- W empik go
Pojednani - ebook
Pojednani - ebook
„ Pojednani ” to humoreska napisana przez Bolesława Prusa podczas jego współpracy z satyrycznymi pismami „Mucha” oraz „Kolce”. Bolesław Prus - polski powieściopisarz, nowelista i publicysta okresu pozytywizmu. Jest autorem siedmiu powieści oraz kilkunastu nowel i opowiadań. Jego twórczość prozatorska należy do największych osiągnięć literatury polskiej. Popularność przyniosły mu powieści realistyczne „Placówka”, „Lalka” i „Emancypantki” oraz powieść historyczna rozgrywająca się w starożytnym Egipcie „Faraon”.
Kategoria: | Powieść |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7903-744-5 |
Rozmiar pliku: | 2,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jest w Warszawie mnóstwo ludzi, których można by nazwać „mijającymi”, i sporo mieszkań, które zasługują na tytuł „przechodnich”.
Człowiek „mijający” jest to jeden z tych setek, które nas co dzień wymijają na ulicach. Odznacza się tym, że można go spotykać wszędzie, że zawsze jest do wszystkich innych podobny, lecz że niepodobna jest określić jego samego. W ogrodzie mijasz go na każdej alei i przy każdej bramie; w restauracji mija cię między nakrytymi stołami, albo przy bufecie; w teatrze usuwasz mu się w przysionku, albo on tobie obok krzeseł.
Człowiek taki, mężczyzna lub kobieta, zawsze wygląda na lata średnie; ma cerę ani bardzo zdrową, ani chorowitą, odzież ani zbyt wykwintną, ani ubogą – przyzwoitą: wzrost niezbyt wysoki i nie niski, fizjognomię ani zbyt inteligentną, ani idiotyczną, która jeżeli wyraża coś, to chyba roztargnienie.
Życie jego jest niewyraźne: nic o nim nie wiesz. Nie wiesz – jak się nazywa, nie wiesz – co robi, nie wiesz – z czego się utrzymuje. I nie tylko nic o nim nie wiesz, ale nawet nic nie chcesz o nim wiedzieć. Może zdziwiłbyś się, gdyby ci powiedziano, że taki człowiek rodzi się; lecz aniby ci przyszło do głowy martwić się, usłyszawszy, że któryś z nich umarł. Są oni od tego, ażeby robić ruch w mieście, jak krople wody są od tego, ażeby robić ruch w rzece; wychodzą Bóg wie skąd, płyną chodnikami spokojnie, mijają cię obojętnie i niewiadomo gdzie znikają.
Jak są ludzie „mijający” nas, tak bywają mieszkania „przechodnie”, które cechują się tym, że można je obejrzeć od razu, z sieni albo z podwórza. Jest to zazwyczaj długa izba w oficynie, mająca trzy lub cztery okna, którą za pomocą kilku tynkowanych przepierzeń dzieli się na dwa albo trzy pokoiki, tudzież kuchenkę z przedpokojem.
Są to mieszkania suche, widne i ciasne; kuchenka biała, jeden pokój bladożółtawy, drugi bladoniebieskawy, trzeci, jeżeli jest, perłowy. Podłogi myje się raz na kwartał, ściany odświeża się raz na trzy lata. W pewnych godzinach zagląda tam słońce, w innych ukazuje się woda w wodociągu; na zimę zakładają się podwójne okna. Przez podłogę słychać rozmowy, prowadzone na niższym piętrze, przez sufit kroki lokatora z wyższego piętra, a przez ścianę zegar, który wybija godzinę w sąsiedniej kamienicy.
W takich mieszkaniach nikt się nie rodzi, nikt się nie wychowuje, nikt nie umiera, bo nikt nie osiedla się tu na stałe. Każdy wprowadza się na krótki termin, płaci miesięcznie, pozwala mnożyć się karaluchom; a gdy pociemnieją ściany od pyłu, i z każdego kąta na środek pokoju zaczyna się wysuwać śmiecie, człowiek bez żalu wyprowadza się na nowy lokal, gdzie ściany są świeżo pomalowane i umyta podłoga. I znajduje takie same warunki bytu: takie same widne i ciasne pokoiki, w tych samych miejscach gwoździe, z tą chyba różnicą, że na dawnym mieszkaniu słońce pokazywało się o jedenastej z rana, na nowym zaś o pierwszej po południu.
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.