Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja
  • Empik Go W empik go

Pokochać Romea - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
5 lutego 2025
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pokochać Romea - ebook

Demi jest złotą dziewczyną Magnolia Falls.

Ja jestem bokserem z burzliwą przeszłością.

Demi jest piękna, szczera i urocza.

Ja jestem wściekły, zuchwały i krnąbrny.

Nienawidzę jej z całego serca.

Ale chyba mógłbym ją pokochać.

Kiedy Demi Crawford wraca do miasta i otwiera kawiarnię tuż koło mojej siłowni, nie jestem zadowolony – jak mam pracować obok dziewczyny, której rodzina zniszczyła mi życie? Choć z całej siły próbuję jej unikać, nasze drogi ciągle się krzyżują. Chcę dalej żywić do niej nienawiść… ale jest mi coraz trudniej trzymać się od Demi z daleka.

Bo Demi okazuje się inna niż reszta Crawfordów. Wspiera mnie, rozmawia ze mną i mnie słucha. Sprawia, że powoli się otwieram… i mówię jej o rzeczach, o których nie powiedziałbym nikomu innemu. Zaczynam nawet myśleć, że może nasze uczucie miałoby szansę rozkwitnąć.

Jednak czy to, co ukrywam, nie przekreśli naszego szczęśliwego zakończenia?

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-68265-33-0
Rozmiar pliku: 1,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

------------------------------------------------------------------------

Ro­meo

BE­KA­NIE.

Pier­dze­nie.

Ob­rzu­ca­nie się gów­nem.

W tym by­li­śmy naj­lepsi.

Sie­dzia­łem z chło­pa­kami na tych sa­mych miej­scach, na któ­rych sia­da­li­śmy co ty­dzień chyba od za­wsze. Ofiary przy­zwy­cza­jeń, a może prze­są­dów – albo wszyst­kiego po tro­chu. Bok­se­rzy jed­nak nie są w tej kwe­stii tacy jak kie­rowcy sa­mo­cho­dów wy­ści­go­wych. O nie, nie znaj­dzie­cie u nas śmier­dzą­cych skar­pe­tek, które ja­kiś ko­leś no­sił przez cały rok, za to mamy wła­sne prze­ko­na­nia i nie­któ­rym mogą się one wy­da­wać dzi­waczne, jak na przy­kład zaj­mo­wa­nie za­wsze tych sa­mych miejsc. Spo­ty­ka­li­śmy się w Knoc­kout, si­łowni, któ­rej by­łem obec­nie wła­ści­cie­lem i do któ­rej cho­dzi­li­śmy od cza­sów, gdy by­li­śmy jesz­cze dzie­cia­kami. Do­ra­sta­łem tu­taj.

W pew­nym sen­sie wszy­scy tu do­ra­sta­li­śmy.

– Mamy dzi­siaj dużo do ob­ga­da­nia. – Ri­ver uniósł brew, pa­trząc na King­stona i Na­sha. Nie pier­do­lił się w tańcu i od­zy­wał się jako pierw­szy, kiedy miał z czymś pro­blem.

– Da­lej kwę­kamy na te­mat tej je­ba­nej ka­wiarni? – jęk­nął King­ston. On i Ri­ver byli je­dy­nymi bio­lo­gicz­nymi braćmi w na­szej gru­pie, ale w pew­nym sen­sie wszy­scy by­li­śmy dla sie­bie jak bra­cia.

W je­dy­nym sen­sie, który ma zna­cze­nie.

Nash par­sk­nął śmie­chem. Ra­zem z King­sto­nem byli wła­ści­cie­lami JZW Con­struc­tion, czego roz­wi­nię­ciem były słowa Je­den Za Wszyst­kich. Każdy z nas wy­ta­tu­ował je so­bie lata temu.

– Stary, to była praca. Co mie­li­śmy zro­bić? Od­mó­wić jej? Wy­szli­by­śmy na chu­jów, gdy­by­śmy się nie pod­jęli pracy nad tym pro­jek­tem. Od­kąd otwo­rzy­li­śmy biz­nes cztery lata temu, zaj­mu­jemy się każdą re­no­wa­cją w tym mie­ście.

– Wia­do­mość z ostat­niej chwili, dupki. Na­dal wy­cho­dzi­cie na chu­jów. I to nie ma nic wspól­nego z ro­botą, któ­rej się po­dej­mu­je­cie. – Ri­ver się ro­ze­śmiał. – We­dług mnie po pro­stu bo­icie się wkur­wić Craw­for­dów.

Więk­szość nie­ru­cho­mo­ści w Ma­gno­lia Falls, ma­łym mia­steczku, w któ­rym do­ra­sta­li­śmy, na­le­żała do ro­dziny Craw­for­dów. Ich na­zwi­skiem na­zwano główną ulicę w mie­ście, po­dob­nie jak szkoły, bi­blio­tekę... to była nie­koń­cząca się li­sta. Spali na for­sie, a my mie­li­śmy po­wody, żeby ich nie­na­wi­dzić.

Ale kiedy przy­szło do pracy nad re­no­wa­cją bu­dynku, sta­ną­łem po stro­nie Na­sha i King­stona. Stawka była nie­zła, a ich firma świet­nie pro­spe­ro­wała. Nie chciał­bym, żeby moje oso­bi­ste ani­mo­zje sta­nęły im na dro­dze do roz­woju ich in­te­resu.

Demi Craw­ford, która wró­ciła do mia­sta po dłu­gim cza­sie nie­obec­no­ści zwią­za­nym z wy­jaz­dem na stu­dia, po­sta­no­wiła otwo­rzyć ka­wiar­nię tuż obok mo­jej si­łowni. Chło­paki cho­dziły tam do pracy, a nie rand­ko­wać z nią. Ri­ver jed­nak wi­dział to ina­czej.

– Mó­wi­łem ci, że Say­lor za­przy­jaź­niła się z nią na stu­diach, i we­dług tego, co mówi ten pro­myk ra­do­ści, z któ­rym przy­pad­kiem dzielę DNA, Demi jest fajną dziew­czyną. Jej słowa, nie moje. To chyba oczy­wi­ste – Hayes prze­wró­cił oczami, wspo­mi­na­jąc o swo­jej młod­szej sio­strze, którą uwiel­biał i która była dużo mil­sza niż jej mru­ko­waty brat. – Nie przy­jaź­nię się z Craw­for­dami, ale to nie zna­czy, że nie mo­żemy od czasu do czasu z nimi pra­co­wać, bio­rąc pod uwagę, że miesz­kamy w tym sa­mym pie­przo­nym ma­łym mie­ście. W ze­szłym roku mu­sia­łem uga­sić po­żar w ich domku go­ścin­nym i ja­koś nie mia­łeś mi za złe, że nie po­zwo­li­łem mu spło­nąć.

– Nie­ważne. Ro­bota jest wresz­cie skoń­czona. – Ri­ver na­pił się kawy i opadł na opar­cie skó­rza­nej ka­napy w sali na ty­łach, w któ­rej za­wsze od­by­wa­li­śmy na­sze spo­tka­nia. – Mo­żemy już prze­stać wcho­dzić w ty­łek wro­gowi?

– Słusz­nie. Ale mu­szę po­wie­dzieć, że ona nie jest taką bo­gatą, roz­piesz­czoną suką, za jaką ją masz – po­wie­dział King­ston, po czym na­tych­miast wy­cią­gnął przed sie­bie ręce w obron­nym ge­ście, by nie po­zwo­lić Ri­ve­rowi zła­pać się za gar­dło. – Nie bro­nię jej! Mó­wię, jak ja to wi­dzę. Wy­re­mon­to­wała so­bie też apar­ta­ment nad ka­wiar­nią i bę­dzie tam miesz­kać. Nie jest księż­niczką z wy­so­kiej wieży, za jaką ją bie­rzesz. Tylko mó­wię.

– Och, niech zgadnę. Te­raz bę­dziesz pró­bo­wał umó­wić się na randkę z pie­przoną Craw­for­dówną? – syk­nął Ri­ver.

– Zlu­zuj ga­cie, fiu­cie. King był wczo­raj ze mną i mogę cię za­pew­nić, że nie za­mie­rza się uma­wiać z ni­kim kon­kret­nym – po­wie­dział Hayes, śmie­jąc się. – On się za­mie­rza uma­wiać ze wszyst­kimi.

– Ej, nie rób ze mnie aż ta­kiego dupka! Po pro­stu lu­bię mieć dużo moż­li­wo­ści. I nie, nie za­mie­rzam uma­wiać się z Demi Craw­ford. Jest dla mnie zde­cy­do­wa­nie zbyt lan­dryn­ko­wata. – King­ston po­ru­szył brwiami, wie­dząc, że drażni brata.

Nie­na­wiść do ro­dziny Craw­for­dów pły­nęła w ży­łach nas wszyst­kich. I była uza­sad­niona. Ale Demi nie miała z tym nic wspól­nego i ża­den z nas tak na­prawdę jej nie znał, bio­rąc pod uwagę, że uczęsz­czała do ba­je­ranc­kiej pry­wat­nej szkoły, a my cho­dzi­li­śmy do szkoły pu­blicz­nej.

Kiedy aku­rat się tam po­ja­wia­li­śmy.

Ża­den z nas nie przy­kła­dał się do na­uki, ale ja­koś udało nam się skoń­czyć szkołę.

Ri­ver i ja mie­li­śmy prze­je­bane po cza­sie spę­dzo­nym w po­praw­czaku, ale ciężko pra­co­wa­li­śmy, żeby przy­wró­cić na­sze ży­cie na wła­ściwe tory.

Kiedy raz przy­lgnie do cie­bie łatka złego dzie­ciaka, trudno się jej po­zbyć.

Lu­dzie uwiel­biają oce­niać z góry – i to wła­śnie ro­bili.

– W ży­łach Craw­for­dów pły­nie czy­ste zło. Ale już dość czasu zmar­no­wa­li­śmy na ga­da­nie o nich. Przejdźmy do waż­niej­szej sprawy, co, Złotko? – Ri­ver sku­pił swoją uwagę na mnie.

Nadali mi taką ksywkę, a po­tem prze­nio­sła się na moją bok­ser­ską ka­rierę. Dużo ra­zem prze­szli­śmy. By­łem naj­młod­szy w gru­pie. Za­przy­jaź­ni­li­śmy się, kiedy na­tknęli się na mnie w alejce za si­łow­nią, gdy bi­łem się z trzema ko­le­siami kilka lat star­szymi ode mnie. By­li­śmy jesz­cze dziećmi. Do­łą­czyli do walki, gdy do­tarło do nich, że tamci mają nade mną prze­wagę li­czebną, i od tam­tej pory je­ste­śmy naj­lep­szymi przy­ja­ciółmi.

– Wła­śnie. Komu mamy obić gębę za to gówno, które od­je­buje ostat­nio ten szaj­bus? – Hayes oparł łok­cie na ko­la­nach i na­chy­lił się do przodu. Był stra­ża­kiem i dało się to za­uwa­żyć. Był po­tężny i silny, to­talny twar­dziel.

– Po pro­stu szuka uwagi. – Wzru­szy­łem ra­mio­nami, gra­jąc obo­jęt­nego, cho­ciaż prawda była taka, że ta sprawa za­szła mi mocno za skórę.

Leo „Mio­tacz Pło­mieni” Burns był pro­fe­sjo­nal­nym za­wod­ni­kiem. Na­zwali go tak, po­nie­waż twier­dził, że jego prawy sier­powy jest po­ca­łun­kiem śmierci.

Kilka mie­sięcy temu stra­cił pas mi­strza, gdy prze­grał z Gun­ne­rem Wa­ver­lym. To była je­dyna prze­grana w ca­łej jego ka­rie­rze i od tam­tego czasu ża­lił się na ten te­mat każ­demu, kto chciał słu­chać. Żą­dał re­wanżu. Twier­dził, że tam­tego dnia był w słab­szej for­mie i że ten cały Gun­ner miał po pro­stu szczę­ście.

Jego na­zwi­sko li­czyło się w branży. Miał całą rze­szę ob­ser­wa­to­rów w me­diach spo­łecz­no­ścio­wych, a prasa go uwiel­biała, bo nie pa­no­wał nad sobą i był to­tal­nie nie­prze­wi­dy­walny. Któ­re­goś razu wy­rzu­cił krze­sło przez okno w re­stau­ra­cji, po­nie­waż kel­nerka go nie roz­po­znała i ka­zała mu cze­kać na wolny sto­lik.

Ten ko­leś był dup­kiem. I z ja­kichś po­je­ba­nych przy­czyn zna­la­złem się ak­tu­al­nie na jego ce­low­niku. Zrzą­dze­niem losu walka, która kilka lat temu przy­nio­sła mi sta­tus za­wo­dowca, od­by­wała się wła­śnie z Gun­ne­rem Wa­ver­lym. Do­piero co stał się pro­fe­sjo­nal­nym bok­se­rem. Mój oj­ciec po­cią­gnął za kilka sznur­ków i Gun­ner zgo­dził się sta­nąć ze mną do walki. Wtedy jesz­cze nie był znany i kiedy go po­ko­na­łem, mało kto o tym mó­wił. A ja wkrótce po­tem wy­co­fa­łem się z walk i z ca­łej branży bok­ser­skiej.

Gun­ner sam za­pra­co­wał na swój suk­ces. Wy­grał z Leo, a Leo udzie­lał się w każ­dej sta­cji te­le­wi­zyj­nej, która ze­chciała go za­pro­sić, i żą­dał re­wanżu. Kilka ty­go­dni póź­niej Gun­ner Wa­verly uległ wy­pad­kowi sa­mo­cho­do­wemu, w wy­niku któ­rego am­pu­to­wano mu stopę.

Nie zmy­ślił­bym tego, na­wet gdy­bym chciał.

Ofi­cjal­nie udał się na bok­ser­ską eme­ry­turę, a Leo od tego czasu nie po­tra­fił po­ha­mo­wać zło­ści. Fa­cet stra­cił cho­lerną nogę, a Leo po­tra­fił tylko na­rze­kać, że nie do­cze­kał się re­wanżu.

I wła­śnie wtedy zo­sta­łem wcią­gnięty w to ba­gno.

Tak się zło­żyło, że by­łem ostat­nią osobą, z którą Gun­ner Wa­verly prze­grał walkę. Stąd po­mysł Leo, że od­kupi swoje imię, kiedy za­wal­czy ze mną.

Przed Gun­ne­rem to Leo dzier­żył pas i wie­rzył, że to wła­śnie ze mną po­wi­nien sta­nąć na ringu, aby go od­zy­skać. Aby udo­wod­nić wszyst­kim, że za­słu­guje na ten ty­tuł.

Cho­ciaż nikt, kurwa, nie wie­dział, kim w ogóle je­stem.

A mnie było z tym do­brze.

– To pie­przony ku­tas. Ale je­śli zgo­dzisz się wal­czyć z tym zła­ma­sem, mo­żesz być pe­wien, że bę­dziemy przy to­bie przez cały czas – za­pew­nił mnie King­ston, krę­cąc głową.

Moi przy­ja­ciele byli obecni na każ­dej mo­jej walce, którą sto­czy­łem od cza­sów li­ceum.

Tacy wła­śnie by­li­śmy. Za­wsze się wspie­ra­li­śmy.

Je­den za wszyst­kich. Mo­gli­śmy na so­bie po­le­gać.

– Cho­lera. Pa­mię­tam twoją walkę z Gun­ne­rem, stary. Sko­pa­łeś mu ty­łek i wszyst­kim opa­dły szczęki. – Ri­ver za­tarł ręce. – Ale ta cała sy­tu­acja z Leo wy­myka się spod kon­troli. Wiem, że nie chcesz wra­cać na ring, ale po­wiem ci... Chęt­nie zo­ba­czył­bym, jak sku­jesz mu mordę.

Prze­sta­łem się bić po tym, jak mój oj­ciec stra­cił przy­tom­ność na ringu kilka mie­sięcy po mo­jej walce z Gun­ne­rem, a kilka go­dzin póź­niej zmarł. Stra­ci­łem za­pał do walki i za­ją­łem miej­sce ojca w Knoc­kout, si­łowni, którą pro­wa­dził z Rocco, swoim kum­plem, który wła­śnie prze­szedł na eme­ry­turę. Usta­wił wszystko tak, że­bym zdo­łał go spła­cić. Od tam­tego czasu to miej­sce było moje i zaj­mo­wało mi nie­mal cały wolny czas. Tre­no­wa­łem kilku bok­se­rów, do­glą­da­łem per­so­nelu i ogól­nie utrzy­my­wa­łem to miej­sce. Wy­star­czało mi to do wy­god­nego ży­cia, ale nie spa­łem na pie­nią­dzach, a ta walka by­łaby szyb­kim za­strzy­kiem go­tówki.

Po­nie­waż moja sio­stra wy­je­chała do szkoły w in­nym mie­ście, ro­bi­łem, co mo­głem, żeby za­pew­nić byt ma­mie i babci po śmierci mo­jego ojca. Cie­szy­łem się, że prze­pro­wa­dzi­li­śmy bab­cię do nas, bo nie chcia­łem, żeby któ­ra­kol­wiek z nich była sama.

– Sam nie wiem. Roz­ma­wia­łem o tym z Lin­col­nem i po­wie­dział, że­bym nie po­zwo­lił się spro­wo­ko­wać temu kre­ty­nowi. Miał dużo wię­cej do czy­nie­nia z tym gów­nem niż ja. – Lin­coln Hen­drix był moim star­szym bra­tem, o któ­rym do­wie­dzia­łem się do­piero po śmierci ojca. Tata zo­sta­wił list, w któ­rym na­pi­sał mi o moim nie­zna­nym bra­cie, a ja go od­na­la­złem i od tam­tego czasu je­ste­śmy ze sobą bli­sko.

– Wy­daje mi się, że Leo po­doba się też to, że masz sław­nego star­szego brata – za­uwa­żył Nash. – Cią­gle o tym na­wija. I mu­szę przy­znać, że Cu­tler bar­dzo chciałby zo­ba­czyć swo­jego wujka Ro w praw­dzi­wej walce.

Cu­tler był sy­nem Na­sha i od chwili na­ro­dzin stał się jed­nym z nas. Miał pra­wie sześć lat i był naj­faj­niej­szym dzie­cia­kiem, ja­kiego kie­dy­kol­wiek po­zna­łem. Całą czwórką by­li­śmy jego oj­cami chrzest­nymi i nie było ta­kiej rze­czy, któ­rej by­śmy dla niego nie zro­bili. Nash wy­cho­wy­wał go prak­tycz­nie sam, poza oka­zjo­nal­nymi week­en­dami, gdy jego eks po­ja­wiała się, by spę­dzić z nim czas. Tak więc w pew­nym sen­sie Cu­tler był cały nasz. Kilka ty­go­dni temu za­czął przy­cho­dzić do mnie na lek­cje boksu, po­nie­waż na­gle się nim za­in­te­re­so­wał i chciał się na­uczyć wal­czyć.

– Wiem. Po­wie­dział mi w ze­szłym ty­go­dniu, że chce mnie zo­ba­czyć na ringu. My­śla­łem, że może uda mi się na­mó­wić któ­re­goś z was i ro­ze­gramy so­bie mały spa­ring – po­wie­dzia­łem ze śmie­chem.

– Czy ja wiem? Może jed­nak po­wi­nie­neś sko­rzy­stać z pro­po­zy­cji Leo. Wi­dzia­łeś, co od­sta­wił wczo­raj? Z twoim imie­niem? – Ri­ver zmie­nił głos, by brzmieć jak mała dziew­czynka, i wy­re­cy­to­wał: – „Ro­meo, Ro­meo, cze­muż ty je­steś Ro­meo?”.

Duży ka­nał spor­towy prze­pro­wa­dzał wczo­raj wy­wiad z Leo i za­py­tany o swoją na­stępną walkę, do­wa­lił tymi pier­do­łami z „Ro­meem”. Gdy­bym do­sta­wał pię­cio­cen­tówkę za każ­dym ra­zem, gdy ktoś wy­po­wiada do mnie te słowa... Cóż, nie mu­siał­bym się wtedy za­sta­na­wiać nad po­wro­tem na ring.

Prawda była taka, że strasz­nie mnie to wkur­wiało.

Całe mia­sto wy­py­ty­wało mnie, czy za­mie­rzam sko­pać mu ty­łek, bo ten de­bil nie chciał się za­mknąć i przy każ­dej nada­rza­ją­cej się oka­zji wy­cie­rał so­bie mną gębę.

– Pro­wo­kuje cię – stwier­dził Nash. – Je­śli chcesz wró­cić na ring, będę cię wspie­rał ca­łym sobą, bo nie ma nic pięk­niej­szego niż pa­trze­nie na to, jak go miaż­dżysz. Ale je­śli nie chcesz do tego wra­cać, pa­mię­taj, że nic nie je­steś wi­nien temu ku­ta­fo­nowi.

– Prawda. – Hayes uniósł fi­li­żankę z kawą, a my wszy­scy zro­bi­li­śmy to samo.

– Mu­szę to prze­my­śleć. Sam nie wiem, czego, kurwa, chcę. – Od­chrząk­ną­łem i zwró­ci­łem się do Na­sha. – Przy­pro­wa­dzasz Cu­tlera dzi­siaj po szkole?

Nash i King­ston pra­co­wali nad wiel­kim pro­jek­tem miej­skim i wie­dzia­łem, że będą za­jęci do późna.

– Tak. Dzięki, stary. Tylko na kilka go­dzin, wpadnę po niego po ko­la­cji.

– Spoko. Po­zwolę mu się tro­chę po­ba­wić na ringu, a po­tem może wy­sko­czymy na pizzę.

– Cu­tler to far­ciarz. Ma naj­bar­dziej za­je­bi­stych wuj­ków na świe­cie. Wy­obraź­cie so­bie, jaką pew­ność sie­bie bę­dzie miał ten dzie­ciak, jesz­cze za­nim pój­dzie do li­ceum. – Ri­ver par­sk­nął śmie­chem.

– Może po­win­ni­śmy tro­chę przy­sto­po­wać. Młody już nie roz­staje się z tą cho­lerną skó­rzaną kurtką, którą mu da­łeś. – Nash spoj­rzał na Ri­vera z unie­sioną brwią, po czym zwró­cił się do King­stona: – A te­raz pyta, kiedy bę­dzie mógł so­bie zro­bić ta­tuaż Je­den za wszyst­kich, bo ktoś mu po­wie­dział, że żeby być w na­szej paczce, musi się wy­dzia­rać. To było słabe, King. On jesz­cze na­wet nie ma sze­ściu lat, a prosi mnie o je­bany ta­tuaż.

King­ston uniósł rękę i par­sk­nął pod no­sem.

– O, stary. Kiedy był u mnie w ze­szłym ty­go­dniu, cho­dzi­łem bez ko­szulki, a on mnie cią­gle o to wy­py­ty­wał. Po­wie­dział mi też, że nie po­doba mu się jego imię i że chce je zmie­nić.

– Wła­śnie, co to za ak­cja z jego imie­niem? Po­wie­dział mi, że go „nie czuje” i za­sta­na­wia się nad no­wym. Chyba zry­łem mu mózg bar­dziej, niż są­dzi­łem. – Nash prze­tarł twarz dło­nią.

– Hej – po­wie­dzia­łem. – Cu­tler to naj­faj­niej­szy dzie­ciak, ja­kiego znam. Jest od­ważny. Ja w jego wieku nie mia­łem ta­kiej pew­no­ści sie­bie.

– No nie wiem... Młody Ro­meo ła­mał serca i sko­py­wał tyłki dzie­cia­kom dwa razy więk­szym od sie­bie, i to poza si­łow­nią i w dość mło­dym wieku – po­wie­dział ze śmie­chem Hayes. – Ale zga­dzam się z nim. Nie masz się co mar­twić swoim chło­pa­kiem. Wie, że jest ko­chany. A nie każdy z nas może to o so­bie po­wie­dzieć, co nie?

Po­tak­nę­li­śmy. Wszy­scy mie­li­śmy cięż­kie dzie­ciń­stwo, każdy z nas na swój spo­sób.

Ale prze­trwa­li­śmy i wy­szli­śmy na lu­dzi. Praw­do­po­dob­nie wła­śnie przez to trzy­ma­li­śmy się ra­zem.

W tej przy­jaźni.

W tym bra­ter­stwie.

Wszy­scy chcie­li­śmy lep­szego ży­cia dla Cu­tlera. Może nie miał tra­dy­cyj­nego domu, ale wy­cho­wy­wał się w oto­cze­niu ro­dziny, a na­sza mi­łość do tego dzie­ciaka nie miała gra­nic.

– Cho­ler­nie do­brze po­wie­dziane. Cu­tler jest bar­dziej ko­chany, niż na­sze ohydne mordy kie­dy­kol­wiek były. – Ri­ver pod­niósł się z miej­sca.

Za­wi­bro­wał mój te­le­fon. Zer­k­ną­łem na wy­świe­tlacz i jęk­ną­łem.

– Co jest? – rzu­cił King­ston.

– Mimi chce, że­bym przy­niósł jej i ma­mie ja­kieś dy­niowe gówno z Ma­gno­lia Be­ans. – Prze­wró­ci­łem oczami. Za każ­dym ra­zem, gdy w mie­ście otwie­rało się coś no­wego, moja mama i bab­cia ro­biły z tego wielką sprawę.

– Kurwa. Gdyby to był ktoś inny, a nie twoja mama i Mimi, po­wie­dział­bym, że­byś tego nie ro­bił. W końcu te­raz wszy­scy pi­jemy kawę Craw­for­dów. – Ri­ver po­ka­zał nam środ­kowy pa­lec, po czym wy­rzu­cił pa­pie­rowy ku­bek do ko­sza.

– To nic oso­bi­stego. Wciąż nie­na­wi­dzimy Craw­for­dów – po­wie­dział King­ston. – Ale sam chęt­nie na­pił­bym się pump­kin chai latte z ser­cem z pianki na gó­rze.

Roz­le­gły się śmie­chy.

Po­że­gna­li­śmy się na­szym zwy­cza­jo­wym uści­skiem dłoni, a Hayes w dro­dze do wyj­ścia wy­skan­do­wał na­szą przy­śpiewkę.

– Je­den za wszyst­kich. Bra­cia do końca. Lo­jal­ność na wieki. Przy­ja­ciele na za­wsze.

Po­ka­zał nam znak po­koju i wy­szedł.

Ja też wró­ci­łem do si­łowni i za­bra­łem się do pracy.

Mia­łem sporo na gło­wie i mu­sia­łem pod­jąć de­cy­zję w spra­wie walki.2

------------------------------------------------------------------------

Demi

OFI­CJALNE OTWAR­CIE KILKA DNI TEMU oka­zało się ab­sur­dal­nie huczne. Mia­łam wra­że­nie, że przy­było na nie całe mia­sto. Nie mo­głam się już do­cze­kać, żeby wresz­cie otwo­rzyć to miej­sce, po dłu­gich mie­sią­cach re­montu i ukła­da­nia menu. Moim głów­nym kie­run­kiem stu­diów była die­te­tyka, a dru­gim za­rzą­dza­nie. Ukoń­czy­łam je oba z suk­ce­sem, więc za­mie­rza­łam spra­wić, by Ma­gno­lia Be­ans było czymś wię­cej niż zwy­kłą ka­wiar­nią. Ser­wo­wa­łam zie­lone kok­tajle, szejki pro­te­inowe i jesz­cze parę in­nych zdro­wych opcji, a w ciągu ko­lej­nych mie­sięcy pla­no­wa­łam do­ło­żyć ich jesz­cze wię­cej.

Ruch w końcu tro­chę zma­lał i Pey­ton sprzą­tała kuch­nię. Do­ra­sta­ły­śmy ra­zem i pod­czas gdy ja wy­je­cha­łam z mia­sta na stu­dia, ona zro­biła so­bie kurs edu­ka­cji on­line. Ak­tu­al­nie po­trze­bo­wała pracy na pół etatu, więc ide­al­nie się do­pa­so­wa­ły­śmy.

Uchy­liły się drzwi i na jego wi­dok otwo­rzy­łam sze­roko oczy. Był szczu­pły, wy­soki i był naj­przy­stoj­niej­szym fa­ce­tem, ja­kiego kie­dy­kol­wiek wi­dzia­łam. Lekko fa­lo­wane włosy, dłuż­sze z przodu, ciem­no­brą­zowe oczy i syl­wetka, któ­rej nie po­wsty­dziłby się mo­del z ma­ga­zynu „GQ”.

Oczy­wi­ście wi­dy­wa­łam wcze­śniej Ro­mea Kni­ghta i wie­dzia­łam, kim jest, ale nie by­li­śmy przy­ja­ciółmi i mi­nęło wiele czasu, od­kąd na­sze ścieżki się skrzy­żo­wały po raz ostatni.

Na­to­miast z całą pew­no­ścią nie przy­po­mi­nam so­bie, żeby tak wy­glą­dał, gdy był młod­szy, cho­ciaż praw­do­po­dob­nie wtedy nie przy­wią­zy­wa­łam do tego wiel­kiej wagi.

By­łam nieco opóź­niona w tej kwe­stii.

– Cześć! Ro­meo, prawda? – za­gad­nę­łam z uśmie­chem na twa­rzy, do­póki nie za­uwa­ży­łam jego gry­masu oraz spoj­rze­nia, dzięki któ­rym po­zna­łam, że nic się nie zmie­niło. Ni­gdy nie był dla mnie miły, co zresztą pa­so­wało do jego apa­ry­cji bad boya.

No ale te­raz by­li­śmy do­ro­śli.

– Po­trze­buję dwa razy tego dy­nio­wego gówna, które sprze­da­jesz. Mama i bab­cia nie prze­stają mnie o to nę­kać.

Wow. Nie­zbyt miło, ale okej.

– Tak. Ja­sne. Dwa razy pump­kin chai latte z cy­na­mo­nem. – Wbi­łam jego za­mó­wie­nie na kasę, nie pod­no­sząc już na niego wzroku. – Gdy­byś chciał też jedno dla sie­bie, zro­bimy na koszt firmy.

– Bo uwa­żasz, że po­trze­buję jał­mużny? – rzu­cił twar­dym gło­sem, po­zba­wio­nym hu­moru.

Czy on na­prawdę po­czuł się ura­żony pro­po­zy­cją dar­mo­wego na­poju?

– Nie. Po­nie­waż je­ste­śmy są­sia­dami, a ja roz­kle­iłam na drzwiach wszyst­kich firm na tej ulicy ulotkę z in­for­ma­cją o dar­mo­wym do­wol­nym na­poju w ra­mach przy­ja­znego ge­stu. To się na­zywa gest han­dlowy.

– Nic nie chcę. Da­ruję so­bie.

Co za fiut.

– Ża­den pro­blem. – Unio­słam brew i za­ci­snę­łam usta w wą­ską li­nię. Twoja strata, dupku. Po­sta­ra­łam się, a on zro­bił wszystko, by wyjść na pa­lanta. – Chcesz, że­bym roz­li­czyła któ­ryś z tych w ra­mach dar­mo­wego na­poju?

– Za­płacę za oba.

Prze­wró­ci­łam oczami i wy­cią­gnę­łam rękę.

– To bę­dzie równo je­de­na­ście do­la­rów.

Wy­cią­gnął pie­nią­dze i rzu­cił je na ladę, jak gdyby nie mógł znieść na­wet my­śli o tym, że miałby je po­ło­żyć na mo­jej dłoni.

O co, do cho­lery, cho­dzi temu go­ściowi?

To był mój pierw­szy ty­dzień jako przed­się­bior­czyni, więc za­cho­wa­łam spo­kój. Wrzu­ci­łam pie­nią­dze do kasy i za­ję­łam się ro­bie­niem na­po­jów. Za­czę­łam od prze­płu­ka­nia obu kub­ków wrząt­kiem. Zer­k­nę­łam przez ra­mię i za­uwa­ży­łam, że się mi przy­gląda. Spo­dzie­wa­łam się, że od­wróci wzrok, ale nie zro­bił tego. Po pro­stu ga­pił się na mnie, jakby nie mógł znieść mo­jego wi­doku.

Dla­czego się w ta­kim ra­zie nie od­wróci, do ja­snej cho­lery?

Wes­tchnę­łam ciężko, po czym opu­ści­łam wzrok i w nie­zręcz­nej ci­szy do­koń­czy­łam przy­go­to­wy­wa­nie jego za­mó­wie­nia.

W col­lege’u za­przy­jaź­ni­łam się z Say­lor Wo­od­son. Wie­dzia­łam, że jej star­szy brat Hayes ob­raca się w tych sa­mych krę­gach co Ro­meo. Mój brat Slade za­wsze mi po­wta­rzał, że ta ich banda to źró­dło kło­po­tów, a ja trzy­ma­łam się od nich z da­leka. Sły­sza­łam, że oskar­żano ich o kra­dzieże, wa­ga­ro­wa­nie i tym po­dobne rze­czy, gdy byli młodsi. Nie żeby Slade nie był przy­czyną róż­no­ra­kich pro­ble­mów. Jed­nak dwaj z nich, o któ­rych wspo­mniał – King­ston Pierce i Nash He­art – pra­co­wali przy re­mon­cie mo­jej ka­wiarni i byli nie­zwy­kle pro­fe­sjo­nalni. Nie bar­dzo chcieli roz­ma­wiać, ale za­cho­wy­wali się miło i ro­bili do­brą ro­botę.

Nie mia­łam po­ję­cia, że Ro­meo ma ze mną taki wielki kło­pot. A może po pro­stu jest ze­stre­so­wany tym, że ja­kiś słynny bok­ser wy­po­wiada się we wszyst­kich sta­cjach te­le­wi­zyj­nych, wy­cie­ra­jąc so­bie gębę jego imie­niem.

Nie że­bym była wielką fanką sportu.

Nie by­łam.

Ale wszy­scy o tym mó­wili.

– Skoń­czy­łam. Wy­cho­dzę – po­wie­działa Pey­ton, wy­nu­rza­jąc się z kuchni, po czym sta­nęła jak wryta na wi­dok Ro­mea.

– Dzięki za po­moc. Do zo­ba­cze­nia ju­tro. – Zer­k­nę­łam na nią, da­jąc jej do zro­zu­mie­nia, że zna­la­złam się w bar­dzo nie­zręcz­nej sy­tu­acji.

Ale Pey­ton po­sta­rała się, by stała się jesz­cze bar­dziej nie­zręczna. Była w tym świetna.

Oczy­wi­ście po­de­szła do kasy.

– Ty je­steś Ro­meo Kni­ght, prawda?

Zwró­cił na nią wzrok.

– Tak.

– Ach, ale z cie­bie ga­duła. – Ro­ze­śmiała się. – Masz si­łow­nię tuż obok nas. Po­win­ni­ście umó­wić się na ja­kąś współ­pracę. No wie­cie, może ci przy­stojni bok­se­rzy mo­gliby u nas do­stać promkę typu dwa w ce­nie jed­nego? – Prze­nio­sła wzrok z niego na mnie, a ja jęk­nę­łam, po­nie­waż Pey­ton ni­gdy nie po­tra­fiła do­brze oce­nić sy­tu­acji.

– Wąt­pię, by to było ko­nieczne. Wy­daje mi się, że wszy­scy wie­dzą, że tu je­steś. W końcu na­le­żysz do Craw­for­dów, prawda? – Zbli­żył się, gdy po­sta­wi­łam dwa kubki z na­po­jami na la­dzie i pod­nio­słam na niego wzrok.

– A więc wiesz, kim je­stem. – Skrzy­żo­wa­łam ra­miona na piersi.

– Ni­gdy nie twier­dzi­łem, że jest ina­czej.

Pod­niósł kubki z lady i od­wró­cił się w stronę drzwi.

– Cóż, nie mu­sisz się tym mar­twić. Wcale nie za­mie­rza­łam wcho­dzić w układ z twoją si­łow­nią – rzu­ci­łam, krzy­wiąc się w du­chu na tę słabą ri­po­stę.

Pchnię­ciem otwo­rzył drzwi i od­wró­cił się do mnie.

– Za­ufaj mi. Nikt nie bę­dzie przez to pła­kał.

Po czym wy­szedł.

Otwo­rzy­łam usta i od­wró­ci­łam się do Pey­ton, krę­cąc głową.

– Co za du­pek.

– O rany. Ale nie­złe z niego cia­cho, co? Ta twarz. Te włosy. To ciało. Taki wy­gląd po­wi­nien być za­ka­zany.

– Nie za­uwa­ży­łam. By­łam za­jęta cho­wa­niem urazy do niego. Co ja mu, na li­tość bo­ską, zro­bi­łam? Nie chciał na­wet sko­rzy­stać z mo­jej pro­mo­cji dla są­sia­dów na je­den dar­mowy na­pój. Za­cho­wy­wał się tak, jak­bym za­mor­do­wała mu ko­goś z ro­dziny.

– Tak, wi­dy­wa­łam go cza­sami i ni­gdy nie był spe­cjal­nie miły, ale to był ja­kiś wyż­szy po­ziom. Cie­kawe, dla­czego tak cię nie­na­wi­dzi.

Cho­lera. Wy­gląda na to, że mi się nie wy­da­wało, skoro na­wet ona za­uwa­żyła, że typ ma ze mną ja­kiś pro­blem.

– Nie mam po­ję­cia. Na­wet go nie znam.

– Wiesz, twoja ro­dzina jakby rzą­dzi Ma­gno­lia Falls, więc nic dziw­nego, że wa­sze bo­gac­two wzbu­dza wśród nie­któ­rych za­zdrość. Masz szczę­ście, że je­steś moją naj­lep­szą przy­ja­ciółką i mnie roz­piesz­czasz, więc mnie to nie ob­cho­dzi. – Od­chy­liła głowę do tyłu, śmie­jąc się.

– Wy­je­cha­łam na stu­dia na cztery lata. Wró­ci­łam do domu i otwo­rzy­łam firmę, w któ­rej co­dzien­nie pra­cuję. Miesz­kam w ma­łym apar­ta­men­cie nad ka­wiar­nią i pró­buję sama o wszyst­kim de­cy­do­wać. Ale i tak je­stem znie­na­wi­dzona z po­wodu pie­nię­dzy mo­jej ro­dziny? Ro­meo Kni­ght może się od­wa­lić. Ni­gdy go nie oce­nia­łam. Nie ma po­ję­cia o moim ży­ciu. Aż do dziś ni­gdy nie za­mie­ni­li­śmy ze sobą słowa. Wy­ro­bił so­bie zda­nie na mój te­mat, jesz­cze za­nim prze­kro­czył ten próg.

– Masz ra­cję. To du­pek. Ale, cho­lera, przy­stojny du­pek, chyba nie za­prze­czysz?

– Mam w du­pie, jak wy­gląda. To ku­tas. A to prze­bija wy­gląd. Poza tym le­d­wie za­uwa­ży­łam.

Mia­łam na­dzieję, że na przy­szłość bę­dzie się trzy­mał z da­leka. Nie po­trze­bo­wa­łam jego ne­ga­tyw­nej ener­gii w mo­jej ka­wiarni. Otrzą­snę­łam się i od­wró­ci­łam do Pey­ton, która za­no­siła się śmie­chem z po­wodu mo­jego ostat­niego ko­men­ta­rza.

– Gdy­bym miała opa­skę na oczach i wo­rek na gło­wie, a na świe­cie za­bra­kłoby świa­tła sło­necz­nego oraz elek­trycz­no­ści, i tak wie­dzia­ła­bym, że jest sek­sowny.

– Nie­ważne. Skupmy się na na­szych spra­wach. To był ko­lejny świetny dzień dla na­szego in­te­resu. Mia­ły­śmy duży ruch i będę mu­siała wie­czo­rem zło­żyć sporo za­mó­wień, bo za­pasy koń­czą się szyb­ciej, niż osza­co­wa­łam.

– Sama wi­dzisz, mą­dralo. Twój ele­gancki dy­plo­mik wy­daje owoce. – Uści­skała mnie i zgar­nęła z lady ciastko, po czym po­ma­chała mi na po­że­gna­nie.

Skoń­czy­łam sprzą­tać i uda­łam się do sie­bie na górę. Mój apar­ta­ment skła­dał się tylko z jed­nej sy­pialni, ale był w każ­dym calu mój, tak samo jak ka­wiar­nia, i ko­cha­łam oba te miej­sca jed­na­kowo.

Mój dzia­dek i oj­ciec za­wsze roz­ma­wiali o nie­ru­cho­mo­ściach. O cięż­kiej pracy i bu­do­wa­niu cze­goś od pod­staw. Dzia­dek był po­li­ty­kiem, a oj­ciec miał wła­sną firmę in­we­sty­cyjną, więc etyka pracy była wtła­czana do mo­jej głowy od ma­leń­ko­ści. Ja­sne, mia­łam ła­twiej niż inni. Mój fun­dusz po­wier­ni­czy był spory, a ja uszczk­nę­łam z niego dużą część i za­in­we­sto­wa­łam ją w kupno tego bu­dynku, który miał słu­żyć za­równo jako moje miej­sce pracy, jak i miesz­ka­nie. To była mą­dra, bez­pieczna in­we­sty­cja. W bu­dynku znaj­do­wało się jesz­cze jedno skle­powe po­miesz­cze­nie, ale wciąż nie zde­cy­do­wa­łam, co zro­bić z tą prze­strze­nią. Nie­ru­cho­mo­ści w Ma­gno­lia Falls były na to­pie, zwłasz­cza w cen­trum mia­sta. Chcia­łam po­cze­kać, żeby zo­ba­czyć, jak się sprawy po­to­czą, i albo po­więk­szyć ka­wiar­nię, albo wy­na­jąć po­miesz­cze­nie pod ja­kąś inną dzia­łal­ność.

Moja matka była prze­ra­żona, że po­sta­no­wi­łam za­miesz­kać nad ka­wiar­nią, zwłasz­cza że ro­dzice za­pro­po­no­wali, że ku­pią mi dom w pre­zen­cie za ukoń­cze­nie stu­diów. Ale ja by­łam zde­cy­do­wana, żeby sko­rzy­stać z pie­nię­dzy z fun­du­szu i żeby za­częły pra­co­wać na mnie. Mia­łam kilka przy­ja­ció­łek, które także po­cho­dziły z bo­ga­tych ro­dzin, a które całe mie­siące po skoń­cze­niu stu­diów spę­dziły na po­dró­żo­wa­niu po Eu­ro­pie, pod­czas gdy ja by­łam tu­taj, opra­co­wy­wa­łam biz­ne­splan i od­na­wia­łam bu­dy­nek.

Ni­gdy nie by­łam taką dziew­czyną. Pew­nie, lu­bi­łam ładne ubra­nia i przed­mioty, ale za­wsze ciężko pra­co­wa­łam. W col­lege’u mia­łam pracę na pół etatu, lu­bi­łam za­ra­biać wła­sne pie­nią­dze. Lu­dziom za­wsze się wy­da­wało, że wszystko otrzy­ma­łam po­dane na tacy. Kiedy do­sta­łam się do jed­nego z naj­bar­dziej pre­sti­żo­wych uni­wer­sy­te­tów w Ka­li­for­nii, sły­sza­łam nie­koń­czące się ko­men­ta­rze od lu­dzi, któ­rzy byli prze­ko­nani, że mój dzia­dek za­ła­twił mi tam miej­sce. Wie­dzia­łam, że gdy­bym się unio­sła i dała im do zro­zu­mie­nia, że na do­da­tek do­sta­łam pełne sty­pen­dium na wszyst­kie cztery lata na­uki, przy­pięto by mi łatkę suki za to, że po­tra­fię sta­nąć w swo­jej obro­nie. Więc gry­złam się w ję­zyk. Ale już w li­ceum ciężko ha­ro­wa­łam i nie zmie­niło się to w cza­sie stu­diów.

Chcia­łam wy­pra­co­wać so­bie wła­sną markę, nie­za­leż­nie od mo­jej ro­dziny. Żeby udo­wod­nić, że za­słu­gi­wa­łam na to wszystko, co mia­łam. Moja ro­dzina sporo prze­żyła, a ja chcia­łam, żeby byli ze mnie dumni.

Kiedy otwo­rzy­łam drzwi do mo­jego miesz­ka­nia, nie mo­głam po­wstrzy­mać uśmie­chu. Pod­łoga była wy­ło­żona cie­płymi dę­bo­wymi de­skami. Nad ku­chenką w nie­wiel­kiej bia­łej kuchni znaj­do­wała się ko­lo­rowa ce­ra­miczna mo­zaika, która do­da­wała jej cha­rak­teru. Ku­pi­łam też jedną z tych uro­czych sta­ro­daw­nych lo­dó­wek w ko­lo­rze ja­snego błę­kitu, która ide­al­nie wpa­so­wała się w tę małą prze­strzeń. Po­środku znaj­do­wała się kwa­dra­towa wy­spa z bloku rzeź­ni­czego, przy któ­rej ja­da­łam więk­szość po­sił­ków, a w ma­łym sa­lo­nie obok stała biała ka­napa z przy­tul­nymi po­dusz­kami oraz prze­rzu­co­nym przez opar­cie ró­żo­wym ko­cem. Do­ło­ży­łam rzym­skie ro­lety, by nadać po­miesz­cze­niu lek­kość i je do­świe­tlić. Ła­zienka i sy­pial­nia były za­cho­wane w po­dob­nym stylu. Na­zy­wa­łam ten kli­mat fran­cu­skim wiej­skim szy­kiem.

Mimo że było to nie­spełna sie­dem­dzie­się­cio­pię­cio­me­trowe miesz­ka­nie bez ogrodu, było moje i tylko moje. Opa­dłam na ka­napę i wes­tchnę­łam. W głębi serca by­łam dziew­czyną ze wsi. Od za­wsze. I pew­nego dnia pla­no­wa­łam mieć wła­sne ran­czo z końmi, jed­nak na ra­zie mu­sia­łam jeź­dzić do ro­dzi­ców albo do dziad­ków, żeby po­ujeż­dżać Te­acup. Chwi­lowo mój plan po­le­gał na tym, by spu­ścić głowę i ciężko pra­co­wać.

Z ulicy do­biegł mnie czyjś śmiech i uklę­kłam, by wyj­rzeć przez okno. Z si­łowni wła­śnie wy­cho­dził Ro­meo, trzy­ma­jąc za rękę chłopca, który na oko wy­glą­dał na ja­kieś pięć czy sześć lat.

Chło­piec miał na so­bie skó­rzaną kurtkę i uli­zane do tyłu włosy, pod­no­sił głowę, by pa­trzeć na męż­czy­znę obok niego. Ro­meo uśmie­chał się sze­roko i na ten wi­dok za­parło mi dech w pier­siach.

To na­prawdę prze­piękny męż­czy­zna, mimo że jest cho­dzą­cym pa­lan­tem.

I zde­cy­do­wa­nie wie­dział, jak się uśmie­chać, kiedy nie nie­na­wi­dził osoby u swo­jego boku. Za­sta­na­wia­łam się, czy to jego syn. Uzna­łam, że to moż­liwe. Mia­łam dwa­dzie­ścia dwa lata, a wie­dzia­łam, że Ro­meo jest ode mnie o rok czy dwa star­szy, więc być może miał całą ro­dzinę, o któ­rej nie mia­łam po­ję­cia.

Od­wró­ci­łam się od okna i wró­ci­łam na ka­napę, gdy usły­sza­łam wi­bro­wa­nie mo­jego te­le­fonu. Otrzy­ma­łam wia­do­mość od brata.

Slade: Cześć, sio­stra. Stę­sk­ni­łem się. Je­stem w mie­ście, ale nie mówmy jesz­cze ro­dzi­com. Zjemy ra­zem ko­la­cję?

Za­szkliły mi się oczy, a palce za­wi­sły nad ekra­nem te­le­fonu. Slade za­wsze był moim naj­lep­szym przy­ja­cie­lem – do czasu. Do czasu, gdy kom­plet­nie się zmie­nił. Strasz­li­wie za nim tę­sk­ni­łam. Po kilku po­by­tach na od­wyku prze­sta­łam już mieć na­dzieję... a przy­naj­mniej sta­ra­łam się jej nie mieć. Moi ro­dzice od­su­nęli się od niego po ostat­nim in­cy­den­cie w na­szym domu rok temu. Dzia­dek w dal­szym ciągu pła­cił za pla­cówki od­wy­kowe i za­równo on, jak i ja wie­rzy­li­śmy, że cho­ciaż nie wiemy, ja­kie to przy­nie­sie skutki, nie prze­sta­niemy pró­bo­wać. Po­nie­waż wie­dzie­li­śmy, że gdy się pod­damy, on także się podda.

Ja: Cześć. Pew­nie, chęt­nie się z tobą zo­ba­czę. Spo­tkamy się w Gol­den Go­ose?

Gol­den Go­ose było re­stau­ra­cją, do któ­rej cho­dzi­li­śmy od dziecka. Oboje uwiel­bia­li­śmy kok­tajle mleczne i frytki.

Slade: Nie chcę, żeby ro­dzice wie­dzieli, że je­stem w mie­ście. Ale chciał­bym zo­ba­czyć twoje nowe lo­kum. Ka­wiar­nię i miesz­ka­nie. Po to wła­śnie przy­je­cha­łem na week­end. Je­stem z cie­bie dumny. Może za­mó­wimy coś na wy­nos?

Otar­łam łzę spły­wa­jącą po po­liczku.

Na­dzieja jest ry­zy­kowna, kiedy mie­rzysz się z uza­leż­nie­niem. Przez wiele lat na różne spo­soby opła­ki­wa­łam utratę brata, ale za­równo wtedy, jak i te­raz zda­rzało mi się zo­ba­czyć prze­bły­ski daw­nego Slade’a, za które by­łam wdzięczna.

To brzmiało jak taki wła­śnie prze­błysk.

Ja: Bar­dzo chęt­nie. Do zo­ba­cze­nia.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: