Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pokój czy wojna? - ebook

Tłumacz:
Data wydania:
15 listopada 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
29,00

Pokój czy wojna? - ebook

Michaił Szyszkin obnaża swoją ojczyznę przed zachodnim czytelnikiem w sposób brutalnie bezpośredni i szczery. Demitologizuje „rosyjską duszę”, wywleka na wierzch prostą o niej prawdę: fundamentem społeczeństwa rosyjskiego jest niewolnicza zależność między jednostką i władzą. Rosja w tym ujęciu nie jest dobrym dzikusem, który tylko czeka na cud demokracji – Rosja to spadkobierca okrucieństwa Wikingów, jarzma mongolskiego; to depresyjna kraina bólu i bezradności, która z zewnątrz fascynuje siłą, a wewnątrz zapada się pod ciężarem własnej anachroniczności.

"Pokój czy wojna? Rosja i Zachód" – zbliżenie stanowi eseistyczną próbę przetłumaczenia Wschodu zachodniemu czytelnikowi. Najwyższy czas poznać agresora, tak by już w przyszłości nigdy nie ulegać jego urokom. Czy istnieje jednak druga Rosja? Czy Rosja Putina ma pogrzebać Rosję Tołstoja, Dostojewskiego i Czajkowskiego? Czy Rosjanin musi być dla świata straconym obywatelem? Autor zaprasza w podróż po historii „ostatniego imperium” – w poszukiwaniu nadziei na lepszą przyszłość.

Kategoria: Politologia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7392-870-1
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Pa­ra­doks kłam­stwa

Cza­sami mam wra­że­nie, że jest to kwe­stia słów.

Po prze­kro­cze­niu ro­syj­skiej gra­nicy nie­które zwroty oka­zują się błęd­nie ozna­ko­wa­nym ba­ga­żem. W ta­jem­ni­czy spo­sób ich treść zo­staje po ci­chu pod­mie­niona albo po pro­stu skra­dziona. Naj­lep­sze, naj­pięk­niej­sze wy­ra­że­nia w ro­syj­skiej sce­ne­rii tracą sens.

Gdy by­łem młody, wszystko wy­da­wało się pro­ste i ja­sne: nasz kraj opa­no­wała zgraja ko­mu­ni­stów i kiedy tylko zdo­łamy prze­go­nić par­tię, gra­nice się otwo­rzą i po­wró­cimy do świa­to­wej ro­dziny na­ro­dów, które żyją zgod­nie z za­sa­dami de­mo­kra­cji, wol­no­ści i po­sza­no­wa­nia praw jed­nostki. Par­la­ment, re­pu­blika, kon­sty­tu­cja, wy­bory – słowa te miały ba­śniowe brzmie­nie. Wszy­scy by­li­śmy wtedy na­iwni. Ja­koś nie przy­cho­dziło nam do głowy, że wszyst­kie te słowa już ist­nieją – sta­li­now­ska kon­sty­tu­cja z 1936 roku była „naj­bar­dziej de­mo­kra­tyczną kon­sty­tu­cją na świe­cie”. Ży­li­śmy wśród tych wiel­kich słów, któ­rych była pełna każda ga­zeta. Na wy­bory też mie­li­śmy cho­dzić re­gu­lar­nie.

Za­po­mnie­li­śmy, że wszyst­kie te do­bre słowa, które prze­nik­nęły z Za­chodu do na­szego spo­łe­czeń­stwa, stra­ciły swoje pier­wotne zna­cze­nie i za­częły na­zy­wać wszystko, tylko nie to, co na­prawdę ozna­czały.

Kon­sty­tu­cja gwa­ran­to­wała nam wszel­kie moż­liwe prawa, czarno na bia­łym stało w niej: „po­wszechne, równe i bez­po­śred­nie prawo wy­bor­cze w gło­so­wa­niu taj­nym”, „wol­ność słowa, wol­ność druku, wol­ność zgro­ma­dzeń i wie­ców, wol­ność po­cho­dów ulicz­nych i de­mon­stra­cji”, „Oby­wa­te­lom ZSRR za­pew­nia się nie­ty­kal­ność oso­bi­stą. Nikt nie może być aresz­to­wany bez po­sta­no­wie­nia sądu lub sank­cji pro­ku­ra­tora”, „Nie­ty­kal­ność miesz­ka­nia oby­wa­teli i ta­jem­nicę ko­re­spon­den­cji ochra­nia prawo”.

Au­to­rem tego prze­pięk­nego tek­stu jest Ni­ko­łaj Bu­cha­rin. W marcu 1937 roku, trzy mie­siące po uchwa­le­niu kon­sty­tu­cji, zo­stał aresz­to­wany pod za­rzu­tem szpie­go­stwa i udziału w spi­sku prze­ciwko Sta­li­nowi. W swoim ostat­nim li­ście Bu­cha­rin bła­gał Sta­lina, by go nie roz­strze­lano, tylko po­dano śmier­telną dawkę mor­finy. Za­miast oka­zać mu tę ła­skę, szef NKWD Ni­ko­łaj Je­żow, który oso­bi­ście nad­zo­ro­wał eg­ze­ku­cję, ka­zał Bu­cha­ri­nowi przy­glą­dać się przed śmier­cią, jak zo­stają roz­strze­lani inni więź­nio­wie.

