicza go zaraz do rzędu wielkich myślicieli, którego nazwisko złotymi winno być w kamieniu wyryte głoskami. Czyż może np. mistrz filozofii nieświadomego wierzyć we wszystkie swe niedorzeczności, którymi uczniów swych do obłąkania prowadzi? Nie można więc ostatecznie zaprzeczyć, że istnieje ateizm praktyczny i ateizm z katedry głoszony.
Wątpliwości podlegać może tylko kwestia przekonania, tj. czy rzeczywiście możliwą jest rzeczą, aby człowiek przy zdrowym rozumie mógł mieć teoretyczne przekonanie, że Bóg nie istnieje? Ta wątpliwość zda się nietrudną do rozwiązania, bacząc na fakt psychologiczny, którego każdy sam na sobie mógł doświadczyć. Z dwojakiego mianowicie źródła płynąć może przekonanie: jedno rodzi się w rozumie i odpowiada w zupełności jego prawom, jest więc koniecznym wynikiem logicznego myślenia; drugie nie opiera się wcale na rzetelnych dowodach, a jednak w przyjętym zdaniu nie mniej jest stanowczym. Stąd i ten drugi rodzaj przeświadczenia wydaje się zupełnie podobny pierwszemu, jeżeli się uważa samą moc afirmacji. Wielką zaś widać różnicę między tymi dwoma rodzajami przekonania, jeżeli się zważa obustronnie pewniki, z jakich rozum wychodzi i drogę, jaką przebywa. W przekonaniu pierwszego rodzaju punktem wyjścia są pewniki oczywistej prawdy, a dalszy pochód rozumu, tak ściśle do praw jego natury zastosowany, że rozum wzbronić się od uznania wniosku nie może. I tak np. nie ma rozumnego człowieka, któryby nie był najmocniej przekonanym, że kiedyś musi umrzeć, a przekonania tego zrzucić z siebie nie może, mimo najprzykrzejszych uczuć, jakie ta prawda niejednemu sprawia. Pewnik, dla którego duch ludzki z taką pewnością zdaniu temu przyzwolenie daje, jest sama widoczność prawdy, że wszyscy ludzie umrzeć muszą; a droga, którą rozum ludzki z tąż widocznością przychodzi do wniosku: a więc i ja umrzeć muszę, zależy na tym naturalnie koniecznym poznaniu, że w powszechnym pojęciu wszyscy ludzie, zawartą jest i każda poszczególna jednostka ludzkości.
Zupełnie inaczej rzecz się ma z procesem myślenia w przekonaniu drugiego rodzaju. Tu nie widoczność prawdy wywołuje afirmację zdania, nie przemawia też za nim uderzająca prawda dowodów; występują tu tylko pozory lub co najwięcej prawdopodobieństwo. Droga zaś, którą tu proces myślenia odbywa, pochodzi od woli, która w pewnej opinii znajduje jakąś ponętę, i dlatego właśnie chce, żeby ona była prawdą, a pod wpływem tej namiętności każe szukać rozumowi dowodów, które by prawdę tę jako taką potwierdziły, i pod tymże samym wpływem ważność swych dowodów ocenia. Zdarza się więc nierzadko, że siła tej namiętności zastępuje brak oczywistości i jasnych dowodów. Stąd też wyrabia się jakiś rodzaj przekonania, który nie w rozumie, ale w woli ma swój początek, a codzienne życie daje nam tysiące dowodów na genezę tego rodzaju przeświadczenia. Wejdźmy np. do salonu, gdzie wśród wesołego towarzystwa poczynają ci i owi najostrzejszej krytyce poddawać postępki drugich. Jakże to chętnie daje się nieraz wiarę rzeczom, których się z uczuciem przyjaźni słucha, mimo że nie ma w nich śladu dowodu i pewności. Albo ileż to razy uczeni rzekomo ludzie występują z całym zasobem frazesów, głosząc, że ze śmiercią wszystko się kończy, że to jest rezultatem dzisiejszej nauki. Głosiciele takich doktryn, jak i ich słuchacze, uznają to za prawdę, są o tym niby przekonani. Ale na czymże się opiera to przekonanie? czy może wywołane zostało ścisłymi wywodami? Bynajmniej. Jest to tylko zachcianka, aby z końcem życia wszystko kres swój wzięło, a zachcianka ta, na nędznych oparta sofizmatach taką siłą oddziaływa na człowieka, że ten zdania raz przyjętego trzyma się upornie.
Zupełnie w ten sam sposób dzieje się i z tak zwanym przekonaniem ateistów o nieistnieniu Boga, bo tu przekonania prawdziwego, opartego na wywodach z rozumu, nie ma i wcale być nie może. Gdyby rozumnym było przekonanie, że Boga nie ma, wtedy koniecznie nierozumnym musiałoby być to drugie przekonanie, że Bóg jest: – tego domaga się prawo logiki, że dwa wręcz sobie przeciwne zdania nie mogą być równocześnie prawdziwe. Stąd i przeświadczenie nie może być rozumne, które dwa z sobą wręcz sprzeczne zdania równocześnie za prawdziwe uznaje. Jedno z tych zdań musi koniecznie odpowiadać rozumowi, gdy drugie mu się sprzeciwia. Widoczną np. jest rzeczą, że jeżeli jedno z tych dwóch zdań: ″świat istnieje″ i ″świat nie istnieje″ jest prawdziwe, to drugie koniecznie fałszywym być musi, a zatem jeżeli przekonanie o jednym jest rozumne, to przekonanie o tym drugim (jeżeli przekonaniem jest) nie może być jak tylko nierozumnym. Stąd logiczna wypływa konieczność, że jeżeli w kim jest rozumne przekonanie o nieistnieniu Boga, to wtedy nikt o istnieniu Boga przekonania rozumnego mieć nie może. Ale zapytajmy się, kto utrzymuje to drugie zdanie: że Bóg istnieje? Oto nieskończenie większa część rodzaju ludzkiego! To zgodne rodzaju ludzkiego zdanie (consensus generis humani) o istnieniu Boga, było już dla pierwszych filozofów chrześcijaństwa szańcem, którego z zapałem bronili, a prace ich służyły jeszcze szermierzom wiary, przeciw nowo powstającemu ateizmowi w przeszłym stuleciu.
Jeżeli tedy tak przeważna część ludzkiego rodzaju za pewne utrzymuje, że Bóg istnieje, to twierdzenie takowe musi być wynikiem rozumu, bo jakiejże innej powszechnej przyczynie przypisać by można tak ogólne tego zdania uznanie u ludzi, którzy nic z sobą wspólnego nie mieli i którzy setkami, ba tysiącami lat od siebie byli oddaleni. Wykształcenie i wychowanie, zdania i przesądy, nauki i błędy były u rozmaitych ludów rozmaite – wspólnym było tylko to, że mieli władze duchowe – rozum, i to do czego ich ten rozum nieodzownie prowadził. To więc tak powszechne uznanie istnienia Boga musi być dziełem rozumu, i to rozumu partego wewnętrzną koniecznością.
Teraz postawmy sobie pytanie, jaki zachodzi stosunek między rozumem a podmiotową prawdą i rzeczywistością? Czy zechcemy może pójść za dawno już zarzuconym zdaniem Kanta i utrzymywać, że nie wiadomo, czy pojęciom naszym o Bogu, duszy itd. odpowiadają jakie przedmioty rzeczywiste; że to są czyste formy myśli, których przedmioty uchylają się od wszelkiego dowodu? Ależ teoria ta prowadzi do powszechnego sceptycyzmu, znosi nadzmysłową dziedzinę wiedzy rozumowej i uprawnia wniosek, że rozum nie jest zdolny realną prawdę poznać, ani prawdzie tej odpowiadającą wiedzę nabyć. Ateista zatem, tej sceptycznej teorii hołdujący, znosi tym samym nawet tę rzekomą pewność swoją o nieistnieniu Boga. Bo jeżeli cały proces myślenia nie daje nam pewności, że pojęciom naszym w świecie fizycznym lub nadzmysłowym odpowiadają przedmioty rzeczywiste, wtedy ta sama niepewność obejmuje te dwa sprzeczne zdania: Bóg istnieje i Bóg nie istnieje. Stąd wniosek, że ateista nawet, jako zwolennik Kanta, nie ma rozumnego przekonania o nieistnieniu Boga. Jeżeli zaś rozum jest władzą zdolną do poznania rzeczywistości i prawdy, jeżeli ją kiedykolwiek poznaje, to przynajmniej wtedy, kiedy idzie o rzecz nadempiryczną, gdzie zmysły nie sprawiają iluzji¹⁰ – i gdzie ogromna większość rozumów ludzkich, mimo wszelkich różności wieku, oświaty, rasy, skłonności itp. na jedno się zgadza. A że tak się rzecz ma i z poznaniem o istnieniu Boga, to też i to poznanie prawdziwe być musi. Gdybyśmy zaś przyjąć chcieli, że i to poznanie jest błędnym, wtedy sam rozum byłby bardzo niezdolnym narzędziem do poznania prawdy, a zarazem musielibyśmy też zwątpić i o możności poznania rozumem prawdy, a stąd tym samym popadlibyśmy w sceptycyzm powszechny. Jeżeli atoli to przekonanie rodzaju ludzkiego o istnieniu Boga dziełem jest rozumu, wtedy przekonanie temu przeciwne u niewielu, choćby się ci i nie wiem jaką wiedzą szczycili, musi być nierozumnym.
O słuszności takiego wyniku świadczą wobec nieuprzedzonej krytyki dowody, którymi z jednej strony od pierwszych wieków filozofia, zwłaszcza katolicka, naukę o istnieniu Boga potwierdzała, a przeciw którym z drugiej strony stary i nowy poganizm z nauką o nieistnieniu Boga występował. Pierwsze, jak to w następnych punktach tej rozprawy zobaczymy, są jasne, proste i przekonywujące, drugie nie zasługują na nazwę dowodów.
Nadto filozof katolicki ma naprzeciw ateistom wskazówkę w samych źródłach wiary. I tak mówi Pismo Boże: Dixit insipiens in corde suo, non est Deus – ″rzekł głupi w sercu swoim: «nie masz Boga»″.¹¹ Tylko więc głupi może mieć w sercu swoim przekonanie, że nie ma Boga; a stąd wniosek naturalny, że i przekonanie to samo w sobie nie może być jak tylko głupie. I Mędrzec Pański¹² i Apostoł Paweł św.¹³ twierdzą, że poganie, zwłaszcza mędrcy ich, dicentes se esse sapientes, za przyjęcie fałszywych bożyszcz nie mogą być wymówieni: ″ponieważ co jest wiadomo o Bogu, jest im jawno, bo rzeczy Jego niewidziane, od stworzenia świata przez te rzeczy, które są uczynione, zrozumiane, bywają poznane; wieczna też moc Jego i Bóstwo″.
Starzy więc poganie nie mogą być wymówieni, bo patrząc na stworzenia poznać mogli Stwórcę. Ale czy będą mogli być wymówieni oni poganie nowi, którzy równie na stworzenia patrząc i ich Stwórcę poznać mogą, a jednak zaprzeczają istnienie Jego? Są oni co najmniej równie winnymi, i równie też głupimi nazwać by ich trzeba, mimo że na wzór starych miano filozofów czyli mędrców sobie przywłaszczają.
Nadto dawni filozofowie chrześcijańscy tj. Ojcowie Kościoła, którzy przeciw pogaństwu naukę o prawym poznaniu Boga szerzyli, nauczają, że przekonanie o istnieniu Istoty niewypowiedzianej już ″w naturze ludzkiej jest zaszczepione″¹⁴ ; że to pojęcie ″w naturze naszej i we wrodzonej nam świadomości jest złożone″.¹⁵ A św. Jan Damasceński jeszcze wyraźniej mówi: ″Bóg nie zostawił nas w zupełnej nieświadomości, boć wszystkim poznanie istnienia Boga przez Niego Samego początkowo jest wpojone″.¹⁶ Tak samo i dawniej już utrzymywał mistrz chrześcijańskiej szkoły Aleksandryjskiej, Klemens, że idea o Bogu w nas jest, i że nie nabywamy jej dopiero przez naukę.¹⁷
Wprawdzie dalekimi są Ojcowie Kościoła, głoszący tę naukę, od zdania niektórych nowszych filozofów, którzy twierdzą, że idea o Bogu jest nam wrodzona, w takim znaczeniu, że pojęcie Boga w całej pełni wyciśnięte jest niejako w rozumnej naszej duszy, i że ta tym samym nie potrzebuje już żadnego rozumowania, aby przyjść do wniosku, że istnieje ponad światem Bóg, od którego wszystko pochodzi. Nie taką była myśl Ojców świętych. Utrzymywali oni, że poznanie Boga jest w naturze ludzkiej zaszczepione, o ile że istnieje w naturze rozumu możność i łatwość poznania Boga ze stworzeń. Tak Klemens Aleksandryjski: Parentis et rerum omnium effectoris sensum aliquem nativa quadam vi ac citra ullius doctrinae adjumentum hauriunt.¹⁸
A to, co Apostoł poganom i ich filozofom wytknął, to było też celem i wszystkich Apologetów pierwszego stulecia, tj. przedstawić poganom niemożebność wymówki za fałszywe ich pojęcia o Bogu, i że największą ich zbrodnią było, iż nie chcieli uznać Tego, którego poznać musieli. Haec est summa delicti nolentium recognoscere, quem ignorare non possunt.¹⁹
Podobnie mówi wzmiankowany Klemens i w innym dziele.²⁰ W wymyślonym dialogu z Platonem pyta się tego pogańskiego filozofa: ″Powiedz mi, Platonie, jakie mamy dowody na istnienie Boga?″. Na to odrzekł Plato: ″Znaleźć Ojca i Twórcę wszechświata, rzeczą jest trudną, ale znalazłszy Go, zupełnie jest niemożliwą opisać Go słowami, tj. określić Istotę Jego″. Na to pyta go Klemens dalej: ″Dlaczegożby to było niemożliwą rzeczą?″. Ale wnet dodaje: ″Dobrze powiedziałeś, iż Bóg jest niewysłowiony, nie ustawaj jednak w pracy, spróbujmy społem: boć całemu rodzajowi ludzkiemu, przede wszystkim zaś biegłym w umiejętności, wrodzona jest jakaś boża siła, mocą której mimo woli, zmuszeni są ludzie wyznać, że jest Bóg, ani początku, ani końca niemający″.
Filozofowie więc katolickiej starożytności utrzymywali i bronili przeciw pogańskim mędrkom zdania, że rozum ludzki, umiejętnością zwłaszcza rozwinięty i wykształcony, powinien swą wewnętrzną duchową siłą poznać Boga, Twórcę i Rządcę świata. W tej zaś nauce zawiera się i to, że rozum ludzki nie może mieć przekonania o nieistnieniu Boga.
Stąd i my, wedle wyraźnej nauki starochrześcijańskich filozofów, musimy się trzymać zdania, że niemożliwą jest rzeczą, aby kto mógł mieć rozumne przekonanie o nieistnieniu Boga ponadświatowego.
I dalej, co Ojcowie ze skarbnicy filozofii ku obronie naszej Boskiej wiary zaczerpnęli, to samo w średnich wiekach filozofia scholastyczna z nową jasnością i dokładnością opracowywała. Tak rzecz się ma i z niniejszym przedmiotem. Św. Tomasz z Akwinu wyłuszcza postawione przez nas pytanie z jasnością, wykluczającą już wszelkie wątpliwości. Ateizm jest, według niego, w sposób rozumny niemożliwy, a to z dwóch przyczyn. Najprzód dlatego, że poznanie Boga jest nam już wrodzone, przez wrodzoną nam możność i łatwość poznania Boga²¹ , a po wtóre dlatego, że Opatrzność Boża prowadzi nas do tegoż poznania pewnymi środkami do porządku naturalnego należącymi. Bóg bowiem nie może swego stworzenia opuścić, ale dawszy mu raz byt, jest mu wciąż obecny i prowadzi je w sposób sobie właściwy do odpowiedniego celu. Jeżeli zaś rzecz tak się już ma z każdym stworzeniem, dlaczegóżby miało być inaczej ze stworzeniem najwyższym, jakim jest człowiek, któremu Bóg wytknął za cel, żeby Go znał i miłował? Nie dochodzi wprawdzie człowiek bez użycia swych sił do tego celu, ale Bóg, który mu je dał, dopomaga mu, aby ich w taki używał sposób, żeby wytkniętego sobie celu dostąpił. Że zaś powołaniem człowieka jest życie religijno-moralne, a to na poznaniu Boga się opiera, toć Bożą jest już rzeczą, aby rozkwitający się umysł ludzki do tego poznania z łatwością i pewnością doszedł.²² Ta nauka Anielskiego Doktora jest też i ogólną całej szkoły nauką. Filozofia więc katolicka postawiła zasadę, że rozum ludzki za pomocą naturalnie sobie wrodzonej siły przyjść może do poznania Boga, i że warunki tego poznania tak są w człowieku nagromadzone, że prawie niemożliwą jest rzeczą, aby Boga nie poznał – quem ignorare non possunt.
Wszelako, choć to przekonanie o nieistnieniu Boga żadnych w rozumie nie znajduje podstaw, to jednak w sercu wielu gnieździ się jakieś uporne przywiązanie do tego ateistycznego artykułu wiary, przywiązanie, opierające się niekiedy na dowodach, które w takim usposobieniu zdają się człowiekowi pełne wartości, chociaż przedmiotową ich nicość nietrudno odkryć.
Z tego sądzę, że nie możemy słusznie zaprzeczyć, jakoby nie było, że się tak wyrażę, wiernych swemu przekonaniu ateistów. Bo chociaż tysiące takich się znajduje, którzy się z niewiary szczycą, i w bezrozumnej swej dumie łączą się z tymi co przeczą Boga, a w sercu przeciwne mają przekonanie; owszem, chociażby i wielu było takich, którzy w zaślepieniu swoim mieszają bezbożne życzenie, aby Boga nie było, z przekonaniem, że Boga nie ma – toć są przecież tacy, którzy dla swej szczerości i otwartości na wiarę zasługują, kiedy wyznają publicznie, że o nieistnieniu Boga są przekonani.
Samo nawet Pismo Boże zdaje się wskazywać możliwość takiego szczerego ateizmu; kiedy bowiem mówi: ″rzekł głupi w sercu swoim, nie masz Boga″, to twierdzi, że człowiek zapierający się Boga, właśnie dlatego, że nie daje posłuchu rozumowi, głupim jest; ale zarazem dodaje, że to zaprzeczenie jest nie tylko praktycznym, tj. objawiającym się w bezbożnym życiu człowieka, ale że i w sercu jego gości, a więc, że i teoretycznie taki człowiek Boga się zapiera, czy to dla usprawiedliwienia, czy też wskutek bezbożnego życia. Zresztą i Ojcowie Soboru Watykańskiego, którzy z pewnością najlepszymi są świadkami tak panującej dziś wiary, jak i przeciwnej jej głupoty, utrzymują jednak jako fakt, że istnieje pośród ludzi prawdziwe a nie mniemane tylko zaprzeczenie Boga.²³
Fakt ten jednak domaga się opartego na logice i psychologii wyjaśnienia, bo na samo przypuszczenie tego faktu nasuwa się pytanie: jakże to jest możliwym, aby ludzie rozumni, a zwłaszcza wykształceni umysłowo, jakimi są przecież filozofowie, tak dalece hołdowali ateizmowi, który przedmiotowo uważany, jest tak na wskroś nierozumnym? W tym celu rzućmy okiem na czynniki tu działające, a odpowiedź sama się nasunie.
Że ktoś jest teoretycznym zwolennikiem ateizmu, może to, rzecz z gruntu badając, z dwóch pochodzić przyczyn. Najprzód wiemy, że Boga nie poznajemy bezpośrednio czyli doraźnie, ale dopiero za pomocą logicznych wniosków. Rozum musi z badań nad tym światem wywnioskować sobie istność odwiecznego Stwórcy. Zdarzyć się więc może, że rozum pod naciskiem woli usuwa się z pod wpływu logicznego wniosku, mimo całą jego jasność i konieczność. Czyż nie mamy na to tysiące próbek, nawet między uczonymi? I tak jeden, badając zjawiska życia ludzkiego, czuje się logiczną koniecznością zmuszony do przyjęcia niematerialnej duszy, jako niezbędnej podstawy tych zjawisk. Inny znowu szydzi z tego, i wszystkie te zjawiska przypisuje samej materii organicznej.
Ta możność wyłamywania się spod wpływu widocznego, logicznego, a tym samym i koniecznego wniosku występuje najwybitniej w prawdach, odnoszących się do życia moralnego. Życie moralne bowiem jest pod panowaniem wolnej woli; ta otrzymuje wprawdzie pewne wskazówki od rozumu, pewne prawdy graniczne, poza które wyjść nie powinna, ale jakżeż często granice te wydają się woli za ciasne. Wola tedy może je przekroczyć, i owszem może przeciw zdaniu swego rozumu działać. Aby jednak nie uwłaczać zdaniu rozumu, zmusza rozum do powątpiewania, i do szukania dowodów, które by prawdy te osłabiły. Pod tym przewrotnym naciskiem woli, rozum wobec najwidoczniejszych nawet wniosków milczy, a najnierozumniejsze sofizmaty za jasne przeciw-dowody przyjmuje tak długo, aż w tym fałszywym świetle nie przyjmie prawdy za błąd, a błędu za prawdę. Jest to historia duchowego procesu, jaki się odbywa u tych, których Apostoł krótkimi scharakteryzował słowy: qui veritatem in injustitia detinent, którzy prawdę Bożą w niesprawiedliwości zatrzymują.²⁴
Ten duchowy proces odbywa się w każdej negacji Boga, bo jakaż prawda bardziej oddziaływa na życie moralne człowieka, jak ta, że istnieje Bóg, Pan nieba i ziemi? Toteż wola opanowana zmysłowością nie znajduje uspokojenia w Bogu, który istną jest świętością, przed którego okiem każda plama jest zbrodnią. Dlatego też filozofowie cynicy przeczą zawsze istnieniu Boga.
Podobnie też wola gwałtowna i harda nie może pogodzić się z Bogiem, który ″od końca aż do końca dosięga mocnie, i rozrządza wszystko wdzięcznie″.²⁵ Gdzie więc tylko panuje hardość serca, tam występuje i negacja Boga, bo hardość nie może się ukorzyć przed Bogiem niepojętym, ani się ujarzmić pod panowaniem wszechmocnego Władcy.
Drugim źródłem zaprzania się Boga jest wychowanie i sposób nauczania. W młode już serca zaszczepiają się dziś zasady ateizmu, a te przyjmują się bezpodstawnie, gdyż młody umysł nie jest nawet zdolny do gruntownego badania takich teoryj. Wagę dowodów zastępuje tu powaga rodziców i nauczycieli. Jeżeli zaś nadto nauczyciel stał się głośnym, wtedy wykłady jego jeszcze głębszy wywierają wpływ, a tak równocześnie z rozwojem rozumu i serca, zakorzeniają się coraz bardziej i zaszczepione w nich zasady. Takie bezbożne i bezrozumne zdania utrzymują się długie lata, jakby najczystsze złoto wiedzy, a jeżeli kiedy nastąpi chwila jakiegoś zastanowienia, czy to wskutek własnej refleksji, czy też wskutek przeciwnych tym teoriom zarzutów, to bez głębszego badania odwraca się umysł od tych badań, bo co raz serce umiłuje, tego i wola niełatwo się pozbywa. Stąd to uporne obstawanie przy zdaniach i zasadach w młodości zaszczepionych, chociaż nie przemawiają za nimi żadne przedmiotowe dowody.
Zresztą, jakiekolwiek czynniki składają się na wytworzenie ateistycznego przekonania, najgłówniejszym jego powodem jest zawsze dobrowolne odwrócenie się od Boga przez grzech. Grzech jest z istoty swej praktycznym zaparciem się Boga. I jakżeż często łączy się grzech z tym bezbożnym pragnieniem, żeby Bóg, co tak surowo każdy grzech potępia i karze, wcale nie istniał. Lecz któż rozumny obwini Boga, że pozostawia grzesznika w tej żądzy, i że tenże pod jej wpływem z bezdroża na bezdroże kroczy, aż do zatraty dobrowolnie szukanej?
Dalej wiemy, jak poznanie Boga rozumowi ludzkiemu jest przystępne, bo wszystko dobro i piękno co go otacza, lub co we własnej jego naturze istnieje, przynagla go do uznania Twórcy i Pana tego wszystkiego. Boża też Opatrzność nastraja ten wpływ stworzeń ″potężnie a wdzięcznie″, aby tylko człowiek poznał Tego, który jest jego ostatecznym celem i zupełnym szczęściem. Do tego przyłącza się jeszcze i nadnaturalna pomoc łaski Bożej, która środki naturalne o wiele przewyższa. Kto więc mimo to wszystko zaprzecza Boga, to światło duchowe, co go zewsząd opromienia, ten czyni to dlatego tylko, że ma powody unikania tego światła, a szukania ciemności, ″żeby nie były zganione uczynki jego″.²⁶ Nawet i tam, gdzie wyssane z niechrześcijańskiego wychowania przesądy nasuwają przeciw wierze trudności, zdrowy rozum ludzki mógłby, mimo……………...