Bu­cha­rin był trzy­krot­nie żo­naty. Jego pierw­sza żona Nad­ieżda Łu­kina zo­stała aresz­to­wana 1 maja 1938 roku i roz­strze­lana 9 marca 1940 roku. Druga żona Eswir Gur­wicz wraz z córką Swie­tłaną spę­dziły wiele lat w GU­Łagu. Do aresztu tra­fiła rów­nież trze­cia żona, Anna La­rina, a jej syn Juri wy­cho­wał się w domu dziecka, nie wie­dząc, kim byli jego ro­dzice.

Słowa za­wio­dły ich au­tora. Mam wra­że­nie, że sprzy­się­gły się prze­ciwko nam.

Naj­prost­sze, naj­zwy­klej­sze wy­ra­że­nia ozna­czają w Ro­sji zu­peł­nie różne rze­czy. Gdy mowa jest o go­spo­darce ryn­ko­wej lub wła­sno­ści pry­wat­nej, dla za­chod­nich uszu słowa te brzmią zna­jomo i atrak­cyj­nie, ale to mylne wra­że­nie. W Ro­sji nie ma ani za­gwa­ran­to­wa­nej wła­sno­ści pry­wat­nej ani go­spo­darki ryn­ko­wej w ich za­chod­nim ro­zu­mie­niu. Albo weźmy na przy­kład pań­stwo. W cy­wi­li­zo­wa­nym świe­cie od dawna uznaje się za oczy­wi­ste, że pań­stwo nie działa we wła­snym in­te­re­sie, tylko sta­nowi na­rzę­dzie do obrony in­te­re­sów oby­wa­teli. Wła­dza jest spra­wo­wana od­dol­nie i tylko te upraw­nie­nia, które nie mogą być re­ali­zo­wane na naj­niż­szym po­zio­mie, są de­le­go­wane wy­żej. Wie­dzę o po­dziale wła­dzy na usta­wo­daw­czą, wy­ko­naw­czą i są­dow­ni­czą każdy oby­wa­tel wy­sysa z mle­kiem matki.

W Ro­sji pod po­ję­ciem pań­stwa ro­zu­mie się coś zu­peł­nie in­nego: wła­dzę i te­ry­to­rium. Obie te rze­czy są święte. Na Za­cho­dzie oby­wa­tel jest współ­wła­ści­cie­lem pań­stwa, a w Ro­sji jego pod­da­nym, nie­za­leż­nie od tego, jaką ta­bliczkę pań­stwo wy­wie­siło mu na drzwiach.

Kto w Związku Ra­dziec­kim mógłby przy­pusz­czać, że par­tia ko­mu­ni­styczna co prawda znik­nie, ale w no­wej Ro­sji wszyst­kie do­bre słowa, ta­kie jak de­mo­kra­cja, par­la­ment i kon­sty­tu­cja, staną się wy­łącz­nie pał­kami do bi­cia w nie­koń­czą­cej się walce o wła­dzę i pie­nią­dze?

Weźmy po­ję­cie „de­mo­kra­cja”. W Eu­ro­pie jest ona uwa­żana za gwa­ran­cję swo­bód oso­bi­stych i praw czło­wieka. Więk­szo­ści Ro­sjan ko­ja­rzy się jed­nak z cha­osem lat dzie­więć­dzie­sią­tych. Nikt w Ro­sji nie chce po­wrotu do tam­tych „dzi­kich cza­sów”.

Te same słowa w Ro­sji i na Za­cho­dzie wy­wo­łują zu­peł­nie od­mienne re­ak­cje. Przy­kła­dowo: słynna już wy­po­wiedź, że roz­pad Związku Ra­dziec­kiego jest „naj­więk­szą ka­ta­strofą geo­po­li­tyczną” XX wieku (Wła­di­mir Pu­tin w kwiet­niu 2005 roku), na Za­cho­dzie wy­wo­łała roz­ba­wie­nie. W Sta­nach Zjed­no­czo­nych i w Eu­ro­pie Za­chod­niej ko­niec Związku Ra­dziec­kiego uznano za triumf wol­no­ści i de­mo­kra­cji, ale dla prze­wa­ża­ją­cej czę­ści Ro­sjan ozna­czał on w wy­mia­rze ludz­kim i spo­łecz­nym nie­wy­obra­żalną ka­ta­strofę. Pu­tin po­wie­dział to, co my­śli więk­szość z nich.

Naj­więk­sze chyba nie­po­ro­zu­mie­nie po­mię­dzy Za­cho­dem a Ro­sją wy­nika z tego, że de­mo­kra­tyczne po­ję­cia są w Ro­sji wy­dmusz­kami po­zba­wio­nymi ja­kie­go­kol­wiek zna­cze­nia. Za­chod­nie rządy mu­szą pod­da­wać się oce­nie we­dług tych de­mo­kra­tycz­nych kry­te­riów, w Ro­sji zaś służą one wy­łącz­nie jako fa­sada i każdy wie, że kryje się za nią tylko pustka. Ro­syj­skie pań­stwo może pro­kla­mo­wać „ustawy”, „kon­sty­tu­cję”, „prawa czło­wieka” i naj­róż­niej­sze „swo­body”, ale Ro­sja żyła i żyje we­dług jed­nego prawa, czyli wi­dzi­mi­się nie­ogra­ni­czo­nej wła­dzy Kremla. Dla­tego też ci, któ­rzy rzą­dzą moim kra­jem, nie po­tra­fią po pro­stu zro­zu­mieć, czemu na przy­kład An­glia nie chce wy­dać Ro­sji cze­czeń­skich se­pa­ra­ty­stów. W prze­ko­na­niu rzą­dzą­cych sprawę po­wi­nien za­ła­twić je­den te­le­fon bry­tyj­skiego pre­miera do wła­ści­wego sę­dziego.

W ro­syj­skim uni­wer­sum wiel­kie słowa peł­nią inną funk­cję. Służą do ma­sko­wa­nia. Coś, co oso­bie z ze­wnątrz może się wy­da­wać kłam­stwem, w ro­syj­skim uzu­sie ję­zy­ko­wym przy­czy­nia się do po­wszech­nego zro­zu­mie­nia. To nie pa­ra­doks, tylko ro­syj­ska rze­czy­wi­stość słów.

„Na Kry­mie nie ma ro­syj­skich żoł­nie­rzy” – oznaj­miono z krzy­wym uśmiesz­kiem ca­łemu światu wio­sną 2014 roku. Za­chód nie mógł zro­zu­mieć, jak Pu­tin może tak bez­czel­nie okła­my­wać swo­ich oby­wa­teli. Ale lud nie ode­brał tego jako kłam­stwa: dla nas wszystko jest ja­sne, wroga trzeba prze­cież oszu­ki­wać; to nie grzech, tylko czy­sta żoł­nier­ska po­win­ność. Z jaką dumą przy­zna­wano póź­niej: „Tak, ro­syj­scy żoł­nie­rze byli na Kry­mie!”.

Za­cho­dowi kła­mie się zu­chwale pro­sto w twarz: „Nie ze­strze­li­li­śmy bo­einga 777 nad Do­niec­kiem!”. Wszy­scy wie­dzą, że to kłam­stwo. A po­tem da­lej robi się swoje, bu­si­ness as usual.

Pu­tin jaw­nie pod­suwa za­chod­nim po­li­ty­kom bez­czelne kłam­stwa, a na­stęp­nie z wy­raź­nym za­in­te­re­so­wa­niem i nie bez przy­jem­no­ści ob­ser­wuje re­ak­cje od­bior­ców, na­pawa się ich kon­ster­na­cją i bez­rad­no­ścią. Zu­chwa­łość to de­mon­stra­cja siły, zmu­sza prze­ciw­nika do wy­ko­na­nia ru­chu i wpra­wia w za­kło­po­ta­nie. Za­chodni po­li­tycy nie są przy­go­to­wani na ta­kie kłam­stwa. Sami, za­miast otwar­cie kła­mać, ma­ta­czą tak, by po­zo­stało to nie­zau­wa­żone. W de­mo­kra­tycz­nej Eu­ro­pie obo­wią­zuje inny al­go­rytm kłam­stwa.

Chris Pat­ten, ostatni gu­ber­na­tor Hong­kongu i były ko­mi­sarz Unii Eu­ro­pej­skiej, w swo­ich wspo­mnie­niach przy­wo­łuje sy­tu­ację, gdy pod­czas spo­tka­nia na szczy­cie sie­dział przy jed­nym stole z Pu­ti­nem. Roz­ma­wiano o Cze­cze­nii i ła­ma­niu tam praw czło­wieka. „Sy­tu­acja była nie­zwy­kle nie­zręczna. Wie­dzie­li­śmy, że Pu­tin nas okła­muje, Pu­tin wie­dział, że to wiemy, a my, że on wie, że wiemy. I mil­cze­li­śmy. To było bar­dzo za­wsty­dza­jące”.

Ro­sja twier­dziła, że nie uczest­ni­czy w woj­nie na wscho­dzie Ukra­iny, choć wszy­scy wie­dzieli, że to kłam­stwo. Ro­syj­ska nar­ra­cja była pod­chwy­ty­wana przez za­chod­nią dy­plo­ma­cję. Krem­low­scy władcy po­sy­łali żoł­nie­rzy do wschod­niej Ukra­iny, ka­zali im umie­rać pod­czas ha­nieb­nej kryp­to­in­ter­wen­cji, a po­tem okła­my­wali ro­dziny na te­mat przy­czyn i miej­sca śmierci ich bli­skich. Krewni zaś za­cho­wy­wali się tak, jakby wie­rzyli rzą­dowi. I mil­czeli. Gdy Pu­tin we wła­snym kraju opo­wiada nie­prawdę, wszy­scy wie­dzą, że kła­mie – i on także wie, że wszy­scy to wie­dzą, ale jego wy­borcy go­dzą się na te kłam­liwe hi­sto­rie. Ro­syj­ska „prawda” to nie­koń­czące się kłam­stwo.

Wszystko to już było. Ra­dziec­kie ra­dio roz­po­wszech­niało kie­dyś na­stę­pu­jące obie­gowe kłam­stwo: „ TASS oświad­cza, że na te­ry­to­rium Ko­rei nie znaj­duje się ani je­den ra­dziecki żoł­nierz!”. Ra­dziec­kich żoł­nie­rzy nie było w Egip­cie, Al­gie­rii, Je­me­nie, Sy­rii, An­goli, Mo­zam­biku, Etio­pii, Kam­bo­dży, Ban­gla­de­szu czy La­osie. Je­żeli sta­cjo­nu­jący tam woj­skowi mieli szczę­ście po­zo­stać przy ży­ciu i po­wró­cić do oj­czy­zny, na­ka­zy­wano im: ani słowa! Oj­czy­zna się ich wy­parła. Do­piero w la­tach dzie­więć­dzie­sią­tych zo­stali ofi­cjal­nie uznani i jako uczest­nicy dzia­łań wo­jen­nych ob­jęci ustawą o we­te­ra­nach. W usta­wie tej są wy­li­czone wojny, w któ­rych wal­czyli nasi żoł­nie­rze i ofi­ce­ro­wie – rząd jed­nak na­dal ka­te­go­rycz­nie i upar­cie za­prze­cza na­szemu udzia­łowi. W przy­szło­ści usta­wo­dawcy będą mu­sieli do­pi­sać do tej li­sty rów­nież Ukra­inę.

Ro­sja po­wró­ciła do so­wiec­kiej epoki kłam­stwa to­tal­nego. Wła­dza za­warła wów­czas z pod­da­nymi umowę spo­łeczną, zgod­nie z którą ży­li­śmy przez dzie­siątki lat: wiemy, że kła­miemy i że wy kła­mie­cie, i kła­miemy da­lej, żeby prze­żyć. Na tej umo­wie spo­łecz­nej wy­ro­sły po­ko­le­nia.

Kie­dyś wy­po­ży­czy­łem w szkol­nej bi­blio­tece książkę Gel­so­mino w Kraju Kłam­czu­chów wło­skiego au­tora Gian­niego Ro­da­riego. W hi­sto­rii tej pe­wien chło­piec tra­fia do kra­iny opa­no­wa­nej przez bandę pi­ra­tów, któ­rzy zmu­szają wszyst­kich, by kła­mali. Ko­tom na­ka­zują szcze­kać, psom – miau­czeć. Na „chleb” trzeba mó­wić „atra­ment”. W obiegu są tylko fał­szywe pie­nią­dze, a miesz­kańcy do­wia­dują się o naj­waż­niej­szych wy­da­rze­niach z ga­zety „Kłamca do­sko­nały”. Oczy­wi­ście spodo­bała mi się ab­sur­dal­ność opi­sy­wa­nej sy­tu­acji. Ta­jem­nica nie­wia­ry­god­nego suk­cesu, jaki książka od­nio­sła wśród do­ro­słych, kryła się jed­nak w tym, że – w prze­ci­wień­stwie do dzieci – ro­zu­mieli oni, o ja­kim kraju jest w niej na­prawdę mowa. Or­well dla po­cząt­ku­ją­cych. Pa­mię­tam jesz­cze, jak moi ro­dzice dzi­wili się, że po­zy­cja ta nie zo­stała za­ka­zana. Wie­dzieli, że sami żyją w tej opa­no­wa­nej przez pi­ra­tów kra­inie kłam­ców.

Kłam­stwo było wszech­obecne. Kła­mały ga­zety, kła­mała te­le­wi­zja, kła­mali na­uczy­ciele. Pań­stwo oszu­ki­wało oby­wa­teli, oby­wa­tele oszu­ki­wali pań­stwo. Ta­kie były za­sady gry i wszy­scy to ro­zu­mieli. Przy­zwy­cza­ja­li­śmy się do tego już od przed­szkola. W tej kra­inie kłamstw do­ra­stali wszy­scy ak­to­rzy, któ­rzy od­gry­wają dziś ro­syj­ski spek­takl.

Przez dzie­się­cio­le­cia okła­my­wano swo­ich i ob­cych, nie przej­mu­jąc się, że nikt ni­komu nie wie­rzy. Na pla­ka­tach ob­wiesz­czano lud­no­ści, że „ZSRR jest ba­stio­nem po­koju”, a jed­no­cze­śnie po­sy­łano czołgi do naj­róż­niej­szych za­kąt­ków świata. Pod pre­tek­stem „we­zwa­nia grupy to­wa­rzy­szy” (śmiesz­nie ma­łej grupy, zło­żo­nej z pię­ciu funk­cjo­na­riu­szy sta­li­now­skiego skrzy­dła Ko­mu­ni­stycz­nej Par­tii Cze­cho­sło­wa­cji) wkro­czono do Cze­cho­sło­wa­cji. Skła­mano, że zo­sta­li­śmy we­zwani do Afga­ni­stanu. Kła­mano na te­mat wy­pad­ków lot­ni­czych, o ile tylko nie zgi­nęli w nich za­wod­nicy zna­nej dru­żyny pił­kar­skiej albo ho­ke­jo­wej. Tego ro­dzaju ka­ta­strofy zda­rzały się prze­cież tylko tam, na Za­cho­dzie. Gdy no­wym se­kre­ta­rzem par­tii zo­stał Breż­niew, okła­my­wano cały świat: z ofi­cjal­nych ujęć z uro­czy­sto­ści na placu Czer­wo­nym, którą przy­go­to­wano na po­wi­ta­nie Ga­ga­rina po jego lo­cie w ko­smos, wy­cięto po­stać Chrusz­czowa. Przy każ­dej oka­zji, waż­nej czy nie­waż­nej, za­kła­my­wano prze­szłość, te­raź­niej­szość i przy­szłość.

W te­le­wi­zji ra­do­śnie do­no­szono o re­ali­za­cji pla­nów pię­cio­let­nich, choć skle­powe półki co­raz bar­dziej pu­sto­szały, a ko­lejki ro­sły. Ży­li­śmy w kraju, w któ­rym „zwy­cię­żył so­cja­lizm” i zgod­nie z pra­wem wszystko na­le­żało do ludu, ale w rze­czy­wi­sto­ści lud nie po­sia­dał ni­czego. W ogóle nic do ni­kogo nie na­le­żało. Ży­li­śmy w nie­zwy­kłym pań­stwie peł­nym nie­wol­ni­ków, w któ­rym wszy­scy na­le­żeli do sys­temu. Rów­nież ci, któ­rzy nami prze­wo­dzili.

Wła­dza żą­dała od oby­wa­teli en­tu­zja­stycz­nych ra­por­tów o suk­ce­sach od­no­szo­nych we wszyst­kich ob­sza­rach go­spo­darki lu­do­wej, otrzy­my­wała za­tem wspa­niałe fał­szywe ra­porty. Wła­dza za­ma­wiała kłam­stwa, do­sta­wała je i uda­wała, że w nie wie­rzy. Je­śli zaś zna­lazł się ktoś, kto nie chciał uczest­ni­czyć w tej grze słów – był igno­ro­wany, upo­mi­nany, wy­rzu­cany z pracy, aresz­to­wany, mor­do­wany. Le­piej było za­tem przy­łą­czyć się do kłam­ców, zwłasz­cza gdy miało się ro­dzinę i dzieci na utrzy­ma­niu.

Moja matka uczyła w szkole. W tam­tym cza­sie oczy­wi­ście nie uświa­da­mia­łem so­bie jesz­cze, jak trudne było dla niej i dla wszyst­kich in­nych na­uczy­cieli pro­wa­dze­nie lek­cji. Mie­rzyli się z nie­moż­li­wym za­da­niem: uczyć dzieci mó­wić prawdę, a jed­no­cze­śnie przy­go­to­wać je na ży­cie w kraju kłamstw. Zgod­nie z pi­sa­nym pra­wem na­le­żało być za­wsze praw­do­mów­nym, ale nie­pi­sane prawo gło­siło: je­śli po­wiesz prawdę, sam bę­dziesz so­bie wi­nien kon­se­kwen­cji.

Na­sze na­uczy­cielki (w Ro­sji więk­szość ka­dry na­uczy­ciel­skiej sta­no­wiły i na­dal sta­no­wią ko­biety, po­nie­waż z na­uczy­ciel­skiej pen­sji z tru­dem można wy­ży­wić ro­dzinę) uczyły nas kłamstw, w które same nie wie­rzyły, po­nie­waż ko­chały i chciały oca­lić swo­ich uczniów. Oba­wiały się po­wie­dzieć coś nie­wła­ści­wego, ale bar­dziej bały się o nas niż o sie­bie. W na­szym kraju bo­wiem gra słów to­czyła się o naj­wyż­szą stawkę. Na­le­żało uży­wać wła­ści­wych słów, a uni­kać tych nie­bez­piecz­nych. Ofi­cjal­nie nikt nie wy­zna­czył tej gra­nicy, lecz każdy czuł ją w so­bie. Dy­sy­denci ła­mali za­sady gry, bo kie­ro­wali się sa­mo­bój­czym po­czu­ciem god­no­ści oso­bi­stej (słynne we­zwa­nie Soł­że­ni­cyna brzmiało: „Żyj bez kłam­stwa”). Za­sady ła­mali rów­nież nie­ustra­szeni mło­dzi lu­dzie – przez brak do­świad­cze­nia. Na­uczy­ciele pró­bo­wali ra­to­wać tę mi­łu­jącą prawdę mło­dzież, za­szcze­pia­jąc w niej ożyw­czą dawkę stra­chu. Choć w da­nym mo­men­cie mo­gło to być nieco bo­le­sne, za­pew­niało od­por­ność na całe dal­sze ży­cie. Może słabo na­uczono nas che­mii czy an­giel­skiego, ale za to otrzy­ma­li­śmy wzo­rowe prze­szko­le­nie w trud­nej sztuce prze­ży­cia, która na­ka­zy­wała mó­wić jedno, my­śleć dru­gie, a ro­bić trze­cie.

Owo pęk­nię­cie w oso­bo­wo­ści, roz­darta świa­do­mość – mó­wie­nie jed­nego, a my­śle­nie i ro­bie­nie cze­goś in­nego – kształ­to­wały rze­czy­wi­stość ca­łego na­rodu. Gdy kłam­stwo od­se­pa­ro­wuje się samo od sie­bie, zy­skuje zdol­ność two­rze­nia no­wej rze­czy­wi­sto­ści. A je­ste­śmy nią my sami, wszy­scy ży­jący dziś Ro­sja­nie, któ­rzy wy­ro­śli­śmy w tym świe­cie fał­szu. Za­równo zwo­len­nicy rządu, jak i opo­zy­cjo­ni­ści.

Tego ro­dzaju kłam­stwa nie można na­wet na­zwać ka­ry­god­nym, sku­piały się w nim bo­wiem cała siła wi­talna i in­stynkt prze­trwa­nia. Wola prze­trwa­nia za dru­tem kol­cza­stym, w obo­zie kar­nym o na­zwie Ro­sja, wy­maga od czło­wieka okre­ślo­nych cech, więc jego kon­struk­cja psy­chiczna ulega zmia­nie. Ma to swoje kon­se­kwen­cje, szcze­gól­nie je­śli ce­chy słu­żące prze­trwa­niu są prze­ka­zy­wane z po­ko­le­nia na po­ko­le­nie. Od po­ko­leń kłam­stwo było na­szym elik­si­rem ży­cia. W 1939 roku fi­lo­zof Ni­ko­łaj Bier­dia­jew w na­pi­sa­nym na emi­gra­cji ar­ty­kule za­ty­tu­ło­wa­nym „Pa­ra­doks kłam­stwa” tak wy­po­wia­dał się o dyk­ta­tu­rach Hi­tlera i Sta­lina: „Lu­dzie żyją w stra­chu, a kłam­stwo jest bro­nią”. Wszy­scy się ba­li­śmy i po­trze­bo­wa­li­śmy na­rzę­dzia do obrony! Wła­dza bała się wła­snych oby­wa­teli, dla­tego kła­mała. Lu­dzie zaś uczest­ni­czyli w tym kłam­stwie, po­nie­waż bali się wła­dzy. W ten spo­sób kłam­stwo stało się za­bez­pie­cze­niem eg­zy­sten­cji w spo­łe­czeń­stwie opar­tym na prze­mocy i stra­chu.

Na­le­żało kła­mać, ale nie wie­rzyć w kłam­stwa. Ten, kto w nie wie­rzył, szybko gi­nął. Pa­mię­tam jesz­cze, jak do­wie­dzie­li­śmy się o Czar­no­bylu. Pra­co­wa­łem wtedy w szkole. Na prze­rwie wy­raź­nie po­de­ner­wo­wany na­uczy­ciel fi­zyki (je­dyny poza mną męż­czy­zna w gro­nie pe­da­go­gicz­nym) przy­biegł do po­koju na­uczy­ciel­skiego. Pe­wien zna­jomy w ta­jem­nicy po­in­for­mo­wał go o ka­ta­stro­fie. Od razu mu uwie­rzy­li­śmy. To ów na­uczy­ciel, a nie rząd, ka­zał nam jak naj­szyb­ciej za­brać dzieci do bu­dynku, żeby nie zo­stały na­pro­mie­nio­wane na świe­żym po­wie­trzu. Ofi­cjalne ka­nały mil­czały jesz­cze długo. W końcu po­ja­wiły się do­nie­sie­nia o tym, co się wy­da­rzyło, choć jed­no­cze­śnie za­pew­niano, że nie ma żad­nego nie­bez­pie­czeń­stwa. Lu­dzie jed­nak do­brze wie­dzieli, co to ozna­cza: je­śli mó­wią, że nie ma nie­bez­pie­czeń­stwa, to zna­czy, że jest na­prawdę źle.

Za­chodni po­li­tycy nie mają ta­kiego do­świad­cze­nia w kła­ma­niu. Rów­nież nie­któ­rzy z nich są uwa­żani przez wy­bor­ców – zu­peł­nie słusz­nie – za kłam­ców i krę­ta­czy. Ich kłam­stwa mogą mieć po­ważne kon­se­kwen­cje, jak na przy­kład kłam­stwo o po­sia­da­niu przez Sad­dama Hu­sajna broni ma­so­wego ra­że­nia. Ci nie­trzy­ma­jący się prawdy po­li­tycy w ko­lej­nych wy­bo­rach tracą jed­nak wła­dzę, a w po­rów­na­niu z sa­mo­wład­cami w Ro­sji wy­dają się za­le­d­wie drob­nymi kan­cia­rzami. Czy można so­bie wy­obra­zić, by ame­ry­kań­ski pre­zy­dent albo nie­miecki kanc­lerz po­słał od­działy woj­ska do ak­cji, a póź­niej wy­parł się wła­snych żoł­nie­rzy? Wy­borcy ni­gdy by tego nie zro­zu­mieli ani nie wy­ba­czyli.

Dla za­chod­niego po­li­tyka, któ­rego los za­leży od od­da­nych na niego gło­sów, ko­rzystne jest mó­wie­nie tego, co na­prawdę my­śli, żeby zdo­być w ten spo­sób za­ufa­nie elek­to­ratu. W de­mo­kra­tycz­nym spo­łe­czeń­stwie by­cie przy­ła­pa­nym na kłam­stwie może ozna­czać ko­niec ka­riery.

Od­po­wie­dzialne po­dej­ście do słowa ma źró­dło w za­sad­ni­czej prze­mia­nie eu­ro­pej­skiego my­śle­nia, jaka na­stą­piła w okre­sie re­for­ma­cji. To, co zo­stało po­wie­dziane, na­leży trak­to­wać po­waż­nie i jako wią­żące. Pod­stawą cy­wi­li­zo­wa­nego spo­łe­czeń­stwa jest za­ufa­nie. Za­ufa­nie do in­sty­tu­cji pań­stwo­wych. Za­ufa­nie do da­nego słowa.

Róż­nice w funk­cjo­no­wa­niu słów wi­dać na przy­kła­dzie dwóch po­li­ty­ków, któ­rzy XX wiek uczy­nili naj­krwaw­szym stu­le­ciem w hi­sto­rii ludz­ko­ści: Hi­tlera i Sta­lina. W trak­cie lek­tury bu­dzą­cej od­razę książki Hi­tlera ro­syj­skiego czy­tel­nika ude­rza szcze­rość i bez­po­śred­niość, które u Sta­lina by­łyby nie do po­my­śle­nia. Otwar­cie wy­ra­żana nie­na­wiść Hi­tlera do Ży­dów do­bit­nie kon­tra­stuje z so­wiecką re­to­ryką „przy­jaźni lu­dów”. Zde­rzają się tu dwie różne tra­dy­cje: od­po­wie­dzial­ność za wy­po­wie­dziane słowa i wy­ko­rzy­sty­wa­nie słów do tu­szo­wa­nia tego, co na­prawdę ma się na my­śli. W szcze­rych wy­po­wie­dziach Füh­rera wy­brzmiewa praw­dziwe prze­ko­na­nie, dzięki któ­remu zdo­był za­ufa­nie mas. Ni­gdy nie okła­my­wał Niem­ców, a po doj­ściu do wła­dzy zro­bił wszystko to, co obie­cał. Do­pro­wa­dził do uchwa­le­nia ustaw no­rym­ber­skich, stwo­rzyw­szy w ten spo­sób pod­stawy prawne do prze­śla­do­wa­nia Ży­dów. An­ty­se­mi­tyzm stał się le­galny i na­ka­zany usta­wowo. Za sło­wami szły czyny. Nie­skry­wana nie­na­wiść Hi­tlera uto­ro­wała drogę do Ho­lo­kau­stu.

Sta­lin nie wy­po­wie­dział otwar­cie ani jed­nego złego słowa prze­ciwko Ży­dom, po woj­nie ka­zał jed­nak roz­strze­lać człon­ków Ży­dow­skiego Ko­mi­tetu An­ty­fa­szy­stow­skiego i pod przy­krywką walki z mię­dzy­na­ro­do­wym sy­jo­ni­zmem roz­po­czął an­ty­se­micką na­gonkę. Ha­niebny po­ka­zowy pro­ces le­ka­rzy krem­low­skich miał stać się pre­tek­stem do so­wiec­kiego wa­riantu „osta­tecz­nego roz­wią­za­nia”: po­czy­niono już przy­go­to­wa­nia do de­por­ta­cji Ży­dów na Sy­be­rię, w ten sam spo­sób, w jaki wcze­śniej de­por­to­wano inne ludy (pla­nów osta­tecz­nie nie zre­ali­zo­wano z po­wodu śmierci Sta­lina).

Człon­ko­wie Ge­stapo i NKWD byli opraw­cami. Ge­stapo jed­nak tor­tu­ro­wało lu­dzi, by zmu­sić ich do wy­zna­nia prawdy, że są ko­mu­ni­stami lub Ży­dami, NKWD na­to­miast sto­so­wało tor­tury, aby wy­do­być od poj­ma­nego kłam­stwo: fał­szywe przy­zna­nie się do winy i tego, że jest bry­tyj­sko-ja­poń­skim szpie­giem lub agen­tem mię­dzy­na­ro­do­wego sy­jo­ni­zmu.

Z try­bun i ga­zet gło­szono rów­ność wszyst­kich lu­dów w Związku Ra­dziec­kim, wy­chwa­lano bra­ter­stwo na­le­żą­cych do niego na­ro­dów, lecz w kraju jesz­cze kil­ka­dzie­siąt lat po śmierci Sta­lina pa­no­wał ci­chy pań­stwowy an­ty­se­mi­tyzm. Nie uchwa­lono żad­nej ustawy za­bra­nia­ją­cej przyj­mo­wa­nia Ży­dów na nie­które uczel­nie czy uni­wer­sy­tety, ale obo­wią­zy­wało nie­pi­sane prawo, któ­rego wszy­scy prze­strze­gali. W moim pań­stwie nie są po­trzebne ofi­cjalne „ustawy no­rym­ber­skie”. Re­la­cja mię­dzy sło­wem a rze­czy­wi­sto­ścią jest tu­taj inna.

Z tego po­wodu, gdy cho­dzi o Ro­sję, w wio­dą­cych krę­gach po­li­tycz­nych na Za­cho­dzie pa­nuje fun­da­men­talne nie­po­ro­zu­mie­nie. Me­dia i po­li­tycy pró­bują oce­niać re­żim w Mo­skwie na pod­sta­wie jego ofi­cjal­nych oświad­czeń. Z wy­po­wie­dzi „miesz­kań­ców Kremla” chcą wy­snu­wać ważne wnio­ski po­li­tyczne. Wy­po­wie­dzi te w tłu­ma­cze­niu zna­czą jed­nak: kła­miemy, a wy o tym wie­cie i mimo to mu­si­cie prze­ły­kać na­sze kłam­stwa. Ro­syj­scy władcy są oce­niani po sło­wach, choć po­winno się oce­niać ich wy­łącz­nie po czy­nach.

Czy Eu­ropa znaj­dzie spo­sób, by prze­ciw­sta­wić się temu tsu­nami kłamstw, czy też za­ak­cep­tuje Pu­ti­now­ską umowę spo­łeczną?

Je­śli ktoś chce orien­to­wać się w spra­wach ro­syj­skich, musi naj­pierw przej­rzeć ową „ma­ska­radę” słów. Musi spo­rzą­dzić lek­sy­kon zwro­tów wpro­wa­dza­ją­cych w błąd. Od­kryć praw­dziwy, ukryty sens za­kła­ma­nych, wy­świech­ta­nych ter­mi­nów. Za­cząć tłu­ma­czyć z ję­zyka fał­szu na prawdę. Każdy tłu­macz do­brze wie, czym są tak zwani fał­szywi przy­ja­ciele. To słowa, które w dwóch ję­zy­kach brzmią po­dob­nie i dla­tego wy­dają się znane i zro­zu­miałe, ale mają zu­peł­nie inne zna­cze­nie. W ro­syj­skim świe­cie nie­mal wszyst­kie słowa są „fał­szy­wymi przy­ja­ciółmi”.

Je­żeli nie usu­niemy prze­szkody w po­staci cha­osu po­jęć, bę­dziemy wciąż na nowo sły­szeć o ta­jem­ni­czym kraju na gra­nicy eku­meny. Wielu już pi­sało o „ta­jem­ni­czej ro­syj­skiej du­szy”. Jak pod­su­mo­wał Chur­chill: „Ro­sja to za­gadka owiana ta­jem­nicą, ukryta we wnę­trzu enigmy”.

Ro­sja­nie nie są za­gad­kowi ani ta­jem­ni­czy. Na ziemi nie ma „za­gad­ko­wych i ta­jem­ni­czych” lu­dów. Jest po pro­stu brak wie­dzy.

Słynny pi­sarz Iwan Gon­cza­row opły­nął świat do­okoła i spi­sał dzien­nik ze swo­jej po­dróży za­ty­tu­ło­wany Fre­gata Pal­lada. Au­tor Ob­ło­mowa, opus ma­gnum „ba­dań nad ro­syj­ską du­szą”, tak pi­sze o „za­gad­ko­wych” Ja­poń­czy­kach: „To, co u nas jest uprzej­mo­ścią, dla nich bę­dzie nie­uprzej­mo­ścią i od­wrot­nie”. Gon­cza­row twier­dzi, że nie na­leży oce­niać miesz­kań­ców Ja­po­nii we­dług eu­ro­pej­skiej miary. Nie zna­jąc hi­sto­rii ich kraju, nie można zro­zu­mieć men­tal­no­ści, stylu ży­cia i po­li­tyki Ja­poń­czy­ków: „Naj­lep­sza bo­daj zna­jo­mość serca ludz­kiego i naj­więk­sze do­świad­cze­nie nie­wiele po­mogą, bo tam, gdzie brak klu­cza do zro­zu­mie­nia świa­to­po­glą­dów, mo­ral­no­ści i oby­cza­jów na­rodu, rów­nie trudno po­stę­po­wać, kie­ru­jąc się zwy­kłym roz­sąd­kiem i lo­giką, jak roz­ma­wiać w ję­zyku tego na­rodu, nie zna­jąc gra­ma­tyki i nie po­sia­da­jąc lek­sy­konu”.

Wszy­scy je­ste­śmy za­gad­kowi: Ja­poń­czycy, Niemcy, Pa­pu­asi, Ro­sja­nie. Za­gadki te można jed­nak roz­wią­zać. Prze­szłość do­star­cza bu­dulca, z któ­rego po­wstaje na­sza te­raź­niej­szość.

My, ży­jące po­ko­le­nie, je­ste­śmy rę­ka­wiczką, a na­sza hi­sto­ria jest dło­nią.

------------------------------------------------------------------------

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: